czwartek, 30 czerwca 2016

Undisclosed Desires Part 6.

Zapraszam do czytania i komentowania. Za wszelkie usterki związane z czcionką i czymkolwiek innym, od razu przepraszam, ale miałam nie małe problemy z edycją tego rozdziału, ponieważ blogger postanowił się buntować na każdym możliwym kroku. Mam nadzieję, że żadne usterki nie przeszkodzą w czytaniu, a gdyby tak, to piszcie, postaram się je skorygować. Enjoy, Cassandra.


“You make me sick,
because I adore you so.”


Rok 2001 - trasa promująca "Origin Of Symmetry."
Noc, punkt widzenia Diany.


 Nie wiem co robić. Boję się zaangażowania. Boję się bólu. Boję się cierpienia. Boję się kpiny. Boję się słabości. Boję się tych wszystkich emocji. Boję się wykorzystania. Boję się zdrady. Boję się powagi. Ale zarówno boję się to stracić. Wreszcie, boję się samej siebie, swoich własnych uczuć. Boję się, cholernie się boję. Nie wiem co robić, na prawdę nie wiem. Pierwszy raz w życiu jestem w takiej parszywej sytuacji i na prawdę nie mam pojęcia co zrobić. To wszystko sprawia, że jestem wyczerpana. Trzęsą mi się ręce, oczy mam szkliste i nieobecne. Jestem niezwykle blada, a do tego w pieprzonej Rosji złapałam jakieś cholerne przeziębienie. Z natury jestem bladą osobą, ale to nie ten typ bladości. Jestem wręcz przejrzysta. Do tej pory tłumaczę to zmęczeniem, ciągłym brakiem snu i ciężką pracą w trasie. Ale ile można? Ile można się oszukiwać? Jestem wyczerpana, nie tylko fizycznie, a emocjonalnie. Jestem cholernym kłębkiem sprzecznych emocji, uczuć, które biją się o wyjście spod maski pewności siebie. Nie wiem już w co wierzyć. Nie wiem nawet czy mogę wierzyć samej sobie, a teraz jeszcze to. Matt i Chris wczoraj usiłowali mnie przekonać, że zachowania Doma są szczere. Myślą, że źle odebrałam ich intencje, bo ich o tym przekonałam. Specjalnie wprowadziłam ich w przekonanie, że odebrałam ich dyskusję za przejaw obrony Doma, wywołany solidarnością plemników, a nie dobrymi intencjami. Dobrze wiem, że chcieli dobrze. Znam ich na wylot, wiem że nie chcieliby, abym cierpiała czy cokolwiek w tym stylu. Ale wiem też, że jeśli pokażę że im wierzę, będę skończona. Jeśli pokażę, uwierzę w dobre intencje Dominica, to będzie mój koniec. Jeśli ujawnię się, to będzie najprawdziwszy koniec. Najgorszy z możliwych. Zapewne odwróci kota ogonem i zrobi po swojemu. Nigdy, przenigdy nie pozwolę sobie na zastanawianie się czy on mnie kocha. Logiczne że nie. Kocha moje ciało, kocha seks, nie mnie i moją osobowość. Jestem dla niego jak ładny, drogi, uszyty na miarę i z dobrego materiału garnitur. Pasuje mu, jestem skrojona dla niego, jednak on patrzy tylko na zewnętrzne cechy. Wnętrze go nie obchodzi. Nie obchodzi go, że jeśli garnitur jest uszyty ze sztucznego materiału, nie będzie przepuszczać powietrza i w upał sprawi że noszący go, udusi się z gorąca. To marne porównanie, ale na prawdę oddaje podejście Dominica. A jego zachowanie? To że nie sypia z innymi od października, o niczym nie świadczy. Ja nie robię tego, bo jestem głupia. Zakochałam się, pozwoliłam się porwać jak jakaś pieprzona nastolatka, a do tego sama, przez własną nie uwagę wpieprzyłam się w prawdopodobnie największy błąd mojego życia. On? Nie wiem dlaczego on tego nie robi, ale na pewno nie jest to powodowane miłością. Może doszedł do wniosku, że jego wybuchy zazdrości o moją osobę, spowodowane zazdrością o moje ciało i to że ktoś inny może je przez chwilę mieć, są bezpodstawne, jeśli będzie pieprzył się z innymi. Kim ja do cholery jestem, że dałam się nabrać na jakieś pierwsze lepsze gierki? On nie jest zdolny do prawdziwej miłości, sam to przyznaje, a ja jak jakieś dziecko łudziłam się, że może jednak coś do mnie czuje, bo się zmienił. Pff...zmienił, w słowniku Dominica Howarda nie funkcjonuje takie pojęcie, jak zmiana. Nie wiem w jaki sposób, ale muszę jakoś się z tego wyrwać, muszę uciec od tej chorej relacji. Boję się, jestem jak przestraszone zwierze uwięzione w klatce. Dom tylko mnie wykorzystuje. Po tamtej nocy w Japonii, wziął sobie za cel ujarzmienie mnie. Nie obchodzi go cena, moje uczucia czy cokolwiek. Chce mieć mnie na własność, chce ze mnie zrobić swoją zabawkę, nie raz już widziałam jak to robił innym dziewczynom. Co prawda z innymi szło mu o wiele szybciej i łatwiej, dlatego obrał sobie mnie za największy cel. Jestem jego cholernym wyzwaniem. Od kiedy tylko pamiętam, zawsze taki był, od samego początku jak go poznałam. Chory system wartości, idioty który spija wódę z pępków i wciąga kokę z cycków fanek i modelek, po to aby potem przelecieć je w garderobie, czy gdziekolwiek indziej. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak bardzo dałam się wciągnąć w manipulację, jak bardzo udało mu się mnie uwiązać, zamknąć w klatce. Howard myśli, że ma mnie w garści. Nie pozwolę mu na to, nikt nigdy nie będzie miał mnie w garści, a już na pewno nie on. Kiedy dociera do mnie co mnie czeka, jeśli mam rację co do siebie, dociera jak głęboko wpadłam w gówno, łzy napływają do moich oczu, a ja nie umiem się powstrzymać. Stan, którego od zawsze unikałam jak ognia. Stan, którego tak bardzo się boję. Wraz z łzami, nadchodzi kolejna fala mdłości, które męczą mnie od rana. Wraz z towarzyszącą im temperaturą i bólami mięśni, pogarszają mój stan, sprowadzając mnie do cholernego dna. Zrywam się szybko i biegnę do toalety. Zwracam wszystko co udało mi się w siebie wcisnąć dzisiejszego dnia, czyli zasadniczo nic, prócz wody i wziętych na pusty żołądek tabletek przeciwzapalnych. Zwymiotowanie, przynosi mi ulgę w objawach fizycznych, jednak nie w emocjonalnych.
- Co za syf - mamroczę pod nosem, ocierając łzy i twarz kawałkiem papieru toaletowego, kiedy słyszę pukanie do drzwi - kurwa mać, akurat teraz?! - wykrzykuję pod nosem, krztusząc się nagle i zanosząc głośnym szlochem - spierdalaj, kimkolwiek jesteś! - krzyczę, gdy udaje mi się uspokoić płacz, ale nie słyszę odpowiedzi. Drzwi, po chwili delikatnie się uchylają, a ja odwracam się gwałtownie i wychylam zza drzwi toalety, bojąc się że to Dom.
- Nawet we własnym cholernym pokoju, nie mogę mieć chwili spokoju?! - wykrzykuję z wściekłością, a moim oczom ukazuje się lekko przestraszona, ale nadal pełna treściwej powagi, śniada twarz Sophi, naszej - a w zasadzie mojej - nowo zatrudnionej asystentki. Dziewczyna na początku wydała mi się zbyt słaba, delikatna, łagodna i wątła jak na tą robotę i jak na to, że jesteśmy w tym samym wieku. Jednak powoli wychodzi szydło z worka i okazuje się być co raz lepsza w te klocki. Treściwa, poważna, oddana, poświęca się pracy w stu procentach. Co prawda, jak na razie jedyne co dane jej jest robić, to odwalać czarną robotę za mnie i Kirka, kiedy balujemy i damy czasem dupy. Widząc ją w drzwiach, szybko odwracam od niej twarz, aby nie widziała że płaczę. Ocieram jednym ruchem łzy, popijam łyk wody ze szklanki na stoliku obok łóżka i oddycham głęboko, aby się opanować. Odwracam się do niej dopiero po chwili. Od razu zauważam w jej twarzy podejrzliwy wyraz. Przy okazji powinna zostać naszym trasowym, pieprzonym Sherlockiem Holmesem w spódnicy. Wszystko zauważy, wszystko wyszpera, ja pierdole. Dobrze że nadrabia rzetelnością i umie dochować tajemnicy, bo w innym wypadku wywaliłabym ją na zbity pysk po drugim ostrzeżeniu, a padło ich już pod tym względem z osiem. Ogrom, patrząc na to że pracuje z nami nie cały miesiąc. Od razu wyłapuje, że wpadłam w lekką histerię i okazuje się o wiele bystrzejsza, niż sądziłam. Już mam zareagować ofensywnie i wywalić ją z pokoju, kiedy ta zaskakuje mnie swoimi słowami i dzięki nim, zdobywa mój podziw i niechęć zarazem:
- Nie musisz się tłumaczyć, nie jestem tutaj po to, chociaż i tak już rozgryzłam tą chorą relacje - patrzy na mnie z powagą, a ja przyglądam się jej badawczo, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że w moich oczach z powrotem pojawiają się łzy, które powodują, że nie widzę dokładnie jej twarzy - spokojnie, nic nikomu nie powiem, taka już jestem. To co tutaj widzę i słyszę zostanie tylko i wyłącznie między nami - urywa - chcesz jakieś leki albo coś do jedzenia? Przecież na pierwszy rzut oka widać, że coś Ci dolega, jesteś cieniem człowieka - dodaje, chcąc wyjść, jednak ja nie do końca świadoma, tego co robię, podchodzę i łapię ją za nadgarstek, nie pozwalając wyjść. Dopiero teraz, dociera do mnie to co powiedziała i sama nie wiem, czy robię dobrze, czy źle, ale chcąc się upewnić w tym że mówi prawdę, wpatruję się przez długą chwilę w jej brązowe oczy, których wyraz jest teraz pełen troski. Nie rozumiem, dlaczego miałaby się o mnie troszczyć, skoro dotychczas to ja jestem najbardziej wymagającą dla niej osobą i to ode mnie dostała kilka siarczystych ochrzanów. Dlaczego miałaby troszczyć się o taką sukę jak ja? Nie rozumiem tego i w tym momencie chyba nawet nie mam ochoty tego rozumieć. Jedyne co widzę w jej oczach, to że mówi prawdę. Jej przejęcie i troska nie są udawane, na prawdę się mną przejmuje.
- Cokolwiek Ci dzisiaj powiem, jeśli uronisz komukolwiek chociaż słówko - przerywam, aby przybrać najgroźniejszy ton głosu na jaki mnie w tej chwili stać - wylecisz stąd z hukiem, a następną pracę znajdziesz dopiero na drugiej półkuli tej zasranej planety, razem ze mną z resztą - grożę jej palcem, a ta uśmiecha się lekko pod nosem, zupełnie jakby moje słowa były dla niej zabawne - zrozumiałam - odpowiada od razu, bez żadnego zastanowienia. Stoję chwilę w bezruchu, a mój wzrok ląduje wbity w drzwi, które ona zamyka jednym sprawnym ruchem na klucz. W moich oczach nagle z powrotem zbierają się łzy. Zanoszę się płaczem, tak głośno i mocno, że już nie wiem czy pieprzone serce boli mnie z miłości, od konwulsji, które targały mną podczas wymiotów czy od zbyt gwałtownego, histerycznego wręcz płaczu. Upadam na kolana i wpadam Sophi, która cały czas trzyma mnie za ramiona w objęcia. Opieram twarz na jej ramieniu i płaczę tak mocno, że nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak płakałam. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz w ogóle płakałam.


  “Give me real, don’t give me fake.”


Popołudnie, następnego dnia.
Punkt widzenia Dominica.


 Szukam Diany od rana, jak na razie bez skutku. Nie pojawiła się dzisiaj na planie, co już podpada mi maksymalnie, a do tego nie widziałem jej od czasu, kiedy wczoraj wieczorem zameldowaliśmy się w hotelu w Londynie, gdzie spędzimy najbliższy tydzień, nagrywając teledysk do Hyper Music i grając trzy koncerty. Nie powiedziała nic, tylko zniknęła nagle, mówiąc Mattowi i Chrisowi, że idzie się położyć, bo źle się czuje. Od dwóch dni zachowuje się dziwnie, a ja obawiam się że wiem dlaczego. Nie jestem głupi żeby uwierzyć, że jedyne co jej dolega to przeziębienie. Nie pokazuje jej tego zbyt często, ale znam ją i jej zachowania na wylot i wiem, kiedy coś jest nie tak. Ostatnimi czasy, zdążyłem przywyknąć do tego, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, dlatego widząc że coś nie gra, jestem spięty bardziej niż kiedykolwiek. Od pamiętnej nocy w Japonii, postanowiłem działać. Nie chodzi o mnie, chodzi o nią. Kocham ją i nie obchodzi mnie w jaki sposób, ile będę musiał przejść i co zrobić, ale sprawię że ona też mnie pokocha. Oczywiście jestem czujny dużo bardziej, niż zawsze, bo przy tym co wydarzyło się między nami od października i na co zdobyłem się przez ten czas, muszę być wyczulony na wszystko. Każda reakcja Diany, każdy jej ruch, uśmiech, każde spojrzenie...wszystko badam dokładnie i z wielką uwagą. Nic nie pozostaje obojętne mojej uwadze, a dzięki temu wyostrzyłem swoją zdolność obserwacji drugiego człowieka. Widzę jej każdy, nawet najdrobniejszy gest. Dzięki temu wiem - eh, nadal jeszcze trudno mi w to uwierzyć, muszę się z tym oswoić - wiem, że jakaś część Diany odwzajemnia moje uczucia. Muszę natomiast nadal być uważny, bo z nią nigdy nic nie wiadomo. Mimo obserwacji, nadal nie wiem co dokładnie czuje i raczej szybko się nie dowiem, ale liczę na to że czas spędzany razem w trasie nam sprzyja - mi sprzyja. Generalnie, czas idzie mi na rękę, a przynajmniej taką mam nadzieję. Docieram do drzwi jej pokoju i delikatnie pukam. Nie słyszę odpowiedzi, więc delikatnie naciskam na klamkę, a drzwi otwierają się bez trudu. Wchodzę do pokoju w którym panuje lekki nieład, co od razu wydaje mi się dziwne, ponieważ Diana praktycznie zawsze utrzymuje wszystko w porządku. Po niej samej, nie ma śladu.
- Diana? - wołam, najpierw cicho, potem jeszcze raz, głośniej, a kiedy wyłania się z łazienki w hotelowym szlafroku z mokrymi włosami, nie mogę opanować uśmiechu. Zdecydowanym ruchem zamykam drzwi i podchodzę do niej, obejmując ją w pasie. Widać, że nie czuje się najlepiej. Diana należy raczej do tej grupy osób, która nie choruje prawie nigdy, ale jak już trafi ją jakaś choroba, choćby zwykłe przeziębienie czy grypa, obojętnie co by nie zrobiła i tak przechodzi ją ciężko. Jednak mimo bladej twarzy i podkrążonych oczu, na mój widok uśmiecha się, dokładnie w ten sposób, który znam najlepiej. Z resztą dla mnie nie ma znaczenia makijaż czy to jak jest ubrana. W przypadku innych, owszem ma, ale nie w jej. Całuję ją mocno, a ona odwzajemnia moje pocałunki w ten sam sposób, co zawsze w ostatnim czasie. Dzięki temu tracę chwilowo czujność, pozwalam swoim obawom odejść i oddaje się jej w całości. Praktycznie nie mija nawet minuta, a lądujemy na łóżku. Oczywiście przeziębienie, nie odbiera Dianie temperamentu i praktycznie nie mam wyboru jak chodzi o naszą pozycję, bo od razu siada mi na biodrach, mocno unieruchamiając nogi, swoimi kolanami.
- Dzisiaj tradycyjnie, zakładam że nie masz nic przeciwko - mówi cicho, prosto w moje ucho, a ja nawet gdybym chciał zrobić coś innego, nie miałbym serca się jej sprzeciwiać, biorąc pod uwagę jej samopoczucie. Kiedy patrzy mi w oczy i przy okazji, jednym ruchem pozbawia mnie koszulki, uśmiecham się i chwytając za jej biodra, delikatnie przewracam ją na plecy, tym samym osiągając na chwilę przewagę. Zaczynam całować jej ciało kawałek po kawałku. Najpierw szyja, potem dekolt, piersi, brzuch. Kiedy ona mocuje się chwilę z moim paskiem, ja postanawiam chwilowo w pełni przejąć nad nią kontrolę. Oczywiście zdaje sobie bardzo dobrze sprawę z faktu, że moje prowadzenie nie potrwa długo, więc działam szybko. Chwytam ją delikatnie, ale stanowczo za dłonie, które w tej chwili mocują się już z guzikiem od spodni i podnosząc je, jednym płynnym ruchem unieruchamiam je nad jej głową. W jej oczach zauważam zaskoczenie, ale widzę że mimo wszystko podoba jej się ta opcja. Schodzę ustami co raz niżej, jednocześnie pieszcząc dłońmi jej ciało wzdłuż boku, a kiedy docieram do wewnętrznej strony uda i skupiam się na niej przez chwilę, usiłując zostawić po sobie wyraźny ślad w postaci soczystej malinki, czuję jak zaciska mi rękę na postawionych na żel włosach, ciągnąc za nie w nie zbyt subtelny sposób i zaczynam się śmiać.
- No zrobisz to kiedyś Howard czy mam tu zapuścić korzenie? - pyta poirytowana - opierdalasz się jak nigdy w tej kwestii - podnosi głowę i patrzy na mnie oskarżycielskim wzrokiem, jednocześnie nie mogąc się powstrzymać od rozbawienia, prawdopodobnie spowodowanego moją miną, która chyba w tej chwili mówi coś w rodzaju “żartujesz sobie, że niby ja?” i musi przy tym wyglądać komicznie, połączona z moim dzikim uśmieszkiem.
- Kto tu się dzisiaj opierdala? - pytam podnosząc się do góry i zwieszając nad nią w powietrzu, nadal mając na twarzy ten swój uśmieszek.
- O Boże, no nienawidzę Cię - to jedyne co udaje jej się wydusić, bo zamykam jej usta pocałunkiem.
- Ja to się chyba odmyśliłem jednak - dodaję przerywając i od razu po wypowiedzeniu tych słów znowu ją całuje, wiedząc że za sekundę zbluzga mnie, tak jak tylko ona potrafi. Usiłuje przejąć kontrolę, ale nie pozwalam jej na to, przezornie trzymając ją za ręce i przyciskając je po obu stronach jej głowy do podłoża. Kiedy zaczyna się lekko miotać i przygryza dosyć mocno moją wargę, uśmiecham się pod nosem i wcale się nie śpiesząc, znowu zjeżdżam pocałunkami w dół, nadal trzymając ją za ręce, którymi nadal próbuje się lekko wyrwać. Docierając do podbrzusza, przerywam na sekundę i chwytam jej palce mocniej, a następnie bez ostrzeżenia wchodzę w nią językiem. Jej palce od razu zaciskają się mocniej wokół moich, dając mi do zrozumienia, że pragnie więcej. Zaczynam powoli, celowo się ociągam, żeby wzbudzić w niej złość, którą tak bardzo kocham. Kiedy zaczyna pod nosem cedzić obelgi, osiągam swój cel, więc powoli przyspieszam tępo. Najpierw doprowadzam ją do szału, robiąc okrężne ruchy wokół łechtaczki, a kiedy jest bliska wykrzyczenia, że jestem kurwą na cały głos, przechodzę do rzeczy, ssąc ją mocno i wchodząc w nią dwoma palcami. Oboje trzymamy się za wolne dłonie, a Diana drugą zaciska z całej siły na zmarszczonej pościeli. Narzucam co raz szybsze tempo w miarę narastających krzyków i jęków, a kiedy widzę że nie potrzeba jej już wiele, zasysam i poruszam językiem jeszcze intensywniej, nie przestając sprawnie poruszać palcami. Chwilę później, Diana wypręża się i miotają nią spazmy orgazmu, a ja z przyjemnością doprowadzam ją do końca. Podnoszę się do góry z pomiędzy jej rozstawionych szeroko nóg, jednak nie robię tego szybko. Do góry zmierzam powoli, wracając wyznaczoną wcześniej przez pocałunki drogą. Drażnię przez chwilę jej sutki, aż docieram do ust. Wpija się w nie od razu, łapczywie i namiętnie, tak jak zawsze. Chcę pozwolić jej odpocząć, jednak ona nie ma na to nawet cienia ochoty. Nie przerywając pocałunków, rozpina do końca moje spodnie i zsuwa je ze mnie, razem z majtkami. Nie ma zamiaru czekać, ale również nie ma zamiaru przejmować kontroli, co bardzo mi się podoba, bo rezygnuje z niej dosyć rzadko. Całujemy się namiętnie, kiedy szczelnie oplata moje biodra nogami, chcąc więcej. Nie mogę już wytrzymać, dlatego zapominam o prezerwatywie - jak dosyć często ostatnio, przez to że sposób uprawianego przez nas seksu i jego intensywność, jest zupełnie inna niż dotychczas, skupia się na emocjach, nie samej czynności - i wchodzę w nią od razu. Z początku poruszam się powoli, ale kiedy dociska łydkami moje pośladki, wbijając mi delikatnie paznokcie w plecy, przyspieszam, cały czas nie odrywając swoich ust od niej. W sytuacjach takich jak ta, nie potrafię tego zrobić, nie potrafię przestać jej całować. Kocham ją na tyle, że czasami nie mogę się nawet powstrzymać przed dotknięciem jej. Przed tem musiałem to robić, ale teraz nie boję się już jej reakcji, nie boję się że mnie rozgryzie. Przez chwilę błądzę ustami po jej dekolcie i szyi, ale po chwili wracam do tych pięknych ust, które jęczą moje imię. Patrzę głęboko w jej błyszczące oczy i w tej chwili czuję się jakbyśmy byli całością. Mimo iż poruszam się płynnie, ale nie zbyt szybko, czuję że Diana zaraz dojdzie. Sam jestem blisko, jednak nie daję za wygraną i biorę sobie za priorytet jej przyjemność, nie swoją. Nieznacznie przyspieszam i po chwili doprowadzam ją do szalonego orgazmu, samemu ledwo dając radę się powstrzymać. Kiedy przez długą chwilę, tkwimy w bezruchu, przytuleni, usiłując uspokoić swoje oddechy, chcę coś powiedzieć, wyznać jej co do niej czuję, jak bardzo ją kocham. Jednak jest jeszcze za wcześnie, wiem o tym bardzo dobrze. Kiedyś nadejdzie ten moment, jeszcze nie wiem kiedy, ale nie długo. Na prawdę, wiem że brakuje nie wiele do odpowiedniego momentu.


Poprzednia noc.
Punkt widzenia Diany.


 Kiedy w końcu Sophi udaje się mnie uspokoić i doprowadzić do w miarę normalnego stanu, siedzimy razem na łóżku i nie odzywamy się do siebie przez około godzinę. Jedyny kontakt między nami, to moja głowa wtulona, jakby panicznie w jej ramiona. Zastanawiam się co zrobić. Teraz zaczynam myśleć racjonalnie. W końcu moje myśli nie są owładnięte niewyobrażalnym rodzajem histerii, której pierwszy raz w życiu nie umiałam opanować. Moje racjonalne myślenie, do którego wracam w tej chwili, nigdy nie pozwalało mi na napady jakiejś cholernej histerii, pierwszy raz w życiu doznałam czegoś tak okropnego. Jest mi wstyd. Nie, nie przed Sophią, jest mi wstyd przed samą sobą, że dałam się doprowadzić do takiego stanu, że dałam się zdegradować i wciągnąć w to bagno. A najgorsze, że bagno emocjonalne, pociąga za sobą skutki fizyczne, które zapewne jeśli mam rację w swoich domysłach, zmienią całe moje cholerne życie. Sama będę zmuszona je zmienić, jeśli okaże się to prawdą. Nagle wyrywam się z objęć Sophi i patrzę na nią zarazem błagalnym i rozkazującym wzrokiem. Nigdy w życiu nie musiałam o nic prosić, więc ta sytuacja jest dla mnie tym bardziej trudna.
- Ja muszę się dowiedzieć - mówię, patrząc jej w oczy - ale sama nie mam odwagi, rozumiesz? Potrzebuje pomocy, bo sama kurwa nie dam rady - mówię prawie szeptem, zaciskając delikatnie swoje dłonie wokół jej - błagam Cię zrób to dla mnie, jestem za słaba żeby sobie z tym poradzić samej - kończę, a Sophia bez zastanowienia kiwa głową.
- Ok, poczekaj tutaj na mnie - nagle wyciąga ręce z mojego uścisku i wstaje, a mnie jej reakcja z jednej strony napawa strachem, a z drugiej radością, że mogę liczyć na jej pomoc w tym właśnie parszywym momencie - będę z powrotem najpóźniej za pół godziny, dobrze?
- Tak - odpowiadam prawie bezgłośnie - tylko błagam Cię nie daj się nikomu zauważyć, nikomu! - dodaję zachrypniętym od płaczu głosem.
- Pewnie - dodaje i wychodzi. Nie ma jej dosyć długo, na pewno dłużej niż pół godziny. Wiem to, chociaż nie patrzę na zegarek, ani razu w czasie jej nieobecności. Dobrze, że jesteśmy w cholernym Londynie. Chociaż to mi sprzyja, bo w razie czego będzie mi łatwiej podjąć jakąś sensowną decyzję i później z nią żyć. Sophia wraca, po około godzinie z papierową, szarą torebką w ręku. Od razu zabieram od niej pakunek i udaję się do łazienki. Sprawdzam instrukcję i po dostosowaniu się do wskazówek w niej umieszczonych, trzęsącymi się rękoma, praktycznie odrzucam od siebie wszystkie opakowania i siedzę jak na szpilkach. Czekam i czekam, a kiedy Sophia puka do drzwi, odpowiadam tylko, że na razie wszystko ok. W końcu zbieram się w sobie i nie pewna tego co mnie czeka, zdecydowanym ruchem sięgam po jeden, drugi, trzeci, czwarty cholerny test. Zatykam usta ręką i nie wierzę kurwa własnym oczom. Jestem pusta w środku, nie chcę płakać, nie chcę krzyczeć, nic kurwa nie chcę. Wstaję powoli i wychodzę z łazienki, prawdopodobnie jeszcze bledsza niż przed tem. Patrzę na Sophię mocno otwartymi oczami, mając wrażenie że zaraz zemdleję albo wyrzygam się na środku cholernego pokoju. Ona spogląda na mnie badawczo i czeka, aż coś powiem, jednocześnie widocznie przejmując się moim stanem z racji tego, że wyglądam pewnie tak samo zajebiście jak się czuję.
- Jestem kurwa w ciąży - wyduszam w końcu - ja pierdole - dokańczam w momencie w którym mam problem ze staniem na prostych nogach. Kręci mi się w głowie, jednak udaje mi się dotrzeć o własnych siłach do toalety. Padam na kolana i znowu wymiotuje.


  “Don't kid yourself
And don't fool yourself
This love's too good to last."


Wieczór, następnego dnia.
Punkt widzenia Dominica.


Oboje leżymy na boku, nago, zwróceni do siebie i po prostu patrzymy. Czasem rozmawiamy, a za chwilę, kiedy dany temat się skończy, znowu wracamy do badania wzrokiem swoich twarzy. W pewnym momencie Diana, zaczyna sprawiać wrażenie jakby chciała coś powiedzieć, coś co ją męczy, ale nie może na ten temat szepnąć ani słowa. Kiedy przez krótką chwilę, unika mojego wzroku, pytam o co chodzi, czy coś się stało.
- Nic, po prostu - urywa zastanawiając się - po prostu się boję - urywa i mnie całuje. Nie mam jak zapytać się jej czego się boi. Odwracam się na plecy i podnoszę do pozycji siedzącej, kiedy ona siada mi na biodrach, całując mocno. Nie rozumiem o co jej chodziło, czego się boi. Jak widać ona nie chce mi tego wyjaśnić, a ja postanawiam dać jej czas i oddaje się pod jej władanie. Nam obojgu nie potrzeba wiele, więc już po chwili Diana, cały czas całując, ujeżdża mnie, momentami jęcząc przeciągle prosto w moje usta. Kiedy przyśpiesza, zaczyna nam brakować tchu, wiec odrywamy się od siebie i oddychając ciężko, stykamy się czołami. Po chwili oboje wiemy, że zbliżamy się do sedna, ale co dziwne, Diana chce żebym ja przejął kontrolę nad końcem. Chwytam ją mocno za pośladki i przewracam na plecy, cały czas będąc w niej. Oplata mnie mocno nogami w pasie, a ja daję nam moment na zaczerpnięcie tchu, jednak po chwili zaczynam poruszać się płynnie i miarowo. Oboje jesteśmy już blisko orgazmu, więc nieznacznie zwalniam, aby doprowadzić do niego nas oboje równocześnie. Wpijam się w jej usta, które krzyczą moje imię, prosząc o więcej i wykonuje kilka końcowych pchnięć. Dochodzimy jednocześnie, odrywając swoje usta od siebie i krzycząc. Po raz kolejny dzisiaj, zalewam jej wnętrze ciepłą spermą, na co ona pozwala, nie wspominając nawet słowem o zabezpieczeniu, co oznacza że jest pewna że nie zajdzie w ciążę. Gdyby miała jakieś wątpliwości, na pewno od razu by mi o nich powiedziała. Nie chodzi tutaj o mnie, bo nawet gdyby jakimś cudem Diana zaszła w ciążę, byłbym gotów podjąć się roli ojca, ojca jej dziecka. Nigdy w życiu nie byłbym gotów podjąć się tego z inną, ale z nią tak. Dla niej byłbym w stanie zrobić wszystko, dosłownie. Chodzi oczywiście o nią. Diana uważa że miłość i ciąża, doprowadziłyby ją do klęski osobowej i zniszczyłyby przy tym jej karierę zawodową. Dlatego właśnie, pragnąłbym udowodnić jej, że to jak myśli, że jej tok myślenia to nic bardziej mylnego. Też tak uważałem swojego czasu, ale miłość do niej mnie zmieniła i w tym właśnie tkwi sęk. Wychodząc z niej i kładąc się obok, nie myślę już o tym o co jej chodziło. Myślę tylko i wyłącznie o tym jak bardzo ją kocham i jak bardzo chciałbym jej to powiedzieć w tej chwili. Wiem jednak, że to może być jeszcze nieodpowiedni moment i że muszę zaczekać. Zasypiam, wpatrzony w jej oczy. Nigdy w życiu w tym momencie nie wpadłaby mi do głowy myśl, że rano okaże się, że prawdopodobnie to była moja ostatnia okazja w życiu, aby jej to powiedzieć. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że tak po prostu mnie zostawi, że zrezygnuje z pracy, że wyjedzie zostawiając mi jedynie dosyć infantylny list i wspomnienie tego co robiliśmy wczoraj. Nigdy w życiu nie wpadłbym na to, że gdybym tej nocy przed zaśnięciem, powiedział jej że ją kocham, może by ze mną została, nie wyjechała, powiedziała czego się boi i dlaczego.





Cytaty: Muse - Space Dementia, Blackout. 
           Coldplay - Politik.

piątek, 10 czerwca 2016

Undisclosed Desires Part 5

Bang! Po prawie roku przerwy, wracam z powrotem do pisania i mam nadzieję, że został tutaj jeszcze ktokolwiek, kto czyta moje opowiadanie. Niestety, klasa maturalna nie dała mi ani chwili wytchnienia, a w połączeniu z pracą w weekendy, okazała się zabójczo męcząca. Nie żartuje! O mało nie nabawiłam się poważnych problemów zdrowotnych, ale na szczęście teraz, po maturze, wszystko powoli wraca do normy. Niestety nie wiem ile potrwa błogostan, dlatego też nic nie obiecuję. Będę się starać pisać jak najwięcej, jak najlepiej i od razu zapowiadam, że przyjdzie mi wdrożyć kilkanaście poważnych zmian. O wszystkim będę informować na bieżąco. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego czytania. Mam nadzieję, że kontynuacja UD, mimo iż jak na razie dosyć krótka, będzie Wam się podobać. Enjoy, Cass.


"Glaciers melting in the dead of night, 
and the superstars sucked into the supermassive."


Październik 2000 - Japonia - ciąg dalszy...
Punkt widzenia Diany.

To jeszcze nie koniec tego pamiętnego wieczoru i nocy. Po początku w łazience, uprawiamy seks praktycznie gdzie popadnie i w jakiej pozycji popadnie. Wanna, stół, szafka, fotel, kanapa, dywan, podłoga, ściana...to bez różnicy, wszędzie jest nam nieziemsko dobrze razem, zwłaszcza że Dom jak to on, lubi czasami użyć kilku seksualnych zabawek, a ja nie protestuje, sama to lubię. Dzięki temu nasz seks staje się jeszcze wspanialszy, a i bez tego jest mistrzowski. Jednak ta noc jest inna. Niby nie różni się niczym od innych nocy, podczas których potrafiliśmy uprawiać seks godzinami, a jednak ma w sobie coś co odróżnia ją od innych. Nie do końca potrafię to wyjaśnić, jednak ta noc jest jakby bardziej czuła. Nie można powiedzieć że kiedykolwiek nasz seks był nie czuły, jednak tutaj chodzi o coś jeszcze innego. Ta noc jest wyjątkowa, dziwnie inna pod względem niektórych naszych zachowań. Nigdy jeszcze nie przeżyliśmy żadnej tak intensywnej - nie pod względem seksualnym, a uczuciowym i emocjonalnym - nocy. Trudno wyjaśnić dlaczego, może ta chorobliwa wręcz zazdrość Dominica to spowodowała, a może coś w nas obojgu pękło i mimo rozerwania między nienawiścią, a czymś z goła różnym, zobaczyliśmy w sobie coś czego nie umieliśmy dostrzec przedtem. Tej nocy po raz pierwszy wpadła mi do głowy, chyba najbardziej szalona myśl, jaka tylko mogła mi do niej wpaść. A co jeśli go kocham? Co jeśli on mnie kocha? Co jeśli się w sobie zakochaliśmy? Prawdziwie, bez jakichś durnych konwenansów i romantycznego pieprzenia od rzeczy. Bez kwiatów, kolacji, randek, tańców, odprowadzania do domu i całej tej słodko-gorzkiej oprawy, której życzy sobie każda naiwna nastolatka i kobieta. Bez tych wszystkich pierdół, od których zawsze stroniliśmy, właśnie po to, aby przypadkiem się nie zakochać. Pierwsza myśl wpadła mi do głowy nagle, bez ostrzeżenia, tak po prostu sama z siebie, gdzieś pomiędzy jednym, a drugim stosunkiem. Druga zaś wpadła do niej zupełnie przypadkowo, nieoczekiwanie. Co najzabawniejsze, to nie była tylko myśl, to był sen albo coś co równie dobrze mogło mi się uroić. Możliwe również, że był to fakt, że na prawdę przez sen słyszałam słowa wypowiadane przez niego na głos, że na prawdę czułam wtedy jego ciepły oddech na czole i rękę delikatnie pieszczącą moje włosy i szyję. Możliwe, że to była prawda w którą ja sama nie chcę wierzyć.


"You're something beautiful, a contradiction..."


Punkt widzenia Dominica.

Przebudzam się nagle i pierwsze co czuje to jej zapach. Otwieram oczy i od razu lekko się uśmiecham. To bezwarunkowy odruch, nie umiem się opanować, kiedy widzę ją przytuloną do siebie z głową na moim ramieniu. Śpi spokojnie i dosyć twardo, bo kiedy odsłaniam jej twarz zakrytą tymi pięknymi blond włosami, nawet nie zmienia się tempo jej oddechu. Obserwuje ją przez dłuższy czas, jest taka delikatna, spokojna i bezbronna kiedy śpi, aż trudno uwierzyć że czasami potrafi być wręcz nieprzewidywalnie ostra, zdecydowana, porywcza, impulsywna i wyuzdana zarazem. Kiedy śpi mogę zobaczyć jej prawdziwą naturę, taka właśnie jest Diana. Jest sprzecznością, na zewnątrz przybiera zupełnie inną postać, niż w środku. Nigdy nie śmie pokazać swojego wnętrza, bo odbiera te cechy jako słabości i nie przepada za pokazywaniem ich komukolwiek. Dopiero po dzisiejszej nocy uświadamiam sobie coś ważnego. Od dawna wiem że ją kocham, ale cały czas duszę to i tłamszę w sobie, bo wiem jakby to wszystko się skończyło, gdybym jej to powiedział. Jednak dopiero teraz, dopiero po dzisiejszej nocy, kiedy okazałem jej całe swoje uczucie, tak jak nigdy wcześniej tego nie robiłem, patrzę na nią i uświadamiam sobie jakie to wszystko jest cholernie silne. Chyba nigdy w życiu nie czułem nic tak mocnego i silnego jak to uczucie. Widzę jej twarz, widzę jej wspaniałe ciało wtulone we mnie i dosłownie czuje ucisk w sercu. Ucisk tak mocny że aż nie mogę oddychać swobodnie. Chciałbym coś zrobić, pokazać jej co czuje, wyrazić w normalnych okolicznościach, w rozmowie twarzą w twarz, ale nie potrafię. Wiem że ona jest zdolna do miłości, jednak skrzętnie to ukrywa i wmawia sobie że to zabobon, coś co zostało wymyślone po to tylko, aby ograniczać i manipulować ludźmi. W tym momencie mam przed oczami jej reakcje, gdyby usłyszała co do niej czuje. Wyśmiałaby mnie, stwierdziła że mi odwaliło, pewnie po raz kolejny powiedziałaby mi jaki jestem podły i zapatrzony w siebie. Powiedziałaby "Wiesz Dom? Jesteś nikim, nic dla mnie nie znaczysz, nienawidzę Cię." Ja pewnie znowu dostałbym szału, tego do którego tylko i wyłącznie ona potrafi mnie doprowadzić. Nie wynika on - co prawda - do końca tylko z tego co mówi. W dużej mierze wynika on także z mojej bezradności, nieporadności wobec niej i mojego uczucia. Nigdy nie czułem się tak cholernie bezbronny i bezwartościowy, a czuje się tak przez to że nie wiem co z tym robić. Ona nigdy mnie nie pokocha, nie obdarzy takim uczuciem jak ja ją. Nie zrobi tego, bo dla niej miłość to słabość, przywiązanie to słabość. Nie ma takiej opcji. Moja jedyna nikła i blada nadzieja tkwi w okazaniu jej moich uczuć przez seks właśnie. Tylko tak mogę to zrobić. Co prawda jestem głupi że się na to porwałem, ale to nie zaszkodzi. Wątpię, żeby pomogło, ale dzięki temu mogę przynajmniej przeżyć trochę ulotnych chwil radości, takich jak ta teraz, kiedy patrzę na nią i szaleje w środku z emocji. To ta jedyna chwila, kiedy mogę się zapomnieć, mogę przestać zgrywać wobec niej bezuczuciowego gnoja, maszynę do pieprzenia. Przegarniam delikatnie jej włosy i zakręcam wolne pasmo na palec. Nawet nie drgnie, cały czas wtulona we mnie, a jej oddech jest miarowy i spokojny. Podziwiam jej piękną twarz i przejeżdżam delikatnie kciukiem po skroni i policzku.
- Cholernie Cię kocham - mówię cicho, po czym składam delikatny pocałunek na jej czole - nigdy się nie dowiesz jak cholernie bardzo - uśmiecham się gorzko i upewniając się że nadal śpi, dalej cieszę się tą chwilą. Prawdopodobnie Diana to kobieta mojego życia. Prawdopodobnie ją stracę, już straciłem, nawet nigdy jej nie miałem, nigdy nie będę mieć. Wszystkie lata pieprzonego, nie przerwanego optymizmu idą na marne, a to wszystko tylko i wyłącznie przez to że się zakochałem. Pierwszy raz w życiu tak na prawdę. Pierwszy raz w życiu tak bardzo, bezwarunkowo, bez pamięci, tak że straciłem głowę. Trochę inaczej wyobrażałem sobie miłość swojego życia, myślałem że będzie przebiegać w inny sposób. Diana jest idealną wybranką, jednak jej podejście do miłości i do mnie już takie nie jest, nie jest takie jakie chciałbym, aby było i to jest problem. Moje przemyślenia, przerywa jej nagłe przebudzenie. Zrywa się, nie zbyt gwałtownie, ale zupełnie jakby przyśniło jej się coś, co ją zaniepokoiło. Odwraca twarz w moją stronę i patrzy na mnie zaspanym spojrzeniem. Widząc ją zdezorientowaną, uśmiecham się delikatnie, a ona całuje mnie mocno, aż przez chwilę mam wrażenie, jakby śniło jej się coś związanego ze mną. Odrywa się po chwili i sprawia wrażenie uspokojonej. Kładzie się z powrotem w moich ramionach, ale tym razem obejmuje mnie kurczowo, zupełnie jakby bała się że zniknę, wyjdę, ucieknę. Sądzę, że to tylko moje złudzenie, wytworzone przez mój mózg, po to abym miał jakąś nadzieję. Moja podświadomość, próbuje uspokoić moje skołatane nerwy i dać mi poczucie spokoju. Tak, na pewno to złudzenia. Kiedy w końcu zasypiam, mój mózg ciągle próbuje wpoić mi wiarę w to, że Diana coś do mnie czuje, że odwzajemnia moje uczucia. Przez dłuższą chwilę po przebudzeniu, chyba nawet w to wierzę.


***

Teraźniejszość. 
Punkt widzenia Diany.

- Siedzę w wannie zanurzona, aż po samą szyję i rozmyślam nad tym wszystkim. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mimo tych wszystkich negatywnych emocji coś mówi mi, że dobrze się dzisiaj stało. Dobrze, że w końcu wyrzuciłam z siebie to co mnie dręczyło i dobrze, że wyrzuciłam to Dominicowi prosto w twarz. Teraz poważnie zastanawia mnie jedna rzecz...Dom nie powiedział dzisiaj wprost, że mnie kocha. Znaczy, niby powiedział, ale ja sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć, chyba po tym wszystkim nie jestem w stanie mu w nic uwierzyć. Jednak z drugiej strony, pamiętam jedną sytuacje z przed lat, kiedy wydawało mi się, że powiedział mi, że mnie kocha. Jeśli wtedy zrobił to na prawdę i nie było to żadne cholerne urojenie ani sen, to na prawdę znaczy, że musiał mnie kochać. Może nawet nadal mnie kocha. Wtedy nie byłam w stanie stwierdzić czy to działo się realnie, czy na jawie. Nie byłam nawet w stanie w to uwierzyć. Jednak po tym wydarzeniu mieliśmy dość długi okres w którym czasami ludzie nas wręcz nie poznawali. Zachowywaliśmy się do siebie nie zwykle czule, czy to publicznie, czy poza publiką. Wszyscy myśleli, że w końcu jesteśmy z Domem w poważnym związku, bo w pewnym momencie doszło nawet do tego, że oboje przestaliśmy sypiać z innymi. Jednak to nadal nie było to, po prostu tak wychodziło, jakbyśmy oboje podświadomie to robili i tacy wobec siebie byli. Potem pewne wydarzenia to zmieniły, ale w tym momencie to nie istotne. Teraz cała zaistniała wtedy sytuacja, bardzo mnie zastanawia i daje mi poważne podstawy do myślenia, że jego wyznanie mi się nie przyśniło. Co najważniejsze...daje mi poważne podstawy do myślenia że Dom mnie kochał i prawdopodobnie nadal kocha, więc nie mógł dzisiaj kłamać ani blefować. Cała sytuacja miała miejsce w Japonii jakieś siedem lat temu, po naszej sławetnej już orgii i wielkim wybuchu zazdrości Doma, kiedy to olewając wszystkich i wszystko, zaczęłam uprawiać seks z Mattem. Eh, nie mogę nawet o tym myśleć, chyba nigdy nie zapomnę jak mocno Matt wtedy oberwał od Dominica. Byłam tak wściekła, jak nigdy. Mniejsza z tym, ważne co działo się w nocy, pomiędzy mną a Dominikiem. To nie był tylko zwykły seks, znaczy...nasz seks nigdy nie był zwykły, ale to szczegół, jeśli chodzi akurat o tą sytuacje. To była pierwsza w naszym życiu noc, kiedy uczucia brały górę. Emocje zawsze były dość dużym i ważnym czynnikiem naszego pożycia, ale wtedy to uczucia pierwszy raz - jedyny raz tak bardzo, tak intensywnie - przejęły nad nami władzę. Nad ranem oboje zasnęliśmy wymęczeni. Potem jednak słyszałam dokładnie pewne słowa, padały one z ust Doma i byłam tego pewna, jednak nie wiedziałam czy działo się to na prawdę, bałam się go o to zapytać, a nawet kiedy zapytałam, nie dając dokładnie do zrozumienia co słyszałam, zaprzeczył. Jednak jego reakcja była dziwna, zupełnie jakby się bał. Potem tak jak już wspomniałam, przez jakiś czas byliśmy zupełnie inni, zachowywaliśmy się prawie zawsze, jak para zakochanych ludzi. Co najważniejsze, często prowokował to Dominic właśnie. Wtedy jakoś bardzo mnie to nie przejęło i nie zastanawiałam się nad tym dłużej, jednak teraz cały czas chodzi mi to po głowie, zwłaszcza że właśnie tymi zachowaniami Dom sprawił że zaczęłam się upewniać w moich uczuciach co do niego. W uszach cały czas słyszę cichy, ciepły, odbijający się trochę szumnie w mojej głowie, szept Doma "Cholernie Cię kocham". Potem dodał jeszcze, że nigdy się nie dowiem jak bardzo. Mało pamiętam z tamtego przebudzenia, ale wiem tylko że gdy otworzyłam oczy - chwilę po usłyszeniu tych słów - i podniosłam wzrok, Dom patrzył na mnie czule, a jego oczy aż błyszczały z radości. Cały czas spragniona jego ciepła i dotyku, pocałowałam go mocno i przeciągle, a potem zaspana wtuliłam się w niego jeszcze bardziej kurczowo niż przedtem i zasnęłam. Zupełnie jakbym się podświadomie bała że gdzieś ucieknie, że znowu zniknie, pójdzie do innej i mnie zostawi. Zupełnie jakbym już wtedy podświadomie, nie dopuszczając tego do siebie, wiedziała że go kocham. Nagle moje rozmyślania przerywa pukanie do drzwi.
- Mogę wejść? - słyszę zapytanie Jacoba.
- Pewnie - odpowiadam, a na moich ustach od razu maluje się szeroki uśmiech. Lubię Jake'a, jest uroczy, kochany, opiekuńczy, czuły, zawsze stara się myśleć pozytywnie i tak dalej. Rozumie kobiety, nie zgrywa wielkiego, zapatrzonego w siebie palanta, mimo iż spokojnie mógłby takiego zgrywać ze względu na swoją oczywistą wręcz atrakcyjność. Jako jedyny facet w moim życiu, daje mi wszystko to czego nigdy nie dostałam od Dominica, to czego zawsze pragnęłam z jego strony i za to go uwielbiam. A do tego jest na prawdę dobrym przyjacielem i jest znakomity w łóżku. Nie dorównuje co prawda Dominicowi - z mojego punktu widzenia - ale dużo mu nie brakuje, a dzięki mojej szkole za jakiś czas wyrównają poziom. Mogę spokojnie powiedzieć że jestem z nim w pewnego rodzaju związku, bez zobowiązań, ale dajemy sobie wszystko to czego potrzebujemy i co powinno się znaleźć w normalnym, dobrze funkcjonującym związku. Dom myśli że Jake jest jedynie moją zachcianką, chłopaczkiem do łóżka, ale na nic więcej. Tutaj się myli, bo Jake jest zdecydowanie kimś więcej. Jest pierwszym, po moim tacie, tak bliskim mi mężczyzną w życiu. Jest powiernikiem, przyjacielem, partnerem, pewnego rodzaju ostoją. Sprawia że zapominam o wszystkim co złe, co mnie męczy, drażni, wkurza...nie kocham go rzecz jasna, ale myślę że gdyby nie Howard, to byłby pierwszym w kolejce do mojego serca, zwłaszcza że jest godny zaufania i tego wszystkiego co ważne w związku w przeciwieństwie do cholernego Dominica, który prawie zawsze mnie zawodził. Do tego Jacob jest cholernie seksowny, uroczy i przystojny zarazem, a jego uśmiech i męski głos, mogą doprowadzić nie jedną kobietę do zawału. Nie mówię oczywiście że Dominic taki nie jest, jednak w moich oczach traci swoim pieprzonym parszywym zachowaniem. Dlaczego w ogóle nadal go kocham? Spokojnie mogłabym zakochać się w Jake'u i byłby cholerny spokój, eh.
- Przyniosłem Ci jeszcze jedno Martini na rozluźnienie - siada na wannie i podaje mi kieliszek w dłoń, uśmiechając się przy tym w rozbrajający sposób.
- Jesteś Bogiem - oznajmiam, wpadając w lekki błogostan i upijam mały łyk alkoholu z kieliszka, kiedy on przeczesuje palcami swoje czarne, w tej chwili zaczesane do tyłu włosy. To niewiarygodne że czasami taki facet jak on, potrafi być nieśmiały. Zdaję sobie dobrze sprawę z tego, że onieśmielam mężczyzn swoim wyglądem i zachowaniem, ale jednak znamy się z Jacobem tyle czasu, że dziwi mnie to że nadal ma takie momenty przy mnie. W tej kwestii, jak i w kilkunastu innych, do złudzenia przypomina mi Howarda, co prawdopodobnie oznacza że w swojej słabości, odnalazłam w nim idealne zastępstwo za niego. Nie wiem czy to dobrze, ale myślę że na tym etapie nikomu to nie zaszkodzi, a nawet pomoże.
- Może już uskutecznimy chociaż małą część naszego planu, tak na poprawę humoru? - patrzy na mnie z tą iskierką w oczach.
- Podoba mi się twój tok myślenia - odstawiam kieliszek na bok i obdarzam go delikatnym uśmiechem.
- Wiem - robi jedną z tych swoich min i pochyla się powoli nade mną, a ja od razu chwytam za jego szlafrok i odwiązuje sznurek.
- No chodź tutaj - spoglądam na niego pożądliwym wzrokiem.
- No idę - odpowiada przez śmiech, a ja nie dbając o nic, wciągam go do wanny w której z łatwością mieścimy się we dwoje. Znajdujemy wygodną pozycję, a kiedy Jake góruje nade mną, zaczynamy się całować. Przerywamy na ułamek sekundy, aby pozbyć się przeszkadzających nam obojgu, przemoczonych części jego bielizny, po czym kontynuujemy dalej. Po chwili Jake zaczyna schodzić pocałunkami na moją szyję i dekolt, a ja wykorzystuje ten moment na zmianę pozycji i przejęcie kontroli. Potrzebuje jej jak lekarstwa, lekarstwa na całe dzisiejsze negatywne emocje, które mną władają i nie pozwalają mi się uspokoić ani myśleć do końca trzeźwo. Jake bez żadnego sprzeciwu mi się poddaje, a ja jestem z tego faktu niezmiernie zadowolona. Kiedy tylko odwracamy się, siadam mu na biodrach i delikatnie obcałowuje jego szyję i tors, jednocześnie masując już twardego członka. Nie pozwalam mu praktycznie na żaden ruch, a to wszystko dzięki wykorzystaniu jego słabości do mnie o której, wbrew jego przekonaniu mam świadomość i to lepszą niż myśli. Dopiero kiedy widzę że już ledwo wytrzymuje, odpuszczam mu na nie długą chwilę, a on praktycznie od razu podnosi mnie do góry i wchodzi we mnie.

Punkt widzenia Dominica.

Staję przed drzwiami do apartamentu Diany i Jake'a i spoglądam na kartę w mojej dłoni.
- No dalej Dom - powtarzam sobie pod nosem i delikatnie, bezszelestnie otwieram drzwi. Nie mam zielonego pojęcia co ja niby zrobię z tym całym gościem, ale wiem że jeśli są razem w łóżku, to nie wytrzymam i albo zrobię coś radykalnie głupiego, albo coś jeszcze gorszego. Nie ma nic pomiędzy. Wślizguje się do środka i tak samo cicho, zostawiam za sobą uchylone drzwi, aby reszta mogła w razie czego usłyszeć czy zobaczyć mój znak. Chowam kartę do kieszeni czerwonych spodni i poprawiam rękawy od czarnej koszuli, zupełnie jakbym szedł na jakąś robotę jak jakiś pieprzony koleś z gangu. Nasłuchuje, jednak nic to nie daje. Jest cicho, wydaje mi się zdecydowanie zbyt cicho, ale mam nadzieję że to tylko wrażenie. Powoli wchodzę do środka i z każdym krokiem staje się co raz pewniejszy. Mam plan użyć swojego wrodzonego uroku osobistego i chociaż wątpię że zadziała on na tego Jake'a, to myślę że jednak jego doza jest nie zbędna w tej dziwnej sytuacji. Praktycznie już na pewniaka wychodzę z korytarza i wchodzę do salonu w którym nadal nikogo nie ma. Nagle dobiegają mnie cholerne odgłosy seksu. Głos, który tak dobrze znam, głos Diany. Uzbrajając się w nadzwyczajnie dużą dozę spokoju, zbliżam się cicho do źródła dźwięków i upewniam się w swoich najgorszych obawach. Słyszę jęki i krzyki, które należą właśnie do niej i do Jake'a. Wzbiera we mnie niewiarygodna wręcz złość, ale o dziwo nie jestem w stanie nic zrobić. Moje myśli zaczynają biec w nieokreślonym kierunku, mieszają się, widzę w nich przeróżne obrazy z przeszłości, a złość sprawia, że nie jestem w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu. Cały mój misterny plan, nagle blednie, bo uświadamiam sobie jak nie wiele znaczyły dla Diany moje dzisiejsze słowa, jak nie wiele znaczę dla niej ja sam. Świadomość ta staje się jeszcze gorsza, gdy zdaję sobie sprawę, że Diana ma mnie w głębokim poważaniu z mojej własnej winy. Kocha mnie, ale moje zachowanie przyćmiewa jej uczucie, ja sam sprawiam że mnie nienawidzi. Sam jestem sobie winien. Ta myśl spada na mnie w tym momencie i uderza z taką siłą, że aż uginają się pode mną kolana. Niby niejednokrotnie byłem świadkiem tego, jak Diana uprawiała seks z innymi i nie reagowałem tak silnie. Ale ta sytuacja jest zupełnie inna, niż jakakolwiek, która miała miejsce kiedyś. Powiedziała mi w twarz, że mnie kocha, a przynajmniej kochała, a teraz jest z innym. Nie mogę tego znieść. Nie jestem też w stanie nic zrobić. Co ja sobie w ogóle myślałem? Że wejdę tam tak nagle i że niby im przerwę? Przecież to nic nie da, za taką akcję Diana zgnoiłaby mnie, kompletnie zmieszała z błotem, tak że już chyba bardziej by się nie dało. Przynajmniej w tej chwili, sądzę że właśnie tak zareaguje. Kiedyś, kiedy sytuacja miała się zupełnie inaczej, pewnie zmieszalibyśmy się oboje wzajemnie z błotem, zwyzywali, prawie że pobili w napadzie szału, a na końcu uprawialibyśmy seks. Ale to było kiedyś...Dom kurwa obudź się! Wszystko się zmieniło stary! Z zamyślenia wyrywa mnie nagły trzask i uderzenie tłuczonego szkła o posadzkę. Odwracam się w pośpiechu i po dźwiękach dochodzących z łazienki, stwierdzam że właśnie skończyli numerek w wannie i chyba oboje zmierzają do sypialni. Nie mam gdzie uciec. Zanim zdążę przebiec do drzwi wyjściowych, na bank mnie zauważą, a wtedy wszystko weźmie w łeb. Miotam się przez chwilę, po czym zauważając że drzwi od łazienki zaczynają się otwierać, szybko wbiegam do pierwszego lepszego pokoju, oczywiście sypialni.
- Mam cholerną nadzieję, że nie pójdziecie akurat do tej - szepczę pod nosem i jak najszybciej, chowam się za drzwiami małej garderoby. Po zamknięciu drzwi otacza mnie bezgraniczna ciemność, więc macam rękami na oślep i po chwili z ulgą stwierdzam, że mogę się ukryć w ciuchach wiszących na wieszaku po prawo. Teoretycznie, mógłbym po prostu stać przy drzwiach, ale tak na prawdę znając Dianę w razie ich wejścia tutaj, nie będę miał wyboru i będę musiał tutaj siedzieć do rana. Siadam na podłodze, pomiędzy ubraniami, które okazują się męskimi koszulami i czekam na rozwój cholernej sytuacji, cały czas nie mogąc przestać myśleć o tym co się właśnie zdarzyło i nadal dzieje. Co mam kurwa robić? Czuję się chwilowo, jak małe dziecko, kompletnie nie wiem co mam robić, wiem tylko że nie mogę się im pokazać. Mój plan odzyskania Diany spali wtedy na panewce. Muszę wytrzymać, cokolwiek by się nie działo, muszę cholera. Oczywiście, jak na złość, szczęście w tej chwili mi nie dopisuje i po chwili, słyszę uderzenie, najwyraźniej otwartych z impetem drzwi o ścianę. Szlag by to trafił. Mają do dyspozycji, co najmniej cztery pieprzone sypialnie, ale oczywiście muszą iść akurat do tej w której się ukryłem. Zapowiada się cholernie długa i męcząca noc. Sam jesteś sobie winien, Howard...


***


Październik 2000 - Japonia, południe następnego dnia.
Punkt widzenia Diany.

Jestem spakowana i prawie gotowa do wyjścia. Mam jeszcze kilka minut, zanim wszyscy do końca się ogarną, zapakują i wsiądziemy w samochód, który zawiezie nas na lotnisko w Tokio, skąd polecimy do Osaki na kolejny, cholernie ciężki, festiwalowy, upalny koncert. Plusem wczesnych, granych w upale koncertów, jest to że potem możemy imprezować do rana, zwłaszcza że pomiędzy danymi następującymi po sobie koncertami, mamy zawsze około 24 godzin wolnego. Niby wolne ma być na przelot i takie tam, ale i tak wiadomo że wszyscy wtedy melanżują, zwłaszcza zjednoczona trójca, jak to mówi Kirk - ja, Dom i Matt. Eh, po wczorajszym chyba już nie tak zjednoczona. Znaczy no, ja z Domem jednoczyłam się intensywnie przez całą noc, także nie powiem. Nie wydaje mi się żeby Dom i Matt chowali do siebie długo urazę, ale tak czy inaczej dziwnie się czuje i chyba pierwszy raz w życiu żałuje czegoś co zrobiłam. Teraz mam swojego rodzaju poczucie winy. To dziwne, bo przywykłam do nie odczuwania poczucia winy i żalu, a tutaj bum...nagle te właśnie uczucia czuje. Zastanawiam się nad tym jeszcze przez chwilę, po czym kończę makijaż i ubieram się w obcisłe dżinsy i czarną koszulkę na ramiączkach. Włosy zostawiam rozpuszczone, lekko pofalowane. Zakładam czarne, średnio wysokie szpilki i mimo upału, wrzucam na siebie jeszcze zwiewną białą koszulę i zapinam kilka guzików od dołu, żeby mimo wszystko wyglądać w miarę poważnie w razie jakiegoś dziwnego przedstawiciela, który znowu chciałby zagadać do Pani asystent zespołu o możliwości jakiejś bezsensownej współpracy, która po przeliczeniu na koszty i tak nic by Muse jako zespołowi nie dała, może nawet jeszcze zaszkodziłaby im finansowo. Niby to nie problem, bo i tak wytwórnia w której wydali płytę za nich płaci, ale jednak wielkim Panom biznesmenom nadal czasami coś nie pasuje, dlatego jestem dwa razy tak wyczulona i uważna, jak zawsze. Ostatnią rzeczą jakiej bym chciała, byłoby wywalenie Muse z wytwórni przeze mnie. Chyba nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia, bo są na prawdę zajebistym zespołem, ale jeszcze nie docenionym i w tym tkwi największy cholerny problem. Dopiero druga płyta wyniesie ich na szczyt, jestem tego pewna. Słyszałam próby i nagrania, które robili i mam tą cholerną pewność że tak będzie, po prostu to wiem i koniec. Kiedyś będą wielcy, tyle w tym temacie. Ale jak na razie ciężkie jest moje życie, ich też, dlatego tak melanżujemy, a do tego ja z Domem ruchamy na potęgę. Chyba nie dalibyśmy rady, bez tych relaksacyjnych dodatków. Dominic zawsze mówi że przesadzam z tym przejmowaniem się ich losem, że wszystko będzie ok, że dadzą radę, ale ja jednak zawsze w środku podwójnie przejmuje się tym wszystkim. Chowam kosmetyki do kosmetyczki, wrzucam ją na wierzch i zapinam moją walizkę. Jeszcze raz ogarniam wszystko wzrokiem, wygląda na to że nic nie zapomniałam. Sprawdzam jeszcze szafkę, czy aby na pewno nie pozostało w niej nic niezbędnego, czy ewentualnie gorszącego, chociaż myślę że obsługa hotelowa, po naszych wczorajszych ekscesach i naszym porannym - tak, moim i Dominica - nie pełnym w ubiorze - byliśmy we dwójkę owinięci kołdrą, bo nie mogliśmy znaleźć ciuchów, ani nawet bielizny - wejściu smoka, prosto na młodziutką pokojówkę, niczym już się nie zdziwi ani nie zgorszy. Kiedy upewniam się że w szafce nic nie ma, zabieram walizkę i nie spiesząc się, idę na korytarz, gdzie mamy w zwyczaju wszyscy się zbierać, przed zapakowaniem się do samochodu. Nie muszę długo czekać, żeby na korytarzu pojawiła się większość ekipy, Tom, Matt, który od razu komunikuje mi że dogadali i przeprosili się z Domem oraz że sprawy już nie ma, no i w końcu sam Howard, na którego podświadomie i odruchowo wręcz, reaguje uśmiechem, który on odwzajemnia z zadowoleniem. Obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie, całując czule, a ja odwzajemniam to nie zwracając uwagi na resztę, ani na ich reakcje. W końcu sami swoi, każdy tutaj ma coś seksualnego na sumieniu. Kiedy po chwili odrywamy się od siebie i spoglądamy na nich, wyglądają co najmniej jakby szczęki opadły im do ziemi. Najbardziej zdziwieni wydają się Chris i Kelly, którzy stoją za nami. Oboje z Domem wiemy czym jest spowodowana ich reakcja. Spoglądam na niego jakby z zapytaniem, jednak on puszcza mi tylko oczko, uśmiecha się w ten swój lekko frywolny sposób, po czym chwyta mnie za dłoń i prowadzi za sobą w kierunku windy.
- Poczekaj - zatrzymuje Doma - Tom daj klucze do busa - zwracam się do Kirka z uśmiechem - zapakujemy się już i poczekamy na was, bo zanim się stąd w ogóle ruszycie, to my zdążymy jeszcze zaliczyć szybki numerek w windzie - puszczam mu oczko, a ten najpierw robi dziwną minę, jednak po chwili wyciąga klucze i rzuca je zręcznie, prosto w moją dłoń. Kiedy wchodzimy do windy, oczywiście Dom od razu podłapuje temat - co jak co, ale jak on by tego nie podłapał, to chyba trzeba by się skonsultować z lekarzem. Przypiera mnie do zimnej, metalowej ściany, jednocześnie wsuwając delikatnym, ale za razem zdecydowanym ruchem, rękę pod moją bluzkę. Całuje mnie namiętnie, a ja mimo czasu, który zaczyna nas gonić, pozwalam nam obojgu na jeszcze jeden intensywny, wspólny moment. W momencie, kiedy usiłuję rozpiąć mu pasek od spodni, on wciska przycisk "Stop", który gwałtownie zatrzymuje windę i daje nam przynajmniej dziesięć minut czasu. Uśmiecha się, wyraźnie zadowolony z siebie, najpierw do mnie, a potem do kamery w rogu windy. Zręcznym ruchem, ściągam z siebie koszulę i zarzucam ją na kamerę, odwzajemniając przy tym jego zadowolony uśmiech.



Cytaty: Muse - Supermassive Black Hole, Time Is Running Out.

środa, 29 lipca 2015

Undisclosed Desires Part 4.

Witam was z nowym, czwartym już rozdziałem Undisclosed Desires. Jak zawsze mam nadzieję że będzie się podobać. Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam, Cassandra xx


"Don't waste your time or time will waste you."


Tej samej nocy. Punkt widzenia Dominica.

Kiedy meldujemy się w hotelu, Matt który do czasu dzisiejszych wydarzeń, koniecznie chciał iść się napić do jakiegoś baru czy restauracji, teraz niczym huragan rusza za nadal wściekłą Sophią i robi wszystko żeby się uspokoiła. Ona natomiast cały czas jest naburmuszona, praktycznie na mnie nie spogląda, Diana też. Obie idą tylko obok siebie i wyglądają jakby telepatycznie dawały sobie znać że chcą mnie zamordować w najbliższej możliwej dostępnej i dogodnej dla tego wydarzenia chwili. Czuje się przytłoczony, jednak nadal siedzi we mnie ta radość, to świetne uczucie, które ostatni raz czułem w liceum. To jakby uczucie, które daje Ci znać że jesteś komuś potrzebny, że ten ktoś coś do Ciebie czuje i ty czujesz to samo. Cały czas obserwuje Dianę, jednak jej wzrok, kiedy tylko zauważa moje spojrzenie jest ostry i przepełniony pogardą. Staje obok niej, kiedy rozmawia z recepcjonistką hotelu.
- Pani Diana Edwards? - upewnia się, spoglądając w ekran komputera - Pan Jacob Beck zameldował się już w dwuosobowym apartamencie i kazał Pani przekazać że zabrał tam Pani bagaże - młoda brunetka z pełnym profesjonalizmem i aparycją, przekazuje informacje Dianie i spogląda błyszczącym, pożądliwym wzrokiem w moją stronę. Opanowuje się trochę, kiedy zauważa moją minę, jednak nadal widać po niej że wystarczyłoby kilka moich sztuczek i mam ją dzisiaj w swoim łóżku. Sęk w tym że nie chcę jej, nie chcę żadnej innej, tylko Dianę. W tej chwili na mojej twarzy zdecydowanie muszą malować się wszystkie emocje jakie czuje, chwilowo nic nie ukrywam. Pod wpływem dzisiejszych wydarzeń po koncercie, nie jestem chyba nawet w stanie czegokolwiek ukryć. Jestem cholernie zazdrosny o tego całego Jacoba, Jake'a...cholera jasna go wie jak on się nazywa, ale zdecydowanie mam ochotę gościowi coś zrobić. Diana spogląda na mnie, a kiedy tylko zauważa cień zazdrości, robi tą swoją pogardliwą i dobrze mi znaną minę, tą którą robiła zawsze wtedy kiedy chciała się nade mną poznęcać, chciała mi pokazać że idzie z innym do łóżka i że nie mam nic do tego, nic nie mogę z tym zrobić. Bierze od recepcjonistki kartę i wymijając mnie, szybkim krokiem rusza do windy. Nie wiedząc co mam robić, stoję jak wryty i spoglądam tylko na nią przez ramię. Przed oczami przechodzą mi wszystkie możliwe obrazy, tego co Diana może robić dzisiaj w nocy z tym palantem, a moja bezradność jest tak szeroko pojęta, że aż czuje ucisk w klatce piersiowej. W końcu biorę się w garść, a do mojej głowy wpada znakomity pomysł. Spoglądam z lekkim uśmiechem na czarnowłosą recepcjonistkę, a ona to odwzajemnia. Nie wiem jeszcze dokładnie co zrobię, ale na pewno nie pozwolę na to żeby dzisiejszej nocy Diana była z nim. Na razie wiem tylko tyle, że napalona Pani z recepcji jest kluczem do mojego planu.


Punkt widzenia Diany.

Wchodzę do pokoju hotelowego i trzaskam drzwiami zdecydowanie za mocno. Siedzący w szlafroku na łóżku Jake od razu to wyłapuje i podnosi wzrok z nad ekranu telefonu.
- Nawet nie pytaj, błagam - odpowiadam na jego bezgłośne zapytanie, widząc jego podejrzliwą minę - muszę się napić, to po pierwsze - podchodzę do barku, chwilę przypatruje się butelkom z przeróżnymi trunkami i wybieram Martini.
- Dominic? - Jake obejmuje mnie w pasie i pyta bez specjalnych przemyśleń.
- Od razu wiedziałam że się skapniesz - odpowiadam, biorąc łyk alkoholu.
- Co tym razem zrobił? - siada na barowym krześle obok mnie.
- Błagam Cię Jake, nie mam siły o tym rozmawiać, zwłaszcza teraz - urywam z ulgą, kiedy brunet zaczyna delikatnie masować moje zesztywniałe plecy.
- To na co masz ochotę wobec tego? - pyta męskim, zdecydowanym głosem.
- Na kąpiel i seks - uśmiecham się pod nosem.
- Czemu mnie to nie dziwi - w jego głosie słychać rozbawienie, które powoduje że ja sama uśmiecham się po raz pierwszy w ciągu ostatniej doby.
- Dobrze że mamy cholerne dwa dni wolnego, wyjdziemy gdzieś się rozerwać i w ogóle, bo jakbym miała jutro znowu patrzeć na jego pieprzoną twarz, to nie wiem czy wytrzymałabym nie dokonując mordu - urywam, czując lekki ból w plecach, który po chwili mija. Trzeba przyznać że mieć partnera seksualnego, który pracował jako masażysta to istne błogosławieństwo.
- Co on takiego dzisiaj odwalił że jesteś taka wściekła?
- Na prawdę, zbyt dużo gadaniny Jake, nie mam na to ochoty ani siły, zbyt wiele mnie to kosztuje - wypijam do końca zawartość kieliszka i odstawiając go na blat, zdejmuje marynarkę.
- Rozumiem że najpierw kąpiel, potem całonocny seks - w brązowych oczach widać błysk.
- Oczywiście - odpowiadam, niby to zmanierowanym głosem i pozbywając się po kolei ubrań, zmierzam do łazienki.


"The time has come to make things right."


Punkt widzenia Dominica.

Praktycznie wdzieram się do pokoju Matta w naszym apartamencie, a kiedy zauważam jego nieobecność, szybkim krokiem zmierzam do pokoju Chrisa.
- Chris! Potrzebuje waszej pomocy, pilnie! - urywam z przejęciem, na co Wolsteholme patrzy na mnie z dziwną miną.
- O co chodzi? - pyta zdezorientowany.
- Jak nie wiadomo o co chodzi Domowi, to zawsze chodzi o Dianę - Matt krzyczy mi za plecami i powoduje że prawie mam zawał.
- Opanuj się kurde - patrzę na niego zdezorientowany i wkurzony.
- No taka prawda no - śmieje się pod nosem.
- Słuchajcie, mówię serio - wpuszczam Matta do pokoju Chrisa, zamykam drzwi i siadam na fotelu - ja po prostu wiem co oni tam będą dzisiaj robić, a kurwa nie mam jak się tam dostać i to przerwać - urywam z przejęciem - Diana jest na prawdę na mnie wściekła i jeśli nie dostanę się tam siłą albo jakoś, to nie mam co liczyć na dostanie się w ogóle, na porozmawianie z nią to już tym bardziej.
- Dobra, wiadomo że chodzi Ci o to żeby Diana nie była w nocy z Jake'iem, ale no Dom, co ty niby chcesz zrobić? - pyta Chris z zastanowieniem.
- Chris ja nie mam kurwa zielonego pojęcia, ale dostanę się tam chociażby przez wentylacje, żeby tylko go wywalić z tamtąd i nie dopuścić do niczego - odpowiadam nerwowo.
- No ale czy ty rozumiesz że nie masz nawet jak i co zrobić, co? Będziesz skakał i przechodził po balkonach o 3 nad ranem, po to żeby się do niej dostać? Stary, jeszcze wypadniesz i dopiero będzie kicha - Matt próbuje mi tłumaczyć, jednak ja go nie słucham.
- Poza tym Diana tyle czasu sypiała i sypia z innymi, a ty teraz nagle pod wpływem tego że się obudziłeś i dotarło do Ciebie to co powinno dotrzeć dawno, chcesz jej powiedzieć "no sory, ale masz być moja, nikt inny nie może Cię tknąć" halo Dom! No to się mija z celem chyba trochę, bo ona i tak Cię nie posłucha - dopowiada Matt, a ja doznaję olśnienia.
- Jak będzie taka konieczność to przypnę ją do siebie kajdankami, byleby tylko nie spała z żadnym innym, ok? Już kiedyś jej mówiłem że jest moja i mimo że to lekceważyła i że się rozstaliśmy - w tym momencie robię w powietrzu cudzysłów palcami - nadal to obowiązuje, bo nadal jestem dla niej tym jedynym, rozumiecie? - odpowiadam z niewiarygodną wręcz irytacją, po czym wstaję szybko i wychodzę z pokoju. Mimo cholernej zazdrości, która przemawia przeze mnie z każdej możliwej strony, myślę trzeźwo i dzięki Matthew, wpadam na genialny pomysł. Matt i Chris nie za bardzo wiedzą co robię, a ja oświecony idę na balkon w salonie apartamentu. Wychodzę i rozglądając się zauważam że przejście z naszego balkonu na ten obok, nie będzie trudne z racji szerokiej ramy przymocowanej do ściany, która biegnie pod każdym balkonem i po której spokojnie można przejść, bez specjalnego przejmowania się tym że się spadnie. Matt i Chris po chwili też wchodzą na balkon i patrzą na mnie jak na kompletnego debila.
- Kurwa, żałuje że mówiłem o tych balkonach, przecież jemu odwaliło do reszty - Matt śmieje się pod nosem z dziwnym grymasem na twarzy - czy ty nie możesz tego załatwić jak cywilizowany człowiek Dominic? - Matt patrzy na mnie, teraz już jego twarz staję się poważna.
- I co niby mam znowu pozwolić na to żeby ona tam się z nim pieprzyła, a ja będę o tym myśleć całą noc i się wkurwiać?! No chyba nie Matt - urywam i spoglądam na ramę z zastanowieniem - ten balkon jest od ich apartamentu - wskazuje na balkon obok naszego, a Chris i Matt patrzą ze zdziwieniem.
- A czy przypadkiem oni nie brali apartamentu po drugiej stronie - Chris pyta ze zdziwieniem, a ja uśmiecham się z zadowoleniem.
- Owszem, mieli mieć apartament po drugiej stronie od nas, ale załatwiłem to z recepcjonistką na swój sposób i wyszło tak że mamy apartamenty obok siebie - szczerze się, bo dawno nie czułem już takiego zadowolenia z siebie, a Matt patrzy na mnie jakby chciał mnie zabić.
- To dlatego debilu czekaliśmy tyle w tej recepcji, bo jakaś zamiana to tamto, oh. Wszystko zaplanowałeś przecież - Matt lamentuje.
- Nie wszystko, zaplanowałem tylko to, bo chciałem dzisiaj wykorzystać pewną sprzyjającą mi sytuacje i gdyby nie ta kłótnia z Dianą, to myślę że Jake o tej porze już dawno byłby wywalony z jej apartamentu, a ja załatwiałbym i układał sprawy z nią, tak jak najlepiej umiem, ale no sory stary, nie wyszło, więc teraz muszę tam zapieprzać po tych balkonach, ok - kończę swój wywód, a Matt obrzuca mnie tym swoim dziwnym spojrzeniem.
- A czy Pani recepcjonistka nie mogłaby zupełnym przypadkiem dać Ci zapasowej karty do drzwi ich apartamentu? Byłoby z głowy i bez niebezpieczeństw - Chris patrzy na mnie wymownie i unosi ręce do góry w geście bezradności.
- Nie, nie mogłaby bo chyba jest lekko wkurzona - robię minę dającą im to do zrozumienia.
- Coś ty zrobił? - pyta Chris jeszcze bardziej bezradnie, niż przedtem.
- Ekhem, powiedzmy że trochę za dużo sobie wyobraziła, kiedy zacząłem z nią flirtować i obraziła się, kiedy powiedziałem że z seksu nici, bo jestem zajęty - spoglądam na niego i staram się zrobić jak najbardziej przekonującą minę, kiedy oni obydwaj zszokowani wytrzeszczają oczy.
 - Jesteś zjebany, serio - po chwili, Matt zaczyna się śmiać pod nosem - ty chory pojebie - mówiąc to zanosi się głośnym śmiechem, a Chris i ja patrzymy na niego jak na ostatniego debila - a ja myślałem że to mi odwaliło jak się zakochałem - dopowiada, po czym dalej się śmieje, aż w końcu Chris i ja zaczynamy się śmiać z jego idiotycznej miny.
- Aż boję się zapytać coś ty jej naobiecywał że się tak śmiertelnie na Ciebie obraziła - mówi Chris, kiedy już trochę się uspokajamy.
- Stary, wierzysz mi czy nie, ale nic takiego - spoglądam na niego z przekonaniem - wystarczyło chwilę poflirtować i była moja, ale nie mam zamiaru jej pieprzyć - kiedy mówię to ostatnie, oboje patrzą na mnie jak na gościa, który kompletnie stracił rozum - w tej chwili Diana się liczy, rozumiecie?
- Jesteś pewien że jesteś zdrowy na umyśle Dom, normalnie byś...
- Normalnie bym teraz był z nią w swoim pokoju, ale nie jestem, bo kurwa Diana - przerywam Chrisowi ze znudzeniem - pomożecie mi w końcu, czy będziemy tu stać i pierdzielić o mało istotnych w tej chwili rzeczach? - pytam z irytacją, a oni oboje spoglądają na przemian na mnie i na siebie, w pełni zszokowani i jakby wyjęci z życia.
- Ja rozumiem że was zatkało, ale no... - urywam i nerwowo wciągam powietrze w płuca - ludzie się zmieniają pod wpływem pewnych wydarzeń, tak? A teraz czy możecie mi kurwa pomóc?! - podnoszę głos, a do nich w końcu dociera co powiedziałem.
- Stary, chyba serio musimy mu pomóc, skoro to wszystko wywarło na nim aż takie wrażenie i tak poskutkowało - Chris patrzy się wymownie na Matta, a ja kręcę głową i uśmiecham się bezgłośnie, przechodząc przez barierkę. Kiedy praktycznie stoję już na ramie pod balkonem, nagle słychać głośne i ostre pukanie do drzwi. Matt idzie szybko je otworzyć.
- Dom, jakaś inna laska z recepcji do Ciebie, mówi że to pilne i że ma coś dla Ciebie - Matt wraca na balkon i mówiąc to robi minę, dającą do zrozumienia że ta też się chyba napaliła. Szybko dostaję się z powrotem za barierkę i zmierzam do drzwi w których czeka młoda, w miarę ładna, farbowana blondynka w czarnej sukience. Nie widziałem jej przed tem, dlatego spoglądam na nią z lekkim zdziwieniem, jednak wychodzę przed drzwi i zamykam je za sobą.
- Obiło mi się o uszy że chciał Pan kartę zapasową do apartamentu obok? - pyta z lekkim uśmiechem i ścisza głos mówiąc o apartamencie, a ja od razu zauważam co ma na myśli.
- Tak, ale...
- Ależ proszę - podaje mi ją do ręki - tylko nikomu ani słowa i oczywiście nie ma nic za darmo - puszcza mi oczko - mogę stracić pracę, ale jeśli dobrze Pan mi to wynagrodzi to myślę że przy odrobinie szczęścia nikt się nie dowie - mówiąc to praktycznie, rozbiera mnie wzrokiem, a ja uśmiecham się lekko z zadowoleniem.
- Wynagrodzę - odpowiadam, kiedy ona cały czas mnie kokietuje - jesteś jutro na zmianie - urywam i spoglądam na jej tabliczkę - Victorio?
- Jestem na zmianie, wieczorem - uśmiecha się - do zobaczenia - puszcza mi oczko i odchodzi z uśmiechem, a ja zastanawiam się jak ja jej to niby mam wynagrodzić, unikając seksu, no ale ok. Jakoś dam radę, zawsze dawałem, teraz też dam.


***


"You trick your lovers that you're wicked and divine. 
You may be a sinner, but your innocence is mine."


Październik 2000 roku - gdzieś w Japonii, pod wpływem grzybków halucynogennych, otwartych japońskich dziewczyn, ogromnej zazdrości i pożądania.

Punkt widzenia Diany.

Jestem bliska orgazmu, kiedy nagle staje się coś co doprowadza mnie do wściekłości. Nie chodzi tylko o nagłe przerwanie mojej rozkoszy, ale też o to kto to robi i w jaki sposób. Wracam do pozycji siedzącej, nie zwracając uwagi na resztę dziewczyn, która jest tak zszokowana i chyba nawet wystraszona, zaistniałą sytuacją że praktycznie przerywa wszystkie dotychczas wykonywane seksualne czynności i wpatruje się tylko w naszą trójkę. Matt leży na podłodze i trzyma się za twarz, a Dom stoi obok mnie i patrzy na nas oboje z wyrazem twarzy godnym męża, który przyłapał na gorącym uczynku żonę z kochankiem we własnym łóżku. Staję na równe nogi i odpycham go od siebie z całej siły. Nie zważając na nic, podnoszę Matthew z podłogi, po czym chwytam ich oboje za ramiona i zaciągam do toalety. Prawie wrzucam ich do tego pomieszczenia, zbieram szybko jakiekolwiek ich ciuchy, bo wiem że nie będę mogła się skupić na poważnym opierdoleniu obu jak będą nago. Pierwsze co wpada mi w ręce to majtki, więc nie zbieram już nic więcej, to wystarczy.
- Tylko się tu debile nie pozabijajcie przez tą chwilę, aż zrobię porządek! - policzkuje ich obu równocześnie z niewyobrażalnym wręcz wkurwieniem, przed tem rzucając im pod nogi bieliznę i zamykając za sobą drzwi z wielkim impetem. Odwracam się i szukam wzrokiem czegokolwiek co moje. Nie zauważam nic, więc sięgam po zbyt dużą koszulkę Dominica i wrzucam ją na siebie zdecydowanym ruchem.
- Przepraszam was dziewczęta, ale to niestety przykry koniec - zaczynam - nie chciałam żeby to się tak skończyło, ale no zdarza się, żałuję, ale to wszystko wina tych dwóch zjebanych samców alfa - mówię zdecydowanym, aczkolwiek miłym tonem, a przy ostatnich słowach nabieram powietrza na samą myśl o tym co zaszło. Spodziewałam się wszystkiego po Domie, ale na pewno nie tego co zrobił. Pojebało mu się w tej głowie do końca od grzybków i nadmiaru ruchania.
- Błagam was dziewczęta zwijajcie się, bo zaraz ich tam pozabijam - staram się uspokoić i wychodzi mi to bardzo dobrze jak na tą chwilę. Dziewczyny chyba rozumiejąc o co chodzi i nie mając mi tego za bardzo za złe, zaczynają zwijać swoje ubrania i doprowadzać się do porządku. Idzie im to w miarę szybko, praktycznie po chwili już ich nie ma. Jak to w tym kraju, posłuszne, nawet jeśli któraś nie zgadzałaby się ze mną i miała coś przeciwko to pewnie i tak nic by nie powiedziała z szacunku. Za to lubię tych ludzi. Zamykam drzwi za nimi i cofam się do tych dwóch idiotów. Staję przed drzwiami do łazienki, nabieram powietrze w płuca i wchodzę do środka. Widzę ich obu ubranych w majtki, które im wrzuciłam. Matt ślęczy przy umywalce i tamuje krew, która leci mu z nosa, a Dom siedzi na wannie ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Możesz mi kurwa powiedzieć co to było Dom?! - podnoszę głos, jednak mimo wszystko staram się być opanowana.
- A co to było?! - odpowiada pytaniem na pytanie i patrzy mi w oczy ze złością.
- Myślę stary że to był seks - odpowiada Matt i również nie jest przy tym spokojny.
- No właśnie Dom, to był kurwa seks, wszyscy go uprawialiśmy wiesz?! - przyznaję Mattowi rację - a ty nagle nie wiadomo dlaczego uderzyłeś Matta, co to kurwa jest?!
- Wszyscy, ale to byliście kurwa wy, ty i Matt! - mówiąc to Dom obrzuca nas oboje tym samym wzrokiem, godnym zdradzonego męża, którym obdarzał nas w pokoju - moja kobieta i mój przyjaciel, kurwa!
- Tobie już te magiczne grzyby przeżarły chyba mózg, bo ja nie wiem co ty odpierdalasz, jaka twoja kobieta ?!- odgryzam się.
- Co ja odpierdalam?! Ty mi się pytasz co ja odpierdalam?! A co wy odpierdalacie?! - Dom wstaje i z powrotem staje się coraz bardziej wściekły - ja rozumiem jakieś wloty po pijaku czy coś, ale są granice których się nie przekracza, zwłaszcza jeśli się jest pierdolonymi przyjaciółmi tak?! - patrzy mi prosto w oczy i wyrzuca z siebie wszystko co ma na myśli, a ja zupełnie szczerze mam ochotę mu przywalić w głupi ryj. Niech nazwie mnie jeszcze dziwką, a pożałuje.
- Odezwał się ekspert od przekraczania wszelkich granic! - wybucham.
- Sory stary, ale raczej kurwa nie bierzesz swojej przyjaciółki na pieska, to raczej kurwa nie jest normalne, tak samo jak nie jest normalne że oboje prawie dochodzicie - Dom dokańcza, kiedy Matt prostuje się z nad umywalki i mimo narkotycznego zamroczenia, patrzy na niego jak na ostatniego debila, z resztą tak samo jak i ja. Jakby to nagle była jego pieprzona sprawa, kto mnie bierze, oprócz niego i w jakiej pozycji.
- Weź idź się zbadaj czy masz równo pod sufitem, bo wygląda na to że nie - zanoszę się złośliwym śmiechem - cholera jasna orgia, czaisz w ogóle że to była orgia, człowieku was dwóch i osiem dziewczyn, raczej kurwa trudno żebym dała się pieprzyć tylko tobie idioto! - krzyczę na niego nie wytrzymując ze złości, która zaczyna mną kierować i przejmować nade mną panowanie - ogólnie trudno żebym nagle dawała się pieprzyć tylko tobie, skoro i ty i ja oboje pieprzymy na potęgę, co idzie, kogo idzie, jak idzie, gdzie idzie! - kończę, akcentując wszystko gestami, które wynikają z mojej wściekłości - podpisałeś za mnie akt własności że się kurwa rządzisz?! Co ty sobie do chuja wyobrażasz?! Ja twoją kobietą?! Pf, błagam Cię!
- Słuchajcie! - Matt podnosi głos i nam przerywa - to jest jak na razie sprawa między wami, ja się nie mieszam, najpierw załatwcie co macie w cztery oczy, bo ja mogę się w to mieszać dopiero jak wy się oboje ogarniecie i dogadacie - swoimi słowami przecina gęstniejącą pomiędzy mną, a Dominiciem atmosferę i wychodzi, zostawiając nas samych. Ma rację, Dominic wyżył się na nim za coś co tak na prawdę nie jest jego winą. Wszystko w tej sytuacji jest winą jego pierdolonej, cholera wie z czego wynikającej zazdrości i jakiegoś nieporozumienia w naszych relacjach, nieporozumienia ze strony Doma, nie mojej. On po prostu za dużo sobie wyobraża, zaraz będzie chciał mnie uwiązać i zniewolić, chyba mu się w dupie do reszty poprzewracało.
- Zachowujesz się jakby Ci nagle zaczęło zależeć! - wykrzykuje mu w twarz, ledwo powstrzymując się od tego, aby znów go spoliczkować - gówno Cię to obchodzi, chodzi Ci tylko o twoje ego, masz w dupie nawet to że to był Matt, twój przyjaciel! Nie chodzi Ci wcale o jakąś zazdrość, o mnie czy o cokolwiek takiego, chodzi Ci tylko o twoje pieprzone urażone ego! - patrzę mu prosto w oczy i czuję jak krew w moich żyłach pulsuje - o twoje jebane wyobrażenie że jesteś najlepszy, że tylko ty jesteś tak dobry że możesz doprowadzać mnie do granic wytrzymałości! Widzisz! Najwyraźniej nie jesteś jedyny! - kończę i chcę wyjść, jednak Dominic zatrzymuje mnie, łapiąc za nadgarstki i unieruchamiając przy ścianie - puść mnie! - próbuje walczyć, ale on jest silniejszy, a ja jestem wręcz sparaliżowana złością, dlatego wiedząc że się nie wyrwę, przyjmuję inną taktykę, taką która zawsze działa. W tej sytuacji co prawda nie wiadomo czy zadziała odpowiednio, ale bez namysłu stwierdzam że nie zaszkodzi spróbować.
- Widzisz najwyraźniej jestem lepsza od Ciebie - zaczynam śmiać się mu w twarz i od razu zauważam w jego oczach ogień wściekłości, tej wściekłości którą czuje tylko po tych słowach, zapala się momentalnie - umiem zaspokoić się bez Ciebie, z kimś innym, a ty? - patrzę mu prosto w oczy z podłym rozbawieniem - ty nie potrafisz nic beze mnie, jesteś tylko słabą jednostką, kiedy nie ma mnie przy tobie. Jesteś nikim beze mnie Dom, nikim. Ja mogę się zabawiać ze wszystkimi, bo umiem doprowadzić seks do fazy w której nawet słabiak, robi się dobry w łóżku, a ty? Jesteś podłą namiastką mnie, nic nie potrafisz sam.
- Zamknij się! - wybucha nagle, a mnie w ogóle to nie dziwi, dostał szału, tego szału o który mi chodziło, tego którego ja go nauczyłam - nie pozwolę Ci tak mówić, nie możesz, rozumiesz?! Na nic Ci nie pozwolę beze mnie! Nie możesz, będziesz mi posłuszna, całkiem, kompletnie posłuszna! - cały czas ma podniesiony głos, nigdy nie widziałam go aż tak wściekłego, ale nie boję się, mimo wszystko wiem że nie zrobi mi nic, nie byłby w stanie mnie skrzywdzić czy zrobić mi cokolwiek co byłoby dla mnie nie do przejścia, nie jest taki, obojętnie co by się stało jest dobrym człowiekiem, nie jakimś pierwszym lepszym frajerem bez kręgosłupa moralnego.
- Tak? Skoro tak uważasz, to co niby takiego zrobisz żebym była posłuszna?! - w moim głosie cały czas słychać pogardę, nadal go prowokuje.
- Na pewno nie pozwolę żebyś pieprzyła się z Mattem - nasze twarze są tak blisko siebie że prawie się nimi dotykamy, a nasze nienawistne spojrzenia, cały czas są wbite w siebie - kocham Matta jak brata, ale nigdy nie pozwolę na to żeby pieprzył Ciebie jakbyś była jego. Nigdy nie pozwolę na to żebyś jęczała jego imię podczas orgazmu, tak jak jęczysz moje, nigdy rozumiesz?!
- Nigdy nie będę ani jego, ani niczyja, tym bardziej twoja, rozumiesz?! Nigdy nie będę niczyją własnością, a już na pewno nie będę własnością kogoś tak słabego i podłego jak ty - odgryzam się i naciskam kolanem na jego krocze, widząc że on nie może już tego znieść. Doprowadziłam go właśnie do skraju jakiejkolwiek wytrzymałości.
- Jesteś tak samo słaba i podła jak ja, jesteśmy siebie warci - te słowa wymawia już praktycznie prosto w moje usta, po czym wpija się w nie, a kiedy ja ze złości gryzę go w wargę, odrywa się, jednocześnie puszczając moje nadgarstki, wplatając jedną dłoń w moje włosy i przytrzymując moją głowę z tyłu, a drugą ściągając z siebie majtki. Podoba mi się przebieg tej sytuacji, mimo że w tym momencie nienawidzę go z całych sił. Dobrze wiem co Dominic zaraz zrobi, dobrze wiem że będzie mi chciał udowodnić że to on tu rządzi, że jestem pod jego panowaniem, chwilowo mimo wszystko, nie mam zamiaru się mu sprzeciwiać, jednak odrobina oporu nie zaszkodzi. Spycha mnie w dół, a kiedy moja twarz znajduje się na poziomie jego krocza, wkłada penisa w moje usta. Na początku robi to tak gwałtownie, że gdyby nie fakt że mam to opanowane do perfekcji, to pewnie bym wymiękła przez odruchy wymiotne, jednak kiedy sama delikatnie przejmuję inicjatywę, przestaje być wręcz agresywny i mimo kompletnej kontroli nade mną, nie przesadza w żaden sposób. Co innego gdybym to nie była ja, z innymi mógłby przeginać, ale nie ze mną, jestem za dobra, a moje usta działają na niego zbyt mocno, żeby był w stanie przeginać i w pełni kontrolować. Dopiero, kiedy celowo zwalniam, a mój język zdecydowanie zaczyna się ociągać, Dominic z powrotem wykorzystuje swoją kontrolę i przez chwilę dosłownie posuwa mnie w usta. Potem znów pozwala mi na własną inicjatywę, jednak dobrze wie że jestem za dobra i że jak tak dalej pójdzie to dojdzie w moich ustach, co niekoniecznie jest jego aktualnym celem, więc chwilę później przerywa zabawę i podnosi mnie z powrotem do góry.
- Uwielbiam Cię, jesteś cudowna, ale zarazem jesteś najgorszą suką jaką znam, doprowadzasz mnie do szału - całuje mnie namiętnie, a ja to odwzajemniam. Wściekłość uchodzi ze mnie powoli, pod wpływem jego pocałunków, dotyku i pieszczot, jednak nadal nie w całości. Nienawidzę go z całych sił, to jest pewne, jednak mimo wszystko jest wspaniały i uwielbiam go, tak samo jak on mnie na ten swój dziwny, chory sposób. Oboje jesteśmy pojebani, taka prawda i oboje jesteśmy siebie warci tak jak powiedział. Nie odrywając się od moich ust, Dominic podnosi mnie do góry, oplata moje nogi w pasie i wchodzi we mnie. Porusza się najpierw powoli, potem co raz szybciej, przez cały ten czas nie odrywamy się od swoich ust ani na chwilę, każdy gardłowy jęk jest tłumiony przez nas wzajemnie, a nasze języki walczą ze sobą o dominację. To dziwne, ale ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Nie możemy się od siebie oderwać, zupełnie jakbyśmy przez te kilkanaście chwil tworzyli całość. Przerywamy pocałunki dopiero, kiedy oboje już jesteśmy na skraju. Dominic nagle nieznacznie zwalnia, chcąc trochę opóźnić orgazm.
- Boże, Dom szybciej! - wycedzam przez zęby, łapiąc ciężko oddech i wplatając dłoń w jego blond włosy - co ty robisz cholera?! - urywam.
- Jest Ci dobrze? Chcesz więcej? - pyta mnie, opanowując nieznacznie swój oddech.
- Tak, cholernie dobrze! - odpowiadam ogarnięta emocjami i nie zauważam co Dom ma na celu i co właśnie ze mną robi.
- Tylko ze mną jest Ci tak dobrze, prawda? - pyta, całując lekko i przygryzając skórę na moim dekolcie, uprzednio odsłaniając ją poprzez lekkie naderwanie swojej koszulki w której nadal jestem.
- Tak Dom cholera tak! - specjalnie doprowadza mnie prawie do skraju, jednak nadal nie do końca, ma w tym swój cel.
- Żaden mi nie dorównuje? - dalej zadaje pytania.
- Nikt Ci nie dorównuje o Boże! - krzyczę, owładnięta, omamiona i jednocześnie przytłoczona tym cudownym uczuciem, przetrzymywana w kluczowym momencie o krok przed orgazmem, niczym jakaś niewolnica.
- Nikt nigdy nie zastąpi Ci mnie, nikt nigdy mnie nie dorówna, bo to ja jestem dla Ciebie stworzony, żaden inny nigdy nie zajmie mojego miejsca, tak? - nadal utrzymuje mnie w swoistym stanie zawieszenia, a ja jestem na skraju szaleństwa - odpowiedz!
- Tak Dom, tak! - wyduszam ledwo, nie mogąc już zapanować nad sobą, nad niczym co robię, co mówię.
- Jesteś moja Diano, pamiętaj o tym i zawsze będziesz tylko moja, rozumiesz?
- Tak Boże tak Dom! - jęczę, krzyczę, nie panuję nad sobą, przez stan w jakim mnie trzyma. Dopiero po tej odpowiedzi, z powrotem przyspiesza. Kilka szybkich pchnięć, wystarczy abym rozpłynęła się w mistrzowskim orgazmie. Jeszcze kilka następnych i czuję jak Dominic dochodzi, zalewając mnie ciepłym nasieniem. Przez następne kilka chwil po prostu tkwimy w tym stanie, w swoich ramionach, nie ruszając się. Uświadamiam sobie wtedy o co chodziło Domowi, co miał na celu tak mnie męcząc. Specjalnie doprowadził mnie prawie do skraju, po czym zwolnił na chwilę, abym już prawie ogarnięta orgazmem, powiedziała mu to czego nigdy w życiu nie powiem mu normalnie. Abym powiedziała mu to, czego wie że nie ma szansy usłyszeć ode mnie w normalnym stanie. Żebym powiedziała mu to co pragnie usłyszeć z moich ust, bo jako jedyna nigdy mu tego nie powiem.
- Najwyżej urodzisz jeszcze bardziej wredne niż my oboje dziecko, które będzie miało jeszcze gorszy charakter od nas obu i zniszczy świat, bo będzie miało najbardziej chorą, patologiczną i popieprzoną parę rodziców na świecie - Dom śmieje się, po czym całuje mnie przeciągle.
- Nienawidzę Cię - uśmiecham się - dobrze że biorę tabletki, bo znienawidziłabym Cię jeszcze bardziej - mówię pomiędzy pocałunkami.
- Stworzylibyśmy potwora, wiesz o tym? - patrzy mi w oczy z tą swoją dziwną czułością z którą patrzy na mnie zawsze w takich momentach.
- Wiem Dom, nawet o tym nie myśl, sami jesteśmy potworami - odpowiadam i znów go całuje. Kocham te momenty zapomnienia, kiedy przychodzi cisza po burzy, kiedy chcemy się pozabijać nawzajem, a potem uprawiamy najlepszy seks na świecie. Kiedy miewam to dziwne, ale piękne zarazem wrażenie, jakbyśmy byli z Dominiciem zwykłą, mega popieprzoną, ale jednak zwykłą parą zakochanych ludzi. Ale tak nie jest, nigdy nie będzie, nie ja, nie on, nie my. Po prostu nie. Między nami nie ma i nie będzie miłości, nigdy w życiu. Jedynie nienawiść i nieziemski seks.


Cytaty: Muse - Knights Of Cydonia, Undisclosed Desires. 

wtorek, 21 lipca 2015

Undisclosed Desires Part 3.

Witam. Wstawiam Part 3 i mam nadzieję że będzie się wam podobał. Zapraszam do komentowania i pisania co sądzicie o całym opowiadaniu. Przepraszam was za to że nie odpisuję na komentarze, ale niestety ostatnio miałam bardzo mało czasu na to. Jak tylko będę miała chwilę to odpiszę na wszystkie ;) Cassandra xx


Punkt widzenia Diany.


"Your lips feel warm to the touch, you can bring me back to life.
On the outside you're ablaze and alive, but you're dead inside."


- Dlaczego ty nadal czasami jesteś takim strasznym palantem? - pytam z rozczarowaniem, jednak mimo to na moją twarz wstępuje podły, chytry uśmieszek. Co ja mówię! Ogromny, szeroki, piękny, dumny uśmiech, pełen najgorszych dla Dominica - w tej chwili - emocji, które ranią jego męskie ego, honor i dumę Boga seksu, aż do głęboko położonego cna. Patrzy na mnie z powątpiewaniem, sam nie wie co ma zrobić. Ostatnim czego spodziewał się po przebiegu sytuacji w garderobie i po tym co dzisiaj między nami zaszło, jest to że zostanie w niej podle wykorzystany, ograny i obdarty z wszelkich uczuć. Ba! Ograny w grę w której od pewnego czasu zawsze wygrywał, bo żadna laska z którą spał nie była zdolna go tak zniszczyć, tylko ja. Nie wpadło mu nawet do głowy że po tym co był zdolny mi dzisiaj powiedzieć, po tym na co się zdobył, ja będę zdolna zrobić mu to czego nie robiłam mu praktycznie od czasu naszego pierwszego stosunku. Był pewien że kocham go i tęsknię za nim na tyle, że nie dam rady wywinąć mu takiego numeru, tutaj się pomylił.
- Czy ty na prawdę znowu to robisz?! - jest wściekły, jednak nadal stoi przy ścianie w samych slipkach i nie śmie nawet ruszyć się na centymetr. Chyba po prostu jego ego oberwało tak mocno, że aż nie jest zdolny do ruchu. Poza tym ma spodnie zdjęte do kostek, co za pewne nie ułatwiłoby mu zrobienia kroku w moją stronę.
- Cóż kotku, każda historia kiedyś zatoczy krąg i się powtórzy - odpowiadam wielce spokojnym głosem, a uśmiech i zadowolenie z siebie nie znikają z mojej twarzy, ani na sekundę.
- Czy ty po prostu raz, chociaż jeden pieprzony raz w życiu nie możesz mi ulec?! - pyta, gestykulując przy tym rękami w tak komiczny sposób, że nie wiem czy się śmiać czy płakać - nie możesz po prostu, tak bez utrudniania życia pozwolić mi - przerywa z dziwnym lamentem, wywraca oczami niczym kobieta z okresem, a ja z tego wszystkiego wybucham śmiechem, na co on reaguje jeszcze bardziej alergicznie niż przedtem.
- Nie śmiej się do cholery! Dlaczego się śmiejesz?! To wcale kurwa nie jest śmieszne! - w końcu schyla się i wkłada z powrotem swoje czerwone spodnie.
- Śmieje się wyobraź sobie z twojego komizmu i z tego jak to wszystko wyolbrzymiasz - odpowiadam jakby nigdy nic i już chcę wyjść, jednak on w końcu się rusza i łapie mnie za nadgarstek.
- Czy ty do cholery nie masz uczuć?! Najchętniej przywiązałbym Cię do łóżka i trzymał, aż w końcu musiałabyś stać się potulna - odgryza się, patrząc mi prosto w oczy.
- Ty się zastanów do cholery czy ty kochasz mój upór czy wolisz żebym była łagodna jak jakaś pierwsza lepsza dziewica, bo jakoś nagle priorytety Ci się zmieniły - patrzę na niego ze znudzeniem.
- Zrozum mnie do cholery, ja na prawdę uwielbiam to jaka jesteś, uwielbiam ten upór i to wszystko, ale nie jak robisz mi coś takiego no - urywa z oburzeniem - to jest jakieś nie ludzkie że ty się tak nade mną znęcasz tak od niechcenia - robi przy tym minę niczym pobity, mały pies, a ja znowu nie mogę opanować śmiechu.
- No faktycznie jestem nie ludzka - urywam, minimalnie się opanowywując - no serio, będą Ci musieli amputować genitalia przeze mnie - urywam, wycierając z kącików oczu łzy, które napłynęły do nich od śmiechu - co ty zrobisz bez swojego cudownego penisa, ty będziesz musiał żyć w celibacie, o nie! - lamentuje w komiczny sposób, ale Dominica ku mojej jeszcze większej uciesze, nie śmieszą moje aktorskie wywody.
- Czy ty możesz się uspokoić i spróbować docenić to co ja dzisiaj zrobiłem? - pyta całkiem spokojnie.
- Wiesz co? Jakoś nie za bardzo mnie to rusza, zwłaszcza że nagle Ci się tak zebrało na to po ponad dwóch latach - urywam, oddychając głęboko - zawsze umiałeś pięknie mówić, jeśli bardzo Ci zależało na zaciągnięciu jakiejś do łóżka - uśmiecham się, wyciągając rękę z jego silnego uścisku i wychodzę, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
- Diana! Diana! - woła mnie, a ja nie reaguje i pewnym krokiem ruszam wprost, długim korytarzem. Chwilę później, dogania mnie z narzuconą koszulą i znów łapie za rękę.
- Czy my możemy porozmawiać...
- Nie Dom, nie możemy! - podnoszę głos, przerywając mu tym samym - a wiesz dlaczego nie możemy? - wracam do spokojnego i opanowanego tonu - nigdy tak na prawdę nie łączyło nas nic poza seksem i kilkoma wzniosłymi momentami, a ty nagle wylatujesz z takim czymś? - znów patrzy na mnie z tym dziwnym, neutralnym wyrazem twarzy. Nigdy wcześniej nie znałam Dominica Howarda o takim wyrazie twarzy, dlatego też nie wiem co o tym myśleć - powiem Ci tylko jedno Dom, to że za mną tęsknisz w różnych dziedzinach życia, to że mnie pragniesz, że uwielbiasz, że nie jesteś zaspokojony w życiu beze mnie, jeszcze nic nie oznacza - urywam, nabierając powietrza i nadal śledząc jego martwą wręcz reakcje - nagle uroiło Ci się że może mnie kochasz, ale nie, wiesz co? To nie jest miłość. To dokładnie to samo mylne w twoim przypadku uczucie, które czujesz zawsze kiedy masz kogoś na oku, ale nie masz go przy sobie. Tęsknisz, ale tak na prawdę nic więcej, kiedy tylko zaspokoisz swoją tęsknotę, pojawia się jedno wielkie nic, rozumiesz? Cholerna pustka, która w twoim przypadku zostanie zapełniona masą innych dupeczek, wyrwanych gdzieś w barach czy na imprezach. Pomyślałeś kiedyś o mnie? O tym czy ja cokolwiek czuje? - patrzę w jego oczy, których wyraz jest jakby nieobecny, zupełnie jakby nie wiedział o czym do niego mówię - właśnie Dominic, nie pomyślałeś, nigdy o tym kurwa nie pomyślałeś - oddycham głęboko, napełniając siebie siłą, aby powiedzieć mu to co powinnam powiedzieć już dawno - nigdy nie wpadło Ci do tego głupiego, zakutego łba że ja też mam pierdolone uczucia - przerywam, aby upewnić się czy przypadkiem moja słabość nie objawia się w postaci łez - nigdy nie pomyślałeś że po tobie spałam z kim popadnie tylko i wyłącznie po to by nic nie czuć, po to żeby wyrzucić z siebie te martwe emocje, które we mnie zabijałeś, każdym swoim pieprzonym wyczynem. To był jedyny sposób na pozbycie się złudzeń co do Ciebie, pojmujesz to? - wzbiera we mnie złość, jednak nadal myślę trzeźwo. Dominic wyraźnie nie wie co ma zrobić, jak ma się zachować, jest zamurowany tym co mu właśnie powiedziałam - zawsze widziałeś w tym tylko moją podłość i swoją cholerną nic nie znaczącą zazdrość o mnie, o moje ciało, nigdy o uczucia. Nigdy nawet nie śmiałeś pomyśleć o tym co ja czuje, co myślę, o tym za co tak na prawdę Cię nienawidzę, a jednak nadal jestem przy tobie - urywam przeciągle, a brak jego reakcji doprowadza mnie powoli do szału - w końcu kiedy urwałam tą chorą relację, która między nami była, czy zastanowiłeś się kiedyś na poważnie dlaczego to zrobiłam? - zaciskam pięści, a on patrzy na mnie z powagą, jakby czekał na ostateczny cios - bo Cię kocham idioto - walę pięścią w jego ramię - i już wtedy kochałam - jego mina tężeje, a wyraz twarzy staję się jakby pełen bólu i zagubienia - ale ty tego nie pojmiesz, ty nie wiesz co to tak na prawdę miłość i nigdy nie będziesz wiedział - przerywam i odchodzę krok od niego - twoje uczucia, potrzeby i odczucia emocjonalne są na zbyt płytkim poziomie, abyś to zrozumiał - oddycham głęboko i nie pozwalam sobie na jakąkolwiek widoczną oznakę słabości - myślałam że po śmierci ojca to zrozumiesz, że uzmysłowisz sobie wszystko, dałam Ci trochę czasu na oswojenie się ze wszystkim, na przejście przez tą sytuację, zapomnienie, ale ty nadal nic nie ogarniałeś, kompletnie nic, zupełnie jakbyś sam był martwy , tyle że w środku - kończę - teraz wiesz i jeśli na prawdę masz chociaż złudzenia jakichkolwiek uczuć wobec mnie to przemyśl to poważnie, zanim cokolwiek zrobisz, bo przypadkiem możesz coś spieprzyć, coś co i tak już spieprzyłeś - cały czas patrzę mu w oczy, a kiedy on wyraźnie nie wie co ma zrobić, odwracam się i po prostu odchodzę. Idąc korytarzem nie spoglądam za siebie, po prostu idę pewnym jak zawsze krokiem. Nie czuje nic, oprócz cholernej ulgi.


***

Punkt widzenia Dominica.


"Even though I know what I'm lookin' for, she's got a brick wall behind her door.
I'd travel time and confess to her, but I'm afraid she'd shoot the messenger."


Wchodzę do naszego pokoju, siadam na fotelu, łokcie opierając na kolanach i chowam twarz w dłoniach. Nie mogę uwierzyć w swój debilizm i w to jaki jestem i byłem zapatrzony w siebie, że nigdy nie pomyślałem o tym że Diana może coś do mnie czuć. Chris, Matt i Kelly mówili mi że coś może być na rzeczy, jednak ja nie chciałem w to wierzyć, bo zawsze byłem przekonany że Diana nie byłaby zdolna zakochać się w kimś takim jak ja. Cały czas żyłem w pieprzonym przekonaniu że prócz pożądania i pociągu seksualnego, czuje do mnie jedynie obrzydzenie i nie byłaby nigdy w stanie spojrzeć na mnie jak na mężczyznę z którym mogłaby być w związku. Gdybym kiedykolwiek zastanowił się nad tym na poważnie, to w końcu doszedłbym do tego że coś jest na rzeczy, ale nie...kurwa mać nigdy tak o tym nie myślałem. Zawsze sądziłem że Diana uważa się za wyższą i lepszą ode mnie w każdym calu, że gdyby nie seks to nienawidziłaby mnie z całego serca, że zmieszałaby mnie z błotem i wyśmiała, gdybym powiedział jej cokolwiek o tym co czuje, o tym że ją kocham. Dlatego zawsze zachowywałem się jak pieprzony palant, chciałem okazać jej że poza sferą łóżkową, jest dla mnie nikim tak jak ja dla niej jestem nikim. Cholerny problem tkwi w tym że ona nigdy nie była dla mnie nikim, tak samo jak ja dla niej.
- Kurwa mać! - krzyczę na cały głos, aż Matt, Chris i Sophia podskakują z zaskoczenia. Nie odzywali się od samego początku, kiedy tu wszedłem, bo od razu wyczuli że jest źle i lepiej mnie nie ruszać. Nadal się nie odzywają, ale kiedy prostuje się na fotelu i otwieram oczy, widzę ich śmiertelnie poważne spojrzenia skierowane w moją stronę. Usiłuję myśleć trzeźwo i po chwili uświadamiam sobie że Sophia musi wiedzieć w czym rzecz, przecież jest najbliższą przyjaciółką Diany.
- O wszystkim wiesz, prawda? - pytam już spokojnym głosem, a jej oczy dotychczas wpatrzone we mnie z powagą, zaczynają krążyć po pokoju. Wstaje i odwraca się plecami, oddychając głęboko, zupełnie jakby potrzebowała tlenu na oswojenie się z zaistniałą sytuacją - proszę Cię Sophia, powiedz mi, ty musisz wiedzieć o tym wszystkim - dodaję po chwili - tylko tobie zawsze mówiła wszystko, tylko i wyłącznie tobie - kończę, a brunetka nadal stoi odwrócona plecami i opiera się rękoma o blat stołu ustawionego przy ścianie za kanapą. Matthew i Chris zdają się nie do końca wiedzieć o co chodzi, jednak wydaje mi się że to tylko przykrywka, że sami dobrze wszystko wiedzą, ale nie poruszali nigdy tematu, bo znali moją reakcję, kiedy próbowali kiedyś mi coś o tym powiedzieć.
- Do cholery, popełniłem prawdopodobnie najgorszy błąd w moim życiu i teraz kiedy zdałem sobie w końcu z tego sprawę, możesz mi spokojnie wytknąć wszystko co przyjdzie Ci do głowy - wstaję i rozstawiam ręce na boki - Diana już to zrobiła, ty też możesz, czekam - opuszczam ręce w dół i widzę jak Sophia waha się przed zrobieniem czegokolwiek. W końcu odwraca się na pięcie i patrzy na mnie ze złością. Złość to za mało powiedziane, Sophia jest wściekła, mam wrażenie że zaraz wybuchnie i mnie uderzy, jednak to nie w jej stylu, ona zawsze jest opanowana i spokojna nawet w najgorszych momentach.
- Co mam Ci powiedzieć Dom? Czego oczekujesz? Że powiem Ci to wszystko z czego Diana zwierzała mi się przez te pieprzone siedem lat? Że powiem Ci o tym co przez Ciebie robiła? O tym jaka była słaba i stłamszona? Pf - urywa na chwilę, a jej wzrok biegnie wzdłuż pokoju, zupełnie jakby potrzebowała popatrzeć w sufit, po to tylko żeby nie zrobić mi krzywdy - nic Ci nie powiem Dominic, nie zasługujesz na to żeby wiedzieć - patrzy mi prosto w oczy, a jej wzrok jest tak ostry, że aż czuje ukłucie. Nigdy wcześniej nie widziałem jej tak wściekłej i złej - powiem tylko jedno Dom, jedno co musisz wiedzieć i dokładnie przemyśleć - zbiera włosy i odgarnia je do tyłu, jakby potrzebowała chwili na przygotowanie się. W końcu jej wzrok kieruje się znów prosto w moje oczy, jest ostry, zimny i wyrachowany. Wygląda teraz jak gotowa do zadania mi ostatecznego ciosu - Diana nigdy w całym swoim życiu, przez nikogo tak nie cierpiała jak przez Ciebie - mierzy mnie od góry do dołu, jakby chciała wyłapać cień jakiejkolwiek emocji w moim ciele, które ostatecznie nie jest w stanie chyba nic zrobić. Sophia nawet nie wie o tym że właśnie zadała mi ostateczny cios - wiesz? - na jej twarz wstępuje gorzki uśmiech - nie wiem nawet czy do Ciebie dociera jak ona mogła się czuć, niby to nie była dosłowna pogarda, ale jednak, jednak nią gardziłeś - urywa i szybkim krokiem kieruje się do wyjścia.
- Ale cholera ona też mną gardziła! Skąd mogłem to kurwa wiedzieć?! - krzyczę za nią.
- Wystarczyło pomyśleć raz nie tylko o sobie Dom, na prawdę - odpowiada odwracając się w drzwiach i wychodzi. Matt rusza za nią, a ja zostaję sam z Chrisem. Opadam zmęczony na fotel i znów chowam twarz w dłoniach. Przez kilkanaście minut w pokoju panuje kompletna cisza, która pozwala mi się skupić i zastanowić, jednak po chwili dopada mnie kłujący ból głowy. Siedzę z dłonią na oczach i nawet się nie ruszam, kiedy do pokoju wraca Matt.
- Jest tak wściekła jak nigdy, nawet mi się nie udało jej uspokoić - siada na fotelu obok i po powiadomieniu nas o stanie Sophi, również się nie odzywa. Oboje teraz czekają na to aż ja coś powiem.
- Kurwa starzy, nawet nie wiecie jak ja ją cholernie kocham - wypalam po chwili, ściągając rękę z oczu i zanosząc się gorzkim, ale pełnym szczęścia śmiechem. Matthew, Chris i niczego nieświadomy Tom, który właśnie wparowuje do pokoju, są wyraźnie zatkani tą informacją, wiem to bez spoglądania na ich twarze. Kiedy w końcu odwracam wzrok i spoglądam na nich, nie wiem czy śmiać się czy płakać. Ich reakcje są tak zszokowane że przez chwilę zastanawiam się czy za mną nie stoi zabójca z nożem. Czuję dziwną ulgę, jakby ciężar wszystkiego co we mnie siedziało od początku kiedy poznałem Dianę, nagle zszedł, został zdjęty w jakiś dziwny, tajemny sposób. Zdaje sobie sprawę z tego że spierdoliłem po całej linii, ale mimo to jestem cholernie szczęśliwy że jednak ona odwzajemnia to co czuje. Fakt faktem że moje położenie jest w tej chwili najgorszym z możliwych w jakich kiedykolwiek byłem, jednak nawet ten fakt nie przyćmi w tej chwili tej dziwnej radości, którą czuje. Mam wrażenie jakbym cofnął się do liceum, cholera wie dlaczego, ale to wrażenie jest bardzo przyjemne i nie, nie mam zamiaru się go wyzbywać.
- Czy ty coś ćpałeś stary? - Kirk w końcu zdobywa się na powiedzenie czegoś, co w zamierzeniu miało być chyba zabawne, jednak nie jest, przynajmniej dla Matthew i Chrisa, dla mnie brzmi normalnie, jak na to że wypadło z jego ust.
- Wyobraź sobie że jestem czysty jak łza - wstaję, okręcam się wokół własnej osi i zanoszę się śmiechem - nawet piwa nie piłem - staje i patrzę na ich miny, które w tym momencie zdają się być przekomiczne.
- Czy on to mówił - Kirk urywa z zastanowieniem - co on w ogóle powiedział i o co chodzi? - dopytuje, a Matt i Chris otrząsają się.
- To co powiedziałem tyczyło się Diany, tak właśnie jej - odpowiadam na jego wątpliwość, a on zamyka w końcu drzwi i siada na kanapie, obok Chrisa z dziwną miną.
- Okej - pierwszy odzywa się Chris - że coś do niej miałeś i masz to ja zawsze wiedziałem, ale żebyś tak od razu mówił że ją kochasz - urywa na chwilę.
- Że ją kocha to wiadomo nie od dzisiaj, ale że on to powiedział na głos - myśl Chrisa, dokańcza Matt.
- Najwidoczniej właśnie zdałem sobie z czegoś kurewsko ważnego sprawę - dopowiadam, siadając z powrotem na fotel i nie mogąc uwierzyć w to co się ze mną dzieje w tej chwili, jaka radość we mnie siedzi. Przyjaciele zaczynają się śmiać i patrzą na mnie z pewnego rodzaju zdziwieniem, ale i radością, którą dzielą ze mną.
- Teraz muszę tylko wszystko porządnie przemyśleć i ogarnąć, ułożyć - mówię z zastanowieniem - muszę to naprawić jakoś, to cholernie trudne, ale ja to zrobię, zobaczycie że ja to zrobię - zapewniam ich.
- Chyba właśnie dojrzałeś - Matt śmieje się.
- Możliwe - odpowiadam - ważne że teraz jestem pewien i wiem że z żadną inną bym nie był na stałe, tylko z nią - kiwam głową z powagą.
- Nie chcę nic mówić, ale ty to już dawno wiedziałeś, tylko z tego co mi się zdaje żyłeś w błędzie - dopowiada Chris, a spojrzenia naszej pozostałej trójki, kierują się w jego stronę i badawczo oczekują wyjaśnienia, zwłaszcza ja.
- Nie patrzcie się tak na mnie, Kelly zawsze wszystko wiedziała ze swoich obserwacji i o tobie i o Dianie, ale kiedy chciała...
- Wiem, kiedy chciała mi powiedzieć ja nie chciałem jej słuchać, bo nie wierzyłem że takie coś może zaistnieć z jej strony - dopowiadam - na prawdę byłem cholernie głupi i nieświadomy, dopiero teraz to wszystko do mnie dotarło, dopiero jak Diana wygarnęła mi dzisiaj wszystko i wytłumaczyła, to załapałem i zacząłem wszystko ogarniać umysłem - urywam przeciągle - jakim trzeba być pieprzonym idiotą, żeby nic nie zauważyć przez te wszystkie lata - wstaję i ze złości kopię w sąsiedni fotel.
- Stary, owszem nie jesteś bez winy, ale nie możesz też patrzeć na to w sensie takim że to tylko twoja wina - Thomas, próbuje zdjąć ze mnie to poczucie.
- Dokładnie, wina leży w tym że nigdy ze sobą tak na prawdę poważnie nie rozmawialiście na ten temat, tak? - dopowiada Matt - nigdy się na to nie zdobyliście, ani ty ani ona, nikt nie miał odwagi.
- Właśnie, w dodatku weź pod uwagę że Diana bardzo dobrze ukrywa te emocje, które odbiera jako słabości, czasami nawet mimo woli - dodaje Chris.
- Wiem kurwa wiem, ale to i tak nie usprawiedliwia mojej głupoty - zastanawiam się patrząc w ścianę - i zapatrzenia w siebie, a potem zwracania uwagi już tylko na swoje uczucia.
- Zawsze wiedziałem co się kroi, wszyscy wiedzieliśmy, ale na szczęście tylko ja odczułem twoją dziką zazdrość - dodaje Matt, a ja praktycznie od razu wiem o co chodzi. Kiedy odwracam się, on patrzy na mnie z wymowną miną - odczułem to na własnej szczęce i to dość boleśnie - śmieje się pod nosem, a Chris i Tom jako że wiedzą o co chodzi, zaczynają kręcić głowami w geście rozbawienia i dziwnej grupowej rozpaczy zarazem.
- Stary, czy ty serio właśnie mi to wypominasz? - pytam, po czym wciągam ciężko powietrze.
- Nic Ci nie wypominam, tylko po prostu gryzie mnie że wtedy nie czaiłem o co chodzi, dopiero potem zacząłem o tym myśleć, właśnie przez twoją reakcje - odpowiada, a ja siadam z powrotem na fotelu z dziwną ulgą - musiałem dostać od Ciebie po gębie na haju żeby zrozumieć - śmieje się jak to on, a ja sam lekko się uśmiecham, przypominając sobie ten dziwny i dość traumatyczny moment.
- Ale serio się wtedy wściekłem, do dzisiaj pamiętam tą złość, chyba nigdy więcej w życiu nie byłem tak przenikliwie zły - kręcę głową na samo wspomnienie tego momentu - nawet nie wiedziałem do końca co robię, a magiczne grzybki mi jakoś wtedy nie pomagały.
- Ja pamiętam wszystko jak przez mgłę, wiem tylko że rano obudziłem się i cała twarz mnie tak bolała, że myślałem że te laski nas pobiły czy coś gorszego - wspomina Matt.
- Nie zapomnę jaka Diana była wtedy na was wkurwiona - zaczyna Chris - to nie była złość, to było - urywa z zastanowieniem - to był szał, nie mam cholernego pojęcia co, ale nigdy jej takiej nie widziałem - kręci głową zszokowany, a Kirk mu przytakuje.
- No to była masakra, chyba nigdy na nas tak nie nakrzyczała, dosłownie zmieszała nas z gównem - przypomina Matt z zamyśleniem - jeszcze zdzieliła nas obu w twarz z taką siłą że nie wiem czy to nie było mocniejsze od uderzenia Doma - śmieje się i silnie przy tym gestykuluje.
- Myślę że było mocniejsze od mojego uderzenia - przyznaje - wiele razy dostałem od niej w twarz, ale wtedy chyba było definitywnie najmocniej - dodaje po chwili zastanowienia.
- Dobrze że nigdy poza tymi kilkoma razami na haju, Diana nie leciała na mnie na poważnie, bo byś mnie ciągle obijał - kwituje Bellamy. Wszyscy zaczynają się śmiać, a ja patrzę na niego jak na największego debila tego świata - no taka prawda Dom - śmieje się dalej - Diana czasami coś odwalała ze mną, ale nigdy to nie było na poważnie - mówi po chwili - najczęściej to było tylko dlatego że ją wkurwiłeś.
- Wiem kurwa, nie musisz mi mówić - odpowiadam zaciskając oczy ze złości - ja nie wiem, ja serio jestem jakiś porąbany że ja nic nie zauważyłem wcześniej, ani o tym nie pomyślałem, nic kurwa, kompletnie nic - podnoszę głos i walę pięścią w fotel.
- Weź się tym nie zadręczaj, ważne że wiesz teraz i że możesz działać, bo w końcu masz co do tego pewność że ona to odwzajemnia - mówi spokojnie Chris - w końcu możesz przestać się zadręczać jakimiś pieprzonymi mrzonkami, które sam sobie wytworzyłeś w głowie na jej temat, w końcu możesz działać bez obaw że ona tego nie odwzajemnia, nawet jak zostaniesz zmieszany z błotem, zgnojony i w ogóle odrzucony, to wiesz że możesz starać się dalej, aż do skutku - przerywa, patrząc na mnie z pewnością, a kiedy otwieram jedno oko i na niego patrzę, mówi dalej - nawet jeśli sytuacja w tej chwili jest krytyczna to wiesz że możesz to wszystko naprawić, bo mimo to ona też Cię kocha, czaisz? Na tym właśnie polega prawdziwa miłość stary, może nie dokładnie, ale w dużym stopniu - Chris patrzy na mnie tak jakby dawał mi pouczenie.
- Zaczynam się czuć jak w szkole - otwieram oczy i uśmiecham się lekko - ale dzięki, za to was uwielbiam właśnie.
- Wiecie co? Jesteśmy cholernie popapraną czwórką przyjaciół, serio - rzuca Kirk i śmieje się.
- Serio? Dzięki że przypominasz, dawno tego nie słyszałem, a lubię jak o tym gadamy - dodaje z uśmiechem. Gdyby nie tych trzech idiotów, chyba nie dałbym czasami rady.


Cytaty: Muse - Dead Inside, Billy Talent - Surrender.