środa, 29 lipca 2015

Undisclosed Desires Part 4.

Witam was z nowym, czwartym już rozdziałem Undisclosed Desires. Jak zawsze mam nadzieję że będzie się podobać. Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam, Cassandra xx


"Don't waste your time or time will waste you."


Tej samej nocy. Punkt widzenia Dominica.

Kiedy meldujemy się w hotelu, Matt który do czasu dzisiejszych wydarzeń, koniecznie chciał iść się napić do jakiegoś baru czy restauracji, teraz niczym huragan rusza za nadal wściekłą Sophią i robi wszystko żeby się uspokoiła. Ona natomiast cały czas jest naburmuszona, praktycznie na mnie nie spogląda, Diana też. Obie idą tylko obok siebie i wyglądają jakby telepatycznie dawały sobie znać że chcą mnie zamordować w najbliższej możliwej dostępnej i dogodnej dla tego wydarzenia chwili. Czuje się przytłoczony, jednak nadal siedzi we mnie ta radość, to świetne uczucie, które ostatni raz czułem w liceum. To jakby uczucie, które daje Ci znać że jesteś komuś potrzebny, że ten ktoś coś do Ciebie czuje i ty czujesz to samo. Cały czas obserwuje Dianę, jednak jej wzrok, kiedy tylko zauważa moje spojrzenie jest ostry i przepełniony pogardą. Staje obok niej, kiedy rozmawia z recepcjonistką hotelu.
- Pani Diana Edwards? - upewnia się, spoglądając w ekran komputera - Pan Jacob Beck zameldował się już w dwuosobowym apartamencie i kazał Pani przekazać że zabrał tam Pani bagaże - młoda brunetka z pełnym profesjonalizmem i aparycją, przekazuje informacje Dianie i spogląda błyszczącym, pożądliwym wzrokiem w moją stronę. Opanowuje się trochę, kiedy zauważa moją minę, jednak nadal widać po niej że wystarczyłoby kilka moich sztuczek i mam ją dzisiaj w swoim łóżku. Sęk w tym że nie chcę jej, nie chcę żadnej innej, tylko Dianę. W tej chwili na mojej twarzy zdecydowanie muszą malować się wszystkie emocje jakie czuje, chwilowo nic nie ukrywam. Pod wpływem dzisiejszych wydarzeń po koncercie, nie jestem chyba nawet w stanie czegokolwiek ukryć. Jestem cholernie zazdrosny o tego całego Jacoba, Jake'a...cholera jasna go wie jak on się nazywa, ale zdecydowanie mam ochotę gościowi coś zrobić. Diana spogląda na mnie, a kiedy tylko zauważa cień zazdrości, robi tą swoją pogardliwą i dobrze mi znaną minę, tą którą robiła zawsze wtedy kiedy chciała się nade mną poznęcać, chciała mi pokazać że idzie z innym do łóżka i że nie mam nic do tego, nic nie mogę z tym zrobić. Bierze od recepcjonistki kartę i wymijając mnie, szybkim krokiem rusza do windy. Nie wiedząc co mam robić, stoję jak wryty i spoglądam tylko na nią przez ramię. Przed oczami przechodzą mi wszystkie możliwe obrazy, tego co Diana może robić dzisiaj w nocy z tym palantem, a moja bezradność jest tak szeroko pojęta, że aż czuje ucisk w klatce piersiowej. W końcu biorę się w garść, a do mojej głowy wpada znakomity pomysł. Spoglądam z lekkim uśmiechem na czarnowłosą recepcjonistkę, a ona to odwzajemnia. Nie wiem jeszcze dokładnie co zrobię, ale na pewno nie pozwolę na to żeby dzisiejszej nocy Diana była z nim. Na razie wiem tylko tyle, że napalona Pani z recepcji jest kluczem do mojego planu.


Punkt widzenia Diany.

Wchodzę do pokoju hotelowego i trzaskam drzwiami zdecydowanie za mocno. Siedzący w szlafroku na łóżku Jake od razu to wyłapuje i podnosi wzrok z nad ekranu telefonu.
- Nawet nie pytaj, błagam - odpowiadam na jego bezgłośne zapytanie, widząc jego podejrzliwą minę - muszę się napić, to po pierwsze - podchodzę do barku, chwilę przypatruje się butelkom z przeróżnymi trunkami i wybieram Martini.
- Dominic? - Jake obejmuje mnie w pasie i pyta bez specjalnych przemyśleń.
- Od razu wiedziałam że się skapniesz - odpowiadam, biorąc łyk alkoholu.
- Co tym razem zrobił? - siada na barowym krześle obok mnie.
- Błagam Cię Jake, nie mam siły o tym rozmawiać, zwłaszcza teraz - urywam z ulgą, kiedy brunet zaczyna delikatnie masować moje zesztywniałe plecy.
- To na co masz ochotę wobec tego? - pyta męskim, zdecydowanym głosem.
- Na kąpiel i seks - uśmiecham się pod nosem.
- Czemu mnie to nie dziwi - w jego głosie słychać rozbawienie, które powoduje że ja sama uśmiecham się po raz pierwszy w ciągu ostatniej doby.
- Dobrze że mamy cholerne dwa dni wolnego, wyjdziemy gdzieś się rozerwać i w ogóle, bo jakbym miała jutro znowu patrzeć na jego pieprzoną twarz, to nie wiem czy wytrzymałabym nie dokonując mordu - urywam, czując lekki ból w plecach, który po chwili mija. Trzeba przyznać że mieć partnera seksualnego, który pracował jako masażysta to istne błogosławieństwo.
- Co on takiego dzisiaj odwalił że jesteś taka wściekła?
- Na prawdę, zbyt dużo gadaniny Jake, nie mam na to ochoty ani siły, zbyt wiele mnie to kosztuje - wypijam do końca zawartość kieliszka i odstawiając go na blat, zdejmuje marynarkę.
- Rozumiem że najpierw kąpiel, potem całonocny seks - w brązowych oczach widać błysk.
- Oczywiście - odpowiadam, niby to zmanierowanym głosem i pozbywając się po kolei ubrań, zmierzam do łazienki.


"The time has come to make things right."


Punkt widzenia Dominica.

Praktycznie wdzieram się do pokoju Matta w naszym apartamencie, a kiedy zauważam jego nieobecność, szybkim krokiem zmierzam do pokoju Chrisa.
- Chris! Potrzebuje waszej pomocy, pilnie! - urywam z przejęciem, na co Wolsteholme patrzy na mnie z dziwną miną.
- O co chodzi? - pyta zdezorientowany.
- Jak nie wiadomo o co chodzi Domowi, to zawsze chodzi o Dianę - Matt krzyczy mi za plecami i powoduje że prawie mam zawał.
- Opanuj się kurde - patrzę na niego zdezorientowany i wkurzony.
- No taka prawda no - śmieje się pod nosem.
- Słuchajcie, mówię serio - wpuszczam Matta do pokoju Chrisa, zamykam drzwi i siadam na fotelu - ja po prostu wiem co oni tam będą dzisiaj robić, a kurwa nie mam jak się tam dostać i to przerwać - urywam z przejęciem - Diana jest na prawdę na mnie wściekła i jeśli nie dostanę się tam siłą albo jakoś, to nie mam co liczyć na dostanie się w ogóle, na porozmawianie z nią to już tym bardziej.
- Dobra, wiadomo że chodzi Ci o to żeby Diana nie była w nocy z Jake'iem, ale no Dom, co ty niby chcesz zrobić? - pyta Chris z zastanowieniem.
- Chris ja nie mam kurwa zielonego pojęcia, ale dostanę się tam chociażby przez wentylacje, żeby tylko go wywalić z tamtąd i nie dopuścić do niczego - odpowiadam nerwowo.
- No ale czy ty rozumiesz że nie masz nawet jak i co zrobić, co? Będziesz skakał i przechodził po balkonach o 3 nad ranem, po to żeby się do niej dostać? Stary, jeszcze wypadniesz i dopiero będzie kicha - Matt próbuje mi tłumaczyć, jednak ja go nie słucham.
- Poza tym Diana tyle czasu sypiała i sypia z innymi, a ty teraz nagle pod wpływem tego że się obudziłeś i dotarło do Ciebie to co powinno dotrzeć dawno, chcesz jej powiedzieć "no sory, ale masz być moja, nikt inny nie może Cię tknąć" halo Dom! No to się mija z celem chyba trochę, bo ona i tak Cię nie posłucha - dopowiada Matt, a ja doznaję olśnienia.
- Jak będzie taka konieczność to przypnę ją do siebie kajdankami, byleby tylko nie spała z żadnym innym, ok? Już kiedyś jej mówiłem że jest moja i mimo że to lekceważyła i że się rozstaliśmy - w tym momencie robię w powietrzu cudzysłów palcami - nadal to obowiązuje, bo nadal jestem dla niej tym jedynym, rozumiecie? - odpowiadam z niewiarygodną wręcz irytacją, po czym wstaję szybko i wychodzę z pokoju. Mimo cholernej zazdrości, która przemawia przeze mnie z każdej możliwej strony, myślę trzeźwo i dzięki Matthew, wpadam na genialny pomysł. Matt i Chris nie za bardzo wiedzą co robię, a ja oświecony idę na balkon w salonie apartamentu. Wychodzę i rozglądając się zauważam że przejście z naszego balkonu na ten obok, nie będzie trudne z racji szerokiej ramy przymocowanej do ściany, która biegnie pod każdym balkonem i po której spokojnie można przejść, bez specjalnego przejmowania się tym że się spadnie. Matt i Chris po chwili też wchodzą na balkon i patrzą na mnie jak na kompletnego debila.
- Kurwa, żałuje że mówiłem o tych balkonach, przecież jemu odwaliło do reszty - Matt śmieje się pod nosem z dziwnym grymasem na twarzy - czy ty nie możesz tego załatwić jak cywilizowany człowiek Dominic? - Matt patrzy na mnie, teraz już jego twarz staję się poważna.
- I co niby mam znowu pozwolić na to żeby ona tam się z nim pieprzyła, a ja będę o tym myśleć całą noc i się wkurwiać?! No chyba nie Matt - urywam i spoglądam na ramę z zastanowieniem - ten balkon jest od ich apartamentu - wskazuje na balkon obok naszego, a Chris i Matt patrzą ze zdziwieniem.
- A czy przypadkiem oni nie brali apartamentu po drugiej stronie - Chris pyta ze zdziwieniem, a ja uśmiecham się z zadowoleniem.
- Owszem, mieli mieć apartament po drugiej stronie od nas, ale załatwiłem to z recepcjonistką na swój sposób i wyszło tak że mamy apartamenty obok siebie - szczerze się, bo dawno nie czułem już takiego zadowolenia z siebie, a Matt patrzy na mnie jakby chciał mnie zabić.
- To dlatego debilu czekaliśmy tyle w tej recepcji, bo jakaś zamiana to tamto, oh. Wszystko zaplanowałeś przecież - Matt lamentuje.
- Nie wszystko, zaplanowałem tylko to, bo chciałem dzisiaj wykorzystać pewną sprzyjającą mi sytuacje i gdyby nie ta kłótnia z Dianą, to myślę że Jake o tej porze już dawno byłby wywalony z jej apartamentu, a ja załatwiałbym i układał sprawy z nią, tak jak najlepiej umiem, ale no sory stary, nie wyszło, więc teraz muszę tam zapieprzać po tych balkonach, ok - kończę swój wywód, a Matt obrzuca mnie tym swoim dziwnym spojrzeniem.
- A czy Pani recepcjonistka nie mogłaby zupełnym przypadkiem dać Ci zapasowej karty do drzwi ich apartamentu? Byłoby z głowy i bez niebezpieczeństw - Chris patrzy na mnie wymownie i unosi ręce do góry w geście bezradności.
- Nie, nie mogłaby bo chyba jest lekko wkurzona - robię minę dającą im to do zrozumienia.
- Coś ty zrobił? - pyta Chris jeszcze bardziej bezradnie, niż przedtem.
- Ekhem, powiedzmy że trochę za dużo sobie wyobraziła, kiedy zacząłem z nią flirtować i obraziła się, kiedy powiedziałem że z seksu nici, bo jestem zajęty - spoglądam na niego i staram się zrobić jak najbardziej przekonującą minę, kiedy oni obydwaj zszokowani wytrzeszczają oczy.
 - Jesteś zjebany, serio - po chwili, Matt zaczyna się śmiać pod nosem - ty chory pojebie - mówiąc to zanosi się głośnym śmiechem, a Chris i ja patrzymy na niego jak na ostatniego debila - a ja myślałem że to mi odwaliło jak się zakochałem - dopowiada, po czym dalej się śmieje, aż w końcu Chris i ja zaczynamy się śmiać z jego idiotycznej miny.
- Aż boję się zapytać coś ty jej naobiecywał że się tak śmiertelnie na Ciebie obraziła - mówi Chris, kiedy już trochę się uspokajamy.
- Stary, wierzysz mi czy nie, ale nic takiego - spoglądam na niego z przekonaniem - wystarczyło chwilę poflirtować i była moja, ale nie mam zamiaru jej pieprzyć - kiedy mówię to ostatnie, oboje patrzą na mnie jak na gościa, który kompletnie stracił rozum - w tej chwili Diana się liczy, rozumiecie?
- Jesteś pewien że jesteś zdrowy na umyśle Dom, normalnie byś...
- Normalnie bym teraz był z nią w swoim pokoju, ale nie jestem, bo kurwa Diana - przerywam Chrisowi ze znudzeniem - pomożecie mi w końcu, czy będziemy tu stać i pierdzielić o mało istotnych w tej chwili rzeczach? - pytam z irytacją, a oni oboje spoglądają na przemian na mnie i na siebie, w pełni zszokowani i jakby wyjęci z życia.
- Ja rozumiem że was zatkało, ale no... - urywam i nerwowo wciągam powietrze w płuca - ludzie się zmieniają pod wpływem pewnych wydarzeń, tak? A teraz czy możecie mi kurwa pomóc?! - podnoszę głos, a do nich w końcu dociera co powiedziałem.
- Stary, chyba serio musimy mu pomóc, skoro to wszystko wywarło na nim aż takie wrażenie i tak poskutkowało - Chris patrzy się wymownie na Matta, a ja kręcę głową i uśmiecham się bezgłośnie, przechodząc przez barierkę. Kiedy praktycznie stoję już na ramie pod balkonem, nagle słychać głośne i ostre pukanie do drzwi. Matt idzie szybko je otworzyć.
- Dom, jakaś inna laska z recepcji do Ciebie, mówi że to pilne i że ma coś dla Ciebie - Matt wraca na balkon i mówiąc to robi minę, dającą do zrozumienia że ta też się chyba napaliła. Szybko dostaję się z powrotem za barierkę i zmierzam do drzwi w których czeka młoda, w miarę ładna, farbowana blondynka w czarnej sukience. Nie widziałem jej przed tem, dlatego spoglądam na nią z lekkim zdziwieniem, jednak wychodzę przed drzwi i zamykam je za sobą.
- Obiło mi się o uszy że chciał Pan kartę zapasową do apartamentu obok? - pyta z lekkim uśmiechem i ścisza głos mówiąc o apartamencie, a ja od razu zauważam co ma na myśli.
- Tak, ale...
- Ależ proszę - podaje mi ją do ręki - tylko nikomu ani słowa i oczywiście nie ma nic za darmo - puszcza mi oczko - mogę stracić pracę, ale jeśli dobrze Pan mi to wynagrodzi to myślę że przy odrobinie szczęścia nikt się nie dowie - mówiąc to praktycznie, rozbiera mnie wzrokiem, a ja uśmiecham się lekko z zadowoleniem.
- Wynagrodzę - odpowiadam, kiedy ona cały czas mnie kokietuje - jesteś jutro na zmianie - urywam i spoglądam na jej tabliczkę - Victorio?
- Jestem na zmianie, wieczorem - uśmiecha się - do zobaczenia - puszcza mi oczko i odchodzi z uśmiechem, a ja zastanawiam się jak ja jej to niby mam wynagrodzić, unikając seksu, no ale ok. Jakoś dam radę, zawsze dawałem, teraz też dam.


***


"You trick your lovers that you're wicked and divine. 
You may be a sinner, but your innocence is mine."


Październik 2000 roku - gdzieś w Japonii, pod wpływem grzybków halucynogennych, otwartych japońskich dziewczyn, ogromnej zazdrości i pożądania.

Punkt widzenia Diany.

Jestem bliska orgazmu, kiedy nagle staje się coś co doprowadza mnie do wściekłości. Nie chodzi tylko o nagłe przerwanie mojej rozkoszy, ale też o to kto to robi i w jaki sposób. Wracam do pozycji siedzącej, nie zwracając uwagi na resztę dziewczyn, która jest tak zszokowana i chyba nawet wystraszona, zaistniałą sytuacją że praktycznie przerywa wszystkie dotychczas wykonywane seksualne czynności i wpatruje się tylko w naszą trójkę. Matt leży na podłodze i trzyma się za twarz, a Dom stoi obok mnie i patrzy na nas oboje z wyrazem twarzy godnym męża, który przyłapał na gorącym uczynku żonę z kochankiem we własnym łóżku. Staję na równe nogi i odpycham go od siebie z całej siły. Nie zważając na nic, podnoszę Matthew z podłogi, po czym chwytam ich oboje za ramiona i zaciągam do toalety. Prawie wrzucam ich do tego pomieszczenia, zbieram szybko jakiekolwiek ich ciuchy, bo wiem że nie będę mogła się skupić na poważnym opierdoleniu obu jak będą nago. Pierwsze co wpada mi w ręce to majtki, więc nie zbieram już nic więcej, to wystarczy.
- Tylko się tu debile nie pozabijajcie przez tą chwilę, aż zrobię porządek! - policzkuje ich obu równocześnie z niewyobrażalnym wręcz wkurwieniem, przed tem rzucając im pod nogi bieliznę i zamykając za sobą drzwi z wielkim impetem. Odwracam się i szukam wzrokiem czegokolwiek co moje. Nie zauważam nic, więc sięgam po zbyt dużą koszulkę Dominica i wrzucam ją na siebie zdecydowanym ruchem.
- Przepraszam was dziewczęta, ale to niestety przykry koniec - zaczynam - nie chciałam żeby to się tak skończyło, ale no zdarza się, żałuję, ale to wszystko wina tych dwóch zjebanych samców alfa - mówię zdecydowanym, aczkolwiek miłym tonem, a przy ostatnich słowach nabieram powietrza na samą myśl o tym co zaszło. Spodziewałam się wszystkiego po Domie, ale na pewno nie tego co zrobił. Pojebało mu się w tej głowie do końca od grzybków i nadmiaru ruchania.
- Błagam was dziewczęta zwijajcie się, bo zaraz ich tam pozabijam - staram się uspokoić i wychodzi mi to bardzo dobrze jak na tą chwilę. Dziewczyny chyba rozumiejąc o co chodzi i nie mając mi tego za bardzo za złe, zaczynają zwijać swoje ubrania i doprowadzać się do porządku. Idzie im to w miarę szybko, praktycznie po chwili już ich nie ma. Jak to w tym kraju, posłuszne, nawet jeśli któraś nie zgadzałaby się ze mną i miała coś przeciwko to pewnie i tak nic by nie powiedziała z szacunku. Za to lubię tych ludzi. Zamykam drzwi za nimi i cofam się do tych dwóch idiotów. Staję przed drzwiami do łazienki, nabieram powietrze w płuca i wchodzę do środka. Widzę ich obu ubranych w majtki, które im wrzuciłam. Matt ślęczy przy umywalce i tamuje krew, która leci mu z nosa, a Dom siedzi na wannie ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Możesz mi kurwa powiedzieć co to było Dom?! - podnoszę głos, jednak mimo wszystko staram się być opanowana.
- A co to było?! - odpowiada pytaniem na pytanie i patrzy mi w oczy ze złością.
- Myślę stary że to był seks - odpowiada Matt i również nie jest przy tym spokojny.
- No właśnie Dom, to był kurwa seks, wszyscy go uprawialiśmy wiesz?! - przyznaję Mattowi rację - a ty nagle nie wiadomo dlaczego uderzyłeś Matta, co to kurwa jest?!
- Wszyscy, ale to byliście kurwa wy, ty i Matt! - mówiąc to Dom obrzuca nas oboje tym samym wzrokiem, godnym zdradzonego męża, którym obdarzał nas w pokoju - moja kobieta i mój przyjaciel, kurwa!
- Tobie już te magiczne grzyby przeżarły chyba mózg, bo ja nie wiem co ty odpierdalasz, jaka twoja kobieta ?!- odgryzam się.
- Co ja odpierdalam?! Ty mi się pytasz co ja odpierdalam?! A co wy odpierdalacie?! - Dom wstaje i z powrotem staje się coraz bardziej wściekły - ja rozumiem jakieś wloty po pijaku czy coś, ale są granice których się nie przekracza, zwłaszcza jeśli się jest pierdolonymi przyjaciółmi tak?! - patrzy mi prosto w oczy i wyrzuca z siebie wszystko co ma na myśli, a ja zupełnie szczerze mam ochotę mu przywalić w głupi ryj. Niech nazwie mnie jeszcze dziwką, a pożałuje.
- Odezwał się ekspert od przekraczania wszelkich granic! - wybucham.
- Sory stary, ale raczej kurwa nie bierzesz swojej przyjaciółki na pieska, to raczej kurwa nie jest normalne, tak samo jak nie jest normalne że oboje prawie dochodzicie - Dom dokańcza, kiedy Matt prostuje się z nad umywalki i mimo narkotycznego zamroczenia, patrzy na niego jak na ostatniego debila, z resztą tak samo jak i ja. Jakby to nagle była jego pieprzona sprawa, kto mnie bierze, oprócz niego i w jakiej pozycji.
- Weź idź się zbadaj czy masz równo pod sufitem, bo wygląda na to że nie - zanoszę się złośliwym śmiechem - cholera jasna orgia, czaisz w ogóle że to była orgia, człowieku was dwóch i osiem dziewczyn, raczej kurwa trudno żebym dała się pieprzyć tylko tobie idioto! - krzyczę na niego nie wytrzymując ze złości, która zaczyna mną kierować i przejmować nade mną panowanie - ogólnie trudno żebym nagle dawała się pieprzyć tylko tobie, skoro i ty i ja oboje pieprzymy na potęgę, co idzie, kogo idzie, jak idzie, gdzie idzie! - kończę, akcentując wszystko gestami, które wynikają z mojej wściekłości - podpisałeś za mnie akt własności że się kurwa rządzisz?! Co ty sobie do chuja wyobrażasz?! Ja twoją kobietą?! Pf, błagam Cię!
- Słuchajcie! - Matt podnosi głos i nam przerywa - to jest jak na razie sprawa między wami, ja się nie mieszam, najpierw załatwcie co macie w cztery oczy, bo ja mogę się w to mieszać dopiero jak wy się oboje ogarniecie i dogadacie - swoimi słowami przecina gęstniejącą pomiędzy mną, a Dominiciem atmosferę i wychodzi, zostawiając nas samych. Ma rację, Dominic wyżył się na nim za coś co tak na prawdę nie jest jego winą. Wszystko w tej sytuacji jest winą jego pierdolonej, cholera wie z czego wynikającej zazdrości i jakiegoś nieporozumienia w naszych relacjach, nieporozumienia ze strony Doma, nie mojej. On po prostu za dużo sobie wyobraża, zaraz będzie chciał mnie uwiązać i zniewolić, chyba mu się w dupie do reszty poprzewracało.
- Zachowujesz się jakby Ci nagle zaczęło zależeć! - wykrzykuje mu w twarz, ledwo powstrzymując się od tego, aby znów go spoliczkować - gówno Cię to obchodzi, chodzi Ci tylko o twoje ego, masz w dupie nawet to że to był Matt, twój przyjaciel! Nie chodzi Ci wcale o jakąś zazdrość, o mnie czy o cokolwiek takiego, chodzi Ci tylko o twoje pieprzone urażone ego! - patrzę mu prosto w oczy i czuję jak krew w moich żyłach pulsuje - o twoje jebane wyobrażenie że jesteś najlepszy, że tylko ty jesteś tak dobry że możesz doprowadzać mnie do granic wytrzymałości! Widzisz! Najwyraźniej nie jesteś jedyny! - kończę i chcę wyjść, jednak Dominic zatrzymuje mnie, łapiąc za nadgarstki i unieruchamiając przy ścianie - puść mnie! - próbuje walczyć, ale on jest silniejszy, a ja jestem wręcz sparaliżowana złością, dlatego wiedząc że się nie wyrwę, przyjmuję inną taktykę, taką która zawsze działa. W tej sytuacji co prawda nie wiadomo czy zadziała odpowiednio, ale bez namysłu stwierdzam że nie zaszkodzi spróbować.
- Widzisz najwyraźniej jestem lepsza od Ciebie - zaczynam śmiać się mu w twarz i od razu zauważam w jego oczach ogień wściekłości, tej wściekłości którą czuje tylko po tych słowach, zapala się momentalnie - umiem zaspokoić się bez Ciebie, z kimś innym, a ty? - patrzę mu prosto w oczy z podłym rozbawieniem - ty nie potrafisz nic beze mnie, jesteś tylko słabą jednostką, kiedy nie ma mnie przy tobie. Jesteś nikim beze mnie Dom, nikim. Ja mogę się zabawiać ze wszystkimi, bo umiem doprowadzić seks do fazy w której nawet słabiak, robi się dobry w łóżku, a ty? Jesteś podłą namiastką mnie, nic nie potrafisz sam.
- Zamknij się! - wybucha nagle, a mnie w ogóle to nie dziwi, dostał szału, tego szału o który mi chodziło, tego którego ja go nauczyłam - nie pozwolę Ci tak mówić, nie możesz, rozumiesz?! Na nic Ci nie pozwolę beze mnie! Nie możesz, będziesz mi posłuszna, całkiem, kompletnie posłuszna! - cały czas ma podniesiony głos, nigdy nie widziałam go aż tak wściekłego, ale nie boję się, mimo wszystko wiem że nie zrobi mi nic, nie byłby w stanie mnie skrzywdzić czy zrobić mi cokolwiek co byłoby dla mnie nie do przejścia, nie jest taki, obojętnie co by się stało jest dobrym człowiekiem, nie jakimś pierwszym lepszym frajerem bez kręgosłupa moralnego.
- Tak? Skoro tak uważasz, to co niby takiego zrobisz żebym była posłuszna?! - w moim głosie cały czas słychać pogardę, nadal go prowokuje.
- Na pewno nie pozwolę żebyś pieprzyła się z Mattem - nasze twarze są tak blisko siebie że prawie się nimi dotykamy, a nasze nienawistne spojrzenia, cały czas są wbite w siebie - kocham Matta jak brata, ale nigdy nie pozwolę na to żeby pieprzył Ciebie jakbyś była jego. Nigdy nie pozwolę na to żebyś jęczała jego imię podczas orgazmu, tak jak jęczysz moje, nigdy rozumiesz?!
- Nigdy nie będę ani jego, ani niczyja, tym bardziej twoja, rozumiesz?! Nigdy nie będę niczyją własnością, a już na pewno nie będę własnością kogoś tak słabego i podłego jak ty - odgryzam się i naciskam kolanem na jego krocze, widząc że on nie może już tego znieść. Doprowadziłam go właśnie do skraju jakiejkolwiek wytrzymałości.
- Jesteś tak samo słaba i podła jak ja, jesteśmy siebie warci - te słowa wymawia już praktycznie prosto w moje usta, po czym wpija się w nie, a kiedy ja ze złości gryzę go w wargę, odrywa się, jednocześnie puszczając moje nadgarstki, wplatając jedną dłoń w moje włosy i przytrzymując moją głowę z tyłu, a drugą ściągając z siebie majtki. Podoba mi się przebieg tej sytuacji, mimo że w tym momencie nienawidzę go z całych sił. Dobrze wiem co Dominic zaraz zrobi, dobrze wiem że będzie mi chciał udowodnić że to on tu rządzi, że jestem pod jego panowaniem, chwilowo mimo wszystko, nie mam zamiaru się mu sprzeciwiać, jednak odrobina oporu nie zaszkodzi. Spycha mnie w dół, a kiedy moja twarz znajduje się na poziomie jego krocza, wkłada penisa w moje usta. Na początku robi to tak gwałtownie, że gdyby nie fakt że mam to opanowane do perfekcji, to pewnie bym wymiękła przez odruchy wymiotne, jednak kiedy sama delikatnie przejmuję inicjatywę, przestaje być wręcz agresywny i mimo kompletnej kontroli nade mną, nie przesadza w żaden sposób. Co innego gdybym to nie była ja, z innymi mógłby przeginać, ale nie ze mną, jestem za dobra, a moje usta działają na niego zbyt mocno, żeby był w stanie przeginać i w pełni kontrolować. Dopiero, kiedy celowo zwalniam, a mój język zdecydowanie zaczyna się ociągać, Dominic z powrotem wykorzystuje swoją kontrolę i przez chwilę dosłownie posuwa mnie w usta. Potem znów pozwala mi na własną inicjatywę, jednak dobrze wie że jestem za dobra i że jak tak dalej pójdzie to dojdzie w moich ustach, co niekoniecznie jest jego aktualnym celem, więc chwilę później przerywa zabawę i podnosi mnie z powrotem do góry.
- Uwielbiam Cię, jesteś cudowna, ale zarazem jesteś najgorszą suką jaką znam, doprowadzasz mnie do szału - całuje mnie namiętnie, a ja to odwzajemniam. Wściekłość uchodzi ze mnie powoli, pod wpływem jego pocałunków, dotyku i pieszczot, jednak nadal nie w całości. Nienawidzę go z całych sił, to jest pewne, jednak mimo wszystko jest wspaniały i uwielbiam go, tak samo jak on mnie na ten swój dziwny, chory sposób. Oboje jesteśmy pojebani, taka prawda i oboje jesteśmy siebie warci tak jak powiedział. Nie odrywając się od moich ust, Dominic podnosi mnie do góry, oplata moje nogi w pasie i wchodzi we mnie. Porusza się najpierw powoli, potem co raz szybciej, przez cały ten czas nie odrywamy się od swoich ust ani na chwilę, każdy gardłowy jęk jest tłumiony przez nas wzajemnie, a nasze języki walczą ze sobą o dominację. To dziwne, ale ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Nie możemy się od siebie oderwać, zupełnie jakbyśmy przez te kilkanaście chwil tworzyli całość. Przerywamy pocałunki dopiero, kiedy oboje już jesteśmy na skraju. Dominic nagle nieznacznie zwalnia, chcąc trochę opóźnić orgazm.
- Boże, Dom szybciej! - wycedzam przez zęby, łapiąc ciężko oddech i wplatając dłoń w jego blond włosy - co ty robisz cholera?! - urywam.
- Jest Ci dobrze? Chcesz więcej? - pyta mnie, opanowując nieznacznie swój oddech.
- Tak, cholernie dobrze! - odpowiadam ogarnięta emocjami i nie zauważam co Dom ma na celu i co właśnie ze mną robi.
- Tylko ze mną jest Ci tak dobrze, prawda? - pyta, całując lekko i przygryzając skórę na moim dekolcie, uprzednio odsłaniając ją poprzez lekkie naderwanie swojej koszulki w której nadal jestem.
- Tak Dom cholera tak! - specjalnie doprowadza mnie prawie do skraju, jednak nadal nie do końca, ma w tym swój cel.
- Żaden mi nie dorównuje? - dalej zadaje pytania.
- Nikt Ci nie dorównuje o Boże! - krzyczę, owładnięta, omamiona i jednocześnie przytłoczona tym cudownym uczuciem, przetrzymywana w kluczowym momencie o krok przed orgazmem, niczym jakaś niewolnica.
- Nikt nigdy nie zastąpi Ci mnie, nikt nigdy mnie nie dorówna, bo to ja jestem dla Ciebie stworzony, żaden inny nigdy nie zajmie mojego miejsca, tak? - nadal utrzymuje mnie w swoistym stanie zawieszenia, a ja jestem na skraju szaleństwa - odpowiedz!
- Tak Dom, tak! - wyduszam ledwo, nie mogąc już zapanować nad sobą, nad niczym co robię, co mówię.
- Jesteś moja Diano, pamiętaj o tym i zawsze będziesz tylko moja, rozumiesz?
- Tak Boże tak Dom! - jęczę, krzyczę, nie panuję nad sobą, przez stan w jakim mnie trzyma. Dopiero po tej odpowiedzi, z powrotem przyspiesza. Kilka szybkich pchnięć, wystarczy abym rozpłynęła się w mistrzowskim orgazmie. Jeszcze kilka następnych i czuję jak Dominic dochodzi, zalewając mnie ciepłym nasieniem. Przez następne kilka chwil po prostu tkwimy w tym stanie, w swoich ramionach, nie ruszając się. Uświadamiam sobie wtedy o co chodziło Domowi, co miał na celu tak mnie męcząc. Specjalnie doprowadził mnie prawie do skraju, po czym zwolnił na chwilę, abym już prawie ogarnięta orgazmem, powiedziała mu to czego nigdy w życiu nie powiem mu normalnie. Abym powiedziała mu to, czego wie że nie ma szansy usłyszeć ode mnie w normalnym stanie. Żebym powiedziała mu to co pragnie usłyszeć z moich ust, bo jako jedyna nigdy mu tego nie powiem.
- Najwyżej urodzisz jeszcze bardziej wredne niż my oboje dziecko, które będzie miało jeszcze gorszy charakter od nas obu i zniszczy świat, bo będzie miało najbardziej chorą, patologiczną i popieprzoną parę rodziców na świecie - Dom śmieje się, po czym całuje mnie przeciągle.
- Nienawidzę Cię - uśmiecham się - dobrze że biorę tabletki, bo znienawidziłabym Cię jeszcze bardziej - mówię pomiędzy pocałunkami.
- Stworzylibyśmy potwora, wiesz o tym? - patrzy mi w oczy z tą swoją dziwną czułością z którą patrzy na mnie zawsze w takich momentach.
- Wiem Dom, nawet o tym nie myśl, sami jesteśmy potworami - odpowiadam i znów go całuje. Kocham te momenty zapomnienia, kiedy przychodzi cisza po burzy, kiedy chcemy się pozabijać nawzajem, a potem uprawiamy najlepszy seks na świecie. Kiedy miewam to dziwne, ale piękne zarazem wrażenie, jakbyśmy byli z Dominiciem zwykłą, mega popieprzoną, ale jednak zwykłą parą zakochanych ludzi. Ale tak nie jest, nigdy nie będzie, nie ja, nie on, nie my. Po prostu nie. Między nami nie ma i nie będzie miłości, nigdy w życiu. Jedynie nienawiść i nieziemski seks.


Cytaty: Muse - Knights Of Cydonia, Undisclosed Desires. 

wtorek, 21 lipca 2015

Undisclosed Desires Part 3.

Witam. Wstawiam Part 3 i mam nadzieję że będzie się wam podobał. Zapraszam do komentowania i pisania co sądzicie o całym opowiadaniu. Przepraszam was za to że nie odpisuję na komentarze, ale niestety ostatnio miałam bardzo mało czasu na to. Jak tylko będę miała chwilę to odpiszę na wszystkie ;) Cassandra xx


Punkt widzenia Diany.


"Your lips feel warm to the touch, you can bring me back to life.
On the outside you're ablaze and alive, but you're dead inside."


- Dlaczego ty nadal czasami jesteś takim strasznym palantem? - pytam z rozczarowaniem, jednak mimo to na moją twarz wstępuje podły, chytry uśmieszek. Co ja mówię! Ogromny, szeroki, piękny, dumny uśmiech, pełen najgorszych dla Dominica - w tej chwili - emocji, które ranią jego męskie ego, honor i dumę Boga seksu, aż do głęboko położonego cna. Patrzy na mnie z powątpiewaniem, sam nie wie co ma zrobić. Ostatnim czego spodziewał się po przebiegu sytuacji w garderobie i po tym co dzisiaj między nami zaszło, jest to że zostanie w niej podle wykorzystany, ograny i obdarty z wszelkich uczuć. Ba! Ograny w grę w której od pewnego czasu zawsze wygrywał, bo żadna laska z którą spał nie była zdolna go tak zniszczyć, tylko ja. Nie wpadło mu nawet do głowy że po tym co był zdolny mi dzisiaj powiedzieć, po tym na co się zdobył, ja będę zdolna zrobić mu to czego nie robiłam mu praktycznie od czasu naszego pierwszego stosunku. Był pewien że kocham go i tęsknię za nim na tyle, że nie dam rady wywinąć mu takiego numeru, tutaj się pomylił.
- Czy ty na prawdę znowu to robisz?! - jest wściekły, jednak nadal stoi przy ścianie w samych slipkach i nie śmie nawet ruszyć się na centymetr. Chyba po prostu jego ego oberwało tak mocno, że aż nie jest zdolny do ruchu. Poza tym ma spodnie zdjęte do kostek, co za pewne nie ułatwiłoby mu zrobienia kroku w moją stronę.
- Cóż kotku, każda historia kiedyś zatoczy krąg i się powtórzy - odpowiadam wielce spokojnym głosem, a uśmiech i zadowolenie z siebie nie znikają z mojej twarzy, ani na sekundę.
- Czy ty po prostu raz, chociaż jeden pieprzony raz w życiu nie możesz mi ulec?! - pyta, gestykulując przy tym rękami w tak komiczny sposób, że nie wiem czy się śmiać czy płakać - nie możesz po prostu, tak bez utrudniania życia pozwolić mi - przerywa z dziwnym lamentem, wywraca oczami niczym kobieta z okresem, a ja z tego wszystkiego wybucham śmiechem, na co on reaguje jeszcze bardziej alergicznie niż przedtem.
- Nie śmiej się do cholery! Dlaczego się śmiejesz?! To wcale kurwa nie jest śmieszne! - w końcu schyla się i wkłada z powrotem swoje czerwone spodnie.
- Śmieje się wyobraź sobie z twojego komizmu i z tego jak to wszystko wyolbrzymiasz - odpowiadam jakby nigdy nic i już chcę wyjść, jednak on w końcu się rusza i łapie mnie za nadgarstek.
- Czy ty do cholery nie masz uczuć?! Najchętniej przywiązałbym Cię do łóżka i trzymał, aż w końcu musiałabyś stać się potulna - odgryza się, patrząc mi prosto w oczy.
- Ty się zastanów do cholery czy ty kochasz mój upór czy wolisz żebym była łagodna jak jakaś pierwsza lepsza dziewica, bo jakoś nagle priorytety Ci się zmieniły - patrzę na niego ze znudzeniem.
- Zrozum mnie do cholery, ja na prawdę uwielbiam to jaka jesteś, uwielbiam ten upór i to wszystko, ale nie jak robisz mi coś takiego no - urywa z oburzeniem - to jest jakieś nie ludzkie że ty się tak nade mną znęcasz tak od niechcenia - robi przy tym minę niczym pobity, mały pies, a ja znowu nie mogę opanować śmiechu.
- No faktycznie jestem nie ludzka - urywam, minimalnie się opanowywując - no serio, będą Ci musieli amputować genitalia przeze mnie - urywam, wycierając z kącików oczu łzy, które napłynęły do nich od śmiechu - co ty zrobisz bez swojego cudownego penisa, ty będziesz musiał żyć w celibacie, o nie! - lamentuje w komiczny sposób, ale Dominica ku mojej jeszcze większej uciesze, nie śmieszą moje aktorskie wywody.
- Czy ty możesz się uspokoić i spróbować docenić to co ja dzisiaj zrobiłem? - pyta całkiem spokojnie.
- Wiesz co? Jakoś nie za bardzo mnie to rusza, zwłaszcza że nagle Ci się tak zebrało na to po ponad dwóch latach - urywam, oddychając głęboko - zawsze umiałeś pięknie mówić, jeśli bardzo Ci zależało na zaciągnięciu jakiejś do łóżka - uśmiecham się, wyciągając rękę z jego silnego uścisku i wychodzę, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
- Diana! Diana! - woła mnie, a ja nie reaguje i pewnym krokiem ruszam wprost, długim korytarzem. Chwilę później, dogania mnie z narzuconą koszulą i znów łapie za rękę.
- Czy my możemy porozmawiać...
- Nie Dom, nie możemy! - podnoszę głos, przerywając mu tym samym - a wiesz dlaczego nie możemy? - wracam do spokojnego i opanowanego tonu - nigdy tak na prawdę nie łączyło nas nic poza seksem i kilkoma wzniosłymi momentami, a ty nagle wylatujesz z takim czymś? - znów patrzy na mnie z tym dziwnym, neutralnym wyrazem twarzy. Nigdy wcześniej nie znałam Dominica Howarda o takim wyrazie twarzy, dlatego też nie wiem co o tym myśleć - powiem Ci tylko jedno Dom, to że za mną tęsknisz w różnych dziedzinach życia, to że mnie pragniesz, że uwielbiasz, że nie jesteś zaspokojony w życiu beze mnie, jeszcze nic nie oznacza - urywam, nabierając powietrza i nadal śledząc jego martwą wręcz reakcje - nagle uroiło Ci się że może mnie kochasz, ale nie, wiesz co? To nie jest miłość. To dokładnie to samo mylne w twoim przypadku uczucie, które czujesz zawsze kiedy masz kogoś na oku, ale nie masz go przy sobie. Tęsknisz, ale tak na prawdę nic więcej, kiedy tylko zaspokoisz swoją tęsknotę, pojawia się jedno wielkie nic, rozumiesz? Cholerna pustka, która w twoim przypadku zostanie zapełniona masą innych dupeczek, wyrwanych gdzieś w barach czy na imprezach. Pomyślałeś kiedyś o mnie? O tym czy ja cokolwiek czuje? - patrzę w jego oczy, których wyraz jest jakby nieobecny, zupełnie jakby nie wiedział o czym do niego mówię - właśnie Dominic, nie pomyślałeś, nigdy o tym kurwa nie pomyślałeś - oddycham głęboko, napełniając siebie siłą, aby powiedzieć mu to co powinnam powiedzieć już dawno - nigdy nie wpadło Ci do tego głupiego, zakutego łba że ja też mam pierdolone uczucia - przerywam, aby upewnić się czy przypadkiem moja słabość nie objawia się w postaci łez - nigdy nie pomyślałeś że po tobie spałam z kim popadnie tylko i wyłącznie po to by nic nie czuć, po to żeby wyrzucić z siebie te martwe emocje, które we mnie zabijałeś, każdym swoim pieprzonym wyczynem. To był jedyny sposób na pozbycie się złudzeń co do Ciebie, pojmujesz to? - wzbiera we mnie złość, jednak nadal myślę trzeźwo. Dominic wyraźnie nie wie co ma zrobić, jak ma się zachować, jest zamurowany tym co mu właśnie powiedziałam - zawsze widziałeś w tym tylko moją podłość i swoją cholerną nic nie znaczącą zazdrość o mnie, o moje ciało, nigdy o uczucia. Nigdy nawet nie śmiałeś pomyśleć o tym co ja czuje, co myślę, o tym za co tak na prawdę Cię nienawidzę, a jednak nadal jestem przy tobie - urywam przeciągle, a brak jego reakcji doprowadza mnie powoli do szału - w końcu kiedy urwałam tą chorą relację, która między nami była, czy zastanowiłeś się kiedyś na poważnie dlaczego to zrobiłam? - zaciskam pięści, a on patrzy na mnie z powagą, jakby czekał na ostateczny cios - bo Cię kocham idioto - walę pięścią w jego ramię - i już wtedy kochałam - jego mina tężeje, a wyraz twarzy staję się jakby pełen bólu i zagubienia - ale ty tego nie pojmiesz, ty nie wiesz co to tak na prawdę miłość i nigdy nie będziesz wiedział - przerywam i odchodzę krok od niego - twoje uczucia, potrzeby i odczucia emocjonalne są na zbyt płytkim poziomie, abyś to zrozumiał - oddycham głęboko i nie pozwalam sobie na jakąkolwiek widoczną oznakę słabości - myślałam że po śmierci ojca to zrozumiesz, że uzmysłowisz sobie wszystko, dałam Ci trochę czasu na oswojenie się ze wszystkim, na przejście przez tą sytuację, zapomnienie, ale ty nadal nic nie ogarniałeś, kompletnie nic, zupełnie jakbyś sam był martwy , tyle że w środku - kończę - teraz wiesz i jeśli na prawdę masz chociaż złudzenia jakichkolwiek uczuć wobec mnie to przemyśl to poważnie, zanim cokolwiek zrobisz, bo przypadkiem możesz coś spieprzyć, coś co i tak już spieprzyłeś - cały czas patrzę mu w oczy, a kiedy on wyraźnie nie wie co ma zrobić, odwracam się i po prostu odchodzę. Idąc korytarzem nie spoglądam za siebie, po prostu idę pewnym jak zawsze krokiem. Nie czuje nic, oprócz cholernej ulgi.


***

Punkt widzenia Dominica.


"Even though I know what I'm lookin' for, she's got a brick wall behind her door.
I'd travel time and confess to her, but I'm afraid she'd shoot the messenger."


Wchodzę do naszego pokoju, siadam na fotelu, łokcie opierając na kolanach i chowam twarz w dłoniach. Nie mogę uwierzyć w swój debilizm i w to jaki jestem i byłem zapatrzony w siebie, że nigdy nie pomyślałem o tym że Diana może coś do mnie czuć. Chris, Matt i Kelly mówili mi że coś może być na rzeczy, jednak ja nie chciałem w to wierzyć, bo zawsze byłem przekonany że Diana nie byłaby zdolna zakochać się w kimś takim jak ja. Cały czas żyłem w pieprzonym przekonaniu że prócz pożądania i pociągu seksualnego, czuje do mnie jedynie obrzydzenie i nie byłaby nigdy w stanie spojrzeć na mnie jak na mężczyznę z którym mogłaby być w związku. Gdybym kiedykolwiek zastanowił się nad tym na poważnie, to w końcu doszedłbym do tego że coś jest na rzeczy, ale nie...kurwa mać nigdy tak o tym nie myślałem. Zawsze sądziłem że Diana uważa się za wyższą i lepszą ode mnie w każdym calu, że gdyby nie seks to nienawidziłaby mnie z całego serca, że zmieszałaby mnie z błotem i wyśmiała, gdybym powiedział jej cokolwiek o tym co czuje, o tym że ją kocham. Dlatego zawsze zachowywałem się jak pieprzony palant, chciałem okazać jej że poza sferą łóżkową, jest dla mnie nikim tak jak ja dla niej jestem nikim. Cholerny problem tkwi w tym że ona nigdy nie była dla mnie nikim, tak samo jak ja dla niej.
- Kurwa mać! - krzyczę na cały głos, aż Matt, Chris i Sophia podskakują z zaskoczenia. Nie odzywali się od samego początku, kiedy tu wszedłem, bo od razu wyczuli że jest źle i lepiej mnie nie ruszać. Nadal się nie odzywają, ale kiedy prostuje się na fotelu i otwieram oczy, widzę ich śmiertelnie poważne spojrzenia skierowane w moją stronę. Usiłuję myśleć trzeźwo i po chwili uświadamiam sobie że Sophia musi wiedzieć w czym rzecz, przecież jest najbliższą przyjaciółką Diany.
- O wszystkim wiesz, prawda? - pytam już spokojnym głosem, a jej oczy dotychczas wpatrzone we mnie z powagą, zaczynają krążyć po pokoju. Wstaje i odwraca się plecami, oddychając głęboko, zupełnie jakby potrzebowała tlenu na oswojenie się z zaistniałą sytuacją - proszę Cię Sophia, powiedz mi, ty musisz wiedzieć o tym wszystkim - dodaję po chwili - tylko tobie zawsze mówiła wszystko, tylko i wyłącznie tobie - kończę, a brunetka nadal stoi odwrócona plecami i opiera się rękoma o blat stołu ustawionego przy ścianie za kanapą. Matthew i Chris zdają się nie do końca wiedzieć o co chodzi, jednak wydaje mi się że to tylko przykrywka, że sami dobrze wszystko wiedzą, ale nie poruszali nigdy tematu, bo znali moją reakcję, kiedy próbowali kiedyś mi coś o tym powiedzieć.
- Do cholery, popełniłem prawdopodobnie najgorszy błąd w moim życiu i teraz kiedy zdałem sobie w końcu z tego sprawę, możesz mi spokojnie wytknąć wszystko co przyjdzie Ci do głowy - wstaję i rozstawiam ręce na boki - Diana już to zrobiła, ty też możesz, czekam - opuszczam ręce w dół i widzę jak Sophia waha się przed zrobieniem czegokolwiek. W końcu odwraca się na pięcie i patrzy na mnie ze złością. Złość to za mało powiedziane, Sophia jest wściekła, mam wrażenie że zaraz wybuchnie i mnie uderzy, jednak to nie w jej stylu, ona zawsze jest opanowana i spokojna nawet w najgorszych momentach.
- Co mam Ci powiedzieć Dom? Czego oczekujesz? Że powiem Ci to wszystko z czego Diana zwierzała mi się przez te pieprzone siedem lat? Że powiem Ci o tym co przez Ciebie robiła? O tym jaka była słaba i stłamszona? Pf - urywa na chwilę, a jej wzrok biegnie wzdłuż pokoju, zupełnie jakby potrzebowała popatrzeć w sufit, po to tylko żeby nie zrobić mi krzywdy - nic Ci nie powiem Dominic, nie zasługujesz na to żeby wiedzieć - patrzy mi prosto w oczy, a jej wzrok jest tak ostry, że aż czuje ukłucie. Nigdy wcześniej nie widziałem jej tak wściekłej i złej - powiem tylko jedno Dom, jedno co musisz wiedzieć i dokładnie przemyśleć - zbiera włosy i odgarnia je do tyłu, jakby potrzebowała chwili na przygotowanie się. W końcu jej wzrok kieruje się znów prosto w moje oczy, jest ostry, zimny i wyrachowany. Wygląda teraz jak gotowa do zadania mi ostatecznego ciosu - Diana nigdy w całym swoim życiu, przez nikogo tak nie cierpiała jak przez Ciebie - mierzy mnie od góry do dołu, jakby chciała wyłapać cień jakiejkolwiek emocji w moim ciele, które ostatecznie nie jest w stanie chyba nic zrobić. Sophia nawet nie wie o tym że właśnie zadała mi ostateczny cios - wiesz? - na jej twarz wstępuje gorzki uśmiech - nie wiem nawet czy do Ciebie dociera jak ona mogła się czuć, niby to nie była dosłowna pogarda, ale jednak, jednak nią gardziłeś - urywa i szybkim krokiem kieruje się do wyjścia.
- Ale cholera ona też mną gardziła! Skąd mogłem to kurwa wiedzieć?! - krzyczę za nią.
- Wystarczyło pomyśleć raz nie tylko o sobie Dom, na prawdę - odpowiada odwracając się w drzwiach i wychodzi. Matt rusza za nią, a ja zostaję sam z Chrisem. Opadam zmęczony na fotel i znów chowam twarz w dłoniach. Przez kilkanaście minut w pokoju panuje kompletna cisza, która pozwala mi się skupić i zastanowić, jednak po chwili dopada mnie kłujący ból głowy. Siedzę z dłonią na oczach i nawet się nie ruszam, kiedy do pokoju wraca Matt.
- Jest tak wściekła jak nigdy, nawet mi się nie udało jej uspokoić - siada na fotelu obok i po powiadomieniu nas o stanie Sophi, również się nie odzywa. Oboje teraz czekają na to aż ja coś powiem.
- Kurwa starzy, nawet nie wiecie jak ja ją cholernie kocham - wypalam po chwili, ściągając rękę z oczu i zanosząc się gorzkim, ale pełnym szczęścia śmiechem. Matthew, Chris i niczego nieświadomy Tom, który właśnie wparowuje do pokoju, są wyraźnie zatkani tą informacją, wiem to bez spoglądania na ich twarze. Kiedy w końcu odwracam wzrok i spoglądam na nich, nie wiem czy śmiać się czy płakać. Ich reakcje są tak zszokowane że przez chwilę zastanawiam się czy za mną nie stoi zabójca z nożem. Czuję dziwną ulgę, jakby ciężar wszystkiego co we mnie siedziało od początku kiedy poznałem Dianę, nagle zszedł, został zdjęty w jakiś dziwny, tajemny sposób. Zdaje sobie sprawę z tego że spierdoliłem po całej linii, ale mimo to jestem cholernie szczęśliwy że jednak ona odwzajemnia to co czuje. Fakt faktem że moje położenie jest w tej chwili najgorszym z możliwych w jakich kiedykolwiek byłem, jednak nawet ten fakt nie przyćmi w tej chwili tej dziwnej radości, którą czuje. Mam wrażenie jakbym cofnął się do liceum, cholera wie dlaczego, ale to wrażenie jest bardzo przyjemne i nie, nie mam zamiaru się go wyzbywać.
- Czy ty coś ćpałeś stary? - Kirk w końcu zdobywa się na powiedzenie czegoś, co w zamierzeniu miało być chyba zabawne, jednak nie jest, przynajmniej dla Matthew i Chrisa, dla mnie brzmi normalnie, jak na to że wypadło z jego ust.
- Wyobraź sobie że jestem czysty jak łza - wstaję, okręcam się wokół własnej osi i zanoszę się śmiechem - nawet piwa nie piłem - staje i patrzę na ich miny, które w tym momencie zdają się być przekomiczne.
- Czy on to mówił - Kirk urywa z zastanowieniem - co on w ogóle powiedział i o co chodzi? - dopytuje, a Matt i Chris otrząsają się.
- To co powiedziałem tyczyło się Diany, tak właśnie jej - odpowiadam na jego wątpliwość, a on zamyka w końcu drzwi i siada na kanapie, obok Chrisa z dziwną miną.
- Okej - pierwszy odzywa się Chris - że coś do niej miałeś i masz to ja zawsze wiedziałem, ale żebyś tak od razu mówił że ją kochasz - urywa na chwilę.
- Że ją kocha to wiadomo nie od dzisiaj, ale że on to powiedział na głos - myśl Chrisa, dokańcza Matt.
- Najwidoczniej właśnie zdałem sobie z czegoś kurewsko ważnego sprawę - dopowiadam, siadając z powrotem na fotel i nie mogąc uwierzyć w to co się ze mną dzieje w tej chwili, jaka radość we mnie siedzi. Przyjaciele zaczynają się śmiać i patrzą na mnie z pewnego rodzaju zdziwieniem, ale i radością, którą dzielą ze mną.
- Teraz muszę tylko wszystko porządnie przemyśleć i ogarnąć, ułożyć - mówię z zastanowieniem - muszę to naprawić jakoś, to cholernie trudne, ale ja to zrobię, zobaczycie że ja to zrobię - zapewniam ich.
- Chyba właśnie dojrzałeś - Matt śmieje się.
- Możliwe - odpowiadam - ważne że teraz jestem pewien i wiem że z żadną inną bym nie był na stałe, tylko z nią - kiwam głową z powagą.
- Nie chcę nic mówić, ale ty to już dawno wiedziałeś, tylko z tego co mi się zdaje żyłeś w błędzie - dopowiada Chris, a spojrzenia naszej pozostałej trójki, kierują się w jego stronę i badawczo oczekują wyjaśnienia, zwłaszcza ja.
- Nie patrzcie się tak na mnie, Kelly zawsze wszystko wiedziała ze swoich obserwacji i o tobie i o Dianie, ale kiedy chciała...
- Wiem, kiedy chciała mi powiedzieć ja nie chciałem jej słuchać, bo nie wierzyłem że takie coś może zaistnieć z jej strony - dopowiadam - na prawdę byłem cholernie głupi i nieświadomy, dopiero teraz to wszystko do mnie dotarło, dopiero jak Diana wygarnęła mi dzisiaj wszystko i wytłumaczyła, to załapałem i zacząłem wszystko ogarniać umysłem - urywam przeciągle - jakim trzeba być pieprzonym idiotą, żeby nic nie zauważyć przez te wszystkie lata - wstaję i ze złości kopię w sąsiedni fotel.
- Stary, owszem nie jesteś bez winy, ale nie możesz też patrzeć na to w sensie takim że to tylko twoja wina - Thomas, próbuje zdjąć ze mnie to poczucie.
- Dokładnie, wina leży w tym że nigdy ze sobą tak na prawdę poważnie nie rozmawialiście na ten temat, tak? - dopowiada Matt - nigdy się na to nie zdobyliście, ani ty ani ona, nikt nie miał odwagi.
- Właśnie, w dodatku weź pod uwagę że Diana bardzo dobrze ukrywa te emocje, które odbiera jako słabości, czasami nawet mimo woli - dodaje Chris.
- Wiem kurwa wiem, ale to i tak nie usprawiedliwia mojej głupoty - zastanawiam się patrząc w ścianę - i zapatrzenia w siebie, a potem zwracania uwagi już tylko na swoje uczucia.
- Zawsze wiedziałem co się kroi, wszyscy wiedzieliśmy, ale na szczęście tylko ja odczułem twoją dziką zazdrość - dodaje Matt, a ja praktycznie od razu wiem o co chodzi. Kiedy odwracam się, on patrzy na mnie z wymowną miną - odczułem to na własnej szczęce i to dość boleśnie - śmieje się pod nosem, a Chris i Tom jako że wiedzą o co chodzi, zaczynają kręcić głowami w geście rozbawienia i dziwnej grupowej rozpaczy zarazem.
- Stary, czy ty serio właśnie mi to wypominasz? - pytam, po czym wciągam ciężko powietrze.
- Nic Ci nie wypominam, tylko po prostu gryzie mnie że wtedy nie czaiłem o co chodzi, dopiero potem zacząłem o tym myśleć, właśnie przez twoją reakcje - odpowiada, a ja siadam z powrotem na fotelu z dziwną ulgą - musiałem dostać od Ciebie po gębie na haju żeby zrozumieć - śmieje się jak to on, a ja sam lekko się uśmiecham, przypominając sobie ten dziwny i dość traumatyczny moment.
- Ale serio się wtedy wściekłem, do dzisiaj pamiętam tą złość, chyba nigdy więcej w życiu nie byłem tak przenikliwie zły - kręcę głową na samo wspomnienie tego momentu - nawet nie wiedziałem do końca co robię, a magiczne grzybki mi jakoś wtedy nie pomagały.
- Ja pamiętam wszystko jak przez mgłę, wiem tylko że rano obudziłem się i cała twarz mnie tak bolała, że myślałem że te laski nas pobiły czy coś gorszego - wspomina Matt.
- Nie zapomnę jaka Diana była wtedy na was wkurwiona - zaczyna Chris - to nie była złość, to było - urywa z zastanowieniem - to był szał, nie mam cholernego pojęcia co, ale nigdy jej takiej nie widziałem - kręci głową zszokowany, a Kirk mu przytakuje.
- No to była masakra, chyba nigdy na nas tak nie nakrzyczała, dosłownie zmieszała nas z gównem - przypomina Matt z zamyśleniem - jeszcze zdzieliła nas obu w twarz z taką siłą że nie wiem czy to nie było mocniejsze od uderzenia Doma - śmieje się i silnie przy tym gestykuluje.
- Myślę że było mocniejsze od mojego uderzenia - przyznaje - wiele razy dostałem od niej w twarz, ale wtedy chyba było definitywnie najmocniej - dodaje po chwili zastanowienia.
- Dobrze że nigdy poza tymi kilkoma razami na haju, Diana nie leciała na mnie na poważnie, bo byś mnie ciągle obijał - kwituje Bellamy. Wszyscy zaczynają się śmiać, a ja patrzę na niego jak na największego debila tego świata - no taka prawda Dom - śmieje się dalej - Diana czasami coś odwalała ze mną, ale nigdy to nie było na poważnie - mówi po chwili - najczęściej to było tylko dlatego że ją wkurwiłeś.
- Wiem kurwa, nie musisz mi mówić - odpowiadam zaciskając oczy ze złości - ja nie wiem, ja serio jestem jakiś porąbany że ja nic nie zauważyłem wcześniej, ani o tym nie pomyślałem, nic kurwa, kompletnie nic - podnoszę głos i walę pięścią w fotel.
- Weź się tym nie zadręczaj, ważne że wiesz teraz i że możesz działać, bo w końcu masz co do tego pewność że ona to odwzajemnia - mówi spokojnie Chris - w końcu możesz przestać się zadręczać jakimiś pieprzonymi mrzonkami, które sam sobie wytworzyłeś w głowie na jej temat, w końcu możesz działać bez obaw że ona tego nie odwzajemnia, nawet jak zostaniesz zmieszany z błotem, zgnojony i w ogóle odrzucony, to wiesz że możesz starać się dalej, aż do skutku - przerywa, patrząc na mnie z pewnością, a kiedy otwieram jedno oko i na niego patrzę, mówi dalej - nawet jeśli sytuacja w tej chwili jest krytyczna to wiesz że możesz to wszystko naprawić, bo mimo to ona też Cię kocha, czaisz? Na tym właśnie polega prawdziwa miłość stary, może nie dokładnie, ale w dużym stopniu - Chris patrzy na mnie tak jakby dawał mi pouczenie.
- Zaczynam się czuć jak w szkole - otwieram oczy i uśmiecham się lekko - ale dzięki, za to was uwielbiam właśnie.
- Wiecie co? Jesteśmy cholernie popapraną czwórką przyjaciół, serio - rzuca Kirk i śmieje się.
- Serio? Dzięki że przypominasz, dawno tego nie słyszałem, a lubię jak o tym gadamy - dodaje z uśmiechem. Gdyby nie tych trzech idiotów, chyba nie dałbym czasami rady.


Cytaty: Muse - Dead Inside, Billy Talent - Surrender.

niedziela, 12 lipca 2015

Undisclosed Desires Part 2.

Witam was dzisiejszego deszczowego (przynajmniej u mnie) wieczoru. Daję wam drugą część Undisclosed Desires i mam nadzieję że spodoba się wam, no i że podobała się też pierwsza :) Zapraszam do czytania, komentowania i oceniania. Cassandra xx


"I won't let you bury it, I won't let you smother it, I won't let you murder it..."


Przypieram Dominica z całej siły do ściany, aż czuje jego oddech na swojej twarzy. Chociaż z perspektywy czasu wiem że to może być w moim przypadku, bardzo ryzykowne posunięcie, to jednak chcę to zrobić. Muszę znów nauczyć go porządku, chłopak się rozbestwił bez regularnych lekcji ze mną i za dużo sobie pozwala.
- Czy mógłbyś łaskawie się opanować? - wycedzam przez zęby.
- Co ja takiego robię? - pyta niby niewinnie, jednak ja wiem że zgrywa głupiego, dobrze wie o co mi chodzi, za dobrze go znam.
- Próbujesz się ze mną drażnić, szukasz zaczepki wypominając stare dobre czasy. Czy to przypadkiem nie cios poniżej pasa? - odpowiadam, przyciskając go do ściany z całej siły.
- Stare dobre czasy, które mogłyby wrócić, nie uważasz? - pyta z odpowiednią dozą swojego wrodzonego uroku, a ja zaczynam powątpiewać w to co słyszę.
- Czy ty w ogóle słyszysz co ty mówisz?! Piłeś coś w czasie koncertu albo brałeś?! - wyrzucam nie wierząc w to co mówi.
- Mówię całkiem serio - robi poważną minę i patrzy mi głęboko w oczy - stare czasy, jak je teraz określasz, skończyły się zaledwie trochę ponad 2 lata temu - w tym momencie na jego usta wstępuje jakby ślad uśmiechu - czy na prawdę sądzisz że to tak odległe że trzeba to zamykać w umownej księdze starości? - pyta z pełną powagą, a ja już w ogóle nie wiem co mam myśleć i robić. Mięknę przez te jego cholernie piękne oczy, które w gruncie rzeczy nadal uwielbiam. Zatapiam się w jego wzroku, co on wykorzystuje z właściwą dla niego przebiegłością, której z resztą nauczył się ode mnie. Z łatwością zwalnia mój uścisk, odwraca mnie i teraz to ja jestem przyparta do ściany w jego objęciach.
- Nienawidzę Cię - wyduszam, kiedy jego twarz jest tak blisko mojej, że stykamy się nosami.
- Kochasz mnie, tylko że całe życie boisz się do tego przyznać i w tym leży problem - odpowiada z pewnością.
- Odezwał się ekspert od wyrażania uczuć - pyskuje - przyznaj się że kiedy uprawiałeś seks z inną to zamiast jej imienia, nie raz wymawiałeś moje - atakuje go z właściwą dla mojej osoby pewnością - sama słyszałam i widziałam to nie raz - w tym momencie zauważam w jego oczach cień błysku, jakby nagle coś się w nim obudziło, wspomnienia.
- Zupełnie jakbyś ty tego nie robiła - wraca jego pewność - tak się składa że ja też nie raz to słyszałem, a potem widziałem jak wyrzucałaś ich z pokoju, wszystkich po kolei - na to ostatnie daje nacisk, tak jakby chciał we mnie wzbudzić wyrzuty.
- Jakbyś ty był święty - wzburza we mnie wściekłość - teraz będziesz mi wypominał że ja też spałam z innymi, kiedy ty pierdoliłeś co popadnie, a potem niezaspokojony przychodziłeś do mnie i tłumaczyłeś się układem - w jego oczach zaczyna być widoczna ogromna złość - szlag Cię trafia, bo ja umiem żyć bez Ciebie, a ty sobie nie radzisz - udaje mi się zwolnić jedną rękę, którą chwytam go za koszulę - żadna kobieta nie umie Cię zaspokoić, ani emocjonalnie, ani uczuciowo, a seksualnie to już w ogóle, nie wspominając o moim temperamencie, charyźmie i wyrazistości, za którymi szalejesz do dzisiaj, bo żadna nie ma tego tyle i w tak doskonałych proporcjach, jak ja - urywam, czekając na atak, ale on tylko patrzy mi głęboko w oczy, a ja widzę wszystko co jest w jego oczach, wszystkie emocje. Złość, wściekłość, może nawet nienawiść, ale też tęsknotę i pożądanie.
- Nienawidzę Cię - mówi, patrząc mi prosto w oczy, po czym wpija się w moje usta, zupełnie jakby nie robił tego od stu lat. Przez chwilę nie mogę oddychać, czuje się jakby coś mnie dusiło, jakbym nie miała dostępu do powietrza. Czuje ciarki na całym ciele, czuje że nogi się pode mną uginają, mam gęsią skórkę. Zupełnie jakby ktoś wyjął mnie z gorącego piekarnika i polał lodowatą wodą. Mimo to nie zamierzam rezygnować, walczę sama ze sobą. Całując się walczymy ze sobą, nasze języki nieustannie wyznaczają swoje terytoria i nie pozwalają sobie na wzajemną dominację. Kiedy w końcu odrywamy się od siebie, oboje przez chwilę z trudem łapiemy powietrze. Właśnie wtedy zaczyna we mnie wzbierać złość i pożądanie, jednak to pierwsze jest silniejsze. Znów mam kontrolę, znów to ja przypieram go do ściany.
- Nigdy więcej tego nie rób - mówię z naciskiem - nigdy, nigdy więcej, nie pozwalam Ci, rozumiesz do cholery? - mówię to stanowczo zbyt spokojnym głosem, a on od razu to wyłapuje. Mój cholerny błąd.
- Nadal to odwzajemniasz, tak samo, dokładnie tak samo jak na początku - odpowiada z uśmiechem, a ja mam ochotę go udusić - tak jak zawsze - uśmiecha się jeszcze szerzej, widząc moje pomieszane emocje. Jak na złość, ja nie jestem w stanie nic odpowiedzieć, ogromna gula stoi w moim gardle i nie chce przez nią przejść żadne słowo. Przez całe moje życie, jeśli kiedykolwiek nie byłam w stanie na coś odpowiedzieć, to zawsze była to wina Doma. Tylko on potrafił mnie zagiąć, zatrzymać i powstrzymać, przed mówieniem tego co chcę i myślę. 
- Wiesz za czym najbardziej tęsknię? - Dominic nie ma zamiaru przestać - za twoimi ustami - dotyka ich delikatnie kciukiem, a ja nie odwracam się ani nie wzdrygam, chcę tego - za ich dotykiem, smakiem, czułością, delikatnością, za ich słodyczą, połączoną z nienagannym, czystym i cudownym w twoim przypadku wulgaryzmem. Za tym jak cudownie je wykorzystywałaś w łóżku, za tym do czego umiałaś mnie doprowadzić, dzięki nim - urywa śmiejąc się, a ja nadal nie mogę nic z siebie wydusić, nie mogę go zatrzymać, tak naprawdę nawet nie chcę - za tym jak zlizywałem z nich własny smak, który powoli mieszał się z twoim. Za tym ile obelg w moim kierunku z nich wyrzucałaś, za tym jak krzyczałaś moje imię w czasie orgazmu, jak wzdychałaś i jęczałaś z rozkoszy, a potem słodko i niewinnie z godnością dziewicy i charyzmą diablicy, zaczynałaś wszystko od nowa - uśmiecha się co raz szerzej, a w jego oczach widać błysk, ten ciepły błysk, który znam tylko ja. Zwalniam uścisk, nadal patrząc  w jego oczy, cofam się do tyłu, a on nadal stoi uśmiechnięty, oparty plecami o ścianę.
- Wiesz? - wyduszam w końcu - nawet nie masz cholernego pojęcia jak bardzo Cię nie cierpię - zatrzymuje się i zastanawiam, a Dom dokładnie mi się przygląda. Jego oczy w tej chwili mają dziwny, neutralny wyraz. Chce coś powiedzieć, ale ja mu przerywam i kontynuuje - chyba nigdy w życiu nie znałam kogoś kogo nienawidziłabym tak bardzo jak ciebie - odgarniam włosy do tyłu i oddycham głęboko - powodujesz moją słabość, a ja nie toleruje własnej słabości - wytykam mu.
- Cały czas balansujesz na granicy miłości i nienawiści, tylko nigdy nie umiałaś i nadal nie umiesz się do tego przyznać - uśmiecha się delikatnie - nie mówię o sobie, ty nie umiesz tego przyznać nawet przed samą sobą - podchodzi do mnie i łapie mnie za nadgarstek, przyciągając do siebie, a kiedy próbuje się wyrwać i uniknąć kolejnych zbliżeń, znów unieruchamia mnie przy ścianie i zakrywa usta dłonią, abym nie mogła mu wykrzyczeć niczego w twarz - kocham twój upór, zawsze go uwielbiałem - uśmiecha się szeroko, a w jego oczach widać czułość - obojętnie co zrobisz, wiedz że nie odpuszczę. Jestem gotowy na wszystko, żeby tylko móc znowu zobaczyć Cię w akcji, żeby móc znowu Cię poczuć, znowu robić z tobą wszystko na co mam ochotę, a potem czuć jak ty robisz ze mną wszystko na co masz ochotę - przerywa na chwilę - żeby znów móc z tobą walczyć, móc doprowadzać Cię do granic wytrzymałości, żebyś ty też to robiła, tak cudownie jak robiłaś to kiedyś - na jego twarzy cały czas widnieje uśmiech - żeby móc się z tobą pieprzyć gdzie popadnie, w najmniej oczekiwanych i odpowiednich miejscach, w garderobach, windach, samochodzie, łóżku, na stole, podłodze i wszędzie indziej, gdzie to robiliśmy - uśmiecha się jeszcze szerzej i składa delikatny pocałunek na mojej szyi, wywołując nim ciarki - no i żeby znów móc zatkać Ci te piękne usta - w tej chwili ściąga z nich dłoń, wie że po tym co przed chwilą powiedział, będę czekać aż skończy - znów móc poczuć jakie cuda nimi wyprawiasz, kiedy nie padają z nich obelgi - całuje mnie przeciągle, a ja ulegam. Pozwalam sobie na kolejną chwilę słabości. Całujemy się dłuższą chwilę, nie przeszkadza nam nawet, kiedy do pokoju wchodzi niczego nie świadoma Sophia, moja bliska koleżanka i współpracownica.
- O cholera - tyle udaje mi się usłyszeć, jednak autorką tych wymownych słów nie jest Sophia, dlatego w końcu odrywamy się od siebie i oboje patrzymy w jej stronę. Kiedy Dom zauważa stojących za nią Matta i Chrisa, praktycznie od razu uwalnia mnie ze swojego uścisku i chwyta za rękę.
- Co się tak patrzycie? Jakbyście nigdy nas nie widzieli razem - mówi Dom jakby nigdy nic i ciągnie mnie za sobą, rozpędzając nieco trójkę przy drzwiach. Jestem pod takim naporem emocji że po prostu za nim idę i w gruncie rzeczy nie jestem w stanie zrobić nic innego. Jego zachowanie, pocałunki i to wszystko oddziałuje na mnie w taki sposób, że czuje się jakbym coś wzięła, jakbym była na haju. Żądzą we mnie sprzeczne uczucia, które nie pozwalają mi nawet myśleć, a co dopiero zrobić coś logicznego. Mam ochotę go uderzyć, ale chcę też go całować. Chcę po raz kolejny powiedzieć mu jak bardzo go nienawidzę, ale chcę też jego dotyku. Nie chcę z nim nic robić, ale zarazem chcę uskutecznić wszystko to o czym mówił. Chcę uciec, ale chcę z nim iść. To wszystko jest straszliwie porąbane, a ja nie umiem tego uprościć, ani przerwać. Jakąś część mnie po prostu trafia szlag z tego powodu. Na końcu korytarza znajduje się dodatkowa garderoba, do której Dom mnie prowadzi, nic przy tym nie mówiąc. Wchodzimy tam razem, a on zamyka drzwi od środka. 
- Chyba mamy jeszcze trochę czasu? - pyta mnie jakby nigdy nic - jakąś godzinę, dwie?
- Co mnie to do cholery obchodzi - odgryzam się - w ogóle nie powinno mnie tu być, Jake czeka na mnie w hotelu.
- Hm, to z nim teraz sypiasz - stwierdza, a w jego oczach widać błysk zazdrości. Nie wierzę, po prostu w to kurwa jego mać nie wierzę. Raptem po 2 latach od naszego zerwania - o ile można to tak nazwać - Howard odstawia mi scenę zazdrości. 
- Gówno Cię obchodzi z kim sypiam - wracam do rzeczywistości, wracam do swojej natury.
- Obchodzi mnie to o wiele bardziej niż sądzisz, bo dobrze wiem że żaden Jake mnie nie zastąpi - przypiera mnie do ściany i całuje namiętnie. Czuje się zupełnie tak jak kiedyś, jesteśmy zamknięci w garderobie i dobieramy się do siebie jak dwa napalone małolaty. W gruncie rzeczy nic się nie zmieniło. Mam ciarki na całym ciele i czuje że nogi się podemną uginają. Tak bardzo tęsknię za wszystkim co jego że sama nie jestem chyba nawet w stanie tego sobie wyobrazić. Poddaje się tej chwili, chociaż wiem że nie powinnam, dlatego jakiś pierwiastek mnie walczy i próbuje to zatrzymać, ale nie wiem czy dam radę, bo pragnę go niewyobrażalnie mocno, o wiele mocniej niż kiedyś, a już kiedyś to pragnienie osiągało niewyobrażalny rozmiar. 

***

"Is it desire?
Or is it love that I’m feelin’ for you?"


Rok 2000, trasa po Europie, Francja, Paryż.


Wchodzę do tour busa z trzema zgarniętymi pod klubem panienkami, które widząc zawieszoną na mojej szyi wejściówkę z napisem "Muse crew" aż zawyły z podniecenia. Były nawet miłe, zwłaszcza jedna, która przy okazji chyba nie była do końca napalona na członków zespołu, bardziej na mnie, bo przez dobre pół godziny zanim do nich podeszłam, pożerała mnie wzrokiem i nadal to robi. W moje nozdrza od razu uderzył dobrze mi znany i lubiany zapach trawy, zmieszany z lekką wonią alkoholu i seksu. To ostatnie było dla mnie nawet bardziej wyczuwalne niż wydostający się wszystkimi szczelinami, gęsty dym. W busie standardowo znalazłam kilku członków ekipy technicznej, zabawiających się z innymi zgarniętymi gdzieś po drodze panienkami.
- Dom zabrał twoje rzeczy! - Kirk wydziera się jak pojebany, wychylając głowę zza biustu jakiejś siedzącej na nim laski, a ja kiwam mu ze zrozumieniem i cofam dziewczyny do wyjścia.
- Jak będziesz w hotelu to powiedz Mattowi że ja tu zostaje na noc! - wydziera się trochę ciszej niż przed tem.
- A co? Umówiliście się na romantyczny numerek w wannie? - rzucam z uśmiechem.
- Z nim zawsze kochanie, tak samo jak i z tobą - odpowiada Tom, a ja kiwam głową, spoglądając na dziewczyny, które wyraźnie mimo alkoholu jeszcze się nie rozluźniły i nie wiedzą o co chodzi w naszych codziennych rozmowach z Tomem. Na ich twarzach widnieją tylko skrępowane, lekkie uśmieszki. Tylko wspomniana wcześniej adoratorka, brunetka o ciemnej karnacji, imieniu Anette i bystrym spojrzeniu, która jako jedyna z dziewczyn nie jest francuską, patrzy na mnie tym samym, wyraźnie napalonym spojrzeniem. Podoba mi się, co wiąże się z tym że chyba już mam plany na dzisiejszą noc. Czasami lubię urozmaicić sobie życie, zabawiając się z dziewczyną, zwłaszcza jeśli jest piękna i w moim guście, taka jak Anette właśnie. Zdążyłam zauważyć jej pełne kształty i ładną, smukłą talię. Uwielbiam takie kobiety, w skrócie uwielbiam kobiety z tym samym typem figury co mój. Dom będzie zachwycony, jeśli tylko najdzie go ochota na przyłączenie się, jeśli nie to jego strata. On też kocha kobiety z takim ciałem, coś o tym wiem. Prowadzę dziewczyny do hotelu, a kiedy już tam docieramy i wchodzimy do pokoju, znów uderza mnie zapach trawki. W pokoju siedzi Matt i Dom z czterema dziewczynami, Chris standardowo jest z Kelly i ich małym synkiem w innym pokoju. Przedstawiam im Anette i dwie pozostałe towarzyszki, po czym siadam na kanapie, wyciągam z kieszeni spodni Matta skręta i zapalam go. Dom po chwili rozmowy i rozpoznaniu napięcia, pomiędzy mną, a czarnowłosą, łapie mnie za biodra i praktycznie wciąga sobie na kolana. Anette jest tym zdziwiona, a jej reakcja pełna zazdrości, jeszcze wyraźniej świadczy o zainteresowaniu mną. Siadam na nim okrakiem i pozwalam mu całować się po szyi i dobrze wyeksponowanym dekolcie. Howard szybko pozbywa się mojej koszulki na ramiączka, aby mieć lepszy dostęp do piersi, jednak wybijam mu to z głowy, zabierając jego ręce z okolic zapięcia stanika. W duchu mam głęboką nadzieję że Matt upije i upali Anette do tego stopnia że zgodzi się na seks ze mną i Domem. Znam się na rzeczy i od razu umiem poznać lesbijkę, którą Anette jest. Jej zainteresowanie Domem i Mattem jest tak znikome, że chyba nigdy nie widziałam tak mało interesownej fanki. Prawdopodobnie jej dwie nagrzane francuskie kumpele, zaciągnęły ją tutaj w nadziei na seks z oboma, a ona przyłączyła się tylko dlatego że ja wpadłam jej w oko i zauważyła że jestem z ekipy Muse. Jestem gotowa pieprzyć Doma na tej kanapie, przy nich wszystkich, jednak jej też strasznie chciałabym spróbować, dlatego delikatnie studzę jego zapał. Lekkim pociągnięciem za postawione na żel włosy, wyciągam jego twarz z pomiędzy moich piersi i całuje go przez dłuższą chwilę. Wtedy właśnie staje się to na co liczyłam, zazdrosna, aczkolwiek najwyraźniej gotowa na poświęcenie Anette, odgarnia moje włosy z pleców i zaczyna powoli, delikatnie i zmysłowo całować mój kark i plecy. Czuję ciarki na całym ciele, a żądza zaczyna brać górę. Przestaje widzieć co dzieje się wokoło, ostatnim co udaje mi się zauważyć to że uśmiechnięty Matt zaprasza resztę dziewczyn do pokoju obok, prawdopodobnie w celu identycznym jak nasz, bo z dwoma już się obściskuje. Matthew jest przyzwyczajony, bo nie raz uprawialiśmy przy sobie seks, ale jednak tym razem wolał odpuścić zapewne z racji na lekką nieśmiałość niektórych sprowadzonych tu lasek. Odważne zachowanie Anette dziwi mnie w pozytywny sposób, bo byłam święcie przekonana że potrzebna będzie fura alkoholu żeby się zgodziła na trójkąt z facetem. Ściągam koszulę z Dominica, a on zabiera się za moje spodnie. Czarnowłosa również nie próżnuje i praktycznie dwoma sprawnymi ruchami ściąga ze mnie stanik.
- Imponujesz mi mała - odpowiadam na jej zdecydowane i nie bojące się niczego oblicze, co ona odwzajemnia pięknym uśmiechem.
- Kochanie musisz chwilkę poczekać - całuje Doma, po czym wstaję i ściągając wcześniej zsunięte przez niego do kolan spodnie, przesiadam się na kolana naszej towarzyszki, która od razu zabiera się za pieszczenie moich piersi. Dom nie jest zadowolony ze zmiany, bo jest przyzwyczajony że moje cycki to jego cycki, ale no cóż. Wynagradzam mu to delikatnie masując jego członka przez spodnie, a drugą ręką podwijam do góry bluzkę Anette, która zaraz ląduje na podłodze. Każdy mój ruch jest dla niej jak impuls, ja zaczynam ona odbiera znak i dokańcza, działamy jak jeden sprawny mechanizm. Dom bacznie się nam przygląda, a kiedy daję mu znak szybko rozprawia się z jej stanikiem, a ja ze spodniami. Kiedy odrywa się ode mnie, patrzy mi prosto w oczy, a jej wzrok jest przepełniony pożądaniem. Całujemy się przez chwilę, po czym schodzę z niej, a kiedy wstaje zsuwam jej spodnie razem z bielizną. Dom oczywiście nie pozostaje bierny i szybko również mnie pozbawia reszty, która na mnie pozostała.
- Nie myśl że będziesz tylko patrzeć - rzucam mu z powagą, pokazując aby sam wyskakiwał ze spodni. Robi tą swoją minę tykającej seksualnej bomby, po czym wstaje i ściąga spodnie. Zaraz po tym odwraca mnie w swoją stronę i namiętnie całuje, co Anette od razu wykorzystuje zabierając się za mnie od tyłu. Wiedziałam że przez jej orientację to ja będę głównym obiektem zainteresowania i wykorzystania w tym trójkącie, ale cholera nie zdawałam sobie sprawy z tego że ta niepozorna dziewczyna, jest taka szybka i wyrachowana. W dwójkę z Domem tworzą idealną parę bezlitosnych wręcz oprawców. Nie żebym miała sobie z nimi nie poradzić, ale jednak zadziwia mnie ich zgranie. Anette schodzi co raz niżej, całuje moje pośladki i uda, rozszerza nogi i praktycznie wchodzi we mnie językiem. Odrywam się na sekundę od Doma, aby zaczerpnąć powietrza, ale on też nie ma zamiaru mnie oszczędzać. Zaczyna obcałowywać szyję, dekolt, piersi, wplatam dłoń w jego włosy, a kiedy delikatnie przygryza mój sutek, wydaję z siebie cichy jęk. Bardzo podoba mi się ta sytuacja i nie mam zamiaru jej przerywać. Język Anette ciągle krąży pomiędzy łechtaczką, a wargami, prawdopodobnie ta dziewczyna robi mi właśnie najlepszą minetę, jaką kiedykolwiek ktokolwiek mi robił. Nawet Dom tak nie umie, mimo że jest najlepszy ze wszystkich facetów jakich miałam. Dlatego właśnie uwielbiam seks z kobietą, bo tylko kobieta potrafi tak cholernie dobrze zaspokoić drugą, dlatego że sama najlepiej zna swoje słabe punkty i porusza je u tej drugiej, dając nieopisaną przyjemność. Oddycham ciężko i pojękuje, czując że zaraz dojdę. Serce wali mi jak oszalałe, czuję lekkie wybuchy gorąca i zaczynam się trząść z rozkoszy. Dom cały czas całuje, liże i masuje moje piersi, a ja mam wrażenie że zaraz oszaleję, jęczę co raz głośniej, aż w końcu dochodzę. Czuję cudowną rozkosz, która rozpływa się po moim ciele ciepłą i przyjemną falą dreszczy. Anette kończy, wstaje i całuje mnie, a jej wzrok przepełniony pożądaniem jeszcze bardziej niż przed tem, oznajmia mi że cała ta sytuacja podoba jej się bardziej niż mogła się spodziewać. Przez moment czuje się tak bezwładna, że gdyby nie silne ręce Doma, to zdaje się że upadłabym na podłogę. Anette puszcza do niego oczko, a on od razu łapie o co chodzi i wykorzystuje ten moment jak najlepiej może, podnosi mnie do góry i zaplata moje nogi wokół swoich bioder. Przenosi mnie i opiera plecami o zimną ścianę, która po wcześniejszych doznaniach, działa orzeźwiająco. Wchodzi bez ostrzeżenia, najpierw powoli, abym przywykła, całując mnie jednocześnie. Kiedy zaczynam domagać się więcej, porusza się co raz szybciej. Kątem oka zauważam że czarnowłosa bacznie przygląda się wszystkiemu z boku, jednak najwyraźniej nie ma zamiaru interweniować, woli podziwiać. Jęczę głośno i pokrzykuje.
- Zamknij się kochanie - mówi Dom ciężko oddychając i znów namiętnie mnie całuje, a ja by dać upust przygryzam jego wargę, na co on reaguje tym swoim słodkim i cholernie seksownym śmiechem.
- Ty się zamknij - wyrzucam gdzieś pomiędzy pojękiwaniami, zauważając uśmiech na ustach naszej towarzyszki. Każdy mój jęk, powoli przeradza się w coraz głośniejsze krzyki, a Pan cichy sam zaczyna wydawać z siebie nieziemskie dźwięki. Zasysa kawałek skóry na mojej szyi i przygryza go mocno, kiedy ja wyrzucam z siebie cyklicznie jego imię jak opętana, szczytując. Nadal posuwa mnie z pełną pasją, a ja wiję się i mam wrażenie że zaraz odlecę. Czuje że na szyi zrobił mi porządną malinkę, która aż piecze, przez doznania jakie odczuwamy. Nie potrzeba mi już bardzo wiele, dlatego chwili mam już trzeci, zarazem najintensywniejszy orgazm tego wieczoru i przeżywam go równocześnie z Domem. Oboje ciężko dyszymy i wtulamy się w siebie, czekając aż emocje trochę opadną. Po około minucie Dom całuje mnie, tak jak zawsze po seksie, jakby to miał być ostatni raz i wychodzi ze mnie, stawiając mnie na nogach. Spoglądam na uśmiechniętą Anette, która nie kryje swojego zadowolenia i podziwu zarazem. Dominic uśmiecha się do nas obu z odrobiną tej swojej niewiarygodnej wręcz w stosunku do tego co robi, wstydliwości. Cały czas zadziwia mnie u niego to jak może być momentami tak dziwnie i słodko zawstydzony, niczym prawiczek, który po pierwszym stosunku z ukochaną dziewczyną, boi się spojrzeć w jej oczy i zapytać jak było. Chyba to właśnie najbardziej w nim uwielbiam, to jakim zderzeniem przeróżnych znacznie oddalonych od siebie odczuć, wrażeń i emocji potrafi czasami być. To ta jego pozostałość z czasów nastoletnich, ja też to mam, jednak nie aż tak często, w gruncie rzeczy rzadko, przez to że zawsze starałam się być pewna siebie. Chwyta mnie za dłoń i prowadzi za sobą na kanapę, a kiedy siadamy, czarnowłosa nie pozwala nam na chwilę odpoczynku. Tym razem to ja mam zamiar dać jej nieopisaną rozkosz. W tym wspaniałym trójkącie, uprawiamy świetny seks, jeszcze przez kilka następnych godzin, po czym zasypiamy wyczerpani. Budzi nas dopiero Matthew.
- Wstawać miśki - przewraca śmiesznie oczami i śmieje się głupkowato, kiedy tylko otwieram oczy, przez co ja też zaczynam się śmiać - musimy za dwie godziny jechać dalej - puszcza mi oczko, kiedy Dom klepie go po tyłku, śmiejąc się.
- Stary jak masz na mnie ochotę to po prostu powiedz - dodaje, a ja i Anette wybuchamy śmiechem.
- Pewnie, chodź tu, zaraz Cię przerucham - Howard wciąga go do łóżka, tak że leży nam na kolanach i wygina się w dość dwuznacznej pozycji. W tej chwili do pokoju puka Chris, uchyla lekko drzwi i widząc nas, strzela facepalma.
- Chodź Chris, nie wstydź się, wszystko zostaje w naszej patologicznej rodzinie - mówię przez śmiech - to jest Anette - przedstawiam mu czarnowłosą, która jest trochę rozbawiona tą sytuacją, aczkolwiek nie wydaje się być zażenowana czy skrępowana.
- Anette to jest Chris, którego jak mniemam znasz, ale skoro już tu przyszedł no to wiesz - śmieje się, pomagając Domowi dla zabawy rozbierać Bellamiego.
- Kurwa Chris oni mnie chcą zgwałcić! - Matt krzyczy jak popieprzony, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Sam powiedziałeś że jak chcę to mam mówić, więc mówię i działam - odpowiada Dom przez śmiech, puszczając go. Matt zsuwa się z łóżka na podłogę i dyszy, jakby przed chwilą na prawdę uprawiał seks. Wszyscy się śmieją, jednak chwilę potem wstajemy i wykorzystujemy pozostały nam czas na ogarnięcie się. Razem z Anette, decydujemy się razem zająć łazienkę, aby było szybciej.
- Mam jedno pytanie - zwraca się do mnie, ubierając się, kiedy robię makijaż.
- Tak?
- Kochacie się, prawda? - wypala prosto z mostu, a ja prawie krztuszę się powietrzem, które wciągnęłam ustami.
- Co? - wypalam sztywna z zaskoczenia.
- Co się tak dziwisz? - spogląda na mnie z uśmiechem - pytam czy jesteście parą albo chociaż czy zdajecie sobie sprawę z tego że jesteście w sobie zakochani - urywa, uważnie się mi przyglądając.
- Parą? Proszę cię, że niby ja, Dominic i związek? - zanoszę się śmiechem - nie, nie co ty, to nie dla nas. Oboje jesteśmy z tego samego typu, przygody wchodzą w grę, poważny związek czy miłość, zdecydowanie nie - puszczam jej oczko, a ona nadal z pełną uwagą studiuje, każdy mój ruch.
- Ok, rozumiem - urywa zastanawiając się - w każdym razie, on Cię kocha - spogląda na mnie z pełną powagą, zupełnie jakby sama wyznawała mi miłość.
- O czym ty w ogóle mówisz? - pytam z jeszcze większym zaskoczeniem, jednak nie opuszcza mnie przy tym humor.
- Słuchaj, trochę już żyje na tym świecie, a przez to że jestem lesbijką, znam facetów jak własną kieszeń, bo zawsze się z nimi przyjaźniłam i nadal przyjaźnię - urywa, wstając do pozycji stojącej - możliwe że Dominic nawet sam nie zdaje sobie z tego sprawy, ani ty nie zdajesz sobie z tego sprawy, przez to jakie oboje macie do tego podejście, ale on Cię kocha, jestem tego pewna - urywa czekając na moją reakcje, która jest dość sceptyczna - to po prostu widać po was - dodaje - dlatego wczoraj się nie wtrącałam, wolałam obserwować. Fakt faktem że bardzo kręcił mnie twój widok, kiedy jęczałaś i wiłaś się z rozkoszy - uśmiecha się, chwyta mnie za biodra i przyciąga do siebie - podziwiałam Cię z uśmiechem na ustach, jednak obserwowałam też wasze zachowania, to jak na siebie działacie i co ze sobą robicie. Cokolwiek sądzisz, nie będę Cię przekonywać do tego na siłę, ale też nie pozwolę wmówić sobie że jest inaczej, wiem swoje - patrzy mi prosto w oczy i całuje. Oddajemy się temu przez chwilę, po czym obie dokańczamy szykowanie.
- Tak jak wy na siebie działacie, działają tylko ludzie zakochani w sobie, seksualny pociąg swoją drogą, a miłość swoją - kończy, puszczając mi oczko.
- No właśnie, seks seksem, a miłość miłością, tego się trzymajmy - dokańczam sceptycznie, jednak nie bez zastanowienia nad tym co mówi. Kiedy obie wychodzimy z łazienki, Dom nadal chodzi nagi po pokoju i czegoś szuka.
- Idź że do tego kibla, bo zaraz wyjadą bez nas - poganiam go, a on jak zawsze nie zbyt się tym przejmuje.
- Już się odzywa strona służbowa - śmieje się pod nosem - mamy jeszcze godzinę, bez przesady - dodaje, wymijając mnie, a ja daje mu klapsa w pośladek.
- To ja już się zwijam, nie będę wam przeszkadzać - Anette zbiera swoje rzeczy, po czym bierze ze stołu kawałek kartki i zapisuje coś na nim - gdybyście kiedyś znowu koncertowali to i tak was znajdę, ale jakbyście szukali kontaktu to proszę - podaje mi kawałek i żegna się dając Domowi i mi buziaka w policzek.
- A i jeszcze jedno - odwraca się przed wyjściem - niech wam nie wpada do głowy wywalać z setlisty Yes Please, to zajebisty utwór, daje kopa jak cholera - puszcza do nas oczko, a my oboje odwzajemniamy to uśmiechem.
- Do zobaczenia - wychodzi.
- Do zobaczenia - odpowiadamy oboje. Kiedy Dom wchodzi do łazienki, wkładam kartkę z jej numerem do kieszeni spodni i zastanawiam się nad jej słowami. Może ma rację? Może nie, sama nie wiem. Miłość to absurdalna rzecz w naszym przypadku. Na razie trzymajmy się tego że to tylko cudowna zabawa, którą oboje uwielbiamy, można powiedzieć układ. Co dalej? Czas pokaże, ale myślę że miłość nie wchodzi tutaj w grę.


Cytaty: Muse - Time Is Running Out, Years & Years - Desire.

piątek, 3 lipca 2015

Undisclosed Desires Part 1.

Grzeczne dzieci już chyba śpią, więc możemy zaczynać. Oto i pierwszy rozdział nowego opowiadania pod tytułem "Undisclosed Desires" z moim kochanym Muse. Zapraszam do czytania i komentowania. Enjoy, Cassandra xx

Ważna prośba: przed przeczytaniem, obejrzyjcie proszę teledysk Muse do piosenki Uno. Pozwoli on lepiej wejść wam w klimat.


"I hate everything about you."


- Pieprzony frajer! - krzyknęłam oburzona, aż wszyscy ludzie zgromadzeni na korytarzu obrócili wzrok w moją stronę. Dobrze że większość to technicy i inni pracownicy, którzy mnie znają i wiedzą jaki mam stosunek do Howarda. Pracuje jako główna asystentka Muse od początku ich kariery, czyli od ponad 7 lat, ale on nadal doprowadza mnie do szału. Cholerny, zapatrzony w siebie, majestatyczny, popaprany palant, a do tego męska dziwka. Co gorszego może spotkać kobietę? Chyba nic, oprócz poczucia że poza tą otoczką jest też kochany, opiekuńczy i ogólnie taki do rany przyłóż. Dominic odwrócił się tylko, pokazując przy tym rząd swoich białych zębów, zaniósł się śmiechem, zagarnął palcami blond grzywkę i popatrzył na mnie tym swoim wzrokiem, którym jeszcze kilka lat temu zapraszał napalone fanki na seks do busa bądź garderoby.
- Nienawidzę Cię!!! - wydarłam się jeszcze głośniej niż przedtem, odwróciłam na pięcie i pomaszerowałam jak najszybciej w stronę szklanych drzwi, pod pretekstem sprawdzenia czy ilość wejściówek na koncert się zgadza. Hałas, jaki robiłam przy tym swoimi 15 centymetrowymi szpilkami, niósł się echem po całym holu areny w której dzisiaj grali i dawał wszystkim znać że lepiej do mnie w tej chwili nie podchodzić. Byłam tak wkurzona że miałam ochotę go rozszarpać, rozerwać na strzępy.
- Nie denerwuj się Diana! Wiesz jak to na mnie działa, kiedy jesteś wściekła! - chyba było mu za mało, bo dorzucił ten tekst i dobrze wiedział że doprowadzi mnie tym do szału.
- Policzę się z tobą po koncercie! - rzuciłam, nawet się nie odwracając żeby na niego spojrzeć, bo wiedziałam że jak tylko ujrzę jego uśmiechniętą twarz to albo mnie rozniesie, albo go zamorduje.
- Okej, czekam z niecierpliwością! - odpowiedział szarmancko, jak to on i wiedząc że już przekroczył wszelkie granice, chyba pognał w końcu do garderoby. Stając przy drzwiach, obok ochroniarza, czułam dokładnie to co czułam do niego dość często od samego początku. Złość, szał, chęć mordu, spoliczkowania i urwania mu głowy, połączoną z nieodpartą chęcią uprawiania z nim szalonego, dzikiego seksu. Jestem nim zauroczona od samego początku, jak tylko w ogóle go poznałam, jednak z drugiej strony nie cierpię go z całych sił. Może nawet go kocham, ale nie dopuszczam tego do siebie, bo wtedy już w ogóle byłabym zdolna zrobić mu krzywdę. Może moje stosunki z nim wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby nie fakt że jako młoda dziewczyna, zaczynająca swoją pierwszą poważną pracę z młodym, rozpoczynającym karierę zespołem, nie byłam zbyt hm...rozważna w swoich poczynaniach. Nie mam na myśli poczynań zawodowych, chodzi mi o poczynania emocjonalne, uczuciowe i seksualne. Te ostatnie, przede wszystkim. Jak myślicie, co zrobiła niespełna dwudziestoletnia Diana, która poza wymarzoną pracą, którą już dostała, pragnęła zabawy, przygód i zaliczania wszystkiego co przystojne i nazwane mężczyzną, kiedy w 1999 roku poznała Matthew Bellamy'iego, Chrisa Wolstenholme'a i Dominica Howarda? Oczywiście zaliczyła jej zdaniem najprzystojniejszego, tego ostatniego. W gruncie rzeczy, zaliczała go ciągle, przez pewien czas.

***

"And I want you now! I want you now!
I feel my heart implode..."


Rok 1999, plan teledysku do "Uno".

Weszłam na korytarz w którym stał już rozstawiony sprzęt i wszystko co potrzebne. Brakowało tylko naszego tria. Reżyser postukał się palcem w zegarek, patrząc na mnie wymownie, a ja uspokajając go, poleciałam niczym huragan szukać tych idiotów. Pracuje z nimi od stycznia, co daje niespełna trzy miesiące, a już znam ich na wylot. Wiem  co potencjalnie mogą robić, gdzie być w danym momencie i raczej rzadko się mylę. Dobrze że mają mnie na zbyciu, bo gdyby nie moja punktualność i stanowczość, to pewnie spóźniliby się nawet na siku, do własnej toalety. Fakt że trzeba ich pilnować jak dzieci, na co dzień jest zabawny, zwłaszcza że traktują mnie jakbym była 4 członkiem zespołu, ale jak chodzi o sprawy związane z promocją płyty i tym wszystkim, to mam czasami ochotę im zrobić krzywdę. Wparowałam do ich małego pokoju, przekształconego w garderobę z takim impetem że o mało nie rozwaliłam drzwi.
- Diana!! - wydarł się instynktownie Matt, robiąc przy tym minę jakbym mu wrzuciła podpaloną laskę dynamitu na kolana , a ja wybuchłam śmiechem, prawie równocześnie z Chrisem.
- Ruszcie swoje zgrabne tyłeczki, bo nie będzie teledysku - powiedziałam, zagarniając swoje długie blond włosy do tyłu, niczym dystyngowana dama - reżyser już się niecierpliwi, jeszcze pół godziny i sobie stąd pójdzie, także ja bym na waszym miejscu tam poszła... - urwałam nagle - gdzie Dom ta parówa? - spytałam zbita z tropu, unosząc prawą brew do góry.
- Hm, przeszliście z fazy A w fazę parówki? - rzucił Matthew z tą swoją idiotyczną miną - no szybko wam idzie, nie powiem - zaniósł się śmiechem, a Chris razem z nim.
- Jak nam idzie to już nasza sprawa - odpyskowałam, jednak mimo to po chwili zaczęłam się śmiać, z tego idioty nie da się nie śmiać.
- Ej no, weź nam chociaż ty coś powiedz - wyrzucił Chris z rozczarowaniem, kiedy chciałam wycofać się z pokoju i poszukać Howarda - jesteś jedyną jego dziewczyną o której prawie nic nam nie mówi, oprócz tego że doprowadzasz go do szału - dodał po chwili.
- Czasami doda jeszcze że jesteś straszna i potem już nic nie chcę powiedzieć - dodaje Matt z dziwną miną.
- Po pierwsze, nie jestem jego dziewczyną, po drugie ruszcie zadki na plan, albo wam je skopie, a ja idę go poszukać - zamknęłam za sobą drzwi i szybkim krokiem udałam się do końca korytarza i w lewo. Nie byłam pewna gdzie go szukać, więc pierwsze co wpadło mi do głowy to drzwi wyjściowe i to że wyszedł na papierosa. Celowo powiedziałam Chrisowi i Mattowi że nie jestem dziewczyną Doma. Tak samo dobrze jak oni, wiem że w przypadku Doma określenie dziewczyna nie tyczy się uczucia, a tego czy już z nią spał, czy jeszcze nie. Fakt jest taki że pewnie wszyscy sądzą że uprawiam z nim seks już od dawna, tymczasem ja cały czas wodzę go za nos i doprowadzam tym samym do szału. Od czasu kiedy tylko Muse wypłynęło na światło dzienne, jako jeszcze młody, znany wąskiemu gronu odbiorców zespół, prawie zawsze dostawał wszystko podane na złotej tacy jeśli chodzi o seks, a to pozwoliło mu nabrać pewnej pewności siebie, której kiedyś kompletnie nie miał. Napalone małolaty praktycznie oddawały się mu same, bez zbędnych ceregieli, a tutaj nagle pojawiłam się ja. Dość wysoka, długowłosa blondynka, zgrabna, ale z kształtną figurą i ładną buzią. Nie dość że jestem w jego typie, to jeszcze jestem pewna siebie, zdecydowana, wiem czego chcę i sukcesywnie to osiągam. A co najważniejsze, jeśli chodzi o mnie i Dominica, trafił swój na swego. Nigdy nie byłam święta i nie wstydzę się tego. Miałam i nadal mam facetów na pęczki, z dużą ich częścią po prostu sypiałam, a potem wyrzucałam ich w kąt jak zużytą ścierkę, zupełnie tak jak on. Czasem nawet zastanawiam się jak to jest, że ktoś z pozoru tak nieśmiały, małomówny i cichy jak Dom, ma swoją drugą z goła inną twarz. Twarz seksualnej bestii rozchwytywanej na prawo i lewo. Wracając jednak do sedna sprawy. Od samego początku, kiedy tylko Howard wpadł mi w oko, wiedziałam że nie mogę na pierwszy ogień pójść z nim od razu do łóżka, wiedziałam że to nie będzie scenariusz którego chcę, bo potem nic lepszego z tego nie wyjdzie. Dlatego zaczęłam realizować swój plan doskonały. Doprowadzam go do szału, wykorzystując swoje umiejętności i atuty oraz jego słabości najlepiej jak umiem. Już nie raz mógł mnie mieć, a jednak ani razu nie miał i to powoduje u niego zdecydowanie największą złość, jaką kiedykolwiek czuł. Dokładnie w ten sposób się z nim bawię, powoduje że nabiera do mnie szacunku, takiego jakiego jeszcze nigdy nie miał do żadnej i nigdy nie będzie miał do tych które oddają mu się od razu, a przy okazji wyczuwam u niego że poza seksem kryje się coś jeszcze, jakieś uczucie do mnie. Co jak co, ale jeśli facet na prawdę mi się podoba, to za priorytet uważam zdobycie jego szacunku, nie wypieprzenie go tak, aby nie mógł się ruszać. I chociaż sama nie raz już doszłam do tego momentu, kiedy ledwo zdołałam się powstrzymać, to jednak daję radę i muszę utrzymać ten stan, aż do momentu, kiedy Dom będzie wręcz zdolny paść przede mną na kolana. Fakt jest taki że pierwszy raz w życiu spotkałam kogoś takiego jak Dominic, kogoś kto potrafi jednym spojrzeniem, słowem, czy dotykiem doprowadzić mnie do granic wytrzymałości. Z nim jest tak samo, wystarczy kilka moich sztuczek i już jest potulny jak baranek. Dochodzę w końcu do drzwi, które prowadzą do wyjścia i nagle Dom pojawia się jak z pod ziemi, chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie za sobą w kierunku korytarza dla ochrony i pokojówek.
- Coś ty znowu wymyślił? - pytam zupełnie tym nie zdziwiona, bo praktycznie od razu orientuje się o co mu chodzi.
- Zaraz zobaczysz - uśmiecha się przebiegle.
- Musicie iść w końcu nakręcić co trzeba, reżyser się już wkurza - mówię z lekkim naciskiem, jednak nadal pozwalam się mu prowadzić przez dość długi korytarz.
- Oj tam, Matt i Chris już tam są, nakręcą ujęcia w których mnie nie ma, potem dołączę i dokończymy - patrzy na mnie tym spojrzeniem, które zawsze powoduje u mnie że chcę się na niego rzucić i najchętniej go zgwałcić. Kiedy docieramy do ostatnich już drzwi na korytarzu, jedynych które nie są opatrzone żadną tabliczką, Dom otwiera je kluczem, który musiał najwyraźniej zabrać recepcjonistce. Okazuje się że pokój jest prawie pusty. W rogu stoi tylko stół na którym leżą puste butelki od wody z automatu, obok kilka rozkładanych krzeseł i kanapa.
- Wow, składzik? Nie ma tu kamer? - patrzę na niego podejrzliwie.
- Upewniłem się, nie ma tu nic co mogłoby nam przerwać - zamyka drzwi na klucz od środka i odwracając się praktycznie od razu przyciąga mnie do siebie i namiętnie całuje. Zapiera mi dech w piersiach, jednak nie tracę głowy. Kiedy po chwili zostaję przyparta i delikatnie, ale stanowczo unieruchomiona przy ścianie, mam wrażenie że zaraz grunt się podemną zapadnie, nie dam rady i w końcu pozwolę, aby moje pożądanie wzięło górę. Otrząsam się, kiedy na podłogę z hałasem upadają butelki, które stały na stole i które Dom chyba zrzucił specjalnie, aby zrobić nam miejsce.
- Pogięło cię?! - ledwo udaje mi się wydyszeć te dwa słowa, a Dom uśmiecha się jakby nigdy nic.
- Nikt nas nawet nie usłyszy, tutaj wszystko jest dźwiękoodporne - znów wpija się w moje usta, łapie mnie za biodra, unosi i sadza na stole, a ja nie dając już rady, praktycznie zrywam z niego koszulkę i natychmiast próbuje rozpiąć jego spodnie. Kiedy schodzi pocałunkami na moją szyję, a jego ręce lądują pod moją koszulką na ramiączka, nie mogę już wytrzymać, ale wiem że muszę dojść do kluczowego momentu i wtedy przerwać. Jest tak cholernie dobry w te klocki, że jak w końcu dojdzie między nami do seksu, to chyba rozniesiemy wszystko co będzie w zasięgu nas. Spróbowałabym tego najchętniej w tej chwili, natychmiast, ale nie, teraz jeszcze nie, jeszcze jest za wcześnie. Musi jeszcze raz poczuć co to porażka, jestem okrutna, ale tylko w taki sposób go nauczę. Chwytam go za już całkiem twarde krocze, a jego oddech nagle zamiera.
- O kurwa - to jedyne co udaje mu się wydyszeć, a jego ciepły oddech owiewa moją szyję w miejscu, które jeszcze przed chwilą całował bez opamiętania.
- Teraz moja kolej - zeskakuje ze stołu i przypieram go do ściany. Widać że każdy mój dotyk doprowadza go do szaleństwa. Zaczynam całować jego szyję i powoli, nie spiesząc się schodzę pocałunkami na klatkę piersiową i brzuch. Słyszę pomruki zadowolenia i mimo wszystko, sama z trudem powstrzymuje się przed pociągnięciem tego dalej. Kiedy dochodzę do gumki jego majtek, zatrzymuje się nagle, szybko wstaje do pozycji stojącej i naciskam kolanem na jego krocze, aż z jego ust wymyka się cichy, stłumiony jęk.
- Nie, proszę Cię, tylko nie rób tego znowu, ja, ja nie wytrzymam - wydusza z siebie, a jego mina przy tym to coś na co czekałam, czekałam od samego poznania, mina pobitego szczeniaka, dziecka, które zostało skarcone za bycie niegrzecznym, chłopca któremu odebrało się jego zabawkę. Jestem w stanie się założyć że jestem pierwszą kobietą na świecie, która ma przed sobą, poddanego, skomlącego, proszącego, a nawet błagającego o więcej Dominica Howarda. Tylko ja jestem w stanie doprowadzić go do takiego stanu. Triumf jaki poczułam w środku, swojego rodzaju wygrana i duma o mało mnie nie rozsadziły.
- Nie wytrzymam tego znowu, tak bardzo chcę Cię mieć, chcę się z tobą pieprzyć gdzie popadnie, rano, wieczorem, w nocy, w dzień, jesteś jedyną, która ze mną tak pogrywa, doprowadzasz mnie do szału, nie mogę już tego znieść, czy ty to rozumiesz? - urywa, a ja uśmiecham się z triumfem, czekając na to co powie dalej - uwielbiam Cię, jesteś tak cholernie cudowna we wszystkim co robisz, kurwa, nie potrafię już tak, jesteś pierwszą, której tak łatwo ulegam, której chcę się poddać, proszę Cię cholera - mam wrażenie że do jego wpatrzonych głęboko w moje, oczu zaraz napłyną łzy, bo są szkliste i mają błagalny wyraz.
- Musisz być cierpliwy kochanie, o nagrodę trzeba walczyć, a ty jesteś już bardzo blisko wygranej - uśmiecham się przeciągle, naciskam mocniej na jego krocze, aby jeszcze raz usłyszeć jego rozkoszny jęk, jeszcze raz wpijam się w jego usta, wyjmując przy tym z kieszeni jego spodni klucze od drzwi i odrywam się od niego. Kiedy odkluczam drzwi i uchylam je, chcąc wyjść, Dominic zamyka mi je przed nosem i łapie od tyłu w pasie. Przyciąga mnie, tak że nasze ciała przylegają do siebie. Jego oddech na mojej szyi i duża wypukłość w spodniach, przylegająca w tej chwili szczelnie do moich pośladków, powodują że szaleje, jednak jestem silna, a przynajmniej staram się być.
- Widzę że reagujesz na mnie tak samo, nie jestem głupi. Diano, chcę Cię teraz, tutaj, na tej kanapie albo stole, najlepiej na obu. Proszę, nie rób mi tego po raz kolejny, na prawdę nie wytrzymam - znów obcałowywuje moją szyję, a ja z trudem odrywam się od niego i odwracam przodem. Praktycznie od razu zostaję przyparta do drzwi, a nasze usta łączą się w pocałunku. Po chwili moja koszulka ląduje gdzieś na drugim końcu pokoju.
- Dom wieczorem - dyszę ciężko, kiedy zjeżdża swoimi ustami i językiem co raz niżej, od szyi, przez dekolt, piersi i brzuch, zatrzymując się na chwilę przy pępku.
- Teraz, nie wytrzymam ani sekundy dłużej - wraca do odpinania moich obcisłych spodni. Jak dla mnie okej, ale nie mogę na to pozwolić teraz, muszę poczekać chociaż do wieczora. Popycham go z całej siły, tak że upada na podłogę i siadam mu na biodrach. Zbliżam swoją twarz jak najbliżej jego i tym razem chwytam go za przyrodzenie. Kiedy próbuje przewrócić mnie na plecy, przyduszam go jeszcze mocniej i wtedy mięknie. Znów robi się potulny, cały czas taki jest, ale teraz wraca do wcześniejszego stanu rzeczy, który pozwolił mi się upewnić że wygrałam.
- Wieczorem, zaraz po zdjęciach u Ciebie, jasne? - mówię z naciskiem - i pamiętaj że jesteś już bardzo blisko, ale to nie oznacza że osiągniesz swój cel - uśmiecham się na widok potulnego Doma. Widok ten sprawia mi nie opisaną przyjemność. Całuje go przeciągle i wstaje, zbieram swoje rzeczy i ogarniam się. Kiedy mam już wychodzić, Howard podnosi się do pozycji siedzącej.
- To co ja mam teraz zrobić? - pyta niczym pięciolatek, który nigdy nie był świadkiem swojego własnego wzwodu.
- No nie wiem, może zajmij się sam sobą - przewracam oczami z uśmiechem, poprawiając włosy - w końcu ktoś tam na górze zadbał o to żebyś umiał odpowiednio użyć rąk - puszczam mu oczko i wychodzę, jednak przed zamknięciem drzwi wtykam jeszcze głowę do środka i dodaję - tylko nie przesadź kochanie, chcę mieć z ciebie pożytek wieczorem.
- Co że niby jestem słaby? Ja? - odzywa się urażona męska duma.
- Skarbie, wiem że jesteś jak królik, dopiero skończysz, a już możesz zaczynać od nowa, ale wiesz co? - robię przy tym minę niczym myśliciel, a Dominic patrzy na mnie jak na najgorszego oprawcę - to jeszcze o niczym nie świadczy - uśmiecham się z trudem powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem, na widok jego miny i zamykam drzwi.

Jakąś godzinę później zajmuje swoje upatrzone miejsce obok kamerzysty i obserwuje jak Matt i Chris grają ujęcia na których nie widać Dominica. Mało nie wypluwam na siebie wody, kiedy nagle ktoś staje nademną i chwyta mnie za ramiona. Podnoszę wzrok do góry i widzę uśmiechniętego Doma. Tak na serio to ma minę jak seryjny zabójca, ale nie ważne. Przytykam palec do jego czoła i unoszę jego głowę do góry, tak aby nie czuć jego oddechu na szyi. Nie żebym nie chciała, ale mam dreszcze, a tak przy reszcie to raczej słabo by wypadło, gdybym się na niego zaraz rzuciła. Fakt jak trudno jest mi się opanować, po akcji w tym schowku czy cholera wie czym, nie pomaga mi za bardzo. Kiedy kończą nagrywać kolejne ujęcie, Dom w końcu siada przy perkusji, a przedtem dostaje siarczysty ochrzan od reżysera i agenta.
- Przepraszam, ale miałem ważną sprawę do załatwienia, serio, nie mogła czekać - kiedy te słowa padają z jego ust, a na jego twarzy wymalowane jest przejęcie, wybucham głośno śmiechem, aż wszyscy się na mnie patrzą. Dom przybiera minę jakby chciał mnie zabić, a Matt i Chris domyślając się mniej więcej o co chodzi, zaczynają się śmiać ze mną. Wszystko uspokaja się, kiedy Dom zdziela obu pałeczkami perkusyjnymi, a reżyser zagania ich do roboty. Praktycznie już do końca dnia siedzę na krześle albo przynoszę im wodę, a Dom wydaje się mocno urażony faktem że musiał sam zakończyć sprawę. Przejdzie mu, zawsze robił się taki osowiały, kiedy mu tak robiłam. Możliwe że jestem straszliwie okrutna wobec niego, czasami nawet mam z tego powodu wyrzuty, kiedy po takiej akcji patrzy na mnie jakbym zabiła mu matkę, ale cóż. Muszę go trochę nauczyć, żeby potem nie było. A co do wieczora, myślę że to była zbyt pochopna decyzja. Bardzo bym chciała, ale muszę to jeszcze przemyśleć. Fakt faktem, że Dom ukorzył się przede mną tak jak nigdy, myślę że już bardziej się nie ukorzy. Już teraz gdybym jeszcze trochę go pomęczyła, upadł by przede mną na kolana. Brawo Diano, chyba właśnie o to chodziło!


Cytaty: Three Days Grace - I Hate Everything About You, Muse - Hysteria.