wtorek, 5 marca 2013

Leave Out All The Rest Part 15.

Hej Wam Wszystkim! Na początku dziękuję Wam za wszystkie komentarze tutaj, na Twitterze i na Fb. Blogger w ostatnim czasie się trochę ogarnął i pozawalał mi przez zaledwie tydzień dodawać komentarze. Niestety tydzień dobroci Bloggera znów się skończył i znów nie mogę komentować, także standardowo odpowiadam na Twitterze :) Rozdział dodaje na szybko w przerwie pomiędzy nauką na klasówkę z matmy i rosyjskiego, także mogły mi się wkraść jakieś małe błędy za które z góry przepraszam. Mam nadzieję że Wam się spodoba, czekam na więcej komentarzy niż ostatnio i serdecznie pozdrawiam :) Cassandra ;p

P.S. O mały włos zapomniałabym O.o Mianowicie zaglądajcie czasami do rubryki Bohaterów, bo w każdej chwili mogą się tam pojawić nowi, których nawet się nie spodziewacie ;p

"Ściskając moje lekarstwo, szczelnie zamykam drzwi,
ponownie próbuję złapać oddech (...)"

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Na dworze jest coraz bardziej deszczowo, tak to się zdecydowanie nazywa Kalifornijski klimat. Ciepłe, suche lata i deszczowe zimy. Z resztą...po co mówię o pogodzie skoro mój kontakt ze światem w ostatnim czasie ogranicza się do minimum. Robie dzieciom śniadanie, ogarniam Je, ogarniam siebie, bawię się z Nimi, zawożę Otis'a na zajęcia dodatkowe, potem Go odbieram, w końcu...zawożę dzieci do Mike'a albo rodziców i znów Je odbieram. Pff...moje i tak już zmarnowane życie ostatnio ogranicza się tylko i wyłącznie do tak nikłego kontaktu ze światem zewnętrznym. Ja sama zamykam się w swoim własnym, osobistym świecie, mojej własnej poczwarce, pewnego rodzaju zbroi, która ma uchronić mnie przed całym złem tego świata, a już zwłaszcza przed Mike'iem i Mirandą. Tak, to Oni ostatnio są największymi intruzami w moim życiu. Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale tak już jest. Spotkałam się z Mirandą dwa razy, tak jak byłyśmy umówione. Miała przyjść do Naszego...o przepraszam, w tej chwili już mojego domu i lepiej poznać dzieci, mnie, ogarnąć to, co może być dla Niej trudne biorąc pod uwagę, że jest z dwanaście lat starszym rozwodnikiem posiadającym dwójkę dzieci. Było nawet miło, nie mogę powiedzieć że nie. Otis i Megan na prawdę Ją lubią. Ale co z tego? Co z tego, że Ją lubią, skoro każde spotkanie z Nią albo Michaelem sprawia mi tak ogromny ból? Nie odseparuje od Nich dzieci, przecież to logiczne, jedyne co jestem w stanie zrobić to ograniczyć swoje kontakty z Nimi do minimum. Minimum to jest przewożenie dzieci z miejsca na miejsce, byleby tylko miały kontakt z ojcem i Jego obecną dziewczyną. Kurwa...dziewczyna, jak to magicznie brzmi. Przypominam sobie rok 2000, kiedy to ja byłam dziewczyną Mike'a. Wtedy byłam tak zajebiście szczęśliwa, oboje byliśmy szczęśliwi z sukcesu Linkin Park. Wtedy to ja byłam z Nimi na każdej gali, to ja świętowałam zdobycie każdej nagrody, to ja byłam jedyną kobietą w Jego życiu nie pomijając oczywiście Jego matki. To do mnie zadzwonił zaraz po tym jak dowiedzieli się, że album robi furorę na rynku chociaż wydali go dopiero kilka tygodni temu. Jezu...no i po co ja to rozpamiętuję? Przecież to już nie wróci. Pff...po raz kolejny mam okazję do nabijania się z samej siebie. Robie to bez przerwy od około półtorej miesiąca. Wieczorem, kiedy dzieci już śpią siadam na kanapie albo w łóżku w mojej sypialni, otwieram butelkę whiskey, koniaku czy jakiegokolwiek mocnego trunku i zapijam wszelkie smutki. To właśnie jest ta moja poczwarka w którą wchodzę każdego wieczoru, upojona alkoholem do tego stopnia, że prawie nie widzę na oczy. Wchodzę w nią, owijam się nią szczelnie i zapominam o całym świecie, o troskach, smutkach, rozbitym małżeństwie, miłości...wszystkim. Rano oczywiście budzi mnie okropne wycie bezlitosnego budzika, a kac jest tak straszliwie nieznośny, że nie pozwala mi nawet myśleć racjonalnie. Co prawda kac z każdym dniem staje się coraz bardziej wytrzymały, a ja sama przyzwyczaiłam się już do tego ohydnego uczucia, jakbyś miał piasek w ustach i jakby ktoś wbijał Ci w głowę gwoździe. Ale wracając do tematu Świąt. Wczoraj zadzwoniła do mnie mama Mike'a z pytaniem czy wpadnę do Nich w tym roku na Wigilię. Moja reakcja była dość dziwna, w sumie to nie wiedziałam nawet co powiedzieć. Na początku zapytałam się czy będzie tam Mike i Miranda. Donna z radością odpowiedziała że tak. "W końcu poznamy tą wspaniałą dziewczynę" - odparła z dumą w głosie. "Mike mówił Nam że się lubicie? To dobrze, że znalazłyście wspólny język, to bardzo ważne" - powiedziała po krótkiej chwili namysłu. Gdyby nie fakt, że mam szacunek i lubię rodziców Mike'a to rzuciłabym wtedy słuchawką. Jednak tak nie postąpiłam. W zamian za to powiedziałam tylko: "Wiesz? Wpadnę do Was, ale nie obiecuję że w Wigilię. Moi rodzice chcieli abym też do Nich wpadła, także w razie czego przyjadę na drugi dzień" - udałam radość w głosie, Donna zawsze się na to łapała, przynajmniej u mnie, z Mike'iem było gorzej, zawsze potrafiła po Nim poznać że coś jest nie tak, dzięki temu dowiedziała się, że w Naszym małżeństwie nie jest już ok. Chwilę później moja nagła radość z wywinięcia się z rodzinnej wigilii Shinod już nie była tak duża. "Twoi rodzice nic Ci nie powiedzieli kochanie? Przecież urządzamy Wigilię razem. Wiesz, chcemy żeby rodzina, mimo iż już teoretycznie nie jest rodziną, trzymała się razem" - oznajmiła mi z ogromną radością w głosie matka Mike'a. Boże, dlaczego ja?! W tym momencie miałam ochotę wydrzeć się jak jakaś histeryczka w słuchawkę, po prostu powiedzieć tej kobiecie żeby spierdalała, odwaliła się ode mnie i tyle. Z resztą nabrałam ochoty żeby to samo powiedzieć moim rodzicom. Ale na szczęście opanowałam się i ze stoickim spokojem powiedziałam "Oczywiście że wpadnę" - po czym jak najszybciej odłożyłam słuchawkę. Zaraz po zakończeniu rozmowy żałowałam tego, że się zgodziłam. Tego dnia jak i dzisiaj nie miałam już kompletnie ochoty na nic. Jak dobrze, że jest sobota, mogę odpocząć, odstresować się, zapomnieć o wszystkim i wszystkich bez obaw o to, że rano nie wstanę po to by spełnić swoje codzienne obowiązki. Dzieci są u moich rodziców na weekend, tak więc nie mam się o co obawiać. Spoglądam w mój telefon, ostatnio nie przejmuję się nawet moimi przyjaciółmi czy znajomymi. Talinda, Beyonce i reszta dziewczyn dzwonią do mnie ciągle od kilku dni, ja na okrągło je spławiam. Usprawiedliwiam to, że nie mogę się z Nimi spotkać swoimi obowiązkami domowymi i nie tylko. Z resztą...mam to wszystko gdzieś. Teraz mają Mirandę. Mirandę wszyscy kochają z Mike'iem i LP na czele, tak więc niech się zajmą Nią. Odkładam telefon i idę do barku, zabieram butelkę koniaku, kieliszek, siadam wygodnie na kanapie po czym nalewam sobie jeden. W telewizji nie ma nic ciekawego, tak więc stwierdzam, że dobrym wyborem będzie włączenie jakiejś mało ambitnej komedii na DVD. Moje poczynania przerywa mi sygnał telefonu. W pierwszym momencie mam zamiar olać telefon i dalej robić swoje, jednak gdy zauważam że wyświetla się numer nieznany postanawiam odebrać.
- Tak?
- Dzień Dobry. Czy rozmawiam z Panią Anną Shinodą? Byłą żoną Pana Mike'a Shinody? - pyta mężczyzna dość wysokim głosem.
- Tak, nazywam się Anna Shinoda i Mike to mój były mąż. Czy mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Nie ważne z kim. Ważny jest cel i to, że się do Pani w ogóle dodzwoniłem.
- Jaki cel? W ogóle skąd Pan ma mój numer telefonu?
- Droga Pani Anno, jeśli oczywiście mogę się do Pani tak zwracać - mężczyzna w słuchawce jest miły i odnosi się z szacunkiem, jednak słychać, że dzwoni typowo w celu załatwienia jakiejś sprawy.
- Jeśli jest Pan jakimś paparazzi z tabloidu to przykro mi, ale nie mamy o czym rozmawiać... - zaczynam jednak On mi przerywa..
- Nie, nie jestem żadnym tanim paparazzi. W sumie, mogę powiedzieć że jestem Pani sprzymierzeńcem w pewnym sensie oczywiście.
- Jak to sprzymierzeńcem? W jakiej sprawie?
- To nie jest rozmowa na telefon. Proszę Panią o spotkanie, tyle że musi się ono odbyć w jakimś dyskretnym miejscu, gdzie będzie mało ludzi.
- Przepraszam, ale skąd mam wiedzieć kim Pan jest? Niby dlaczego miałabym się spotkać z człowiekiem, którego słyszę pierwszy raz w życiu a w dodatku nie wiem kim On jest?
- Jak już powiedziałem jestem Pani sprzymierzeńcem, a jeśli sprawy obiorą taki kierunek jaki ja chciałbym aby obrały, to sądzę, że szybko zostaniemy nawet przyjaciółmi. Potrzebuję tylko się z Panią spotkać aby przedstawić Pani pewien plan który jak sądzę bardzo się Pani spodoba.
- Dobrze. Skoro Pan tak sądzi to dobrze. Kiedy i gdzie mamy się spotkać?
- Najlepiej wieczorem, jutro, około 21. Niech Pani wyjdzie z domu i kieruje się w stronę centrum miasta. Będę na Panią czekał i w odpowiednim momencie dam się rozpoznać, abyśmy mogli porozmawiać. Pasuje Pani?
- Tak, pasuje...
- Tak więc do zobaczenia.

***

4 miesiące później - Marzec 2013.

Ze snu wyrywa mnie ostre pukanie do drzwi. Zrywam się jak oparzona i rozglądam w ciemnościach. Po chwili uspokajam się i spoglądam na spokojnie śpiącego obok mnie Mike'a. Wczoraj wróciliśmy z trasy po Australii i nic dziwnego, że Mike śpi jak małe dziecko. Patrząc na Jego spokojną minę od razu się uśmiecham. Podrywam się do góry po raz kolejny słysząc ostre, tnące bezlitośnie cisze nocną na kawałki pukanie do drzwi. Wstaje szybko spoglądając na zegarek, który wskazuje dokładnie godzinę 4:30. Kto to może być do jasnej cholery? Narzucam na siebie leżącą na fotelu koszule i szybkim aczkolwiek cichym krokiem zmierzam do drzwi. Gdy patrzę przez wizjer moim oczom ukazuje się postać znajoma, postać przyjaciela, której widok mnie nie dziwi. Otwieram drzwi i widzę trójkę roztrzęsionych przyjaciół.
- O co chodzi? Coś się stało? - głupie pytanie, musiało coś się stać!
- Musimy z Tobą pogadać - zaczyna nadal trzęsący się z nerwów Gabriel.

***

Budząc się szybko sięgam po telefon i dzwonie do mężczyzny, który być może w tej chwili ma mi do przekazania coś bardzo istotnego.
- Halo?!
- I jak poszło? Udało Ci się ich wystraszyć?
- Pff...proszę Cię. Trzęśli się ze strachu aż miło było patrzeć.
- Bardzo dobrze. Co robimy dalej?
- Plan już ustaliliśmy, trzeba go tylko dopracować i wdrążyć w życie.
- Ok, ale nie możemy się teraz spotkać żeby nie wzbudzać podejrzeń. Trzeba poczekać chociaż do jutra. Jedź do domu, zamknij się w pokoju i z nikim nie rozmawiaj, udawaj załamanego i w ogóle. Z resztą wiesz o co chodzi...
- Oczywiście Szefowo, oczywiście...

***

- Czekaj, co?! Powiedz jeszcze raz od początku, powoli - prosi dopiero co wybudzony ze snu Mike.
- No siedzieliśmy sobie wieczorem spokojnie w domu i nagle On zaczął walić do drzwi... - zaczyna w miarę już spokojnie Ann - Gabi poszedł otworzyć...
- Początkowo miałem obiekcje, ale mimo to otworzyłem bo w końcu kiedyś był naszym przyjacielem tak?
- No niby - kwituję.
- Wszedł, przywitał się z nami jakby nigdy nic się nie stało i stwierdził że powinniśmy sobie coś wyjaśnić i pogadać. Wiecie, zdziwiliśmy się ale stwierdziliśmy że może faktycznie chce coś poważnego - kończy Gabriel.
- Na początku gadał normalnie, w sumie o wszystkim i o niczym. Potem zaczął coś o Was no i... - kontynuuje Viki.
- Zaczął się drzeć, że Jego życie nie ma sensu i że powinniśmy mu pomóc jako starzy przyjaciele, że to wcale nie chodzi tylko o Ciebie, chodzi o cały świat...w końcu wyjął pistolet, przystawił sobie go do głowy i powiedział, że nie chce dalej żyć bo wszyscy łącznie z miłością jego życia mają go w dupie - mówi Gabi.
- Próbowaliśmy go uspokoić, ale się nie dało, zaczął się drzeć i po chwili wybiegł - kończy Ann.
- A tak w ogóle to nie chcieliśmy Wam tego mówić, ale od czasu kiedy przeprowadziłaś się do Mike'a dzieją się jakieś dziwne rzeczy... - mówi Viki - ostatnio na przykład wracałyśmy sobie z Ann z Uniwersytetu i ktoś nas śledził...
- Z resztą nie tylko dziewczyny ktoś śledził, mnie od kilku dni napastuje jakiś gość, a kiedy tylko spoglądam się w jego stronę, udaje, że idzie gdzie indziej czy coś takiego... - kwituje Gabi.
- To wszystko jest jakieś porąbane...Dominik chce się zabić przeze mnie? Wiedziałam, że padło mu na mózg, ale nie sądziłam że aż tak... - zaczynam.
- Wiecie co? To śledzenie i w ogóle. Może to jakiś spisek, a to z tym samobójstwem to tylko podpucha - rzuca Mike.
- Nie sądzę żeby był do tego zdolny - mówię, jednak zaraz przypominam sobie to wszystko co robił zaledwie 5 miesięcy temu...przypominam sobie słowa Ginny ostrzegającej nas przed swoim własnym bratem, którego z resztą kocha nad życie.
- Boże, sama już nie wiem...
- Pamiętasz co mówiła Ginny, owszem może kiedyś nie był do tego zdolny, ale teraz nie wiadomo co mu odwali... - wspomina Mike.
- Wiem, wiem... - mówię beznamiętnie, patrząc w jasną, kremową ścianę przede mną. I nagle wpada mi do głowy coś szalonego, kompletnie nie umiem wytłumaczyć o co mi chodzi, ale przecież zawsze kiedy spotykam Annę mam takie dziwne, niepokojące uczucie, zupełnie jakby zaraz miała wyjąć z kieszeni nóż i wbić mi go prosto w serce. Rozmyślam chwilę nad opcją połączenia sił przez Annę i Dominika, jednak po chwili stwierdzam, że moje myśli są zupełnie bezsensowne. Niby jak mieliby to zrobić? Skąd Dominik zdobyłby namiary na Annę, hę? Sama nie wiem, z tego zamieszania zaczynam już wymyślać bezsensowne i bezpodstawne scenariusze.

***

"Takie piękne kłamstwo, by w nie uwierzyć.
Takie piękne, piękne kłamstwo tworzy mnie."


Miesiąc później.

- Hmm...siedem prób samobójczych w czasie miesiąca, psychotropy z nieznanego źródła, alkohol, broń, niezidentyfikowane i dotąd niespotykane ataki agresji i skrajnego załamania, a do tego ten pamiętnik... - podsumowuje lekarz - to objawy poważnej choroby, sądzę, że państwa syn powinien udać się na natychmiastowe leczenie psychiatryczne - słysząc te słowa mama zaczyna ryczeć, a jedyne co potrafi zrobić mój ojciec i rodzeństwo to spoglądać się tępo w moje akta lekarskie leżące na biurku w gabinecie. Taka właśnie jest moja popierdolona rodzina, zero pomocy, zero praktycznego, przydatnego w życiu myślenia. Pff...potrafią tylko się załamywać, płakać i patrzeć jak półgłówki w ścianę w oczekiwaniu na cud.
- Poddam się leczeniu dobrowolnie - zaczynam - nie chce nikogo widywać, rodziny, znajomych nikogo, tylko samotność mi pomoże - kwituje. Pomyśleć co zrobiłaby reszta gdyby wiedziała, że cała ta choroba psychiczna jest jednym wielkim teatrzykiem, że lekarz, personel i cały szpital są przekupione grubą sumą pieniędzy, a wszystko to jest tylko zalążkiem planu, który jest zemstą idealną. Pewnie Ginny i Ronald od razu polecieliby i sprzedaliby całą tą "straszliwą" historię Mirandzie i całej tej idealnej reszcie. To wszystko jest tak zabawne, że aż musze się powstrzymywać żeby nie wybuchnąć śmiechem. Te ich poważne, wręcz grobowe miny, lekarz który dobrze wie, że chrzani największe głupoty jakie chrzanił w życiu. Ale musze zachować powagę dla dobra planu. Na koniec wielkiego przedstawienia do gabinetu wchodzą dwaj pielęgniarze, matka chce mnie przytulić jednak ja odsuwam się bez głębszego żalu i pozwalam im wszystkim odejść bez cienia mojej uwagi.
- No, no...widzę, że moja koleżanka wie z kim ma do czynienia, byłbyś świetnym aktorem - chwali mnie lekarz przybijając piątkę.
- Oczywiście, że wie z kim ma do czynienia, bez tego nie byłoby planu idealnego... - kwituję.

***

- Co?! Że niby On jest chory psychicznie?! - pytam z niedowierzaniem Conor'a, który sam najwyraźniej jeszcze nie wyszedł ze zdziwienia.
- Tak mi powiedziała Ginny, stwierdziła, że musi powiedzieć to Wam, ale na razie nie może się na to zebrać i w ogóle - wyjaśnia dokładnie Conor.
- W sumie nic dziwnego że trafił do psychiatryka - mówi Gabriel beznamiętnie - w końcu siedem prób samobójczych i branie psychotropów dla psycholi nie jest objawem normalności, prawda?
- Niby tak, ale obojętnie co by nie mówić to nikt chyba się nie spodziewał, że sprawa Dominika się tak obróci... - nie dowierza Ann.
- Właśnie...przecież nigdy nie był słaby psychicznie ani nic z tych rzeczy? - pyta Viki.
- Szczerze? Sama nie wiem. On czasami był mocniejszy niż nie jeden człowiek, potrafił przetrwać rzeczy których nie przetrwaliby najsilniejsi. Znowu nie raz zdarzało się że miewał załamania... - zastanawiam się głośno.
- Hmm...może On po prostu udawał silnego przed wszystkimi po to żeby nie pokazywać tego jaki jest na prawdę, wiecie jaki potrafi być słaby i niestabilny - poddaje Mike.
- Możliwe - kwituje Conor, którego mina wyraźnie nie jest zbyt usatysfakcjonowana obecnością Mike'a. Nie wiem o co mu chodzi, niby nigdy nic nie miał do Linkin Park, sam jest fanem podobnej muzyki, ale kiedy tylko zobaczył Mike'a, jeszcze przed tym jak się poznali mina mu zrzedła jakby co najmniej oberwał czymś z całej siły w brzuch - w każdym razie Dominik powiedział, że tylko samotność może mu pomóc i w szpitalu stwierdził, że nikt nie ma prawa do Niego wchodzić, począwszy od rodziny, a kończąc na znajomych - kończy Conor zarazem opierając głowę o ścianę.
- Może na prawdę mu odwaliło do tego stopnia...ale nawet jeśli, to chyba głównym powodem nie jesteś ty? - pyta mnie niepewnie Viki.
- Nie mam pojęcia...zupełnie serio, nie mam na ten temat najmniejszego pojęcia...
- Niestety sądząc po tym co Wszyscy mówiliście, co mówiła Ginny i w ogóle to różnie może być. W końcu zaczął zachowywać się jak szaleniec dopiero kiedy Miranda z nim zerwała - mówi Mike, a ja znów mam wrażenie jakby Conor chciał powiedzieć mu coś chamskiego, jakby Go nie lubił, a hamuje się tylko dlatego, że wie że z Nim jestem i że reszta towarzystwa Go lubi.
- No właśnie - przyznaje racje Ann, a cała reszta tylko przytakuje.
Po jakimś czasie ja i Mike zbieramy się i wracamy do domu. Cały czas myślę o tym co mówił Conor. Dominik w szpitalu psychiatrycznym? To wszystko jest jakieś chore, pokręcone, sama już nie wiem co myśleć. W głowie krąży mi multum przeróżnych pytań, a każde ma choćby minimalny związek z tą sprawą. Czy Dominik byłby w stanie doprowadzić się do choroby psychicznej przeze mnie? Słysząc to pytanie czuję wyrzuty sumienia, sama nie wiem dlaczego ale mi go szkoda...Nie mam najmniejszego pojęcia czy w ogóle jest to możliwe, ale coś mi mówi że tak. To właśnie ten wewnętrzny głos mówiący mi, że to przeze mnie, powoduje wyrzuty sumienia. Mike widzi, że się denerwuje, że cały czas o tym myślę, że każda moja myśl krąży wokół tego tematu, więc próbuje mnie jakoś pocieszyć i rozweselić - jak zawsze z pozytywnym skutkiem. Nie umiem nie ulec temu uśmiechowi, męskiemu głosowi, ciepłym, otaczającym mnie uczuciem ramionom i Jemu. On jest moim szczęściem, jest jak promień słońca w ulewny wiosenny dzień, jak tęcza po burzy, jak lek znieczulający dla cierpiącego z bólu człowieka, jak narkotyk dla narkomana, w końcu On jest Wszystkim, tak, Wszystkim.

***

"Nie wiem co jest warte walki, ani dlaczego muszę krzyczeć.
Ale teraz mam pewien pomysł, by pokazać Ci co mam na myśli.
Nie wiem w jaki sposób stałem się taki, nigdy nie będe w porządku(...)"


- Cóż, chyba możemy wznieść już mały toast za pierwszy udany punkt naszego planu - zaczyna Dominik.
- Szczerze? Według mnie nie mamy jeszcze czego świętować - mówię z przekonaniem - będziemy mieli dopiero wtedy, kiedy na prawdę wszystko się powiedzie.
- Oj nie przesadzaj, jeden kieliszek szampana nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodził - przekonuje otwierając butelkę z bąbelkami.
- Już dobrze, ale nie ciesz się jeszcze zbytnio, sam wiesz, że z super układającego się planu nagle może wyjść jedna wielka ruina...
- Tak, tak, dobrze wiem że wszystko może paść, ale bez przesady. W końcu dwóch tak sprawnie i dobrze myślących ludzi jak my, no i plan doskonały nie mają prawa upaść - mówi podając mi kieliszek szampana - skoro nie chcesz jeszcze świętować to wypijmy za Nasz plan i za jego powodzenie - uśmiecha się przekonująco.
- Za to mogę wypić - uśmiecham się.
- Hmm...tak sobie myślę - zaczyna Dominik po wypiciu szampana - już dawno miałem się Ciebie o to zapytać, co taka dobra, piękna, mądra i zaradna kobieta widzi w kimś takim jak ten cały Shinoda, hę? - wymieniając moje zalety zmniejsza znacznie dystans między nami.
- Dlaczego pytasz? - o dziwo nie czuję się skrępowana.
- Wiesz, nie mam zamiaru Cię obrazić czy coś, ale po prostu zastanawiam się co Miranda może w kimś takim jak On widzieć i sądzę, że Ty chyba wiesz co widziałaś w Nim przez tyle lat...
- No niby. Wiesz, On jest po prostu taki, taki do rany przyłóż, rozumiesz o co mi chodzi?
- No tak, ale w jakim sensie? Wiesz, ja raczej nie miałem okazji poznać Go z tej "dobrej" strony - mówi z kpiącym uśmiechem.
- Trudno się dziwić skoro napadałeś na Niego i Mirandę jak jakiś psychol - teraz ja delikatnie sobie pokpiewam - On jest typem człowieka, który obojętnie co się dzieje - zawsze ma do tego podejście optymisty. Całe życie wierzy w to, że będzie dobrze, ale przy tym nie jest jakimś naiwniakiem. Do tego jest dobry, kochany, wrażliwy, uczynny, potrafi zadbać o kobietę i dać Jej najpiękniejsze chwile jakie tylko może przeżyć w życiu. Umie obronić ludzi których kocha i nie przebiera w środkach jak o to chodzi. Co prawda czasami działa pochopnie i myśli dopiero po tym jak coś zrobi, ale z wiekiem robi tak coraz rzadziej - uśmiecham się delikatnie.
- Dobrze, jak na razie mówisz o cechach Jego charakteru, coś poza tym?
- Wiesz, zależy co masz na myśli...
- Nie wiem, jest w Nim coś co może przyciągać kobietę oprócz charakteru i tego, że umie o nią zadbać? Nie wiem, jest jakiś wybitny w łóżku czy co? - wypytuje mój towarzysz z wyczuwalną pogardą.
- Szczerze? Jak chodzi o seks to jest najlepszym facetem jakiego miałam w życiu...wystarczy Ci taki zbiór informacji?
- Tak wystarczy.
- No to teraz Panie mądry powiedz mi co takiego można widzieć w Mirandzie?
- W Mirandzie mówisz? - widać po Nim, że nie lubi zbytnio wspominać na Jej temat - jest dobra, skromna, umie rozmawiać z facetem i postępować z Nim, jest wszechstronna...
- Wszechstronna?
- No umie być dla mężczyzny zarazem ukochaną, kochanką, przyjaciółką i kumpelą..
- Hmm..
- Jak chodzi o łóżko to nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jaka jest dobra...
- Wiesz, zastanawiam się...nie obraź się ale zawsze mówiłeś że Miranda Cię nie kochała i że była z Toba z litości..
- Wiem chcesz na pewno zapytać skąd to wszystko o Niej wiem skoro mnie nie kochała...wiem bo przez pewien czas starała się być dla mnie taka jakby mnie kochała, starała się pokazać mi, że walczy o to żeby mnie pokochać...
- Skoro tak dobrze o Niej mówisz to dlaczego teraz chcesz się na Niej mścić? Przecież ty nadal ją kochasz, widać to po Tobie...
- Tak myślisz? To w takim razie powiedz mi dlaczego Ty chcesz zemścić się na Mike'u?
- W sumie...ja nie do końca chce się mścić. Ja chce po prostu sprawić żeby Oni nie byli razem, chce żeby Mike wrócił do mnie i znów pokochał mnie tak jak kiedyś...
- Właśnie słyszałaś moją odpowiedź na to pytanie, tylko że ze swojej perspektywy.
- Tak, wiem - odpowiadam ze smutkiem.
- Wiesz co jeszcze każe mi się zemścić na Mirandzie? Fakt tego, że przez tyle czasu nie umiała mi dobitnie powiedzieć, że mnie nigdy nie pokocha. Zamiast próbować mogła od razu skazać nas na klęskę, ale Ona próbowała. Owszem, mówiła mi, że mnie nie kocha, ale...
- Prawda jest taka, że oboje nie do końca wiemy czego chcemy...kochamy ich, ale w sumie chcemy żeby byli nieszczęśliwi - stwierdzam po namyśle.
- No tak, ale chyba na tym w pewnym sensie polega zemsta, nie sądzisz?
- Można tak powiedzieć - zgadzam się.
- Więc nie możemy się łamać teraz kiedy już zaczęliśmy realizować nasz plan. Kiedy się coś zaczyna to trzeba to dokończyć.
- Tak - odpowiadam krótko - skończmy już o tym rozmawiać, ok? - chce jak najszybciej zakończyć temat.
- Dobrze. Może pomyślimy nad następnym krokiem?
- Następnym krokiem? Sądziłam że już wszystko obmyśliliśmy.
- Mówisz?
- No teraz robimy małą przerwę, odczekamy kilka tygodni żeby nie było podejrzeń i żeby ktoś nie wpadł na to, że ma to jakieś powiązania z tym że "trafiłeś" do psychiatryka, potem zaatakujemy, najpierw delikatnie, małymi kroczkami, potem przejdziemy do większych, a na końcu do największych - objaśniam wszystko z wielkim zaangażowaniem, jakbym po raz pierwszy tłumaczyła mu cały plan - w czasie przerwy ja spotkam się kilka razy dla niepoznaki z dziewczynami, z Mike'iem i z Nimi, a tym będziesz się ukrywał.
- Wiesz? Kiedy do Ciebie pierwszy raz dzwoniłem nie myślałem, że możesz być kobietą o tak idealnym wręcz umyśle - uśmiecha się pociągająco.
- Dziękuję Ci bardzo. Jak widać potrafię zaskakiwać - odpowiadam podobnym uśmiechem.
- A i jeszcze jedno...dzieci się nie wygadają, że z kimś się spotykasz?
- Nie, co ty. Dzieci nawet Cię nie widziały bo zawsze przychodzisz albo jak śpią, albo jak ich nie ma bo są u dziadków.
- No tak. Czyli wszystko jest idealnie zaplanowane - uśmiecha się z zadowoleniem.
- Oczywiście, że tak - odpowiadam z satysfakcją.

***

"Gdy Cię widzę, cały świat przestaje istnieć.
Gdy Cię nie ma, nie mogę przestać o Tobie myśleć."

Wraz z Mike'iem doszliśmy do wniosku ze nie ma się czym przejmować. Skoro Dominik trafił do szpitala i stwierdził że chce być samotny to Jego sprawa, a my nie mamy zamiaru się w to wtrącać, bo jedyne co może nam to dać to problemy. Dalsza, praktycznie już końcowa praca nad moją płytą, pisanie tekstów oraz trasa w planach zupełnie nas pochłania. Siedzę właśnie w studiu razem z chłopakami i zastanawiam się co zrobić z pewną linią melodyczną, kiedy dobiega do mnie wyrywający z zamyślenia dzwonek do drzwi studia.
- Brad rusz dupę! Masz najbliżej - mówi Joe po chwili ciszy.
- No już, już - wyraźnie poirytowany Brad wstaje i otwiera drzwi, a chwilę później pojawia się w nich Jared i Shannon Leto.
- O siema! - wita ich Chaz wstając, a kiedy reszta powtarza taką samą czynność, Shannon zaczyna:
- Przepraszamy Was, że tak wpadamy bez ostrzeżenia ale mamy do Was pytanko dotyczące trasy.
- No to mówcie w czym rzecz - nakłania Phoenix po zajęciu z powrotem swojego miejsca na kanapie.
- Organizujecie może w tym roku kolejną edycje Project Revolution? - pyta Shannon z zaciekawieniem.
- Hmm...w sumie nie zastanawialiśmy się nad tym, ale gdybyśmy chcieli to możemy zorganizować w każdej chwili - odpowiada Mike.
- Bo wiecie pomyśleliśmy z Jared'em, Tomo i naszym menadżerem że może zgodzilibyście się zorganizować wspólną trasę z nami - uśmiecha się starszy Leto - wiecie taka trasa ze stylu Project Revolution, organizowana przez Was, a do tego zaprosilibyście Nas, Mirandę oczywiście no i tam kogo byście jeszcze chcieli. Oczywiście to Wasza decyzja, my tylko podrzucamy pomysł bo tak sobie jakoś pomyśleliśmy - śmieje się Shannon.
- Wiecie, to nie jest zły pomysł - odpowiadam z zapałem, a reszta z wyjątkiem Mike'a i Chaz'a mi przytakuje.
- Właśnie, takie łączone trasy kilku zespołów naraz zawsze są ciekawe, nie tylko dla nas ale i dla fanów. Poza tym wypromujemy należycie Mirandę i jej debiut - tym razem z uśmiechem mówi Jared.
- Pomyślimy, pogadamy z Adam'em i wtedy wam powiemy co i jak, ok? - zaczyna Mike.
- Ok, nie ma sprawy - odpowiada z entuzjazmem Jared - wiecie w sumie wpadliśmy tylko na chwilę Wam to powiedzieć, także już się zbieramy.
- Zastanówcie się, pomyślcie i odpowiedzcie nam co i jak. Jeśli nie wypali to nic, przecież się nie obrazimy - puszcza oczko Shannon, po czym chłopaki żegnają się i wychodzą.
- Co o tym sądzicie? - pyta po chwili Rob z zaciekawieniem.
- Wiesz, fajnie by było gdyby kolejny Project Revolution wypalił. W końcu zawsze dobrze wspominamy każdą trasę z innymi zespołami, zwłaszcza takimi, które znamy - odpowiada Brad.
- Właśnie no, zwłaszcza, że po pierwsze - Projekt jest naszą trasą, a po drugie - Nasi dobrzy kumple z innych zespołów pomogą nam promować płytę Mirandy - uśmiecha się do mnie Phoenix.
- Sam nie wiem, musimy to obmyślić - mówi Chaz. Dziwi mnie Jego sceptyzm. Chaz zawsze jest taki super zapalony do każdej trasy, koncertów i w ogóle, to samo Mike, a tutaj nagle mieliby być na nie. Coś mi się tutaj nie podoba, muszę rozgryźć o co im chodzi. Nagle w głowie przewijają mi się slajdy z American Music Awards, reakcja Beyonce i Tal, to co mówiły w łazience, czego nie dokończyły bo Jennette nas poganiała...może to co miały na myśli ma jakiś wpływ na sceptyzm Chester'a i Mike'a. Nie wiem sama, znowu gdyby Tal i Beyonce powiedziały coś Chaz'owi i Mike'owi to przecież Mike by mi o tym powiedział. Może sam coś zauważył...trzeba to rozkminić.
Wieczorem próbuję delikatnie dopytać Mike'a o powód Jego niezbyt dobrej reakcji. Na początku oczywiście Mike - jak to On - nie chce mi powiedzieć i udaje że to nic, jednak z czasem się łamie.
- No bo, chodzi mi o to, że...
- Że?
- Lubię Marsów i nie mam nic do trasy z Nimi, ale chodzi mi o Ciebie - czyli jednak to może być to czego się spodziewałam.
- W sensie?
- Sama wiesz że z Jared'a to taki trochę babiarz...
- Mike, czy ty coś sugerujesz?
- Nie, pewnie, że nie, ale...chodzi mi o to, że widać po Nim że mu się spodobałaś, już na gali jak Cię poznał to było widać.
- Boże, Mike, przecież wiesz, że kocham tylko Ciebie!
- Ja też Ciebie bardzo kocham - odpowiada całując mnie - ale sama wiesz, że, no jestem zazdrosny no...
- Tak, wiem, że jesteś zazdrosny, tak samo jak ja jestem zazdrosna o Ciebie, ale nie masz się czym przejmować Mike, kocham tylko i wyłącznie Ciebie i choćby Jared próbował niewiadomo jakich sztuczek uwodzenia to mu nie wyjdzie, bo Ja i moje serce jesteśmy tylko Twoje - uśmiecham się, kiedy widzę promień uśmiechu na Jego twarzy.
- Czekaj, czekaj...możesz powtórzyć jeszcze raz to ostatnie?
- Ja i moje serce jesteśmy Twoje, rozumiesz? Twoje i tylko Twoje - powtarzam jeszcze raz ciągle się śmiejąc.
- Wiesz jak pięknie to brzmi, zwłaszcza z Twoich ust? - teraz to On się uśmiecha.
- Musiało pięknie brzmieć skoro tak Ci się podobało.
- Tak sobie myślę, że pojedziemy chyba w tą trasę z Marsami, ale będę Cię cały czas miał na oku - mówi całując mnie w czoło.
- Zawsze mnie masz na oku i zawsze sprawia mi to przyjemność, tak więc możesz na mnie patrzeć 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu.
- Powiem Ci, że nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaka jesteś wspaniała, bardzo Cię kocham - przytula mnie mocno.
- Ja Ciebie też - odpowiadam wtulając się.

Cytaty: Linkin Park - Breaking The Habit, 30 Seconds To Mars - Beautiful Lie, Kazik - L.O.V.E.