środa, 29 lipca 2015

Undisclosed Desires Part 4.

Witam was z nowym, czwartym już rozdziałem Undisclosed Desires. Jak zawsze mam nadzieję że będzie się podobać. Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam, Cassandra xx


"Don't waste your time or time will waste you."


Tej samej nocy. Punkt widzenia Dominica.

Kiedy meldujemy się w hotelu, Matt który do czasu dzisiejszych wydarzeń, koniecznie chciał iść się napić do jakiegoś baru czy restauracji, teraz niczym huragan rusza za nadal wściekłą Sophią i robi wszystko żeby się uspokoiła. Ona natomiast cały czas jest naburmuszona, praktycznie na mnie nie spogląda, Diana też. Obie idą tylko obok siebie i wyglądają jakby telepatycznie dawały sobie znać że chcą mnie zamordować w najbliższej możliwej dostępnej i dogodnej dla tego wydarzenia chwili. Czuje się przytłoczony, jednak nadal siedzi we mnie ta radość, to świetne uczucie, które ostatni raz czułem w liceum. To jakby uczucie, które daje Ci znać że jesteś komuś potrzebny, że ten ktoś coś do Ciebie czuje i ty czujesz to samo. Cały czas obserwuje Dianę, jednak jej wzrok, kiedy tylko zauważa moje spojrzenie jest ostry i przepełniony pogardą. Staje obok niej, kiedy rozmawia z recepcjonistką hotelu.
- Pani Diana Edwards? - upewnia się, spoglądając w ekran komputera - Pan Jacob Beck zameldował się już w dwuosobowym apartamencie i kazał Pani przekazać że zabrał tam Pani bagaże - młoda brunetka z pełnym profesjonalizmem i aparycją, przekazuje informacje Dianie i spogląda błyszczącym, pożądliwym wzrokiem w moją stronę. Opanowuje się trochę, kiedy zauważa moją minę, jednak nadal widać po niej że wystarczyłoby kilka moich sztuczek i mam ją dzisiaj w swoim łóżku. Sęk w tym że nie chcę jej, nie chcę żadnej innej, tylko Dianę. W tej chwili na mojej twarzy zdecydowanie muszą malować się wszystkie emocje jakie czuje, chwilowo nic nie ukrywam. Pod wpływem dzisiejszych wydarzeń po koncercie, nie jestem chyba nawet w stanie czegokolwiek ukryć. Jestem cholernie zazdrosny o tego całego Jacoba, Jake'a...cholera jasna go wie jak on się nazywa, ale zdecydowanie mam ochotę gościowi coś zrobić. Diana spogląda na mnie, a kiedy tylko zauważa cień zazdrości, robi tą swoją pogardliwą i dobrze mi znaną minę, tą którą robiła zawsze wtedy kiedy chciała się nade mną poznęcać, chciała mi pokazać że idzie z innym do łóżka i że nie mam nic do tego, nic nie mogę z tym zrobić. Bierze od recepcjonistki kartę i wymijając mnie, szybkim krokiem rusza do windy. Nie wiedząc co mam robić, stoję jak wryty i spoglądam tylko na nią przez ramię. Przed oczami przechodzą mi wszystkie możliwe obrazy, tego co Diana może robić dzisiaj w nocy z tym palantem, a moja bezradność jest tak szeroko pojęta, że aż czuje ucisk w klatce piersiowej. W końcu biorę się w garść, a do mojej głowy wpada znakomity pomysł. Spoglądam z lekkim uśmiechem na czarnowłosą recepcjonistkę, a ona to odwzajemnia. Nie wiem jeszcze dokładnie co zrobię, ale na pewno nie pozwolę na to żeby dzisiejszej nocy Diana była z nim. Na razie wiem tylko tyle, że napalona Pani z recepcji jest kluczem do mojego planu.


Punkt widzenia Diany.

Wchodzę do pokoju hotelowego i trzaskam drzwiami zdecydowanie za mocno. Siedzący w szlafroku na łóżku Jake od razu to wyłapuje i podnosi wzrok z nad ekranu telefonu.
- Nawet nie pytaj, błagam - odpowiadam na jego bezgłośne zapytanie, widząc jego podejrzliwą minę - muszę się napić, to po pierwsze - podchodzę do barku, chwilę przypatruje się butelkom z przeróżnymi trunkami i wybieram Martini.
- Dominic? - Jake obejmuje mnie w pasie i pyta bez specjalnych przemyśleń.
- Od razu wiedziałam że się skapniesz - odpowiadam, biorąc łyk alkoholu.
- Co tym razem zrobił? - siada na barowym krześle obok mnie.
- Błagam Cię Jake, nie mam siły o tym rozmawiać, zwłaszcza teraz - urywam z ulgą, kiedy brunet zaczyna delikatnie masować moje zesztywniałe plecy.
- To na co masz ochotę wobec tego? - pyta męskim, zdecydowanym głosem.
- Na kąpiel i seks - uśmiecham się pod nosem.
- Czemu mnie to nie dziwi - w jego głosie słychać rozbawienie, które powoduje że ja sama uśmiecham się po raz pierwszy w ciągu ostatniej doby.
- Dobrze że mamy cholerne dwa dni wolnego, wyjdziemy gdzieś się rozerwać i w ogóle, bo jakbym miała jutro znowu patrzeć na jego pieprzoną twarz, to nie wiem czy wytrzymałabym nie dokonując mordu - urywam, czując lekki ból w plecach, który po chwili mija. Trzeba przyznać że mieć partnera seksualnego, który pracował jako masażysta to istne błogosławieństwo.
- Co on takiego dzisiaj odwalił że jesteś taka wściekła?
- Na prawdę, zbyt dużo gadaniny Jake, nie mam na to ochoty ani siły, zbyt wiele mnie to kosztuje - wypijam do końca zawartość kieliszka i odstawiając go na blat, zdejmuje marynarkę.
- Rozumiem że najpierw kąpiel, potem całonocny seks - w brązowych oczach widać błysk.
- Oczywiście - odpowiadam, niby to zmanierowanym głosem i pozbywając się po kolei ubrań, zmierzam do łazienki.


"The time has come to make things right."


Punkt widzenia Dominica.

Praktycznie wdzieram się do pokoju Matta w naszym apartamencie, a kiedy zauważam jego nieobecność, szybkim krokiem zmierzam do pokoju Chrisa.
- Chris! Potrzebuje waszej pomocy, pilnie! - urywam z przejęciem, na co Wolsteholme patrzy na mnie z dziwną miną.
- O co chodzi? - pyta zdezorientowany.
- Jak nie wiadomo o co chodzi Domowi, to zawsze chodzi o Dianę - Matt krzyczy mi za plecami i powoduje że prawie mam zawał.
- Opanuj się kurde - patrzę na niego zdezorientowany i wkurzony.
- No taka prawda no - śmieje się pod nosem.
- Słuchajcie, mówię serio - wpuszczam Matta do pokoju Chrisa, zamykam drzwi i siadam na fotelu - ja po prostu wiem co oni tam będą dzisiaj robić, a kurwa nie mam jak się tam dostać i to przerwać - urywam z przejęciem - Diana jest na prawdę na mnie wściekła i jeśli nie dostanę się tam siłą albo jakoś, to nie mam co liczyć na dostanie się w ogóle, na porozmawianie z nią to już tym bardziej.
- Dobra, wiadomo że chodzi Ci o to żeby Diana nie była w nocy z Jake'iem, ale no Dom, co ty niby chcesz zrobić? - pyta Chris z zastanowieniem.
- Chris ja nie mam kurwa zielonego pojęcia, ale dostanę się tam chociażby przez wentylacje, żeby tylko go wywalić z tamtąd i nie dopuścić do niczego - odpowiadam nerwowo.
- No ale czy ty rozumiesz że nie masz nawet jak i co zrobić, co? Będziesz skakał i przechodził po balkonach o 3 nad ranem, po to żeby się do niej dostać? Stary, jeszcze wypadniesz i dopiero będzie kicha - Matt próbuje mi tłumaczyć, jednak ja go nie słucham.
- Poza tym Diana tyle czasu sypiała i sypia z innymi, a ty teraz nagle pod wpływem tego że się obudziłeś i dotarło do Ciebie to co powinno dotrzeć dawno, chcesz jej powiedzieć "no sory, ale masz być moja, nikt inny nie może Cię tknąć" halo Dom! No to się mija z celem chyba trochę, bo ona i tak Cię nie posłucha - dopowiada Matt, a ja doznaję olśnienia.
- Jak będzie taka konieczność to przypnę ją do siebie kajdankami, byleby tylko nie spała z żadnym innym, ok? Już kiedyś jej mówiłem że jest moja i mimo że to lekceważyła i że się rozstaliśmy - w tym momencie robię w powietrzu cudzysłów palcami - nadal to obowiązuje, bo nadal jestem dla niej tym jedynym, rozumiecie? - odpowiadam z niewiarygodną wręcz irytacją, po czym wstaję szybko i wychodzę z pokoju. Mimo cholernej zazdrości, która przemawia przeze mnie z każdej możliwej strony, myślę trzeźwo i dzięki Matthew, wpadam na genialny pomysł. Matt i Chris nie za bardzo wiedzą co robię, a ja oświecony idę na balkon w salonie apartamentu. Wychodzę i rozglądając się zauważam że przejście z naszego balkonu na ten obok, nie będzie trudne z racji szerokiej ramy przymocowanej do ściany, która biegnie pod każdym balkonem i po której spokojnie można przejść, bez specjalnego przejmowania się tym że się spadnie. Matt i Chris po chwili też wchodzą na balkon i patrzą na mnie jak na kompletnego debila.
- Kurwa, żałuje że mówiłem o tych balkonach, przecież jemu odwaliło do reszty - Matt śmieje się pod nosem z dziwnym grymasem na twarzy - czy ty nie możesz tego załatwić jak cywilizowany człowiek Dominic? - Matt patrzy na mnie, teraz już jego twarz staję się poważna.
- I co niby mam znowu pozwolić na to żeby ona tam się z nim pieprzyła, a ja będę o tym myśleć całą noc i się wkurwiać?! No chyba nie Matt - urywam i spoglądam na ramę z zastanowieniem - ten balkon jest od ich apartamentu - wskazuje na balkon obok naszego, a Chris i Matt patrzą ze zdziwieniem.
- A czy przypadkiem oni nie brali apartamentu po drugiej stronie - Chris pyta ze zdziwieniem, a ja uśmiecham się z zadowoleniem.
- Owszem, mieli mieć apartament po drugiej stronie od nas, ale załatwiłem to z recepcjonistką na swój sposób i wyszło tak że mamy apartamenty obok siebie - szczerze się, bo dawno nie czułem już takiego zadowolenia z siebie, a Matt patrzy na mnie jakby chciał mnie zabić.
- To dlatego debilu czekaliśmy tyle w tej recepcji, bo jakaś zamiana to tamto, oh. Wszystko zaplanowałeś przecież - Matt lamentuje.
- Nie wszystko, zaplanowałem tylko to, bo chciałem dzisiaj wykorzystać pewną sprzyjającą mi sytuacje i gdyby nie ta kłótnia z Dianą, to myślę że Jake o tej porze już dawno byłby wywalony z jej apartamentu, a ja załatwiałbym i układał sprawy z nią, tak jak najlepiej umiem, ale no sory stary, nie wyszło, więc teraz muszę tam zapieprzać po tych balkonach, ok - kończę swój wywód, a Matt obrzuca mnie tym swoim dziwnym spojrzeniem.
- A czy Pani recepcjonistka nie mogłaby zupełnym przypadkiem dać Ci zapasowej karty do drzwi ich apartamentu? Byłoby z głowy i bez niebezpieczeństw - Chris patrzy na mnie wymownie i unosi ręce do góry w geście bezradności.
- Nie, nie mogłaby bo chyba jest lekko wkurzona - robię minę dającą im to do zrozumienia.
- Coś ty zrobił? - pyta Chris jeszcze bardziej bezradnie, niż przedtem.
- Ekhem, powiedzmy że trochę za dużo sobie wyobraziła, kiedy zacząłem z nią flirtować i obraziła się, kiedy powiedziałem że z seksu nici, bo jestem zajęty - spoglądam na niego i staram się zrobić jak najbardziej przekonującą minę, kiedy oni obydwaj zszokowani wytrzeszczają oczy.
 - Jesteś zjebany, serio - po chwili, Matt zaczyna się śmiać pod nosem - ty chory pojebie - mówiąc to zanosi się głośnym śmiechem, a Chris i ja patrzymy na niego jak na ostatniego debila - a ja myślałem że to mi odwaliło jak się zakochałem - dopowiada, po czym dalej się śmieje, aż w końcu Chris i ja zaczynamy się śmiać z jego idiotycznej miny.
- Aż boję się zapytać coś ty jej naobiecywał że się tak śmiertelnie na Ciebie obraziła - mówi Chris, kiedy już trochę się uspokajamy.
- Stary, wierzysz mi czy nie, ale nic takiego - spoglądam na niego z przekonaniem - wystarczyło chwilę poflirtować i była moja, ale nie mam zamiaru jej pieprzyć - kiedy mówię to ostatnie, oboje patrzą na mnie jak na gościa, który kompletnie stracił rozum - w tej chwili Diana się liczy, rozumiecie?
- Jesteś pewien że jesteś zdrowy na umyśle Dom, normalnie byś...
- Normalnie bym teraz był z nią w swoim pokoju, ale nie jestem, bo kurwa Diana - przerywam Chrisowi ze znudzeniem - pomożecie mi w końcu, czy będziemy tu stać i pierdzielić o mało istotnych w tej chwili rzeczach? - pytam z irytacją, a oni oboje spoglądają na przemian na mnie i na siebie, w pełni zszokowani i jakby wyjęci z życia.
- Ja rozumiem że was zatkało, ale no... - urywam i nerwowo wciągam powietrze w płuca - ludzie się zmieniają pod wpływem pewnych wydarzeń, tak? A teraz czy możecie mi kurwa pomóc?! - podnoszę głos, a do nich w końcu dociera co powiedziałem.
- Stary, chyba serio musimy mu pomóc, skoro to wszystko wywarło na nim aż takie wrażenie i tak poskutkowało - Chris patrzy się wymownie na Matta, a ja kręcę głową i uśmiecham się bezgłośnie, przechodząc przez barierkę. Kiedy praktycznie stoję już na ramie pod balkonem, nagle słychać głośne i ostre pukanie do drzwi. Matt idzie szybko je otworzyć.
- Dom, jakaś inna laska z recepcji do Ciebie, mówi że to pilne i że ma coś dla Ciebie - Matt wraca na balkon i mówiąc to robi minę, dającą do zrozumienia że ta też się chyba napaliła. Szybko dostaję się z powrotem za barierkę i zmierzam do drzwi w których czeka młoda, w miarę ładna, farbowana blondynka w czarnej sukience. Nie widziałem jej przed tem, dlatego spoglądam na nią z lekkim zdziwieniem, jednak wychodzę przed drzwi i zamykam je za sobą.
- Obiło mi się o uszy że chciał Pan kartę zapasową do apartamentu obok? - pyta z lekkim uśmiechem i ścisza głos mówiąc o apartamencie, a ja od razu zauważam co ma na myśli.
- Tak, ale...
- Ależ proszę - podaje mi ją do ręki - tylko nikomu ani słowa i oczywiście nie ma nic za darmo - puszcza mi oczko - mogę stracić pracę, ale jeśli dobrze Pan mi to wynagrodzi to myślę że przy odrobinie szczęścia nikt się nie dowie - mówiąc to praktycznie, rozbiera mnie wzrokiem, a ja uśmiecham się lekko z zadowoleniem.
- Wynagrodzę - odpowiadam, kiedy ona cały czas mnie kokietuje - jesteś jutro na zmianie - urywam i spoglądam na jej tabliczkę - Victorio?
- Jestem na zmianie, wieczorem - uśmiecha się - do zobaczenia - puszcza mi oczko i odchodzi z uśmiechem, a ja zastanawiam się jak ja jej to niby mam wynagrodzić, unikając seksu, no ale ok. Jakoś dam radę, zawsze dawałem, teraz też dam.


***


"You trick your lovers that you're wicked and divine. 
You may be a sinner, but your innocence is mine."


Październik 2000 roku - gdzieś w Japonii, pod wpływem grzybków halucynogennych, otwartych japońskich dziewczyn, ogromnej zazdrości i pożądania.

Punkt widzenia Diany.

Jestem bliska orgazmu, kiedy nagle staje się coś co doprowadza mnie do wściekłości. Nie chodzi tylko o nagłe przerwanie mojej rozkoszy, ale też o to kto to robi i w jaki sposób. Wracam do pozycji siedzącej, nie zwracając uwagi na resztę dziewczyn, która jest tak zszokowana i chyba nawet wystraszona, zaistniałą sytuacją że praktycznie przerywa wszystkie dotychczas wykonywane seksualne czynności i wpatruje się tylko w naszą trójkę. Matt leży na podłodze i trzyma się za twarz, a Dom stoi obok mnie i patrzy na nas oboje z wyrazem twarzy godnym męża, który przyłapał na gorącym uczynku żonę z kochankiem we własnym łóżku. Staję na równe nogi i odpycham go od siebie z całej siły. Nie zważając na nic, podnoszę Matthew z podłogi, po czym chwytam ich oboje za ramiona i zaciągam do toalety. Prawie wrzucam ich do tego pomieszczenia, zbieram szybko jakiekolwiek ich ciuchy, bo wiem że nie będę mogła się skupić na poważnym opierdoleniu obu jak będą nago. Pierwsze co wpada mi w ręce to majtki, więc nie zbieram już nic więcej, to wystarczy.
- Tylko się tu debile nie pozabijajcie przez tą chwilę, aż zrobię porządek! - policzkuje ich obu równocześnie z niewyobrażalnym wręcz wkurwieniem, przed tem rzucając im pod nogi bieliznę i zamykając za sobą drzwi z wielkim impetem. Odwracam się i szukam wzrokiem czegokolwiek co moje. Nie zauważam nic, więc sięgam po zbyt dużą koszulkę Dominica i wrzucam ją na siebie zdecydowanym ruchem.
- Przepraszam was dziewczęta, ale to niestety przykry koniec - zaczynam - nie chciałam żeby to się tak skończyło, ale no zdarza się, żałuję, ale to wszystko wina tych dwóch zjebanych samców alfa - mówię zdecydowanym, aczkolwiek miłym tonem, a przy ostatnich słowach nabieram powietrza na samą myśl o tym co zaszło. Spodziewałam się wszystkiego po Domie, ale na pewno nie tego co zrobił. Pojebało mu się w tej głowie do końca od grzybków i nadmiaru ruchania.
- Błagam was dziewczęta zwijajcie się, bo zaraz ich tam pozabijam - staram się uspokoić i wychodzi mi to bardzo dobrze jak na tą chwilę. Dziewczyny chyba rozumiejąc o co chodzi i nie mając mi tego za bardzo za złe, zaczynają zwijać swoje ubrania i doprowadzać się do porządku. Idzie im to w miarę szybko, praktycznie po chwili już ich nie ma. Jak to w tym kraju, posłuszne, nawet jeśli któraś nie zgadzałaby się ze mną i miała coś przeciwko to pewnie i tak nic by nie powiedziała z szacunku. Za to lubię tych ludzi. Zamykam drzwi za nimi i cofam się do tych dwóch idiotów. Staję przed drzwiami do łazienki, nabieram powietrze w płuca i wchodzę do środka. Widzę ich obu ubranych w majtki, które im wrzuciłam. Matt ślęczy przy umywalce i tamuje krew, która leci mu z nosa, a Dom siedzi na wannie ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Możesz mi kurwa powiedzieć co to było Dom?! - podnoszę głos, jednak mimo wszystko staram się być opanowana.
- A co to było?! - odpowiada pytaniem na pytanie i patrzy mi w oczy ze złością.
- Myślę stary że to był seks - odpowiada Matt i również nie jest przy tym spokojny.
- No właśnie Dom, to był kurwa seks, wszyscy go uprawialiśmy wiesz?! - przyznaję Mattowi rację - a ty nagle nie wiadomo dlaczego uderzyłeś Matta, co to kurwa jest?!
- Wszyscy, ale to byliście kurwa wy, ty i Matt! - mówiąc to Dom obrzuca nas oboje tym samym wzrokiem, godnym zdradzonego męża, którym obdarzał nas w pokoju - moja kobieta i mój przyjaciel, kurwa!
- Tobie już te magiczne grzyby przeżarły chyba mózg, bo ja nie wiem co ty odpierdalasz, jaka twoja kobieta ?!- odgryzam się.
- Co ja odpierdalam?! Ty mi się pytasz co ja odpierdalam?! A co wy odpierdalacie?! - Dom wstaje i z powrotem staje się coraz bardziej wściekły - ja rozumiem jakieś wloty po pijaku czy coś, ale są granice których się nie przekracza, zwłaszcza jeśli się jest pierdolonymi przyjaciółmi tak?! - patrzy mi prosto w oczy i wyrzuca z siebie wszystko co ma na myśli, a ja zupełnie szczerze mam ochotę mu przywalić w głupi ryj. Niech nazwie mnie jeszcze dziwką, a pożałuje.
- Odezwał się ekspert od przekraczania wszelkich granic! - wybucham.
- Sory stary, ale raczej kurwa nie bierzesz swojej przyjaciółki na pieska, to raczej kurwa nie jest normalne, tak samo jak nie jest normalne że oboje prawie dochodzicie - Dom dokańcza, kiedy Matt prostuje się z nad umywalki i mimo narkotycznego zamroczenia, patrzy na niego jak na ostatniego debila, z resztą tak samo jak i ja. Jakby to nagle była jego pieprzona sprawa, kto mnie bierze, oprócz niego i w jakiej pozycji.
- Weź idź się zbadaj czy masz równo pod sufitem, bo wygląda na to że nie - zanoszę się złośliwym śmiechem - cholera jasna orgia, czaisz w ogóle że to była orgia, człowieku was dwóch i osiem dziewczyn, raczej kurwa trudno żebym dała się pieprzyć tylko tobie idioto! - krzyczę na niego nie wytrzymując ze złości, która zaczyna mną kierować i przejmować nade mną panowanie - ogólnie trudno żebym nagle dawała się pieprzyć tylko tobie, skoro i ty i ja oboje pieprzymy na potęgę, co idzie, kogo idzie, jak idzie, gdzie idzie! - kończę, akcentując wszystko gestami, które wynikają z mojej wściekłości - podpisałeś za mnie akt własności że się kurwa rządzisz?! Co ty sobie do chuja wyobrażasz?! Ja twoją kobietą?! Pf, błagam Cię!
- Słuchajcie! - Matt podnosi głos i nam przerywa - to jest jak na razie sprawa między wami, ja się nie mieszam, najpierw załatwcie co macie w cztery oczy, bo ja mogę się w to mieszać dopiero jak wy się oboje ogarniecie i dogadacie - swoimi słowami przecina gęstniejącą pomiędzy mną, a Dominiciem atmosferę i wychodzi, zostawiając nas samych. Ma rację, Dominic wyżył się na nim za coś co tak na prawdę nie jest jego winą. Wszystko w tej sytuacji jest winą jego pierdolonej, cholera wie z czego wynikającej zazdrości i jakiegoś nieporozumienia w naszych relacjach, nieporozumienia ze strony Doma, nie mojej. On po prostu za dużo sobie wyobraża, zaraz będzie chciał mnie uwiązać i zniewolić, chyba mu się w dupie do reszty poprzewracało.
- Zachowujesz się jakby Ci nagle zaczęło zależeć! - wykrzykuje mu w twarz, ledwo powstrzymując się od tego, aby znów go spoliczkować - gówno Cię to obchodzi, chodzi Ci tylko o twoje ego, masz w dupie nawet to że to był Matt, twój przyjaciel! Nie chodzi Ci wcale o jakąś zazdrość, o mnie czy o cokolwiek takiego, chodzi Ci tylko o twoje pieprzone urażone ego! - patrzę mu prosto w oczy i czuję jak krew w moich żyłach pulsuje - o twoje jebane wyobrażenie że jesteś najlepszy, że tylko ty jesteś tak dobry że możesz doprowadzać mnie do granic wytrzymałości! Widzisz! Najwyraźniej nie jesteś jedyny! - kończę i chcę wyjść, jednak Dominic zatrzymuje mnie, łapiąc za nadgarstki i unieruchamiając przy ścianie - puść mnie! - próbuje walczyć, ale on jest silniejszy, a ja jestem wręcz sparaliżowana złością, dlatego wiedząc że się nie wyrwę, przyjmuję inną taktykę, taką która zawsze działa. W tej sytuacji co prawda nie wiadomo czy zadziała odpowiednio, ale bez namysłu stwierdzam że nie zaszkodzi spróbować.
- Widzisz najwyraźniej jestem lepsza od Ciebie - zaczynam śmiać się mu w twarz i od razu zauważam w jego oczach ogień wściekłości, tej wściekłości którą czuje tylko po tych słowach, zapala się momentalnie - umiem zaspokoić się bez Ciebie, z kimś innym, a ty? - patrzę mu prosto w oczy z podłym rozbawieniem - ty nie potrafisz nic beze mnie, jesteś tylko słabą jednostką, kiedy nie ma mnie przy tobie. Jesteś nikim beze mnie Dom, nikim. Ja mogę się zabawiać ze wszystkimi, bo umiem doprowadzić seks do fazy w której nawet słabiak, robi się dobry w łóżku, a ty? Jesteś podłą namiastką mnie, nic nie potrafisz sam.
- Zamknij się! - wybucha nagle, a mnie w ogóle to nie dziwi, dostał szału, tego szału o który mi chodziło, tego którego ja go nauczyłam - nie pozwolę Ci tak mówić, nie możesz, rozumiesz?! Na nic Ci nie pozwolę beze mnie! Nie możesz, będziesz mi posłuszna, całkiem, kompletnie posłuszna! - cały czas ma podniesiony głos, nigdy nie widziałam go aż tak wściekłego, ale nie boję się, mimo wszystko wiem że nie zrobi mi nic, nie byłby w stanie mnie skrzywdzić czy zrobić mi cokolwiek co byłoby dla mnie nie do przejścia, nie jest taki, obojętnie co by się stało jest dobrym człowiekiem, nie jakimś pierwszym lepszym frajerem bez kręgosłupa moralnego.
- Tak? Skoro tak uważasz, to co niby takiego zrobisz żebym była posłuszna?! - w moim głosie cały czas słychać pogardę, nadal go prowokuje.
- Na pewno nie pozwolę żebyś pieprzyła się z Mattem - nasze twarze są tak blisko siebie że prawie się nimi dotykamy, a nasze nienawistne spojrzenia, cały czas są wbite w siebie - kocham Matta jak brata, ale nigdy nie pozwolę na to żeby pieprzył Ciebie jakbyś była jego. Nigdy nie pozwolę na to żebyś jęczała jego imię podczas orgazmu, tak jak jęczysz moje, nigdy rozumiesz?!
- Nigdy nie będę ani jego, ani niczyja, tym bardziej twoja, rozumiesz?! Nigdy nie będę niczyją własnością, a już na pewno nie będę własnością kogoś tak słabego i podłego jak ty - odgryzam się i naciskam kolanem na jego krocze, widząc że on nie może już tego znieść. Doprowadziłam go właśnie do skraju jakiejkolwiek wytrzymałości.
- Jesteś tak samo słaba i podła jak ja, jesteśmy siebie warci - te słowa wymawia już praktycznie prosto w moje usta, po czym wpija się w nie, a kiedy ja ze złości gryzę go w wargę, odrywa się, jednocześnie puszczając moje nadgarstki, wplatając jedną dłoń w moje włosy i przytrzymując moją głowę z tyłu, a drugą ściągając z siebie majtki. Podoba mi się przebieg tej sytuacji, mimo że w tym momencie nienawidzę go z całych sił. Dobrze wiem co Dominic zaraz zrobi, dobrze wiem że będzie mi chciał udowodnić że to on tu rządzi, że jestem pod jego panowaniem, chwilowo mimo wszystko, nie mam zamiaru się mu sprzeciwiać, jednak odrobina oporu nie zaszkodzi. Spycha mnie w dół, a kiedy moja twarz znajduje się na poziomie jego krocza, wkłada penisa w moje usta. Na początku robi to tak gwałtownie, że gdyby nie fakt że mam to opanowane do perfekcji, to pewnie bym wymiękła przez odruchy wymiotne, jednak kiedy sama delikatnie przejmuję inicjatywę, przestaje być wręcz agresywny i mimo kompletnej kontroli nade mną, nie przesadza w żaden sposób. Co innego gdybym to nie była ja, z innymi mógłby przeginać, ale nie ze mną, jestem za dobra, a moje usta działają na niego zbyt mocno, żeby był w stanie przeginać i w pełni kontrolować. Dopiero, kiedy celowo zwalniam, a mój język zdecydowanie zaczyna się ociągać, Dominic z powrotem wykorzystuje swoją kontrolę i przez chwilę dosłownie posuwa mnie w usta. Potem znów pozwala mi na własną inicjatywę, jednak dobrze wie że jestem za dobra i że jak tak dalej pójdzie to dojdzie w moich ustach, co niekoniecznie jest jego aktualnym celem, więc chwilę później przerywa zabawę i podnosi mnie z powrotem do góry.
- Uwielbiam Cię, jesteś cudowna, ale zarazem jesteś najgorszą suką jaką znam, doprowadzasz mnie do szału - całuje mnie namiętnie, a ja to odwzajemniam. Wściekłość uchodzi ze mnie powoli, pod wpływem jego pocałunków, dotyku i pieszczot, jednak nadal nie w całości. Nienawidzę go z całych sił, to jest pewne, jednak mimo wszystko jest wspaniały i uwielbiam go, tak samo jak on mnie na ten swój dziwny, chory sposób. Oboje jesteśmy pojebani, taka prawda i oboje jesteśmy siebie warci tak jak powiedział. Nie odrywając się od moich ust, Dominic podnosi mnie do góry, oplata moje nogi w pasie i wchodzi we mnie. Porusza się najpierw powoli, potem co raz szybciej, przez cały ten czas nie odrywamy się od swoich ust ani na chwilę, każdy gardłowy jęk jest tłumiony przez nas wzajemnie, a nasze języki walczą ze sobą o dominację. To dziwne, ale ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Nie możemy się od siebie oderwać, zupełnie jakbyśmy przez te kilkanaście chwil tworzyli całość. Przerywamy pocałunki dopiero, kiedy oboje już jesteśmy na skraju. Dominic nagle nieznacznie zwalnia, chcąc trochę opóźnić orgazm.
- Boże, Dom szybciej! - wycedzam przez zęby, łapiąc ciężko oddech i wplatając dłoń w jego blond włosy - co ty robisz cholera?! - urywam.
- Jest Ci dobrze? Chcesz więcej? - pyta mnie, opanowując nieznacznie swój oddech.
- Tak, cholernie dobrze! - odpowiadam ogarnięta emocjami i nie zauważam co Dom ma na celu i co właśnie ze mną robi.
- Tylko ze mną jest Ci tak dobrze, prawda? - pyta, całując lekko i przygryzając skórę na moim dekolcie, uprzednio odsłaniając ją poprzez lekkie naderwanie swojej koszulki w której nadal jestem.
- Tak Dom cholera tak! - specjalnie doprowadza mnie prawie do skraju, jednak nadal nie do końca, ma w tym swój cel.
- Żaden mi nie dorównuje? - dalej zadaje pytania.
- Nikt Ci nie dorównuje o Boże! - krzyczę, owładnięta, omamiona i jednocześnie przytłoczona tym cudownym uczuciem, przetrzymywana w kluczowym momencie o krok przed orgazmem, niczym jakaś niewolnica.
- Nikt nigdy nie zastąpi Ci mnie, nikt nigdy mnie nie dorówna, bo to ja jestem dla Ciebie stworzony, żaden inny nigdy nie zajmie mojego miejsca, tak? - nadal utrzymuje mnie w swoistym stanie zawieszenia, a ja jestem na skraju szaleństwa - odpowiedz!
- Tak Dom, tak! - wyduszam ledwo, nie mogąc już zapanować nad sobą, nad niczym co robię, co mówię.
- Jesteś moja Diano, pamiętaj o tym i zawsze będziesz tylko moja, rozumiesz?
- Tak Boże tak Dom! - jęczę, krzyczę, nie panuję nad sobą, przez stan w jakim mnie trzyma. Dopiero po tej odpowiedzi, z powrotem przyspiesza. Kilka szybkich pchnięć, wystarczy abym rozpłynęła się w mistrzowskim orgazmie. Jeszcze kilka następnych i czuję jak Dominic dochodzi, zalewając mnie ciepłym nasieniem. Przez następne kilka chwil po prostu tkwimy w tym stanie, w swoich ramionach, nie ruszając się. Uświadamiam sobie wtedy o co chodziło Domowi, co miał na celu tak mnie męcząc. Specjalnie doprowadził mnie prawie do skraju, po czym zwolnił na chwilę, abym już prawie ogarnięta orgazmem, powiedziała mu to czego nigdy w życiu nie powiem mu normalnie. Abym powiedziała mu to, czego wie że nie ma szansy usłyszeć ode mnie w normalnym stanie. Żebym powiedziała mu to co pragnie usłyszeć z moich ust, bo jako jedyna nigdy mu tego nie powiem.
- Najwyżej urodzisz jeszcze bardziej wredne niż my oboje dziecko, które będzie miało jeszcze gorszy charakter od nas obu i zniszczy świat, bo będzie miało najbardziej chorą, patologiczną i popieprzoną parę rodziców na świecie - Dom śmieje się, po czym całuje mnie przeciągle.
- Nienawidzę Cię - uśmiecham się - dobrze że biorę tabletki, bo znienawidziłabym Cię jeszcze bardziej - mówię pomiędzy pocałunkami.
- Stworzylibyśmy potwora, wiesz o tym? - patrzy mi w oczy z tą swoją dziwną czułością z którą patrzy na mnie zawsze w takich momentach.
- Wiem Dom, nawet o tym nie myśl, sami jesteśmy potworami - odpowiadam i znów go całuje. Kocham te momenty zapomnienia, kiedy przychodzi cisza po burzy, kiedy chcemy się pozabijać nawzajem, a potem uprawiamy najlepszy seks na świecie. Kiedy miewam to dziwne, ale piękne zarazem wrażenie, jakbyśmy byli z Dominiciem zwykłą, mega popieprzoną, ale jednak zwykłą parą zakochanych ludzi. Ale tak nie jest, nigdy nie będzie, nie ja, nie on, nie my. Po prostu nie. Między nami nie ma i nie będzie miłości, nigdy w życiu. Jedynie nienawiść i nieziemski seks.


Cytaty: Muse - Knights Of Cydonia, Undisclosed Desires.