piątek, 19 października 2012

Leave Out All The Rest Part 7.

Dzień Dobry, Cześć i Czołem Wszystkim :) Przybywam z kolejnym Partem i myślę że przyda się on, bo pokazuję że jednak nie wszystko jest takie sweet, super kolorowe jak było w poprzednich częściach. Nie mówię że od razu wszystko się wali, sypie i w ogóle, ale ta część jest pewnego rodzaju zapowiedzią. Czego ? Przekonacie się potem, czytając dalsze części :) Z tym partem wnoszę też w swoje opowiadanie nową, bardzo dla mnie ważną rzecz. Mianowicie cytaty z piosenek i nie tylko. Często to dzięki nim na myśl przychodzi mi co napisać i często to przy nich właśnie piszę. Przy ukochanych piosenkach. Czasami owe cytaty będę wcięte w tekst, ale sądzę że częściej będą się One pojawiały tak na dobre rozpoczęcie czytania i nawiązanie do rozdziału zarazem :) Dziękuję Wszystkim za komentarze tutaj, na Twitterze, na Facebook'u itd. :D No nic, więcej już nie gadam bo w sumie jak zawsze się rozpaplałam a nie zbyt jest o czym xD Zapraszam do czytania i komentowania :) Mam nadzieję że Wam się spodoba ;) Pozdrawiam, Cassandra ;p


When this began,
I had nothing to say 
and I'd get lost in the nothingness inside of me. 
I was confused...
And I let it all out to find, that I'm 
not the only person with these things in mind.
Inside of me... 
But all the vacancy the words revealed, 
is the only real thing that I've got left to feel.
Nothing to lose...
Just stuck, hollow and alone.
And the fault is my own,
and the fault is my own.


Wchodząc do domu słyszę błogą ciszę. Zastanawiam się czy Anna położyła już dzieci do spania. Sprawdzam wszystkie pomieszczenia na dole, ale nikogo tam nie ma. Najwyraźniej moja żona zaraz po kłótni ze mną sama się położyła. Ehh... Szczerze to się nawet cieszę, że poszła spać. Nie, żeby nie chciało mi się z nią gadać, ale i tak każda z naszych rozmów prowadzi do kolejnej kłótni, więc po co w ogóle mamy rozmawiać, skoro nie umiemy dogadać się jak ludzie ? Wchodząc na górę jak zawsze uderzam o tą jebaną etażerkę, jednak teraz, mimo bólu nie klnę już na nią. Boże, pomyśleć że to ja wstawiłem to ustrojstwo w tak niefortunne miejsce ! Po prostu przystaję na chwilę, czekam aż ból minie i dalej nie przestaję o Niej myśleć. Patrzcie co zauroczenie może zrobić z człowiekiem. Nawet nie czuję już bólu. W tym momencie przypominam sobie wydarzenia całego dzisiejszego dnia i nie mogę przestać się do siebie uśmiechać. Mam ochotę wybiec na ulicę i wykrzyczeć wszystkim, że jestem zakochany. Tak, spoko, nawet nie wiem czy to uczucie to na pewno miłość, ale i tak mam nieodpartą ochotę to zrobić. Powstrzymując się z trudem od tego desperackiego czynu, zaglądam do pokojów dzieci. Otis jak zawsze zrzucił z siebie kołdrę która z rozmachu powędrowała na drugi koniec pokoju. Boże, nigdy nie wiedziałem jak On to robi. Robił tak na okrągło od czasu kiedy skończył 3 lata. Swojego czasu obserwowaliśmy go z Anną, żeby zobaczyć jak to robi, jednak mimo iż widzieliśmy to nie raz - do dziś nie wierzymy, że to możliwe. Okrywam go ową kołdrą po czym sprawdzam jak śpi mała. Megan standardowo śpi jak aniołek. Widząc jej spokojną, wręcz anielską buźkę - mój humor ulega jeszcze większej poprawie. Nie żeby Megan była moją ulubienicą czy coś z tych rzeczy, bo kocham i Ją i Otis'a tak samo, ale po prostu Ona od dziecka śpi bardzo spokojnie. Patrząc na nią - każdy, nawet najbardziej wkurzony człowiek by się uspokoił i uśmiechnął. Całuję ją w czoło, po czym zmierzam do sypialni. Wchodząc widzę ciemną postać siedzącą na łóżku. Anna płynnym ruchem podnosi głowę i zapala lampkę nocną. Widać, że płakała. W tym momencie czuję się jak ostatni skurwiel. Kiedyś, dawno temu powiedziałem sobie, że nigdy, żadna kobieta nie będzie przeze mnie płakać. A teraz co ? Co prawda wina za naszą kłótnie wisi na nas obu, jednak ja czuję się jakby ciążyła tylko i wyłącznie na mnie.
- Jednak nie nocujesz u Brad'a ? - pyta zimnym tonem.
- Nie - odpowiadam krótko.
- Mogę chociaż wiedzieć gdzie byłeś przez tyle czasu ?
- W studiu, mieliśmy spotkanie z fanką. Przecież Ci mówiłem...
- Mike, nie kłam, proszę, zniosę najgorszą prawdę, ale nie kłam.
- Nie kłamię, mówię jak było. Byliśmy w studiu, pokazywaliśmy jej sprzęt, teksty, stare dema, linie melodyczne, grafiki i tak dalej - opowiadam równie zimnym tonem jak moja żona.
- Mike, dobrze wiem, że byliście wszyscy razem z tą "fanką" w studiu, jednak powiedz mi jakim cudem potem nagle przenieśliście się do restauracji, a po skończonym miłym spotkaniu Ona zamiast wracać do domu, razem z Tobą wsiadła do Twojego samochodu i gdzieś pojechała ? - w tej chwili nie poznaję jej. Patrzy na mnie zarazem z ogromnym smutkiem i pogardą... Nigdy jeszcze jej takiej nie widziałem. Pomijając moje odczucia na temat Anny nie wierzę w jej słowa:
- Anna, ty, Jezu ! Ty mnie śledziłaś ?! - bez zastanowienia, nagle wybucham, nie zważając na porę ani śpiące za ścianą dzieci.
- Mike, uspokój się ! Nie, nie śledziłam Cię. Po prostu Caroline była akurat w tym samym czasie w tej restauracji i widząc Was zadzwoniła do mnie - tłumaczy się Anna. 
No tak... Zapomniałem, że młodsza siostra mojej żony pracuje w firmie mieszczącej się niedaleko tej restauracji. W lokalu wydawało mi się, że ją widziałem, ale nie byłem pewien, a Ona wyszła za szybko abym mógł się upewnić.
- Tak też myślałem. No i co z tego, że byliśmy w restauracji ?! Wytwórnia zarezerwowała nam stolik na spotkanie - wzburzony, jednak jeszcze nadal nad sobą panujący odpowiadam, kobiecie która nadal patrzy na mnie tym strasznym, pełnym smutku i podejrzliwości wzrokiem.
- Nie chodzi o to dlaczego byliście wszyscy razem w tej cholernej restauracji, tylko o to dlaczego potem razem gdzieś pojechaliście ?! Ty i ta dziewczyna, rozumiesz ?!
- Dlatego, że chciałem ją odwieźć, biorąc pod uwagę, że nie miała samochodu, a mieszka dosyć daleko od centrum Los Angeles !
- Tak, to dlaczego akurat ty musiałeś ją odwieść ?! Nie mógł tego zrobić Joe, Chaz albo Phoenix ?! Musiałeś akurat ty ?! Poza tym, Ona chyba nie mieszka tak daleko od centrum, żebyś odwoził ją prawie 4 godziny ?! 
- Po jej odwiezieniu musiałem coś jeszcze załatwić, czy to jest takie trudne do zrozumienia ?! Anna ! Co się z Tobą do cholery dzieje ?! Nigdy taka nie byłaś! O co Ci chodzi ?!
- Mike ! Mi o nic nie chodzi.. Chcę, żebyś był ze mną szczery, rozumiesz ?! Szczery ! Wolę żebyś powiedział mi najgorszą prawdę niż kłamał w żywe oczy ! Pojmujesz to ?! Za bardzo Cię kocham, żeby za kilka miesięcy dowiedzieć się że cały czas kłamałeś ! wolę znać prawdę od razu ! 
- Akurat tak się składa, że nigdy Cię nie okłamałem ! Poza tym, o jaką prawdę Ci chodzi jeśli można wiedzieć ?!
- O taką czy kogoś masz ?! - w tym momencie w oczach kobiety znów stanęły łzy, a Ona ukrywając je jak najszybciej udała się do łazienki. 
Mike, ty debilu ! I co żeś narobił, padalcu ?! Po raz kolejny zraniłeś kobietę... W dodatku własną żonę. Kurwa ! Przeklinając na siebie w myślach słyszę dobiegający zza moich pleców głos Otis'a.
- Tatusiu, co się stało, że mama płacze ? - pyta mały, którego najwyraźniej obudziły nasze krzyki. Szybko się ogarniam i przykucając odpowiadam:
- Nic kochanie. Wiesz, po prostu, czasami tak jest, że dorośli pokłócą się o coś, o jakąś kompletną głupotę i sprawiają sobie nawzajem przykrość - mówię pełnym opanowania głosem i widząc ciemno-brązowe zaspane oczy swojego synka, biorę go na ręce i zanoszę do łóżka. 
- Śpij Otis, jutro Ci wszystko wyjaśnimy z mamą, ok ? Obiecuję.
- Na pewno ?
- Tak, na pewno - odpowiadam uśmiechając się blado.
- Dobrze tato, to ja idę już spać. Kocham Cię - odpowiada mały ściskając moją szyję. Przytulam synka i widząc po około 20 minutach, że zasnął - kładę go i okrywam kołdrą. Na koniec daję mu całusa w czoło i idę zobaczyć czy Megan nadal śpi. Ją również okrywam i całuję po czym widząc, że Anna też już się położyła, zabieram drugą kołdrę i poduszkę i schodzę na dół do sypialni dla gości. Kładąc się do łóżka, rozmyślam nad całym tym dniem, spotkaniem, kłótnią z Anną, oraz nad tym co zrobić. W końcu po około godzinie głębszych rozmyślań, podczas których nadal wytykam sobie jaki ze mnie cham - zdaję sobie sprawę, że mimo ciągłych kłótni i niezgody nadal czuję coś do Anny. Nie wiem tylko czy dalej można nazywać to miłością, czy bardziej przywiązaniem przez te wszystkie lata spędzone razem. Jeśli nawet nadal kocham Annę to co w takim razie się ze mną dzieje, że ciągle myślę o Mirandzie ? Ba, żebym tylko myślał. Dzisiaj cieszyłem się jak palant jak ją zobaczyłem, od samego rana buszowałem w studiu...po co ? Żeby posprzątać. Przecież wiadomo, że nikt nigdy (ew. czasami Babki z wytwórni) nie sprząta w naszym studiu, a ja pojechałem tam o 9 rano tylko po to, żeby poukładać segregatory, papiery itd. Co się ze mną do cholery dzieje ? Do tego przed spotkaniem denerwowałem się jak jakiś 16 letni szczeniak idący na pierwszą randkę. Mam mentlik w głowie. Co się dzieje, że nie możemy dojść z Anną do zgody, skoro Ona sama powiedziała dzisiaj, że nadal mnie kocha ? Co najgorsze... Co jeśli okaże się że do Anny jestem tylko przywiązany, a kocham inną ? Nie mówię tutaj tylko o Mirandzie - mówię ogólnie. Nie chcę zranić Anny, chociaż i tak już od dawna wzajemnie się ranimy. Nie wiem dlaczego, ale nagle czuję się jakby ktoś wrzucił mnie w ogromny wir, z którego nie ma ucieczki i w którym muszę wybrać pomiędzy kilkoma cholernie dla mnie ważnymi rzeczami. Tak czy inaczej - niezależnie od tego co się stanie - muszę dowiedzieć się jednej, w zasadzie dwóch, chyba najważniejszych w tym momencie rzeczy. Kogo tak naprawdę kocham i kto tak na prawdę kocha mnie...? Z tą myślą zasypiam.

                                                              ***

Z mocnego snu wyrywa mnie nagły, ostry dzwonek do drzwi i pukanie. Dźwięk cholernego dzwonka jest jak brzytwa tnąca na kawałeczki błogą ciszę panującą w mieszkaniu. Wstając, czuję, że moje powieki odmawiają posłuszeństwa i nie otworzą się z łatwością, jednak po chwili siedzenia na łóżku udaje mi się je otworzyć. To skutek przegadanej nocy z przyjaciółmi. I co z tego że spałam zaledwie godzinę ? I tak była to najlepsza, przegadana noc w życiu. Opowiadając przyjaciołom o wydarzeniach wczorajszego już dnia, drżałam z emocji i podniecenia. Do teraz kiedy przypominałam sobie dotyk Mike'a podczas uścisku, drżałam jakby ktoś jeździł mi po plecach kostkami lodu. Po chwili znów słyszę ostry dzwonek i nasilające się mocne pukanie do drzwi. Oburzona wstaję i po drodze zdaję sobie sprawę, że tylko mnie obudził ten przeraźliwy hałas. Z rozmachem otwieram drzwi. Moim oczom ukazuję się osoba dobrze mi znana, ale jednak w ostatnim czasie tak obca i daleka, że nie czuję już nawet, że spędziłam w związku z nią prawie dwa lata. Niby ma miłą minę, jednak w jego oczach widać złość, frustrację i pogardę, które w tym momencie nim kierują. Bierze mnie za nadgarstek i wywleka na korytarz z taką siłą, że nawet nie wiem kiedy drzwi za mną się zamykają. 
- Co ty do cholery robisz ?! - wykrzykuję wkurzona.
- A ty co ? Myślałaś, że możesz się oderwać od swojego chłopaka nie odbierając od niego telefonów ? Dobrze wiem, że wczoraj byłaś na tym całym spotkaniu i z pewnych źródeł dobrze wiem, że ten palant nie wiedzieć czemu odwiózł Cię do domu - mówi spokojnym a zarazem bardzo pogardliwym i chamskim tonem.
- Mike nie jest palantem ! - krzyczę, jednak po chwili widząc, że nie wygram krzykiem, uspokajam się jak tylko najbardziej mogę i tak samo jak mój przeciwnik mówię spokojnym i opanowanym głosem:
- A tak w ogóle, to co Cię to obchodzi że On odwiózł mnie pod bramę? Wiesz, On zrobił to z grzeczności i kultury której ty, bardzo mi przykro, ale w ostatnim czasie nie masz.
- Tak ? Z grzeczności mówisz ? Ciekawe, czy każdą fankę drogi dobroczyńca Michael Shinoda odwozi po spotkaniach z zespołem do domu ? - w jego oczach widać błysk złości.
- Nie, nie każdą i co z tego ? Powinieneś się cieszyć, że dotarłam do domu nie dość że bezpiecznie, to jeszcze w dobrym towarzystwie...
- W dobrym towarzystwie, ahahaha, akurat...
- Wiesz, na pewno było to dla mnie dużo lepsze towarzystwo niż ty - ripostuję nadal zachowując spokój, który powoli zaczyna działać Dominikowi na nerwy.
- Niż ja ?! On jest dla Ciebie lepszym towarzystwem niż Twój własny chłopak ?! On ?! Gość którego nawet porządnie nie znasz ?! 
- Znam na pewno lepiej niż ty...
- Ahh... No tak ! Zapomniałem że przecież ty go kochasz ! Tak ! Kochasz gościa którego nawet nie znasz ! Napatrzyłaś się na jakieś pojebane filmy i Ci się kurwa w głowie poprzewracało ! Myślisz, że będziesz ze swoim wspaniałym Mike'iem ! Tak, on przyjedzie po Ciebie na białym koniu jak jakiś pieprzony książę, którym nigdy pewnie nie był i nie będzie, a Ty polecisz do niego i będziecie żyli długo i szczęśliwie ! 
- A z Ciebie niby co ? Wielki książę ? Wiesz, biorąc pod uwagę Twoje ostatnie wyczyny najprędzej możesz się stać księciem chamstwa i debilizmu, bo raczej nic innego nie będzie na Ciebie czekało... - odpowiadam unosząc delikatnie kąciki ust i prawą brew, tak aby mój grymas wyglądał jak najbardziej arogancko.
- Błagam Cię ! Nie łudź się że Twoje riposty coś dadzą ! I tak nawet jeśli będziesz z tym całym Shinodą, to potem wrócisz do mnie z podkulonym ogonem ! Jak mały, zbity szczeniak rozumiesz ?!
- Nigdy nie będę jak mały, zbity szczeniak! Nigdy nie upokorzę się aż do tego stopnia żeby się przed kimkolwiek płaszczyć, a już na pewno nie przed Tobą. Wiesz, istnieje coś takiego jak godność... Wiem, że w Twoim słowniku nie ma takiego słowa, ale mógłbyś je do niego dodać, bo często przerośnięte ego i ambicje to nie wszystko - w tym momencie widzę jak Dominik traci cierpliwość. Ewidentnie zniszczyłam go swoim spokojem. Zapewne nie może pojąć jak to zrobiłam, ale jednak, zdziwił się...
- Jeszcze tego pożałujesz ! – wycedza, ledwo hamując się od jakiegoś złego czynu - pożałujesz tego, że nigdy mnie nie kochałaś, że przez tyle czasu mnie oszukiwałaś !
- Sam tego chciałeś Dominik, sam tego chciałeś! I nie próbuj teraz zwalać winy na mnie! I tak wszyscy wiedzą, że sam przychodziłeś i płaszczyłeś się przede mną o to bym z Tobą nie zrywała, bym dała Ci jeszcze jedną szansę, bym Cię pokochała... A ja jak głupia zamiast dawno zakończyć tą farsę, dalej oszukiwałam i siebie i Ciebie. I wiesz co ? Teraz właśnie zdałam sobie sprawę, że nie potrzebnie oszukiwałam siebie, bo jednak marzenia mogą się spełniać, ogarniasz ? A ty zamiast przyjąć odrzucenie z honorem i poszukać szczęścia gdzie indziej i z kim innym, na darmo szukałeś go u mnie. Przykro mi ale niestety u mnie go nie znajdziesz. Na pewno nie teraz.
- Wiesz ?! Jesteś zwykłą dziwką ! Dziwką, bawiącą się uczuciami kochającego człowieka i nie doceniającą ich. Myślisz, że jesteś taka honorowa i godna ?! Mylisz się ! I tak ten cały Shinoda prędzej czy później Cię oleje ! Rozumiesz, oleje ! Zostawi Cię samą na pastwę losu. Wyrucha i wyrzuci jak starą zabawkę ! - w tym momencie nie wytrzymuję, z całej siły zaciskam pięść i chcę przywalić mu prosto w twarz, jednak ktoś mnie uprzedza. Oszołomiona rozwojem sytuacji zauważam tylko lecącą z nosa Dominika stróżkę krwi, która po jego upadku na ziemię szybko zamienia się w malutki strumyczek spływający na jego usta. Nadal nie wiedząc co się stało, przyciśnięta do ściany nerwowo rozglądam się na około. Zamieram. W tym momencie nie mam pojęcia co zrobić. Nie mogę się ruszyć, nie mogę nic powiedzieć, ani co gorsza - zrobić. Patrzę tylko jak wryta w dwoje ludzi stojących przede mną i sama nie wierzę w to co widzę.
- Wypieprzaj stąd, już ! - mówi podniesionym tonem jedna z osób, podnosząc Dominika za koszulkę z ziemi i popychając w stronę wyjścia na klatkę schodową - już Cię tu nie ma, rozumiesz ?! Wynoś się ! - powtarza druga.
Dominik ściera krew z twarzy po czym posyłając mi i obu osobom obok pełne pogardy spojrzenie, wychodzi tak szybko, jak gdyby bał się o własne życie. Nadal oszołomiona tym wszystkim i prawie że wciśnięta w ścianę, wpatruję się w ludzi którzy mnie obronili, a owe osoby odwracają się przodem do mnie. Jedna z nich pełnym troski, ciepłym tonem pyta:
- Wszystko ok ? Nic Ci nie zrobił ?
- Nnnie... - odpowiadam trzęsącym się głosem, nie mogąc uwierzyć w to co i kogo przed chwilą ujrzałam.


Fragment tekstu pochodzi z piosenki Somewhere I Belong, Linkin Park.