czwartek, 8 sierpnia 2013

Leave Out All The Rest Part 16.

Abrakadabra no i w końcu wracam z nowiutkim rozdziałem! Przerwę oficjalnie uważam za zakończoną! Cieszycie się? Nie chce się przechwalać czy coś w tym stylu, ale wiele osób pytało mi się kiedy wracam z kontynuacją LOATR, a ja na prawdę nie miałam zielonego pojęcia co im odpowiadać bo nie wiedziałam. Mój plan przewidywał powrót na początku lipca, aczkolwiek pokićkało się trochę i wracam dopiero teraz. Z góry przepraszam za długi czas oczekiwania i bardzo, bardzo dziękuje za wiele pięknych, pokrzepiających słów na Twitterze, Fb i w komentarzach. Wiem że miał być powitalny one shot, grafika i w ogóle, ale powiem wam zupełnie szczerze że od początku wakacji nie miałam siły ani czasu się za to zabrać. Poza tym....wydaje mi się że mój blog nie wygląda jeszcze aż tak źle i że wytrzymacie jeszcze trochę czasu z prostym szablonem i równie prostą playlistą w tle. Co do one shot'ów to jak tylko będę miała wenę i tak prędzej czy później będą się one tu pojawiać ;) Chyba wszystko co miałam napisać, napisałam...tak więc zapraszam do czytania, komentowania i mam nadzieję że was nie rozczarowałam czymkolwiek. Pozdrawiam, Cassandra ;p

P.S. Prawie zapomniałam zaznaczyć że według mojego opowiadania zespół My Chemical Romance nadal istnieje. Pisze żeby co po niektórzy się potem nie czepiali. Uwierzcie mi że w rzeczywistości stworzonej w LOATR, Gerard i spółka mają się świetnie i koncertują pełną parą ;)


"Ok, musimy cofnąć się w czasy,
kiedy muzyka nas jednoczyła..."

"Wielka okazja dla fanów muzyki na prawdziwym, światowym poziomie! Wczoraj na swojej oficjalnej stronie zespół Linkin Park zamieścił informacje o kolejnej edycji Project Revolution. Trasa organizowana przez zespół od 2002 roku zawsze miała w zwyczaju gromadzić wielkie gwiazdy na wspólnych koncertach, jednak w tym roku Linkini chyba poczuli że przyszedł czas na zorganizowanie trasy o jakiej nikomu się nawet nie śniło i to nie tak jak zawsze w USA, a uwaga! W Europie! Zdziwieni? Poczekajcie na gwiazdy które wystąpią, to dopiero gratka! Jak wynika z oświadczenia zespołu na Project Revolution 2014 oprócz nich samych wystąpią: 30 Seconds To Mars, My Chemical Romance, Korn, Green Day, Rise Against, Billy Talent, Papa Roach, Maroon 5, Slash, Chris Cornell, Fall Out Boy, Flyleaf, Eminem, Jay-Z, Kanye West, Avicii i David Guetta. Nie zabraknie też doborowego towarzystwa dam takich jak Beyonce, Rihanna oraz dwie debiutantki na rynku muzycznym - aktorka, a prywatnie dziewczyna perkusisty LP, Rob'a Bourdon'a - Jennette McCurdy oraz znana w ostatnim czasie ze związku z Mike'iem Shinodą - Miranda Cosgrove wraz ze swoim koncertowym zespołem The Enemy's Gate. Płyty obu Pań ukażą się na początku maja. Project rozpoczną trzy koncerty w Londynie, 4 czerwca na Stadionie Wembley oraz 5 i 6 czerwca w O2 Arenie. Trasa potrwa aż do końca sierpnia. Na razie możemy podziwiać debiutanckie single Jennette - Not That Far Away, który jak na razie obył się bez większego echa oraz Only Girl (In The World) - Mirandy, który w przeciwieństwie do singla koleżanki już tydzień po premierze został hitem internetu i stacji radiowych nie tylko w USA. Wracając do tematu, line up trasy na prawdę jest wręcz wstrząsający, a cała Europa musi być w niebie słysząc tak wspaniałe informacje! Pozostaje tylko czekać na daty następnych koncertów."


- Ej! Nie macie minimalnego wrażenia, że trochę przegięliśmy z liczbą gwiazd? - pyta Joe zdezorientowany.
- Nie, nie sądzę że przegięliśmy. Daliśmy takiego czadu że wszyscy oślepli kiedy to zobaczyli, a w końcu o to chodzi - tłumaczy Mike - w końcu trzeba należycie wypromować Mirandę i Jennette - uśmiecha się.
- Dobra, czy ja coś mówię? Ja nic nie mówię, ja na serio się nie odzywam... - uśmiecha się Joe, patrząc z powrotem w plik kartek leżących na stole. Słysząc mój telefon aż podskakuje z wrażenia. Moja przepowiednia się sprawdza i dzwoni do mnie Viki. Wiedząc, że rozmowa z nią po takim strzale jak moja wspólna trasa z Green Day, może grozić ogłuchnięciem, wchodzę do pokoju obok studia i próbuję mimowolnie uspokoić przyjaciółkę.
- Dziewczyno, jak ty możesz być tak spokojna! Jezu! Masz trasę z Green Day'em i jesteś tak zajebiście spokojna! Oprócz Green Day'a masz trasę z Korn'em i Marsami i w ogóle i ty śmiesz być tak spokojna?! - krzyczy w słuchawkę.
- Victoria uwierz mi, że wrażenie spokoju jakim emanuje to tylko przykrywka. W środku mam ochotę wybuchnąć ze szczęścia tak samo jak i ty! - odkrzykuję dokładnie tak głośno jak Ona, czując dokładnie taką samą radość jak Ona (chociaż nie wiem czy da się tak samo).
- No ale, ty brzmisz jakbyś się w ogóle nie cieszyła, no! Kobieto musimy się dzisiaj spotkać, bo jak nie to po prostu wybuchnę!
- Oczywiście że się spotkamy, tylko błagam Cię przestań krzyczeć do tej słuchawki bo ogłuchnę i nie będę mogła zagrać ani jednego koncertu co jest równoznaczne z tym że nie pojadę w trasę z Green Day'em!
- Boże! No tak, nie pomyślałam, przepraszam będę już cicho - wiedziałam że na Viki to podziała. Mike wchodząc do pokoju widzi triumf na mojej twarzy i sam zaczyna się śmiać.
- Ok, słuchaj, ja muszę kończyć bo jestem tak w sumie w pracy, ale jak tylko skończę to zgarniam Ann, Gabiego, Connor'a oraz Twoje wyrodne rodzeństwo i wbijamy do Ciebie i Mike'a, żebyście nam wszystko opowiedzieli.
- Dobrze, pewnie, wbijajcie kiedy chcecie - odpowiadam śmiejąc się z roztrzepania przyjaciółki.
- No co się śmiejesz, no?! Musiałam zadzwonić bo nie mogłam wytrzymać - tłumaczy się Viki.
- Ok, dobrze, rozumiem Cię Victoria, ale sama wiesz jak Twoje napady radości na mnie działają - odpowiadam jeszcze bardziej się śmiejąc, a kiedy widzę Mike'a opierającego się o ścianę z najwymowniejszą miną świata, wybucham śmiechem dwa razy tak.
- Tak i kto tu ma napady radości? - pyta przyjaciółka przez śmiech.
- Nikt, nikt, już dobrze no - odpowiadam opanowując się.
- Ej, serio wracam do tej pracy! Pa, trzymaj się, pozdrów Wszystkich i widzimy się wieczorem.
- Ok, dzięki, do zobaczenia - mówię na pożegnanie i chwilę później opadam na miękką kanapę.
- Cholera, uwielbiam te jej wybuchy - mówię ogarniając siebie i swoje załzawione od śmiechu oczy.

***

- Co o tym myślisz? - pyta kobieta podając mi gazetę.
- Zachciało im się plejady gwiazd! Prościej byłoby gdyby siedzieli na dupsku w LA. Przynajmniej moglibyśmy się mścić w okolicy którą znamy, a nie w Europie - odpowiadam wkurzony.
- Jeju, przestań no! Muszą promować płytę i w ogóle...
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć że cieszysz się z faktu zrobienia przez Mirande kariery, co?
- Eee tam kariery, na razie wydała jeden singiel, zobaczymy co będzie jak wyda album - Anna unika odpowiedzi.
- Wiesz, nie chce nic mówić ale jak na razie to nie wydaje mi się, że nie zrobi kariery będąc pod opieką takich grubych ryb - odpowiadam z zastanowieniem - poza tym, Jej singiel w ciągu tygodnia już był hitem, a teledysk miał od cholery wyświetleń na YouTube. Nie znam się na tym za bardzo, ale z tego co wiem to liczba wyświetleń na YouTube ma zajebiście ważne znaczenie.
- No niby tak...
- Dobra, dobra już nie udawaj. Wkurza Cię to, że wydaje płytę której producentami są z resztą Rubin, Jay-Z i Twój wspaniały były - patrzę się na nią wymownie, a Ona odpowiada mi prostym, wszystko mówiącym spojrzeniem.
- Skończ!
- Dobrze, mniejsza z tym. Ważne jest to co robimy. Trzeba skminić w jakich hotelach będą na trasie i gdzie będą mieli wszystkie koncerty.
- Spokojnie, o to się nie martw. Spotkam się dwa, trzy razy z Beyonce i wszystko mi wygada.
- Ok. Dobrze, że chociaż tym nie musimy się przejmować. Serio z tych wszystkich lasek są takie gaduły? - pytam, a widząc wymowne spojrzenie Anny dokańczam - no co? Pytam z ciekawości.
- Z nich nie są gaduły mój drogi. Jak im coś powiesz to potrafią trzymać język za zębami, czasami nawet za bardzo strzegą tajemnic, ale jak przychodzi do spotkań w towarzystwie to obowiązuje zasada lojalności, czyli wszystkie wszystko wiedzą.
- A no tak, zapomniałem, że ty też należysz do wielkiej świty byłych, obecnych i przyszłych kobiet Linkinów.
- Hahaha, ale jesteś zabawny - odpowiada sarkastycznie w ogóle się nie śmiejąc.
- Jeju, żartuje no. Co ty taka naburmuszona? Wszystko będzie dobrze, zobaczysz jeszcze dostaniesz tego swojego Mike'a na własność, tak samo jak ja Mirande - mówię, obejmując ją ramieniem.
- Mam nadzieje, bo szczerze to Ci powiem, że jak ten plan nie wypali, a Mike się o wszystkim dowie to znienawidzi mnie tak że już nic nie pomoże.
- Wiem, przecież wiem. Tylko czekaj...jedna rzecz, ty chcesz Go dostać z powrotem po dobroci czy musem? Bo raz mówisz tak, a raz tak..
- Wiesz dobrze że Miranda do Ciebie raczej po dobroci nie wróci, a jak Ona będzie z Tobą z musu to mi też pozostaje tylko uwiązać Mike'a sposobem i potem stopniowo Go rozkochać, bo będzie o Nią walczył.
- No niby masz racje, ale wiesz, w życiu różnie bywa, może jeszcze Miranda oleje tego Twojego i mnie pokocha.
- Pff...proszę Cie, nie bądź śmieszny - Anna patrzy na mnie z wyraźną kpiną - przecież Ona Cię znienawidziła, poza tym nigdy Cię nie kochała, nawet jak byłeś taki do rany przyłóż, to jak niby teraz miałaby Cię pokochać?
- Uwierz mi Anno, są przeróżne sposoby na zdobycie miłości, jak nie po dobroci, to innymi środkami i wierz mi, że nie mam na myśli siły.
- Dobrze, wierzę Ci - odpowiada, podając mi szklankę whiskey. - Tak w ogóle...nie że coś ale czy ty masz zamiar jeździć z zemstą za nimi, po całej Europie? - pyta po chwili zamyślenia.
- W sumie...pff, nie chce nic mówić ale to głupie. Lepiej poczekać aż wrócą z trasy.
- No właśnie. Poza tym pamiętaj mój drogi, że nic nie jest wieczne. Zawsze pozostaje możliwość rozstania Mirandy i Mike'a bez naszej wspaniałej ingerencji, a uwierz mi że tak byłoby najprościej.
- Pfff...mów za siebie. Dla mnie w ogóle nie jest prosto - mówię ze złością.
- No tak, Miranda i tak Cię nienawidzi obojętnie co się stanie.
- Nie pomagasz mi - odpowiadam z lamentem.
- Oj dobrze już daj spokój. Będzie dobrze, musi być - kobieta uspokaja mnie, jednocześnie spoglądając w szklankę.

***

"Znamy już wszystkie miejsca w których zagra Project Revolution, czyli najgorętsza w tym roku trasa w Europie, organizowana przez Linkin Park. Jak pisaliśmy wcześniej trasę rozpoczną trzy koncerty w Londynie, 4 czerwca na Stadionie Wembley oraz 5 i 6 w O2 Arenie. Dziś na oficjalnej stronie nie tylko LP, ale wszystkich gwiazd biorących udział w projekcie pojawiła się informacja na temat państw i miast które odwiedzą, I tak na liście znalazły się kolejno: Anglia, Irlandia Północna, Irlandia, Norwegia, Szwecja, Dania, Finlandia, Islandia, Rosja, Holandia, Niemcy, Belgia, Hiszpania, Włochy, Portugalia, Francja, Polska, Rumunia, Grecja, Czechy, Słowacja, Białoruś, Austria, Węgry oraz Litwa. Niestety z powodów czysto politycznych, koncerty przewidziane na Ukrainie nie odbędą się. Należy również zaznaczyć że we wszystkich krajach, Project zagra nie raz, a dwa lub nawet więcej razy. Czy to nie brzmi niesamowicie? Do tego trasa nie potrwa do końca sierpnia, tak jak zapowiadano wcześniej, a aż do końca września, ponieważ jak powiedzieli Mike Shinoda i Chester Bennington "Chcemy aby każdy członek Projectu grał co najmniej raz w każdym odwiedzonym mieście, co przy ponad dwudziestu członkach trasy, nie byłoby możliwe do realizacji w dwa miesiące i z mniejszą ilością dni festiwalowych". Europa na prawdę ma powód do niesamowitej radości! Nie dość że została obdarowana tak wielką ilością koncertów tak wspaniałych gwiazd, to jeszcze w tak długim (jak na trwający przeciętnie dwa miesiące Project Revolution) okresie czasu i w ogromnej, wręcz miażdżącej częstotliwości. Pozostaje nam tylko czekać na początek tego wspaniałego wydarzenia, bilety są już w sprzedaży, a co za tym idzie do zobaczenia 4 czerwca na Stadionie Wembley ."


Maj 2013.

Jestem tak bardzo podekscytowana! To dziś, dziś jest ten dzień, dzień premiery mojej pierwszej debiutanckiej płyty. Od rana zachowuje się co najmniej dziwnie. Skaczę, tańczę, śpiewam, rymuje coś pod nosem albo chodzę w jakiś dziwny, mi samej nie znany sposób. To troszkę dziwne bo w sumie jestem szczęśliwa że debiutuję, że pierwszy singiel odniósł sukces i w ogóle, a z drugiej strony mam straszliwego pietra. Boję się, że coś nie wyszło, coś schrzaniłam, coś się nie spodoba, będzie do kitu i tyle. Boję się że nagle z wielkiego super debiutu wyjdzie klapa roku, a wszyscy będą gadać, że jestem znana tylko i wyłącznie z słabej płyty i związku z członkiem LP. Nie chodzi mi o to, że mam coś do mojego związku z Mike'iem, nie, broń Boże. Ale...to takie głupie być znaną z tego, że jest się znaną. Może jestem jakaś dziwna ale sto razy bardziej wolę być znana ze swoich osiągnięć niż żerować na osiągnięciach Linkinów i całej reszty która nie oszukujmy się...cholernie mi pomogła w promocji płyty i procesie jej tworzenia. Niby nigdzie nie widać dokładnej ingerencji danych osób, ale czuć ją w kilku kawałkach. Każda osoba dołożyła do danego kawałka swoje pięć groszy, ale żadna nie zdominowała go w znaczący sposób i nie odebrała mu mojego osobistego stylu który odgórnie narzuciłam. Tu słychać jakąś ingerencję Rihanny, tam Beyonce, tam Linkinów, tutaj Marsów, jeszcze gdzie indziej Eminema, a jeszcze zupełnie gdzie indziej Jaya i Kanye'go, Gerarda z MCR czy Davida Guetty którego za pośrednictwem Riri też poprosiłam o pomoc. Ten fakt właśnie najbardziej mnie jara, fakt że moja płyta nie jest pełna jakiś tam kreowanych na siłę i przereklamowanych bitów godnych co najwyżej wiejskiej potańcówki, moja płyta jest pełna naturalności, jest pełna charakteru... Charakteru mojego i kilku innych osób. Nie jest przesadzona, ale też nie jest słaba. Momentami jest łagodna i wręcz słodka, ale nigdy przesłodzona. Momentami jest ostra i pikantna, czasami aż parzy, ale zawsze po fali gorąca przychodzi ten moment ukojenia, moment w którym ma się wrażenie jakby ktoś stłumił ogień w zbyt mocno palącym się ognisku. Podsumowując, spokojnie mogę powiedzieć że moja płyta jest dokładnie taka jak ja. Osiągnęłam swój cel, stworzyłam coś co obrazuje słuchaczom to jaka jestem. To było dla mnie najważniejsze i bardzo cieszę się z faktu, że udało mi się to osiągnąć. Tak jak myślę, tak też mówię na konferencji prasowej promującej trasę, kiedy oczywiście jeden z reporterów pyta się o moją świeżutką płytę. Po kilku ostatnich już pytaniach, wszyscy żegnamy się i wychodzimy z sali konferencyjnej udając się dość szybko, aczkolwiek na luzie do wyjścia na parking na którym żegnając się wszyscy rozjeżdżamy się do domów bądź studia.

Wieczorem urządzamy u Joe i Heidi małą imprezkę, a w sumie to spotkanie najbliższych znajomych jadących z nami w czerwcu w trasę. Wiadomo, że wszyscy nie mogą się zjawić, ale i tak przychodzi dużo gości. Pierwsi u Hahnów zjawiamy się ja i Mike. Ja od razu rzucam się aby pomóc Heidi w kuchni, za to Mike idzie pomóc rozpalić grilla Panu Wielkiemu Złemu Grill Ekspertowi Hahnowi. Wkrótce schodzi się cała reszta gości, jednak moją uwagę sama nie mam pojęcia dlaczego przykuwa tylko jeden. W zasadzie mojej uwagi nie przykuwa sam On, a Jego wręcz krępujący wzrok którym stara się w miarę dyskretnie wpatrywać we mnie przez calutkiego grilla. Wieczór jest piękny, zabawa przednia, tylko ja oczywiście cały czas czuję się obserwowana przez parę błękitnych oczu młodszego Leto. W pewnej chwili zaczynam się bardziej głupio czuć, nie mam pojęcia dlaczego ale mam wrażenie jakby zaraz wszyscy mieli zauważyć wzrok Jared'a, który znowu nie spoczywa na mnie ciągle i bez przerwy. Nie wiem, może po prostu jestem jakaś przewrażliwiona na tym punkcie. Widząc że raczej nikt nie kapuje o co chodzi, czysto intuicyjnie zlewam wzrok Leto i dalej wdaję się w dyskusję z przeróżnymi osobami. Nie chodzi o to że nie lubię Jared'a, błąd, bardzo Go lubię, dobrze się z Nim rozmawia, jest miły i ogólnie spoko, ale no...ta Jego poświata flirciarza i ten Jego wzrok zawsze mnie irytuje, działa na mnie jak płachta na byka. Zawsze go zlewam bo uważam że to najlepsze rozwiązanie, ale dzisiaj jakoś mocniej niż zawsze wkurzają mnie te Jego uśmiechnięte oczy. Co On sobie w ogóle myśli do cholery?! Przecież jestem z Mike'iem, a Mike to Jego dobry kolega. Nie wiem o co mu chodzi, ale nie powinien się tak na mnie patrzeć...przynajmniej tak sądzę. W tym momencie moje przemyślenia przerywa Beyonce:
- Co ty taka jakaś dziwna? - pyta uważnie mi się przyglądając.
- Jaka dziwna? - pytam ze zdziwieniem.
- Nie no, jakoś tak wyglądasz jakbyś była na kogoś wkurzona. Coś się stało? Pokłóciłaś się z Mike'iem albo coś w tym stylu? - pyta po cichu Talinda zachodząca mnie od tyłu z Heidi.
- Nie co wy - mówię zdziwiona i przeczę.
- No przecież widać że coś Cię wnerwiło... - mówi Bey wbijając we mnie swój najpoważniejszy wzrok jaki ma.
- albo nawet nadal wnerwia - dopowiada Heidi.
- Jeju no, chodźcie ze mną - mówię szybko po czym wyciągam całą trójkę do kuchni.
- Tak więc w sumie to powiem Wam że nikt mnie nie wkurza - zaczynam, jednak po spojrzeniach widzę że i tak zaraz powiem im prawde - serio, nikt mnie nie wkurza, znaczy no wkurza mnie trochę Jared i to Jego świdrujące, wgapione co moment we mnie spojrzenie...
- Tak czułam... - kwituje Talinda.
- Co? - pytam, jednak Beyonce od razu mi przerywa ucinając mój tok myślowy.
- Może po prostu ma do Ciebie jakąś ważną sprawę związaną z płytą albo trasą, a nie chce Ci przeszkadzać - mówi, jednak nie wiedzieć czemu Jej reakcja wydaje mi się jakaś taka...dziwna.
- Właśnie, może chce pogadać o trasie i coś ustalić - potwierdza Heidi z wiarygodną miną.
- No dobrze, ale przecież wiadomo ze wszystko i tak ustalamy razem, taka jest umowa, tak? - mówię nadal nie przekonana.
- Tak, ale wiesz może ma dla Ciebie jakiś pomysł, który chce Ci zapodać do przemyślenia, a dopiero potem powiedzieć o... - w tym momencie Bey przerywa, a do kuchni wchodzi Jay, Mike i Joe.
- Co wy sie tu tak ukrywacie, hę? - pyta Jay i Mike, nie mogąc przestać się śmiać z Joe'go, który chwilowo z wielkim angażem rozprawia sam ze sobą (a raczej z Remy'im) o tym jakby to wyglądał Jego tyłek gdyby wystąpił kręcąc hulahopem w teledysku Marsów.
- Tak sobie rozmawiamy - odpowiadam, zaczynając się śmiać, a dziewczyny idą w moje ślady i nie zdradzają tematu naszej rozmowy. Mike obejmuje mnie czule w pasie, a kiedy reszta wychodzi zaczyna:
- Nie chce Cię martwić, ale...
- Ale? - pytam od razu wiedząc o co mu chodzi.
- No wiesz, Jared tak jakby cały czas się na Ciebie patrzy. Nie żeby coś, ale jestem o Ciebie zazdrosny i to typowy objaw z mojej strony. Biorąc pod uwagę, że jestem zazdrosny mogę nie patrzeć obiektywnie i może coś sobie ubzdurałem z tym Jego patrzeniem, dlatego pytam się Ciebie czy też to zauważyłaś.
- Tak, zauważyłam - odpowiadam z ulgą - szczerze, trochę mnie to wkurza, ale nie przejmuj się - uśmiecham się pogodnie - może chce ze mną coś obgadać w sprawie trasy i czeka na odpowiedni moment - puszczam do Mike'a oczko i całuję w usta.
- Nie wiem czemu ale mam takie jakieś wrażenie, że Mu się podobasz - mówi uważnie mi sie przyglądając.
- Oj tam, podobam. Może po prostu twierdzi że jestem fajną dziewczyną i że pasuje do Mojego Kochanego Zazdrośnika Pana Shinody - odpowiadam śmiejąc się zalotnie.
- Pewna jesteś? - pyta całując mnie.
- Ja zawsze jestem pewna - odpowiadam w przerwie pomiędzy pocałunkami.
- To dobrze że jesteś pewna - odpowiada dalej obdarowując mnie czułymi całusami. Po chwili czułości wracamy do reszty gości. Jedyne co przychodzi mi na chwilę na myśl to fakt, że przecież rozmawiałam dzisiaj już z Jaredem i jeśli miał mi coś do powiedzenia mógł to zrobić wtedy. Z resztą, mniejsza z tym, nie mam zamiaru teraz o tym myśleć.
Niedługo potem goście zaczynają się zbierać. Po pewnym czasie zostajemy tylko ja i Mike, Chester i Talinda, no i oczywiście wielka psiapsióła Benningtona, gwiazda wieczoru Pan Leto. Na szczęście już się na mnie tak nie patrzy, a brak Jego spojrzenia powoduje u mnie znaczny spadek poziomu irytacji. Lubię Go no ale o co mu chodzi? Za dużo o tym myślę, a w mojej lekko zaćmionej winem głowie tworzą się jakieś nieziemskie scenariusze. Oj Mirando, Mirando! Dorośnij w końcu! - myślę sobie po cichu.

***

"Rozłóż przede mną, księgę zaklęć i wróżb
Okutą w obwolutę twoich ramion i ud."

- Padam z nóg - mówię opadając ciężko na kanapę w naszym salonie i zarazem zrzucając ze stóp zabójcze aczkolwiek przepiękne piętnastocentymetrowe obcasy.
- Ja tam jakoś specjalnie zmęczony nie jestem - odpowiada Mike z szerokim uśmiechem.
- Aha, tak, tak...za dobrze Cię znam kochany, zawsze jak mówisz że nie jesteś specjalnie zmęczony to masz już w zanadrzu jakiś niecny plan - przyglądam się mu uważnie, a widząc Jego świdrujący wzrok i uśmiechnięte oczy pokazuje mu gestem że mam Go na oku. Mike nadal się śmiejąc siada obok mnie i zaczyna niby to od niechcenia tykać mnie palcem w udo.
- Na żarty Ci się zebrało - śmieję się, za każdym razem oddając mu tyknięcie, tyle że w ramię.
- A żebyś wiedziała że tak - śmieje się, a gdy ja tykam Go w żebro zaczyna mnie łaskotać po brzuchu.
- O nie!! - wykrzykuje zanosząc się śmiechem i próbując się bronić przed atakiem w mój najsłabszy punkt - nie! Tylko nie..! Proszę, nie! - krzyczę wijąc się i śmiejąc. Usiłuję też Go jakoś połaskotać, ale oczywiście mi się nie udaje bo kiedy tylko dobieram się mu gdzieś w okolice żeber, ten łapie mnie mocno, sadza sobie na kolanach i zaczyna całować najczulej jak się da, a ja nie powiem żebym była na takie pocałunki obojętna. Jeszcze chwile wspólnie się przekomarzamy, jednak potem oboje oddajemy się przyjemności. Po jakimś czasie moja marynarka i koszulka lądują na ziemi wraz z koszulą Mike'a. Nie dbając o nic zrzucamy z siebie ubrania i bieliznę. Idzie nam to z wielką łatwością bo oboje znamy już dokładnie nasze ciała. Pieścimy je nawzajem bardzo subtelnie, delikatnie, zarazem z wielką namiętnością i pasją, oboje wydając z siebie odgłosy zadowolenia. Jesteśmy rozpaleni z rozkoszy i podniecenia, a kiedy przychodzi ten moment, kochamy się - najpierw wolno i powoli, potem coraz szybciej i intensywniej krzycząc nawzajem swoje imiona najgłośniej jak tylko umiemy. W szczytowym momencie wbijam paznokcie w plecy Mike'a i wyginam się w łuku czując najwspanialszą, najogromniejszą rozkosz. Oboje w tym momencie nie szczędzimy sobie doznań głosowych, które tym razem tak samo jak przeżyty właśnie orgazm wydają się dużo bardziej dotkliwe niż zawsze. Zastygamy w bezruchu, wtuleni w siebie, oboje ciężko oddychając. Kiedy uspokajamy nasze oddechy, uśmiecham się szeroko i całuję Go w szyję, podczas gdy On składa delikatne pocałunki na moim obojczyku. Po chwili wstaje, podnosi mnie i niesie do naszej sypialni. Leżymy na boku, wtuleni, patrząc sobie głęboko w oczy, aż w końcu zasypiamy.

***

"Los ma swoje podstępne sposoby rzucania ci czegoś, czego nigdy nie oczekiwałeś."

W tym samym czasie.

- Wiesz co Chaz, dzięki Ci, że słuchasz moich cholernie durnych zwierzeń - śmieje się pod nosem.
- Nie no, bez przesady... - spogląda na mnie z uśmiechem - uwierz mi, że w czasie naszej znajomości zdążyłeś mi się wiele razy zwierzyć z dużo głupszych rzeczy.
- Taa, nawet nie masz pojęcia jak ja się cieszę, że trzech czwartych nie pamiętam - popijam łyk piwa.
- Czy ja wiem, te trzy czwarte nie były aż tak złe.
- Pewny jesteś? Z tego co mówiłeś mam wrażenie że były tragiczne.
- Nie chrzań. Nie chrzań, proszę - mówi z groźną miną.
- Dobra, dobra agresorze - zaczynam się śmiać.
- Od razu agresorze. Wkurzasz mnie po prostu, bo wiesz że zawsze wszyscy byliśmy wobec siebie lojalni i nie pieprzyliśmy bredni, że to albo tamto powiedzieliśmy niepotrzebnie - odpowiada, odkładając szklankę z Colą na drewnianą ławę.
- Apropo lojalności... - zaczynam jednak przerywam gdy Talinda wchodzi do salonu.
- Błagam Was, nie siedźcie za długo - mówi obejmując Chestera od tyłu i dając mu buziaka.
- Nie przejmuj się, pogadamy trochę i idziemy spać - odpowiadam, uśmiechając się z wdzięcznością, a Tal podchodzi i przybija mi piątkę - tak, w ogóle to dziękuję wam że mnie przenocujecie.
- Oj tam, wiesz dobrze że nigdy byśmy Cię nie puścili do domu wciętego - Talinda śmieje się i puszcza mi oczko.
- No wiem, wiem. Czasami się czuję jak wasze trochę od was starsze dziecko - zaczynam się śmiać.
- Tam dziecko, zawsze wszyscy sobie pomagamy. Ty też nam pomagasz więc co to za problem żebyśmy my raz Cię nie puścili do domu po minimalnie pijanym grillu - kontynuuje Chester.
- Żaden - potwierdza Tal, a mężczyzna jej przytakuje.
- Ale i tak dziękuję - uśmiecham się.
- Nie ma za co na prawdę. Dobranoc - mówi Talinda po czym wychodzi.
- Tak więc o czym mówiłeś? - po chwili Chester pyta z ciekawością.
- No...o lojalności.
- W sensie?
- Hmm... Chaz, powiem Ci coś, tylko że - przerywam na chwilę - musisz obiecać mi, że nikomu tego nie powiesz. Zwłaszcza Mike'owi... - tu się zatrzymuję...
- To coś poważnego? - pyta zdziwiony.
- Nie, sam nie wiem, w sumie...z jednej strony to ważne, a z drugiej nie - waham się.
- Czekaj, czekaj... dlaczego mam tego nie mówić zwłaszcza Mike'owi?
- Ehh, Chaz powiem Ci tak. Będziesz trzecią osobą po chłopakach, która się o tym dowie - mówię robiąc znaczący gest pokazujący Chesterowi o kogo mi chodzi - reszta towarzystwa i tak prędzej czy później się domyśli, to tylko kwestia czasu, ale zależy mi na tym aby Mike nie wiedział tego bezpośrednio, bo - wzdycham ciężko - bo mógłby mnie znienawidzić...
- Nie chcę nic mówić, ale skoro uważasz że reszta i tak prędzej czy później się domyśli to Mike też się kapnie - odpowiada.
- Mike dowie się tego w odpowiednim czasie ode mnie samego. Chyba że uda mi się to stłumić...wtedy nigdy się nie dowie, bo nie mam zamiaru wywracać mu życia do góry nogami.
- No dobrze. Nie powinienem Ci przysięgać, że nic mu nie powiem bo sam wiesz dobrze że jesteśmy przyjaciółmi i nie powinniśmy zatajać czegokolwiek, ale... jeśli ma to być zatajone dla dobra jego no i Mirandy to jestem w stanie przysiąc - mówi z powagą unosząc prawą rękę do góry i podając mi ją na znak zgody.
- Więc Chaz, zakochałem się w Mirandzie - mówię szybko, tak aby jak najszybciej to z siebie wydusić.
- Co? Że w Mirandzie, tej Mike'a Mirandzie?! - dopytuje Chester z miną jakby ktoś z całej siły przywalił mu w głowę cegłą.
- Tak, w tej Mirandzie.
- Ja pierdolę - kwituje mój towarzysz opierając się o oparcie kanapy i rozkładając ręce w geście bezradności.
- Wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? - pytam, jednak widząc minę Chaza kontynuuję bez usłyszenia odpowiedzi - Ona jest pierwszą kobietą w życiu którą, którą pokochałem od tak, bez żadnego związku czy czegokolwiek podobnego. Od tak, po prostu zobaczyłem ją po raz pierwszy i już, od razu pomyślałem że jest świetna. Nawet tego nie kontrolując wpakowałem się w to co raz bardziej i bardziej, aż w końcu doszedłem do wniosku, że się w niej zakochałem. Mam tak pierwszy raz w życiu, serio. Sam wiesz, że wszystkie moje byłe kochałem, ale one były inne, moja miłość do nich była wywołana związkiem, wszystko szło stopniowo, najpierw kumpelstwo, potem przyjaźń, dopiero potem seks i coś na styl miłości. Czuje się jakbym pierwszy raz w życiu był na prawdę poważnie zakochany...powiem więcej, zakochany do tego stopnia, że tak jak zawsze sądziłem że nigdy nie będę w stanie wziąć ślubu z żadną, nawet najpiękniejszą kobietą, tak z Mirandą byłbym w stanie go wziąć nawet teraz i tutaj, w tej chwili, gdyby tylko tego chciała. Chaz, ja wiem że to popieprzone, wszystko to jest popieprzone, ale na prawdę mam tak pierwszy raz w życiu. Pierwszy raz w życiu kobieta owinęła mnie sobie wokół palca, a co najlepsze... zrobiła to nawet nie zdając sobie z tego sprawy - kończę z miną zbitego psa.
- Szczerze? Jesteś dorosłym, dojrzałym mężczyzną, a gadasz jak zabujany nastolatek - kwituje, a ja przyznaję mu pełną racje przytakując - przykro mi to mówić, ale...wpieprzyłeś się po uszy - kontynuuje Chester - Mike kocha Mirandę tak jak nigdy nie kochał żadnej kobiety - przerywa - ona go też. Z resztą, ona kocha go od bardzo dawna, jeszcze zanim go poznała...
- Wiem, wiem...widać że oboje nie mogą bez siebie żyć. Nie musisz mi tego powtarzać po raz kolejny, tak jak 90% ludzi - odpowiadam, a po minie Chestera wnioskuje że jest zarazem zadziwiony, podłamany i prosto mówiąc... nie ma pojęcia co ma zrobić albo powiedzieć. Przez chwilę w salonie Benningtona panuje kompletna cisza, a ja wtapiam się w nią swoimi rozmyślaniami jak gorący wosk w materiał. Przemyślenia przerywa mi mój towarzysz, który najwyraźniej powtarza coś po raz kolejny, a ja tego nie słyszę:
- Co, co? - wyduszam z siebie, zachowując się jak wyrwany ze snu.
- Mówię, że nie jestem jakimś ekspertem i nie mam zamiaru zgrywać wielkiego wujka od dobrej rady, ale ja bym na twoim miejscu powiedział od razu Mike'owi o co chodzi. Nie czekałbym aż coś się domyśli albo ktoś mu coś powie...z resztą, Mike ani Miranda nie są głupi, umieją obserwować ludzi i zazwyczaj oboje z owej obserwacji wyciągają słuszne wnioski...
- Nie powiem mu nic - przerywam mu stanowczo, jednak ten jak nakręcony mówi dalej:
- ...poza tym nie chciałem Ci nic mówić, ale Talinda już dawno wyciągnęła słuszne wnioski, właśnie z obserwacji Twojego zachowania - kończy, patrząc na mnie znacząco.
- Tak myślałem... czyli długo mi się nie uda tego ukryć.
- Wiesz, nie wszyscy są dobrymi obserwatorami, a większość naszych przyjaciół i znajomych jest centralnie skupiona na ich związku, bez dopuszczenia do tego jakiejkolwiek myśli związanej z kimkolwiek innym - przerywa - nie łam się. Przecież jesteś i zawsze byłeś świetnym aktorem, potrafiłeś ukryć emocje i wszystko inne. Tak więc o co chodzi teraz?
- O to co mówiłem. To co czuje do Mirandy to nie jest... - przerywam - inaczej, nigdy nie czułem czegoś tak silnego i bezwarunkowego, rozumiesz? Nigdy - powtarzam jeszcze raz, dla podkreślenia znaczenia tego słowa.
- Rozumiem, ale tak czy inaczej obojętnie co czujesz, jeśli chcesz to ukrywać to musisz grać. Wiem że nie lubisz grać w życiu, ale sam dobrze wiesz że tym razem bez tego się nie obędzie - Chaz patrzy na mnie z pełnym zrozumieniem, a ja kiwam głową zgadzając się z tym co mówi - spokojnie, nikomu nic nie powiem. Nawet Talindzie. Nie powinienem tak robić, ale wiedz, że robię to tylko dla wspólnego dobra naszego towarzystwa, a zwłaszcza Mirandy, Mike'a i twojego.
- Dziękuje Ci Chaz. Cholernie mi pomagasz tym co robisz - uśmiecham się z wdzięcznością.

Cytaty: Jessie J feat. B.o.B - Price Tag, happysad - Mów Mi Dobrze, 30 Seconds To Mars - Closer To The Edge (Video).