wtorek, 21 lipca 2015

Undisclosed Desires Part 3.

Witam. Wstawiam Part 3 i mam nadzieję że będzie się wam podobał. Zapraszam do komentowania i pisania co sądzicie o całym opowiadaniu. Przepraszam was za to że nie odpisuję na komentarze, ale niestety ostatnio miałam bardzo mało czasu na to. Jak tylko będę miała chwilę to odpiszę na wszystkie ;) Cassandra xx


Punkt widzenia Diany.


"Your lips feel warm to the touch, you can bring me back to life.
On the outside you're ablaze and alive, but you're dead inside."


- Dlaczego ty nadal czasami jesteś takim strasznym palantem? - pytam z rozczarowaniem, jednak mimo to na moją twarz wstępuje podły, chytry uśmieszek. Co ja mówię! Ogromny, szeroki, piękny, dumny uśmiech, pełen najgorszych dla Dominica - w tej chwili - emocji, które ranią jego męskie ego, honor i dumę Boga seksu, aż do głęboko położonego cna. Patrzy na mnie z powątpiewaniem, sam nie wie co ma zrobić. Ostatnim czego spodziewał się po przebiegu sytuacji w garderobie i po tym co dzisiaj między nami zaszło, jest to że zostanie w niej podle wykorzystany, ograny i obdarty z wszelkich uczuć. Ba! Ograny w grę w której od pewnego czasu zawsze wygrywał, bo żadna laska z którą spał nie była zdolna go tak zniszczyć, tylko ja. Nie wpadło mu nawet do głowy że po tym co był zdolny mi dzisiaj powiedzieć, po tym na co się zdobył, ja będę zdolna zrobić mu to czego nie robiłam mu praktycznie od czasu naszego pierwszego stosunku. Był pewien że kocham go i tęsknię za nim na tyle, że nie dam rady wywinąć mu takiego numeru, tutaj się pomylił.
- Czy ty na prawdę znowu to robisz?! - jest wściekły, jednak nadal stoi przy ścianie w samych slipkach i nie śmie nawet ruszyć się na centymetr. Chyba po prostu jego ego oberwało tak mocno, że aż nie jest zdolny do ruchu. Poza tym ma spodnie zdjęte do kostek, co za pewne nie ułatwiłoby mu zrobienia kroku w moją stronę.
- Cóż kotku, każda historia kiedyś zatoczy krąg i się powtórzy - odpowiadam wielce spokojnym głosem, a uśmiech i zadowolenie z siebie nie znikają z mojej twarzy, ani na sekundę.
- Czy ty po prostu raz, chociaż jeden pieprzony raz w życiu nie możesz mi ulec?! - pyta, gestykulując przy tym rękami w tak komiczny sposób, że nie wiem czy się śmiać czy płakać - nie możesz po prostu, tak bez utrudniania życia pozwolić mi - przerywa z dziwnym lamentem, wywraca oczami niczym kobieta z okresem, a ja z tego wszystkiego wybucham śmiechem, na co on reaguje jeszcze bardziej alergicznie niż przedtem.
- Nie śmiej się do cholery! Dlaczego się śmiejesz?! To wcale kurwa nie jest śmieszne! - w końcu schyla się i wkłada z powrotem swoje czerwone spodnie.
- Śmieje się wyobraź sobie z twojego komizmu i z tego jak to wszystko wyolbrzymiasz - odpowiadam jakby nigdy nic i już chcę wyjść, jednak on w końcu się rusza i łapie mnie za nadgarstek.
- Czy ty do cholery nie masz uczuć?! Najchętniej przywiązałbym Cię do łóżka i trzymał, aż w końcu musiałabyś stać się potulna - odgryza się, patrząc mi prosto w oczy.
- Ty się zastanów do cholery czy ty kochasz mój upór czy wolisz żebym była łagodna jak jakaś pierwsza lepsza dziewica, bo jakoś nagle priorytety Ci się zmieniły - patrzę na niego ze znudzeniem.
- Zrozum mnie do cholery, ja na prawdę uwielbiam to jaka jesteś, uwielbiam ten upór i to wszystko, ale nie jak robisz mi coś takiego no - urywa z oburzeniem - to jest jakieś nie ludzkie że ty się tak nade mną znęcasz tak od niechcenia - robi przy tym minę niczym pobity, mały pies, a ja znowu nie mogę opanować śmiechu.
- No faktycznie jestem nie ludzka - urywam, minimalnie się opanowywując - no serio, będą Ci musieli amputować genitalia przeze mnie - urywam, wycierając z kącików oczu łzy, które napłynęły do nich od śmiechu - co ty zrobisz bez swojego cudownego penisa, ty będziesz musiał żyć w celibacie, o nie! - lamentuje w komiczny sposób, ale Dominica ku mojej jeszcze większej uciesze, nie śmieszą moje aktorskie wywody.
- Czy ty możesz się uspokoić i spróbować docenić to co ja dzisiaj zrobiłem? - pyta całkiem spokojnie.
- Wiesz co? Jakoś nie za bardzo mnie to rusza, zwłaszcza że nagle Ci się tak zebrało na to po ponad dwóch latach - urywam, oddychając głęboko - zawsze umiałeś pięknie mówić, jeśli bardzo Ci zależało na zaciągnięciu jakiejś do łóżka - uśmiecham się, wyciągając rękę z jego silnego uścisku i wychodzę, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
- Diana! Diana! - woła mnie, a ja nie reaguje i pewnym krokiem ruszam wprost, długim korytarzem. Chwilę później, dogania mnie z narzuconą koszulą i znów łapie za rękę.
- Czy my możemy porozmawiać...
- Nie Dom, nie możemy! - podnoszę głos, przerywając mu tym samym - a wiesz dlaczego nie możemy? - wracam do spokojnego i opanowanego tonu - nigdy tak na prawdę nie łączyło nas nic poza seksem i kilkoma wzniosłymi momentami, a ty nagle wylatujesz z takim czymś? - znów patrzy na mnie z tym dziwnym, neutralnym wyrazem twarzy. Nigdy wcześniej nie znałam Dominica Howarda o takim wyrazie twarzy, dlatego też nie wiem co o tym myśleć - powiem Ci tylko jedno Dom, to że za mną tęsknisz w różnych dziedzinach życia, to że mnie pragniesz, że uwielbiasz, że nie jesteś zaspokojony w życiu beze mnie, jeszcze nic nie oznacza - urywam, nabierając powietrza i nadal śledząc jego martwą wręcz reakcje - nagle uroiło Ci się że może mnie kochasz, ale nie, wiesz co? To nie jest miłość. To dokładnie to samo mylne w twoim przypadku uczucie, które czujesz zawsze kiedy masz kogoś na oku, ale nie masz go przy sobie. Tęsknisz, ale tak na prawdę nic więcej, kiedy tylko zaspokoisz swoją tęsknotę, pojawia się jedno wielkie nic, rozumiesz? Cholerna pustka, która w twoim przypadku zostanie zapełniona masą innych dupeczek, wyrwanych gdzieś w barach czy na imprezach. Pomyślałeś kiedyś o mnie? O tym czy ja cokolwiek czuje? - patrzę w jego oczy, których wyraz jest jakby nieobecny, zupełnie jakby nie wiedział o czym do niego mówię - właśnie Dominic, nie pomyślałeś, nigdy o tym kurwa nie pomyślałeś - oddycham głęboko, napełniając siebie siłą, aby powiedzieć mu to co powinnam powiedzieć już dawno - nigdy nie wpadło Ci do tego głupiego, zakutego łba że ja też mam pierdolone uczucia - przerywam, aby upewnić się czy przypadkiem moja słabość nie objawia się w postaci łez - nigdy nie pomyślałeś że po tobie spałam z kim popadnie tylko i wyłącznie po to by nic nie czuć, po to żeby wyrzucić z siebie te martwe emocje, które we mnie zabijałeś, każdym swoim pieprzonym wyczynem. To był jedyny sposób na pozbycie się złudzeń co do Ciebie, pojmujesz to? - wzbiera we mnie złość, jednak nadal myślę trzeźwo. Dominic wyraźnie nie wie co ma zrobić, jak ma się zachować, jest zamurowany tym co mu właśnie powiedziałam - zawsze widziałeś w tym tylko moją podłość i swoją cholerną nic nie znaczącą zazdrość o mnie, o moje ciało, nigdy o uczucia. Nigdy nawet nie śmiałeś pomyśleć o tym co ja czuje, co myślę, o tym za co tak na prawdę Cię nienawidzę, a jednak nadal jestem przy tobie - urywam przeciągle, a brak jego reakcji doprowadza mnie powoli do szału - w końcu kiedy urwałam tą chorą relację, która między nami była, czy zastanowiłeś się kiedyś na poważnie dlaczego to zrobiłam? - zaciskam pięści, a on patrzy na mnie z powagą, jakby czekał na ostateczny cios - bo Cię kocham idioto - walę pięścią w jego ramię - i już wtedy kochałam - jego mina tężeje, a wyraz twarzy staję się jakby pełen bólu i zagubienia - ale ty tego nie pojmiesz, ty nie wiesz co to tak na prawdę miłość i nigdy nie będziesz wiedział - przerywam i odchodzę krok od niego - twoje uczucia, potrzeby i odczucia emocjonalne są na zbyt płytkim poziomie, abyś to zrozumiał - oddycham głęboko i nie pozwalam sobie na jakąkolwiek widoczną oznakę słabości - myślałam że po śmierci ojca to zrozumiesz, że uzmysłowisz sobie wszystko, dałam Ci trochę czasu na oswojenie się ze wszystkim, na przejście przez tą sytuację, zapomnienie, ale ty nadal nic nie ogarniałeś, kompletnie nic, zupełnie jakbyś sam był martwy , tyle że w środku - kończę - teraz wiesz i jeśli na prawdę masz chociaż złudzenia jakichkolwiek uczuć wobec mnie to przemyśl to poważnie, zanim cokolwiek zrobisz, bo przypadkiem możesz coś spieprzyć, coś co i tak już spieprzyłeś - cały czas patrzę mu w oczy, a kiedy on wyraźnie nie wie co ma zrobić, odwracam się i po prostu odchodzę. Idąc korytarzem nie spoglądam za siebie, po prostu idę pewnym jak zawsze krokiem. Nie czuje nic, oprócz cholernej ulgi.


***

Punkt widzenia Dominica.


"Even though I know what I'm lookin' for, she's got a brick wall behind her door.
I'd travel time and confess to her, but I'm afraid she'd shoot the messenger."


Wchodzę do naszego pokoju, siadam na fotelu, łokcie opierając na kolanach i chowam twarz w dłoniach. Nie mogę uwierzyć w swój debilizm i w to jaki jestem i byłem zapatrzony w siebie, że nigdy nie pomyślałem o tym że Diana może coś do mnie czuć. Chris, Matt i Kelly mówili mi że coś może być na rzeczy, jednak ja nie chciałem w to wierzyć, bo zawsze byłem przekonany że Diana nie byłaby zdolna zakochać się w kimś takim jak ja. Cały czas żyłem w pieprzonym przekonaniu że prócz pożądania i pociągu seksualnego, czuje do mnie jedynie obrzydzenie i nie byłaby nigdy w stanie spojrzeć na mnie jak na mężczyznę z którym mogłaby być w związku. Gdybym kiedykolwiek zastanowił się nad tym na poważnie, to w końcu doszedłbym do tego że coś jest na rzeczy, ale nie...kurwa mać nigdy tak o tym nie myślałem. Zawsze sądziłem że Diana uważa się za wyższą i lepszą ode mnie w każdym calu, że gdyby nie seks to nienawidziłaby mnie z całego serca, że zmieszałaby mnie z błotem i wyśmiała, gdybym powiedział jej cokolwiek o tym co czuje, o tym że ją kocham. Dlatego zawsze zachowywałem się jak pieprzony palant, chciałem okazać jej że poza sferą łóżkową, jest dla mnie nikim tak jak ja dla niej jestem nikim. Cholerny problem tkwi w tym że ona nigdy nie była dla mnie nikim, tak samo jak ja dla niej.
- Kurwa mać! - krzyczę na cały głos, aż Matt, Chris i Sophia podskakują z zaskoczenia. Nie odzywali się od samego początku, kiedy tu wszedłem, bo od razu wyczuli że jest źle i lepiej mnie nie ruszać. Nadal się nie odzywają, ale kiedy prostuje się na fotelu i otwieram oczy, widzę ich śmiertelnie poważne spojrzenia skierowane w moją stronę. Usiłuję myśleć trzeźwo i po chwili uświadamiam sobie że Sophia musi wiedzieć w czym rzecz, przecież jest najbliższą przyjaciółką Diany.
- O wszystkim wiesz, prawda? - pytam już spokojnym głosem, a jej oczy dotychczas wpatrzone we mnie z powagą, zaczynają krążyć po pokoju. Wstaje i odwraca się plecami, oddychając głęboko, zupełnie jakby potrzebowała tlenu na oswojenie się z zaistniałą sytuacją - proszę Cię Sophia, powiedz mi, ty musisz wiedzieć o tym wszystkim - dodaję po chwili - tylko tobie zawsze mówiła wszystko, tylko i wyłącznie tobie - kończę, a brunetka nadal stoi odwrócona plecami i opiera się rękoma o blat stołu ustawionego przy ścianie za kanapą. Matthew i Chris zdają się nie do końca wiedzieć o co chodzi, jednak wydaje mi się że to tylko przykrywka, że sami dobrze wszystko wiedzą, ale nie poruszali nigdy tematu, bo znali moją reakcję, kiedy próbowali kiedyś mi coś o tym powiedzieć.
- Do cholery, popełniłem prawdopodobnie najgorszy błąd w moim życiu i teraz kiedy zdałem sobie w końcu z tego sprawę, możesz mi spokojnie wytknąć wszystko co przyjdzie Ci do głowy - wstaję i rozstawiam ręce na boki - Diana już to zrobiła, ty też możesz, czekam - opuszczam ręce w dół i widzę jak Sophia waha się przed zrobieniem czegokolwiek. W końcu odwraca się na pięcie i patrzy na mnie ze złością. Złość to za mało powiedziane, Sophia jest wściekła, mam wrażenie że zaraz wybuchnie i mnie uderzy, jednak to nie w jej stylu, ona zawsze jest opanowana i spokojna nawet w najgorszych momentach.
- Co mam Ci powiedzieć Dom? Czego oczekujesz? Że powiem Ci to wszystko z czego Diana zwierzała mi się przez te pieprzone siedem lat? Że powiem Ci o tym co przez Ciebie robiła? O tym jaka była słaba i stłamszona? Pf - urywa na chwilę, a jej wzrok biegnie wzdłuż pokoju, zupełnie jakby potrzebowała popatrzeć w sufit, po to tylko żeby nie zrobić mi krzywdy - nic Ci nie powiem Dominic, nie zasługujesz na to żeby wiedzieć - patrzy mi prosto w oczy, a jej wzrok jest tak ostry, że aż czuje ukłucie. Nigdy wcześniej nie widziałem jej tak wściekłej i złej - powiem tylko jedno Dom, jedno co musisz wiedzieć i dokładnie przemyśleć - zbiera włosy i odgarnia je do tyłu, jakby potrzebowała chwili na przygotowanie się. W końcu jej wzrok kieruje się znów prosto w moje oczy, jest ostry, zimny i wyrachowany. Wygląda teraz jak gotowa do zadania mi ostatecznego ciosu - Diana nigdy w całym swoim życiu, przez nikogo tak nie cierpiała jak przez Ciebie - mierzy mnie od góry do dołu, jakby chciała wyłapać cień jakiejkolwiek emocji w moim ciele, które ostatecznie nie jest w stanie chyba nic zrobić. Sophia nawet nie wie o tym że właśnie zadała mi ostateczny cios - wiesz? - na jej twarz wstępuje gorzki uśmiech - nie wiem nawet czy do Ciebie dociera jak ona mogła się czuć, niby to nie była dosłowna pogarda, ale jednak, jednak nią gardziłeś - urywa i szybkim krokiem kieruje się do wyjścia.
- Ale cholera ona też mną gardziła! Skąd mogłem to kurwa wiedzieć?! - krzyczę za nią.
- Wystarczyło pomyśleć raz nie tylko o sobie Dom, na prawdę - odpowiada odwracając się w drzwiach i wychodzi. Matt rusza za nią, a ja zostaję sam z Chrisem. Opadam zmęczony na fotel i znów chowam twarz w dłoniach. Przez kilkanaście minut w pokoju panuje kompletna cisza, która pozwala mi się skupić i zastanowić, jednak po chwili dopada mnie kłujący ból głowy. Siedzę z dłonią na oczach i nawet się nie ruszam, kiedy do pokoju wraca Matt.
- Jest tak wściekła jak nigdy, nawet mi się nie udało jej uspokoić - siada na fotelu obok i po powiadomieniu nas o stanie Sophi, również się nie odzywa. Oboje teraz czekają na to aż ja coś powiem.
- Kurwa starzy, nawet nie wiecie jak ja ją cholernie kocham - wypalam po chwili, ściągając rękę z oczu i zanosząc się gorzkim, ale pełnym szczęścia śmiechem. Matthew, Chris i niczego nieświadomy Tom, który właśnie wparowuje do pokoju, są wyraźnie zatkani tą informacją, wiem to bez spoglądania na ich twarze. Kiedy w końcu odwracam wzrok i spoglądam na nich, nie wiem czy śmiać się czy płakać. Ich reakcje są tak zszokowane że przez chwilę zastanawiam się czy za mną nie stoi zabójca z nożem. Czuję dziwną ulgę, jakby ciężar wszystkiego co we mnie siedziało od początku kiedy poznałem Dianę, nagle zszedł, został zdjęty w jakiś dziwny, tajemny sposób. Zdaje sobie sprawę z tego że spierdoliłem po całej linii, ale mimo to jestem cholernie szczęśliwy że jednak ona odwzajemnia to co czuje. Fakt faktem że moje położenie jest w tej chwili najgorszym z możliwych w jakich kiedykolwiek byłem, jednak nawet ten fakt nie przyćmi w tej chwili tej dziwnej radości, którą czuje. Mam wrażenie jakbym cofnął się do liceum, cholera wie dlaczego, ale to wrażenie jest bardzo przyjemne i nie, nie mam zamiaru się go wyzbywać.
- Czy ty coś ćpałeś stary? - Kirk w końcu zdobywa się na powiedzenie czegoś, co w zamierzeniu miało być chyba zabawne, jednak nie jest, przynajmniej dla Matthew i Chrisa, dla mnie brzmi normalnie, jak na to że wypadło z jego ust.
- Wyobraź sobie że jestem czysty jak łza - wstaję, okręcam się wokół własnej osi i zanoszę się śmiechem - nawet piwa nie piłem - staje i patrzę na ich miny, które w tym momencie zdają się być przekomiczne.
- Czy on to mówił - Kirk urywa z zastanowieniem - co on w ogóle powiedział i o co chodzi? - dopytuje, a Matt i Chris otrząsają się.
- To co powiedziałem tyczyło się Diany, tak właśnie jej - odpowiadam na jego wątpliwość, a on zamyka w końcu drzwi i siada na kanapie, obok Chrisa z dziwną miną.
- Okej - pierwszy odzywa się Chris - że coś do niej miałeś i masz to ja zawsze wiedziałem, ale żebyś tak od razu mówił że ją kochasz - urywa na chwilę.
- Że ją kocha to wiadomo nie od dzisiaj, ale że on to powiedział na głos - myśl Chrisa, dokańcza Matt.
- Najwidoczniej właśnie zdałem sobie z czegoś kurewsko ważnego sprawę - dopowiadam, siadając z powrotem na fotel i nie mogąc uwierzyć w to co się ze mną dzieje w tej chwili, jaka radość we mnie siedzi. Przyjaciele zaczynają się śmiać i patrzą na mnie z pewnego rodzaju zdziwieniem, ale i radością, którą dzielą ze mną.
- Teraz muszę tylko wszystko porządnie przemyśleć i ogarnąć, ułożyć - mówię z zastanowieniem - muszę to naprawić jakoś, to cholernie trudne, ale ja to zrobię, zobaczycie że ja to zrobię - zapewniam ich.
- Chyba właśnie dojrzałeś - Matt śmieje się.
- Możliwe - odpowiadam - ważne że teraz jestem pewien i wiem że z żadną inną bym nie był na stałe, tylko z nią - kiwam głową z powagą.
- Nie chcę nic mówić, ale ty to już dawno wiedziałeś, tylko z tego co mi się zdaje żyłeś w błędzie - dopowiada Chris, a spojrzenia naszej pozostałej trójki, kierują się w jego stronę i badawczo oczekują wyjaśnienia, zwłaszcza ja.
- Nie patrzcie się tak na mnie, Kelly zawsze wszystko wiedziała ze swoich obserwacji i o tobie i o Dianie, ale kiedy chciała...
- Wiem, kiedy chciała mi powiedzieć ja nie chciałem jej słuchać, bo nie wierzyłem że takie coś może zaistnieć z jej strony - dopowiadam - na prawdę byłem cholernie głupi i nieświadomy, dopiero teraz to wszystko do mnie dotarło, dopiero jak Diana wygarnęła mi dzisiaj wszystko i wytłumaczyła, to załapałem i zacząłem wszystko ogarniać umysłem - urywam przeciągle - jakim trzeba być pieprzonym idiotą, żeby nic nie zauważyć przez te wszystkie lata - wstaję i ze złości kopię w sąsiedni fotel.
- Stary, owszem nie jesteś bez winy, ale nie możesz też patrzeć na to w sensie takim że to tylko twoja wina - Thomas, próbuje zdjąć ze mnie to poczucie.
- Dokładnie, wina leży w tym że nigdy ze sobą tak na prawdę poważnie nie rozmawialiście na ten temat, tak? - dopowiada Matt - nigdy się na to nie zdobyliście, ani ty ani ona, nikt nie miał odwagi.
- Właśnie, w dodatku weź pod uwagę że Diana bardzo dobrze ukrywa te emocje, które odbiera jako słabości, czasami nawet mimo woli - dodaje Chris.
- Wiem kurwa wiem, ale to i tak nie usprawiedliwia mojej głupoty - zastanawiam się patrząc w ścianę - i zapatrzenia w siebie, a potem zwracania uwagi już tylko na swoje uczucia.
- Zawsze wiedziałem co się kroi, wszyscy wiedzieliśmy, ale na szczęście tylko ja odczułem twoją dziką zazdrość - dodaje Matt, a ja praktycznie od razu wiem o co chodzi. Kiedy odwracam się, on patrzy na mnie z wymowną miną - odczułem to na własnej szczęce i to dość boleśnie - śmieje się pod nosem, a Chris i Tom jako że wiedzą o co chodzi, zaczynają kręcić głowami w geście rozbawienia i dziwnej grupowej rozpaczy zarazem.
- Stary, czy ty serio właśnie mi to wypominasz? - pytam, po czym wciągam ciężko powietrze.
- Nic Ci nie wypominam, tylko po prostu gryzie mnie że wtedy nie czaiłem o co chodzi, dopiero potem zacząłem o tym myśleć, właśnie przez twoją reakcje - odpowiada, a ja siadam z powrotem na fotelu z dziwną ulgą - musiałem dostać od Ciebie po gębie na haju żeby zrozumieć - śmieje się jak to on, a ja sam lekko się uśmiecham, przypominając sobie ten dziwny i dość traumatyczny moment.
- Ale serio się wtedy wściekłem, do dzisiaj pamiętam tą złość, chyba nigdy więcej w życiu nie byłem tak przenikliwie zły - kręcę głową na samo wspomnienie tego momentu - nawet nie wiedziałem do końca co robię, a magiczne grzybki mi jakoś wtedy nie pomagały.
- Ja pamiętam wszystko jak przez mgłę, wiem tylko że rano obudziłem się i cała twarz mnie tak bolała, że myślałem że te laski nas pobiły czy coś gorszego - wspomina Matt.
- Nie zapomnę jaka Diana była wtedy na was wkurwiona - zaczyna Chris - to nie była złość, to było - urywa z zastanowieniem - to był szał, nie mam cholernego pojęcia co, ale nigdy jej takiej nie widziałem - kręci głową zszokowany, a Kirk mu przytakuje.
- No to była masakra, chyba nigdy na nas tak nie nakrzyczała, dosłownie zmieszała nas z gównem - przypomina Matt z zamyśleniem - jeszcze zdzieliła nas obu w twarz z taką siłą że nie wiem czy to nie było mocniejsze od uderzenia Doma - śmieje się i silnie przy tym gestykuluje.
- Myślę że było mocniejsze od mojego uderzenia - przyznaje - wiele razy dostałem od niej w twarz, ale wtedy chyba było definitywnie najmocniej - dodaje po chwili zastanowienia.
- Dobrze że nigdy poza tymi kilkoma razami na haju, Diana nie leciała na mnie na poważnie, bo byś mnie ciągle obijał - kwituje Bellamy. Wszyscy zaczynają się śmiać, a ja patrzę na niego jak na największego debila tego świata - no taka prawda Dom - śmieje się dalej - Diana czasami coś odwalała ze mną, ale nigdy to nie było na poważnie - mówi po chwili - najczęściej to było tylko dlatego że ją wkurwiłeś.
- Wiem kurwa, nie musisz mi mówić - odpowiadam zaciskając oczy ze złości - ja nie wiem, ja serio jestem jakiś porąbany że ja nic nie zauważyłem wcześniej, ani o tym nie pomyślałem, nic kurwa, kompletnie nic - podnoszę głos i walę pięścią w fotel.
- Weź się tym nie zadręczaj, ważne że wiesz teraz i że możesz działać, bo w końcu masz co do tego pewność że ona to odwzajemnia - mówi spokojnie Chris - w końcu możesz przestać się zadręczać jakimiś pieprzonymi mrzonkami, które sam sobie wytworzyłeś w głowie na jej temat, w końcu możesz działać bez obaw że ona tego nie odwzajemnia, nawet jak zostaniesz zmieszany z błotem, zgnojony i w ogóle odrzucony, to wiesz że możesz starać się dalej, aż do skutku - przerywa, patrząc na mnie z pewnością, a kiedy otwieram jedno oko i na niego patrzę, mówi dalej - nawet jeśli sytuacja w tej chwili jest krytyczna to wiesz że możesz to wszystko naprawić, bo mimo to ona też Cię kocha, czaisz? Na tym właśnie polega prawdziwa miłość stary, może nie dokładnie, ale w dużym stopniu - Chris patrzy na mnie tak jakby dawał mi pouczenie.
- Zaczynam się czuć jak w szkole - otwieram oczy i uśmiecham się lekko - ale dzięki, za to was uwielbiam właśnie.
- Wiecie co? Jesteśmy cholernie popapraną czwórką przyjaciół, serio - rzuca Kirk i śmieje się.
- Serio? Dzięki że przypominasz, dawno tego nie słyszałem, a lubię jak o tym gadamy - dodaje z uśmiechem. Gdyby nie tych trzech idiotów, chyba nie dałbym czasami rady.


Cytaty: Muse - Dead Inside, Billy Talent - Surrender.