czwartek, 30 czerwca 2016

Undisclosed Desires Part 6.

Zapraszam do czytania i komentowania. Za wszelkie usterki związane z czcionką i czymkolwiek innym, od razu przepraszam, ale miałam nie małe problemy z edycją tego rozdziału, ponieważ blogger postanowił się buntować na każdym możliwym kroku. Mam nadzieję, że żadne usterki nie przeszkodzą w czytaniu, a gdyby tak, to piszcie, postaram się je skorygować. Enjoy, Cassandra.


“You make me sick,
because I adore you so.”


Rok 2001 - trasa promująca "Origin Of Symmetry."
Noc, punkt widzenia Diany.


 Nie wiem co robić. Boję się zaangażowania. Boję się bólu. Boję się cierpienia. Boję się kpiny. Boję się słabości. Boję się tych wszystkich emocji. Boję się wykorzystania. Boję się zdrady. Boję się powagi. Ale zarówno boję się to stracić. Wreszcie, boję się samej siebie, swoich własnych uczuć. Boję się, cholernie się boję. Nie wiem co robić, na prawdę nie wiem. Pierwszy raz w życiu jestem w takiej parszywej sytuacji i na prawdę nie mam pojęcia co zrobić. To wszystko sprawia, że jestem wyczerpana. Trzęsą mi się ręce, oczy mam szkliste i nieobecne. Jestem niezwykle blada, a do tego w pieprzonej Rosji złapałam jakieś cholerne przeziębienie. Z natury jestem bladą osobą, ale to nie ten typ bladości. Jestem wręcz przejrzysta. Do tej pory tłumaczę to zmęczeniem, ciągłym brakiem snu i ciężką pracą w trasie. Ale ile można? Ile można się oszukiwać? Jestem wyczerpana, nie tylko fizycznie, a emocjonalnie. Jestem cholernym kłębkiem sprzecznych emocji, uczuć, które biją się o wyjście spod maski pewności siebie. Nie wiem już w co wierzyć. Nie wiem nawet czy mogę wierzyć samej sobie, a teraz jeszcze to. Matt i Chris wczoraj usiłowali mnie przekonać, że zachowania Doma są szczere. Myślą, że źle odebrałam ich intencje, bo ich o tym przekonałam. Specjalnie wprowadziłam ich w przekonanie, że odebrałam ich dyskusję za przejaw obrony Doma, wywołany solidarnością plemników, a nie dobrymi intencjami. Dobrze wiem, że chcieli dobrze. Znam ich na wylot, wiem że nie chcieliby, abym cierpiała czy cokolwiek w tym stylu. Ale wiem też, że jeśli pokażę że im wierzę, będę skończona. Jeśli pokażę, uwierzę w dobre intencje Dominica, to będzie mój koniec. Jeśli ujawnię się, to będzie najprawdziwszy koniec. Najgorszy z możliwych. Zapewne odwróci kota ogonem i zrobi po swojemu. Nigdy, przenigdy nie pozwolę sobie na zastanawianie się czy on mnie kocha. Logiczne że nie. Kocha moje ciało, kocha seks, nie mnie i moją osobowość. Jestem dla niego jak ładny, drogi, uszyty na miarę i z dobrego materiału garnitur. Pasuje mu, jestem skrojona dla niego, jednak on patrzy tylko na zewnętrzne cechy. Wnętrze go nie obchodzi. Nie obchodzi go, że jeśli garnitur jest uszyty ze sztucznego materiału, nie będzie przepuszczać powietrza i w upał sprawi że noszący go, udusi się z gorąca. To marne porównanie, ale na prawdę oddaje podejście Dominica. A jego zachowanie? To że nie sypia z innymi od października, o niczym nie świadczy. Ja nie robię tego, bo jestem głupia. Zakochałam się, pozwoliłam się porwać jak jakaś pieprzona nastolatka, a do tego sama, przez własną nie uwagę wpieprzyłam się w prawdopodobnie największy błąd mojego życia. On? Nie wiem dlaczego on tego nie robi, ale na pewno nie jest to powodowane miłością. Może doszedł do wniosku, że jego wybuchy zazdrości o moją osobę, spowodowane zazdrością o moje ciało i to że ktoś inny może je przez chwilę mieć, są bezpodstawne, jeśli będzie pieprzył się z innymi. Kim ja do cholery jestem, że dałam się nabrać na jakieś pierwsze lepsze gierki? On nie jest zdolny do prawdziwej miłości, sam to przyznaje, a ja jak jakieś dziecko łudziłam się, że może jednak coś do mnie czuje, bo się zmienił. Pff...zmienił, w słowniku Dominica Howarda nie funkcjonuje takie pojęcie, jak zmiana. Nie wiem w jaki sposób, ale muszę jakoś się z tego wyrwać, muszę uciec od tej chorej relacji. Boję się, jestem jak przestraszone zwierze uwięzione w klatce. Dom tylko mnie wykorzystuje. Po tamtej nocy w Japonii, wziął sobie za cel ujarzmienie mnie. Nie obchodzi go cena, moje uczucia czy cokolwiek. Chce mieć mnie na własność, chce ze mnie zrobić swoją zabawkę, nie raz już widziałam jak to robił innym dziewczynom. Co prawda z innymi szło mu o wiele szybciej i łatwiej, dlatego obrał sobie mnie za największy cel. Jestem jego cholernym wyzwaniem. Od kiedy tylko pamiętam, zawsze taki był, od samego początku jak go poznałam. Chory system wartości, idioty który spija wódę z pępków i wciąga kokę z cycków fanek i modelek, po to aby potem przelecieć je w garderobie, czy gdziekolwiek indziej. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak bardzo dałam się wciągnąć w manipulację, jak bardzo udało mu się mnie uwiązać, zamknąć w klatce. Howard myśli, że ma mnie w garści. Nie pozwolę mu na to, nikt nigdy nie będzie miał mnie w garści, a już na pewno nie on. Kiedy dociera do mnie co mnie czeka, jeśli mam rację co do siebie, dociera jak głęboko wpadłam w gówno, łzy napływają do moich oczu, a ja nie umiem się powstrzymać. Stan, którego od zawsze unikałam jak ognia. Stan, którego tak bardzo się boję. Wraz z łzami, nadchodzi kolejna fala mdłości, które męczą mnie od rana. Wraz z towarzyszącą im temperaturą i bólami mięśni, pogarszają mój stan, sprowadzając mnie do cholernego dna. Zrywam się szybko i biegnę do toalety. Zwracam wszystko co udało mi się w siebie wcisnąć dzisiejszego dnia, czyli zasadniczo nic, prócz wody i wziętych na pusty żołądek tabletek przeciwzapalnych. Zwymiotowanie, przynosi mi ulgę w objawach fizycznych, jednak nie w emocjonalnych.
- Co za syf - mamroczę pod nosem, ocierając łzy i twarz kawałkiem papieru toaletowego, kiedy słyszę pukanie do drzwi - kurwa mać, akurat teraz?! - wykrzykuję pod nosem, krztusząc się nagle i zanosząc głośnym szlochem - spierdalaj, kimkolwiek jesteś! - krzyczę, gdy udaje mi się uspokoić płacz, ale nie słyszę odpowiedzi. Drzwi, po chwili delikatnie się uchylają, a ja odwracam się gwałtownie i wychylam zza drzwi toalety, bojąc się że to Dom.
- Nawet we własnym cholernym pokoju, nie mogę mieć chwili spokoju?! - wykrzykuję z wściekłością, a moim oczom ukazuje się lekko przestraszona, ale nadal pełna treściwej powagi, śniada twarz Sophi, naszej - a w zasadzie mojej - nowo zatrudnionej asystentki. Dziewczyna na początku wydała mi się zbyt słaba, delikatna, łagodna i wątła jak na tą robotę i jak na to, że jesteśmy w tym samym wieku. Jednak powoli wychodzi szydło z worka i okazuje się być co raz lepsza w te klocki. Treściwa, poważna, oddana, poświęca się pracy w stu procentach. Co prawda, jak na razie jedyne co dane jej jest robić, to odwalać czarną robotę za mnie i Kirka, kiedy balujemy i damy czasem dupy. Widząc ją w drzwiach, szybko odwracam od niej twarz, aby nie widziała że płaczę. Ocieram jednym ruchem łzy, popijam łyk wody ze szklanki na stoliku obok łóżka i oddycham głęboko, aby się opanować. Odwracam się do niej dopiero po chwili. Od razu zauważam w jej twarzy podejrzliwy wyraz. Przy okazji powinna zostać naszym trasowym, pieprzonym Sherlockiem Holmesem w spódnicy. Wszystko zauważy, wszystko wyszpera, ja pierdole. Dobrze że nadrabia rzetelnością i umie dochować tajemnicy, bo w innym wypadku wywaliłabym ją na zbity pysk po drugim ostrzeżeniu, a padło ich już pod tym względem z osiem. Ogrom, patrząc na to że pracuje z nami nie cały miesiąc. Od razu wyłapuje, że wpadłam w lekką histerię i okazuje się o wiele bystrzejsza, niż sądziłam. Już mam zareagować ofensywnie i wywalić ją z pokoju, kiedy ta zaskakuje mnie swoimi słowami i dzięki nim, zdobywa mój podziw i niechęć zarazem:
- Nie musisz się tłumaczyć, nie jestem tutaj po to, chociaż i tak już rozgryzłam tą chorą relacje - patrzy na mnie z powagą, a ja przyglądam się jej badawczo, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że w moich oczach z powrotem pojawiają się łzy, które powodują, że nie widzę dokładnie jej twarzy - spokojnie, nic nikomu nie powiem, taka już jestem. To co tutaj widzę i słyszę zostanie tylko i wyłącznie między nami - urywa - chcesz jakieś leki albo coś do jedzenia? Przecież na pierwszy rzut oka widać, że coś Ci dolega, jesteś cieniem człowieka - dodaje, chcąc wyjść, jednak ja nie do końca świadoma, tego co robię, podchodzę i łapię ją za nadgarstek, nie pozwalając wyjść. Dopiero teraz, dociera do mnie to co powiedziała i sama nie wiem, czy robię dobrze, czy źle, ale chcąc się upewnić w tym że mówi prawdę, wpatruję się przez długą chwilę w jej brązowe oczy, których wyraz jest teraz pełen troski. Nie rozumiem, dlaczego miałaby się o mnie troszczyć, skoro dotychczas to ja jestem najbardziej wymagającą dla niej osobą i to ode mnie dostała kilka siarczystych ochrzanów. Dlaczego miałaby troszczyć się o taką sukę jak ja? Nie rozumiem tego i w tym momencie chyba nawet nie mam ochoty tego rozumieć. Jedyne co widzę w jej oczach, to że mówi prawdę. Jej przejęcie i troska nie są udawane, na prawdę się mną przejmuje.
- Cokolwiek Ci dzisiaj powiem, jeśli uronisz komukolwiek chociaż słówko - przerywam, aby przybrać najgroźniejszy ton głosu na jaki mnie w tej chwili stać - wylecisz stąd z hukiem, a następną pracę znajdziesz dopiero na drugiej półkuli tej zasranej planety, razem ze mną z resztą - grożę jej palcem, a ta uśmiecha się lekko pod nosem, zupełnie jakby moje słowa były dla niej zabawne - zrozumiałam - odpowiada od razu, bez żadnego zastanowienia. Stoję chwilę w bezruchu, a mój wzrok ląduje wbity w drzwi, które ona zamyka jednym sprawnym ruchem na klucz. W moich oczach nagle z powrotem zbierają się łzy. Zanoszę się płaczem, tak głośno i mocno, że już nie wiem czy pieprzone serce boli mnie z miłości, od konwulsji, które targały mną podczas wymiotów czy od zbyt gwałtownego, histerycznego wręcz płaczu. Upadam na kolana i wpadam Sophi, która cały czas trzyma mnie za ramiona w objęcia. Opieram twarz na jej ramieniu i płaczę tak mocno, że nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak płakałam. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz w ogóle płakałam.


  “Give me real, don’t give me fake.”


Popołudnie, następnego dnia.
Punkt widzenia Dominica.


 Szukam Diany od rana, jak na razie bez skutku. Nie pojawiła się dzisiaj na planie, co już podpada mi maksymalnie, a do tego nie widziałem jej od czasu, kiedy wczoraj wieczorem zameldowaliśmy się w hotelu w Londynie, gdzie spędzimy najbliższy tydzień, nagrywając teledysk do Hyper Music i grając trzy koncerty. Nie powiedziała nic, tylko zniknęła nagle, mówiąc Mattowi i Chrisowi, że idzie się położyć, bo źle się czuje. Od dwóch dni zachowuje się dziwnie, a ja obawiam się że wiem dlaczego. Nie jestem głupi żeby uwierzyć, że jedyne co jej dolega to przeziębienie. Nie pokazuje jej tego zbyt często, ale znam ją i jej zachowania na wylot i wiem, kiedy coś jest nie tak. Ostatnimi czasy, zdążyłem przywyknąć do tego, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, dlatego widząc że coś nie gra, jestem spięty bardziej niż kiedykolwiek. Od pamiętnej nocy w Japonii, postanowiłem działać. Nie chodzi o mnie, chodzi o nią. Kocham ją i nie obchodzi mnie w jaki sposób, ile będę musiał przejść i co zrobić, ale sprawię że ona też mnie pokocha. Oczywiście jestem czujny dużo bardziej, niż zawsze, bo przy tym co wydarzyło się między nami od października i na co zdobyłem się przez ten czas, muszę być wyczulony na wszystko. Każda reakcja Diany, każdy jej ruch, uśmiech, każde spojrzenie...wszystko badam dokładnie i z wielką uwagą. Nic nie pozostaje obojętne mojej uwadze, a dzięki temu wyostrzyłem swoją zdolność obserwacji drugiego człowieka. Widzę jej każdy, nawet najdrobniejszy gest. Dzięki temu wiem - eh, nadal jeszcze trudno mi w to uwierzyć, muszę się z tym oswoić - wiem, że jakaś część Diany odwzajemnia moje uczucia. Muszę natomiast nadal być uważny, bo z nią nigdy nic nie wiadomo. Mimo obserwacji, nadal nie wiem co dokładnie czuje i raczej szybko się nie dowiem, ale liczę na to że czas spędzany razem w trasie nam sprzyja - mi sprzyja. Generalnie, czas idzie mi na rękę, a przynajmniej taką mam nadzieję. Docieram do drzwi jej pokoju i delikatnie pukam. Nie słyszę odpowiedzi, więc delikatnie naciskam na klamkę, a drzwi otwierają się bez trudu. Wchodzę do pokoju w którym panuje lekki nieład, co od razu wydaje mi się dziwne, ponieważ Diana praktycznie zawsze utrzymuje wszystko w porządku. Po niej samej, nie ma śladu.
- Diana? - wołam, najpierw cicho, potem jeszcze raz, głośniej, a kiedy wyłania się z łazienki w hotelowym szlafroku z mokrymi włosami, nie mogę opanować uśmiechu. Zdecydowanym ruchem zamykam drzwi i podchodzę do niej, obejmując ją w pasie. Widać, że nie czuje się najlepiej. Diana należy raczej do tej grupy osób, która nie choruje prawie nigdy, ale jak już trafi ją jakaś choroba, choćby zwykłe przeziębienie czy grypa, obojętnie co by nie zrobiła i tak przechodzi ją ciężko. Jednak mimo bladej twarzy i podkrążonych oczu, na mój widok uśmiecha się, dokładnie w ten sposób, który znam najlepiej. Z resztą dla mnie nie ma znaczenia makijaż czy to jak jest ubrana. W przypadku innych, owszem ma, ale nie w jej. Całuję ją mocno, a ona odwzajemnia moje pocałunki w ten sam sposób, co zawsze w ostatnim czasie. Dzięki temu tracę chwilowo czujność, pozwalam swoim obawom odejść i oddaje się jej w całości. Praktycznie nie mija nawet minuta, a lądujemy na łóżku. Oczywiście przeziębienie, nie odbiera Dianie temperamentu i praktycznie nie mam wyboru jak chodzi o naszą pozycję, bo od razu siada mi na biodrach, mocno unieruchamiając nogi, swoimi kolanami.
- Dzisiaj tradycyjnie, zakładam że nie masz nic przeciwko - mówi cicho, prosto w moje ucho, a ja nawet gdybym chciał zrobić coś innego, nie miałbym serca się jej sprzeciwiać, biorąc pod uwagę jej samopoczucie. Kiedy patrzy mi w oczy i przy okazji, jednym ruchem pozbawia mnie koszulki, uśmiecham się i chwytając za jej biodra, delikatnie przewracam ją na plecy, tym samym osiągając na chwilę przewagę. Zaczynam całować jej ciało kawałek po kawałku. Najpierw szyja, potem dekolt, piersi, brzuch. Kiedy ona mocuje się chwilę z moim paskiem, ja postanawiam chwilowo w pełni przejąć nad nią kontrolę. Oczywiście zdaje sobie bardzo dobrze sprawę z faktu, że moje prowadzenie nie potrwa długo, więc działam szybko. Chwytam ją delikatnie, ale stanowczo za dłonie, które w tej chwili mocują się już z guzikiem od spodni i podnosząc je, jednym płynnym ruchem unieruchamiam je nad jej głową. W jej oczach zauważam zaskoczenie, ale widzę że mimo wszystko podoba jej się ta opcja. Schodzę ustami co raz niżej, jednocześnie pieszcząc dłońmi jej ciało wzdłuż boku, a kiedy docieram do wewnętrznej strony uda i skupiam się na niej przez chwilę, usiłując zostawić po sobie wyraźny ślad w postaci soczystej malinki, czuję jak zaciska mi rękę na postawionych na żel włosach, ciągnąc za nie w nie zbyt subtelny sposób i zaczynam się śmiać.
- No zrobisz to kiedyś Howard czy mam tu zapuścić korzenie? - pyta poirytowana - opierdalasz się jak nigdy w tej kwestii - podnosi głowę i patrzy na mnie oskarżycielskim wzrokiem, jednocześnie nie mogąc się powstrzymać od rozbawienia, prawdopodobnie spowodowanego moją miną, która chyba w tej chwili mówi coś w rodzaju “żartujesz sobie, że niby ja?” i musi przy tym wyglądać komicznie, połączona z moim dzikim uśmieszkiem.
- Kto tu się dzisiaj opierdala? - pytam podnosząc się do góry i zwieszając nad nią w powietrzu, nadal mając na twarzy ten swój uśmieszek.
- O Boże, no nienawidzę Cię - to jedyne co udaje jej się wydusić, bo zamykam jej usta pocałunkiem.
- Ja to się chyba odmyśliłem jednak - dodaję przerywając i od razu po wypowiedzeniu tych słów znowu ją całuje, wiedząc że za sekundę zbluzga mnie, tak jak tylko ona potrafi. Usiłuje przejąć kontrolę, ale nie pozwalam jej na to, przezornie trzymając ją za ręce i przyciskając je po obu stronach jej głowy do podłoża. Kiedy zaczyna się lekko miotać i przygryza dosyć mocno moją wargę, uśmiecham się pod nosem i wcale się nie śpiesząc, znowu zjeżdżam pocałunkami w dół, nadal trzymając ją za ręce, którymi nadal próbuje się lekko wyrwać. Docierając do podbrzusza, przerywam na sekundę i chwytam jej palce mocniej, a następnie bez ostrzeżenia wchodzę w nią językiem. Jej palce od razu zaciskają się mocniej wokół moich, dając mi do zrozumienia, że pragnie więcej. Zaczynam powoli, celowo się ociągam, żeby wzbudzić w niej złość, którą tak bardzo kocham. Kiedy zaczyna pod nosem cedzić obelgi, osiągam swój cel, więc powoli przyspieszam tępo. Najpierw doprowadzam ją do szału, robiąc okrężne ruchy wokół łechtaczki, a kiedy jest bliska wykrzyczenia, że jestem kurwą na cały głos, przechodzę do rzeczy, ssąc ją mocno i wchodząc w nią dwoma palcami. Oboje trzymamy się za wolne dłonie, a Diana drugą zaciska z całej siły na zmarszczonej pościeli. Narzucam co raz szybsze tempo w miarę narastających krzyków i jęków, a kiedy widzę że nie potrzeba jej już wiele, zasysam i poruszam językiem jeszcze intensywniej, nie przestając sprawnie poruszać palcami. Chwilę później, Diana wypręża się i miotają nią spazmy orgazmu, a ja z przyjemnością doprowadzam ją do końca. Podnoszę się do góry z pomiędzy jej rozstawionych szeroko nóg, jednak nie robię tego szybko. Do góry zmierzam powoli, wracając wyznaczoną wcześniej przez pocałunki drogą. Drażnię przez chwilę jej sutki, aż docieram do ust. Wpija się w nie od razu, łapczywie i namiętnie, tak jak zawsze. Chcę pozwolić jej odpocząć, jednak ona nie ma na to nawet cienia ochoty. Nie przerywając pocałunków, rozpina do końca moje spodnie i zsuwa je ze mnie, razem z majtkami. Nie ma zamiaru czekać, ale również nie ma zamiaru przejmować kontroli, co bardzo mi się podoba, bo rezygnuje z niej dosyć rzadko. Całujemy się namiętnie, kiedy szczelnie oplata moje biodra nogami, chcąc więcej. Nie mogę już wytrzymać, dlatego zapominam o prezerwatywie - jak dosyć często ostatnio, przez to że sposób uprawianego przez nas seksu i jego intensywność, jest zupełnie inna niż dotychczas, skupia się na emocjach, nie samej czynności - i wchodzę w nią od razu. Z początku poruszam się powoli, ale kiedy dociska łydkami moje pośladki, wbijając mi delikatnie paznokcie w plecy, przyspieszam, cały czas nie odrywając swoich ust od niej. W sytuacjach takich jak ta, nie potrafię tego zrobić, nie potrafię przestać jej całować. Kocham ją na tyle, że czasami nie mogę się nawet powstrzymać przed dotknięciem jej. Przed tem musiałem to robić, ale teraz nie boję się już jej reakcji, nie boję się że mnie rozgryzie. Przez chwilę błądzę ustami po jej dekolcie i szyi, ale po chwili wracam do tych pięknych ust, które jęczą moje imię. Patrzę głęboko w jej błyszczące oczy i w tej chwili czuję się jakbyśmy byli całością. Mimo iż poruszam się płynnie, ale nie zbyt szybko, czuję że Diana zaraz dojdzie. Sam jestem blisko, jednak nie daję za wygraną i biorę sobie za priorytet jej przyjemność, nie swoją. Nieznacznie przyspieszam i po chwili doprowadzam ją do szalonego orgazmu, samemu ledwo dając radę się powstrzymać. Kiedy przez długą chwilę, tkwimy w bezruchu, przytuleni, usiłując uspokoić swoje oddechy, chcę coś powiedzieć, wyznać jej co do niej czuję, jak bardzo ją kocham. Jednak jest jeszcze za wcześnie, wiem o tym bardzo dobrze. Kiedyś nadejdzie ten moment, jeszcze nie wiem kiedy, ale nie długo. Na prawdę, wiem że brakuje nie wiele do odpowiedniego momentu.


Poprzednia noc.
Punkt widzenia Diany.


 Kiedy w końcu Sophi udaje się mnie uspokoić i doprowadzić do w miarę normalnego stanu, siedzimy razem na łóżku i nie odzywamy się do siebie przez około godzinę. Jedyny kontakt między nami, to moja głowa wtulona, jakby panicznie w jej ramiona. Zastanawiam się co zrobić. Teraz zaczynam myśleć racjonalnie. W końcu moje myśli nie są owładnięte niewyobrażalnym rodzajem histerii, której pierwszy raz w życiu nie umiałam opanować. Moje racjonalne myślenie, do którego wracam w tej chwili, nigdy nie pozwalało mi na napady jakiejś cholernej histerii, pierwszy raz w życiu doznałam czegoś tak okropnego. Jest mi wstyd. Nie, nie przed Sophią, jest mi wstyd przed samą sobą, że dałam się doprowadzić do takiego stanu, że dałam się zdegradować i wciągnąć w to bagno. A najgorsze, że bagno emocjonalne, pociąga za sobą skutki fizyczne, które zapewne jeśli mam rację w swoich domysłach, zmienią całe moje cholerne życie. Sama będę zmuszona je zmienić, jeśli okaże się to prawdą. Nagle wyrywam się z objęć Sophi i patrzę na nią zarazem błagalnym i rozkazującym wzrokiem. Nigdy w życiu nie musiałam o nic prosić, więc ta sytuacja jest dla mnie tym bardziej trudna.
- Ja muszę się dowiedzieć - mówię, patrząc jej w oczy - ale sama nie mam odwagi, rozumiesz? Potrzebuje pomocy, bo sama kurwa nie dam rady - mówię prawie szeptem, zaciskając delikatnie swoje dłonie wokół jej - błagam Cię zrób to dla mnie, jestem za słaba żeby sobie z tym poradzić samej - kończę, a Sophia bez zastanowienia kiwa głową.
- Ok, poczekaj tutaj na mnie - nagle wyciąga ręce z mojego uścisku i wstaje, a mnie jej reakcja z jednej strony napawa strachem, a z drugiej radością, że mogę liczyć na jej pomoc w tym właśnie parszywym momencie - będę z powrotem najpóźniej za pół godziny, dobrze?
- Tak - odpowiadam prawie bezgłośnie - tylko błagam Cię nie daj się nikomu zauważyć, nikomu! - dodaję zachrypniętym od płaczu głosem.
- Pewnie - dodaje i wychodzi. Nie ma jej dosyć długo, na pewno dłużej niż pół godziny. Wiem to, chociaż nie patrzę na zegarek, ani razu w czasie jej nieobecności. Dobrze, że jesteśmy w cholernym Londynie. Chociaż to mi sprzyja, bo w razie czego będzie mi łatwiej podjąć jakąś sensowną decyzję i później z nią żyć. Sophia wraca, po około godzinie z papierową, szarą torebką w ręku. Od razu zabieram od niej pakunek i udaję się do łazienki. Sprawdzam instrukcję i po dostosowaniu się do wskazówek w niej umieszczonych, trzęsącymi się rękoma, praktycznie odrzucam od siebie wszystkie opakowania i siedzę jak na szpilkach. Czekam i czekam, a kiedy Sophia puka do drzwi, odpowiadam tylko, że na razie wszystko ok. W końcu zbieram się w sobie i nie pewna tego co mnie czeka, zdecydowanym ruchem sięgam po jeden, drugi, trzeci, czwarty cholerny test. Zatykam usta ręką i nie wierzę kurwa własnym oczom. Jestem pusta w środku, nie chcę płakać, nie chcę krzyczeć, nic kurwa nie chcę. Wstaję powoli i wychodzę z łazienki, prawdopodobnie jeszcze bledsza niż przed tem. Patrzę na Sophię mocno otwartymi oczami, mając wrażenie że zaraz zemdleję albo wyrzygam się na środku cholernego pokoju. Ona spogląda na mnie badawczo i czeka, aż coś powiem, jednocześnie widocznie przejmując się moim stanem z racji tego, że wyglądam pewnie tak samo zajebiście jak się czuję.
- Jestem kurwa w ciąży - wyduszam w końcu - ja pierdole - dokańczam w momencie w którym mam problem ze staniem na prostych nogach. Kręci mi się w głowie, jednak udaje mi się dotrzeć o własnych siłach do toalety. Padam na kolana i znowu wymiotuje.


  “Don't kid yourself
And don't fool yourself
This love's too good to last."


Wieczór, następnego dnia.
Punkt widzenia Dominica.


Oboje leżymy na boku, nago, zwróceni do siebie i po prostu patrzymy. Czasem rozmawiamy, a za chwilę, kiedy dany temat się skończy, znowu wracamy do badania wzrokiem swoich twarzy. W pewnym momencie Diana, zaczyna sprawiać wrażenie jakby chciała coś powiedzieć, coś co ją męczy, ale nie może na ten temat szepnąć ani słowa. Kiedy przez krótką chwilę, unika mojego wzroku, pytam o co chodzi, czy coś się stało.
- Nic, po prostu - urywa zastanawiając się - po prostu się boję - urywa i mnie całuje. Nie mam jak zapytać się jej czego się boi. Odwracam się na plecy i podnoszę do pozycji siedzącej, kiedy ona siada mi na biodrach, całując mocno. Nie rozumiem o co jej chodziło, czego się boi. Jak widać ona nie chce mi tego wyjaśnić, a ja postanawiam dać jej czas i oddaje się pod jej władanie. Nam obojgu nie potrzeba wiele, więc już po chwili Diana, cały czas całując, ujeżdża mnie, momentami jęcząc przeciągle prosto w moje usta. Kiedy przyśpiesza, zaczyna nam brakować tchu, wiec odrywamy się od siebie i oddychając ciężko, stykamy się czołami. Po chwili oboje wiemy, że zbliżamy się do sedna, ale co dziwne, Diana chce żebym ja przejął kontrolę nad końcem. Chwytam ją mocno za pośladki i przewracam na plecy, cały czas będąc w niej. Oplata mnie mocno nogami w pasie, a ja daję nam moment na zaczerpnięcie tchu, jednak po chwili zaczynam poruszać się płynnie i miarowo. Oboje jesteśmy już blisko orgazmu, więc nieznacznie zwalniam, aby doprowadzić do niego nas oboje równocześnie. Wpijam się w jej usta, które krzyczą moje imię, prosząc o więcej i wykonuje kilka końcowych pchnięć. Dochodzimy jednocześnie, odrywając swoje usta od siebie i krzycząc. Po raz kolejny dzisiaj, zalewam jej wnętrze ciepłą spermą, na co ona pozwala, nie wspominając nawet słowem o zabezpieczeniu, co oznacza że jest pewna że nie zajdzie w ciążę. Gdyby miała jakieś wątpliwości, na pewno od razu by mi o nich powiedziała. Nie chodzi tutaj o mnie, bo nawet gdyby jakimś cudem Diana zaszła w ciążę, byłbym gotów podjąć się roli ojca, ojca jej dziecka. Nigdy w życiu nie byłbym gotów podjąć się tego z inną, ale z nią tak. Dla niej byłbym w stanie zrobić wszystko, dosłownie. Chodzi oczywiście o nią. Diana uważa że miłość i ciąża, doprowadziłyby ją do klęski osobowej i zniszczyłyby przy tym jej karierę zawodową. Dlatego właśnie, pragnąłbym udowodnić jej, że to jak myśli, że jej tok myślenia to nic bardziej mylnego. Też tak uważałem swojego czasu, ale miłość do niej mnie zmieniła i w tym właśnie tkwi sęk. Wychodząc z niej i kładąc się obok, nie myślę już o tym o co jej chodziło. Myślę tylko i wyłącznie o tym jak bardzo ją kocham i jak bardzo chciałbym jej to powiedzieć w tej chwili. Wiem jednak, że to może być jeszcze nieodpowiedni moment i że muszę zaczekać. Zasypiam, wpatrzony w jej oczy. Nigdy w życiu w tym momencie nie wpadłaby mi do głowy myśl, że rano okaże się, że prawdopodobnie to była moja ostatnia okazja w życiu, aby jej to powiedzieć. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że tak po prostu mnie zostawi, że zrezygnuje z pracy, że wyjedzie zostawiając mi jedynie dosyć infantylny list i wspomnienie tego co robiliśmy wczoraj. Nigdy w życiu nie wpadłbym na to, że gdybym tej nocy przed zaśnięciem, powiedział jej że ją kocham, może by ze mną została, nie wyjechała, powiedziała czego się boi i dlaczego.





Cytaty: Muse - Space Dementia, Blackout. 
           Coldplay - Politik.

piątek, 10 czerwca 2016

Undisclosed Desires Part 5

Bang! Po prawie roku przerwy, wracam z powrotem do pisania i mam nadzieję, że został tutaj jeszcze ktokolwiek, kto czyta moje opowiadanie. Niestety, klasa maturalna nie dała mi ani chwili wytchnienia, a w połączeniu z pracą w weekendy, okazała się zabójczo męcząca. Nie żartuje! O mało nie nabawiłam się poważnych problemów zdrowotnych, ale na szczęście teraz, po maturze, wszystko powoli wraca do normy. Niestety nie wiem ile potrwa błogostan, dlatego też nic nie obiecuję. Będę się starać pisać jak najwięcej, jak najlepiej i od razu zapowiadam, że przyjdzie mi wdrożyć kilkanaście poważnych zmian. O wszystkim będę informować na bieżąco. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego czytania. Mam nadzieję, że kontynuacja UD, mimo iż jak na razie dosyć krótka, będzie Wam się podobać. Enjoy, Cass.


"Glaciers melting in the dead of night, 
and the superstars sucked into the supermassive."


Październik 2000 - Japonia - ciąg dalszy...
Punkt widzenia Diany.

To jeszcze nie koniec tego pamiętnego wieczoru i nocy. Po początku w łazience, uprawiamy seks praktycznie gdzie popadnie i w jakiej pozycji popadnie. Wanna, stół, szafka, fotel, kanapa, dywan, podłoga, ściana...to bez różnicy, wszędzie jest nam nieziemsko dobrze razem, zwłaszcza że Dom jak to on, lubi czasami użyć kilku seksualnych zabawek, a ja nie protestuje, sama to lubię. Dzięki temu nasz seks staje się jeszcze wspanialszy, a i bez tego jest mistrzowski. Jednak ta noc jest inna. Niby nie różni się niczym od innych nocy, podczas których potrafiliśmy uprawiać seks godzinami, a jednak ma w sobie coś co odróżnia ją od innych. Nie do końca potrafię to wyjaśnić, jednak ta noc jest jakby bardziej czuła. Nie można powiedzieć że kiedykolwiek nasz seks był nie czuły, jednak tutaj chodzi o coś jeszcze innego. Ta noc jest wyjątkowa, dziwnie inna pod względem niektórych naszych zachowań. Nigdy jeszcze nie przeżyliśmy żadnej tak intensywnej - nie pod względem seksualnym, a uczuciowym i emocjonalnym - nocy. Trudno wyjaśnić dlaczego, może ta chorobliwa wręcz zazdrość Dominica to spowodowała, a może coś w nas obojgu pękło i mimo rozerwania między nienawiścią, a czymś z goła różnym, zobaczyliśmy w sobie coś czego nie umieliśmy dostrzec przedtem. Tej nocy po raz pierwszy wpadła mi do głowy, chyba najbardziej szalona myśl, jaka tylko mogła mi do niej wpaść. A co jeśli go kocham? Co jeśli on mnie kocha? Co jeśli się w sobie zakochaliśmy? Prawdziwie, bez jakichś durnych konwenansów i romantycznego pieprzenia od rzeczy. Bez kwiatów, kolacji, randek, tańców, odprowadzania do domu i całej tej słodko-gorzkiej oprawy, której życzy sobie każda naiwna nastolatka i kobieta. Bez tych wszystkich pierdół, od których zawsze stroniliśmy, właśnie po to, aby przypadkiem się nie zakochać. Pierwsza myśl wpadła mi do głowy nagle, bez ostrzeżenia, tak po prostu sama z siebie, gdzieś pomiędzy jednym, a drugim stosunkiem. Druga zaś wpadła do niej zupełnie przypadkowo, nieoczekiwanie. Co najzabawniejsze, to nie była tylko myśl, to był sen albo coś co równie dobrze mogło mi się uroić. Możliwe również, że był to fakt, że na prawdę przez sen słyszałam słowa wypowiadane przez niego na głos, że na prawdę czułam wtedy jego ciepły oddech na czole i rękę delikatnie pieszczącą moje włosy i szyję. Możliwe, że to była prawda w którą ja sama nie chcę wierzyć.


"You're something beautiful, a contradiction..."


Punkt widzenia Dominica.

Przebudzam się nagle i pierwsze co czuje to jej zapach. Otwieram oczy i od razu lekko się uśmiecham. To bezwarunkowy odruch, nie umiem się opanować, kiedy widzę ją przytuloną do siebie z głową na moim ramieniu. Śpi spokojnie i dosyć twardo, bo kiedy odsłaniam jej twarz zakrytą tymi pięknymi blond włosami, nawet nie zmienia się tempo jej oddechu. Obserwuje ją przez dłuższy czas, jest taka delikatna, spokojna i bezbronna kiedy śpi, aż trudno uwierzyć że czasami potrafi być wręcz nieprzewidywalnie ostra, zdecydowana, porywcza, impulsywna i wyuzdana zarazem. Kiedy śpi mogę zobaczyć jej prawdziwą naturę, taka właśnie jest Diana. Jest sprzecznością, na zewnątrz przybiera zupełnie inną postać, niż w środku. Nigdy nie śmie pokazać swojego wnętrza, bo odbiera te cechy jako słabości i nie przepada za pokazywaniem ich komukolwiek. Dopiero po dzisiejszej nocy uświadamiam sobie coś ważnego. Od dawna wiem że ją kocham, ale cały czas duszę to i tłamszę w sobie, bo wiem jakby to wszystko się skończyło, gdybym jej to powiedział. Jednak dopiero teraz, dopiero po dzisiejszej nocy, kiedy okazałem jej całe swoje uczucie, tak jak nigdy wcześniej tego nie robiłem, patrzę na nią i uświadamiam sobie jakie to wszystko jest cholernie silne. Chyba nigdy w życiu nie czułem nic tak mocnego i silnego jak to uczucie. Widzę jej twarz, widzę jej wspaniałe ciało wtulone we mnie i dosłownie czuje ucisk w sercu. Ucisk tak mocny że aż nie mogę oddychać swobodnie. Chciałbym coś zrobić, pokazać jej co czuje, wyrazić w normalnych okolicznościach, w rozmowie twarzą w twarz, ale nie potrafię. Wiem że ona jest zdolna do miłości, jednak skrzętnie to ukrywa i wmawia sobie że to zabobon, coś co zostało wymyślone po to tylko, aby ograniczać i manipulować ludźmi. W tym momencie mam przed oczami jej reakcje, gdyby usłyszała co do niej czuje. Wyśmiałaby mnie, stwierdziła że mi odwaliło, pewnie po raz kolejny powiedziałaby mi jaki jestem podły i zapatrzony w siebie. Powiedziałaby "Wiesz Dom? Jesteś nikim, nic dla mnie nie znaczysz, nienawidzę Cię." Ja pewnie znowu dostałbym szału, tego do którego tylko i wyłącznie ona potrafi mnie doprowadzić. Nie wynika on - co prawda - do końca tylko z tego co mówi. W dużej mierze wynika on także z mojej bezradności, nieporadności wobec niej i mojego uczucia. Nigdy nie czułem się tak cholernie bezbronny i bezwartościowy, a czuje się tak przez to że nie wiem co z tym robić. Ona nigdy mnie nie pokocha, nie obdarzy takim uczuciem jak ja ją. Nie zrobi tego, bo dla niej miłość to słabość, przywiązanie to słabość. Nie ma takiej opcji. Moja jedyna nikła i blada nadzieja tkwi w okazaniu jej moich uczuć przez seks właśnie. Tylko tak mogę to zrobić. Co prawda jestem głupi że się na to porwałem, ale to nie zaszkodzi. Wątpię, żeby pomogło, ale dzięki temu mogę przynajmniej przeżyć trochę ulotnych chwil radości, takich jak ta teraz, kiedy patrzę na nią i szaleje w środku z emocji. To ta jedyna chwila, kiedy mogę się zapomnieć, mogę przestać zgrywać wobec niej bezuczuciowego gnoja, maszynę do pieprzenia. Przegarniam delikatnie jej włosy i zakręcam wolne pasmo na palec. Nawet nie drgnie, cały czas wtulona we mnie, a jej oddech jest miarowy i spokojny. Podziwiam jej piękną twarz i przejeżdżam delikatnie kciukiem po skroni i policzku.
- Cholernie Cię kocham - mówię cicho, po czym składam delikatny pocałunek na jej czole - nigdy się nie dowiesz jak cholernie bardzo - uśmiecham się gorzko i upewniając się że nadal śpi, dalej cieszę się tą chwilą. Prawdopodobnie Diana to kobieta mojego życia. Prawdopodobnie ją stracę, już straciłem, nawet nigdy jej nie miałem, nigdy nie będę mieć. Wszystkie lata pieprzonego, nie przerwanego optymizmu idą na marne, a to wszystko tylko i wyłącznie przez to że się zakochałem. Pierwszy raz w życiu tak na prawdę. Pierwszy raz w życiu tak bardzo, bezwarunkowo, bez pamięci, tak że straciłem głowę. Trochę inaczej wyobrażałem sobie miłość swojego życia, myślałem że będzie przebiegać w inny sposób. Diana jest idealną wybranką, jednak jej podejście do miłości i do mnie już takie nie jest, nie jest takie jakie chciałbym, aby było i to jest problem. Moje przemyślenia, przerywa jej nagłe przebudzenie. Zrywa się, nie zbyt gwałtownie, ale zupełnie jakby przyśniło jej się coś, co ją zaniepokoiło. Odwraca twarz w moją stronę i patrzy na mnie zaspanym spojrzeniem. Widząc ją zdezorientowaną, uśmiecham się delikatnie, a ona całuje mnie mocno, aż przez chwilę mam wrażenie, jakby śniło jej się coś związanego ze mną. Odrywa się po chwili i sprawia wrażenie uspokojonej. Kładzie się z powrotem w moich ramionach, ale tym razem obejmuje mnie kurczowo, zupełnie jakby bała się że zniknę, wyjdę, ucieknę. Sądzę, że to tylko moje złudzenie, wytworzone przez mój mózg, po to abym miał jakąś nadzieję. Moja podświadomość, próbuje uspokoić moje skołatane nerwy i dać mi poczucie spokoju. Tak, na pewno to złudzenia. Kiedy w końcu zasypiam, mój mózg ciągle próbuje wpoić mi wiarę w to, że Diana coś do mnie czuje, że odwzajemnia moje uczucia. Przez dłuższą chwilę po przebudzeniu, chyba nawet w to wierzę.


***

Teraźniejszość. 
Punkt widzenia Diany.

- Siedzę w wannie zanurzona, aż po samą szyję i rozmyślam nad tym wszystkim. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mimo tych wszystkich negatywnych emocji coś mówi mi, że dobrze się dzisiaj stało. Dobrze, że w końcu wyrzuciłam z siebie to co mnie dręczyło i dobrze, że wyrzuciłam to Dominicowi prosto w twarz. Teraz poważnie zastanawia mnie jedna rzecz...Dom nie powiedział dzisiaj wprost, że mnie kocha. Znaczy, niby powiedział, ale ja sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć, chyba po tym wszystkim nie jestem w stanie mu w nic uwierzyć. Jednak z drugiej strony, pamiętam jedną sytuacje z przed lat, kiedy wydawało mi się, że powiedział mi, że mnie kocha. Jeśli wtedy zrobił to na prawdę i nie było to żadne cholerne urojenie ani sen, to na prawdę znaczy, że musiał mnie kochać. Może nawet nadal mnie kocha. Wtedy nie byłam w stanie stwierdzić czy to działo się realnie, czy na jawie. Nie byłam nawet w stanie w to uwierzyć. Jednak po tym wydarzeniu mieliśmy dość długi okres w którym czasami ludzie nas wręcz nie poznawali. Zachowywaliśmy się do siebie nie zwykle czule, czy to publicznie, czy poza publiką. Wszyscy myśleli, że w końcu jesteśmy z Domem w poważnym związku, bo w pewnym momencie doszło nawet do tego, że oboje przestaliśmy sypiać z innymi. Jednak to nadal nie było to, po prostu tak wychodziło, jakbyśmy oboje podświadomie to robili i tacy wobec siebie byli. Potem pewne wydarzenia to zmieniły, ale w tym momencie to nie istotne. Teraz cała zaistniała wtedy sytuacja, bardzo mnie zastanawia i daje mi poważne podstawy do myślenia, że jego wyznanie mi się nie przyśniło. Co najważniejsze...daje mi poważne podstawy do myślenia że Dom mnie kochał i prawdopodobnie nadal kocha, więc nie mógł dzisiaj kłamać ani blefować. Cała sytuacja miała miejsce w Japonii jakieś siedem lat temu, po naszej sławetnej już orgii i wielkim wybuchu zazdrości Doma, kiedy to olewając wszystkich i wszystko, zaczęłam uprawiać seks z Mattem. Eh, nie mogę nawet o tym myśleć, chyba nigdy nie zapomnę jak mocno Matt wtedy oberwał od Dominica. Byłam tak wściekła, jak nigdy. Mniejsza z tym, ważne co działo się w nocy, pomiędzy mną a Dominikiem. To nie był tylko zwykły seks, znaczy...nasz seks nigdy nie był zwykły, ale to szczegół, jeśli chodzi akurat o tą sytuacje. To była pierwsza w naszym życiu noc, kiedy uczucia brały górę. Emocje zawsze były dość dużym i ważnym czynnikiem naszego pożycia, ale wtedy to uczucia pierwszy raz - jedyny raz tak bardzo, tak intensywnie - przejęły nad nami władzę. Nad ranem oboje zasnęliśmy wymęczeni. Potem jednak słyszałam dokładnie pewne słowa, padały one z ust Doma i byłam tego pewna, jednak nie wiedziałam czy działo się to na prawdę, bałam się go o to zapytać, a nawet kiedy zapytałam, nie dając dokładnie do zrozumienia co słyszałam, zaprzeczył. Jednak jego reakcja była dziwna, zupełnie jakby się bał. Potem tak jak już wspomniałam, przez jakiś czas byliśmy zupełnie inni, zachowywaliśmy się prawie zawsze, jak para zakochanych ludzi. Co najważniejsze, często prowokował to Dominic właśnie. Wtedy jakoś bardzo mnie to nie przejęło i nie zastanawiałam się nad tym dłużej, jednak teraz cały czas chodzi mi to po głowie, zwłaszcza że właśnie tymi zachowaniami Dom sprawił że zaczęłam się upewniać w moich uczuciach co do niego. W uszach cały czas słyszę cichy, ciepły, odbijający się trochę szumnie w mojej głowie, szept Doma "Cholernie Cię kocham". Potem dodał jeszcze, że nigdy się nie dowiem jak bardzo. Mało pamiętam z tamtego przebudzenia, ale wiem tylko że gdy otworzyłam oczy - chwilę po usłyszeniu tych słów - i podniosłam wzrok, Dom patrzył na mnie czule, a jego oczy aż błyszczały z radości. Cały czas spragniona jego ciepła i dotyku, pocałowałam go mocno i przeciągle, a potem zaspana wtuliłam się w niego jeszcze bardziej kurczowo niż przedtem i zasnęłam. Zupełnie jakbym się podświadomie bała że gdzieś ucieknie, że znowu zniknie, pójdzie do innej i mnie zostawi. Zupełnie jakbym już wtedy podświadomie, nie dopuszczając tego do siebie, wiedziała że go kocham. Nagle moje rozmyślania przerywa pukanie do drzwi.
- Mogę wejść? - słyszę zapytanie Jacoba.
- Pewnie - odpowiadam, a na moich ustach od razu maluje się szeroki uśmiech. Lubię Jake'a, jest uroczy, kochany, opiekuńczy, czuły, zawsze stara się myśleć pozytywnie i tak dalej. Rozumie kobiety, nie zgrywa wielkiego, zapatrzonego w siebie palanta, mimo iż spokojnie mógłby takiego zgrywać ze względu na swoją oczywistą wręcz atrakcyjność. Jako jedyny facet w moim życiu, daje mi wszystko to czego nigdy nie dostałam od Dominica, to czego zawsze pragnęłam z jego strony i za to go uwielbiam. A do tego jest na prawdę dobrym przyjacielem i jest znakomity w łóżku. Nie dorównuje co prawda Dominicowi - z mojego punktu widzenia - ale dużo mu nie brakuje, a dzięki mojej szkole za jakiś czas wyrównają poziom. Mogę spokojnie powiedzieć że jestem z nim w pewnego rodzaju związku, bez zobowiązań, ale dajemy sobie wszystko to czego potrzebujemy i co powinno się znaleźć w normalnym, dobrze funkcjonującym związku. Dom myśli że Jake jest jedynie moją zachcianką, chłopaczkiem do łóżka, ale na nic więcej. Tutaj się myli, bo Jake jest zdecydowanie kimś więcej. Jest pierwszym, po moim tacie, tak bliskim mi mężczyzną w życiu. Jest powiernikiem, przyjacielem, partnerem, pewnego rodzaju ostoją. Sprawia że zapominam o wszystkim co złe, co mnie męczy, drażni, wkurza...nie kocham go rzecz jasna, ale myślę że gdyby nie Howard, to byłby pierwszym w kolejce do mojego serca, zwłaszcza że jest godny zaufania i tego wszystkiego co ważne w związku w przeciwieństwie do cholernego Dominica, który prawie zawsze mnie zawodził. Do tego Jacob jest cholernie seksowny, uroczy i przystojny zarazem, a jego uśmiech i męski głos, mogą doprowadzić nie jedną kobietę do zawału. Nie mówię oczywiście że Dominic taki nie jest, jednak w moich oczach traci swoim pieprzonym parszywym zachowaniem. Dlaczego w ogóle nadal go kocham? Spokojnie mogłabym zakochać się w Jake'u i byłby cholerny spokój, eh.
- Przyniosłem Ci jeszcze jedno Martini na rozluźnienie - siada na wannie i podaje mi kieliszek w dłoń, uśmiechając się przy tym w rozbrajający sposób.
- Jesteś Bogiem - oznajmiam, wpadając w lekki błogostan i upijam mały łyk alkoholu z kieliszka, kiedy on przeczesuje palcami swoje czarne, w tej chwili zaczesane do tyłu włosy. To niewiarygodne że czasami taki facet jak on, potrafi być nieśmiały. Zdaję sobie dobrze sprawę z tego, że onieśmielam mężczyzn swoim wyglądem i zachowaniem, ale jednak znamy się z Jacobem tyle czasu, że dziwi mnie to że nadal ma takie momenty przy mnie. W tej kwestii, jak i w kilkunastu innych, do złudzenia przypomina mi Howarda, co prawdopodobnie oznacza że w swojej słabości, odnalazłam w nim idealne zastępstwo za niego. Nie wiem czy to dobrze, ale myślę że na tym etapie nikomu to nie zaszkodzi, a nawet pomoże.
- Może już uskutecznimy chociaż małą część naszego planu, tak na poprawę humoru? - patrzy na mnie z tą iskierką w oczach.
- Podoba mi się twój tok myślenia - odstawiam kieliszek na bok i obdarzam go delikatnym uśmiechem.
- Wiem - robi jedną z tych swoich min i pochyla się powoli nade mną, a ja od razu chwytam za jego szlafrok i odwiązuje sznurek.
- No chodź tutaj - spoglądam na niego pożądliwym wzrokiem.
- No idę - odpowiada przez śmiech, a ja nie dbając o nic, wciągam go do wanny w której z łatwością mieścimy się we dwoje. Znajdujemy wygodną pozycję, a kiedy Jake góruje nade mną, zaczynamy się całować. Przerywamy na ułamek sekundy, aby pozbyć się przeszkadzających nam obojgu, przemoczonych części jego bielizny, po czym kontynuujemy dalej. Po chwili Jake zaczyna schodzić pocałunkami na moją szyję i dekolt, a ja wykorzystuje ten moment na zmianę pozycji i przejęcie kontroli. Potrzebuje jej jak lekarstwa, lekarstwa na całe dzisiejsze negatywne emocje, które mną władają i nie pozwalają mi się uspokoić ani myśleć do końca trzeźwo. Jake bez żadnego sprzeciwu mi się poddaje, a ja jestem z tego faktu niezmiernie zadowolona. Kiedy tylko odwracamy się, siadam mu na biodrach i delikatnie obcałowuje jego szyję i tors, jednocześnie masując już twardego członka. Nie pozwalam mu praktycznie na żaden ruch, a to wszystko dzięki wykorzystaniu jego słabości do mnie o której, wbrew jego przekonaniu mam świadomość i to lepszą niż myśli. Dopiero kiedy widzę że już ledwo wytrzymuje, odpuszczam mu na nie długą chwilę, a on praktycznie od razu podnosi mnie do góry i wchodzi we mnie.

Punkt widzenia Dominica.

Staję przed drzwiami do apartamentu Diany i Jake'a i spoglądam na kartę w mojej dłoni.
- No dalej Dom - powtarzam sobie pod nosem i delikatnie, bezszelestnie otwieram drzwi. Nie mam zielonego pojęcia co ja niby zrobię z tym całym gościem, ale wiem że jeśli są razem w łóżku, to nie wytrzymam i albo zrobię coś radykalnie głupiego, albo coś jeszcze gorszego. Nie ma nic pomiędzy. Wślizguje się do środka i tak samo cicho, zostawiam za sobą uchylone drzwi, aby reszta mogła w razie czego usłyszeć czy zobaczyć mój znak. Chowam kartę do kieszeni czerwonych spodni i poprawiam rękawy od czarnej koszuli, zupełnie jakbym szedł na jakąś robotę jak jakiś pieprzony koleś z gangu. Nasłuchuje, jednak nic to nie daje. Jest cicho, wydaje mi się zdecydowanie zbyt cicho, ale mam nadzieję że to tylko wrażenie. Powoli wchodzę do środka i z każdym krokiem staje się co raz pewniejszy. Mam plan użyć swojego wrodzonego uroku osobistego i chociaż wątpię że zadziała on na tego Jake'a, to myślę że jednak jego doza jest nie zbędna w tej dziwnej sytuacji. Praktycznie już na pewniaka wychodzę z korytarza i wchodzę do salonu w którym nadal nikogo nie ma. Nagle dobiegają mnie cholerne odgłosy seksu. Głos, który tak dobrze znam, głos Diany. Uzbrajając się w nadzwyczajnie dużą dozę spokoju, zbliżam się cicho do źródła dźwięków i upewniam się w swoich najgorszych obawach. Słyszę jęki i krzyki, które należą właśnie do niej i do Jake'a. Wzbiera we mnie niewiarygodna wręcz złość, ale o dziwo nie jestem w stanie nic zrobić. Moje myśli zaczynają biec w nieokreślonym kierunku, mieszają się, widzę w nich przeróżne obrazy z przeszłości, a złość sprawia, że nie jestem w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu. Cały mój misterny plan, nagle blednie, bo uświadamiam sobie jak nie wiele znaczyły dla Diany moje dzisiejsze słowa, jak nie wiele znaczę dla niej ja sam. Świadomość ta staje się jeszcze gorsza, gdy zdaję sobie sprawę, że Diana ma mnie w głębokim poważaniu z mojej własnej winy. Kocha mnie, ale moje zachowanie przyćmiewa jej uczucie, ja sam sprawiam że mnie nienawidzi. Sam jestem sobie winien. Ta myśl spada na mnie w tym momencie i uderza z taką siłą, że aż uginają się pode mną kolana. Niby niejednokrotnie byłem świadkiem tego, jak Diana uprawiała seks z innymi i nie reagowałem tak silnie. Ale ta sytuacja jest zupełnie inna, niż jakakolwiek, która miała miejsce kiedyś. Powiedziała mi w twarz, że mnie kocha, a przynajmniej kochała, a teraz jest z innym. Nie mogę tego znieść. Nie jestem też w stanie nic zrobić. Co ja sobie w ogóle myślałem? Że wejdę tam tak nagle i że niby im przerwę? Przecież to nic nie da, za taką akcję Diana zgnoiłaby mnie, kompletnie zmieszała z błotem, tak że już chyba bardziej by się nie dało. Przynajmniej w tej chwili, sądzę że właśnie tak zareaguje. Kiedyś, kiedy sytuacja miała się zupełnie inaczej, pewnie zmieszalibyśmy się oboje wzajemnie z błotem, zwyzywali, prawie że pobili w napadzie szału, a na końcu uprawialibyśmy seks. Ale to było kiedyś...Dom kurwa obudź się! Wszystko się zmieniło stary! Z zamyślenia wyrywa mnie nagły trzask i uderzenie tłuczonego szkła o posadzkę. Odwracam się w pośpiechu i po dźwiękach dochodzących z łazienki, stwierdzam że właśnie skończyli numerek w wannie i chyba oboje zmierzają do sypialni. Nie mam gdzie uciec. Zanim zdążę przebiec do drzwi wyjściowych, na bank mnie zauważą, a wtedy wszystko weźmie w łeb. Miotam się przez chwilę, po czym zauważając że drzwi od łazienki zaczynają się otwierać, szybko wbiegam do pierwszego lepszego pokoju, oczywiście sypialni.
- Mam cholerną nadzieję, że nie pójdziecie akurat do tej - szepczę pod nosem i jak najszybciej, chowam się za drzwiami małej garderoby. Po zamknięciu drzwi otacza mnie bezgraniczna ciemność, więc macam rękami na oślep i po chwili z ulgą stwierdzam, że mogę się ukryć w ciuchach wiszących na wieszaku po prawo. Teoretycznie, mógłbym po prostu stać przy drzwiach, ale tak na prawdę znając Dianę w razie ich wejścia tutaj, nie będę miał wyboru i będę musiał tutaj siedzieć do rana. Siadam na podłodze, pomiędzy ubraniami, które okazują się męskimi koszulami i czekam na rozwój cholernej sytuacji, cały czas nie mogąc przestać myśleć o tym co się właśnie zdarzyło i nadal dzieje. Co mam kurwa robić? Czuję się chwilowo, jak małe dziecko, kompletnie nie wiem co mam robić, wiem tylko że nie mogę się im pokazać. Mój plan odzyskania Diany spali wtedy na panewce. Muszę wytrzymać, cokolwiek by się nie działo, muszę cholera. Oczywiście, jak na złość, szczęście w tej chwili mi nie dopisuje i po chwili, słyszę uderzenie, najwyraźniej otwartych z impetem drzwi o ścianę. Szlag by to trafił. Mają do dyspozycji, co najmniej cztery pieprzone sypialnie, ale oczywiście muszą iść akurat do tej w której się ukryłem. Zapowiada się cholernie długa i męcząca noc. Sam jesteś sobie winien, Howard...


***


Październik 2000 - Japonia, południe następnego dnia.
Punkt widzenia Diany.

Jestem spakowana i prawie gotowa do wyjścia. Mam jeszcze kilka minut, zanim wszyscy do końca się ogarną, zapakują i wsiądziemy w samochód, który zawiezie nas na lotnisko w Tokio, skąd polecimy do Osaki na kolejny, cholernie ciężki, festiwalowy, upalny koncert. Plusem wczesnych, granych w upale koncertów, jest to że potem możemy imprezować do rana, zwłaszcza że pomiędzy danymi następującymi po sobie koncertami, mamy zawsze około 24 godzin wolnego. Niby wolne ma być na przelot i takie tam, ale i tak wiadomo że wszyscy wtedy melanżują, zwłaszcza zjednoczona trójca, jak to mówi Kirk - ja, Dom i Matt. Eh, po wczorajszym chyba już nie tak zjednoczona. Znaczy no, ja z Domem jednoczyłam się intensywnie przez całą noc, także nie powiem. Nie wydaje mi się żeby Dom i Matt chowali do siebie długo urazę, ale tak czy inaczej dziwnie się czuje i chyba pierwszy raz w życiu żałuje czegoś co zrobiłam. Teraz mam swojego rodzaju poczucie winy. To dziwne, bo przywykłam do nie odczuwania poczucia winy i żalu, a tutaj bum...nagle te właśnie uczucia czuje. Zastanawiam się nad tym jeszcze przez chwilę, po czym kończę makijaż i ubieram się w obcisłe dżinsy i czarną koszulkę na ramiączkach. Włosy zostawiam rozpuszczone, lekko pofalowane. Zakładam czarne, średnio wysokie szpilki i mimo upału, wrzucam na siebie jeszcze zwiewną białą koszulę i zapinam kilka guzików od dołu, żeby mimo wszystko wyglądać w miarę poważnie w razie jakiegoś dziwnego przedstawiciela, który znowu chciałby zagadać do Pani asystent zespołu o możliwości jakiejś bezsensownej współpracy, która po przeliczeniu na koszty i tak nic by Muse jako zespołowi nie dała, może nawet jeszcze zaszkodziłaby im finansowo. Niby to nie problem, bo i tak wytwórnia w której wydali płytę za nich płaci, ale jednak wielkim Panom biznesmenom nadal czasami coś nie pasuje, dlatego jestem dwa razy tak wyczulona i uważna, jak zawsze. Ostatnią rzeczą jakiej bym chciała, byłoby wywalenie Muse z wytwórni przeze mnie. Chyba nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia, bo są na prawdę zajebistym zespołem, ale jeszcze nie docenionym i w tym tkwi największy cholerny problem. Dopiero druga płyta wyniesie ich na szczyt, jestem tego pewna. Słyszałam próby i nagrania, które robili i mam tą cholerną pewność że tak będzie, po prostu to wiem i koniec. Kiedyś będą wielcy, tyle w tym temacie. Ale jak na razie ciężkie jest moje życie, ich też, dlatego tak melanżujemy, a do tego ja z Domem ruchamy na potęgę. Chyba nie dalibyśmy rady, bez tych relaksacyjnych dodatków. Dominic zawsze mówi że przesadzam z tym przejmowaniem się ich losem, że wszystko będzie ok, że dadzą radę, ale ja jednak zawsze w środku podwójnie przejmuje się tym wszystkim. Chowam kosmetyki do kosmetyczki, wrzucam ją na wierzch i zapinam moją walizkę. Jeszcze raz ogarniam wszystko wzrokiem, wygląda na to że nic nie zapomniałam. Sprawdzam jeszcze szafkę, czy aby na pewno nie pozostało w niej nic niezbędnego, czy ewentualnie gorszącego, chociaż myślę że obsługa hotelowa, po naszych wczorajszych ekscesach i naszym porannym - tak, moim i Dominica - nie pełnym w ubiorze - byliśmy we dwójkę owinięci kołdrą, bo nie mogliśmy znaleźć ciuchów, ani nawet bielizny - wejściu smoka, prosto na młodziutką pokojówkę, niczym już się nie zdziwi ani nie zgorszy. Kiedy upewniam się że w szafce nic nie ma, zabieram walizkę i nie spiesząc się, idę na korytarz, gdzie mamy w zwyczaju wszyscy się zbierać, przed zapakowaniem się do samochodu. Nie muszę długo czekać, żeby na korytarzu pojawiła się większość ekipy, Tom, Matt, który od razu komunikuje mi że dogadali i przeprosili się z Domem oraz że sprawy już nie ma, no i w końcu sam Howard, na którego podświadomie i odruchowo wręcz, reaguje uśmiechem, który on odwzajemnia z zadowoleniem. Obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie, całując czule, a ja odwzajemniam to nie zwracając uwagi na resztę, ani na ich reakcje. W końcu sami swoi, każdy tutaj ma coś seksualnego na sumieniu. Kiedy po chwili odrywamy się od siebie i spoglądamy na nich, wyglądają co najmniej jakby szczęki opadły im do ziemi. Najbardziej zdziwieni wydają się Chris i Kelly, którzy stoją za nami. Oboje z Domem wiemy czym jest spowodowana ich reakcja. Spoglądam na niego jakby z zapytaniem, jednak on puszcza mi tylko oczko, uśmiecha się w ten swój lekko frywolny sposób, po czym chwyta mnie za dłoń i prowadzi za sobą w kierunku windy.
- Poczekaj - zatrzymuje Doma - Tom daj klucze do busa - zwracam się do Kirka z uśmiechem - zapakujemy się już i poczekamy na was, bo zanim się stąd w ogóle ruszycie, to my zdążymy jeszcze zaliczyć szybki numerek w windzie - puszczam mu oczko, a ten najpierw robi dziwną minę, jednak po chwili wyciąga klucze i rzuca je zręcznie, prosto w moją dłoń. Kiedy wchodzimy do windy, oczywiście Dom od razu podłapuje temat - co jak co, ale jak on by tego nie podłapał, to chyba trzeba by się skonsultować z lekarzem. Przypiera mnie do zimnej, metalowej ściany, jednocześnie wsuwając delikatnym, ale za razem zdecydowanym ruchem, rękę pod moją bluzkę. Całuje mnie namiętnie, a ja mimo czasu, który zaczyna nas gonić, pozwalam nam obojgu na jeszcze jeden intensywny, wspólny moment. W momencie, kiedy usiłuję rozpiąć mu pasek od spodni, on wciska przycisk "Stop", który gwałtownie zatrzymuje windę i daje nam przynajmniej dziesięć minut czasu. Uśmiecha się, wyraźnie zadowolony z siebie, najpierw do mnie, a potem do kamery w rogu windy. Zręcznym ruchem, ściągam z siebie koszulę i zarzucam ją na kamerę, odwzajemniając przy tym jego zadowolony uśmiech.



Cytaty: Muse - Supermassive Black Hole, Time Is Running Out.