poniedziałek, 19 listopada 2012

Leave Out All The Rest Part 11.

Duumdururum, dumdururum...:D No to wstawiam Part 11 i od razu przepraszam za trochę dłuższy niż zawsze czas oczekiwania, jednak ostatnio na prawdę mam mało czasu (szkoła). Następne części wiadomo że postaram się wstawiać już punktualnie, jednak nic nie mogę Wam obiecać. Dziękuję Wam Wszystkim za wspaniałe i dające mi wenę komentarze tutaj, na Twitterze i Facebook'u :) Przy okazji przepraszam że nie odpisuję na komentarze na bloggerze, ale niestety nie akceptuje On moich komentarzy nigdzie i w związku z tym się nie lubimy :( Staram się odpisywać Wszystkim na Twitterze, Fb i Google+ ale niestety nie wszystkim też da się odpisać na Google, tak więc (jeśli oczywiście mogę) proszę takich czytelników jak Ninde czy witness o kontakt po za Google i bloggerem bo nie mam Wam jak odpisać :| Z góry dziękuję i znowu się rozgadałam, także kończę już ;p Zapraszam do czytania i komentowania. Rozdział jest trochę dłuższy niż zawsze i ma więcej cytatów (wiecie, tak aby zrekompensować Wam czas oczekiwania i wgl.). Pozdrawiam, Cassandra ;p



To takie łatwe teraz, bo masz przyjaciół, którym możesz ufać.
Przyjaciele pozostaną przyjaciółmi.
Kiedy potrzebujesz miłości poświęcają ci troskę i uwagę.
Przyjaciele pozostaną przyjaciółmi.



Siedzę i nieobecnym wzrokiem wpatruję się w obraz Profesora Alvina który już chyba trzeci kwadrans z rzędu gada nam o padaniu światła na kontur cieniowanego obrazu. Jezu, ten człowiek na prawdę ma ciekawą pracę. Co roku nawija to samo przez hmm...3 lekcje w tygodniu ? No dobrze, nieraz wprowadzi coś nowego, ale najlepsze jest to, że i tak wszyscy wiedzą już o tym od dawna, a w dodatku wiedzą niedługo więcej niż On. W sumie cała uczelnia chodziła i chodzi na Jego wykłady tylko po to, żeby posłuchać Jego na prawdę inteligentnego poczucia humoru. No i popatrzeć na jego nieogarnięte, choleryczne ruchy, które nie raz przyprawiały człowieka o napad śmiechu. To fakt, że na wykładach z Nim na prawdę szło wzbogacić się umysłowo, ale mi w tej chwili po głowie chodziła tylko myśl: kiedy zadzwoni ten cholerny, czerwony, głupi, głośny, metalowy palant wiszący na ścianie nad wejściem. "Dalej, dalej, dzwoń no..." - myślałam siedząc i w ogóle nie zwracając uwagi na chichoczące z żartów Psora osoby wokół. Czułam się trochę jak ta dziewczyna z teledysku do Numb, tyle że Ona miała z 10 razy bardziej ode mnie przesrane, no i nie była w ogóle rozumiana przez otoczenie, które mnie jednak często rozumie. Oczywiście nie w tej chwili. Nagle z zamyślenia wyrwały mnie wibracje w kieszeni obcisłych, czerwonych rurek. Wyjęłam telefon i sprawdzając czy Alvin nie patrzy odczytałam treść sms-a: Czekam przed wejściem głównym - nadawca: Braciszek Marnotrawny. Odpisałam krótkim "Ok" i słysząc w końcu upragniony dzwonek, wrzuciłam do torby zeszyt, długopis i małego, przenośnego netbook'a. Wyszłam z auli jako jedna z pierwszych i szybkim krokiem ruszyłam w stronę głównego wejścia. Po drodze spotkałam oczywiście wrogi, zazdrosny i wściekły wzrok Dominika, który wraz z Conorem siedział na ławkach w holu. Conor to jeden z jego i zarazem moich najlepszych kumpli. Ostatnio ostro się wkurwił na Domiego po akcji, w której obronił mnie Joe i Chaz, jednak i tak musi z nim gadać bo mają razem projekt realizowany przez każdego, kto jest na ostatnim roku. Conor pomachał mi po czym specjalnie walnął Dominika z pięści w ramię, aby ten odwrócił swoją uwagę ode mnie i dał mi swobodę ruchu. Szybko dotarłam do rozsuwanych szklanych drzwi i wychodząc zobaczyłam swojego kochanego braciszka.
- Hej, bałwanie ! - przywitałam się nie grzesząc kulturą.
- Też Cię kocham, siostrzyczko - uśmiechnął się do mnie głupkowato, po czym przytulił mnie.
- Byś się odezwał, a nie tylko patrzysz na mnie ! - mówię z wyrzutem.
- Co ? Że ja niby się do Ciebie nie odzywam ? Ja ? Jaja sobie robisz ? Dzwoniłem do Ciebie w samym ostatnim tygodniu jakieś 30 razy i za każdym razem albo abonent tymczasowo niedostępny, albo telefon jest wyłączony lub poza zasięgiem albo "Hej ! Tu Miranda, niestety nie mogę teraz z Tobą rozmawiać, zostaw wiadomość, a jeśli będziesz wart mojej uwagi i czasu to oddzwonię" - to ostatnie zacytował jakby przesadzonym, cieniutkim i damskim głosem. Tak, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Pff...ciekawe, że jakoś miałam tylko 3 nieodebrane połączenia od Ciebie - po chwili robię groźną minę.
- Tak, tak oszukuj się dalej. Pan Shinoda i inni Panowie Linkini odwrócili ode mnie Twoją uwagę i tyle - mówi patrząc na mnie zalotnym wzrokiem i ruszając przy tym znacząco brwiami.
- Ahaha...a żebyś wiedział... - mówię prześmiewczo, a zarazem na poważnie.
- No widzisz ? Ja znalazłem sobie robotę, ty faceta i idoli no i olaliśmy się nawzajem - mówi Andrew, a ja zastanawiam się czy przypadkiem mój zmysł wyczuwania braciszkowego sarkazmu ostatnio trochę się nie osłabił.
- O co Ci biega ? Nie mam faceta...a tak po za tym eee...czekaj, ty i praca ? Ahahahahahahahahahahahahaha - udaję śmiech – sorcia, kochany ale to się nie klei.
- No co ? Musiałem! Potrzebuję nowego wiosła, pieców i garów do perkusji - mówi śmiertelnie poważnym tonem.
- Aaaa...no tak, to wszystko wyjaśnia. A jak tam kapela ?
- A dobrze. Czekaj...ty mi tu oczu nie zamydlaj moją kapelą. Jak tam z LP ? Opowiadaj.
- Wiesz co ? Momentami jesteś gorszy niż babcia Jane i dziadek Steven razem wzięci i podparci ciocią Heleną - posyłam mu prześmiewcze spojrzenie i chytry uśmieszek, kiedy On patrzy się na mnie z miną ze stylu "Are you fucking kidding me ?!" - No dobrze, dobrze...opowiem Ci wszystko - mówię uśmiechając się na widok miny starszego brata.

***

- To ładnie. Czekaj, ale...jeśli On się rozwiedzie z żoną to...będziesz Shinodówą ? - uśmiecha się tępo mój brat, patrząc na mnie jeszcze bardziej tępym wzrokiem.
- Boże ! Ciebie chyba na serio adoptowali, albo mama Cię upuściła jak byłeś mały ! - załamuje mnie jego reakcja i walę z całej siły głową w stół.
- No co ?!
- Jajco ! - odpowiadam pokazując mu środkowy palec i nadal nie podnosząc się z twardego i zimnego blatu stolika, który jest tak znajomo brązowy (jak oczy Mike’a), przez co też spokojny, że daje ukojenie mojemu załamaniu głupotą brata.
- Dobra, teraz tak zupełnie poważnie. Jeśli faktycznie jest w stanie rozwieść się z żoną dla Ciebie i zaburzać Swoje życie po to aby z Tobą być to ty też z Nim bądź ! W końcu Go kochasz nie od wczoraj, a raptem od prawie 13 lat - mówi już zupełnie poważnie Andrew, a ja zadziwiona jego powagą podnoszę się ze stołu, rozmasowując czoło. Co jak co...może mój braciszek do najpoważniejszych nie należy, ale mądry jest i na sprawach damsko-męskich zna się jak rzadko kto.
- Serio tak sądzisz ? - teraz ja nie wykazuje zbyt dużego ogarnięcia no ale już dobrze.
- Tak, serio tak sądzę. No pomyśl...masz taką szansę. Cierpiałaś i usychałaś z miłości przez ponad 12 lat i teraz masz sobie odpuścić kiedy On wyznał Ci miłość i chce się rozwieść dla Ciebie z żoną ?
- Nie dla mnie. On powiedział, że to małżeństwo i tak już dawno się rozsypało, przez ich kłótnie i w ogóle - mówię trochę smutnym tonem.
- Tym bardziej powinnaś Go wspierać jeśli wiesz że Cię kocha ! Pytanie tylko jak zareaguje na ten fakt jego żona i dzieci.
- Jesteś już chyba 12 bliską mi osobą jaka to mówi, wliczając oczywiście mamę, tatę, Cornelię i Ashley.
- To chyba dobrze no nie ? Widzisz ? Wszyscy utwierdzają Cię w przekonaniu że masz walczyć o marzenia i o miłość faceta którego kochasz.
- Wiesz za co Cię kocham braciszku ? Za to, że jesteś facetem a potrafisz doradzić jak najbardziej doświadczona kobieta - uśmiecham się szeroko do brata.
- Dziękuję. Też Cię kocham siostra - uśmiecha się brat pokazując mi serduszko zrobione dłońmi. Nagle z mojej kieszeni dobiega dzwonek telefonu, a głośne: *"One minute you're on top, the next you're not, watch it drop. Making your heart stop, just before you hit the floor." odrywa mnie od jakże słodziutkiej konwersacji z bratem. Wyciągając telefon widzę na wyświetlaczu napis Mike i zdjęcie zrobione jakieś 2 tygodnie temu Jemu i mi przez Phoenix'a. Szybko odbieram:
- Tak ?
- Hej, możemy się spotkać ?
- Pewnie. Kiedy, o której i gdzie ?
- Hmm...gdzie jesteś teraz ?
- W tej malutkiej kawiarni obok parku na Baker Street.
- Ok, będę tam za 10 minut.
Chowam telefon i delikatnie zdezorientowana mówię do Andrew - Mike będzie tutaj po mnie za 10 minut.
- Mam sobie iść ?
- Nie, no co ty ?! Masz tutaj zostać i Go poznać.
- Ok, z chęcią to zrobię - uśmiecha się do mnie.
Dalej rozmawiamy, aż w końcu nie zauważam nawet kiedy przy naszym stoliku staje Shinoda.
- O hej - mówię zaskoczona i wstaję by przywitać się z Mike'iem buziakiem w policzek - ten bliżej nie określony gostek siedzący ze mną przy stoliku to mój starszy brat Andrew, zresztą...pamiętasz mówiłam Wam o Nim. Andrew to Mike.
- Tak opowiadałaś Nam o Nim bardzo dużo - mówi Mike i z uśmiechem na ustach wita mojego braciszka.
- Nam o Tobie też dużo mówiła - uśmiecha się Andrew podając mu rękę, a ja mam cichą ochotę go pobić - a tak w ogóle to Linkin Park wymiata. Na prawdę, gracie zajebistą muzykę - dalej mówi Andrew.
- Dzięki - uśmiecha się szeroko Mike, po czym tak jak my siada na krześle.
Rozmawiamy jeszcze dosyć długo, po czym około godziny 19 mój kochany, rozwalony braciszek uświadamia sobie, że za pół godziny zaczyna się jego zmiana i żegnając się z nami wychodzi dość szybko z kawiarni. Po chwili Ja i Mike również wychodzimy.
- Gdzie jedziemy ? - pytam Mike'a.
- W pewne świetne miejsce. Na pewno Ci się spodoba - uśmiecha się do mnie.
- Ok. Apropo...Chciałeś o czymś rozmawiać - przypominam.
- Spokojnie, porozmawiamy o tym na miejscu.
Po około 1,5 godziny jazdy zajeżdżamy na miejsce. Jest to dość duży pagórek, a z samego jego wierzchołka jest świetny widok na zachodzące słońce.
- Gdzie jesteśmy ?
- W Agoura Hill - odpowiada uśmiechając się do mnie promiennie - przyjeżdżałem tu za młodu i do dzisiaj lubię to robić. Tutaj najlepiej z całej Agoury widać zachód słońca.
- Mike, tu jest pięknie - odpowiadam - widok aż zapiera dech w piersiach.
- To wyjątkowe miejsce, na prawdę. 
Nadal siedzimy w samochodzie i tylko wpatrujemy się w zachodzące słońce. Nagle Mike zaczyna:
- Mirando, chciałem Ci coś powiedzieć...
- Tak ?
- No więc - zaczyna z delikatną nie pewnością, jednak widzę w jego twarzy nutę szczęścia - powiedziałem Annie o rozwodzie.
- I jak Ona na to zareagowała ? - w tej chwili zamieram, jakby z obawy o to co zrobiła Anna.
- Nie wiem czy można powiedzieć że dobrze, ale w każdym razie stwierdziliśmy oboje że mamy zamiar być w dobrych kontaktach.
- To chyba dobrze, prawda ? - trochę niepewnie pytam.
- Tak, tylko...nie masz nic przeciwko temu ?
- Nie, dlaczego miałabym mieć. Mike, to Twoja żona, matka Twoich dzieci i kobieta która była przy Tobie i się Tobą opiekowała przez prawie 14 lat. Dlaczego mam mieć coś przeciwko. To raczej ja powinnam zapytać czy Anna nie będzie miała nic przeciwko mnie ? Chociaż to głupie pytanie bo logiczne, że będzie miała...ale...
- Nie, Mirando ! - przerywa mi Mike - nie będzie miała nic do Ciebie, Ona taka nie jest, na prawdę. Ona jest w stanie nawet poświęcić swoje szczęście żeby uszczęśliwić drugiego człowieka...
- Ehh...no właśnie Mike. Dlaczego Ona ma być nieszczęśliwa, kiedy my będziemy szczęśliwi hmm ? - patrzę na Niego pytająco.
- Ejj... - obejmuje mnie - Ona sama tak zadecydowała, na prawdę. Poza tym...powiedziała mi, że chce abym był szczęśliwy z Tobą.
- Ale Mike...ja na prawdę...Boże no... - mówię z wyrzutem.
- Wiem jak się czujesz, na prawdę i rozumiem to. Ale nie musisz się tak czuć, to jej wybór. Poza tym i tak wszyscy wiemy, że nasze małżeństwo już nie istnieje, nawet bez rozwodu. Nie myśl o tym, że Ty je rozbiłaś, bo to nie Twoja wina. Ty tylko pomogłaś mi w końcu zebrać się na odpowiednią decyzję.
- Tak, ale... - mówię z niepewnością.
- Będzie dobrze...zobaczysz ! Jak dwoje ludzi się kocha to wszystko inne powoli z upływem czasu układa się po ich myśli. U Nas też tak będzie, zobaczysz - delikatnie całuje mnie w czoło.
- Ehh...mam nadzieję Mike, mam nadzieję...

***

Tak dowcipne i niewinne są te plotki, bo zawsze jest znak zapytania zamiast kropki.
A delikwent niech się tłumaczy, a jeśli to nieprawda to niech nam wybaczy.


"Niestety mamy złą wiadomość dla wszystkich fanów Linkin Park, zwłaszcza tych podziwiających jakże idealne małżeństwo rapera zespołu Mike'a Shinody (l.35) i jego prawie już byłej żony, Anny (l.34). Ich małżeństwo jednak nie było tak idealne i sielankowe jak wszystkim się zdawało. Otóż jak udało się dowiedzieć naszemu informatorowi - raper wraz ze swoją żoną wniósł do sądu pozew o rozwód. Jako powód podobno podali ciągłe kłótnie i dzielące ich różnice niemożliwe do pogodzenia. Nie wiadomo kiedy para definitywnie przestanie być małżeństwem ani komu zostanie przyznana opieka nad dwójką ich dzieci, jednak już teraz daje się zauważyć która ze stron jest mniej zadowolona z zaistniałej sytuacji. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt iż Shinoda jest ostatnio przez paparazzich coraz częściej widywany z pewną czarnowłosą, młodą pięknością, która podobno jest przyjaciółką i współpracowniczką Linkin Park. Czy aby na pewno małżeństwo jednego z najbardziej pożądanych, rapujących rockmanów rozpadło się przez spory, czy może w rodzinny spokój wkradła się zazdrość, a może nawet zdrada ? Tego dowiemy się już wkrótce i jak najszybciej was o tym poinformujemy."


Kurwa mać ! Kurwa...kurwa, kurwa, kurwa, kurwa...mam ochotę coś rozwalić, rozpieprzyć na drobne, malutkie kawałeczki. O Boże, co za jebany pokurw wypisuje te głupoty ?! Boże, skąd Oni w ogóle wiedzą o tym, że Mike się rozwodzi ?! Japierdole...aaaaaa ! Mam ochotę wykrzyczeć całe swoje wkurzenie, całą złość buzującą we mnie w chwili po przeczytaniu artykułu, na pierwszej stronie jakiegoś pieprzonego plotkarskiego magazynu, który Victoria kupiła po to, aby pokazać mi właśnie ten oto artykuł. Dreptam po pokoju i nie mogę opanować wkurzenia. Zaraz w coś przywalę, na prawdę, nie wytrzymam. Viki, Anna i Gabi patrzą na to co robię z taką dokładnością, że czuję się jakby namierzali mnie lufą od pistoletu.
- Uspokój się, Mirando! To nic takiego, nic się nie stało rozumiesz ?! Nie możesz wybuchać przez jakiś tępy artykuł w plotkarskim gównie, rozumiesz ? - uspokaja mnie Gabriel.
- Tak, pewnie, kurwa, nie przejmuj się, nie w ogóle nie mam się czym przejmować, co ty ?! Tylko to, że media robią ze mnie dziwkę, a nawet jeszcze Mike się nie rozwiódł ! Ba, walić mnie i moją reputację. Oni robią gościa bez serca z człowieka którego kocham rozumiesz ?! Mike nigdy nie zdradził Anny ! Nigdy ! Nigdy nawet nie pomyślał aby to zrobić, ani On ani ja o tym nie pomyśleliśmy, a te chuje teraz śmią pisać że Mike Shinoda prowadza się ze mną po ulicach LA i że jestem jego kochanką ! Rozumiesz, ogarniasz to ?! Kurwa...w ogóle, co za pojeb to pisze, kurwa no... - wybucham nagle ale całkiem oczekiwanie, wyżywając się na Gabim, który robi minę jak zbity, mały piesek.

A jeśli potrzebujesz przyjaciela,
Jest miejsce, tutaj u mojego boku...


- Boże ! Przepraszam Was... - opadam ciężko na łóżko i zakrywam twarz rękami - Przepraszam.
- Nic się nie stało, na serio. Rozumiemy Twój wybuch, ale Mirando, na prawdę nie możesz się przejmować każdym tępym wpisem na każdym tępym portalu plotkarskim, czy w każdym tępym pisemku tego typu. Nie możesz tak wybuchać, bo to tylko plotki, rozumiesz ? Głupie, nic nie warte plotki - mówiąc te słowa, Anna przytula mnie, a ja z nadal zasłoniętą twarzą siedzę oparta o jej ramię.
- Wiem, jejku, wiem, na prawdę. Ale...na serio wkurzyłam się tym głupim artykułem. Jeszcze na głównej stronie...super - ciężko oddycham - chyba zadzwonię do Mike'a - wstaję i zdecydowanym krokiem idę do swojego pokoju i sięgam po komórkę. Wykręcam numer Mike'a i już po chwili słyszę jego głos:
- Tak ?
- Hej, słuchaj...możesz do mnie przyjechać, proszę.
- Widziałaś pewnie ten popaprany artykuł ? - pyta z pewnością w głosie.
- Tak...tak, Mike proszę przyjedź...
- Dobrze, będę jak najszybciej się da.
- Dziękuję - odpowiadam smutnym głosem.
- Pamiętaj tylko, że Cię kocham, rozumiesz, kocham Cię ! Nie przejmuj się tymi głupkami z gazety, nie warto.
- Wiem, Mike, ja Ciebie też. Tylko proszę przyjedź.
Odkładam słuchawkę i idąc do pokoju mówię przyjaciołom aby się ogarnęli, bo zaraz Mike tu będzie. Sama idę się trochę odświeżyć, a następnie rozkładam się wygodnie na swoim łóżku i mimo iż jestem w ciuchach codziennych, nakrywam się kołdrą aż po sam czubek nosa. Nie zauważam nawet kiedy mija spora ilość czasu, a do mojego ciemnego pokoju wchodzi Mike, wpuszczony przez Annę, która uśmiechając się do mnie, daje znak że zostawia Nas samych.
- Ejj, kochanie, co z Tobą ? Nie przejmuj się tym aż tak, co Ci jest ? - przejmuje się Shinoda, czule patrząc i siadając na krawędzi mojego łóżka. 
- Oj, nic, po prostu się wkurzyłam tak jak chyba dawno się nie wkurzałam. Wybuchłam jak tykająca bomba zegarowa i poczułam, że Cię potrzebuje, bardziej niż pocieszania i czegokolwiek innego potrzebuje Ciebie, teraz, tutaj, w tym momencie...
- Rozumiem. Na prawdę Mirando, nie ma się czym przejmować. Musimy przetrwać teraz ten okres przejściowy, kiedy będą huczeć o moim rozwodzie. Potem będzie już tylko lepiej, zobaczysz - mówiąc te słowa wtula się we mnie jak wielki pluszowy miś, co na prawdę poprawia mi humor i pozwala mi się nawet uśmiechnąć. 
- Mogę, prawda ? - pyta jakby trochę niepewny Mike.
- Nie pytaj się, tylko chodź tu i mnie przytul - odpowiadam przesuwając się delikatnie, aby zrobić Mike'owi miejsce, a ten kładzie się obok mnie obejmując mnie ramieniem i otaczając swoją ciepłą i miłą aurą. Od razu poprawia mi się humor. Układam się wygodnie na jego torsie i zamykam oczy. Czuję się jakby wszystko co złe odeszło, odpłynęło w jednej chwili. Czuję się jak w niebie...tak to jest moje niebo, a Mike to mój Bóg.


***

Szykując się do wyjścia Mike pyta:
- Hmm...skoro już prawie jestem rozwiedziony i w ogóle to...
- No ? - pytam z zaciekawieniem.
- No to...mogę Cię chociaż pocałować na pożegnanie ? Przecież jesteśmy u Ciebie w domu i w ogóle no wiesz...
- Mike, tłumaczysz się jak skrępowany nastolatek, ale ok - mówię, uśmiechając się trochę głupkowato.
- No tak, no wiem... - odpowiada Mike z zażenowaniem, po czym zdecydowanie podchodzi i obejmując mnie w pasie, patrząc mi w oczy pyta:
- Czy mogę pocałować najpiękniejszą, najwspanialszą i najszczerszą kobietę na świecie, którą kocham tak, że nie umiem o Niej nie myśleć ani przez chwilę; nie umiem nie myśleć o jej ustach, oczach, pięknym uśmiechu, włosach i o tym, że Ona też mnie kocha i też tego chce, tyle, że musi mi o tym powiedzieć żebym wiedział, że na pewno tego chce ? - wypowiadając ostatnie słowa zaciska uścisk, a Nasze ciała praktycznie stykają się tak że nie mogę oddychać. Serce bije mi jak szalone, a wszystko co mogę zrobić to po prostu patrzeć w Jego oczy i zatapiać się w nich, jak w najpiękniejszym oceanie. Widząc, że Mike powoli nie wytrzymuje czekając na moją odpowiedź, czuję wielką satysfakcje. Wiem, jestem zła i okrutna, ale na prawdę czuję ogromną satysfakcję kiedy wiem że Shinoda nie wytrzymuje z pragnienia mnie. Sama powoli zaczynam nie wytrzymywać, tak więc jeszcze przez chwilę męczę ukochanego, po czym sama wpijam się w jego miękkie usta, które napierają na mnie jakby chciały odpowiedzieć: No w końcu ! Uśmiecham się w duszy, po czym oddaję się przyjemności. Całujemy się przez dłuższą chwilę, po czym nagle, nawet nie wiem kiedy znajdujemy się na łóżku. Nie mamy zamiaru się kochać, czuję to, jednak wiem że Mike drży z podniecenia, ja z resztą też i wiem, że gdyby nie pewne bariery zrobilibyśmy to oboje, bez żadnego wahania. Całujemy się namiętnie przez kilka minut. Nagle oboje słyszymy pukanie do drzwi i delikatne skrzypienie klamki. Ani ja, ani Mike nie mamy najmniejszej ochoty się od siebie odrywać, jednak robimy to widząc stojącą w drzwiach Victorię, która jakby nigdy nic stoi na progu i patrzy na nas jak na...no właśnie...trudno określić jak na kogo.
- Ymmm...chyba Wam przeszkadzam także pójdę - mówi z zażenowaniem Viki.
- Nie, nie musisz, my i tak...eee...my... - no właśnie i w tym momencie nie wiedziałam co powiedzieć, tylko nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam się szeroko do Mike'a, który też najwyraźniej nie miał zielonego pojęcia co ma powiedzieć.
- Hmm...no to może ja i tak wyjdę, bo w sumie przyszłam tylko zajrzeć czy wszystko u Was w porządku, ale widzę, że tutaj aż za dobrze, więc no wiecie...
- Nie, na prawdę, ja w sumie już wychodzę - odpowiada Mike wstając z łóżka i podając mi rękę, abym też wstała. Po minie Victorii widzę, że chodzi jej coś po głowie i mam jej ochotę osobiście przywalić z plaskacza, ale ok. Odpuszczę, w ramach przyjaźni i dobrego humoru.
Wychodząc Mike jeszcze raz całuje mnie na pożegnanie i uśmiechając się wychodzi.


Wolałabym żyć, zostawiając to w spokoju,
ale to nie daje Ci prawa by wygłaszać groźby,
zmuszać mnie do ustępstw.
Nie, nie możesz mnie zastraszyć,
nie szanować mnie tak po prostu.


Jednak chwilę po jego wyjściu nie wiem sama dlaczego mam dziwne, złe przeczucia...nie mam pojęcia o co mi chodzi. Wyglądam przez wszystkie okna, jednak nie widzę niczego niepokojącego. Szybko ubieram koszulę, buty i zbiegam na dół. Schodząc na parter słyszę jakieś dziwne odgłosy i widzę dwa cienie za drzwiami wyjściowymi. Wybiegam jak najszybciej i moim oczom ukazuje się obraz żywej bijatyki. Wszystko wygląda jak pobojowisko zaczynając od małych drewnianych słupków wbitych w ziemie ogródka, a kończąc na porozwalanych na około rzeczach to Mike'a to osoby przeciwnej. Podbiegam do nich i usiłuję ich rozdzielić. Po chwili wytężonych starań, ledwo, ale udaje mi się. Staję plecami do Mike'a, trochę jakbym go broniła:
- Co wy robicie do jasnej cholery ?!
- Odejdź Mirando, to sprawa między nami - mówi Mike.
- Nie, nie odejdę ! Co ty w ogóle tu robisz co ?! Masz jeszcze czelność tu przychodzić i prowokować Mike'a do bijatyki ?! Powaliło Cię do reszty ?!
- Co ? To chyba On nie powinien tu być ! W końcu to ja jestem Twoim facetem, nie On ! - Dominik z podbitym okiem, krwawiącą wargą i ledwo trzymając się na nogach drze się głośniej niż myślałam. Gabriel, Anna i Victoria wybiegają z klatki i widząc całą sytuację nie wierzą własnym oczom. Gabriel chce mi pomóc, jednak ja zabraniam mu podchodzić.
- Nie jesteś już żadnym moim facetem, rozumiesz ?! W przeciwieństwie do Mike'a, nie masz najmniejszego prawa tu być !
- Pewnie ! Jeszcze zobaczymy ! Ja nie mam prawa tu być ?! Nie bądź śmieszna...nie dość, że mnie zdradzasz jak jakaś dziwka to jeszcze do tego bronisz tego swojego sławnego kochasia ! - teraz zauważam jeszcze, że Dominik jest pijany. Bardzo rzadko pił, co tym bardziej mnie dziwi. Nagle widzę, że sytuacja wymyka się spod mojej kontroli, a Mike z ogromną wściekłością podbiega do Dominika i daje mu z pięści w twarz:
- Anna, Victoria biegnijcie po ochronę ! Gabriel pomóż mi zawlec tego palanta do bramy - mówi ewidentnie zmęczony Mike. A ja stoję tylko patrząc jak osłupiała, kiedy razem z Gabrielem biorą pod rękę zakrwawionego lekko Dominika i wloką go w stronę bramy. Nie wiem co mam robić, jednak wiem, że muszę im pomóc. Idę za Nimi po czym widząc że Pan Volter, Miller i Rowson pakują Dominika na fotel w swojej budce i cucą go aby był przytomny na przyjazd już wezwanej policji. Sama nie mogę uwierzyć w to co się stało i nadal dzieje. Dominik jest bezczelnym chamem i tyle. Boże, jak ja mogłam z Nim być tyle czasu ? Jezu, jaka ja byłam głupia. Widzę zakrwawione ręce Mike'a i jego rozciętą brew.
- Mike, krwawisz ! Boże...
- Spokojnie, to tylko rozcięta brew, a ręce są w większości od Jego krwi. 
- Jezu...Mike, przepraszam Cię... - łzy stają mi w oczach, a Mike przytula mnie mocno.
- Za co mnie przepraszasz ? To nie Twoja wina. Ten gość to po prostu nierozumny idiota, a w dodatku powiem Ci, że nie wiem jak na trzeźwo, ale po pijaku to jego zdolność wycelowania i dobrego uderzenia jest tak słaba jak moja zdolność nie wywalenia się na prostej drodze, też po pijaku - mówi Mike trochę prześmiewczo.
- Pff...przestań ! Ja tu płaczę, a Ty jak zawsze z jakimś tekstem - odpowiadam wybuchając śmiechem przez płacz i łzy zalewające mi twarz.
- No widzisz ? Od razu lepiej jak się śmiejesz. To nic poważnego, na prawdę. Gorzej oberwał On niż ja. A tym, że tu przyszedł się nie przejmuj. Jeśli odważy się to zrobić jeszcze raz, będzie miał znowu ze mną do czynienia.
- Mike, ale ?
- Nie ma żadnego ale - mówi stanowczo - czekamy na policję, szybko mówimy im o co chodzi i idziemy do domu, ok ?
- Dobrze Mike, już dobrze no - odpowiadam, po cichu się dziwiąc jak taki kochany i z pozoru delikatny człowiek, może być momentami aż tak stanowczy.


Fragmenty tekstów pochodzą z piosenek: Friends Will Be Friends - Queen, Opluj.pl - Mezo feat. Kasia Skrzynecka oraz Roads Untraveled i Lies Greed Misery - Linkin Park.

* - fragment piosenki Hit The Floor - Linkin Park.