czwartek, 25 października 2012

Leave Out All The Rest Part 8.


No więc jestem z zapewne wyczekiwanym Partem 8. Dlaczego wyczekiwanym ? Powód dobrze znacie ;p Co prawda mam nie odparte wrażenie że nie jest to dobry rozdział i że w sumie nic nie wnosi, no ale...czasami muszą też być i takie "tłumaczące" jak ja to mówię rozdziały. Cóż, nie ma co się dalej rozgadywać. Zapraszam do czytania i komentowania :) Pozdrawiam, Cassandra ;D


Myślisz, że dostałeś wszystko to co we mnie najlepsze ?
Myślisz, że to Ty ostatni się śmiałeś ?
Założę się, że myślisz, że wszystko co dobre odeszło.
Myślisz, że zostawiłeś mnie załamaną,
myśląc, że przybiegnę z powrotem.
Kochanie nie znasz mnie, bo jesteś śmiertelną pomyłką...



Siedząc w kuchni z kubkiem gorącej herbaty, nadal nie mogę uwierzyć w akcję, która miała miejsce zaledwie pół godziny temu. Z jednej strony jestem rozbita i smutna, a z drugiej skaczę z radości widząc osoby, które w pewien sposób mnie uratowały i wspominając to jak dowaliłam Dominikowi.
- Boże, gdyby nie wy pewnie bym się z nim pobiła - mówię z pewnością w głosie.
- Co ?! Pobiła ?! Czekaj czekaj... Ten gość byłby w stanie Cię uderzyć ?! - widzę w oczach obu mężczyzn narastającą złość.
- Kiedyś nie...ale teraz ? Podejrzewam że tak...On ostatnio naprawdę strasznie się zmienił. W sumie...to trochę moja wina że to nastąpiło, ale...On sam tego chciał ! - odpowiadam smutno.
- Dobra, nawet jeśli to Twoja wina to i tak nie usprawiedliwia zachowania tego palanta ! Nie lubię krzywdzić ludzi, ale w tej chwili bardzo chętnie bym mu wpierdolił, naprawdę - mówi Koreańczyk z miną co najmniej porównywalną do głodnej hieny. Gdyby nie okoliczności to pewnie zaczęłabym się śmiać, ale teraz jedyne z czego się cieszyłam to z faktu kto pomógł mi wyjść z opresji.
- Dokładnie ! Sam osobiście bym mu pourywał kończyny – mówi równie wkurzony Chester.
- Ejj...czekajcie...a tak w sumie...skąd wy się w ogóle tu wzięliście ? Nie żebym miała Wam za złe to że tu jesteście, bo się cieszę jak mały dzieciak na gwiazdkę, ale...skąd Wy w ogóle...no ymm ?
- Zdobycie Twojego adresu to naprawdę nic trudnego, biorąc pod uwagę że wczoraj Shinoda Cię odwoził i nie wykasował z nawigacji Twojego adresu - odpowiada Chester uśmiechając się do mnie.
- Taa, nie żebyśmy mu grzebali w samochodzie, nie...no co ty...to nie my, a już na pewno nie ja...prędzej Remy - odpowiada Joe robiąc głupkowatą minę.
- Ymm, aha - mówię nie mogąc z siebie wydusić nic konkretniejszego i mimo woli śmiejąc się - dziękuję Wam, naprawdę bardzo Wam dziękuję, za wszystko. A no i przepraszam Was za mój wygląd i nie ogarnięcie mieszkania, ale miałam z przyjaciółmi dość...hmm...można powiedzieć intensywną noc - śmieje się sama z siebie.
- Tym się naprawdę nie przejmuj. U Joe'go jest gorzej chociaż ma sprzątaczkę - Chaz spogląda na Joe'go, który robi groźną minę.
- Pfff...ja nie mam wcale bałaganu. To artystyczny nieład - z oburzeniem odpowiada Joe.
- Tak, na pewno ! Chyba artystyczny syf, bo inaczej tego nazwać nie można - ripostuje Chester śmiejąc się - naprawdę współczuję Brendzie i Heidi. Muszą mieć anielską cierpliwość, a już na pewno Heidi.
- Hmm... no a w jakiej sprawie do mnie przyjechaliście - po chwili namysłu pytam -  jeśli można wiedzieć ? Wiecie, co jak co, ale akurat najmniej spodziewałam się tego że część składu mojego ukochanego zespołu obroni mnie przed byłym chłopakiem psycholem - uśmiecham się blado, przypominając sobie niemiłe wydarzenia jakie miały miejsce rano.
- No, to już tajemnica zawodowa, ale powiem Ci tylko jedno - ubieraj się i w ogóle bo jedziesz gdzieś z nami - odpowiada Chester uśmiechając się do mnie.
- Ja ? Jadę ? Z Wami ? - pytam wytrzeszczając oczy tak że pewnie wyglądam co najmniej jak nadepnięta żaba bo Joe się śmieje.
- No, co się dziwisz ? - przez śmiech odpowiada Joe - nie pytaj już o nic tylko ubieraj się, zgarniaj co trzeba i jedziemy ! - popędza mnie Koreańczyk, silnie przy tym gestykulując.
- Ok, już idę - już chcę wstawać, kiedy nagle słyszę hałas dobiegający z pokoju Anny i Victorii. Zza otwartych drzwi wychyla się Victoria, która mamrocze coś pod nosem i z zamkniętymi oczami szuka na podłodze...chyba komórki.
- Viki, telefon jest na szafce ! - mówię, nie mogąc opanować śmiechu. Victoria kiedy jest zaspana wygląda, jak gdyby co najmniej przeleciała przez dżunglę i została zmiażdżona przez dwa czołgi. Tak przynajmniej mówi o tym Ann. Kiedy moja przyjaciółka znajduje telefon, odwraca się, otwiera oczy i dziwnie spoglądając w moją stronie, powolnymi i ostrożnymi krokami zbliża się do kuchni. Wchodząc do niej robi minę jakby zobaczyła czyhającego na nią zabójcę z siekierą w dłoni. Stoi w dość dziwnej pozycji i wyłupiastymi oczami patrzy się na Joe'go i Chaz'a jak gdyby miała zaraz dostać wylewu połączonego z atakiem padaczki. Nie zważając na towarzystwo zaczynam się po cichu śmiać, a chwilę potem w moje ślady idzie Chester i Joe. Po chwili Viki nadal nie zmienia swojej miny i powoli nadal badawczo spoglądając na chłopaków opada na stojące obok niej krzesło. Powoli, niemal jak robot odwraca się w moją stronę, nadal utrzymując swój wyraz twarzy mogący przyprawić albo o chorobliwe przerażenie albo o chorobliwy śmiech.
- Mirando Taylor Cosgrove... - tutaj robi znaczącą przerwę i zdecydowanie zastanawia się nad czymś - czy mogę na chwilę Cię poprosić do pokoju obok, dosłownie na chwilę, na krótką rozmowę ?
Pytająco spoglądam na swoich gości którzy nie mają nic przeciwko. Viki wstaje i przepraszając ich bierze mnie za rękę i ciągnie w stronę mojego pokoju. Kiedy już jesteśmy w nim zamyka drzwi, i patrząc na mnie badawczo pyta:
- ymm, czy.. Czekaj... Czy to jest ten taki fajny wokalista i ten DJ z Linkin Park, czy ja po prostu mam zwidy od nie wyspania czy czegoś ?
- Tak Viki, to jest Chester i Joe z Linkin Park - wypowiadając te słowa sama nie do końca w nie dowierzam, ale nadal zachowuję powagę i uśmiechając się delikatnie do Viki, czekam na jej reakcję. Przyjaciółka myśli chwilę po czym zdecydowanie chce mi odpowiedzieć, ale przerywa nam fakt iż do pokoju nagle wparowują Gabriel i Anna.
- Czy w kuchni siedzi jedna trzecia składu Linkin Park czy jesteśmy chorzy umysłowo ?! - pytają, a w zasadzie wykrzykują równocześnie tak głośno, że mam wrażenie że zaraz usłyszą ich w całym Los Angeles.
- Nie, nie macie zwidów i nie jesteście chorzy umysłowo. Tak w kuchni siedzi Chester i Joe z Linkin Park - odpowiadam ledwo powstrzymując śmiech, gdyż Gabi i Ann stoją razem w takiej pozycji, że cud, iż jeszcze nie wylądowali na ziemi. Widząc ich miny stwierdzam jednogłośnie, że razem z Viki, która jeszcze przed chwilą chciała coś powiedzieć - zamarli i raczej nie za bardzo wiedzą co mają zrobić.
- Zachowujcie się jak cywilizowani ludzie, błagam Was. Wystarczy już, że ja mam nieogarnięte ruchy - mówię śmiejąc się sama z siebie.
- Ty ?! Ty masz nieogarnięte ruchy ?! Ty, ty siedziałaś sobie z nimi w kuchni i normalnie gadałaś jak z najlepszymi kumplami ! I ty śmiesz mówić, że masz nieogarnięte ruchy ? - z udawanym oburzeniem odpowiada Gabriel. Co jak co - ścisza głos - ale ty już się z nimi spotkałaś na osobności, a ja ? Boże, przecież tutaj jest Chester, a ja ? Jak ja wyglądam ? - ciągnie Gabi.
No tak, zapomniałam wspomnieć o tym że każde z moich przyjaciół trochę słucha LP, jednak dziewczynom podobają się tylko niektóre piosenki. Gabi to inna sprawa. Nie dość że zaraził się ode mnie całą muzyką LP, to jeszcze podoba mu się Chaz.
- Gabi...nie przesadzaj. Nie wyglądasz źle. Poza tym Oni rozumieją, że mamy bajzel i że jesteśmy tylko ludźmi. Oni też są tylko normalnymi ludźmi...co prawda grającymi w jednym z najsławniejszych zespołów na świecie, ale to nie zmienia faktu, że jak każdemu im też się nie chce czasem posprzątać czy coś... - tłumaczę przyjacielowi, który po tym jeszcze przez krótką chwilę silnie gestykulując brzęczy coś pod nosem -  niby to do mnie, niby do siebie.
- No dobra, już, już, Gabi, spokojnie...skończyłeś już ? - chwytając go za ramiona, Ann opanowuje jego wewnętrznego potwora, który w tym momencie chyba chciał z niego wyjść, ale na szczęście mu się nie udało. Wewnętrznym potworem razem z Nią nazywamy nasze - jak gdyby - drugie oblicza, te bardziej hmm...może nie mroczne, a szalone i zupełnie nieopanowane. Biorąc pod uwagę jaki jest wewnętrzny potwór Gabriela, dobrze że się opanował, bo zaraz rozniósłby nasze mieszkanie latając po nim jak tornado i robiąc nie wiadomo co i po co. Tak wiem...to głupie, ale my jako przyjaciele mieszkając razem ze sobą, bardzo często miewamy takie odpały, że szkoda mówić. Z resztą po co ja to tłumaczę...każdy z nas ma takie odpały nawet samemu. W tym momencie zauważam że Viki chyba przeszło zatkanie i zaczęła jakoś dziwnie pokrzykiwać:
- Viki ? - pytam obserwując ją badawczo - czy Ty na pewno nie musisz się jak najszybciej udać do lekarza psychologa pierwszego kontaktu, albo co gorsza od razu do szpitala ? - pytam sarkastycznie, jednak nadal zachowuję powagę.
- Nie, nie, nie, nie trzeba...tylko kurde noo, mmm, noo... - patrzy na mnie dziwnie przebierając nogami i zwijając ręce w co najmniej dziwne hmm... kłęby ? Chyba można tak to nazwać.
- No, Viki wyduś to z siebie - uśmiecham się do dziewczyny, bo już widzę, że to jest jej standardowy napad nie wiadomo jaki - ale zawsze taki miewa jak się spotyka z kimś z zespołu, który przynajmniej lubi. Jak jechała na jakiś koncert Green Day (a była na co najmniej sześciu) to tak samo się zachowywała, tyle, że już trzy tygodnie przed nimi. Z resztą, ja też nie zachowywałam się lepiej ani przed każdym koncertem Linkin Park, Summitem, ani przed wczorajszym spotkaniem...
- No bo....poczekaj - widzę po jej minie, że ma ochotę się wydrzeć. Tak, Viki jest szalona i nieogarnięta chyba od urodzenia, zawsze kiedy się z czegoś straszliwie, ale naprawdę tak mega cieszy - drze się, piszczy, skacze, przebiera nogami, biega wymachując dziwnie rękami i co tylko jeszcze innego jej przyjdzie do głowy.
- Viki błagam Cię tylko nie... - no i nie zdążyłam. W tym momencie Viki wybucha takim krzykiem, piskiem czy czymkolwiek do tego zbliżonym, że Wszyscy w trójkę zatykamy uszy, chowamy się pod kołdrę i wszystko inne co wpadnie nam pod rękę byleby zagłuszyć jej wycie. Po jakiś 30 sekundach regularnego cholera jasna wie czego, Viki dostaje plaskacza w ramię od Ann i się ogarnia. Fakt faktem, Anna zawsze jest z naszej czwórki najbardziej ogarnięta i ma wręcz anielską cierpliwość, jednak jak już ją straci (co często zdarza się tylko wobec zachowań Viki) to nie ma żartów.
- Ałaa !! Nie musiałaś mnie od razu bić ! Pfff... - odpowiada po chwili oburzona Victoria, która nadal rozmasowuje ramię w które oberwała.
- Przepraszam, ale akurat musiałam, bo standardowo chciałaś nas wszystkich łącznie z członkami LP w kuchni ogłuszyć, a nie mamy zamiaru pozbawić ani ich, ani siebie - a zwłaszcza ich - słuchu - odpowiada Ann już zupełnie spokojna. Nie wiem jak Ona to robi, że potrafi się tak szybko uspokoić, ale tak czy inaczej za to ją podziwiam, tak samo jak za kilka innych bardzo ważnych rzeczy. W tym momencie cztery pary oczu znajdujące się w pokoju zwracają się automatycznie w stronę drzwi, do których ktoś puka. Ja pierwsza ruszam się z miejsca i otwieram je, a po wykonaniu tej czynności zostaje nagle staranowana przez moich kochanych przyjaciół, a dokładniej Viki i Gabiego. Ahh...co ja takiego komu zrobiłam żeby mnie tak traktowali ? Ledwo unikam upadku na ziemię, po czym odpycham do tyłu swoich przyjaciół, którzy aktualnie wiszą mi na plecach patrząc na Chester'a jak w obrazek.
- Ymmm, to może ja jeszcze pójdę na chwilę do kuchni i poczekam, bo chyba Wam przeszkadzam. A tak w ogóle to...wszystko ok ? - badawczo i z co najmniej z dziwną miną pyta Chaz.
- Nie, nie musisz. My już skończyliśmy rozmowę - kładąc nacisk na ostatnie słowo, znacząco patrzę na przyjaciół w celu dania im do zrozumienia aby zachowywali się normalnie - Tak, wszystko ok, tylko Victoria dostała napadu i próbowała nas ogłuszyć, spokojnie nic poważnego - uśmiecham się - a tak w ogóle to, to są moi najlepsi przyjaciele z którymi mieszkam - piszcząca i na okrągło się drąca, szalona, ale kochana Viki - mówię wskazując na przyjaciółkę, która nagle zrobiła minę potulnego baranka i podając rękę Chester'owi uśmiechnęła się delikatnie - równie szalony, aczkolwiek bardziej nad sobą panujący Gabriel i najrozsądniejsza, a zarazem najpoważniejsza Ann, bez której nie raz zginęlibyśmy z głodu, pragnienia i tym podobnych czynników - uśmiecham się do Ann, która podchodzi i zaraz po Gabrielu podaję rękę wokaliście, mile się uśmiechając - a to jest moi drodzy Chester Bennington, wokalista Linkin Park, którego przedstawiać Wam nie muszę - spoglądając do tyłu ujrzałam Joe'go - oraz DJ tego oto samego zespołu, Joe Hahn, którego także nie muszę Wam przedstawiać - uśmiecham się dyskretnie i widząc uśmiech na ustach Chaz'a i Joe'go zapraszam ich z powrotem do kuchni.
- No dobrze, to my pójdziemy porozmawiać do kuchni, a ty się ogarniaj bo nie żeby specjalnie, ale słyszałam że gdzieś jedziecie - mile mówi Ann, dając mi znak, że zapanuje jakoś nad Victorią i Gabrielem, którzy - nie ukrywam - jak już zaczną razem coś odwalać, to nie mogą skończyć.
- Jestem za - odpowiada Joe uśmiechając się do mnie.
- Hmm...ok - odpowiadam po krótkim namyśle, a Ann widząc zgodę na mojej twarzy zamyka drzwi od mojego pokoju.

                                                 ***

Jakieś pół godziny później jestem już po ekspresowym prysznicu, ubrana, ogarnięta i gotowa do wyjścia. Wchodząc do kuchni widzę że Anna jak zawsze nad wszystkim zapanowała, a aktualnie wraz z Chesterem, Joe, Viki i Gabrielem prowadzi ciekawą rozmowę o muzyce. Boże, co ja bym bez niej zrobiła ? Przysłuchuję się rozmowie bez słowa, opierając się o ramę od drzwi, przez jakieś 10 minut, po czym Chester zagaduje:
- Już jesteś gotowa ?
- Tak, znaczy...dokładniej od jakiś 10 minut, ale tak fajnie rozmawialiście, że nie chciałam Wam przerywać - uśmiecham się widząc uśmiech na twarzy całego towarzystwa.
- Ok, tak więc bardzo nam przykro ale musimy się zbierać. Pogadamy jeszcze innym razem - miło żegna moich przyjaciół Chester - a w sprawie autografów też jakoś się zgadamy - mówiąc to puszcza do mnie oczko, a ja rozumiejąc o co chodzi uśmiecham się. Widzę minimalną zazdrość połączoną z zadowoleniem malującym się na twarzach Viki, Gabiego i cały czas uśmiechniętej Ann. Również żegnam się z przyjaciółmi, po czym zabierając torbę, wraz z Chester'em i Joe'm schodzę na dół. Na parkingu obok mojego bloku stoi Honda Chester'a, w którą wsiadamy. Kiedy jedziemy już w stronę centrum Los Angeles, z zaciekawieniem pytam:
- Powiecie mi w końcu gdzie i po co jedziemy, czy nadal mam pękać z ciekawości ?
- Nie, to sprawa oficjalnie strzeżona przez CIA, NSA, FBI, Departament Policji w Los Angeles i Departament Policji imienia Linkin Park, tak więc na razie o nic nie pytaj - żartuje Joe.
- Hmm...no, skoro to takie poważne to już się zamykam - uśmiecham się widząc uśmiech na ustach Chaz'a.
Dalej rozmawiając z chłopakami nie zauważam nawet kiedy stajemy na parkingu pod Warner Brosem. Wysiadam z samochodu i czekam na dalsze poczynania chłopaków. Razem z nimi udaję się do wieżowca w którym mieści się ich studio, następnie wjeżdżamy windą, tak jak za pierwszym razem na 54 piętro i idziemy do Studia 1 - studia głównego. Idąc tak zauważam, że podświadomie coraz bardziej się denerwuję. No tak, kto by się na moim miejscu nie denerwował ! Czując narastające podniecenie i radość, które towarzyszyły mi od wczoraj, wchodzę do studia. Nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, jak ważną dla mnie niespodziankę przygotowali moi idole...

                                                   ***

No, wszystko gotowe ! Teraz mi i chłopakom pozostaje tylko czekać na to aż Chester i Joe przyprowadzą Mirandę. Wczoraj opowiadała nam o swojej miłości do muzyki, o kapeli, której działalność musieli zawiesić z powodu śmierci mamy przyjaciółki i jej wyprowadzki na Florydę, o tym na czym gra i co w tym kocha, w zasadzie o wszystkim. Wstając rano uświadomiłem sobie że kiedyś Malcolm, przyjaciel Phoenix'a prowadzący klub na 2nd Street w dzielnicy South Park, dał nam do przesłuchania dema i płyty mało sławnej kapeli garażowej grającej u niego co piątek koncerty, która niedługo potem niestety zawiesiła swoją działalność. Kojarząc fakty i pamiętając że ich muzyka była świetna, znalazłem te dema u siebie w szafce i przesłuchałem je kilka razy. Tak ! To na pewno kapela Mirandy, poznałem to po tym specyficznym, delikatnie zachrypiałym, jednak pięknym, wywołującym dreszcze głosie i jakże wyrazistym screamie, który ujawniał się w refrenach, nadając drapieżności każdej piosence. Do tego co jakiś czas w poszczególnych piosenkach wcinał się rap. Raz rapowała jakaś dziewczyna, raz chłopak, w kilku piosenkach zarapowała nawet Miranda. Co do muzyki ? Hmm...numetal z metalem, rockiem, rapem, grunge'm i elektroniką ? Tak, to bardzo dobre połączenie. W przypadku The Enemy's Gate na prawdę było ono świetne. Bardzo zróżnicowana, czasami ostra jak brzytwa, czasami delikatna jak aksamit muzyka w połączeniu z pięknym głosem Mirandy i rapem innych członków zespołu, tworzyła mieszankę wybuchową. Teksty też były dobre. W niektórych dało się wyczuć że były pisane młodą ręką i układane przez młody umysł, jednak mimo tego na prawdę były dobre, mówiące o życiu, uczuciach, miłości, bólu, cierpieniu, kilka nawet o namiętności i religii...hmm...naprawdę ciekawe. Po zatopieniu się w tą istną mieszankę stylów i przeróżnych umysłów pomyślałem, że urządzę z chłopakami u nas w jednej części studia kawałek dla Niej. Będzie to miejsce w którym będzie mogła pisać, tworzyć, grać, czasami pomagać nam, no i przede wszystkim...będzie blisko nas, blisko Linkin Park, blisko mnie. Tak, to była właśnie pierwsza rzecz o jakiej pomyślałem przedstawiając chłopakom swój plan. Miranda będzie blisko mnie. Ahh...Shinoda, Shinoda ! Dalej ta myśl chodziła mi cały czas po głowie, podczas układania sprzętu i robienia porządku w Studiu 2, bo stwierdziliśmy, że Studio 2 najlepiej się na to przedsięwzięcie nadaje, bo ma przejście do Studia 1, w którym zazwyczaj najczęściej siedzimy i komponujemy. Wytwórnia ani Rick i tak nic nam nie zrobią, bo teoretycznie całe piętro jest nasze, Mirandę wpiszemy na umowę jako współpracownika zespołu, a Rick będzie zadowolony że ściągamy nowe utalentowane osoby. No i już. Niespodzianka gotowa. Reszta od razu łyknęła mój pomysł i zabraliśmy się do pracy. W niecałe 2 godziny przygotowaliśmy i ogarnęliśmy Studio 2 tak, aby Miranda mogła tutaj wstawić swój sprzęt, instrumenty i tak dalej. Widząc rezultaty naszej pracy, jednogłośnie stwierdziliśmy że Mirandzie na pewno spodoba się nasza propozycja. Chester i Joe pojechali po nią, bo jak to ujął Joe "Ty Shinoda nie jedziesz, bo jesteś zabujany i jeszcze się zabijesz". Czasami na prawdę miałem ochotę zabić...nie siebie oczywiście, ale Joe'go...na prawdę... Teraz siedzę z Rob'em, Brad'em i Phoenix'em w Studiu 1. Studio 2 zamknęliśmy tak na wszelki wypadek na klucz. Czuję się jakbym siedział na szpilkach...im szybciej do przyjazdu Mirandy, tym bardziej zaczynam się obawiać jej reakcji. Shinoda ! Panuj nad sobą, panuj człowieku ! Znowu czuję się jak 16-letni szczeniak idący na pierwszą randkę. Pff...to śmieszne i dziwne biorąc pod uwagę że mam 35 lat na karku, ale cóż, czy ktoś powiedział że jestem normalny ? Reszta próbuje mnie jakoś ogarnąć, ale coś im chyba nie za bardzo to idzie. Podskakuję z miejsca widząc jak otwierają się drzwi, a do pomieszczenia w którym siedzimy wchodzi Chaz, Joe i Miranda. Uff...naprawdę boję się jej reakcji, ale w środku mam nadzieję że Jej się spodoba. Tak, spodoba się Jej, Mike, na pewno się jej spodoba...


Fragment tekstu pochodzi z piosenki Stronger (What Doesn't Kill You), Kelly Clarkson.

piątek, 19 października 2012

Leave Out All The Rest Part 7.

Dzień Dobry, Cześć i Czołem Wszystkim :) Przybywam z kolejnym Partem i myślę że przyda się on, bo pokazuję że jednak nie wszystko jest takie sweet, super kolorowe jak było w poprzednich częściach. Nie mówię że od razu wszystko się wali, sypie i w ogóle, ale ta część jest pewnego rodzaju zapowiedzią. Czego ? Przekonacie się potem, czytając dalsze części :) Z tym partem wnoszę też w swoje opowiadanie nową, bardzo dla mnie ważną rzecz. Mianowicie cytaty z piosenek i nie tylko. Często to dzięki nim na myśl przychodzi mi co napisać i często to przy nich właśnie piszę. Przy ukochanych piosenkach. Czasami owe cytaty będę wcięte w tekst, ale sądzę że częściej będą się One pojawiały tak na dobre rozpoczęcie czytania i nawiązanie do rozdziału zarazem :) Dziękuję Wszystkim za komentarze tutaj, na Twitterze, na Facebook'u itd. :D No nic, więcej już nie gadam bo w sumie jak zawsze się rozpaplałam a nie zbyt jest o czym xD Zapraszam do czytania i komentowania :) Mam nadzieję że Wam się spodoba ;) Pozdrawiam, Cassandra ;p


When this began,
I had nothing to say 
and I'd get lost in the nothingness inside of me. 
I was confused...
And I let it all out to find, that I'm 
not the only person with these things in mind.
Inside of me... 
But all the vacancy the words revealed, 
is the only real thing that I've got left to feel.
Nothing to lose...
Just stuck, hollow and alone.
And the fault is my own,
and the fault is my own.


Wchodząc do domu słyszę błogą ciszę. Zastanawiam się czy Anna położyła już dzieci do spania. Sprawdzam wszystkie pomieszczenia na dole, ale nikogo tam nie ma. Najwyraźniej moja żona zaraz po kłótni ze mną sama się położyła. Ehh... Szczerze to się nawet cieszę, że poszła spać. Nie, żeby nie chciało mi się z nią gadać, ale i tak każda z naszych rozmów prowadzi do kolejnej kłótni, więc po co w ogóle mamy rozmawiać, skoro nie umiemy dogadać się jak ludzie ? Wchodząc na górę jak zawsze uderzam o tą jebaną etażerkę, jednak teraz, mimo bólu nie klnę już na nią. Boże, pomyśleć że to ja wstawiłem to ustrojstwo w tak niefortunne miejsce ! Po prostu przystaję na chwilę, czekam aż ból minie i dalej nie przestaję o Niej myśleć. Patrzcie co zauroczenie może zrobić z człowiekiem. Nawet nie czuję już bólu. W tym momencie przypominam sobie wydarzenia całego dzisiejszego dnia i nie mogę przestać się do siebie uśmiechać. Mam ochotę wybiec na ulicę i wykrzyczeć wszystkim, że jestem zakochany. Tak, spoko, nawet nie wiem czy to uczucie to na pewno miłość, ale i tak mam nieodpartą ochotę to zrobić. Powstrzymując się z trudem od tego desperackiego czynu, zaglądam do pokojów dzieci. Otis jak zawsze zrzucił z siebie kołdrę która z rozmachu powędrowała na drugi koniec pokoju. Boże, nigdy nie wiedziałem jak On to robi. Robił tak na okrągło od czasu kiedy skończył 3 lata. Swojego czasu obserwowaliśmy go z Anną, żeby zobaczyć jak to robi, jednak mimo iż widzieliśmy to nie raz - do dziś nie wierzymy, że to możliwe. Okrywam go ową kołdrą po czym sprawdzam jak śpi mała. Megan standardowo śpi jak aniołek. Widząc jej spokojną, wręcz anielską buźkę - mój humor ulega jeszcze większej poprawie. Nie żeby Megan była moją ulubienicą czy coś z tych rzeczy, bo kocham i Ją i Otis'a tak samo, ale po prostu Ona od dziecka śpi bardzo spokojnie. Patrząc na nią - każdy, nawet najbardziej wkurzony człowiek by się uspokoił i uśmiechnął. Całuję ją w czoło, po czym zmierzam do sypialni. Wchodząc widzę ciemną postać siedzącą na łóżku. Anna płynnym ruchem podnosi głowę i zapala lampkę nocną. Widać, że płakała. W tym momencie czuję się jak ostatni skurwiel. Kiedyś, dawno temu powiedziałem sobie, że nigdy, żadna kobieta nie będzie przeze mnie płakać. A teraz co ? Co prawda wina za naszą kłótnie wisi na nas obu, jednak ja czuję się jakby ciążyła tylko i wyłącznie na mnie.
- Jednak nie nocujesz u Brad'a ? - pyta zimnym tonem.
- Nie - odpowiadam krótko.
- Mogę chociaż wiedzieć gdzie byłeś przez tyle czasu ?
- W studiu, mieliśmy spotkanie z fanką. Przecież Ci mówiłem...
- Mike, nie kłam, proszę, zniosę najgorszą prawdę, ale nie kłam.
- Nie kłamię, mówię jak było. Byliśmy w studiu, pokazywaliśmy jej sprzęt, teksty, stare dema, linie melodyczne, grafiki i tak dalej - opowiadam równie zimnym tonem jak moja żona.
- Mike, dobrze wiem, że byliście wszyscy razem z tą "fanką" w studiu, jednak powiedz mi jakim cudem potem nagle przenieśliście się do restauracji, a po skończonym miłym spotkaniu Ona zamiast wracać do domu, razem z Tobą wsiadła do Twojego samochodu i gdzieś pojechała ? - w tej chwili nie poznaję jej. Patrzy na mnie zarazem z ogromnym smutkiem i pogardą... Nigdy jeszcze jej takiej nie widziałem. Pomijając moje odczucia na temat Anny nie wierzę w jej słowa:
- Anna, ty, Jezu ! Ty mnie śledziłaś ?! - bez zastanowienia, nagle wybucham, nie zważając na porę ani śpiące za ścianą dzieci.
- Mike, uspokój się ! Nie, nie śledziłam Cię. Po prostu Caroline była akurat w tym samym czasie w tej restauracji i widząc Was zadzwoniła do mnie - tłumaczy się Anna. 
No tak... Zapomniałem, że młodsza siostra mojej żony pracuje w firmie mieszczącej się niedaleko tej restauracji. W lokalu wydawało mi się, że ją widziałem, ale nie byłem pewien, a Ona wyszła za szybko abym mógł się upewnić.
- Tak też myślałem. No i co z tego, że byliśmy w restauracji ?! Wytwórnia zarezerwowała nam stolik na spotkanie - wzburzony, jednak jeszcze nadal nad sobą panujący odpowiadam, kobiecie która nadal patrzy na mnie tym strasznym, pełnym smutku i podejrzliwości wzrokiem.
- Nie chodzi o to dlaczego byliście wszyscy razem w tej cholernej restauracji, tylko o to dlaczego potem razem gdzieś pojechaliście ?! Ty i ta dziewczyna, rozumiesz ?!
- Dlatego, że chciałem ją odwieźć, biorąc pod uwagę, że nie miała samochodu, a mieszka dosyć daleko od centrum Los Angeles !
- Tak, to dlaczego akurat ty musiałeś ją odwieść ?! Nie mógł tego zrobić Joe, Chaz albo Phoenix ?! Musiałeś akurat ty ?! Poza tym, Ona chyba nie mieszka tak daleko od centrum, żebyś odwoził ją prawie 4 godziny ?! 
- Po jej odwiezieniu musiałem coś jeszcze załatwić, czy to jest takie trudne do zrozumienia ?! Anna ! Co się z Tobą do cholery dzieje ?! Nigdy taka nie byłaś! O co Ci chodzi ?!
- Mike ! Mi o nic nie chodzi.. Chcę, żebyś był ze mną szczery, rozumiesz ?! Szczery ! Wolę żebyś powiedział mi najgorszą prawdę niż kłamał w żywe oczy ! Pojmujesz to ?! Za bardzo Cię kocham, żeby za kilka miesięcy dowiedzieć się że cały czas kłamałeś ! wolę znać prawdę od razu ! 
- Akurat tak się składa, że nigdy Cię nie okłamałem ! Poza tym, o jaką prawdę Ci chodzi jeśli można wiedzieć ?!
- O taką czy kogoś masz ?! - w tym momencie w oczach kobiety znów stanęły łzy, a Ona ukrywając je jak najszybciej udała się do łazienki. 
Mike, ty debilu ! I co żeś narobił, padalcu ?! Po raz kolejny zraniłeś kobietę... W dodatku własną żonę. Kurwa ! Przeklinając na siebie w myślach słyszę dobiegający zza moich pleców głos Otis'a.
- Tatusiu, co się stało, że mama płacze ? - pyta mały, którego najwyraźniej obudziły nasze krzyki. Szybko się ogarniam i przykucając odpowiadam:
- Nic kochanie. Wiesz, po prostu, czasami tak jest, że dorośli pokłócą się o coś, o jakąś kompletną głupotę i sprawiają sobie nawzajem przykrość - mówię pełnym opanowania głosem i widząc ciemno-brązowe zaspane oczy swojego synka, biorę go na ręce i zanoszę do łóżka. 
- Śpij Otis, jutro Ci wszystko wyjaśnimy z mamą, ok ? Obiecuję.
- Na pewno ?
- Tak, na pewno - odpowiadam uśmiechając się blado.
- Dobrze tato, to ja idę już spać. Kocham Cię - odpowiada mały ściskając moją szyję. Przytulam synka i widząc po około 20 minutach, że zasnął - kładę go i okrywam kołdrą. Na koniec daję mu całusa w czoło i idę zobaczyć czy Megan nadal śpi. Ją również okrywam i całuję po czym widząc, że Anna też już się położyła, zabieram drugą kołdrę i poduszkę i schodzę na dół do sypialni dla gości. Kładąc się do łóżka, rozmyślam nad całym tym dniem, spotkaniem, kłótnią z Anną, oraz nad tym co zrobić. W końcu po około godzinie głębszych rozmyślań, podczas których nadal wytykam sobie jaki ze mnie cham - zdaję sobie sprawę, że mimo ciągłych kłótni i niezgody nadal czuję coś do Anny. Nie wiem tylko czy dalej można nazywać to miłością, czy bardziej przywiązaniem przez te wszystkie lata spędzone razem. Jeśli nawet nadal kocham Annę to co w takim razie się ze mną dzieje, że ciągle myślę o Mirandzie ? Ba, żebym tylko myślał. Dzisiaj cieszyłem się jak palant jak ją zobaczyłem, od samego rana buszowałem w studiu...po co ? Żeby posprzątać. Przecież wiadomo, że nikt nigdy (ew. czasami Babki z wytwórni) nie sprząta w naszym studiu, a ja pojechałem tam o 9 rano tylko po to, żeby poukładać segregatory, papiery itd. Co się ze mną do cholery dzieje ? Do tego przed spotkaniem denerwowałem się jak jakiś 16 letni szczeniak idący na pierwszą randkę. Mam mentlik w głowie. Co się dzieje, że nie możemy dojść z Anną do zgody, skoro Ona sama powiedziała dzisiaj, że nadal mnie kocha ? Co najgorsze... Co jeśli okaże się że do Anny jestem tylko przywiązany, a kocham inną ? Nie mówię tutaj tylko o Mirandzie - mówię ogólnie. Nie chcę zranić Anny, chociaż i tak już od dawna wzajemnie się ranimy. Nie wiem dlaczego, ale nagle czuję się jakby ktoś wrzucił mnie w ogromny wir, z którego nie ma ucieczki i w którym muszę wybrać pomiędzy kilkoma cholernie dla mnie ważnymi rzeczami. Tak czy inaczej - niezależnie od tego co się stanie - muszę dowiedzieć się jednej, w zasadzie dwóch, chyba najważniejszych w tym momencie rzeczy. Kogo tak naprawdę kocham i kto tak na prawdę kocha mnie...? Z tą myślą zasypiam.

                                                              ***

Z mocnego snu wyrywa mnie nagły, ostry dzwonek do drzwi i pukanie. Dźwięk cholernego dzwonka jest jak brzytwa tnąca na kawałeczki błogą ciszę panującą w mieszkaniu. Wstając, czuję, że moje powieki odmawiają posłuszeństwa i nie otworzą się z łatwością, jednak po chwili siedzenia na łóżku udaje mi się je otworzyć. To skutek przegadanej nocy z przyjaciółmi. I co z tego że spałam zaledwie godzinę ? I tak była to najlepsza, przegadana noc w życiu. Opowiadając przyjaciołom o wydarzeniach wczorajszego już dnia, drżałam z emocji i podniecenia. Do teraz kiedy przypominałam sobie dotyk Mike'a podczas uścisku, drżałam jakby ktoś jeździł mi po plecach kostkami lodu. Po chwili znów słyszę ostry dzwonek i nasilające się mocne pukanie do drzwi. Oburzona wstaję i po drodze zdaję sobie sprawę, że tylko mnie obudził ten przeraźliwy hałas. Z rozmachem otwieram drzwi. Moim oczom ukazuję się osoba dobrze mi znana, ale jednak w ostatnim czasie tak obca i daleka, że nie czuję już nawet, że spędziłam w związku z nią prawie dwa lata. Niby ma miłą minę, jednak w jego oczach widać złość, frustrację i pogardę, które w tym momencie nim kierują. Bierze mnie za nadgarstek i wywleka na korytarz z taką siłą, że nawet nie wiem kiedy drzwi za mną się zamykają. 
- Co ty do cholery robisz ?! - wykrzykuję wkurzona.
- A ty co ? Myślałaś, że możesz się oderwać od swojego chłopaka nie odbierając od niego telefonów ? Dobrze wiem, że wczoraj byłaś na tym całym spotkaniu i z pewnych źródeł dobrze wiem, że ten palant nie wiedzieć czemu odwiózł Cię do domu - mówi spokojnym a zarazem bardzo pogardliwym i chamskim tonem.
- Mike nie jest palantem ! - krzyczę, jednak po chwili widząc, że nie wygram krzykiem, uspokajam się jak tylko najbardziej mogę i tak samo jak mój przeciwnik mówię spokojnym i opanowanym głosem:
- A tak w ogóle, to co Cię to obchodzi że On odwiózł mnie pod bramę? Wiesz, On zrobił to z grzeczności i kultury której ty, bardzo mi przykro, ale w ostatnim czasie nie masz.
- Tak ? Z grzeczności mówisz ? Ciekawe, czy każdą fankę drogi dobroczyńca Michael Shinoda odwozi po spotkaniach z zespołem do domu ? - w jego oczach widać błysk złości.
- Nie, nie każdą i co z tego ? Powinieneś się cieszyć, że dotarłam do domu nie dość że bezpiecznie, to jeszcze w dobrym towarzystwie...
- W dobrym towarzystwie, ahahaha, akurat...
- Wiesz, na pewno było to dla mnie dużo lepsze towarzystwo niż ty - ripostuję nadal zachowując spokój, który powoli zaczyna działać Dominikowi na nerwy.
- Niż ja ?! On jest dla Ciebie lepszym towarzystwem niż Twój własny chłopak ?! On ?! Gość którego nawet porządnie nie znasz ?! 
- Znam na pewno lepiej niż ty...
- Ahh... No tak ! Zapomniałem że przecież ty go kochasz ! Tak ! Kochasz gościa którego nawet nie znasz ! Napatrzyłaś się na jakieś pojebane filmy i Ci się kurwa w głowie poprzewracało ! Myślisz, że będziesz ze swoim wspaniałym Mike'iem ! Tak, on przyjedzie po Ciebie na białym koniu jak jakiś pieprzony książę, którym nigdy pewnie nie był i nie będzie, a Ty polecisz do niego i będziecie żyli długo i szczęśliwie ! 
- A z Ciebie niby co ? Wielki książę ? Wiesz, biorąc pod uwagę Twoje ostatnie wyczyny najprędzej możesz się stać księciem chamstwa i debilizmu, bo raczej nic innego nie będzie na Ciebie czekało... - odpowiadam unosząc delikatnie kąciki ust i prawą brew, tak aby mój grymas wyglądał jak najbardziej arogancko.
- Błagam Cię ! Nie łudź się że Twoje riposty coś dadzą ! I tak nawet jeśli będziesz z tym całym Shinodą, to potem wrócisz do mnie z podkulonym ogonem ! Jak mały, zbity szczeniak rozumiesz ?!
- Nigdy nie będę jak mały, zbity szczeniak! Nigdy nie upokorzę się aż do tego stopnia żeby się przed kimkolwiek płaszczyć, a już na pewno nie przed Tobą. Wiesz, istnieje coś takiego jak godność... Wiem, że w Twoim słowniku nie ma takiego słowa, ale mógłbyś je do niego dodać, bo często przerośnięte ego i ambicje to nie wszystko - w tym momencie widzę jak Dominik traci cierpliwość. Ewidentnie zniszczyłam go swoim spokojem. Zapewne nie może pojąć jak to zrobiłam, ale jednak, zdziwił się...
- Jeszcze tego pożałujesz ! – wycedza, ledwo hamując się od jakiegoś złego czynu - pożałujesz tego, że nigdy mnie nie kochałaś, że przez tyle czasu mnie oszukiwałaś !
- Sam tego chciałeś Dominik, sam tego chciałeś! I nie próbuj teraz zwalać winy na mnie! I tak wszyscy wiedzą, że sam przychodziłeś i płaszczyłeś się przede mną o to bym z Tobą nie zrywała, bym dała Ci jeszcze jedną szansę, bym Cię pokochała... A ja jak głupia zamiast dawno zakończyć tą farsę, dalej oszukiwałam i siebie i Ciebie. I wiesz co ? Teraz właśnie zdałam sobie sprawę, że nie potrzebnie oszukiwałam siebie, bo jednak marzenia mogą się spełniać, ogarniasz ? A ty zamiast przyjąć odrzucenie z honorem i poszukać szczęścia gdzie indziej i z kim innym, na darmo szukałeś go u mnie. Przykro mi ale niestety u mnie go nie znajdziesz. Na pewno nie teraz.
- Wiesz ?! Jesteś zwykłą dziwką ! Dziwką, bawiącą się uczuciami kochającego człowieka i nie doceniającą ich. Myślisz, że jesteś taka honorowa i godna ?! Mylisz się ! I tak ten cały Shinoda prędzej czy później Cię oleje ! Rozumiesz, oleje ! Zostawi Cię samą na pastwę losu. Wyrucha i wyrzuci jak starą zabawkę ! - w tym momencie nie wytrzymuję, z całej siły zaciskam pięść i chcę przywalić mu prosto w twarz, jednak ktoś mnie uprzedza. Oszołomiona rozwojem sytuacji zauważam tylko lecącą z nosa Dominika stróżkę krwi, która po jego upadku na ziemię szybko zamienia się w malutki strumyczek spływający na jego usta. Nadal nie wiedząc co się stało, przyciśnięta do ściany nerwowo rozglądam się na około. Zamieram. W tym momencie nie mam pojęcia co zrobić. Nie mogę się ruszyć, nie mogę nic powiedzieć, ani co gorsza - zrobić. Patrzę tylko jak wryta w dwoje ludzi stojących przede mną i sama nie wierzę w to co widzę.
- Wypieprzaj stąd, już ! - mówi podniesionym tonem jedna z osób, podnosząc Dominika za koszulkę z ziemi i popychając w stronę wyjścia na klatkę schodową - już Cię tu nie ma, rozumiesz ?! Wynoś się ! - powtarza druga.
Dominik ściera krew z twarzy po czym posyłając mi i obu osobom obok pełne pogardy spojrzenie, wychodzi tak szybko, jak gdyby bał się o własne życie. Nadal oszołomiona tym wszystkim i prawie że wciśnięta w ścianę, wpatruję się w ludzi którzy mnie obronili, a owe osoby odwracają się przodem do mnie. Jedna z nich pełnym troski, ciepłym tonem pyta:
- Wszystko ok ? Nic Ci nie zrobił ?
- Nnnie... - odpowiadam trzęsącym się głosem, nie mogąc uwierzyć w to co i kogo przed chwilą ujrzałam.


Fragment tekstu pochodzi z piosenki Somewhere I Belong, Linkin Park.

poniedziałek, 15 października 2012

Leave Out All The Rest Part 6.


Buuum !!! I o to jest wyczekiwane LOATR Part 6 ;) W sumie nic takiego super konkretnego się nie dzieję w tym rozdziale i mam wrażenie że poprzedniego nie przebije, ale mimo to mi się podoba i mam nadzieję że Wam też się spodoba :) Trochę przesłodziłam to wszystko...aż rzygam tęczą xD Ale myślę że trochę słodyczy nikomu chyba nie zaszkodzi ;p

Korzystając z okazji, co prawda bez wiedzy autorki ale co tam xD polecam Wam blog który pewnie i tak większość zna ;) http://the-body-bends-until-it-breaks.blogspot.com/  :D Naprawdę bardzo fajne opowiadanie ;D Przy okazji chciałabym też poprosić żebyście, jak oczywiście posiadacie, podawały/li w komentarzach swoje loginy na Twitterze, abym mogła Wam odpisywać na komentarze, bo naprawdę chcę to zrobić, a blogger niestety wygrywa ze mną walkę o moje własne komentarze xD No nic...kończę już tą gadaninę i zapraszam do czytania oraz komentowania :) Jak zawsze za Wszystkie komentarze bardzo, bardzo Wam dziękuję ;) Cassandra ;p

Dwa dni później.

Budzi mnie budzik w moim telefonie. Jest godzina 8:30, 29 sierpnia 2012. O mój Boże. To dzisiaj ! O 12:00 mam być pod Warner Brosem. Wyskakuję z łóżka jak oparzona i lecę do łazienki. Biorę krótką, ale za to aromatyczną i napełniającą mnie jeszcze lepszym (mimo, iż myślałam, że lepszego się nie da mieć) nastrojem kąpiel. Wcieram w całe ciało swój ulubiony balsam, po czym suszę włosy, myję zęby i ubieram się tak jak najbardziej lubię: obcisłe, czarne rurki, biała koszulka na naramkach, moja ulubiona ciemno-niebieska, sportowa marynarka i trampki w tym samym kolorze i odcieniu. Do tego duży, kwadratowy zegarek z czarnym, skórzanym paskiem na lewą, i kilka rzemyków na prawą rękę. Na szyję jeden z moich ulubionych nieśmiertelników, kolczyki-kulki w kolorze marynarki i trampek oraz moje ukochane srebrne pierścionki, z którymi nigdy się nie rozstaję: jeden na serdecznym palcu prawej ręki, drugi, szeroki na kciuku również prawej ręki, a trzeci, cienki na środkowym palcu lewej ręki. Delikatny makijaż, rzęsy, trochę czarnego i szarego cienia aby zrobić tzw. smookie eyes, delikatna i bardzo cieniutka kreska eyeliner'em, podkład i bezbarwny błyszczyk. No, no. Nie żebym się chwaliła czy coś, ale nawet niezła ze mnie laska. Cały ubiór dobrze komponuję się z makijażem i biżuterią, a prawie niewidoczny, okrągły kolczyk w nosie nawet dodaje mi uroku. Na koniec spryskuję szyję swoimi ulubionymi, delikatnymi a zarazem bardzo kobiecymi perfumami. Jestem gotowa. Na zegarku jest godzina 10:30. Nie chce mi się iść na pociąg pieszo, a samochodu nikt mi nie pożyczy. Dzwonię po taksówkę. A co mi tam.
- Taksówka będzie po panią za około 40 minut - odpowiada mile dyspozytorka.
Teraz pozostaje mi czekać.

                                                               ***

Dokładnie o 11:50 jestem już pod wytwórnią i czekam z zapartym tchem. Przedtem nie pomyślałam o tym, że będę się denerwować, ale teraz uświadomiłam sobie, że jestem zdenerwowana co najmniej jak przed pierwszą randką. Cała się trzęsę i stojąc w miejscu nerwowo przebieram nogami. Boże, Cosgrove ogarnij się ! Przecież to tylko Linkin Park i tylko Mike. O kurwa ! Nie to nie jest tylko Linkin Park i tylko Mike. To jest aż Linkin Park i aż Mike. Jeju, nie wyrobię ! Normalnie gdybym była tak zdenerwowana - strzeliłabym sobie lufę na odwagę i mimo iż na co dzień nie palę ani nie piję, zapaliła papierosa, albo po prostu zamknęła się w pokoju i włączyła muzykę na maxa, tak, że na pewno droga Pani Barrywhite przyszła by oburzona i z pretensjami że jej drogocenne, ręcznie rzeźbione w Kenii ramy od okien i jakże drogocenny żyrandol z kryształów zaraz odpadną czy coś... Ale to nie jest normalna sytuacja. To jest zajebiście ważna sytuacja, którą, umówmy się szczerze, ma okazję przeżyć rzadko który fan. Jest zaledwie 11:52, a ja czuję się jakbym stała tutaj co najmniej 24 godziny. Nagle na podjazd przed wytwórnią wjeżdża biały, hybrydowy Lexus CT 200h, a z jego wnętrza ukazuje się wołający mnie Rob. W pierwszym momencie nie zwracam uwagi na postać w środku, tylko na samochód. Nie jestem żadną blacharą, ale uwielbiam samochody i motory. To moja trzecia wielka pasja po muzyce i grafice. Dopiero po dokładnym przyjrzeniu się temu cacku kapuję, że osoba, która wysiadła z samochodu to Rob i że aktualnie idzie w moją stronę. Wgapiam się w niego jak w obraz, kiedy podchodzi i machając mi ręką przed oczami pyta czy wszystko ok.
- Tttak... - ledwo wyduszam z siebie, widząc rozbawienie w jego oczach.
- Spokojnie, wiem, że wielu fanów muruję na nasz widok, ale Ciebie chyba nie musi ! Nie denerwuj się, przecież jesteśmy normalnymi facetami - nie zjemy Cię, ani nic z tych rzeczy - uspokaja mnie nadal rozbawiony perkusista.
Rzucam się na niego i przytulam z całej siły, po czym delikatnie zażenowana odpowiadam:
- yyyyymm, no wiem, że nic mi nie zrobicie, ale emocje są silniejsze. A tak w ogóle to przepraszam, ale musiałam to zrobić - teraz to ja nie kryję swojego rozbawienia.
- Ahh ok ok, rozumiem - odpowiada nadal rozbawiony, a zarazem zdziwiony Rob.
- Trochę Cię to zszokowalo, wiem, to widać. Przepraszam, ale ja już taka jestem, a zwłaszcza jak widzę Was, to mam ochotę rzucić się i każdego po kolei ściskać dopóki ręce mi nie odpadną.
- Dobrze, rozumiem, spokojnie, nie musisz się tłumaczyć - odpowiada nie mogąc opanować śmiechu.
W tym momencie oboje zauważamy, że za pięknym Lexusem Rob'a, stoi równie piękny, srebrny, hybrydowy Chevrolet Volt z którego wyłania się Brad.
- Rob popaprańcu ! Wiem że lubisz romansować z Panią w okienku i nie tylko, ale czy mógłbyś kiedyś nie blokować tego zasranego podjazdu, bo naprawdę wjadę Ci w końcu w dupę i nie będę miał żadnych skrupułów ! - niezbyt wyraźnie i z irytacją wykrzykuje Brad, a kiedy tylko zauważa mnie - ogarnia się i miłym tonem krzyczy dość głośno - Cześć Miranda !
- Yhymm, cześć ! - odpowiadam śmiejąc się, kiedy już jesteśmy z Rob'em w miarę blisko gitarzysty, a ten krzycząc do mnie bym się odsunęła, wyjmuje z samochodu pustą butelkę po Coca Coli i rzuca nią w Rob'a.
- Nie romansuję z żadną Panią z okienka, tylko wyszedłem po Mirandę bo nie słyszała jak ją stąd wołałem - z oburzeniem odpowiada Rob, podnosząc ową butelkę i wrzucając ją z powrotem do samochodu Brad'a.
- Tak, tak... Akurat! Jeszcze zwiedziesz biedną Mirandę na złą drogę i co ? Stracimy jedną z najbardziej uporczywych, a zarazem najfajniejszych fanek, a poza tym nie wypieraj się, że nie lubisz romansować z Paniami z okienek, bo ostatnio jak byliśmy na trasie i pojechaliśmy do McDonalds’a, to przez pół godziny, biedaczku, nie mogłeś się oderwać od jakże ciekawej rozmowy z Panią, której miseczka od stanika na pewno nie była mniejsza niż D - odpowiada Brad puszczając mi oczko i uśmiechając się.
- No pewnie, wiesz ? Bym Ci coś powiedział, ale to już nie ważne. Chodź Miranda, wjedziemy do środka, bo przecież Wielki Zły Brad zaraz nam tutaj wybuchnie! a poza tym zaraz ochroniarze nas ochrzanią za blokowanie przejazdu - zapraszającym gestem Rob otwiera drzwi od samochodu.
- Tylko uważaj na niego Miranda i nie ufaj mu ! - ostrzega mnie Brad, kiedy Rob uśmiechając się sarkastycznie pokazuje mu, że ma nierówno pod sufitem.
- Dobrze, dobrze - odpowiadam pękając ze śmiechu i patrząc się ze zdezorientowaniem na Rob'a.
- No wsiadaj, nie bój się - mówi Rob.
- Ymm, no ok.
Wsiadam, a kiedy Rob zamyka drzwi i sam wsiada aby wjechać, po raz kolejny w życiu myślę nad swoim szczęściem i nad tym, że wiele osób widząc mnie z Linkinami i w samochodzie któregoś z nich pewnie rozszarpałoby mnie na strzępy. Przy okazji zauważam, że z tyłu podjechała również biała i również hybrydowa (cóż za dziwny zbieg okoliczności xD) Honda Insight II z której wyłania się Chester mówiąc coś do chłopaków.
- Już, już - odpowiada Rob przez otwarte okno, odpala silnik i wjeżdża za bramę, machając przyjacielsko ochroniarzowi, który najwyraźniej zna już dobrze chłopaków, bo również im odmachuje.
Jadąc tak przez ulice ogromnego parkingu, podziwiam piękno samochodu Rob'a. Ma coś w sobie. Niby nie jest jakimś super wypasionym samochodem, ale jednak jest naprawdę przepiękny. Z resztą, każdy samochód ma w sobie coś pięknego. Przynajmniej ja tak uważam i mimo mojego wielkiego sentymentu do marki Audi, nadal zachwycam się innymi samochodami, jak małe dziecko nowymi zabawkami. Będąc pełną podziwu dla Lexusa, nawet nie zauważam kiedy Rob parkuje i wysiada. Najwyraźniej chciał mi otworzyć drzwi, jednak wyprzedzam go i szybko sama wysiadam z samochodu. Nie żebym nie lubiła jak facet otwiera mi drzwi, jednak w tej chwili nie chciałam się zdawać jedynie na faceta, żeby przypadkiem nie wyjść na samolubną. Poza tym, przecież ten facet to jeden z moich idoli, więc jak mogłabym mu pozwolić się tak wysilać ? Dobra, przesadzam, wiem. Zaraz po wyjściu, przechodzę na tył samochodu i wraz z perkusistą czekam aż Brad i Chester zaparkują obok.
- I jak ? Nie molestował Cię ? - pyta sarkastycznie Brad, wysiadając z samochodu.
- Ej ! Przecież ja jestem Chester Molester ! - krzyczy Chester zamykając swoją Hondę - a tak w ogóle to cześć Miranda - mile wita się ze mną uściskiem ręki.
- Zamknijcie się oboje i chodźcie, bo reszta już pewnie na nas czeka - popędza ich Rob.
- Tak, tak, zwłaszcza Shinoda - odpowiada Brad, a Rob i Chester posyłają mu znaczące spojrzenie.
- No co, zażartować nie można ?!
Nie wiem o co chodzi, jednak teraz nawet gdybym wiedziała nie obchodzi mnie to. Liczy się tylko i wyłącznie spotkanie z zespołem który kocham i z człowiekiem którego kocham.
Wraz z chłopakami wchodzę przez rozsuwane drzwi wytwórni Warner Bros Records. W recepcji wita nas miła, czarnowłosa i dość wysoka kobieta w wieku około 30 lat, która podaje mi wejściówkę dla gości.
Dalej idziemy do windy, w której Chester wciska przycisk oznaczony numerem 54. Po nie zbyt długiej (biorąc pod uwagę ilość pięter) jeździe windą - drzwi otwierają się, a przed nami ukazuje się niezbyt długi korytarz, na którego pierwszej ścianie widnieje wielki napis Linkin Park. Chester, Rob i Brad prowadzą mnie aż do jego końca, a po drodze przelotnie pokazują mi wiszące na ścianach zdjęcia i nagrody w tym np. platynową Hybrid Theory. W końcu dochodzimy do dźwiękoszczelnych, szklanych drzwi, na których widnieje napis Studio 1. Wchodząc do środka od razu zauważam wspaniały sprzęt i wielki stół wokół którego stoją dwie czarne, skórzane kanapy. Całe studio ma ciepły wystrój, ciemne panele i brzoskwiniowe ściany, które dobrze komponują się z resztą. Znam ten wystrój aż za dobrze. W końcu widziałam go nie raz w wielu odcinkach LPTV. Przez otwarte szklane drzwi, które prowadzą do drugiej części studia słychać rozmowę. Po głosach poznaję że to Joe, Mike i Phoenix. Idę za Chesterem, który wchodząc przez drzwi, z uśmiechem na ustach mówi:
- No chłopaki, patrzcie kogo tutaj przyprowadziliśmy.
Czuję że cała się trzęsę, a emocje biorą górę. Szybko powstrzymuję napierające z wielką siłą łzy i dość mocno skrępowana, czuję że Rob delikatnie popycha mnie w stronę chłopaków. Pierwszy wstaje Mike, który wita się ze mną miłym i ciepłym uściskiem dłoni, który sprawia że cała drżę. Na szczęście powstrzymuję swoje odruchy i uśmiecham się najpiękniej jak tylko potrafię, zauważając w jego oczach pewien błysk. Widząc go stwierdzam jednogłośnie, że Mike'a coś musiało bardzo ucieszyć. Tylko co ? Biorąc pod uwagę, że ten sam błysk towarzyszył mu podczas Summitu, stwierdzam, że to pewnie radość ze spotkania z fanką. Joe i Dave witają mnie równie miło, po czym zapraszają abym usiadła.
- Ymm, przepraszam, ale na początek mam do Was takie jedno, bardzo ważne, a zarazem chyba dziwne pytanie.
- Ok, nie ma sprawy pytaj nas o co tylko chcesz - zachęcająco odpowiada Joe.
- Ok. No więc... Czy mogę Was wszystkich przytulić ? - pytam dość mocno zażenowana, swoją własną prośbą.
- A dlaczego miałabyś nie móc ? Jeśli ktoś z naszych fanów chce nas przytulić, to zawsze ma do tego prawo - mówi Chester po czym podchodzi i mnie przytula. Czuję serce kołatające mi w piersi, jakby chciało z niej wyskoczyć. I tak po kolei przytula mnie Chester, Rob, Brad, Dave, Mike i Joe. Wszystko byłoby ok, gdyby nie targające mną dreszcze i gęsia skórka, które nasiliły się podczas uścisku z Mike'iem.
- Boże, dziękuję Wam. Jakkolwiek to nie zabrzmi zawsze tego pragnęłam. Jeju, jesteście najlepsi, naprawdę - mówię trzęsącym się głosem, ledwo hamując wzruszenie.
- Heh, miło nam. W pewnym sensie Cię rozumiemy, przecież my też jesteśmy fanami rożnych zespołów i muzyków i też tak, bądź podobnie reagowaliśmy podczas spotkań z nimi - z pokrzepiającym uśmiechem mówi David.
Delikatnie się uśmiecham, po czym siadam na kanapie i dalej rozmawiam z chłopakami. Momentami nie mogę się oprzeć pokusie ciągłego patrzenia na Mike'a, który kilka razy chyba to zauważa, ponieważ za każdym razem kiedy spotyka moje spojrzenie uśmiecha się do mnie. Dopiero teraz naprawdę uświadamiam sobie jak bardzo go kocham. Nawet na koncertach, Meet & Greet'ach, czy w snach, to wrażenie nie było aż tak mocne. Dopiero gdy siedzę tutaj, w studiu nagraniowym Linkin Park wraz z całym zespołem, naprawdę czuję że moje serce ściska sznur, dający mi znać jak wiele ten człowiek znaczy dla mnie i jak bardzo go kocham. Po długiej rozmowie o muzyce, instrumentach, różnych zespołach, tekstach, teledyskach, filmach, grafice, zainteresowaniach i wielu innych rzeczach, przychodzi czas na to aby chłopaki pokazali mi jak tworzą muzykę, teksty i wszystko inne. Po przesłuchaniu wszystkich dem, obejrzeniu wstępnych wersji tekstów i linii melodycznych poprawianych sto razy to przez Mike'a, to przez Chester'a, a to przez jeszcze innego członka zespołu, Rob proponuje abyśmy udali się do jakiejś restauracji, w końcu, jak On to ujmuje "I tak wytwórnia nam zarezerwowała stolik". Nikt nie ma nic przeciwko, tak więc, wszyscy się zbieramy i wychodzimy z wytwórni. Kiedy już stajemy przy miejscach parkingowych chłopaków Brad pyta:
- Hmm, jedziemy swoimi samochodami ?
- Nie wiem, moglibyśmy jechać busem, tyle że nie ma Matt'a, a przecież to on ma kluczyki - odpowiada Dave.
- No dobra, to jedziemy swoimi...teoretycznie Ty masz największy samochód, także chyba wbijamy się do Ciebie - mówi Brad do Dave’a.
- Ok - odpowiada Phoenix, po czym podchodzi do swojego granatowego Mitsubishi Outlander Sport i otwierając go zaprasza nas do środka.
- Jednym się nie zabierzemy, więc jak coś to wy się wpakujcie w piątkę do Phoenix'a, a ja z Mirandą pojadę swoim - nagle wypalił Mike.
- Yymmhymm, że coo ? - wypaplałam nagle.
- Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko, to pojedziesz ze mną moim Audi - odpowiada Mike trochę zmieszany.
- Nie, nie, oczywiście że nie mam nic przeciwko, tylko po prostu się zamyśliłam - odpowiadam jak najmilej i jak najszybciej żeby tylko Mike się nie domyślił.
- No dobra - mówi Brad, puszczając do mnie i Mike’a zalotne oczko.
Czy On się do cholery kapnął, że ja coś czuję do Mike'a ?! Nie no, raczej tak tego po mnie nie widać. Dobra, nieważne.
- Ok, no to zapraszam do samochodu, bo jak tak tutaj będziemy stali, to nigdy nie dojedziemy do tej restauracji - sarkastycznie mówi Mike i uśmiecha się do mnie. Ciarki chodzą mi po plecach, ale dzielnie staram się z nimi walczyć. Cholera ! Jechałam w samochodzie Rob'a Bourdona, teraz będę jechała w samochodzie Shinody...do tego spotkanie i rozmowa z Linkin Park. Boże, czy może mnie spotkać większe szczęście ?
Mike otwiera przede mną drzwi od swojego czarnego Audi R8 Spyder. W pierwszym momencie kiedy wsiadam do tego cacka, które zawsze podziwiałam, i w którym byłam zakochana od pierwszego wejrzenia, podziwiam jego tapicerkę i piękno samo w sobie, jednak kiedy Mike siada obok mnie, robi mi się gorąco i cała drżę. Cosgrove ! Mówi do Ciebie Twój własny mózg ! Możesz się kurna opanować ?! Nerwowo myśląc nad tym jak się uspokoić, wpadam na genialny pomysł i szczypię się sprawdzając, czy to nie jest przypadkiem piękny sen. Jednak okazuje się, że na szczęście jest to rzeczywistość, a ja siedzę wraz z moją miłością - Michaelem Kenji Shinodą, w samochodzie i jadę wraz z nim i resztą Linkin Park do restauracji w centrum Los Angeles.
- Ymm, no i jak ? Podoba Ci się spotkanie z nami, czy jak zawsze okazaliśmy się tępymi popaprańcami z dziwnego zespołu ? - zagaduje Mike, śmiejąc się z własnych słów.
- Oczywiście, że mi się podoba, jak mogłoby mi się nie podobać spotkanie z Wami ?! Z Linkin Park ?! No jak ? - odpowiadam również z uśmiechem.
- No nie wiem, nie wiem. Pewnie coś tam by Ci się mogło nie podobać - brnie Mike.
- Pfff...no pewnie, wszystko - udaję oburzenie - jesteście straszni - mówię sarkastycznie.
- No widzisz, mówiłem, że jesteśmy straszni i wcale nie gryziemy, tylko połykamy w całości - odpowiada Mike, nadal się śmieje - A tak serio, jest szansa na kolejne spotkanie ?
W pierwszym momencie mnie zatkało. Mike Shinoda zaproponował mi kolejne spotkanie. Przecież to ja powinnam się ich prosić o kolejne spotkanie, a nie On mnie ! Właśnie, to On prosi mnie o spotkanie czy zespół ?
- Czekaj, czekaj... Że niby wy, jako zespół chcecie się ze mną spotkać jeszcze raz ?! - pytam z nieukrywanym zdziwieniem - ale dlaczego ?
- Bo jesteś ciekawą osobą, do tego naszą fanką, jesteś kreatywna, pomysłowa i w ogóle. Stwierdziliśmy z chłopakami, że szkoda by było tracić kontakt z tak świetną i pełną energii osobą jak ty - uśmiecha się do mnie i chyba widzi, że mnie zamurowało, bo zaczyna się coraz bardziej śmiać.
W tym momencie miałam nieodpartą ochotę rzucić się na niego, jednak opanowałam się, bo wiedziałam, że mogłabym spowodować wypadek czy jakąś kolizję. W zamian za to zaczęłam śmiać się z radości jak jakiś popapraniec i nie mogłam się opanować. Mike spoglądał na mnie i w pewnym momencie też nie wytrzymał i wybuchł śmiechem. Razem śmialiśmy się przez dobre 5 minut, jednak w końcu się ogarnęliśmy, bo ludzie w samochodach obok co najmniej dziwnie się na nas patrzyli, zważając na to, że większość z nich poznała Shinodę, co było widać po ich spojrzeniach.
- To co ? Zgadzasz się ? - z uśmiechem pyta Mike.
- Pewnie ! Jak mogłabym się nie zgodzić, na kolejne spotkania z zespołem który kocham ?
- Wiesz że od razu wiedziałem że się zgodzisz ?
- No akurat tutaj Ameryki nie odkryłeś, bo to było zbyt logiczne - odpowiadam z uśmiechem mojemu ukochanemu.
Właśnie ukochany...Akurat kiedy myślę o tych słowach, w mojej torebce odzywa się telefon. Głośne * "I've become so numb, I can't feel you there, become so tired, so much more aware..." wypełnia cały samochód. Mike uśmiecha się do mnie kiedy nerwowo szukam telefonu. Znajdując go, odczytuję, że dzwoni do mnie nikt inny jak Dominik. Mam go gdzieś, nie popsuje mi tej pięknej chwili ! Rozłączam się, wyciszam telefon i chowam go z powrotem.
- Mogłaś odebrać - mówi Mike z lekkim uśmiechem.
- Nie, nie chce mi się akurat z nim gadać.
- Ahh, rozumiem, pewnie ktoś nie pożądany ze stylu były chłopak - delikatnie podpytuje się Mike.
- Hmm...tak dokładnie. Były chłopak, myślący, że wszystkie, nawet najgorsze błędy można naprawić jednym telefonem, a potem znów je popełnić – odpowiadam, mimo, iż jeszcze nie zerwałam z Dominikiem, ale uświadamiam sobie właśnie, że w tej chwili powinnam to zrobić.
- Ehh, to jest najgorsze, kiedy ktoś popełni błędy i nie dość, że nie umie godnie za nie przeprosić i nie żałuje, to jeszcze nie dba o to ile razy je popełni...
- Dokładnie - przytakuję.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale szczerze Ci powiem, że nienawidzę takich ludzi. Myślą, że są pępkami świata, i że wolno im wszystko. Nie umieją przeprosić, nie umieją rozmawiać, nie umieją nawet okazać skruchy czy żalu.
- Tak, ja też tego nie lubię. Wiesz ? Albo mi się wydaje, albo byłby z Ciebie dobry psycholog - mówię z uśmiechem.
- Mówisz ? Może tak. Wiesz nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale wiele osób mi to już powiedziało - również z uśmiechem odpowiada Mike.
I tak dalej rozmawialiśmy przez całą drogę do restauracji. Nawet nie wiem kiedy minęło 30 minut jazdy. W owej restauracji zjedliśmy obiad, pogadaliśmy, znów zamęczyłam ich pytaniami, jednak teraz już wszyscy oznajmili mi że naprawdę nie chcą tracić ze mną, nie tylko jako fanką, ale również jako osobą, kontaktu, bo twierdzą, że jestem kreatywna, pomysłowa, pozytywnie zakręcona i w ogóle. Na koniec spotkania, pożegnałam się z chłopakami przed restauracją, przed którą zebrała się dość pokaźna grupka ludzi, pragnących autografu i zdjęcia. Mike kazał mi zaczekać i powiedział, że odwiezie mnie do domu.
- Mike, nie chcę się narzucać, a poza tym pewnie czeka na Ciebie Twoja żona - oczywiście chciałam aby mnie odwiózł, ale nie chciałam się narzucać i pokazać, że jestem samodzielna i lubię to.
- Anna zrozumie jak jej powiem, że musiałem odwieść kogoś ważnego dla zespołu do domu - odpowiedział, puszczając do mnie oczko - masz poczekać, ok ?
- Ok, ok - a jednak się ugięłam.
Po skończonym rozdawaniu autografów, podczas którego i ja zostałam kilka razy zaczepiona i powiedziano mi nawet że jestem wielką szczęściarą, że znam ich osobiście i w ogóle... Jeszcze raz pożegnałam się z chłopakami, jeszcze raz ich przytulając, po czym zmuszona przez Mike'a wsiadłam jeszcze raz do jego pięknego samochodu. Kiedy w nim siedziałam, zauważyłam, że Mike zamienił jeszcze kilka słów z chłopakami, a Ci przytakiwali na jego słowa i potem śmiejąc się wsiedli do samochodu Dave'a. O czym Oni mogli rozmawiać ? Hmm... No tak, w sumie to nie moja sprawa. Dobra, nieważne. Mike wstukał w swój GPS mój dokładny adres, po czym odwiózł mnie pod samą bramę. Cóż za niespodzianka, znów nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście, kiedy Mike na pożegnanie dał mi swój numer i numer do ich studia w Warnerze, po czym uściskał mnie i pojechał. Przez chwilę stałam jeszcze na chodniku, drżąc ze szczęścia i podniecenia. Miałam ochotę skakać i wykrzyczeć całemu światu, jaka jestem szczęśliwa. Z trudem się opanowałam, po czym weszłam za bramę jak zawsze miło witając Pana Volter'a. Idąc do swojego wieżowca oraz mieszkania, myślałam nad tym pięknym dniem. Tak, to był zdecydowanie najlepszy dzień w moim życiu, i nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że będzie jeszcze takich wiele. Wyjęłam klucze od mieszkania i weszłam jak najciszej mogłam. W końcu było już około godziny 21:30, a moi drodzy współlokatorzy mogli już spać zmęczeni trudami dnia. Chyba się pomyliłam z tym spaniem, bo zaraz po wejściu Anna, Victoria i Gabriel naskoczyli na mnie z toną pytań, o to jak było, co się działo i wgl. Ahh...coś czuję że to będzie długa, nieprzespana, ale za to przegadana noc. A co mi tam, i tak pod napływem emocji pewnie bym nie usnęła.

                                                                 ***

Jadąc ulicami Los Angeles rozmyślam nad dzisiejszym dniem i cieszę się jak jakiś szczeniak. Hmm... Coraz bardziej zaczynam wierzyć w teorię chłopaków na temat mojego zakochania. Chyba naprawdę ją kocham. To dziwne, ale jednak wiele wskazuje na prawdziwość tego stwierdzenia. Cały czas o niej myślę i nie mogę się oderwać nawet na sekundę. Mam mentlik w głowie. Kłótnie z Anną, dzieci, Miranda i to wszystko. Jednak mimo tego, na pewno mogę stwierdzić, że dzisiejszy dzień był jednym z najbardziej udanych w moim życiu. Teraz pozostaje tylko pytanie. Czy jest możliwe aby Miranda czuła to samo co ja ? Nie wiem, ale muszę się prędzej czy później tego dowiedzieć, inaczej nie wytrzymam, naprawdę. W tym momencie słyszę sygnał dochodzący z mojego iPhone'a, Anna dzwoni. Zapewne szykuje się kolejna kłótnia. Nie mam już na to siły... Chcę tylko utulić dzieci i położyć się spać nie przestając myśleć o Niej. Mimo to muszę odebrać. Rozmawiam chwilę z Anną, jednak już po minucie żałuję, że w ogóle odebrałem ten telefon. Moje obawy się spełniły.


* fragment piosenki Numb, Linkin Park.

wtorek, 9 października 2012

Leave Out All The Rest Part 5.


Ta Daaaaaaaam ! No to w końcu jestem z kolejnym rozdziałem i widocznymi gołym okiem zmianami :) Po 1. jak pewnie już zauważyliście, pojawiła się playlista :D Dodałam do niej piosenki przy których najczęściej sama czytam opowiadania, także mam nadzieję że wam się podoba ;p Za pomoc w jej utworzeniu dziękuję Kamily :) Następne zmiany zaszły w układzie stron. Dodałam je bo stwierdziłam że ciekawiej jest czytać opowiadanie wiedząc jak wyglądają jego bohaterzy (nie licząc oczywiście chłopaków z LP) ;) W ogóle powiem wam w tajemnicy że strasznie się jaram tymi bohaterami, bo tak mi jakoś zarąbiście wszyscy do siebie pasują :D No ale cóż, dalej. Do zakładki Polecane dodawać będę na bieżąco co raz to nowe wynalezione przeze mnie blogi, które będę czytać ;p Na razie jest ich tylko tyle, ale sądzę że z czasem grono moich ulubionych blogów się powiększy :) Apropo zmiany w opowiadaniu. Mówię z góry że nie będę zawsze pisała wszystkiego z perspektywy i Mirandy i Mike'a. To będzie się działo zależnie od powagi sytuacji i tego czy uznam to za konieczne ;)

Na sam koniec, żeby was dalej nie zanudzać moją gadaniną, polecam wam również tutaj blog drogiej Kamily :) http://rozchwiane-uczucia.blogspot.com/  naprawdę świetnie pisany, utrzymany w dobrym stylu i ukochanej tematyce Linkinowskiej :D A no i prawie bym zapomniała. Dziękuję Wam wszystkim za komentarze i tutaj i na Twitterze :) W końcu w dużej mierze ten blog istnieję dzięki Wam i Waszym komentarzom, które nakłaniają mnie do dalszego pisania :) Jeszcze raz bardzo dziękuję, życzę miłego czytania i pozdrawiam :) Cassandra ;p


Leżę w łóżku i rozmyślam o tym wszystkim. Anna już śpi. Dziś znowu się z nią pokłóciłem. O co ? Jak zawsze o kompletną głupotę. Przyjeżdżam z trasy i chcę spędzić trochę czasu z nią i dziećmi w domu, w ciszy i spokoju, a ona zarzuca mi, że w ogóle nie zwracam na nich uwagi, że jestem pieprzonym egoistą, który myśli że załatwi wszystko zabierając ich raz w roku na kilka miesięcy w trasę. Ja tylko chcę się odprężyć, odpocząć i pobyć z nimi, oraz pobawić się, porysować i poczytać dzieciom... A ona chce, żebyśmy jak gdyby nigdy nic poszli na kolację do jej rodziców. Owszem, lubię swoich teściów. John jest fajnym facetem przed sześćdziesiątką, który trochę się w życiu napracował, ale mimo tego uporał się z problemami i ma bardzo wiele przeróżnych i ciekawych zainteresowań, które jak twierdzi - ja pomagam mu rozwijać. Melissa to typowa pani domu. Jest elegancką i zawsze gotową do wyzwań kobietą, która spokojnie mogłaby dostać miano królowej utrzymania ogniska domowego. Rodzice Anny zawsze traktowali mnie jak syna. Prawdę mówiąc, Melissa powiedziała mi kiedyś, że od zawsze byłem jej ulubionym zięciem, i że zawsze, kiedy jeszcze byłem z Anną tylko na stopie przyjacielskiej, chciała abym kiedyś został jej mężem. Ehh... I pomyśleć, że rodzice Anny nic nie wiedzą o naszych problemach. Myślą, że jesteśmy szczęśliwym i bezproblemowym małżeństwem, które kocha swoje dzieci nad życie i nigdy nie dopuści do rozpadu rodziny. Owszem, oboje z Anną kochamy Otis'a i Megan nad życie, ale pomiędzy nami od dłuższego czasu nie układa się tak jak powinno. Kiedy jestem w trasie kłócimy się mniej więcej co tydzień o jakieś bzdury. Za to kiedy jestem w domu, jest jeszcze gorzej. Potrafimy pokłócić się kilka razy dziennie. Jakiś rok temu, mimo kłótni potrafiliśmy jeszcze ze sobą porozmawiać jak normalni ludzie, ale w tej chwili nie jest to możliwe. Nawet jeśli byśmy chcieli porozmawiać o naszych problemach i załagodzić kłótnie, to nie możemy już znaleźć wspólnego języka. Choćbyśmy oboje nie wiadomo jak się starali, zawsze kończy się to jeszcze większą kłótnią. Zazwyczaj wtedy biorę samochód oraz kilka rzeczy i jadę przenocować się do Chester'a, Phoenix'a bądź któregoś z chłopaków. Dzisiaj jednak po kłótni, jak gdyby nigdy nic poszedłem położyć dzieci spać, a potem sam się położyłem. Nie mogę zasnąć. Męczę się w łóżku od około 4 godzin, przekładając się z boku na bok i nie mogę przestać myśleć o niej. Ta dziewczyna mnie tak zaintrygowała. Wysoka, długie, czarne włosy z granatowym połyskiem, piękna figura, bystre, głębokie, ale zarazem miłe, orzechowo-brązowe oczy z nalotem zieleni, blada cera i pełen ciepła uśmiech. Ma około 25, może 26 lat, i jest fanką Linkin Park. Pfff...jestem idiotą! Widziałem jakąś laskę na oczy może ze cztery razy w życiu, rozmawiałem może ze dwa, ale nie mogę przestać o niej myśleć. Do tego ucieszyłem się jak dzieciak kiedy na LPU Summit powiedziała, że ona wylosowała osobiste spotkanie z nami. Co się z Tobą dzieje, Shinoda ? Przecież ty nigdy nie myślałeś w taki sposób o żadnej kobiecie, nawet o Annie! Swojego czasu naprawdę kochałem Annę, ale nigdy o niej nie myślałem w ten sposób, w jaki teraz myślę o Mirandzie. Tak, Miranda. Na samą myśl o tym imieniu dostaję gęsiej skórki. Shinoda, co z Tobą jest popaprańcu ? Powaliło Cię, czy jak ? Wstaję. Właśnie uświadomiłem sobie, że muszę z kimś pogadać. Z kimś bliskim, do kogo mam zaufanie i mogę mu wszystko powiedzieć. Problem w tym, że wszystkie dziewięć osób o jakich właśnie pomyślałem śpi, z czego przez ostatnie 4 miesiące z pięcioma z nich byłem w trasie. Fuck. Walić to, ktoś musi mnie wysłuchać! Biorę swojego iPhone'a i jak najciszej, tak aby nie obudzić Anny wychodzę z pokoju, a następnie udaję się na schody. Cholera, w ciemności jak zawsze nie zauważam etażerki stojącej przy schodach i z całej siły walę w nią nogą. Ałaaa! Od ponad roku mówiłem Annie że trzeba ją przenieść w jakieś inne miejsce, ale nie ! Po co ją przenieść ?! Lepiej, żeby biedny Shinoda za każdym razem kiedy zmierza po górnym korytarzu walił się w piszczel, prawie ją łamiąc. Ból mija, a ja chwiejnym krokiem, podchodzę najpierw do pokojów dzieci, a potem do naszej sypialni i sprawdzam czy się przypadkiem któreś z nich nie obudziło. Widząc że nie, już bardziej stabilnym krokiem udaję się w stronę schodów, uważając na pieprzoną etażerkę i schodzę na dół do kuchni. Siadam przy stole i spoglądam w kontakty mojego telefonu. Mamy i taty nie będę budził, - w końcu jest druga w nocy, a oni są starszymi ludźmi. Wiem, że zawsze są gotowi mnie wysłuchać, ale bez przesady, nie będę ich przecież budził o tej godzinie. Jason jest na wakacjach w Brazylii razem z Angeliną. Przecież miesiąc miodowy mojego kochanego braciszka nie może trwać tylko miesiąc. Musi balować z Angie przez pół roku, żeby poczuć że się hajtnął. Mark jest w trasie ze swoim zespołem. Ehh...no to nic. Muszę obudzić chłopaków. W sumie gdyby nie to, że są zmęczeni po trasie to bez zastanowienia zadzwoniłbym do nich w celu spotkania, nie myśląc w ogóle o innych opcjach. Pierwszym numerem jaki znajduje jest numer Hahn'a. No to dzwonię.
- haloo ? - odbiera zaspanym i nie zrozumiałym głosem Joe.
- Hej Joe. Tu Mike. Wiem, że Cię obudziłem ale potrzebuję z wami pogadać.
- Człowieku ja tu śpię, a ty mi o pogaduszkach. Powaliło Cię ? Jest druga w nocy... - z wyrzutem mówi Hahn - Nie możemy pogadać jutro, w studiu ?
- Nie, to zbyt ważne. Tak więc proszę Cię, rusz ten swój tłusty, zaspany tyłek, ubierz się i posprzątaj, bo jak dobrze pójdzie to za godzinę będziemy z chłopakami u Ciebie.
- O jeju, no dobra, dobra. Już wstaję. I nie nazywaj mojego tyłka tłustym, bo to nie ja na trasie w 2001 roku usiadłem na stole i to nie ja go połamałem. A po za tym mój tyłek może i jest tłusty ale za to jaki seksowny - mówi z rozbawieniem w głosie.
- Dobra, dobra, już się nie rozczulaj, bo jeszcze wpadniesz w samouwielbienie. Sprzątaj - odpowiadam mu również z uśmiechem.
Po zakończonej rozmowie, dzwonię do reszty chłopaków, którzy niechętnie wstają, ale kiedy słyszą, że mam z nimi do pogadania - to od razu mówią że będą u Hahn'a jak najszybciej. Ok, tak więc pozostaje mi się ubrać, ogarnąć i jechać do przyjaciela.

                                                     ***

Jakieś pół godziny później staję pod domem przyjaciela swoim czarnym Audi R8 Spyder. W sumie, ten samochód to taka jedna z niewielu moich zachcianek w życiu. Można powiedzieć, że jakkolwiek to nie zabrzmi - zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia i inne samochody się już dla mnie nie liczyły. Trąbie, by Hahn otworzył mi bramę, a ten wyglądając przez okno wciska przycisk. Wjeżdżam i już jestem. Widząc, że chłopaki siedzą na tarasie, obchodzę dom dookoła i wchodzę po schodach na ogromny taras, na którym Joe zawsze urządza imprezy w gronie znajomych itd. Widzę, że wytargał ze swojego barku co najmniej 15 litrową beczkę z Heinekenem - wiecie, tak, żeby się lepiej gadało.
- No, to teraz siadaj Houdini i gadaj co tam znowu wyczarowałeś - mówi trochę zaspanym głosem Brad.
- Leżałem w łóżku i stwierdziłem, że muszę z wami pogadać o czymś ważnym.
- Dawaj - mówi zaciekawionym głosem Rob.
- No więc pomijając to, że znowu pokłóciłem się z Anną, to chciałem was zapytać... Pamiętacie tą Mirandę ? Wiecie, czarne, długie włosy, brązowe oczy, wysoka, szczupła - pytam ze skupieniem.
- Pewnie, że ją pamiętamy. Ona ze wszystkich naszych fanów i fanek najbardziej nam się wryła w pamięć. W końcu nie bez powodu zapamiętałem ją po pierwszym Meet & Greet'cie - mówi Phoenix.
- A o co chodzi, że akurat o nią pytasz ? - dalej brnie Chaz.
- Bo wiecie, to ona wygrała spotkanie z nami, no i nie może dać mi to spokoju. Znaczy... W sumie Ona sama nie może dać mi spokoju.
- Wiemy, że to ona wygrała. W końcu jak nam to mówiłeś to miałeś minę, jakbyś chciał ze szczęścia przebiec całe Stany Zjednoczone - z rozbawieniem wspomina Rob.
- W jakim sensie Ona nie może dać Ci spokoju ? - z zaciekawieniem pyta Brad, a reszta słysząc to robi miny, z których zawsze śmieję się godzinami. Jak to mówię - udają, że myślą. Jednak teraz jestem za bardzo zaabsorbowany żeby śmiać się z ich ryf.
- Hmm...jakby to powiedzieć... Nie mogę przestać o niej myśleć! Cały czas tylko Miranda, Miranda i Miranda. Nie mogę doczekać się spotkania, zachowuję się jak małe dziecko, które czeka na dzień, w którym ma przyjść Święty Mikołaj. Z resztą, co ja wam mówię. Pewnie zauważyliście to już dawno - mówię dalej z powagą - kiedy zobaczyłem ją na Summicie to ucieszyłem się jak jakiś szczeniak. Miałem ochotę wskoczyć na sufit i zatańczyć lambadę. Jezu, co ja pierdolę. Wy to słyszycie. Ewidentnie jebie mi się coś w mózgu. Nawet słownik mi się zmienił. Przecież nigdy nie używałem tak tępych porównań, Jezu. Do tego kiedy tylko na myśl przyjdzie mi samo jej imię - dostaję gęsiej skórki i zaczynam o niej tak intensywnie myśleć, że nic do mnie nie dochodzi - opadam na oparcie siedzenia zmęczony gadaniną, tak szybką, że zastanawiam się czy oni w ogóle coś zrozumieli. Ale po ich minach widzę, że raczej wszystko ogarneli.
- Ostatnio faktycznie byłeś jakiś rozkojarzony, co umówmy się szczerze - na Ciebie jest dziwne - wspomina Phoenix.
- Tak, na mój gust nic Ci się nie jebie w mózgu - mówi Hahn - ty zawsze taki dziwny byłeś tylko się ukrywałeś. Pfff...a mi wypominasz jak przychodzi Remy i gada o krakersach drąc się na was, że macie pracować bo wam skopie tyłki - z oburzeniem mówi Joe.
- Dzięki, bardzo mi pomogłeś - odpowiadam z poirytowaniem.
- kabumsfacyfugihajaaa, to ja pójdę po krakersy - z uporem maniaka przedrzeźnia mnie Joe i faktycznie idzie po coś do kuchni.
- Idź po te krakersy i się zamknij - odpowiada mu Chester strzelając facepalm'a roku - Ty się po prostu zakochałeś. Jakkolwiek to nie brzmi, zakochałeś się jak szczeniak z gimnazjum w dziewczynie z innej klasy, z którą nawet nigdy nie gadał, która idąc po korytarzu kręci dupą jak kierownicą i świeci najjaśniej bo ma mega lanserskie słodkie koleżaneczki, które zamiast mózgu mają - jak dobrze pójdzie - kawałek gówna...
- yyy, to może panu już podziękujemy - mówi Brad z udawanym przerażeniem na twarzy, odciągając od Chaz'a szklankę z piwem.
- Mike, teraz masz dowód na to, że jeśli faktycznie Ci odwala to nie jesteś sam - śmieje się Rob.
- Ale Chaz ma rację! Tak zupełnie serio, to według mnie albo się w niej zakochałeś, albo przynajmniej Ci się tak wydaje - już z pełną powagą mówi Joe, wchodząc z powrotem na taras z kilkoma paczkami krakersów i innymi przekąskami tego typu.
- Nie, to przecież nie możliwe. To musi być coś innego. Przecież nie mogłem się zakochać w dziewczynie, którą widziałem na oczy kilka razy w życiu - mówię niedowierzając.
- Mogłeś, mogłeś, słyszałeś kiedyś o miłości od pierwszego wejrzenia ? Może akurat Tobie się przydarzył taki przypadek ? - odpowiada Chester sięgając po krakersa.
- Nie no, jaja sobie ze mnie robicie. To nie możliwe, nigdy w to nie wierzyłem. Przecież miłość opiera się na poznaniu kogoś i dłuższej znajomości drugiej osoby - nadal niedowierzam.
- Nie zawsze, uwierz. Ja kiedy tylko zobaczyłem Talindę - wtedy na tej imprezie, to od razu wiedziałem że jak do niej nie podejdę i nie zagadam to będę żałował do końca życia.
- Eee tam... Mów co chcesz, w końcu to zobaczysz, bo my wiemy swoje... - z pełną powagą mówi Phoenix, a reszta mu przytakuje.
- No tak. Powiedzmy, że macie rację, a ja jestem głąbem i wam nie wierzę. W takim razie co z Anną, co z dziećmi ? Przecież ich nie zostawię! Owszem i tak już od dawna jest między nami źle, ale mimo tego jeszcze ani razu nie przyszło mi do głowy żeby się rozwieść!
- Ej ej, poczekaj. Jeszcze nawet dokładnie tej dziewczyny nie poznałeś, a już gadasz o rozwodzie ? Ogarnij się człowieku! Nawet nie wiadomo jaki ona ma stosunek do Ciebie - przypomina mi Rob podniesionym, a zarazem opanowanym głosem .
- No tak. Po prostu, jeju, sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Cały czas kłócę się z Anną i raczej nie zapowiada się żeby było lepiej, już prędzej gorzej. Nie chcę się rozwodzić, ale jak tak o tym pomyślę, to nie wiem czy tak nie byłoby lepiej. Głównie dla dzieci, ale też dla nas. W końcu lepiej żeby dzieci wychowywały się z nami obydwoma ale osobno, niż w domu gdzie na okrągło ktoś się kłóci - głośno myślę.
- Mike, rozwód nigdy nie jest dobry, dla nikogo. A już na pewno nie dla dzieci. Ale jeśli macie się z Anną dusić będąc dalej małżeństwem, kłócić, a do tego co najgorsze może nawet zdradzać, to chyba jednak lepiej żebyście się rozwiedli. W końcu coś o tym wiem, a tak mi się przynajmniej wydaje - mówi Chester.
- W sumie - mówi zamyślonym głosem Joe.
- Ehh, sam już nie wiem. Zobaczymy. Na razie niech się dzieje co chce - znów głośno myślę, po czym zagaduję - dobra, szczerze, nie chcę mi się dalej o tym gadać. Może jak już was tu ściągnełem to pogadamy sobie na luzie. Wiecie, taki męski wieczorek - staram się uśmiechnąć.
- No spoko. W sumie, Elisa mnie zabiję jak rano się obudzi, a mnie nie będzie, no ale już ok, napiszę jej sms-a - z wyrzutem mówi Brad.
- Jak chcesz to możesz jechać - odpowiadam.
- Nie. Jesteście moimi przyjaciółmi i najlepszymi kumplami. Nie zostawię żadnego z was bo jesteście dla mnie ważni tak samo jak Elisa i dzieci. Nie zostawię was zwłaszcza jak któryś z was ma problem. Musimy coś obgadać i jak znam El to kiedy powiem jej rano że musieliśmy Ci pomóc to nie będzie zła. A tak w ogóle, Hahn, przytargaj tu jeszcze jedną beczkę piwa, bo coś czuję, że to będzie bardzo długa i bardzo rozmowna noc - pełnym przekonania głosem mówi Brad.
- Ohh...wiesz co ? Rozczuliłem się - mówi Chaz udając płacz - naprawdę, to było takie wzruszające, że aż muszę Cię przytulić. Jeju, nigdy tak mnie nic nie poruszyło, Boże, o mój Boże - dalej udaje Chester i wstając rzuca się na kolana Bradowi, który pękając ze śmiechu głaszcze go po głowie.
- Boże, jakie to gejowskie, chyba pójdę po aparat, Joe będzie miał co oglądać - Joe z głupią miną ćwoka, udaje Remy'iego.
- Ejj dobra skończcie. To naprawdę dziwnie wygląda - mówi Phoenix z udawanym przerażeniem, kiedy Rob wstaje i udając gejowskie ruchy przytula się do chłopaków.
- Widzicie? Tak się powinien zaczynać każdy gejowski pornos - mówi Chester, nadal udając płacz, a zarazem pękając ze śmiechu.
- Chester, czy my mamy coś podejrzewać ? - mówię, nie mogąc opanować śmiechu.
- No, oczywiście. Przecież zawsze, w każdym momencie i w każdej godzinie mam ochotę na faceta. Zwłaszcza na Ciebie - kobiecym, a zarazem śmiesznym głosem odpowiada Chaz.
- Ohh naprawdę. Trzeba było mówić - udaję z tą samą manierą co Chester.
- Boże, jesteście straszni - niby to z odrazą odpowiada Joe/Remy - czuję się oburzony, a tak w ogóle to wychodzę - mówi prześmiewczo.
- Ejj Chaz! To dlatego zawsze macasz nas po jajach? - pyta Phoenix.
- Nie, dlaczego niby z tego powodu. To się dzieje samo. Wiecie, taki wrodzony instynkt. Od dziecka go posiadałem.
- Ejj, dobra kończymy ten numerek, bo tak w sumie to Joe ma sąsiadów, nasze żony będą zazdrosne, a tak w ogóle to mieliśmy gadać - zagaduje Brad.
- Ej, ej, panie najmądrzejszy! Przecież ja kurna nie mam żony! - zauważa Rob.
- Pff...ale masz Jennette - to wystarczy.
- Dobra już dobra - Rob schodzi z chłopaków i wraca na swoje miejsce - co chwilę później robi także Chester.
Właśnie tak zawsze odwala chłopakom, kiedy widzą że któryś ma doła. Co jak co, ale wtedy od razu człowiekowi się humor poprawia.

                                                     ***

Leżę w łóżku i wypłakuję się w poduszkę. Boże, dlaczego ja w ogóle godziłam się na ten pieprzony związek! Dlaczego ktoś, kto kiedyś był dla mnie jak przyjaciel, teraz tak mnie rani ? Wiem, że on robi to z zazdrości, jednak to nie usprawiedliwia jego ostatnich napadów złości. Ostatnio przed LPU Summit próbował mnie nawet uderzyć! Nie wiem co się z nim dzieje... Domi nigdy taki nie był. Rozumiem, że jest zazdrosny, ale zawsze wiedział, że go nie kocham. Mówiłam mu, żeby się nie łudził, ale on z uporem maniaka dalej w to brnął. Bardzo dobrze wiem dlaczego to robi. Mści się na mnie, bo dowiedział się że kocham Mike'a! A teraz, kiedy dowiedział się o moim spotkaniu z Linkin Park, pomyślał, że może naprawdę się coś wydarzy między mną, a Mike'iem i próbuje dopuścić do tego abym na nie nie poszła! Pfff...błagam ! Niemożliwe, żeby Mike zostawił dla kogoś takiego jak ja żonę i dzieci. Może jak dobrze pójdzie - zaprzyjaźnię się z zespołem. Ale żeby miało być coś więcej pomiędzy mną a nim ? Nie, to niemożliwe. Podnoszę się na rękach i wstaję. Idę do łazienki. Patrzę w lustro i widzę swoje zmęczone, zapuchnięte od płaczu oczy. Przemywam twarz zimną wodą. Orzeźwiająca fala zimna przebiega po moich policzkach i daje minimalną ulgę. Wycieram twarz ręcznikiem i wracam do pokoju. Siadam na łóżku i ciężko oddycham. Nie dopuszczę do tego żeby ten palant z zazdrości popsuł mi coś o czym marzyłam od lat ! Nie ma takiej opcji ! Pójdę na to spotkanie i pokaże mu co to znaczy być szczęśliwym ! Niech zobaczy jak rozpiera mnie radość. Przy nim nigdy nie byłam tak naprawdę szczęśliwa... Zawsze pozostawał ten fakt, którego on nie mógł ścierpieć. To, że kocham innego. Nigdy nie odgrywałam się na nim. Zawsze myślałam że jest mądry i nigdy nie postąpi tak, jak robi teraz. Widocznie się pomyliłam. Pierwszy raz w życiu się na nim zemszczę, mimo, że nie jestem mściwa. Z reguły muszę naprawdę kogoś nienawidzić żeby się na nim mścić. Jednak teraz moją irytacje i zdenerwowanie wzmacnia jeden, bardzo dla mnie ważny fakt. Miłość, do Mike'a. Myśląc tak, robię się coraz bardziej senna, aż w końcu zasypiam.