wtorek, 9 października 2012

Leave Out All The Rest Part 5.


Ta Daaaaaaaam ! No to w końcu jestem z kolejnym rozdziałem i widocznymi gołym okiem zmianami :) Po 1. jak pewnie już zauważyliście, pojawiła się playlista :D Dodałam do niej piosenki przy których najczęściej sama czytam opowiadania, także mam nadzieję że wam się podoba ;p Za pomoc w jej utworzeniu dziękuję Kamily :) Następne zmiany zaszły w układzie stron. Dodałam je bo stwierdziłam że ciekawiej jest czytać opowiadanie wiedząc jak wyglądają jego bohaterzy (nie licząc oczywiście chłopaków z LP) ;) W ogóle powiem wam w tajemnicy że strasznie się jaram tymi bohaterami, bo tak mi jakoś zarąbiście wszyscy do siebie pasują :D No ale cóż, dalej. Do zakładki Polecane dodawać będę na bieżąco co raz to nowe wynalezione przeze mnie blogi, które będę czytać ;p Na razie jest ich tylko tyle, ale sądzę że z czasem grono moich ulubionych blogów się powiększy :) Apropo zmiany w opowiadaniu. Mówię z góry że nie będę zawsze pisała wszystkiego z perspektywy i Mirandy i Mike'a. To będzie się działo zależnie od powagi sytuacji i tego czy uznam to za konieczne ;)

Na sam koniec, żeby was dalej nie zanudzać moją gadaniną, polecam wam również tutaj blog drogiej Kamily :) http://rozchwiane-uczucia.blogspot.com/  naprawdę świetnie pisany, utrzymany w dobrym stylu i ukochanej tematyce Linkinowskiej :D A no i prawie bym zapomniała. Dziękuję Wam wszystkim za komentarze i tutaj i na Twitterze :) W końcu w dużej mierze ten blog istnieję dzięki Wam i Waszym komentarzom, które nakłaniają mnie do dalszego pisania :) Jeszcze raz bardzo dziękuję, życzę miłego czytania i pozdrawiam :) Cassandra ;p


Leżę w łóżku i rozmyślam o tym wszystkim. Anna już śpi. Dziś znowu się z nią pokłóciłem. O co ? Jak zawsze o kompletną głupotę. Przyjeżdżam z trasy i chcę spędzić trochę czasu z nią i dziećmi w domu, w ciszy i spokoju, a ona zarzuca mi, że w ogóle nie zwracam na nich uwagi, że jestem pieprzonym egoistą, który myśli że załatwi wszystko zabierając ich raz w roku na kilka miesięcy w trasę. Ja tylko chcę się odprężyć, odpocząć i pobyć z nimi, oraz pobawić się, porysować i poczytać dzieciom... A ona chce, żebyśmy jak gdyby nigdy nic poszli na kolację do jej rodziców. Owszem, lubię swoich teściów. John jest fajnym facetem przed sześćdziesiątką, który trochę się w życiu napracował, ale mimo tego uporał się z problemami i ma bardzo wiele przeróżnych i ciekawych zainteresowań, które jak twierdzi - ja pomagam mu rozwijać. Melissa to typowa pani domu. Jest elegancką i zawsze gotową do wyzwań kobietą, która spokojnie mogłaby dostać miano królowej utrzymania ogniska domowego. Rodzice Anny zawsze traktowali mnie jak syna. Prawdę mówiąc, Melissa powiedziała mi kiedyś, że od zawsze byłem jej ulubionym zięciem, i że zawsze, kiedy jeszcze byłem z Anną tylko na stopie przyjacielskiej, chciała abym kiedyś został jej mężem. Ehh... I pomyśleć, że rodzice Anny nic nie wiedzą o naszych problemach. Myślą, że jesteśmy szczęśliwym i bezproblemowym małżeństwem, które kocha swoje dzieci nad życie i nigdy nie dopuści do rozpadu rodziny. Owszem, oboje z Anną kochamy Otis'a i Megan nad życie, ale pomiędzy nami od dłuższego czasu nie układa się tak jak powinno. Kiedy jestem w trasie kłócimy się mniej więcej co tydzień o jakieś bzdury. Za to kiedy jestem w domu, jest jeszcze gorzej. Potrafimy pokłócić się kilka razy dziennie. Jakiś rok temu, mimo kłótni potrafiliśmy jeszcze ze sobą porozmawiać jak normalni ludzie, ale w tej chwili nie jest to możliwe. Nawet jeśli byśmy chcieli porozmawiać o naszych problemach i załagodzić kłótnie, to nie możemy już znaleźć wspólnego języka. Choćbyśmy oboje nie wiadomo jak się starali, zawsze kończy się to jeszcze większą kłótnią. Zazwyczaj wtedy biorę samochód oraz kilka rzeczy i jadę przenocować się do Chester'a, Phoenix'a bądź któregoś z chłopaków. Dzisiaj jednak po kłótni, jak gdyby nigdy nic poszedłem położyć dzieci spać, a potem sam się położyłem. Nie mogę zasnąć. Męczę się w łóżku od około 4 godzin, przekładając się z boku na bok i nie mogę przestać myśleć o niej. Ta dziewczyna mnie tak zaintrygowała. Wysoka, długie, czarne włosy z granatowym połyskiem, piękna figura, bystre, głębokie, ale zarazem miłe, orzechowo-brązowe oczy z nalotem zieleni, blada cera i pełen ciepła uśmiech. Ma około 25, może 26 lat, i jest fanką Linkin Park. Pfff...jestem idiotą! Widziałem jakąś laskę na oczy może ze cztery razy w życiu, rozmawiałem może ze dwa, ale nie mogę przestać o niej myśleć. Do tego ucieszyłem się jak dzieciak kiedy na LPU Summit powiedziała, że ona wylosowała osobiste spotkanie z nami. Co się z Tobą dzieje, Shinoda ? Przecież ty nigdy nie myślałeś w taki sposób o żadnej kobiecie, nawet o Annie! Swojego czasu naprawdę kochałem Annę, ale nigdy o niej nie myślałem w ten sposób, w jaki teraz myślę o Mirandzie. Tak, Miranda. Na samą myśl o tym imieniu dostaję gęsiej skórki. Shinoda, co z Tobą jest popaprańcu ? Powaliło Cię, czy jak ? Wstaję. Właśnie uświadomiłem sobie, że muszę z kimś pogadać. Z kimś bliskim, do kogo mam zaufanie i mogę mu wszystko powiedzieć. Problem w tym, że wszystkie dziewięć osób o jakich właśnie pomyślałem śpi, z czego przez ostatnie 4 miesiące z pięcioma z nich byłem w trasie. Fuck. Walić to, ktoś musi mnie wysłuchać! Biorę swojego iPhone'a i jak najciszej, tak aby nie obudzić Anny wychodzę z pokoju, a następnie udaję się na schody. Cholera, w ciemności jak zawsze nie zauważam etażerki stojącej przy schodach i z całej siły walę w nią nogą. Ałaaa! Od ponad roku mówiłem Annie że trzeba ją przenieść w jakieś inne miejsce, ale nie ! Po co ją przenieść ?! Lepiej, żeby biedny Shinoda za każdym razem kiedy zmierza po górnym korytarzu walił się w piszczel, prawie ją łamiąc. Ból mija, a ja chwiejnym krokiem, podchodzę najpierw do pokojów dzieci, a potem do naszej sypialni i sprawdzam czy się przypadkiem któreś z nich nie obudziło. Widząc że nie, już bardziej stabilnym krokiem udaję się w stronę schodów, uważając na pieprzoną etażerkę i schodzę na dół do kuchni. Siadam przy stole i spoglądam w kontakty mojego telefonu. Mamy i taty nie będę budził, - w końcu jest druga w nocy, a oni są starszymi ludźmi. Wiem, że zawsze są gotowi mnie wysłuchać, ale bez przesady, nie będę ich przecież budził o tej godzinie. Jason jest na wakacjach w Brazylii razem z Angeliną. Przecież miesiąc miodowy mojego kochanego braciszka nie może trwać tylko miesiąc. Musi balować z Angie przez pół roku, żeby poczuć że się hajtnął. Mark jest w trasie ze swoim zespołem. Ehh...no to nic. Muszę obudzić chłopaków. W sumie gdyby nie to, że są zmęczeni po trasie to bez zastanowienia zadzwoniłbym do nich w celu spotkania, nie myśląc w ogóle o innych opcjach. Pierwszym numerem jaki znajduje jest numer Hahn'a. No to dzwonię.
- haloo ? - odbiera zaspanym i nie zrozumiałym głosem Joe.
- Hej Joe. Tu Mike. Wiem, że Cię obudziłem ale potrzebuję z wami pogadać.
- Człowieku ja tu śpię, a ty mi o pogaduszkach. Powaliło Cię ? Jest druga w nocy... - z wyrzutem mówi Hahn - Nie możemy pogadać jutro, w studiu ?
- Nie, to zbyt ważne. Tak więc proszę Cię, rusz ten swój tłusty, zaspany tyłek, ubierz się i posprzątaj, bo jak dobrze pójdzie to za godzinę będziemy z chłopakami u Ciebie.
- O jeju, no dobra, dobra. Już wstaję. I nie nazywaj mojego tyłka tłustym, bo to nie ja na trasie w 2001 roku usiadłem na stole i to nie ja go połamałem. A po za tym mój tyłek może i jest tłusty ale za to jaki seksowny - mówi z rozbawieniem w głosie.
- Dobra, dobra, już się nie rozczulaj, bo jeszcze wpadniesz w samouwielbienie. Sprzątaj - odpowiadam mu również z uśmiechem.
Po zakończonej rozmowie, dzwonię do reszty chłopaków, którzy niechętnie wstają, ale kiedy słyszą, że mam z nimi do pogadania - to od razu mówią że będą u Hahn'a jak najszybciej. Ok, tak więc pozostaje mi się ubrać, ogarnąć i jechać do przyjaciela.

                                                     ***

Jakieś pół godziny później staję pod domem przyjaciela swoim czarnym Audi R8 Spyder. W sumie, ten samochód to taka jedna z niewielu moich zachcianek w życiu. Można powiedzieć, że jakkolwiek to nie zabrzmi - zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia i inne samochody się już dla mnie nie liczyły. Trąbie, by Hahn otworzył mi bramę, a ten wyglądając przez okno wciska przycisk. Wjeżdżam i już jestem. Widząc, że chłopaki siedzą na tarasie, obchodzę dom dookoła i wchodzę po schodach na ogromny taras, na którym Joe zawsze urządza imprezy w gronie znajomych itd. Widzę, że wytargał ze swojego barku co najmniej 15 litrową beczkę z Heinekenem - wiecie, tak, żeby się lepiej gadało.
- No, to teraz siadaj Houdini i gadaj co tam znowu wyczarowałeś - mówi trochę zaspanym głosem Brad.
- Leżałem w łóżku i stwierdziłem, że muszę z wami pogadać o czymś ważnym.
- Dawaj - mówi zaciekawionym głosem Rob.
- No więc pomijając to, że znowu pokłóciłem się z Anną, to chciałem was zapytać... Pamiętacie tą Mirandę ? Wiecie, czarne, długie włosy, brązowe oczy, wysoka, szczupła - pytam ze skupieniem.
- Pewnie, że ją pamiętamy. Ona ze wszystkich naszych fanów i fanek najbardziej nam się wryła w pamięć. W końcu nie bez powodu zapamiętałem ją po pierwszym Meet & Greet'cie - mówi Phoenix.
- A o co chodzi, że akurat o nią pytasz ? - dalej brnie Chaz.
- Bo wiecie, to ona wygrała spotkanie z nami, no i nie może dać mi to spokoju. Znaczy... W sumie Ona sama nie może dać mi spokoju.
- Wiemy, że to ona wygrała. W końcu jak nam to mówiłeś to miałeś minę, jakbyś chciał ze szczęścia przebiec całe Stany Zjednoczone - z rozbawieniem wspomina Rob.
- W jakim sensie Ona nie może dać Ci spokoju ? - z zaciekawieniem pyta Brad, a reszta słysząc to robi miny, z których zawsze śmieję się godzinami. Jak to mówię - udają, że myślą. Jednak teraz jestem za bardzo zaabsorbowany żeby śmiać się z ich ryf.
- Hmm...jakby to powiedzieć... Nie mogę przestać o niej myśleć! Cały czas tylko Miranda, Miranda i Miranda. Nie mogę doczekać się spotkania, zachowuję się jak małe dziecko, które czeka na dzień, w którym ma przyjść Święty Mikołaj. Z resztą, co ja wam mówię. Pewnie zauważyliście to już dawno - mówię dalej z powagą - kiedy zobaczyłem ją na Summicie to ucieszyłem się jak jakiś szczeniak. Miałem ochotę wskoczyć na sufit i zatańczyć lambadę. Jezu, co ja pierdolę. Wy to słyszycie. Ewidentnie jebie mi się coś w mózgu. Nawet słownik mi się zmienił. Przecież nigdy nie używałem tak tępych porównań, Jezu. Do tego kiedy tylko na myśl przyjdzie mi samo jej imię - dostaję gęsiej skórki i zaczynam o niej tak intensywnie myśleć, że nic do mnie nie dochodzi - opadam na oparcie siedzenia zmęczony gadaniną, tak szybką, że zastanawiam się czy oni w ogóle coś zrozumieli. Ale po ich minach widzę, że raczej wszystko ogarneli.
- Ostatnio faktycznie byłeś jakiś rozkojarzony, co umówmy się szczerze - na Ciebie jest dziwne - wspomina Phoenix.
- Tak, na mój gust nic Ci się nie jebie w mózgu - mówi Hahn - ty zawsze taki dziwny byłeś tylko się ukrywałeś. Pfff...a mi wypominasz jak przychodzi Remy i gada o krakersach drąc się na was, że macie pracować bo wam skopie tyłki - z oburzeniem mówi Joe.
- Dzięki, bardzo mi pomogłeś - odpowiadam z poirytowaniem.
- kabumsfacyfugihajaaa, to ja pójdę po krakersy - z uporem maniaka przedrzeźnia mnie Joe i faktycznie idzie po coś do kuchni.
- Idź po te krakersy i się zamknij - odpowiada mu Chester strzelając facepalm'a roku - Ty się po prostu zakochałeś. Jakkolwiek to nie brzmi, zakochałeś się jak szczeniak z gimnazjum w dziewczynie z innej klasy, z którą nawet nigdy nie gadał, która idąc po korytarzu kręci dupą jak kierownicą i świeci najjaśniej bo ma mega lanserskie słodkie koleżaneczki, które zamiast mózgu mają - jak dobrze pójdzie - kawałek gówna...
- yyy, to może panu już podziękujemy - mówi Brad z udawanym przerażeniem na twarzy, odciągając od Chaz'a szklankę z piwem.
- Mike, teraz masz dowód na to, że jeśli faktycznie Ci odwala to nie jesteś sam - śmieje się Rob.
- Ale Chaz ma rację! Tak zupełnie serio, to według mnie albo się w niej zakochałeś, albo przynajmniej Ci się tak wydaje - już z pełną powagą mówi Joe, wchodząc z powrotem na taras z kilkoma paczkami krakersów i innymi przekąskami tego typu.
- Nie, to przecież nie możliwe. To musi być coś innego. Przecież nie mogłem się zakochać w dziewczynie, którą widziałem na oczy kilka razy w życiu - mówię niedowierzając.
- Mogłeś, mogłeś, słyszałeś kiedyś o miłości od pierwszego wejrzenia ? Może akurat Tobie się przydarzył taki przypadek ? - odpowiada Chester sięgając po krakersa.
- Nie no, jaja sobie ze mnie robicie. To nie możliwe, nigdy w to nie wierzyłem. Przecież miłość opiera się na poznaniu kogoś i dłuższej znajomości drugiej osoby - nadal niedowierzam.
- Nie zawsze, uwierz. Ja kiedy tylko zobaczyłem Talindę - wtedy na tej imprezie, to od razu wiedziałem że jak do niej nie podejdę i nie zagadam to będę żałował do końca życia.
- Eee tam... Mów co chcesz, w końcu to zobaczysz, bo my wiemy swoje... - z pełną powagą mówi Phoenix, a reszta mu przytakuje.
- No tak. Powiedzmy, że macie rację, a ja jestem głąbem i wam nie wierzę. W takim razie co z Anną, co z dziećmi ? Przecież ich nie zostawię! Owszem i tak już od dawna jest między nami źle, ale mimo tego jeszcze ani razu nie przyszło mi do głowy żeby się rozwieść!
- Ej ej, poczekaj. Jeszcze nawet dokładnie tej dziewczyny nie poznałeś, a już gadasz o rozwodzie ? Ogarnij się człowieku! Nawet nie wiadomo jaki ona ma stosunek do Ciebie - przypomina mi Rob podniesionym, a zarazem opanowanym głosem .
- No tak. Po prostu, jeju, sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Cały czas kłócę się z Anną i raczej nie zapowiada się żeby było lepiej, już prędzej gorzej. Nie chcę się rozwodzić, ale jak tak o tym pomyślę, to nie wiem czy tak nie byłoby lepiej. Głównie dla dzieci, ale też dla nas. W końcu lepiej żeby dzieci wychowywały się z nami obydwoma ale osobno, niż w domu gdzie na okrągło ktoś się kłóci - głośno myślę.
- Mike, rozwód nigdy nie jest dobry, dla nikogo. A już na pewno nie dla dzieci. Ale jeśli macie się z Anną dusić będąc dalej małżeństwem, kłócić, a do tego co najgorsze może nawet zdradzać, to chyba jednak lepiej żebyście się rozwiedli. W końcu coś o tym wiem, a tak mi się przynajmniej wydaje - mówi Chester.
- W sumie - mówi zamyślonym głosem Joe.
- Ehh, sam już nie wiem. Zobaczymy. Na razie niech się dzieje co chce - znów głośno myślę, po czym zagaduję - dobra, szczerze, nie chcę mi się dalej o tym gadać. Może jak już was tu ściągnełem to pogadamy sobie na luzie. Wiecie, taki męski wieczorek - staram się uśmiechnąć.
- No spoko. W sumie, Elisa mnie zabiję jak rano się obudzi, a mnie nie będzie, no ale już ok, napiszę jej sms-a - z wyrzutem mówi Brad.
- Jak chcesz to możesz jechać - odpowiadam.
- Nie. Jesteście moimi przyjaciółmi i najlepszymi kumplami. Nie zostawię żadnego z was bo jesteście dla mnie ważni tak samo jak Elisa i dzieci. Nie zostawię was zwłaszcza jak któryś z was ma problem. Musimy coś obgadać i jak znam El to kiedy powiem jej rano że musieliśmy Ci pomóc to nie będzie zła. A tak w ogóle, Hahn, przytargaj tu jeszcze jedną beczkę piwa, bo coś czuję, że to będzie bardzo długa i bardzo rozmowna noc - pełnym przekonania głosem mówi Brad.
- Ohh...wiesz co ? Rozczuliłem się - mówi Chaz udając płacz - naprawdę, to było takie wzruszające, że aż muszę Cię przytulić. Jeju, nigdy tak mnie nic nie poruszyło, Boże, o mój Boże - dalej udaje Chester i wstając rzuca się na kolana Bradowi, który pękając ze śmiechu głaszcze go po głowie.
- Boże, jakie to gejowskie, chyba pójdę po aparat, Joe będzie miał co oglądać - Joe z głupią miną ćwoka, udaje Remy'iego.
- Ejj dobra skończcie. To naprawdę dziwnie wygląda - mówi Phoenix z udawanym przerażeniem, kiedy Rob wstaje i udając gejowskie ruchy przytula się do chłopaków.
- Widzicie? Tak się powinien zaczynać każdy gejowski pornos - mówi Chester, nadal udając płacz, a zarazem pękając ze śmiechu.
- Chester, czy my mamy coś podejrzewać ? - mówię, nie mogąc opanować śmiechu.
- No, oczywiście. Przecież zawsze, w każdym momencie i w każdej godzinie mam ochotę na faceta. Zwłaszcza na Ciebie - kobiecym, a zarazem śmiesznym głosem odpowiada Chaz.
- Ohh naprawdę. Trzeba było mówić - udaję z tą samą manierą co Chester.
- Boże, jesteście straszni - niby to z odrazą odpowiada Joe/Remy - czuję się oburzony, a tak w ogóle to wychodzę - mówi prześmiewczo.
- Ejj Chaz! To dlatego zawsze macasz nas po jajach? - pyta Phoenix.
- Nie, dlaczego niby z tego powodu. To się dzieje samo. Wiecie, taki wrodzony instynkt. Od dziecka go posiadałem.
- Ejj, dobra kończymy ten numerek, bo tak w sumie to Joe ma sąsiadów, nasze żony będą zazdrosne, a tak w ogóle to mieliśmy gadać - zagaduje Brad.
- Ej, ej, panie najmądrzejszy! Przecież ja kurna nie mam żony! - zauważa Rob.
- Pff...ale masz Jennette - to wystarczy.
- Dobra już dobra - Rob schodzi z chłopaków i wraca na swoje miejsce - co chwilę później robi także Chester.
Właśnie tak zawsze odwala chłopakom, kiedy widzą że któryś ma doła. Co jak co, ale wtedy od razu człowiekowi się humor poprawia.

                                                     ***

Leżę w łóżku i wypłakuję się w poduszkę. Boże, dlaczego ja w ogóle godziłam się na ten pieprzony związek! Dlaczego ktoś, kto kiedyś był dla mnie jak przyjaciel, teraz tak mnie rani ? Wiem, że on robi to z zazdrości, jednak to nie usprawiedliwia jego ostatnich napadów złości. Ostatnio przed LPU Summit próbował mnie nawet uderzyć! Nie wiem co się z nim dzieje... Domi nigdy taki nie był. Rozumiem, że jest zazdrosny, ale zawsze wiedział, że go nie kocham. Mówiłam mu, żeby się nie łudził, ale on z uporem maniaka dalej w to brnął. Bardzo dobrze wiem dlaczego to robi. Mści się na mnie, bo dowiedział się że kocham Mike'a! A teraz, kiedy dowiedział się o moim spotkaniu z Linkin Park, pomyślał, że może naprawdę się coś wydarzy między mną, a Mike'iem i próbuje dopuścić do tego abym na nie nie poszła! Pfff...błagam ! Niemożliwe, żeby Mike zostawił dla kogoś takiego jak ja żonę i dzieci. Może jak dobrze pójdzie - zaprzyjaźnię się z zespołem. Ale żeby miało być coś więcej pomiędzy mną a nim ? Nie, to niemożliwe. Podnoszę się na rękach i wstaję. Idę do łazienki. Patrzę w lustro i widzę swoje zmęczone, zapuchnięte od płaczu oczy. Przemywam twarz zimną wodą. Orzeźwiająca fala zimna przebiega po moich policzkach i daje minimalną ulgę. Wycieram twarz ręcznikiem i wracam do pokoju. Siadam na łóżku i ciężko oddycham. Nie dopuszczę do tego żeby ten palant z zazdrości popsuł mi coś o czym marzyłam od lat ! Nie ma takiej opcji ! Pójdę na to spotkanie i pokaże mu co to znaczy być szczęśliwym ! Niech zobaczy jak rozpiera mnie radość. Przy nim nigdy nie byłam tak naprawdę szczęśliwa... Zawsze pozostawał ten fakt, którego on nie mógł ścierpieć. To, że kocham innego. Nigdy nie odgrywałam się na nim. Zawsze myślałam że jest mądry i nigdy nie postąpi tak, jak robi teraz. Widocznie się pomyliłam. Pierwszy raz w życiu się na nim zemszczę, mimo, że nie jestem mściwa. Z reguły muszę naprawdę kogoś nienawidzić żeby się na nim mścić. Jednak teraz moją irytacje i zdenerwowanie wzmacnia jeden, bardzo dla mnie ważny fakt. Miłość, do Mike'a. Myśląc tak, robię się coraz bardziej senna, aż w końcu zasypiam.

7 komentarzy:

  1. Prawdoppdobnie zaraz spoznie się na autobus, ale jak tylko rano wstalam i zauwazylam, że dodalas nowy, po prostu nie moglam sobie odpuscic natychmiastowego przeczytania go! I powiem Ci, że niezle mnie zaskoczylas, bo nie spodziewalam się po Mike'u takiego zachowania, myslalam, że uczucie jego do Mirandy bedzie stopniowo rozwijalo się dopiero po tym spotkaniu, a tu prosze! Mamy dwojke zakochanych w sobie ludzi, z tym, że jedno z nich mysli, że nie ma zadnych szans na cos wiekszego, a drugie nie wie co ma myslec :) bedzie ciekawie. :D a tak w ogole to zniszczylas mi psychike spotkaniem chlopakow! No po prostu padlam czytajac te wszystkie ich teksty, hahaahah debile :D
    A, no i chcialam podziekowac za polecenie mojego bloga :)
    A teraz już naprawdę uciekam, bo jestem w proszku, a autobus nie poczeka. zycze jeszcze wiecej weny i czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. widać, ze nie tylko ja rano czytam rozdziały hah ja jak sie śmiać zaczęłam to obudziłam rodziców, ale ta akcja z chłopakami była taka... zajebista! do teraz sie śmieję, jak sobie o tym przypomnę ^^ te ich odzywy, jak mówili, że Mike sie zakochał, albo to jak Mike przeżywał cała tą sytuację, ledwo dotarło do niego, że czuje coś do Mirandy, a już myśli o rozwodzie.. no fakt, rozwód nie jest dobry, ale czasami to jedyne rozwiązanie, więc.. jeśli nie układa mu sie z Ann, to czemu mają sie oboje męczyć? bardziej podobał mi się wątek Mike aniżeli Mirandy, ale ogólnie cały rozdział jak dla mnie jest najlepszy z tych, które pojawiły sie dotychczas ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy rozdział. :)
    Też się nie spodziewałam tego, że Mike tak szybko zakocha się w Mirandzie. A jeżeli coś jest nieprzewidywalne to można powiedzieć, że jest dobre. I rozmowa chłopaków faktycznie świetna.
    Tylko jedna uwaga, ale to już bardziej dla mnie ważna. Jak używasz imion świętych, pisz je z dużej litery, trochę szacunku...
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :3!

    OdpowiedzUsuń
  4. czytałam na lekcji, więc musiałam się ogarnąć, ale uśmieszek był ;d rozmowa chłopaków the best! ;d no i również nie spodziewałam się miłości Mike'a do Mirandy. ;> zobaczymy, co będzie dalej, czekam z niecierpliwością ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie opisałam stosunki chłopaków. Zaskoczyła mnie ta miłość Mike'a do Mirandy i te kłopoty z Anną (rozwiniesz jakieś wątki kłótni? xD), myślałam że coś pokombinujesz, ale to dobrze, ciekawe co się z tego rozwinie. Nie mogę się doczekać spotkania z zespołem, a twoje opowiadanie świetnie się czyta, jest lekkie, nie przesycone i do tego ciekawe także czekam na dalszą akcję

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest naprawdę fajne! :) Czekam na kolejną część, jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie. :dd

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ja jej zazdroszczę! Jak cholera! Jestem strasznie ciekawa jak to dalej się potoczy; spotkanie z chłopakami i te wszystkie uczucia Mike'a i co z Anną... Pisz szybko! ;d
    Jeszcze chciałam dodać, że "gejowska" akcja Chester'a, Brad'a i Rob'a powaliła mnie na łopatki, hah ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Devonne.

    OdpowiedzUsuń