poniedziałek, 15 października 2012

Leave Out All The Rest Part 6.


Buuum !!! I o to jest wyczekiwane LOATR Part 6 ;) W sumie nic takiego super konkretnego się nie dzieję w tym rozdziale i mam wrażenie że poprzedniego nie przebije, ale mimo to mi się podoba i mam nadzieję że Wam też się spodoba :) Trochę przesłodziłam to wszystko...aż rzygam tęczą xD Ale myślę że trochę słodyczy nikomu chyba nie zaszkodzi ;p

Korzystając z okazji, co prawda bez wiedzy autorki ale co tam xD polecam Wam blog który pewnie i tak większość zna ;) http://the-body-bends-until-it-breaks.blogspot.com/  :D Naprawdę bardzo fajne opowiadanie ;D Przy okazji chciałabym też poprosić żebyście, jak oczywiście posiadacie, podawały/li w komentarzach swoje loginy na Twitterze, abym mogła Wam odpisywać na komentarze, bo naprawdę chcę to zrobić, a blogger niestety wygrywa ze mną walkę o moje własne komentarze xD No nic...kończę już tą gadaninę i zapraszam do czytania oraz komentowania :) Jak zawsze za Wszystkie komentarze bardzo, bardzo Wam dziękuję ;) Cassandra ;p

Dwa dni później.

Budzi mnie budzik w moim telefonie. Jest godzina 8:30, 29 sierpnia 2012. O mój Boże. To dzisiaj ! O 12:00 mam być pod Warner Brosem. Wyskakuję z łóżka jak oparzona i lecę do łazienki. Biorę krótką, ale za to aromatyczną i napełniającą mnie jeszcze lepszym (mimo, iż myślałam, że lepszego się nie da mieć) nastrojem kąpiel. Wcieram w całe ciało swój ulubiony balsam, po czym suszę włosy, myję zęby i ubieram się tak jak najbardziej lubię: obcisłe, czarne rurki, biała koszulka na naramkach, moja ulubiona ciemno-niebieska, sportowa marynarka i trampki w tym samym kolorze i odcieniu. Do tego duży, kwadratowy zegarek z czarnym, skórzanym paskiem na lewą, i kilka rzemyków na prawą rękę. Na szyję jeden z moich ulubionych nieśmiertelników, kolczyki-kulki w kolorze marynarki i trampek oraz moje ukochane srebrne pierścionki, z którymi nigdy się nie rozstaję: jeden na serdecznym palcu prawej ręki, drugi, szeroki na kciuku również prawej ręki, a trzeci, cienki na środkowym palcu lewej ręki. Delikatny makijaż, rzęsy, trochę czarnego i szarego cienia aby zrobić tzw. smookie eyes, delikatna i bardzo cieniutka kreska eyeliner'em, podkład i bezbarwny błyszczyk. No, no. Nie żebym się chwaliła czy coś, ale nawet niezła ze mnie laska. Cały ubiór dobrze komponuję się z makijażem i biżuterią, a prawie niewidoczny, okrągły kolczyk w nosie nawet dodaje mi uroku. Na koniec spryskuję szyję swoimi ulubionymi, delikatnymi a zarazem bardzo kobiecymi perfumami. Jestem gotowa. Na zegarku jest godzina 10:30. Nie chce mi się iść na pociąg pieszo, a samochodu nikt mi nie pożyczy. Dzwonię po taksówkę. A co mi tam.
- Taksówka będzie po panią za około 40 minut - odpowiada mile dyspozytorka.
Teraz pozostaje mi czekać.

                                                               ***

Dokładnie o 11:50 jestem już pod wytwórnią i czekam z zapartym tchem. Przedtem nie pomyślałam o tym, że będę się denerwować, ale teraz uświadomiłam sobie, że jestem zdenerwowana co najmniej jak przed pierwszą randką. Cała się trzęsę i stojąc w miejscu nerwowo przebieram nogami. Boże, Cosgrove ogarnij się ! Przecież to tylko Linkin Park i tylko Mike. O kurwa ! Nie to nie jest tylko Linkin Park i tylko Mike. To jest aż Linkin Park i aż Mike. Jeju, nie wyrobię ! Normalnie gdybym była tak zdenerwowana - strzeliłabym sobie lufę na odwagę i mimo iż na co dzień nie palę ani nie piję, zapaliła papierosa, albo po prostu zamknęła się w pokoju i włączyła muzykę na maxa, tak, że na pewno droga Pani Barrywhite przyszła by oburzona i z pretensjami że jej drogocenne, ręcznie rzeźbione w Kenii ramy od okien i jakże drogocenny żyrandol z kryształów zaraz odpadną czy coś... Ale to nie jest normalna sytuacja. To jest zajebiście ważna sytuacja, którą, umówmy się szczerze, ma okazję przeżyć rzadko który fan. Jest zaledwie 11:52, a ja czuję się jakbym stała tutaj co najmniej 24 godziny. Nagle na podjazd przed wytwórnią wjeżdża biały, hybrydowy Lexus CT 200h, a z jego wnętrza ukazuje się wołający mnie Rob. W pierwszym momencie nie zwracam uwagi na postać w środku, tylko na samochód. Nie jestem żadną blacharą, ale uwielbiam samochody i motory. To moja trzecia wielka pasja po muzyce i grafice. Dopiero po dokładnym przyjrzeniu się temu cacku kapuję, że osoba, która wysiadła z samochodu to Rob i że aktualnie idzie w moją stronę. Wgapiam się w niego jak w obraz, kiedy podchodzi i machając mi ręką przed oczami pyta czy wszystko ok.
- Tttak... - ledwo wyduszam z siebie, widząc rozbawienie w jego oczach.
- Spokojnie, wiem, że wielu fanów muruję na nasz widok, ale Ciebie chyba nie musi ! Nie denerwuj się, przecież jesteśmy normalnymi facetami - nie zjemy Cię, ani nic z tych rzeczy - uspokaja mnie nadal rozbawiony perkusista.
Rzucam się na niego i przytulam z całej siły, po czym delikatnie zażenowana odpowiadam:
- yyyyymm, no wiem, że nic mi nie zrobicie, ale emocje są silniejsze. A tak w ogóle to przepraszam, ale musiałam to zrobić - teraz to ja nie kryję swojego rozbawienia.
- Ahh ok ok, rozumiem - odpowiada nadal rozbawiony, a zarazem zdziwiony Rob.
- Trochę Cię to zszokowalo, wiem, to widać. Przepraszam, ale ja już taka jestem, a zwłaszcza jak widzę Was, to mam ochotę rzucić się i każdego po kolei ściskać dopóki ręce mi nie odpadną.
- Dobrze, rozumiem, spokojnie, nie musisz się tłumaczyć - odpowiada nie mogąc opanować śmiechu.
W tym momencie oboje zauważamy, że za pięknym Lexusem Rob'a, stoi równie piękny, srebrny, hybrydowy Chevrolet Volt z którego wyłania się Brad.
- Rob popaprańcu ! Wiem że lubisz romansować z Panią w okienku i nie tylko, ale czy mógłbyś kiedyś nie blokować tego zasranego podjazdu, bo naprawdę wjadę Ci w końcu w dupę i nie będę miał żadnych skrupułów ! - niezbyt wyraźnie i z irytacją wykrzykuje Brad, a kiedy tylko zauważa mnie - ogarnia się i miłym tonem krzyczy dość głośno - Cześć Miranda !
- Yhymm, cześć ! - odpowiadam śmiejąc się, kiedy już jesteśmy z Rob'em w miarę blisko gitarzysty, a ten krzycząc do mnie bym się odsunęła, wyjmuje z samochodu pustą butelkę po Coca Coli i rzuca nią w Rob'a.
- Nie romansuję z żadną Panią z okienka, tylko wyszedłem po Mirandę bo nie słyszała jak ją stąd wołałem - z oburzeniem odpowiada Rob, podnosząc ową butelkę i wrzucając ją z powrotem do samochodu Brad'a.
- Tak, tak... Akurat! Jeszcze zwiedziesz biedną Mirandę na złą drogę i co ? Stracimy jedną z najbardziej uporczywych, a zarazem najfajniejszych fanek, a poza tym nie wypieraj się, że nie lubisz romansować z Paniami z okienek, bo ostatnio jak byliśmy na trasie i pojechaliśmy do McDonalds’a, to przez pół godziny, biedaczku, nie mogłeś się oderwać od jakże ciekawej rozmowy z Panią, której miseczka od stanika na pewno nie była mniejsza niż D - odpowiada Brad puszczając mi oczko i uśmiechając się.
- No pewnie, wiesz ? Bym Ci coś powiedział, ale to już nie ważne. Chodź Miranda, wjedziemy do środka, bo przecież Wielki Zły Brad zaraz nam tutaj wybuchnie! a poza tym zaraz ochroniarze nas ochrzanią za blokowanie przejazdu - zapraszającym gestem Rob otwiera drzwi od samochodu.
- Tylko uważaj na niego Miranda i nie ufaj mu ! - ostrzega mnie Brad, kiedy Rob uśmiechając się sarkastycznie pokazuje mu, że ma nierówno pod sufitem.
- Dobrze, dobrze - odpowiadam pękając ze śmiechu i patrząc się ze zdezorientowaniem na Rob'a.
- No wsiadaj, nie bój się - mówi Rob.
- Ymm, no ok.
Wsiadam, a kiedy Rob zamyka drzwi i sam wsiada aby wjechać, po raz kolejny w życiu myślę nad swoim szczęściem i nad tym, że wiele osób widząc mnie z Linkinami i w samochodzie któregoś z nich pewnie rozszarpałoby mnie na strzępy. Przy okazji zauważam, że z tyłu podjechała również biała i również hybrydowa (cóż za dziwny zbieg okoliczności xD) Honda Insight II z której wyłania się Chester mówiąc coś do chłopaków.
- Już, już - odpowiada Rob przez otwarte okno, odpala silnik i wjeżdża za bramę, machając przyjacielsko ochroniarzowi, który najwyraźniej zna już dobrze chłopaków, bo również im odmachuje.
Jadąc tak przez ulice ogromnego parkingu, podziwiam piękno samochodu Rob'a. Ma coś w sobie. Niby nie jest jakimś super wypasionym samochodem, ale jednak jest naprawdę przepiękny. Z resztą, każdy samochód ma w sobie coś pięknego. Przynajmniej ja tak uważam i mimo mojego wielkiego sentymentu do marki Audi, nadal zachwycam się innymi samochodami, jak małe dziecko nowymi zabawkami. Będąc pełną podziwu dla Lexusa, nawet nie zauważam kiedy Rob parkuje i wysiada. Najwyraźniej chciał mi otworzyć drzwi, jednak wyprzedzam go i szybko sama wysiadam z samochodu. Nie żebym nie lubiła jak facet otwiera mi drzwi, jednak w tej chwili nie chciałam się zdawać jedynie na faceta, żeby przypadkiem nie wyjść na samolubną. Poza tym, przecież ten facet to jeden z moich idoli, więc jak mogłabym mu pozwolić się tak wysilać ? Dobra, przesadzam, wiem. Zaraz po wyjściu, przechodzę na tył samochodu i wraz z perkusistą czekam aż Brad i Chester zaparkują obok.
- I jak ? Nie molestował Cię ? - pyta sarkastycznie Brad, wysiadając z samochodu.
- Ej ! Przecież ja jestem Chester Molester ! - krzyczy Chester zamykając swoją Hondę - a tak w ogóle to cześć Miranda - mile wita się ze mną uściskiem ręki.
- Zamknijcie się oboje i chodźcie, bo reszta już pewnie na nas czeka - popędza ich Rob.
- Tak, tak, zwłaszcza Shinoda - odpowiada Brad, a Rob i Chester posyłają mu znaczące spojrzenie.
- No co, zażartować nie można ?!
Nie wiem o co chodzi, jednak teraz nawet gdybym wiedziała nie obchodzi mnie to. Liczy się tylko i wyłącznie spotkanie z zespołem który kocham i z człowiekiem którego kocham.
Wraz z chłopakami wchodzę przez rozsuwane drzwi wytwórni Warner Bros Records. W recepcji wita nas miła, czarnowłosa i dość wysoka kobieta w wieku około 30 lat, która podaje mi wejściówkę dla gości.
Dalej idziemy do windy, w której Chester wciska przycisk oznaczony numerem 54. Po nie zbyt długiej (biorąc pod uwagę ilość pięter) jeździe windą - drzwi otwierają się, a przed nami ukazuje się niezbyt długi korytarz, na którego pierwszej ścianie widnieje wielki napis Linkin Park. Chester, Rob i Brad prowadzą mnie aż do jego końca, a po drodze przelotnie pokazują mi wiszące na ścianach zdjęcia i nagrody w tym np. platynową Hybrid Theory. W końcu dochodzimy do dźwiękoszczelnych, szklanych drzwi, na których widnieje napis Studio 1. Wchodząc do środka od razu zauważam wspaniały sprzęt i wielki stół wokół którego stoją dwie czarne, skórzane kanapy. Całe studio ma ciepły wystrój, ciemne panele i brzoskwiniowe ściany, które dobrze komponują się z resztą. Znam ten wystrój aż za dobrze. W końcu widziałam go nie raz w wielu odcinkach LPTV. Przez otwarte szklane drzwi, które prowadzą do drugiej części studia słychać rozmowę. Po głosach poznaję że to Joe, Mike i Phoenix. Idę za Chesterem, który wchodząc przez drzwi, z uśmiechem na ustach mówi:
- No chłopaki, patrzcie kogo tutaj przyprowadziliśmy.
Czuję że cała się trzęsę, a emocje biorą górę. Szybko powstrzymuję napierające z wielką siłą łzy i dość mocno skrępowana, czuję że Rob delikatnie popycha mnie w stronę chłopaków. Pierwszy wstaje Mike, który wita się ze mną miłym i ciepłym uściskiem dłoni, który sprawia że cała drżę. Na szczęście powstrzymuję swoje odruchy i uśmiecham się najpiękniej jak tylko potrafię, zauważając w jego oczach pewien błysk. Widząc go stwierdzam jednogłośnie, że Mike'a coś musiało bardzo ucieszyć. Tylko co ? Biorąc pod uwagę, że ten sam błysk towarzyszył mu podczas Summitu, stwierdzam, że to pewnie radość ze spotkania z fanką. Joe i Dave witają mnie równie miło, po czym zapraszają abym usiadła.
- Ymm, przepraszam, ale na początek mam do Was takie jedno, bardzo ważne, a zarazem chyba dziwne pytanie.
- Ok, nie ma sprawy pytaj nas o co tylko chcesz - zachęcająco odpowiada Joe.
- Ok. No więc... Czy mogę Was wszystkich przytulić ? - pytam dość mocno zażenowana, swoją własną prośbą.
- A dlaczego miałabyś nie móc ? Jeśli ktoś z naszych fanów chce nas przytulić, to zawsze ma do tego prawo - mówi Chester po czym podchodzi i mnie przytula. Czuję serce kołatające mi w piersi, jakby chciało z niej wyskoczyć. I tak po kolei przytula mnie Chester, Rob, Brad, Dave, Mike i Joe. Wszystko byłoby ok, gdyby nie targające mną dreszcze i gęsia skórka, które nasiliły się podczas uścisku z Mike'iem.
- Boże, dziękuję Wam. Jakkolwiek to nie zabrzmi zawsze tego pragnęłam. Jeju, jesteście najlepsi, naprawdę - mówię trzęsącym się głosem, ledwo hamując wzruszenie.
- Heh, miło nam. W pewnym sensie Cię rozumiemy, przecież my też jesteśmy fanami rożnych zespołów i muzyków i też tak, bądź podobnie reagowaliśmy podczas spotkań z nimi - z pokrzepiającym uśmiechem mówi David.
Delikatnie się uśmiecham, po czym siadam na kanapie i dalej rozmawiam z chłopakami. Momentami nie mogę się oprzeć pokusie ciągłego patrzenia na Mike'a, który kilka razy chyba to zauważa, ponieważ za każdym razem kiedy spotyka moje spojrzenie uśmiecha się do mnie. Dopiero teraz naprawdę uświadamiam sobie jak bardzo go kocham. Nawet na koncertach, Meet & Greet'ach, czy w snach, to wrażenie nie było aż tak mocne. Dopiero gdy siedzę tutaj, w studiu nagraniowym Linkin Park wraz z całym zespołem, naprawdę czuję że moje serce ściska sznur, dający mi znać jak wiele ten człowiek znaczy dla mnie i jak bardzo go kocham. Po długiej rozmowie o muzyce, instrumentach, różnych zespołach, tekstach, teledyskach, filmach, grafice, zainteresowaniach i wielu innych rzeczach, przychodzi czas na to aby chłopaki pokazali mi jak tworzą muzykę, teksty i wszystko inne. Po przesłuchaniu wszystkich dem, obejrzeniu wstępnych wersji tekstów i linii melodycznych poprawianych sto razy to przez Mike'a, to przez Chester'a, a to przez jeszcze innego członka zespołu, Rob proponuje abyśmy udali się do jakiejś restauracji, w końcu, jak On to ujmuje "I tak wytwórnia nam zarezerwowała stolik". Nikt nie ma nic przeciwko, tak więc, wszyscy się zbieramy i wychodzimy z wytwórni. Kiedy już stajemy przy miejscach parkingowych chłopaków Brad pyta:
- Hmm, jedziemy swoimi samochodami ?
- Nie wiem, moglibyśmy jechać busem, tyle że nie ma Matt'a, a przecież to on ma kluczyki - odpowiada Dave.
- No dobra, to jedziemy swoimi...teoretycznie Ty masz największy samochód, także chyba wbijamy się do Ciebie - mówi Brad do Dave’a.
- Ok - odpowiada Phoenix, po czym podchodzi do swojego granatowego Mitsubishi Outlander Sport i otwierając go zaprasza nas do środka.
- Jednym się nie zabierzemy, więc jak coś to wy się wpakujcie w piątkę do Phoenix'a, a ja z Mirandą pojadę swoim - nagle wypalił Mike.
- Yymmhymm, że coo ? - wypaplałam nagle.
- Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko, to pojedziesz ze mną moim Audi - odpowiada Mike trochę zmieszany.
- Nie, nie, oczywiście że nie mam nic przeciwko, tylko po prostu się zamyśliłam - odpowiadam jak najmilej i jak najszybciej żeby tylko Mike się nie domyślił.
- No dobra - mówi Brad, puszczając do mnie i Mike’a zalotne oczko.
Czy On się do cholery kapnął, że ja coś czuję do Mike'a ?! Nie no, raczej tak tego po mnie nie widać. Dobra, nieważne.
- Ok, no to zapraszam do samochodu, bo jak tak tutaj będziemy stali, to nigdy nie dojedziemy do tej restauracji - sarkastycznie mówi Mike i uśmiecha się do mnie. Ciarki chodzą mi po plecach, ale dzielnie staram się z nimi walczyć. Cholera ! Jechałam w samochodzie Rob'a Bourdona, teraz będę jechała w samochodzie Shinody...do tego spotkanie i rozmowa z Linkin Park. Boże, czy może mnie spotkać większe szczęście ?
Mike otwiera przede mną drzwi od swojego czarnego Audi R8 Spyder. W pierwszym momencie kiedy wsiadam do tego cacka, które zawsze podziwiałam, i w którym byłam zakochana od pierwszego wejrzenia, podziwiam jego tapicerkę i piękno samo w sobie, jednak kiedy Mike siada obok mnie, robi mi się gorąco i cała drżę. Cosgrove ! Mówi do Ciebie Twój własny mózg ! Możesz się kurna opanować ?! Nerwowo myśląc nad tym jak się uspokoić, wpadam na genialny pomysł i szczypię się sprawdzając, czy to nie jest przypadkiem piękny sen. Jednak okazuje się, że na szczęście jest to rzeczywistość, a ja siedzę wraz z moją miłością - Michaelem Kenji Shinodą, w samochodzie i jadę wraz z nim i resztą Linkin Park do restauracji w centrum Los Angeles.
- Ymm, no i jak ? Podoba Ci się spotkanie z nami, czy jak zawsze okazaliśmy się tępymi popaprańcami z dziwnego zespołu ? - zagaduje Mike, śmiejąc się z własnych słów.
- Oczywiście, że mi się podoba, jak mogłoby mi się nie podobać spotkanie z Wami ?! Z Linkin Park ?! No jak ? - odpowiadam również z uśmiechem.
- No nie wiem, nie wiem. Pewnie coś tam by Ci się mogło nie podobać - brnie Mike.
- Pfff...no pewnie, wszystko - udaję oburzenie - jesteście straszni - mówię sarkastycznie.
- No widzisz, mówiłem, że jesteśmy straszni i wcale nie gryziemy, tylko połykamy w całości - odpowiada Mike, nadal się śmieje - A tak serio, jest szansa na kolejne spotkanie ?
W pierwszym momencie mnie zatkało. Mike Shinoda zaproponował mi kolejne spotkanie. Przecież to ja powinnam się ich prosić o kolejne spotkanie, a nie On mnie ! Właśnie, to On prosi mnie o spotkanie czy zespół ?
- Czekaj, czekaj... Że niby wy, jako zespół chcecie się ze mną spotkać jeszcze raz ?! - pytam z nieukrywanym zdziwieniem - ale dlaczego ?
- Bo jesteś ciekawą osobą, do tego naszą fanką, jesteś kreatywna, pomysłowa i w ogóle. Stwierdziliśmy z chłopakami, że szkoda by było tracić kontakt z tak świetną i pełną energii osobą jak ty - uśmiecha się do mnie i chyba widzi, że mnie zamurowało, bo zaczyna się coraz bardziej śmiać.
W tym momencie miałam nieodpartą ochotę rzucić się na niego, jednak opanowałam się, bo wiedziałam, że mogłabym spowodować wypadek czy jakąś kolizję. W zamian za to zaczęłam śmiać się z radości jak jakiś popapraniec i nie mogłam się opanować. Mike spoglądał na mnie i w pewnym momencie też nie wytrzymał i wybuchł śmiechem. Razem śmialiśmy się przez dobre 5 minut, jednak w końcu się ogarnęliśmy, bo ludzie w samochodach obok co najmniej dziwnie się na nas patrzyli, zważając na to, że większość z nich poznała Shinodę, co było widać po ich spojrzeniach.
- To co ? Zgadzasz się ? - z uśmiechem pyta Mike.
- Pewnie ! Jak mogłabym się nie zgodzić, na kolejne spotkania z zespołem który kocham ?
- Wiesz że od razu wiedziałem że się zgodzisz ?
- No akurat tutaj Ameryki nie odkryłeś, bo to było zbyt logiczne - odpowiadam z uśmiechem mojemu ukochanemu.
Właśnie ukochany...Akurat kiedy myślę o tych słowach, w mojej torebce odzywa się telefon. Głośne * "I've become so numb, I can't feel you there, become so tired, so much more aware..." wypełnia cały samochód. Mike uśmiecha się do mnie kiedy nerwowo szukam telefonu. Znajdując go, odczytuję, że dzwoni do mnie nikt inny jak Dominik. Mam go gdzieś, nie popsuje mi tej pięknej chwili ! Rozłączam się, wyciszam telefon i chowam go z powrotem.
- Mogłaś odebrać - mówi Mike z lekkim uśmiechem.
- Nie, nie chce mi się akurat z nim gadać.
- Ahh, rozumiem, pewnie ktoś nie pożądany ze stylu były chłopak - delikatnie podpytuje się Mike.
- Hmm...tak dokładnie. Były chłopak, myślący, że wszystkie, nawet najgorsze błędy można naprawić jednym telefonem, a potem znów je popełnić – odpowiadam, mimo, iż jeszcze nie zerwałam z Dominikiem, ale uświadamiam sobie właśnie, że w tej chwili powinnam to zrobić.
- Ehh, to jest najgorsze, kiedy ktoś popełni błędy i nie dość, że nie umie godnie za nie przeprosić i nie żałuje, to jeszcze nie dba o to ile razy je popełni...
- Dokładnie - przytakuję.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale szczerze Ci powiem, że nienawidzę takich ludzi. Myślą, że są pępkami świata, i że wolno im wszystko. Nie umieją przeprosić, nie umieją rozmawiać, nie umieją nawet okazać skruchy czy żalu.
- Tak, ja też tego nie lubię. Wiesz ? Albo mi się wydaje, albo byłby z Ciebie dobry psycholog - mówię z uśmiechem.
- Mówisz ? Może tak. Wiesz nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale wiele osób mi to już powiedziało - również z uśmiechem odpowiada Mike.
I tak dalej rozmawialiśmy przez całą drogę do restauracji. Nawet nie wiem kiedy minęło 30 minut jazdy. W owej restauracji zjedliśmy obiad, pogadaliśmy, znów zamęczyłam ich pytaniami, jednak teraz już wszyscy oznajmili mi że naprawdę nie chcą tracić ze mną, nie tylko jako fanką, ale również jako osobą, kontaktu, bo twierdzą, że jestem kreatywna, pomysłowa, pozytywnie zakręcona i w ogóle. Na koniec spotkania, pożegnałam się z chłopakami przed restauracją, przed którą zebrała się dość pokaźna grupka ludzi, pragnących autografu i zdjęcia. Mike kazał mi zaczekać i powiedział, że odwiezie mnie do domu.
- Mike, nie chcę się narzucać, a poza tym pewnie czeka na Ciebie Twoja żona - oczywiście chciałam aby mnie odwiózł, ale nie chciałam się narzucać i pokazać, że jestem samodzielna i lubię to.
- Anna zrozumie jak jej powiem, że musiałem odwieść kogoś ważnego dla zespołu do domu - odpowiedział, puszczając do mnie oczko - masz poczekać, ok ?
- Ok, ok - a jednak się ugięłam.
Po skończonym rozdawaniu autografów, podczas którego i ja zostałam kilka razy zaczepiona i powiedziano mi nawet że jestem wielką szczęściarą, że znam ich osobiście i w ogóle... Jeszcze raz pożegnałam się z chłopakami, jeszcze raz ich przytulając, po czym zmuszona przez Mike'a wsiadłam jeszcze raz do jego pięknego samochodu. Kiedy w nim siedziałam, zauważyłam, że Mike zamienił jeszcze kilka słów z chłopakami, a Ci przytakiwali na jego słowa i potem śmiejąc się wsiedli do samochodu Dave'a. O czym Oni mogli rozmawiać ? Hmm... No tak, w sumie to nie moja sprawa. Dobra, nieważne. Mike wstukał w swój GPS mój dokładny adres, po czym odwiózł mnie pod samą bramę. Cóż za niespodzianka, znów nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście, kiedy Mike na pożegnanie dał mi swój numer i numer do ich studia w Warnerze, po czym uściskał mnie i pojechał. Przez chwilę stałam jeszcze na chodniku, drżąc ze szczęścia i podniecenia. Miałam ochotę skakać i wykrzyczeć całemu światu, jaka jestem szczęśliwa. Z trudem się opanowałam, po czym weszłam za bramę jak zawsze miło witając Pana Volter'a. Idąc do swojego wieżowca oraz mieszkania, myślałam nad tym pięknym dniem. Tak, to był zdecydowanie najlepszy dzień w moim życiu, i nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że będzie jeszcze takich wiele. Wyjęłam klucze od mieszkania i weszłam jak najciszej mogłam. W końcu było już około godziny 21:30, a moi drodzy współlokatorzy mogli już spać zmęczeni trudami dnia. Chyba się pomyliłam z tym spaniem, bo zaraz po wejściu Anna, Victoria i Gabriel naskoczyli na mnie z toną pytań, o to jak było, co się działo i wgl. Ahh...coś czuję że to będzie długa, nieprzespana, ale za to przegadana noc. A co mi tam, i tak pod napływem emocji pewnie bym nie usnęła.

                                                                 ***

Jadąc ulicami Los Angeles rozmyślam nad dzisiejszym dniem i cieszę się jak jakiś szczeniak. Hmm... Coraz bardziej zaczynam wierzyć w teorię chłopaków na temat mojego zakochania. Chyba naprawdę ją kocham. To dziwne, ale jednak wiele wskazuje na prawdziwość tego stwierdzenia. Cały czas o niej myślę i nie mogę się oderwać nawet na sekundę. Mam mentlik w głowie. Kłótnie z Anną, dzieci, Miranda i to wszystko. Jednak mimo tego, na pewno mogę stwierdzić, że dzisiejszy dzień był jednym z najbardziej udanych w moim życiu. Teraz pozostaje tylko pytanie. Czy jest możliwe aby Miranda czuła to samo co ja ? Nie wiem, ale muszę się prędzej czy później tego dowiedzieć, inaczej nie wytrzymam, naprawdę. W tym momencie słyszę sygnał dochodzący z mojego iPhone'a, Anna dzwoni. Zapewne szykuje się kolejna kłótnia. Nie mam już na to siły... Chcę tylko utulić dzieci i położyć się spać nie przestając myśleć o Niej. Mimo to muszę odebrać. Rozmawiam chwilę z Anną, jednak już po minucie żałuję, że w ogóle odebrałem ten telefon. Moje obawy się spełniły.


* fragment piosenki Numb, Linkin Park.