czwartek, 8 sierpnia 2013

Leave Out All The Rest Part 16.

Abrakadabra no i w końcu wracam z nowiutkim rozdziałem! Przerwę oficjalnie uważam za zakończoną! Cieszycie się? Nie chce się przechwalać czy coś w tym stylu, ale wiele osób pytało mi się kiedy wracam z kontynuacją LOATR, a ja na prawdę nie miałam zielonego pojęcia co im odpowiadać bo nie wiedziałam. Mój plan przewidywał powrót na początku lipca, aczkolwiek pokićkało się trochę i wracam dopiero teraz. Z góry przepraszam za długi czas oczekiwania i bardzo, bardzo dziękuje za wiele pięknych, pokrzepiających słów na Twitterze, Fb i w komentarzach. Wiem że miał być powitalny one shot, grafika i w ogóle, ale powiem wam zupełnie szczerze że od początku wakacji nie miałam siły ani czasu się za to zabrać. Poza tym....wydaje mi się że mój blog nie wygląda jeszcze aż tak źle i że wytrzymacie jeszcze trochę czasu z prostym szablonem i równie prostą playlistą w tle. Co do one shot'ów to jak tylko będę miała wenę i tak prędzej czy później będą się one tu pojawiać ;) Chyba wszystko co miałam napisać, napisałam...tak więc zapraszam do czytania, komentowania i mam nadzieję że was nie rozczarowałam czymkolwiek. Pozdrawiam, Cassandra ;p

P.S. Prawie zapomniałam zaznaczyć że według mojego opowiadania zespół My Chemical Romance nadal istnieje. Pisze żeby co po niektórzy się potem nie czepiali. Uwierzcie mi że w rzeczywistości stworzonej w LOATR, Gerard i spółka mają się świetnie i koncertują pełną parą ;)


"Ok, musimy cofnąć się w czasy,
kiedy muzyka nas jednoczyła..."

"Wielka okazja dla fanów muzyki na prawdziwym, światowym poziomie! Wczoraj na swojej oficjalnej stronie zespół Linkin Park zamieścił informacje o kolejnej edycji Project Revolution. Trasa organizowana przez zespół od 2002 roku zawsze miała w zwyczaju gromadzić wielkie gwiazdy na wspólnych koncertach, jednak w tym roku Linkini chyba poczuli że przyszedł czas na zorganizowanie trasy o jakiej nikomu się nawet nie śniło i to nie tak jak zawsze w USA, a uwaga! W Europie! Zdziwieni? Poczekajcie na gwiazdy które wystąpią, to dopiero gratka! Jak wynika z oświadczenia zespołu na Project Revolution 2014 oprócz nich samych wystąpią: 30 Seconds To Mars, My Chemical Romance, Korn, Green Day, Rise Against, Billy Talent, Papa Roach, Maroon 5, Slash, Chris Cornell, Fall Out Boy, Flyleaf, Eminem, Jay-Z, Kanye West, Avicii i David Guetta. Nie zabraknie też doborowego towarzystwa dam takich jak Beyonce, Rihanna oraz dwie debiutantki na rynku muzycznym - aktorka, a prywatnie dziewczyna perkusisty LP, Rob'a Bourdon'a - Jennette McCurdy oraz znana w ostatnim czasie ze związku z Mike'iem Shinodą - Miranda Cosgrove wraz ze swoim koncertowym zespołem The Enemy's Gate. Płyty obu Pań ukażą się na początku maja. Project rozpoczną trzy koncerty w Londynie, 4 czerwca na Stadionie Wembley oraz 5 i 6 czerwca w O2 Arenie. Trasa potrwa aż do końca sierpnia. Na razie możemy podziwiać debiutanckie single Jennette - Not That Far Away, który jak na razie obył się bez większego echa oraz Only Girl (In The World) - Mirandy, który w przeciwieństwie do singla koleżanki już tydzień po premierze został hitem internetu i stacji radiowych nie tylko w USA. Wracając do tematu, line up trasy na prawdę jest wręcz wstrząsający, a cała Europa musi być w niebie słysząc tak wspaniałe informacje! Pozostaje tylko czekać na daty następnych koncertów."


- Ej! Nie macie minimalnego wrażenia, że trochę przegięliśmy z liczbą gwiazd? - pyta Joe zdezorientowany.
- Nie, nie sądzę że przegięliśmy. Daliśmy takiego czadu że wszyscy oślepli kiedy to zobaczyli, a w końcu o to chodzi - tłumaczy Mike - w końcu trzeba należycie wypromować Mirandę i Jennette - uśmiecha się.
- Dobra, czy ja coś mówię? Ja nic nie mówię, ja na serio się nie odzywam... - uśmiecha się Joe, patrząc z powrotem w plik kartek leżących na stole. Słysząc mój telefon aż podskakuje z wrażenia. Moja przepowiednia się sprawdza i dzwoni do mnie Viki. Wiedząc, że rozmowa z nią po takim strzale jak moja wspólna trasa z Green Day, może grozić ogłuchnięciem, wchodzę do pokoju obok studia i próbuję mimowolnie uspokoić przyjaciółkę.
- Dziewczyno, jak ty możesz być tak spokojna! Jezu! Masz trasę z Green Day'em i jesteś tak zajebiście spokojna! Oprócz Green Day'a masz trasę z Korn'em i Marsami i w ogóle i ty śmiesz być tak spokojna?! - krzyczy w słuchawkę.
- Victoria uwierz mi, że wrażenie spokoju jakim emanuje to tylko przykrywka. W środku mam ochotę wybuchnąć ze szczęścia tak samo jak i ty! - odkrzykuję dokładnie tak głośno jak Ona, czując dokładnie taką samą radość jak Ona (chociaż nie wiem czy da się tak samo).
- No ale, ty brzmisz jakbyś się w ogóle nie cieszyła, no! Kobieto musimy się dzisiaj spotkać, bo jak nie to po prostu wybuchnę!
- Oczywiście że się spotkamy, tylko błagam Cię przestań krzyczeć do tej słuchawki bo ogłuchnę i nie będę mogła zagrać ani jednego koncertu co jest równoznaczne z tym że nie pojadę w trasę z Green Day'em!
- Boże! No tak, nie pomyślałam, przepraszam będę już cicho - wiedziałam że na Viki to podziała. Mike wchodząc do pokoju widzi triumf na mojej twarzy i sam zaczyna się śmiać.
- Ok, słuchaj, ja muszę kończyć bo jestem tak w sumie w pracy, ale jak tylko skończę to zgarniam Ann, Gabiego, Connor'a oraz Twoje wyrodne rodzeństwo i wbijamy do Ciebie i Mike'a, żebyście nam wszystko opowiedzieli.
- Dobrze, pewnie, wbijajcie kiedy chcecie - odpowiadam śmiejąc się z roztrzepania przyjaciółki.
- No co się śmiejesz, no?! Musiałam zadzwonić bo nie mogłam wytrzymać - tłumaczy się Viki.
- Ok, dobrze, rozumiem Cię Victoria, ale sama wiesz jak Twoje napady radości na mnie działają - odpowiadam jeszcze bardziej się śmiejąc, a kiedy widzę Mike'a opierającego się o ścianę z najwymowniejszą miną świata, wybucham śmiechem dwa razy tak.
- Tak i kto tu ma napady radości? - pyta przyjaciółka przez śmiech.
- Nikt, nikt, już dobrze no - odpowiadam opanowując się.
- Ej, serio wracam do tej pracy! Pa, trzymaj się, pozdrów Wszystkich i widzimy się wieczorem.
- Ok, dzięki, do zobaczenia - mówię na pożegnanie i chwilę później opadam na miękką kanapę.
- Cholera, uwielbiam te jej wybuchy - mówię ogarniając siebie i swoje załzawione od śmiechu oczy.

***

- Co o tym myślisz? - pyta kobieta podając mi gazetę.
- Zachciało im się plejady gwiazd! Prościej byłoby gdyby siedzieli na dupsku w LA. Przynajmniej moglibyśmy się mścić w okolicy którą znamy, a nie w Europie - odpowiadam wkurzony.
- Jeju, przestań no! Muszą promować płytę i w ogóle...
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć że cieszysz się z faktu zrobienia przez Mirande kariery, co?
- Eee tam kariery, na razie wydała jeden singiel, zobaczymy co będzie jak wyda album - Anna unika odpowiedzi.
- Wiesz, nie chce nic mówić ale jak na razie to nie wydaje mi się, że nie zrobi kariery będąc pod opieką takich grubych ryb - odpowiadam z zastanowieniem - poza tym, Jej singiel w ciągu tygodnia już był hitem, a teledysk miał od cholery wyświetleń na YouTube. Nie znam się na tym za bardzo, ale z tego co wiem to liczba wyświetleń na YouTube ma zajebiście ważne znaczenie.
- No niby tak...
- Dobra, dobra już nie udawaj. Wkurza Cię to, że wydaje płytę której producentami są z resztą Rubin, Jay-Z i Twój wspaniały były - patrzę się na nią wymownie, a Ona odpowiada mi prostym, wszystko mówiącym spojrzeniem.
- Skończ!
- Dobrze, mniejsza z tym. Ważne jest to co robimy. Trzeba skminić w jakich hotelach będą na trasie i gdzie będą mieli wszystkie koncerty.
- Spokojnie, o to się nie martw. Spotkam się dwa, trzy razy z Beyonce i wszystko mi wygada.
- Ok. Dobrze, że chociaż tym nie musimy się przejmować. Serio z tych wszystkich lasek są takie gaduły? - pytam, a widząc wymowne spojrzenie Anny dokańczam - no co? Pytam z ciekawości.
- Z nich nie są gaduły mój drogi. Jak im coś powiesz to potrafią trzymać język za zębami, czasami nawet za bardzo strzegą tajemnic, ale jak przychodzi do spotkań w towarzystwie to obowiązuje zasada lojalności, czyli wszystkie wszystko wiedzą.
- A no tak, zapomniałem, że ty też należysz do wielkiej świty byłych, obecnych i przyszłych kobiet Linkinów.
- Hahaha, ale jesteś zabawny - odpowiada sarkastycznie w ogóle się nie śmiejąc.
- Jeju, żartuje no. Co ty taka naburmuszona? Wszystko będzie dobrze, zobaczysz jeszcze dostaniesz tego swojego Mike'a na własność, tak samo jak ja Mirande - mówię, obejmując ją ramieniem.
- Mam nadzieje, bo szczerze to Ci powiem, że jak ten plan nie wypali, a Mike się o wszystkim dowie to znienawidzi mnie tak że już nic nie pomoże.
- Wiem, przecież wiem. Tylko czekaj...jedna rzecz, ty chcesz Go dostać z powrotem po dobroci czy musem? Bo raz mówisz tak, a raz tak..
- Wiesz dobrze że Miranda do Ciebie raczej po dobroci nie wróci, a jak Ona będzie z Tobą z musu to mi też pozostaje tylko uwiązać Mike'a sposobem i potem stopniowo Go rozkochać, bo będzie o Nią walczył.
- No niby masz racje, ale wiesz, w życiu różnie bywa, może jeszcze Miranda oleje tego Twojego i mnie pokocha.
- Pff...proszę Cie, nie bądź śmieszny - Anna patrzy na mnie z wyraźną kpiną - przecież Ona Cię znienawidziła, poza tym nigdy Cię nie kochała, nawet jak byłeś taki do rany przyłóż, to jak niby teraz miałaby Cię pokochać?
- Uwierz mi Anno, są przeróżne sposoby na zdobycie miłości, jak nie po dobroci, to innymi środkami i wierz mi, że nie mam na myśli siły.
- Dobrze, wierzę Ci - odpowiada, podając mi szklankę whiskey. - Tak w ogóle...nie że coś ale czy ty masz zamiar jeździć z zemstą za nimi, po całej Europie? - pyta po chwili zamyślenia.
- W sumie...pff, nie chce nic mówić ale to głupie. Lepiej poczekać aż wrócą z trasy.
- No właśnie. Poza tym pamiętaj mój drogi, że nic nie jest wieczne. Zawsze pozostaje możliwość rozstania Mirandy i Mike'a bez naszej wspaniałej ingerencji, a uwierz mi że tak byłoby najprościej.
- Pfff...mów za siebie. Dla mnie w ogóle nie jest prosto - mówię ze złością.
- No tak, Miranda i tak Cię nienawidzi obojętnie co się stanie.
- Nie pomagasz mi - odpowiadam z lamentem.
- Oj dobrze już daj spokój. Będzie dobrze, musi być - kobieta uspokaja mnie, jednocześnie spoglądając w szklankę.

***

"Znamy już wszystkie miejsca w których zagra Project Revolution, czyli najgorętsza w tym roku trasa w Europie, organizowana przez Linkin Park. Jak pisaliśmy wcześniej trasę rozpoczną trzy koncerty w Londynie, 4 czerwca na Stadionie Wembley oraz 5 i 6 w O2 Arenie. Dziś na oficjalnej stronie nie tylko LP, ale wszystkich gwiazd biorących udział w projekcie pojawiła się informacja na temat państw i miast które odwiedzą, I tak na liście znalazły się kolejno: Anglia, Irlandia Północna, Irlandia, Norwegia, Szwecja, Dania, Finlandia, Islandia, Rosja, Holandia, Niemcy, Belgia, Hiszpania, Włochy, Portugalia, Francja, Polska, Rumunia, Grecja, Czechy, Słowacja, Białoruś, Austria, Węgry oraz Litwa. Niestety z powodów czysto politycznych, koncerty przewidziane na Ukrainie nie odbędą się. Należy również zaznaczyć że we wszystkich krajach, Project zagra nie raz, a dwa lub nawet więcej razy. Czy to nie brzmi niesamowicie? Do tego trasa nie potrwa do końca sierpnia, tak jak zapowiadano wcześniej, a aż do końca września, ponieważ jak powiedzieli Mike Shinoda i Chester Bennington "Chcemy aby każdy członek Projectu grał co najmniej raz w każdym odwiedzonym mieście, co przy ponad dwudziestu członkach trasy, nie byłoby możliwe do realizacji w dwa miesiące i z mniejszą ilością dni festiwalowych". Europa na prawdę ma powód do niesamowitej radości! Nie dość że została obdarowana tak wielką ilością koncertów tak wspaniałych gwiazd, to jeszcze w tak długim (jak na trwający przeciętnie dwa miesiące Project Revolution) okresie czasu i w ogromnej, wręcz miażdżącej częstotliwości. Pozostaje nam tylko czekać na początek tego wspaniałego wydarzenia, bilety są już w sprzedaży, a co za tym idzie do zobaczenia 4 czerwca na Stadionie Wembley ."


Maj 2013.

Jestem tak bardzo podekscytowana! To dziś, dziś jest ten dzień, dzień premiery mojej pierwszej debiutanckiej płyty. Od rana zachowuje się co najmniej dziwnie. Skaczę, tańczę, śpiewam, rymuje coś pod nosem albo chodzę w jakiś dziwny, mi samej nie znany sposób. To troszkę dziwne bo w sumie jestem szczęśliwa że debiutuję, że pierwszy singiel odniósł sukces i w ogóle, a z drugiej strony mam straszliwego pietra. Boję się, że coś nie wyszło, coś schrzaniłam, coś się nie spodoba, będzie do kitu i tyle. Boję się że nagle z wielkiego super debiutu wyjdzie klapa roku, a wszyscy będą gadać, że jestem znana tylko i wyłącznie z słabej płyty i związku z członkiem LP. Nie chodzi mi o to, że mam coś do mojego związku z Mike'iem, nie, broń Boże. Ale...to takie głupie być znaną z tego, że jest się znaną. Może jestem jakaś dziwna ale sto razy bardziej wolę być znana ze swoich osiągnięć niż żerować na osiągnięciach Linkinów i całej reszty która nie oszukujmy się...cholernie mi pomogła w promocji płyty i procesie jej tworzenia. Niby nigdzie nie widać dokładnej ingerencji danych osób, ale czuć ją w kilku kawałkach. Każda osoba dołożyła do danego kawałka swoje pięć groszy, ale żadna nie zdominowała go w znaczący sposób i nie odebrała mu mojego osobistego stylu który odgórnie narzuciłam. Tu słychać jakąś ingerencję Rihanny, tam Beyonce, tam Linkinów, tutaj Marsów, jeszcze gdzie indziej Eminema, a jeszcze zupełnie gdzie indziej Jaya i Kanye'go, Gerarda z MCR czy Davida Guetty którego za pośrednictwem Riri też poprosiłam o pomoc. Ten fakt właśnie najbardziej mnie jara, fakt że moja płyta nie jest pełna jakiś tam kreowanych na siłę i przereklamowanych bitów godnych co najwyżej wiejskiej potańcówki, moja płyta jest pełna naturalności, jest pełna charakteru... Charakteru mojego i kilku innych osób. Nie jest przesadzona, ale też nie jest słaba. Momentami jest łagodna i wręcz słodka, ale nigdy przesłodzona. Momentami jest ostra i pikantna, czasami aż parzy, ale zawsze po fali gorąca przychodzi ten moment ukojenia, moment w którym ma się wrażenie jakby ktoś stłumił ogień w zbyt mocno palącym się ognisku. Podsumowując, spokojnie mogę powiedzieć że moja płyta jest dokładnie taka jak ja. Osiągnęłam swój cel, stworzyłam coś co obrazuje słuchaczom to jaka jestem. To było dla mnie najważniejsze i bardzo cieszę się z faktu, że udało mi się to osiągnąć. Tak jak myślę, tak też mówię na konferencji prasowej promującej trasę, kiedy oczywiście jeden z reporterów pyta się o moją świeżutką płytę. Po kilku ostatnich już pytaniach, wszyscy żegnamy się i wychodzimy z sali konferencyjnej udając się dość szybko, aczkolwiek na luzie do wyjścia na parking na którym żegnając się wszyscy rozjeżdżamy się do domów bądź studia.

Wieczorem urządzamy u Joe i Heidi małą imprezkę, a w sumie to spotkanie najbliższych znajomych jadących z nami w czerwcu w trasę. Wiadomo, że wszyscy nie mogą się zjawić, ale i tak przychodzi dużo gości. Pierwsi u Hahnów zjawiamy się ja i Mike. Ja od razu rzucam się aby pomóc Heidi w kuchni, za to Mike idzie pomóc rozpalić grilla Panu Wielkiemu Złemu Grill Ekspertowi Hahnowi. Wkrótce schodzi się cała reszta gości, jednak moją uwagę sama nie mam pojęcia dlaczego przykuwa tylko jeden. W zasadzie mojej uwagi nie przykuwa sam On, a Jego wręcz krępujący wzrok którym stara się w miarę dyskretnie wpatrywać we mnie przez calutkiego grilla. Wieczór jest piękny, zabawa przednia, tylko ja oczywiście cały czas czuję się obserwowana przez parę błękitnych oczu młodszego Leto. W pewnej chwili zaczynam się bardziej głupio czuć, nie mam pojęcia dlaczego ale mam wrażenie jakby zaraz wszyscy mieli zauważyć wzrok Jared'a, który znowu nie spoczywa na mnie ciągle i bez przerwy. Nie wiem, może po prostu jestem jakaś przewrażliwiona na tym punkcie. Widząc że raczej nikt nie kapuje o co chodzi, czysto intuicyjnie zlewam wzrok Leto i dalej wdaję się w dyskusję z przeróżnymi osobami. Nie chodzi o to że nie lubię Jared'a, błąd, bardzo Go lubię, dobrze się z Nim rozmawia, jest miły i ogólnie spoko, ale no...ta Jego poświata flirciarza i ten Jego wzrok zawsze mnie irytuje, działa na mnie jak płachta na byka. Zawsze go zlewam bo uważam że to najlepsze rozwiązanie, ale dzisiaj jakoś mocniej niż zawsze wkurzają mnie te Jego uśmiechnięte oczy. Co On sobie w ogóle myśli do cholery?! Przecież jestem z Mike'iem, a Mike to Jego dobry kolega. Nie wiem o co mu chodzi, ale nie powinien się tak na mnie patrzeć...przynajmniej tak sądzę. W tym momencie moje przemyślenia przerywa Beyonce:
- Co ty taka jakaś dziwna? - pyta uważnie mi się przyglądając.
- Jaka dziwna? - pytam ze zdziwieniem.
- Nie no, jakoś tak wyglądasz jakbyś była na kogoś wkurzona. Coś się stało? Pokłóciłaś się z Mike'iem albo coś w tym stylu? - pyta po cichu Talinda zachodząca mnie od tyłu z Heidi.
- Nie co wy - mówię zdziwiona i przeczę.
- No przecież widać że coś Cię wnerwiło... - mówi Bey wbijając we mnie swój najpoważniejszy wzrok jaki ma.
- albo nawet nadal wnerwia - dopowiada Heidi.
- Jeju no, chodźcie ze mną - mówię szybko po czym wyciągam całą trójkę do kuchni.
- Tak więc w sumie to powiem Wam że nikt mnie nie wkurza - zaczynam, jednak po spojrzeniach widzę że i tak zaraz powiem im prawde - serio, nikt mnie nie wkurza, znaczy no wkurza mnie trochę Jared i to Jego świdrujące, wgapione co moment we mnie spojrzenie...
- Tak czułam... - kwituje Talinda.
- Co? - pytam, jednak Beyonce od razu mi przerywa ucinając mój tok myślowy.
- Może po prostu ma do Ciebie jakąś ważną sprawę związaną z płytą albo trasą, a nie chce Ci przeszkadzać - mówi, jednak nie wiedzieć czemu Jej reakcja wydaje mi się jakaś taka...dziwna.
- Właśnie, może chce pogadać o trasie i coś ustalić - potwierdza Heidi z wiarygodną miną.
- No dobrze, ale przecież wiadomo ze wszystko i tak ustalamy razem, taka jest umowa, tak? - mówię nadal nie przekonana.
- Tak, ale wiesz może ma dla Ciebie jakiś pomysł, który chce Ci zapodać do przemyślenia, a dopiero potem powiedzieć o... - w tym momencie Bey przerywa, a do kuchni wchodzi Jay, Mike i Joe.
- Co wy sie tu tak ukrywacie, hę? - pyta Jay i Mike, nie mogąc przestać się śmiać z Joe'go, który chwilowo z wielkim angażem rozprawia sam ze sobą (a raczej z Remy'im) o tym jakby to wyglądał Jego tyłek gdyby wystąpił kręcąc hulahopem w teledysku Marsów.
- Tak sobie rozmawiamy - odpowiadam, zaczynając się śmiać, a dziewczyny idą w moje ślady i nie zdradzają tematu naszej rozmowy. Mike obejmuje mnie czule w pasie, a kiedy reszta wychodzi zaczyna:
- Nie chce Cię martwić, ale...
- Ale? - pytam od razu wiedząc o co mu chodzi.
- No wiesz, Jared tak jakby cały czas się na Ciebie patrzy. Nie żeby coś, ale jestem o Ciebie zazdrosny i to typowy objaw z mojej strony. Biorąc pod uwagę, że jestem zazdrosny mogę nie patrzeć obiektywnie i może coś sobie ubzdurałem z tym Jego patrzeniem, dlatego pytam się Ciebie czy też to zauważyłaś.
- Tak, zauważyłam - odpowiadam z ulgą - szczerze, trochę mnie to wkurza, ale nie przejmuj się - uśmiecham się pogodnie - może chce ze mną coś obgadać w sprawie trasy i czeka na odpowiedni moment - puszczam do Mike'a oczko i całuję w usta.
- Nie wiem czemu ale mam takie jakieś wrażenie, że Mu się podobasz - mówi uważnie mi sie przyglądając.
- Oj tam, podobam. Może po prostu twierdzi że jestem fajną dziewczyną i że pasuje do Mojego Kochanego Zazdrośnika Pana Shinody - odpowiadam śmiejąc się zalotnie.
- Pewna jesteś? - pyta całując mnie.
- Ja zawsze jestem pewna - odpowiadam w przerwie pomiędzy pocałunkami.
- To dobrze że jesteś pewna - odpowiada dalej obdarowując mnie czułymi całusami. Po chwili czułości wracamy do reszty gości. Jedyne co przychodzi mi na chwilę na myśl to fakt, że przecież rozmawiałam dzisiaj już z Jaredem i jeśli miał mi coś do powiedzenia mógł to zrobić wtedy. Z resztą, mniejsza z tym, nie mam zamiaru teraz o tym myśleć.
Niedługo potem goście zaczynają się zbierać. Po pewnym czasie zostajemy tylko ja i Mike, Chester i Talinda, no i oczywiście wielka psiapsióła Benningtona, gwiazda wieczoru Pan Leto. Na szczęście już się na mnie tak nie patrzy, a brak Jego spojrzenia powoduje u mnie znaczny spadek poziomu irytacji. Lubię Go no ale o co mu chodzi? Za dużo o tym myślę, a w mojej lekko zaćmionej winem głowie tworzą się jakieś nieziemskie scenariusze. Oj Mirando, Mirando! Dorośnij w końcu! - myślę sobie po cichu.

***

"Rozłóż przede mną, księgę zaklęć i wróżb
Okutą w obwolutę twoich ramion i ud."

- Padam z nóg - mówię opadając ciężko na kanapę w naszym salonie i zarazem zrzucając ze stóp zabójcze aczkolwiek przepiękne piętnastocentymetrowe obcasy.
- Ja tam jakoś specjalnie zmęczony nie jestem - odpowiada Mike z szerokim uśmiechem.
- Aha, tak, tak...za dobrze Cię znam kochany, zawsze jak mówisz że nie jesteś specjalnie zmęczony to masz już w zanadrzu jakiś niecny plan - przyglądam się mu uważnie, a widząc Jego świdrujący wzrok i uśmiechnięte oczy pokazuje mu gestem że mam Go na oku. Mike nadal się śmiejąc siada obok mnie i zaczyna niby to od niechcenia tykać mnie palcem w udo.
- Na żarty Ci się zebrało - śmieję się, za każdym razem oddając mu tyknięcie, tyle że w ramię.
- A żebyś wiedziała że tak - śmieje się, a gdy ja tykam Go w żebro zaczyna mnie łaskotać po brzuchu.
- O nie!! - wykrzykuje zanosząc się śmiechem i próbując się bronić przed atakiem w mój najsłabszy punkt - nie! Tylko nie..! Proszę, nie! - krzyczę wijąc się i śmiejąc. Usiłuję też Go jakoś połaskotać, ale oczywiście mi się nie udaje bo kiedy tylko dobieram się mu gdzieś w okolice żeber, ten łapie mnie mocno, sadza sobie na kolanach i zaczyna całować najczulej jak się da, a ja nie powiem żebym była na takie pocałunki obojętna. Jeszcze chwile wspólnie się przekomarzamy, jednak potem oboje oddajemy się przyjemności. Po jakimś czasie moja marynarka i koszulka lądują na ziemi wraz z koszulą Mike'a. Nie dbając o nic zrzucamy z siebie ubrania i bieliznę. Idzie nam to z wielką łatwością bo oboje znamy już dokładnie nasze ciała. Pieścimy je nawzajem bardzo subtelnie, delikatnie, zarazem z wielką namiętnością i pasją, oboje wydając z siebie odgłosy zadowolenia. Jesteśmy rozpaleni z rozkoszy i podniecenia, a kiedy przychodzi ten moment, kochamy się - najpierw wolno i powoli, potem coraz szybciej i intensywniej krzycząc nawzajem swoje imiona najgłośniej jak tylko umiemy. W szczytowym momencie wbijam paznokcie w plecy Mike'a i wyginam się w łuku czując najwspanialszą, najogromniejszą rozkosz. Oboje w tym momencie nie szczędzimy sobie doznań głosowych, które tym razem tak samo jak przeżyty właśnie orgazm wydają się dużo bardziej dotkliwe niż zawsze. Zastygamy w bezruchu, wtuleni w siebie, oboje ciężko oddychając. Kiedy uspokajamy nasze oddechy, uśmiecham się szeroko i całuję Go w szyję, podczas gdy On składa delikatne pocałunki na moim obojczyku. Po chwili wstaje, podnosi mnie i niesie do naszej sypialni. Leżymy na boku, wtuleni, patrząc sobie głęboko w oczy, aż w końcu zasypiamy.

***

"Los ma swoje podstępne sposoby rzucania ci czegoś, czego nigdy nie oczekiwałeś."

W tym samym czasie.

- Wiesz co Chaz, dzięki Ci, że słuchasz moich cholernie durnych zwierzeń - śmieje się pod nosem.
- Nie no, bez przesady... - spogląda na mnie z uśmiechem - uwierz mi, że w czasie naszej znajomości zdążyłeś mi się wiele razy zwierzyć z dużo głupszych rzeczy.
- Taa, nawet nie masz pojęcia jak ja się cieszę, że trzech czwartych nie pamiętam - popijam łyk piwa.
- Czy ja wiem, te trzy czwarte nie były aż tak złe.
- Pewny jesteś? Z tego co mówiłeś mam wrażenie że były tragiczne.
- Nie chrzań. Nie chrzań, proszę - mówi z groźną miną.
- Dobra, dobra agresorze - zaczynam się śmiać.
- Od razu agresorze. Wkurzasz mnie po prostu, bo wiesz że zawsze wszyscy byliśmy wobec siebie lojalni i nie pieprzyliśmy bredni, że to albo tamto powiedzieliśmy niepotrzebnie - odpowiada, odkładając szklankę z Colą na drewnianą ławę.
- Apropo lojalności... - zaczynam jednak przerywam gdy Talinda wchodzi do salonu.
- Błagam Was, nie siedźcie za długo - mówi obejmując Chestera od tyłu i dając mu buziaka.
- Nie przejmuj się, pogadamy trochę i idziemy spać - odpowiadam, uśmiechając się z wdzięcznością, a Tal podchodzi i przybija mi piątkę - tak, w ogóle to dziękuję wam że mnie przenocujecie.
- Oj tam, wiesz dobrze że nigdy byśmy Cię nie puścili do domu wciętego - Talinda śmieje się i puszcza mi oczko.
- No wiem, wiem. Czasami się czuję jak wasze trochę od was starsze dziecko - zaczynam się śmiać.
- Tam dziecko, zawsze wszyscy sobie pomagamy. Ty też nam pomagasz więc co to za problem żebyśmy my raz Cię nie puścili do domu po minimalnie pijanym grillu - kontynuuje Chester.
- Żaden - potwierdza Tal, a mężczyzna jej przytakuje.
- Ale i tak dziękuję - uśmiecham się.
- Nie ma za co na prawdę. Dobranoc - mówi Talinda po czym wychodzi.
- Tak więc o czym mówiłeś? - po chwili Chester pyta z ciekawością.
- No...o lojalności.
- W sensie?
- Hmm... Chaz, powiem Ci coś, tylko że - przerywam na chwilę - musisz obiecać mi, że nikomu tego nie powiesz. Zwłaszcza Mike'owi... - tu się zatrzymuję...
- To coś poważnego? - pyta zdziwiony.
- Nie, sam nie wiem, w sumie...z jednej strony to ważne, a z drugiej nie - waham się.
- Czekaj, czekaj... dlaczego mam tego nie mówić zwłaszcza Mike'owi?
- Ehh, Chaz powiem Ci tak. Będziesz trzecią osobą po chłopakach, która się o tym dowie - mówię robiąc znaczący gest pokazujący Chesterowi o kogo mi chodzi - reszta towarzystwa i tak prędzej czy później się domyśli, to tylko kwestia czasu, ale zależy mi na tym aby Mike nie wiedział tego bezpośrednio, bo - wzdycham ciężko - bo mógłby mnie znienawidzić...
- Nie chcę nic mówić, ale skoro uważasz że reszta i tak prędzej czy później się domyśli to Mike też się kapnie - odpowiada.
- Mike dowie się tego w odpowiednim czasie ode mnie samego. Chyba że uda mi się to stłumić...wtedy nigdy się nie dowie, bo nie mam zamiaru wywracać mu życia do góry nogami.
- No dobrze. Nie powinienem Ci przysięgać, że nic mu nie powiem bo sam wiesz dobrze że jesteśmy przyjaciółmi i nie powinniśmy zatajać czegokolwiek, ale... jeśli ma to być zatajone dla dobra jego no i Mirandy to jestem w stanie przysiąc - mówi z powagą unosząc prawą rękę do góry i podając mi ją na znak zgody.
- Więc Chaz, zakochałem się w Mirandzie - mówię szybko, tak aby jak najszybciej to z siebie wydusić.
- Co? Że w Mirandzie, tej Mike'a Mirandzie?! - dopytuje Chester z miną jakby ktoś z całej siły przywalił mu w głowę cegłą.
- Tak, w tej Mirandzie.
- Ja pierdolę - kwituje mój towarzysz opierając się o oparcie kanapy i rozkładając ręce w geście bezradności.
- Wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? - pytam, jednak widząc minę Chaza kontynuuję bez usłyszenia odpowiedzi - Ona jest pierwszą kobietą w życiu którą, którą pokochałem od tak, bez żadnego związku czy czegokolwiek podobnego. Od tak, po prostu zobaczyłem ją po raz pierwszy i już, od razu pomyślałem że jest świetna. Nawet tego nie kontrolując wpakowałem się w to co raz bardziej i bardziej, aż w końcu doszedłem do wniosku, że się w niej zakochałem. Mam tak pierwszy raz w życiu, serio. Sam wiesz, że wszystkie moje byłe kochałem, ale one były inne, moja miłość do nich była wywołana związkiem, wszystko szło stopniowo, najpierw kumpelstwo, potem przyjaźń, dopiero potem seks i coś na styl miłości. Czuje się jakbym pierwszy raz w życiu był na prawdę poważnie zakochany...powiem więcej, zakochany do tego stopnia, że tak jak zawsze sądziłem że nigdy nie będę w stanie wziąć ślubu z żadną, nawet najpiękniejszą kobietą, tak z Mirandą byłbym w stanie go wziąć nawet teraz i tutaj, w tej chwili, gdyby tylko tego chciała. Chaz, ja wiem że to popieprzone, wszystko to jest popieprzone, ale na prawdę mam tak pierwszy raz w życiu. Pierwszy raz w życiu kobieta owinęła mnie sobie wokół palca, a co najlepsze... zrobiła to nawet nie zdając sobie z tego sprawy - kończę z miną zbitego psa.
- Szczerze? Jesteś dorosłym, dojrzałym mężczyzną, a gadasz jak zabujany nastolatek - kwituje, a ja przyznaję mu pełną racje przytakując - przykro mi to mówić, ale...wpieprzyłeś się po uszy - kontynuuje Chester - Mike kocha Mirandę tak jak nigdy nie kochał żadnej kobiety - przerywa - ona go też. Z resztą, ona kocha go od bardzo dawna, jeszcze zanim go poznała...
- Wiem, wiem...widać że oboje nie mogą bez siebie żyć. Nie musisz mi tego powtarzać po raz kolejny, tak jak 90% ludzi - odpowiadam, a po minie Chestera wnioskuje że jest zarazem zadziwiony, podłamany i prosto mówiąc... nie ma pojęcia co ma zrobić albo powiedzieć. Przez chwilę w salonie Benningtona panuje kompletna cisza, a ja wtapiam się w nią swoimi rozmyślaniami jak gorący wosk w materiał. Przemyślenia przerywa mi mój towarzysz, który najwyraźniej powtarza coś po raz kolejny, a ja tego nie słyszę:
- Co, co? - wyduszam z siebie, zachowując się jak wyrwany ze snu.
- Mówię, że nie jestem jakimś ekspertem i nie mam zamiaru zgrywać wielkiego wujka od dobrej rady, ale ja bym na twoim miejscu powiedział od razu Mike'owi o co chodzi. Nie czekałbym aż coś się domyśli albo ktoś mu coś powie...z resztą, Mike ani Miranda nie są głupi, umieją obserwować ludzi i zazwyczaj oboje z owej obserwacji wyciągają słuszne wnioski...
- Nie powiem mu nic - przerywam mu stanowczo, jednak ten jak nakręcony mówi dalej:
- ...poza tym nie chciałem Ci nic mówić, ale Talinda już dawno wyciągnęła słuszne wnioski, właśnie z obserwacji Twojego zachowania - kończy, patrząc na mnie znacząco.
- Tak myślałem... czyli długo mi się nie uda tego ukryć.
- Wiesz, nie wszyscy są dobrymi obserwatorami, a większość naszych przyjaciół i znajomych jest centralnie skupiona na ich związku, bez dopuszczenia do tego jakiejkolwiek myśli związanej z kimkolwiek innym - przerywa - nie łam się. Przecież jesteś i zawsze byłeś świetnym aktorem, potrafiłeś ukryć emocje i wszystko inne. Tak więc o co chodzi teraz?
- O to co mówiłem. To co czuje do Mirandy to nie jest... - przerywam - inaczej, nigdy nie czułem czegoś tak silnego i bezwarunkowego, rozumiesz? Nigdy - powtarzam jeszcze raz, dla podkreślenia znaczenia tego słowa.
- Rozumiem, ale tak czy inaczej obojętnie co czujesz, jeśli chcesz to ukrywać to musisz grać. Wiem że nie lubisz grać w życiu, ale sam dobrze wiesz że tym razem bez tego się nie obędzie - Chaz patrzy na mnie z pełnym zrozumieniem, a ja kiwam głową zgadzając się z tym co mówi - spokojnie, nikomu nic nie powiem. Nawet Talindzie. Nie powinienem tak robić, ale wiedz, że robię to tylko dla wspólnego dobra naszego towarzystwa, a zwłaszcza Mirandy, Mike'a i twojego.
- Dziękuje Ci Chaz. Cholernie mi pomagasz tym co robisz - uśmiecham się z wdzięcznością.

Cytaty: Jessie J feat. B.o.B - Price Tag, happysad - Mów Mi Dobrze, 30 Seconds To Mars - Closer To The Edge (Video).

niedziela, 28 kwietnia 2013

Versatile Blogger Award

Jestem niesłowna bo blog oficjalnie ma przerwę, ale stwierdziłam że muszę o tym napisać ;p Dziękuję Lince za nominację :D Nie mam zielonego pojęcia o co biega, ale ok xD

Siedem faktów o mnie:

  • kocham muzykę nad życie i jestem w stanie słuchać i lubić każdy jej rodzaj (oprócz wiejskiego techno ;___;),
  • nienawidzę hejterów, pozerów, fałszywości, imbiru, rozgazowanej i ciepłej coca coli, Titanica, 
  • jakkolwiek to nie brzmi, ale dzisiaj oficjalnie zostałam Directionerką. Ostrzegam że nie ma to żadnego wpływu na moją miłość do Linkinów, Marsów, MCR i Rise Against oraz ich muzyki :)
  • uwielbiam Bennodę, Frerarda, Larrego, Letocesta i inne gejowskie paringi, aczkolwiek wierze w nie tylko i wyłącznie w opowiadaniach, w żaden na realu,
  • kiedyś chciałam być archeologiem. W gimbazie mi się odmieniło i postanowiłam zostać lekarzem,
  • osobiście uważam że Jared Leto ma najpiękniejsze i najbardziej plastyczne męskie ciało, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam,
  • według planów miałam się urodzić na początku marca, ale byłam wrednym leniwcem (do dzisiaj jestem xD) i nie chciałam wyleźć z ciepłej miejscówy w brzuchu mamy aż do 10 miesiąca. W końcu urodziłam się 25 kwietnia (nie ma to jak moje zawrotnie szybkie tempo) xD

Siedem blogów, które nominuje:

niedziela, 7 kwietnia 2013

Przerwa :(

Tak moi drodzy. Niestety, muszę zarządzić przerwę. Przede mną dużo pracy, walka o oceny, dobre wyniki egzaminów gimnazjalnych i dostanie się do dobrego liceum. Niestety, nie będę miała w najbliższym miesiącu czasu na bloga i opowiadanie :( Poza tym już dawno myślałam nad zarządzeniem tzw. przerwy technicznej. Mam zamiar popracować trochę nad wizerunkiem i wyglądem bloga, tak więc kiedy już wrócę nie zdziwcie się inną barwą graficzną czy powitalnym Oneshotem na temat niekoniecznie związany z LP ;p Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i że po powrocie blog nabierze dawnej świetności, której niestety ostatnio mu brakuje. Nie pytajcie mnie, ile potrwa przerwa, ponieważ nie mam pojęcia. Równie dobrze może potrwać do końca kwietnia, a równie dobrze do końca maja czy nawet połowy czerwca. Kiedy tylko powrócę dam Wam po prostu znać na Twitterze itd. ;) Pozdrawiam, Cassandra :)

P.S. empire of the power tak możesz mnie dodać do linków ;p Jeśli macie jakieś pytania piszcie w komentarzach bądź na mojego Twittera ;) Jak coś odpisuje tam ponieważ blogger nie przyjmuje moich komentarzy :)

wtorek, 5 marca 2013

Leave Out All The Rest Part 15.

Hej Wam Wszystkim! Na początku dziękuję Wam za wszystkie komentarze tutaj, na Twitterze i na Fb. Blogger w ostatnim czasie się trochę ogarnął i pozawalał mi przez zaledwie tydzień dodawać komentarze. Niestety tydzień dobroci Bloggera znów się skończył i znów nie mogę komentować, także standardowo odpowiadam na Twitterze :) Rozdział dodaje na szybko w przerwie pomiędzy nauką na klasówkę z matmy i rosyjskiego, także mogły mi się wkraść jakieś małe błędy za które z góry przepraszam. Mam nadzieję że Wam się spodoba, czekam na więcej komentarzy niż ostatnio i serdecznie pozdrawiam :) Cassandra ;p

P.S. O mały włos zapomniałabym O.o Mianowicie zaglądajcie czasami do rubryki Bohaterów, bo w każdej chwili mogą się tam pojawić nowi, których nawet się nie spodziewacie ;p

"Ściskając moje lekarstwo, szczelnie zamykam drzwi,
ponownie próbuję złapać oddech (...)"

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Na dworze jest coraz bardziej deszczowo, tak to się zdecydowanie nazywa Kalifornijski klimat. Ciepłe, suche lata i deszczowe zimy. Z resztą...po co mówię o pogodzie skoro mój kontakt ze światem w ostatnim czasie ogranicza się do minimum. Robie dzieciom śniadanie, ogarniam Je, ogarniam siebie, bawię się z Nimi, zawożę Otis'a na zajęcia dodatkowe, potem Go odbieram, w końcu...zawożę dzieci do Mike'a albo rodziców i znów Je odbieram. Pff...moje i tak już zmarnowane życie ostatnio ogranicza się tylko i wyłącznie do tak nikłego kontaktu ze światem zewnętrznym. Ja sama zamykam się w swoim własnym, osobistym świecie, mojej własnej poczwarce, pewnego rodzaju zbroi, która ma uchronić mnie przed całym złem tego świata, a już zwłaszcza przed Mike'iem i Mirandą. Tak, to Oni ostatnio są największymi intruzami w moim życiu. Wiem, że brzmi to absurdalnie, ale tak już jest. Spotkałam się z Mirandą dwa razy, tak jak byłyśmy umówione. Miała przyjść do Naszego...o przepraszam, w tej chwili już mojego domu i lepiej poznać dzieci, mnie, ogarnąć to, co może być dla Niej trudne biorąc pod uwagę, że jest z dwanaście lat starszym rozwodnikiem posiadającym dwójkę dzieci. Było nawet miło, nie mogę powiedzieć że nie. Otis i Megan na prawdę Ją lubią. Ale co z tego? Co z tego, że Ją lubią, skoro każde spotkanie z Nią albo Michaelem sprawia mi tak ogromny ból? Nie odseparuje od Nich dzieci, przecież to logiczne, jedyne co jestem w stanie zrobić to ograniczyć swoje kontakty z Nimi do minimum. Minimum to jest przewożenie dzieci z miejsca na miejsce, byleby tylko miały kontakt z ojcem i Jego obecną dziewczyną. Kurwa...dziewczyna, jak to magicznie brzmi. Przypominam sobie rok 2000, kiedy to ja byłam dziewczyną Mike'a. Wtedy byłam tak zajebiście szczęśliwa, oboje byliśmy szczęśliwi z sukcesu Linkin Park. Wtedy to ja byłam z Nimi na każdej gali, to ja świętowałam zdobycie każdej nagrody, to ja byłam jedyną kobietą w Jego życiu nie pomijając oczywiście Jego matki. To do mnie zadzwonił zaraz po tym jak dowiedzieli się, że album robi furorę na rynku chociaż wydali go dopiero kilka tygodni temu. Jezu...no i po co ja to rozpamiętuję? Przecież to już nie wróci. Pff...po raz kolejny mam okazję do nabijania się z samej siebie. Robie to bez przerwy od około półtorej miesiąca. Wieczorem, kiedy dzieci już śpią siadam na kanapie albo w łóżku w mojej sypialni, otwieram butelkę whiskey, koniaku czy jakiegokolwiek mocnego trunku i zapijam wszelkie smutki. To właśnie jest ta moja poczwarka w którą wchodzę każdego wieczoru, upojona alkoholem do tego stopnia, że prawie nie widzę na oczy. Wchodzę w nią, owijam się nią szczelnie i zapominam o całym świecie, o troskach, smutkach, rozbitym małżeństwie, miłości...wszystkim. Rano oczywiście budzi mnie okropne wycie bezlitosnego budzika, a kac jest tak straszliwie nieznośny, że nie pozwala mi nawet myśleć racjonalnie. Co prawda kac z każdym dniem staje się coraz bardziej wytrzymały, a ja sama przyzwyczaiłam się już do tego ohydnego uczucia, jakbyś miał piasek w ustach i jakby ktoś wbijał Ci w głowę gwoździe. Ale wracając do tematu Świąt. Wczoraj zadzwoniła do mnie mama Mike'a z pytaniem czy wpadnę do Nich w tym roku na Wigilię. Moja reakcja była dość dziwna, w sumie to nie wiedziałam nawet co powiedzieć. Na początku zapytałam się czy będzie tam Mike i Miranda. Donna z radością odpowiedziała że tak. "W końcu poznamy tą wspaniałą dziewczynę" - odparła z dumą w głosie. "Mike mówił Nam że się lubicie? To dobrze, że znalazłyście wspólny język, to bardzo ważne" - powiedziała po krótkiej chwili namysłu. Gdyby nie fakt, że mam szacunek i lubię rodziców Mike'a to rzuciłabym wtedy słuchawką. Jednak tak nie postąpiłam. W zamian za to powiedziałam tylko: "Wiesz? Wpadnę do Was, ale nie obiecuję że w Wigilię. Moi rodzice chcieli abym też do Nich wpadła, także w razie czego przyjadę na drugi dzień" - udałam radość w głosie, Donna zawsze się na to łapała, przynajmniej u mnie, z Mike'iem było gorzej, zawsze potrafiła po Nim poznać że coś jest nie tak, dzięki temu dowiedziała się, że w Naszym małżeństwie nie jest już ok. Chwilę później moja nagła radość z wywinięcia się z rodzinnej wigilii Shinod już nie była tak duża. "Twoi rodzice nic Ci nie powiedzieli kochanie? Przecież urządzamy Wigilię razem. Wiesz, chcemy żeby rodzina, mimo iż już teoretycznie nie jest rodziną, trzymała się razem" - oznajmiła mi z ogromną radością w głosie matka Mike'a. Boże, dlaczego ja?! W tym momencie miałam ochotę wydrzeć się jak jakaś histeryczka w słuchawkę, po prostu powiedzieć tej kobiecie żeby spierdalała, odwaliła się ode mnie i tyle. Z resztą nabrałam ochoty żeby to samo powiedzieć moim rodzicom. Ale na szczęście opanowałam się i ze stoickim spokojem powiedziałam "Oczywiście że wpadnę" - po czym jak najszybciej odłożyłam słuchawkę. Zaraz po zakończeniu rozmowy żałowałam tego, że się zgodziłam. Tego dnia jak i dzisiaj nie miałam już kompletnie ochoty na nic. Jak dobrze, że jest sobota, mogę odpocząć, odstresować się, zapomnieć o wszystkim i wszystkich bez obaw o to, że rano nie wstanę po to by spełnić swoje codzienne obowiązki. Dzieci są u moich rodziców na weekend, tak więc nie mam się o co obawiać. Spoglądam w mój telefon, ostatnio nie przejmuję się nawet moimi przyjaciółmi czy znajomymi. Talinda, Beyonce i reszta dziewczyn dzwonią do mnie ciągle od kilku dni, ja na okrągło je spławiam. Usprawiedliwiam to, że nie mogę się z Nimi spotkać swoimi obowiązkami domowymi i nie tylko. Z resztą...mam to wszystko gdzieś. Teraz mają Mirandę. Mirandę wszyscy kochają z Mike'iem i LP na czele, tak więc niech się zajmą Nią. Odkładam telefon i idę do barku, zabieram butelkę koniaku, kieliszek, siadam wygodnie na kanapie po czym nalewam sobie jeden. W telewizji nie ma nic ciekawego, tak więc stwierdzam, że dobrym wyborem będzie włączenie jakiejś mało ambitnej komedii na DVD. Moje poczynania przerywa mi sygnał telefonu. W pierwszym momencie mam zamiar olać telefon i dalej robić swoje, jednak gdy zauważam że wyświetla się numer nieznany postanawiam odebrać.
- Tak?
- Dzień Dobry. Czy rozmawiam z Panią Anną Shinodą? Byłą żoną Pana Mike'a Shinody? - pyta mężczyzna dość wysokim głosem.
- Tak, nazywam się Anna Shinoda i Mike to mój były mąż. Czy mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
- Nie ważne z kim. Ważny jest cel i to, że się do Pani w ogóle dodzwoniłem.
- Jaki cel? W ogóle skąd Pan ma mój numer telefonu?
- Droga Pani Anno, jeśli oczywiście mogę się do Pani tak zwracać - mężczyzna w słuchawce jest miły i odnosi się z szacunkiem, jednak słychać, że dzwoni typowo w celu załatwienia jakiejś sprawy.
- Jeśli jest Pan jakimś paparazzi z tabloidu to przykro mi, ale nie mamy o czym rozmawiać... - zaczynam jednak On mi przerywa..
- Nie, nie jestem żadnym tanim paparazzi. W sumie, mogę powiedzieć że jestem Pani sprzymierzeńcem w pewnym sensie oczywiście.
- Jak to sprzymierzeńcem? W jakiej sprawie?
- To nie jest rozmowa na telefon. Proszę Panią o spotkanie, tyle że musi się ono odbyć w jakimś dyskretnym miejscu, gdzie będzie mało ludzi.
- Przepraszam, ale skąd mam wiedzieć kim Pan jest? Niby dlaczego miałabym się spotkać z człowiekiem, którego słyszę pierwszy raz w życiu a w dodatku nie wiem kim On jest?
- Jak już powiedziałem jestem Pani sprzymierzeńcem, a jeśli sprawy obiorą taki kierunek jaki ja chciałbym aby obrały, to sądzę, że szybko zostaniemy nawet przyjaciółmi. Potrzebuję tylko się z Panią spotkać aby przedstawić Pani pewien plan który jak sądzę bardzo się Pani spodoba.
- Dobrze. Skoro Pan tak sądzi to dobrze. Kiedy i gdzie mamy się spotkać?
- Najlepiej wieczorem, jutro, około 21. Niech Pani wyjdzie z domu i kieruje się w stronę centrum miasta. Będę na Panią czekał i w odpowiednim momencie dam się rozpoznać, abyśmy mogli porozmawiać. Pasuje Pani?
- Tak, pasuje...
- Tak więc do zobaczenia.

***

4 miesiące później - Marzec 2013.

Ze snu wyrywa mnie ostre pukanie do drzwi. Zrywam się jak oparzona i rozglądam w ciemnościach. Po chwili uspokajam się i spoglądam na spokojnie śpiącego obok mnie Mike'a. Wczoraj wróciliśmy z trasy po Australii i nic dziwnego, że Mike śpi jak małe dziecko. Patrząc na Jego spokojną minę od razu się uśmiecham. Podrywam się do góry po raz kolejny słysząc ostre, tnące bezlitośnie cisze nocną na kawałki pukanie do drzwi. Wstaje szybko spoglądając na zegarek, który wskazuje dokładnie godzinę 4:30. Kto to może być do jasnej cholery? Narzucam na siebie leżącą na fotelu koszule i szybkim aczkolwiek cichym krokiem zmierzam do drzwi. Gdy patrzę przez wizjer moim oczom ukazuje się postać znajoma, postać przyjaciela, której widok mnie nie dziwi. Otwieram drzwi i widzę trójkę roztrzęsionych przyjaciół.
- O co chodzi? Coś się stało? - głupie pytanie, musiało coś się stać!
- Musimy z Tobą pogadać - zaczyna nadal trzęsący się z nerwów Gabriel.

***

Budząc się szybko sięgam po telefon i dzwonie do mężczyzny, który być może w tej chwili ma mi do przekazania coś bardzo istotnego.
- Halo?!
- I jak poszło? Udało Ci się ich wystraszyć?
- Pff...proszę Cię. Trzęśli się ze strachu aż miło było patrzeć.
- Bardzo dobrze. Co robimy dalej?
- Plan już ustaliliśmy, trzeba go tylko dopracować i wdrążyć w życie.
- Ok, ale nie możemy się teraz spotkać żeby nie wzbudzać podejrzeń. Trzeba poczekać chociaż do jutra. Jedź do domu, zamknij się w pokoju i z nikim nie rozmawiaj, udawaj załamanego i w ogóle. Z resztą wiesz o co chodzi...
- Oczywiście Szefowo, oczywiście...

***

- Czekaj, co?! Powiedz jeszcze raz od początku, powoli - prosi dopiero co wybudzony ze snu Mike.
- No siedzieliśmy sobie wieczorem spokojnie w domu i nagle On zaczął walić do drzwi... - zaczyna w miarę już spokojnie Ann - Gabi poszedł otworzyć...
- Początkowo miałem obiekcje, ale mimo to otworzyłem bo w końcu kiedyś był naszym przyjacielem tak?
- No niby - kwituję.
- Wszedł, przywitał się z nami jakby nigdy nic się nie stało i stwierdził że powinniśmy sobie coś wyjaśnić i pogadać. Wiecie, zdziwiliśmy się ale stwierdziliśmy że może faktycznie chce coś poważnego - kończy Gabriel.
- Na początku gadał normalnie, w sumie o wszystkim i o niczym. Potem zaczął coś o Was no i... - kontynuuje Viki.
- Zaczął się drzeć, że Jego życie nie ma sensu i że powinniśmy mu pomóc jako starzy przyjaciele, że to wcale nie chodzi tylko o Ciebie, chodzi o cały świat...w końcu wyjął pistolet, przystawił sobie go do głowy i powiedział, że nie chce dalej żyć bo wszyscy łącznie z miłością jego życia mają go w dupie - mówi Gabi.
- Próbowaliśmy go uspokoić, ale się nie dało, zaczął się drzeć i po chwili wybiegł - kończy Ann.
- A tak w ogóle to nie chcieliśmy Wam tego mówić, ale od czasu kiedy przeprowadziłaś się do Mike'a dzieją się jakieś dziwne rzeczy... - mówi Viki - ostatnio na przykład wracałyśmy sobie z Ann z Uniwersytetu i ktoś nas śledził...
- Z resztą nie tylko dziewczyny ktoś śledził, mnie od kilku dni napastuje jakiś gość, a kiedy tylko spoglądam się w jego stronę, udaje, że idzie gdzie indziej czy coś takiego... - kwituje Gabi.
- To wszystko jest jakieś porąbane...Dominik chce się zabić przeze mnie? Wiedziałam, że padło mu na mózg, ale nie sądziłam że aż tak... - zaczynam.
- Wiecie co? To śledzenie i w ogóle. Może to jakiś spisek, a to z tym samobójstwem to tylko podpucha - rzuca Mike.
- Nie sądzę żeby był do tego zdolny - mówię, jednak zaraz przypominam sobie to wszystko co robił zaledwie 5 miesięcy temu...przypominam sobie słowa Ginny ostrzegającej nas przed swoim własnym bratem, którego z resztą kocha nad życie.
- Boże, sama już nie wiem...
- Pamiętasz co mówiła Ginny, owszem może kiedyś nie był do tego zdolny, ale teraz nie wiadomo co mu odwali... - wspomina Mike.
- Wiem, wiem... - mówię beznamiętnie, patrząc w jasną, kremową ścianę przede mną. I nagle wpada mi do głowy coś szalonego, kompletnie nie umiem wytłumaczyć o co mi chodzi, ale przecież zawsze kiedy spotykam Annę mam takie dziwne, niepokojące uczucie, zupełnie jakby zaraz miała wyjąć z kieszeni nóż i wbić mi go prosto w serce. Rozmyślam chwilę nad opcją połączenia sił przez Annę i Dominika, jednak po chwili stwierdzam, że moje myśli są zupełnie bezsensowne. Niby jak mieliby to zrobić? Skąd Dominik zdobyłby namiary na Annę, hę? Sama nie wiem, z tego zamieszania zaczynam już wymyślać bezsensowne i bezpodstawne scenariusze.

***

"Takie piękne kłamstwo, by w nie uwierzyć.
Takie piękne, piękne kłamstwo tworzy mnie."


Miesiąc później.

- Hmm...siedem prób samobójczych w czasie miesiąca, psychotropy z nieznanego źródła, alkohol, broń, niezidentyfikowane i dotąd niespotykane ataki agresji i skrajnego załamania, a do tego ten pamiętnik... - podsumowuje lekarz - to objawy poważnej choroby, sądzę, że państwa syn powinien udać się na natychmiastowe leczenie psychiatryczne - słysząc te słowa mama zaczyna ryczeć, a jedyne co potrafi zrobić mój ojciec i rodzeństwo to spoglądać się tępo w moje akta lekarskie leżące na biurku w gabinecie. Taka właśnie jest moja popierdolona rodzina, zero pomocy, zero praktycznego, przydatnego w życiu myślenia. Pff...potrafią tylko się załamywać, płakać i patrzeć jak półgłówki w ścianę w oczekiwaniu na cud.
- Poddam się leczeniu dobrowolnie - zaczynam - nie chce nikogo widywać, rodziny, znajomych nikogo, tylko samotność mi pomoże - kwituje. Pomyśleć co zrobiłaby reszta gdyby wiedziała, że cała ta choroba psychiczna jest jednym wielkim teatrzykiem, że lekarz, personel i cały szpital są przekupione grubą sumą pieniędzy, a wszystko to jest tylko zalążkiem planu, który jest zemstą idealną. Pewnie Ginny i Ronald od razu polecieliby i sprzedaliby całą tą "straszliwą" historię Mirandzie i całej tej idealnej reszcie. To wszystko jest tak zabawne, że aż musze się powstrzymywać żeby nie wybuchnąć śmiechem. Te ich poważne, wręcz grobowe miny, lekarz który dobrze wie, że chrzani największe głupoty jakie chrzanił w życiu. Ale musze zachować powagę dla dobra planu. Na koniec wielkiego przedstawienia do gabinetu wchodzą dwaj pielęgniarze, matka chce mnie przytulić jednak ja odsuwam się bez głębszego żalu i pozwalam im wszystkim odejść bez cienia mojej uwagi.
- No, no...widzę, że moja koleżanka wie z kim ma do czynienia, byłbyś świetnym aktorem - chwali mnie lekarz przybijając piątkę.
- Oczywiście, że wie z kim ma do czynienia, bez tego nie byłoby planu idealnego... - kwituję.

***

- Co?! Że niby On jest chory psychicznie?! - pytam z niedowierzaniem Conor'a, który sam najwyraźniej jeszcze nie wyszedł ze zdziwienia.
- Tak mi powiedziała Ginny, stwierdziła, że musi powiedzieć to Wam, ale na razie nie może się na to zebrać i w ogóle - wyjaśnia dokładnie Conor.
- W sumie nic dziwnego że trafił do psychiatryka - mówi Gabriel beznamiętnie - w końcu siedem prób samobójczych i branie psychotropów dla psycholi nie jest objawem normalności, prawda?
- Niby tak, ale obojętnie co by nie mówić to nikt chyba się nie spodziewał, że sprawa Dominika się tak obróci... - nie dowierza Ann.
- Właśnie...przecież nigdy nie był słaby psychicznie ani nic z tych rzeczy? - pyta Viki.
- Szczerze? Sama nie wiem. On czasami był mocniejszy niż nie jeden człowiek, potrafił przetrwać rzeczy których nie przetrwaliby najsilniejsi. Znowu nie raz zdarzało się że miewał załamania... - zastanawiam się głośno.
- Hmm...może On po prostu udawał silnego przed wszystkimi po to żeby nie pokazywać tego jaki jest na prawdę, wiecie jaki potrafi być słaby i niestabilny - poddaje Mike.
- Możliwe - kwituje Conor, którego mina wyraźnie nie jest zbyt usatysfakcjonowana obecnością Mike'a. Nie wiem o co mu chodzi, niby nigdy nic nie miał do Linkin Park, sam jest fanem podobnej muzyki, ale kiedy tylko zobaczył Mike'a, jeszcze przed tym jak się poznali mina mu zrzedła jakby co najmniej oberwał czymś z całej siły w brzuch - w każdym razie Dominik powiedział, że tylko samotność może mu pomóc i w szpitalu stwierdził, że nikt nie ma prawa do Niego wchodzić, począwszy od rodziny, a kończąc na znajomych - kończy Conor zarazem opierając głowę o ścianę.
- Może na prawdę mu odwaliło do tego stopnia...ale nawet jeśli, to chyba głównym powodem nie jesteś ty? - pyta mnie niepewnie Viki.
- Nie mam pojęcia...zupełnie serio, nie mam na ten temat najmniejszego pojęcia...
- Niestety sądząc po tym co Wszyscy mówiliście, co mówiła Ginny i w ogóle to różnie może być. W końcu zaczął zachowywać się jak szaleniec dopiero kiedy Miranda z nim zerwała - mówi Mike, a ja znów mam wrażenie jakby Conor chciał powiedzieć mu coś chamskiego, jakby Go nie lubił, a hamuje się tylko dlatego, że wie że z Nim jestem i że reszta towarzystwa Go lubi.
- No właśnie - przyznaje racje Ann, a cała reszta tylko przytakuje.
Po jakimś czasie ja i Mike zbieramy się i wracamy do domu. Cały czas myślę o tym co mówił Conor. Dominik w szpitalu psychiatrycznym? To wszystko jest jakieś chore, pokręcone, sama już nie wiem co myśleć. W głowie krąży mi multum przeróżnych pytań, a każde ma choćby minimalny związek z tą sprawą. Czy Dominik byłby w stanie doprowadzić się do choroby psychicznej przeze mnie? Słysząc to pytanie czuję wyrzuty sumienia, sama nie wiem dlaczego ale mi go szkoda...Nie mam najmniejszego pojęcia czy w ogóle jest to możliwe, ale coś mi mówi że tak. To właśnie ten wewnętrzny głos mówiący mi, że to przeze mnie, powoduje wyrzuty sumienia. Mike widzi, że się denerwuje, że cały czas o tym myślę, że każda moja myśl krąży wokół tego tematu, więc próbuje mnie jakoś pocieszyć i rozweselić - jak zawsze z pozytywnym skutkiem. Nie umiem nie ulec temu uśmiechowi, męskiemu głosowi, ciepłym, otaczającym mnie uczuciem ramionom i Jemu. On jest moim szczęściem, jest jak promień słońca w ulewny wiosenny dzień, jak tęcza po burzy, jak lek znieczulający dla cierpiącego z bólu człowieka, jak narkotyk dla narkomana, w końcu On jest Wszystkim, tak, Wszystkim.

***

"Nie wiem co jest warte walki, ani dlaczego muszę krzyczeć.
Ale teraz mam pewien pomysł, by pokazać Ci co mam na myśli.
Nie wiem w jaki sposób stałem się taki, nigdy nie będe w porządku(...)"


- Cóż, chyba możemy wznieść już mały toast za pierwszy udany punkt naszego planu - zaczyna Dominik.
- Szczerze? Według mnie nie mamy jeszcze czego świętować - mówię z przekonaniem - będziemy mieli dopiero wtedy, kiedy na prawdę wszystko się powiedzie.
- Oj nie przesadzaj, jeden kieliszek szampana nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodził - przekonuje otwierając butelkę z bąbelkami.
- Już dobrze, ale nie ciesz się jeszcze zbytnio, sam wiesz, że z super układającego się planu nagle może wyjść jedna wielka ruina...
- Tak, tak, dobrze wiem że wszystko może paść, ale bez przesady. W końcu dwóch tak sprawnie i dobrze myślących ludzi jak my, no i plan doskonały nie mają prawa upaść - mówi podając mi kieliszek szampana - skoro nie chcesz jeszcze świętować to wypijmy za Nasz plan i za jego powodzenie - uśmiecha się przekonująco.
- Za to mogę wypić - uśmiecham się.
- Hmm...tak sobie myślę - zaczyna Dominik po wypiciu szampana - już dawno miałem się Ciebie o to zapytać, co taka dobra, piękna, mądra i zaradna kobieta widzi w kimś takim jak ten cały Shinoda, hę? - wymieniając moje zalety zmniejsza znacznie dystans między nami.
- Dlaczego pytasz? - o dziwo nie czuję się skrępowana.
- Wiesz, nie mam zamiaru Cię obrazić czy coś, ale po prostu zastanawiam się co Miranda może w kimś takim jak On widzieć i sądzę, że Ty chyba wiesz co widziałaś w Nim przez tyle lat...
- No niby. Wiesz, On jest po prostu taki, taki do rany przyłóż, rozumiesz o co mi chodzi?
- No tak, ale w jakim sensie? Wiesz, ja raczej nie miałem okazji poznać Go z tej "dobrej" strony - mówi z kpiącym uśmiechem.
- Trudno się dziwić skoro napadałeś na Niego i Mirandę jak jakiś psychol - teraz ja delikatnie sobie pokpiewam - On jest typem człowieka, który obojętnie co się dzieje - zawsze ma do tego podejście optymisty. Całe życie wierzy w to, że będzie dobrze, ale przy tym nie jest jakimś naiwniakiem. Do tego jest dobry, kochany, wrażliwy, uczynny, potrafi zadbać o kobietę i dać Jej najpiękniejsze chwile jakie tylko może przeżyć w życiu. Umie obronić ludzi których kocha i nie przebiera w środkach jak o to chodzi. Co prawda czasami działa pochopnie i myśli dopiero po tym jak coś zrobi, ale z wiekiem robi tak coraz rzadziej - uśmiecham się delikatnie.
- Dobrze, jak na razie mówisz o cechach Jego charakteru, coś poza tym?
- Wiesz, zależy co masz na myśli...
- Nie wiem, jest w Nim coś co może przyciągać kobietę oprócz charakteru i tego, że umie o nią zadbać? Nie wiem, jest jakiś wybitny w łóżku czy co? - wypytuje mój towarzysz z wyczuwalną pogardą.
- Szczerze? Jak chodzi o seks to jest najlepszym facetem jakiego miałam w życiu...wystarczy Ci taki zbiór informacji?
- Tak wystarczy.
- No to teraz Panie mądry powiedz mi co takiego można widzieć w Mirandzie?
- W Mirandzie mówisz? - widać po Nim, że nie lubi zbytnio wspominać na Jej temat - jest dobra, skromna, umie rozmawiać z facetem i postępować z Nim, jest wszechstronna...
- Wszechstronna?
- No umie być dla mężczyzny zarazem ukochaną, kochanką, przyjaciółką i kumpelą..
- Hmm..
- Jak chodzi o łóżko to nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jaka jest dobra...
- Wiesz, zastanawiam się...nie obraź się ale zawsze mówiłeś że Miranda Cię nie kochała i że była z Toba z litości..
- Wiem chcesz na pewno zapytać skąd to wszystko o Niej wiem skoro mnie nie kochała...wiem bo przez pewien czas starała się być dla mnie taka jakby mnie kochała, starała się pokazać mi, że walczy o to żeby mnie pokochać...
- Skoro tak dobrze o Niej mówisz to dlaczego teraz chcesz się na Niej mścić? Przecież ty nadal ją kochasz, widać to po Tobie...
- Tak myślisz? To w takim razie powiedz mi dlaczego Ty chcesz zemścić się na Mike'u?
- W sumie...ja nie do końca chce się mścić. Ja chce po prostu sprawić żeby Oni nie byli razem, chce żeby Mike wrócił do mnie i znów pokochał mnie tak jak kiedyś...
- Właśnie słyszałaś moją odpowiedź na to pytanie, tylko że ze swojej perspektywy.
- Tak, wiem - odpowiadam ze smutkiem.
- Wiesz co jeszcze każe mi się zemścić na Mirandzie? Fakt tego, że przez tyle czasu nie umiała mi dobitnie powiedzieć, że mnie nigdy nie pokocha. Zamiast próbować mogła od razu skazać nas na klęskę, ale Ona próbowała. Owszem, mówiła mi, że mnie nie kocha, ale...
- Prawda jest taka, że oboje nie do końca wiemy czego chcemy...kochamy ich, ale w sumie chcemy żeby byli nieszczęśliwi - stwierdzam po namyśle.
- No tak, ale chyba na tym w pewnym sensie polega zemsta, nie sądzisz?
- Można tak powiedzieć - zgadzam się.
- Więc nie możemy się łamać teraz kiedy już zaczęliśmy realizować nasz plan. Kiedy się coś zaczyna to trzeba to dokończyć.
- Tak - odpowiadam krótko - skończmy już o tym rozmawiać, ok? - chce jak najszybciej zakończyć temat.
- Dobrze. Może pomyślimy nad następnym krokiem?
- Następnym krokiem? Sądziłam że już wszystko obmyśliliśmy.
- Mówisz?
- No teraz robimy małą przerwę, odczekamy kilka tygodni żeby nie było podejrzeń i żeby ktoś nie wpadł na to, że ma to jakieś powiązania z tym że "trafiłeś" do psychiatryka, potem zaatakujemy, najpierw delikatnie, małymi kroczkami, potem przejdziemy do większych, a na końcu do największych - objaśniam wszystko z wielkim zaangażowaniem, jakbym po raz pierwszy tłumaczyła mu cały plan - w czasie przerwy ja spotkam się kilka razy dla niepoznaki z dziewczynami, z Mike'iem i z Nimi, a tym będziesz się ukrywał.
- Wiesz? Kiedy do Ciebie pierwszy raz dzwoniłem nie myślałem, że możesz być kobietą o tak idealnym wręcz umyśle - uśmiecha się pociągająco.
- Dziękuję Ci bardzo. Jak widać potrafię zaskakiwać - odpowiadam podobnym uśmiechem.
- A i jeszcze jedno...dzieci się nie wygadają, że z kimś się spotykasz?
- Nie, co ty. Dzieci nawet Cię nie widziały bo zawsze przychodzisz albo jak śpią, albo jak ich nie ma bo są u dziadków.
- No tak. Czyli wszystko jest idealnie zaplanowane - uśmiecha się z zadowoleniem.
- Oczywiście, że tak - odpowiadam z satysfakcją.

***

"Gdy Cię widzę, cały świat przestaje istnieć.
Gdy Cię nie ma, nie mogę przestać o Tobie myśleć."

Wraz z Mike'iem doszliśmy do wniosku ze nie ma się czym przejmować. Skoro Dominik trafił do szpitala i stwierdził że chce być samotny to Jego sprawa, a my nie mamy zamiaru się w to wtrącać, bo jedyne co może nam to dać to problemy. Dalsza, praktycznie już końcowa praca nad moją płytą, pisanie tekstów oraz trasa w planach zupełnie nas pochłania. Siedzę właśnie w studiu razem z chłopakami i zastanawiam się co zrobić z pewną linią melodyczną, kiedy dobiega do mnie wyrywający z zamyślenia dzwonek do drzwi studia.
- Brad rusz dupę! Masz najbliżej - mówi Joe po chwili ciszy.
- No już, już - wyraźnie poirytowany Brad wstaje i otwiera drzwi, a chwilę później pojawia się w nich Jared i Shannon Leto.
- O siema! - wita ich Chaz wstając, a kiedy reszta powtarza taką samą czynność, Shannon zaczyna:
- Przepraszamy Was, że tak wpadamy bez ostrzeżenia ale mamy do Was pytanko dotyczące trasy.
- No to mówcie w czym rzecz - nakłania Phoenix po zajęciu z powrotem swojego miejsca na kanapie.
- Organizujecie może w tym roku kolejną edycje Project Revolution? - pyta Shannon z zaciekawieniem.
- Hmm...w sumie nie zastanawialiśmy się nad tym, ale gdybyśmy chcieli to możemy zorganizować w każdej chwili - odpowiada Mike.
- Bo wiecie pomyśleliśmy z Jared'em, Tomo i naszym menadżerem że może zgodzilibyście się zorganizować wspólną trasę z nami - uśmiecha się starszy Leto - wiecie taka trasa ze stylu Project Revolution, organizowana przez Was, a do tego zaprosilibyście Nas, Mirandę oczywiście no i tam kogo byście jeszcze chcieli. Oczywiście to Wasza decyzja, my tylko podrzucamy pomysł bo tak sobie jakoś pomyśleliśmy - śmieje się Shannon.
- Wiecie, to nie jest zły pomysł - odpowiadam z zapałem, a reszta z wyjątkiem Mike'a i Chaz'a mi przytakuje.
- Właśnie, takie łączone trasy kilku zespołów naraz zawsze są ciekawe, nie tylko dla nas ale i dla fanów. Poza tym wypromujemy należycie Mirandę i jej debiut - tym razem z uśmiechem mówi Jared.
- Pomyślimy, pogadamy z Adam'em i wtedy wam powiemy co i jak, ok? - zaczyna Mike.
- Ok, nie ma sprawy - odpowiada z entuzjazmem Jared - wiecie w sumie wpadliśmy tylko na chwilę Wam to powiedzieć, także już się zbieramy.
- Zastanówcie się, pomyślcie i odpowiedzcie nam co i jak. Jeśli nie wypali to nic, przecież się nie obrazimy - puszcza oczko Shannon, po czym chłopaki żegnają się i wychodzą.
- Co o tym sądzicie? - pyta po chwili Rob z zaciekawieniem.
- Wiesz, fajnie by było gdyby kolejny Project Revolution wypalił. W końcu zawsze dobrze wspominamy każdą trasę z innymi zespołami, zwłaszcza takimi, które znamy - odpowiada Brad.
- Właśnie no, zwłaszcza, że po pierwsze - Projekt jest naszą trasą, a po drugie - Nasi dobrzy kumple z innych zespołów pomogą nam promować płytę Mirandy - uśmiecha się do mnie Phoenix.
- Sam nie wiem, musimy to obmyślić - mówi Chaz. Dziwi mnie Jego sceptyzm. Chaz zawsze jest taki super zapalony do każdej trasy, koncertów i w ogóle, to samo Mike, a tutaj nagle mieliby być na nie. Coś mi się tutaj nie podoba, muszę rozgryźć o co im chodzi. Nagle w głowie przewijają mi się slajdy z American Music Awards, reakcja Beyonce i Tal, to co mówiły w łazience, czego nie dokończyły bo Jennette nas poganiała...może to co miały na myśli ma jakiś wpływ na sceptyzm Chester'a i Mike'a. Nie wiem sama, znowu gdyby Tal i Beyonce powiedziały coś Chaz'owi i Mike'owi to przecież Mike by mi o tym powiedział. Może sam coś zauważył...trzeba to rozkminić.
Wieczorem próbuję delikatnie dopytać Mike'a o powód Jego niezbyt dobrej reakcji. Na początku oczywiście Mike - jak to On - nie chce mi powiedzieć i udaje że to nic, jednak z czasem się łamie.
- No bo, chodzi mi o to, że...
- Że?
- Lubię Marsów i nie mam nic do trasy z Nimi, ale chodzi mi o Ciebie - czyli jednak to może być to czego się spodziewałam.
- W sensie?
- Sama wiesz że z Jared'a to taki trochę babiarz...
- Mike, czy ty coś sugerujesz?
- Nie, pewnie, że nie, ale...chodzi mi o to, że widać po Nim że mu się spodobałaś, już na gali jak Cię poznał to było widać.
- Boże, Mike, przecież wiesz, że kocham tylko Ciebie!
- Ja też Ciebie bardzo kocham - odpowiada całując mnie - ale sama wiesz, że, no jestem zazdrosny no...
- Tak, wiem, że jesteś zazdrosny, tak samo jak ja jestem zazdrosna o Ciebie, ale nie masz się czym przejmować Mike, kocham tylko i wyłącznie Ciebie i choćby Jared próbował niewiadomo jakich sztuczek uwodzenia to mu nie wyjdzie, bo Ja i moje serce jesteśmy tylko Twoje - uśmiecham się, kiedy widzę promień uśmiechu na Jego twarzy.
- Czekaj, czekaj...możesz powtórzyć jeszcze raz to ostatnie?
- Ja i moje serce jesteśmy Twoje, rozumiesz? Twoje i tylko Twoje - powtarzam jeszcze raz ciągle się śmiejąc.
- Wiesz jak pięknie to brzmi, zwłaszcza z Twoich ust? - teraz to On się uśmiecha.
- Musiało pięknie brzmieć skoro tak Ci się podobało.
- Tak sobie myślę, że pojedziemy chyba w tą trasę z Marsami, ale będę Cię cały czas miał na oku - mówi całując mnie w czoło.
- Zawsze mnie masz na oku i zawsze sprawia mi to przyjemność, tak więc możesz na mnie patrzeć 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu.
- Powiem Ci, że nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaka jesteś wspaniała, bardzo Cię kocham - przytula mnie mocno.
- Ja Ciebie też - odpowiadam wtulając się.

Cytaty: Linkin Park - Breaking The Habit, 30 Seconds To Mars - Beautiful Lie, Kazik - L.O.V.E.

niedziela, 17 lutego 2013

Leave Out All The Rest Part 14.

Baaadumtssss...no i jest Part 14. Wiem że bardzo, bardzo długo czekaliście i bardzo Was Wszystkich za to przepraszam oraz bardzo Wam dziękuję za wytrwałość i pamięć. Brak czasu, weny, nauka i wszystko inne złożyło się na to że tak długo nie napisałam rozdziału i tak długo musieliście czekać. Oczywiście nie zawieszam bloga, bo dla mnie osobiście zawieszenie go byłoby jak odcięcie sobie kawałka mózgu w którym na okrągło piszę nowe scenariusze i planuje sobie co ma być dalej, ale mówię od razu że niestety mogę trochę rzadziej dodawać rozdziały. Wiecie że kocham pisać, kocham mojego bloga i Was, ale niestety aktualnie ważniejsza jest szkoła, nauka, dobre oceny, dobry wynik z egzaminów końcowych no i to żebym dostała się do liceum do którego chce się dostać. Z resztą, myślę że sami doświadczacie tego co ja i mnie zrozumiecie :) Co do rozdziału...jest trochę jak ja to mówie "bezpłciowy", ale uważam osobiście że na takie rozdział też musi być miejsce w kreowaniu całej historii itd. Mam nadzieję że Was nie zawiodłam i czekam na komentarze tutaj, na Twitterze i Facebook'u ;) Pozdrawiam, Cassandra ;p

"Wiesz, że jesteś moim wybawieniem.
Jesteś wszystkim, czego potrzebuje i czymś więcej."

Spędzając czas z dziećmi Mike'a zauważyłam, że coraz lepiej poznaję nie tylko je, ale i samą siebie. Rysując i bawiąc się z Nimi i Mike'iem straciłam poczucie czasu. Nie zauważyłam nawet, że na mój telefon bez przerwy dzwoni Gabi, Anna i Viki. O cholera ! No tak, nie powiedziałam im, że nocuję u Mike'a i teraz pewnie wyrywają włosy z głowy zastanawiając się gdzie ja jestem.
- Halo, Miranda ! Boże, gdzie ty dziewczyno jesteś do jasnej cholery ?! Martwimy się o Ciebie no ! - wydobywa z siebie jednym ciągiem Victoria odbierając telefon.
- Spokojnie, nic mi nie jest. Przepraszam, że nie zadzwoniłam ale...głupio to brzmi ale tak jakoś wyszło no... - mówię spoglądając się na Mike'a, który jakby nigdy nic zaczyna się śmiać - Boże, Mike przestań ! - mówię ciszej, tak aby przyjaciele nie usłyszeli mojego śmiechu.
- Ejj, co, co, ja dobrze słyszałam ?! - mówi trochę spokojniejszym i zaciekawionym głosem przyjaciółka - jesteś z Mike'iem, tak ? - pyta już zupełnie spokojnie.
- No tak, no bo nocowałam u Niego - odpowiadam czekając na reakcje Vici która nagle jakby nigdy nic zaczyna piszczeć mi do słuchawki.
- Jezu, dziewczyno co się stało, dawaj ten telefon ! – opanowanym, aczkolwiek podniesionym głosem Anna wkracza do akcji - co się stało, że ta tak się wydarła ? W ogóle gdzie ty jesteś ?
- Miranda spała u Mike'a, Miranda spała u Mike'a ! - słyszę okrzyki radości wydobywające się z ust Victorii która zapewne w tym momencie pląsa po pokoju jak opętana.
- Aaaa...to ja już chyba wiem co tu się kroi - mówi Gabriel wyrywając Ann słuchawkę - no i nic nam o tym nie powiedziałaś ? - pyta Gabi oburzony.
- Jezu, z kim ja żyję - mówię sarkastycznie i mimo woli zaczynam się śmiać.
- To wiesz kochana, my Ci nie przeszkadzamy, dalej sobie bądź z Mike'iem, tylko proszę jakbyś jeszcze dzisiaj u Niego nocowała to do nas zadzwoń - mówi Gabriel.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, kochanie moje, tylko jak coś to przyjedź jutro i nam wszystko opowiesz. Baw się dobrze, kochamy Cię pamiętaj o tym. Pa, pa, buziaki, pa - kontynuuje Gabi nie dając mi dojść do słowa po czym rozłącza się, a jedyne słowa jakie udaje mi się wydusić na koniec to - Tak, tak, też Was kocham.
- I jak tam ? - pyta Mike, nadal trochę się śmiejąc.
- Normalnie...znaczy, wiesz trudno określić moich przyjaciół razem za normalnych, ale sądzę, że chyba jest dobrze i nie kwalifikują się jeszcze do psychiatry - uśmiecham się.
Anna przyjeżdża po dzieci około 15. Jakoś tak głupio się czuję, kiedy Otis i Megan żegnają się ze mną jak z najlepszą przyjaciółką nazywając mnie ciocią, ale nie daję tego po sobie poznać. Za nim Anna wychodzi prosi Mike'a aby na chwilę wziął dzieci i zostawił Nas same. Dziwi mnie trochę Jej prośba, ale nadal siedzę cicho. Kiedy Mike wychodzi z pokoju, Anna zaczyna:
- Mirando, nie miałyśmy jak dotąd okazji by porozmawiać na osobności. Wiem, że może teraz nie jest na to najodpowiedniejsza chwila, ale...
- Tak ?
- Jeśli oczywiście chciałabyś, to czy mogłybyśmy się spotkać, porozmawiać...wiem, że moja prośba może Cię zdziwić ale, na prawdę chciałabym żeby nasze kontakty były jak najlepsze - uśmiecha się trochę niepewnie.
- Oczywiście, że chciałabym się spotkać i porozmawiać. Możesz w to nie wierzyć, ale ja też chciałabym żeby nasze kontakty były...no wiesz - uśmiecham się.
- To dobrze, że chcemy tego samego - podchodzi i ściska moją rękę, podając mi kartkę ze swoim numerem - odezwij się jak tylko będziesz mogła się spotkać. Adres zapewne znasz.
- Tak, tak, dziękuję - uśmiecham się. Anna ma dobre zamiary, widać to po Niej, jednak i tak coś mnie niepokoi. Nie daję tego po sobie poznać, a kiedy Mike wychodzi z pokoju, Anna bierze dzieci i żegnając się wychodzi.
- mmm...o czym rozmawiałyście ? - pyta Mike trochę niepewnie.
- Wiesz, Anna zaprosiła mnie do siebie. W sensie, no wiesz...chce ze mną porozmawiać i w ogóle, poprawić nasze kontakty - mówię, zastanawiając się nad tym wszystkim.
- To chyba dobrze, prawda ? - pyta Mike, przytulając mnie - zobaczysz, jeszcze będziecie się przyjaźnić - uśmiecha się i całuje mnie czule w czoło.
- Mam taką nadzieję, mam taką nadzieję...

***

Ubrana w zwiewną, ciemno niebieską, długą suknię bez ramiączek, którą kupiłam kilka dni temu za poradą Beyonce, z upiętymi w luźny kok z grzywką włosami, na czarnych, wysokich obcasach, które z resztą uwielbiam, z delikatnym makijażem, pomalowanymi na czarno paznokciami i czarną kopertówką w ręku, czekam na Mike'a który dzwoni właśnie dzwonkiem u drzwi. Jestem bardzo nerwowa. Nigdy jakoś nie przepadałam za imprezami, na których była tona ludzi, a wszyscy musieli być ubrani elegancko i zachowywać się kompletnie nienagannie. Biorąc pod uwagę, że gala American Music Awards to nie impreza a zbiór ludzi, ba nie normalnych ludzi, a gwiazd muzyki i niekiedy filmu, zaczynam się jeszcze bardziej denerwować. Jednak te wszystkie rzeczy nie działają na mnie tak denerwująco jak fakt tego, że zapewne całe LP, a zwłaszcza ja i Mike będziemy na celowniku fotoreporterów. Dlaczego ? Logiczne przecież, że każdy szanujący siebie i swoją robotę fotoreporter będzie chciał uchwycić chociaż kawałeczek nowej dziewczyny Pana Shinody. Przecież prasa nie może odpuścić sobie wtrącania się w każdy zakątek życia prywatnego, kogoś kto ostatnio jest na językach nie tylko przez rozwód i nowy związek ale i przez bójkę z byłym chłopakiem swojej obecnej dziewczyny. Fani zapewne też nie odpuszczą pyknięcia choć jednej fotki. Z resztą...sama wiem jak to jest i im się osobiście nie dziwię. W końcu sama byłam na koncertach i innych takich wydarzeniach i nie miałam serca żeby nie walnąć pięknej fotki Linkin Park przechodzącemu akurat przez czerwony dywan. Pomyśleć, że dwa lata temu przepychałam się z pokaźną ilością fanów, którzy dostali wejściówki na tą oto samą galę w celu zrobienia zwykłego zdjęcia, a dzisiaj idę na tą samą galę w roli...no właśnie...w roli dziewczyny jednego z liderów Linkin Park i w roli obiektu do fotografowania. Boże...gdybym wiedziała, że nastanie kiedyś w moim życiu tak szczęśliwy okres, jaki ma miejsce w tej chwili to chyba nigdy bym się nad sobą nie użalała jakie to ja mam popaprane życie. Takowe przemyślenia przerywa mi wpuszczony przez Annę Mike, który wchodząc do pokoju staje jak wryty i się uśmiecha. Kiedy Viki kończy grzebać coś koło mojego koka, Mike podchodzi i podając mi rękę pomaga wstać.
- Piękna jesteś - mówi uśmiechnięty oglądając mnie naokoło, a ja sama nie mogę powstrzymać uśmiechu.
- Muszę Ci powiedzieć, że to wszystko to robota tych tutaj oto moich wspaniałych, kochanych przyjaciół.
- Wiecie co...nie myślałem, że Miranda może być bardziej piękna niż jest, a wy udowodniliście mi, że jednak może - uśmiecha się nadal patrząc na mnie z tym wspaniałym błyskiem w oczach.
- eee tam...my tylko pomogliśmy się jej umalować i w ogóle - mówi Viki.
- No właśnie, całe piękno tkwi w Niej samej, my je tylko wyeksponowaliśmy jeszcze bardziej, niż Miranda robi to zwykle - dopowiada Gabriel, a reszta mu przytakuje.
- Przepraszam, że się wtrącam ale czy nie powinniśmy już iść no bo...trochę późno już, a chłopaki na Nas czekają - mówię nieśmiało.
- No właśnie ! Lećcie już bo czekają na Was i w ogóle - mówi Ann, a ja słysząc jej słowa szybko ściskam wszystkich po kolei w geście ogromnej wdzięczności.
- Dobrze, już dobrze, nie dziękujcie Nam tylko idźcie - śmieje się Gabi pospieszając Nas. Żegnając się Mike bierze mnie za rękę i razem wychodzimy.
- Wiesz, jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie i żadna biżuteria ani inne rzeczy nie opiszą tego co do Ciebie czuję, ale chciałem Ci to dać - mówi Mike, kiedy stoimy już obok samochodu, wyciągając z kieszeni marynarki ozdobne pudełeczko i podając mi je.
- Mike, ale na prawdę nie musisz... - Mike ucisza moją standardową gadaninę całując mnie czule w usta.
- Po prostu otwórz - uśmiecha się. Otwieram, a moim oczom ukazuje się piękny, srebrny naszyjnik. Nie jest on duży, jest to drobny, mały, naszyjnik. Mike trafia w mój gust idealnie, bo uwielbiam taką drobną, nie rzucającą się w oczy biżuterię. Na delikatnym łańcuszku, zawieszone jest małe srebrne serduszko.
- Podoba Ci się ?
- Mike...bardzo, bardzo mi się podoba - uśmiecham się, a On nic nie mówiąc bierze naszyjnik i zapina mi go na szyi.
- To nie oddaje tego co do Ciebie czuję, ale przynajmniej... - teraz ja uciszam Go pocałunkiem.
- Mike, kocham Cię, bardzo Cię kocham i nie musisz nic mówić - całujemy się przez krótką chwilę, po czym Mike otwiera mi drzwi do samochodu i zaprasza abym wsiadła.
Jadąc ulicami Los Angeles, które jak zawsze są zakorkowane, mówię Mike'owi o swoich nerwach związanych z tak dużą galą.
- Spokojnie, nie ma się czym denerwować. Obstrykają nas z każdej możliwej strony, trochę się pouśmiechamy, my walniemy występ, a potem to już tylko after party nam zostanie do odhaczenia - uśmiecha się puszczając mi oczko.
- No tak, ale...nie wiem sama i tak się boję, nie wiem o co mi chodzi - mówię niepewnie - tam będzie tylu ludzi, tylu nieznajomych ludzi, tylu reporterów.
- Spokojnie. Pamiętaj, że cały czas będę z Tobą i będę Cię wspierać. Poza tym oprócz nas będzie jeszcze Jay i Beyonce, więc nie do końca jest prawdą stwierdzenie, że nikogo nie znasz - kontynuuję - a z okazji gali muszę Ci powiedzieć ze mamy zamiar poznać Cię z kilkoma znajomymi osobami. Beyonce pewnie zaciągnie Cię na pogaduszki z Rihanną i innymi - w tym momencie wytrzeszczam oczy, a Mike widząc moją minę zaczyna się śmiać.
- Pfff...bardzo śmieszne wiesz - mówię po otrząśnięciu się z wrażenia jakie wywarły na mnie słowa Mike'a. Nie żebym się nie spodziewała, że będzie tam multum gwiazd, ale...dobra, mniejsza z tym. Wolę o tym nie myśleć, może będę choć trochę mniej nerwowa.
- No co ? Mówię tak jak jest - mówi Mike, nadal śmiejąc się z mojej dość nieogarniętej reakcji. Od rozmowy na temat gali odrywa nas dzwonek mojego telefonu, który pośpiesznie wyjmuję z torebki i odbieram.
- Halo ?
- Hej, gdzie wy jesteście ? Zgubiliście się czy jak ? - pyta minimalnie wkurzonym, aczkolwiek nadal opanowanym głosem Chester - aaa i powiedz Mike'owi żeby czasami odbierał telefon bo kiedyś mu nakopie do tego Jego pół-japońskiego zadka za to, że nie odbiera.
- Spokojnie. Za chwile będziemy. Nie musisz mu skopywać tyłka, ja to zrobię - odpowiadam, uśmiechając się do Mike'a, który spogląda podejrzliwie w stronę telefonu przyłożonego do mojego ucha.
- Ok, ok. Jak coś to czekamy tam gdzie co roku. Mike wie gdzie.
- Ok. - odkładam telefon.
- O czym rozmawialiście ? - pyta nadal zaabsorbowany rozmową Mike.
- W dużym skrócie o Twoim tyłku - uśmiecham się - Chaz powiedział, że czekają na nas tam gdzie zawsze.
- Dobrze, dobrze.
Po chwili wjeżdżamy na parking przed Nokia Theatre. Mike pokazuje zaproszenie, po czym parkujemy na wskazanym miejscu, tuż obok samochodu Brad'a. Mike wysiada a potem szybko otwiera drzwi abym ja też mogła wysiąść. Ciepłe, wieczorne powietrze Los Angeles przyjemnie owiewa moją skórę, co delikatnie odrywa mnie od zdenerwowania, które z każdym momentem jakby trochę maleje. Maleje dzięki Michael'owi który przytula mnie i całuje.
- Wszystko będzie ok ? To tylko gala, nie masz się czym przejmować. Jesteś piękna i na prawdę nie masz powodu do nerwów - mówi patrząc mi głęboko w oczy.
- Wiem - uśmiecham się – wiesz, że dzięki Tobie jakoś...te nerwy mi przeszły.
- Widzisz ? Mówiłem, że nie ma co się niepotrzebnie denerwować - całuje mnie jeszcze raz - poza tym jesteś najpiękniejszą kobietą na tej gali i chcę wszystkim to udowodnić.
- Mike ? Jesteś pewien, że musisz to udowadniać ? - pytam, patrząc podejrzliwie w oczy ukochanego.
- Nie, nie musze bo jak tylko wszyscy Cię zobaczą to...a z resztą. Nie chce wyjść na samoluba czy coś, ale tak Cię kocham że musze się Tobą choć trochę pochwalić przed światem - znów mnie całuje.
- Hmm...a nie sądzisz, że przesadzasz ? - uśmiecham się kokieteryjnie.
- Nie. Ale widzę, że Ty sądzisz, że przesadzam, tak więc muszę Cię jakoś przekonać - znów mnie całuje.
- Jak chcesz to zrobić, jeśli mogę wiedzieć ?
- Hmm, na przykład całując Cię tak przekonująco, że aż zmiękną Ci kolana - znów się całujemy. Tym razem dłużej.
- Wiesz, nie jestem jeszcze do końca pewna czy mnie przekonałeś - mówię po chwili, a kiedy znów mnie całuje mówię:
- No dobrze no, jeszcze się zastanowię, ale chyba mnie przekonałeś - nadal delikatnie kokietuje ukochanego. Podczas kolejnego pocałunku słyszymy dość donośny głos Brad'a:
- Ej, Romeo i Julia ! Może byście tak się pospieszyli i nie obściskiwali się na parkingu !
- Ach, ta młodzież. W ogóle nie zna zasad kultury społecznej - mówi Hahn, udając staruszka - za naszych czasów dostalibyście po tyłku i byłby spokój - kontynuuje, a reszta stoi śmiejąc się z Jego wygłupów. 
- Ahaha...ale jesteście zabawni - ripostuje Mike, kiedy jesteśmy już obok przyjaciół. Po szybkim przywitaniu ze wszystkimi wchodzimy tylnym wejściem na hol, a następnie schodami na kolejny hol, w którym co chwila mijamy sławnych ludzi oraz drzwi garderob, opatrzone nazwami zespołów, imionami i nazwiskami bądź pseudonimami gwiazd. Po drodze moi towarzysze wykorzystują każdą okazję na przywitanie się ze znajomymi i przedstawienie mnie, dzięki czemu już na wejściu mam okazję poznać Rihannę, Alicie Keys i kilka innych, na pierwszy rzut oka miłych osób. Kiedy wszyscy łącznie z Jay'em i Beyonce pakujemy się do garderoby opatrzonej napisem Linkin Park, siadamy i czekamy na to aż ktoś z obsługi gali przyjdzie powiedzieć, że mamy przyjść na czerwony dywan. Po chwili zastanowienia pytam:
- Tak w sumie to...nie powinniście mieć próby przed występem ?
- No niby powinniśmy, ale stwierdziliśmy że tyle razy graliśmy już Burn It Down na żywo, że nie ma sensu bo i tak nie będzie w naszym występie nic nowego - uśmiecha się Dave.
- W sumie - uśmiecham się. W tym momencie do drzwi garderoby ktoś puka. Chester otwiera drzwi, a moim oczom ukazuje się zespół na którego widok trochę mnie muruje. Mimo widocznego zdziwienia jakie czuje, zachowuje pełen spokój i wstaje razem z Mike'iem.
- Ludzie, ile czasu my się nie widzieliśmy - mówi uśmiechnięty Chester witając kumpli.
- Co ty nie powiesz ? - pyta perkusista ściskając się przyjacielsko z Mike'iem, który zaraz po powitaniu gości, obejmując mnie w pasie mówi:
- No więc Mirando oto Jared, Shannon i Tomo - tutaj robi małą przerwę - chłopaki to jest Miranda - uśmiecha się miło.
- Hej ! Miło Cię poznać - uśmiecha się Shannon podając mi rękę.
- Tak, trochę już o Tobie słyszeliśmy dobrego - uśmiecha się Tomo, również witając się uściskiem ręki.
- Dokładnie. Wiesz, nie wiem czy ktoś z Nich - tutaj pokazuje na całe LP - Ci o tym wspominał, ale powiem Ci w tajemnicy, że dumni to Oni chyba nigdy z nikogo tak jak z Ciebie nie byli - uśmiecha się Jared, witając mnie i zarazem puszczając oczko.
- Miło mi to słyszeć - uśmiecham się - no i miło mi Was poznać.
- Cała przyjemność po naszej stronie - odpowiada Jared kiedy wszyscy siadają.
Wkrótce po krótkiej rozmowie do garderoby puka technik, który oznajmia nam, że za 10 minut rozpoczyna się tak zwany czerwony dywan. Słysząc to razem z Beyonce i Talindą udaję się do toalety w celu poprawienia makijażu. W toalecie Tal zaczyna:
- Dziewczyny, nie macie takiego wrażenia...a z resztą - przerywa.
- Jakiego wrażenia ? - dopytujemy jednocześnie patrząc w stronę kobiety.
- Wiecie...nie mówcie nic chłopakom ale mam jakieś dziwne wrażenie że...inaczej... Znam Jared'a trochę czasu i nie wiem dlaczego, ale jakoś wydaje mi się że dziwnie zareagował. Nie chodzi mi tu o reakcje na poznanie Ciebie - zwraca się do mnie - ale o Jego hmm...nie tyle może gesty co spojrzenie... - w tym momencie urywa.
- Czekaj, czekaj...myślisz o tym samym co ja ? - pyta Beyonce, trochę niepewnie.
- No właśnie chyba tak - odpowiada wymieniając spojrzenie z ciemnoskórą kobietą.
- Dziewczyny, mogę wiedzieć o co chodzi ? - pytam, jednak w tym momencie do łazienki wchodzi Jennette która pośpiesza nas, abyśmy jak najszybciej wyszły. Kiedy wychodzę nadal nie jestem pewna o co mogło chodzić Beyonce i Talindzie jednak zauważam coś co daje mi do myślenia. Dopiero poznałam Jared'a, jednak moją uwagę przykuwa Jego spojrzenie skierowane w moją stronę. Uważnie obserwuje każdy mój ruch, jakbym zaraz miała zrobić coś od czego zależy Jego życie. Nie mam pojęcia co to może znaczyć, jednak podświadomie trochę mnie to denerwuje. Nie dając nic po sobie poznać, uśmiecham się do Mike'a i razem z Nim wychodzę z garderoby. Wszyscy razem idziemy w głąb korytarza prowadzącego do drzwi, a kiedy znajdujemy się przed nimi, Mike ujmuje moją rękę w swoją i uśmiecha się do mnie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki przestaje myśleć o Leto i nerwach. Uśmiech człowieka którego kocham, daje mi siłę i pozwala na pewnego rodzaju luz. Nadal przejmuje się tymi reporterami i tłumem ludzi, jednak wiem, że mam obok siebie osobę która mnie wspiera i nie pozwoli na to abym popełniła coś czego będę żałowała. Pierwsze co uderza we mnie po wejściu na czerwony dywan to przeróżne okrzyki radości, dobiegające ze strony tłumów za barierkami. Z czasem przyzwyczajam się do okrzyków, a reporterzy robiący zdjęcia mimo, iż są natarczywi, jakoś nie przerażają mnie tak jak sądziłam. Po około pół godziny mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie czuję się tak jak myślałam, że będę się czuła. Mimo obecności wielu gwiazd muzyki, nie jestem w żaden sposób skrępowana, a dzięki Mike'owi, który nie odstępuje mnie na krok czuję się pewniejsza siebie. Kiedy Mike i Chester udzielają krótkiego wywiadu prowadzącej, staję z boku, jak na towarzyszkę przystało i po prostu czekam aż skończą rozmowę. Brązowowłosa, wysoka kobieta prowadząca wywiad jest wyraźnie zaintrygowana moją obecnością i widać, że chętnie wypytałaby i mnie i Mike'a o szczegóły całej "medialnej afery" którą tak na prawdę media same stworzyły i wykreowały od A do Z, jednak osobiście sądzę, że etyka zawodowa Jej na taki czyn nie pozwala. Po wywiadzie przystajemy na chwilę z Mike'iem, a fotoreporterzy wręcz obrzucają Nas fleszami.
- Już widzę jutrzejsze tytułu w stylu: "To musi być miłość ! Shinoda i Jego nowa wybranka serca, nierozłączni na gali American Music Awards !" - szepcze mi na ucho, lekko uśmiechając się.
- Mówisz, że aż tak ? - pytam cicho.
- Pewnie, Oni nie odpuszczą żadnej okazji na to aby strzelić fotkę i napisać o nowym związku jakiegokolwiek człowieka, choćby minimalnie powiązanego ze światem muzyki i showbiznesu - odpowiada Mike, równie cicho - z resztą...co z tego, niech sobie piszą. W końcu będą mieli racje, bo na prawdę się kochamy - uśmiecha się do mnie puszczając zalotnie oczko, a ja odwzajemniam uśmiech, dając mu tym samym do zrozumienia że zgadzam się z Nim.
Kiedy już wszyscy, łącznie ze mną zostają obfotografowani z każdej możliwej strony, udajemy się na aulę Nokia Theatre i zajmujemy wyznaczone miejsca. Tuż za nami siadają Jay i Beyonce, oraz mimo, iż nie są nominowani w żadnej kategorii - Marsi. Ogarniam swój wewnętrzny szok jakiego doznałam już widząc multum gwiazd na czerwonym dywanie i czekam na dalsze wydarzenia, które zapewne dadzą mi jeszcze więcej wrażeń, bo mimo, iż nie lubię wszystkich artystów zgromadzonych na gali AMA, to i tak czuję się jakby przytłoczona natłokiem sławnych i bogatych tworzących muzykę. W końcu muzyka to moja pasja. Szczerze rzecz ujmując gdyby nie LP, Jay i Beyonce to pewnie nie dałabym rady. Co innego jest być na takiej gali jako fan, za barierką z aparatem w ręku i transparentem ponad sobą, a zupełnie co innego znaleźć się tutaj jako jeden z obiektów na których między innymi skupia się uwaga.

***
"Jesteśmy mistrzami - moi przyjaciele, 
i będziemy walczyć dalej, aż do końca!"

Po kilku nawet fajnych występach, wręczeniu około połowy nagród które otrzymują między innymi Jay i Beyonce, przychodzi czas na kategorie Ulubiony Artysta Alternatywny.
- Witamy wszystkich zgromadzonych na gali American Music Awards 2012. Dziś będziemy mieli przyjemność oznajmić Wam kto wygrywa w kategorii Ulubiony Artysta Alternatywny - mówi świetna aktorka Kerry Washington która wręcza nagrodę razem z łyżwiarzem Apolem Ohno. Wręcza nagrodę w kategorii w której nominowany jest Linkin Park. Mój uścisk na ręce Mike'a wzmacnia się, a ja sama jakby chwilowo zamieram. Mike widząc moją reakcje tylko cicho się uśmiecha i ze stoickim spokojem wszystkiego dokładnie słucha.
- Nominowani w kategorii Ulubiony Artysta Alternatywny to - zaczyna Ohno budując napięcie - The Black Keys - chwila przerwy - Gotye - wymawia Washington, jeszcze bardziej budując napięcie - oraz Linkin Park - dokańcza łyżwiarz, a ja osobiście mam ochotę wydać z siebie okrzyk emocji, który zawsze miałam w zwyczaju wydawać oglądając jakąkolwiek galę w której LP było nominowane do jakiejkolwiek kategorii. Zachowuję jednak spokój, upominając siebie samą, że jestem na eleganckiej gali, a nie u siebie w domu. Jedyne czego nie mogę powstrzymać w tych straszliwych i przyprawiających mnie o dreszcze chwilach oczekiwania przed wyczytaniem zwycięzcy, to trzęsienie się nóg. Próbuję postawić je w spokoju na ziemi jednak one odmawiają posłuszeństwa.
- Zwycięzcą w kategorii Ulubiony Artysta Alternatywny zostaje - zaczyna Washington, powoli otwierając kopertę, w której widnieje werdykt. W tym momencie mój osobisty wskaźnik emocji ma ochotę wybuchnąć, a ja sama zamieram w bezruchu, trzymając Mike'a za rękę tak mocno, że dziwie się dlaczego jeszcze nie zajęczał z bólu.
- Zostaje - dopowiada łyżwiarz, by podbudować jeszcze bardziej napięcie, które we mnie buzuje jak...sama już nie mam pojęcia co. I teraz, właśnie w tym momencie z ust obu osób na scenie pada głośne:
- LINKIN PARK !
Wszyscy wokół zaczynają klaskać. Wstaje razem ze wszystkimi i z trudem panując nad emocjami obejmuję Mike'a, który całuje mnie czule. Przytulam się do Niego, a On całuje mnie w szyje, po czym składa kolejny czuły pocałunek na moich ustach, równocześnie ścierając spływającą po moim policzku łzę szczęścia. Uśmiechamy się do siebie po czym reszta Linkinów również przytula mnie przyjacielsko. Kiedy wchodzą na scenę i odbierają nagrodę, prawie że standardowo Mike przejmuje inicjatywę mówniczą i zabiera się za przemówienie którego treść chłopaki ustalili przed galą:
- Dziękujemy Wszystkim, którzy pomagają nam w naszej pracy, Wszystkim, którzy nas słuchają i którzy zawsze nas wspierają, naszym rodzinom, przyjaciołom, znajomym, żonom i dziewczynom, naszej ekipie i wszystkim naszym fanom, zarówno tym z oficjalnego fanklubu LP Underground, jak i tym spoza niego. Wszyscy jesteście wspaniali i zasługujecie na specjalne podziękowania - mówi Mike, skupiając uwagę na widowni i na mnie. Słysząc Jego słowa nie mogę przestać się uśmiechać. W końcu Mike dziękuje też i mi, bo jestem jednym z tysięcy fanów, z tysięcy Żołnierzy Linkin Park. Czuję, że moje serce ma ochotę z radości wyskoczyć z piersi i zatańczyć kankana. Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Przecież równie dobrze mogłabym teraz siedzieć przed telewizorem z Viki, Ann i Gabim i skakać ze szczęścia widząc, że mój ukochany zespół wygrał. Tymczasem ja siedzę na gali American Music Awards. Ba, nie siedzę tutaj jako zwykła osoba, siedzę tutaj jako dziewczyna Michael'a Shinody i przyjaciółka najwspanialszego zespołu na świecie, mojego ukochanego, jedynego w swoim rodzaju Linkin Park. Lepiej nie może być...pomyśleć, że kilka miesięcy temu bałam się swoich marzeń, myślałam, że nie da się ich spełnić, że są nieosiągalne, że są tylko moim osobistym, chorym wymysłem, wytworem mojej głowy, nie wierzyłam w siebie, nie wierzyłam w nie, nie wierzyłam w to, że kiedykolwiek zaprzyjaźnię się z Linkinami, że kiedykolwiek będę miała szansę na to aby pod ich okiem wydać płytę, że kiedykolwiek będę miała szansę pomagać im w pracy nad ich płytą, a co dopiero w to, że kiedykolwiek będę z miłością mojego życia, Mike'iem Shinodą, tak Mike'iem Shinodą, tym Mike'iem Shinodą. Nie wierzyłam w spełnienie swoich marzeń, a jednak życie mnie zaskoczyło i spełniło je wszystkie...to takie piękne, takie wspaniałe, że nie umiem nawet ująć tego w słowach.
Zaraz po ogłoszeniu następnej kategorii, przychodzi czas na występ Linkinów. Czekam na ten moment z zapartym tchem. Kiedy już wychodzą na scenę i mają zacząć grać, nagle przerywają:
- Mieliśmy na dzisiejszej gali zagrać po raz kolejny Burn It Down - zaczyna Chester - jednak z pewnych powodów zdecydowaliśmy się na zrobienie małej niespodzianki nie tylko naszym fanom. Zagramy piosenkę której jeszcze nikt nie miał okazji usłyszeć na żywo, a zagramy ją specjalnie z podziękowaniem dla pewnej wyjątkowej osoby, która ostatnio bardzo nam pomaga w naszej pracy, która jest naszą wierną fanką, asystentką, przyjaciółką i bardzo dobrą doradczynią - uśmiechając się, przekazuje głos Mike'owi.
- Ta osoba jest tutaj dzisiaj z nami i jak ją znam, w tej chwili zapewne bardzo się niecierpliwi - uśmiecha się Mike - tak więc bez zbędnego przedłużania. Z dedykacją dla Mirandy, jedna z jej ulubionych piosenek - Castle Of Glass.
Zaczynają do mnie dochodzić pierwsze odgłosy dedykowanej mi piosenki. Dedykowanej mi przez... przez Linkin Park. Nie wiem co powiedzieć, co zrobić, siedzę tylko jak wmurowana w fotel, a łzy szczęścia zaczynają spływać po moich policzkach. Siedząca obok mnie Talinda obejmuje mnie, a jedyne co jestem w stanie zrobić to oprzeć głowę o jej ramie. Dzięki przyjaznemu uściskowi powoli otrząsam się z zaskoczenia i jedyne co jestem w stanie zrobić to śmiać się cicho nadal płacząc ze szczęścia. Tak jest już do końca piosenki.
- Dziękujemy! - mówi na koniec występu Mike, a wokół słychać gromkie brawa.

***
"Wszystko to, co do mnie mówisz,
zabiera mnie o jeden krok bliżej krawędzi
i mam zamiar się przełamać..."

W tym samym czasie.

Siedzę sama w pustym i cichym domu. Dzieci już śpią, a ja popijając czerwone wino, powoli przeglądam kanały telewizyjne w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Włączając MTV natrafiam na transmisję na żywo, gala American Music Awards. No tak, przecież to dzisiaj. Ehh...ostatnio nawet moja niegdyś niezawodna pamięć szwankuje. Nie zastanawiając się dłużej, oglądam galę. Kiedy przychodzi czas na kategorię w której nominowane jest Linkin Park, odstawiam kieliszek z winem na stolik i słucham z zapartym tchem.
- LINKIN PARK ! - wypowiadają po standardowej chwili ciszy, prowadzący, wspólnie wręczający nagrodę.
- TAK ! - mówię cicho. Cieszy mnie fakt, że odnoszą kolejny sukces, wiem jak cieszy to Mike'a. Po chwili cała moja radość uchodzi, uchodzi ze mnie jak powietrze z przekłutego materaca. Wszyscy są szczęśliwi, Mike bierze w swoje objęcia Mirandę, całują się, przytulają, znów całują, potem reszta zespołu ściska się z Nią, jak z najlepszą przyjaciółką, zupełnie jak jeszcze całkiem niedawno ze mną. Patrząc na ten szczęśliwy obrazek mam szczerą ochotę wziąć kieliszek z winem i rzucić nim z całej siły w ekran.
- Anna, panuj nad sobą - powtarzam sobie w myślach, uspokajam się i ze stoickim wręcz spokojem oglądam dalej. Wchodząc na scenę Mike jak zawsze przejmuje inicjatywę mówiącego:
- Dziękujemy Wszystkim, którzy pomagają nam w naszej pracy, Wszystkim którzy nas słuchają i którzy zawsze nas wspierają, naszym rodzinom, przyjaciołom, znajomym, żonom i dziewczynom, naszej ekipie i wszystkim naszym fanom, zarówno tym z oficjalnego fanklubu LP Underground, jak i tym spoza niego. Wszyscy jesteście wspaniali i zasługujecie na specjalne podziękowania - mówi skupiony.
Słysząc Jego słowa sama nie wiem co myśleć. Zapewne dziękuje też mi, jednak ja, ja zupełnie nie czuję tych podziękowań, nie trafiają do mnie, odbijają się ode mnie jak echo od ścian jaskini. Po podziękowaniach, zostaje wręczona jeszcze jedna nagroda, a następnie prowadząca zapowiada występ Linkin Park. Po chwili wchodzą na scenę, jednak zamiast zacząć grać, Chester mówi:
- Mieliśmy na dzisiejszej gali zagrać po raz kolejny Burn It Down, jednak z pewnych powodów zdecydowaliśmy się na zrobienie małej niespodzianki nie tylko naszym fanom. Zagramy piosenkę której jeszcze nikt nie miał okazji usłyszeć na żywo, a zagramy ją specjalnie z podziękowaniem dla pewnej wyjątkowej osoby, która ostatnio bardzo nam pomaga w naszej pracy, która jest naszą wierną fanką, asystentką, przyjaciółką i bardzo dobrą doradczynią - w tym momencie sama nie wiem co myśleć. Mike przejmuje głos:
- Ta osoba jest tutaj dzisiaj z nami i jak ją znam, w tej chwili na pewno bardzo się niecierpliwi. Tak więc bez zbędnego przedłużania. Z dedykacją dla Mirandy, jedna z jej ulubionych piosenek - Castle Of Glass.
Słysząc słowa Michael'a, sama nie wiem co się ze mną dzieje. Zaczynam trząść się ze złości. Nie jest to zwykła złość, to złość przeładowana zazdrością.
- Boże, On, Oni, On dedykuje Jej, Mirandzie...Jezu ! - nie wytrzymuję. Wstając, wykrzykuje z siebie całą tą złość. Nie, co ja robie ?
- Spokojnie Anno, spokojnie - łzy zaczynają powoli spływać po moich policzkach. Ocieram je i szybkim krokiem zmierzam w stronę kuchni. Z barku wyjmuję butelkę whiskey. Nie zastanawiając się nad swoimi poczynaniami, szybkim ruchem odkręcam butelkę i pociągam dość duży łyk. Szybko żałuję tej decyzji i wypluwam wszystko do zlewu. Co ja robie ?! Do cholery co ja robię ?! Przecież nigdy nie piłam, tylko okazjonalnie piłam lampkę, góra dwie wina bądź szampana. Co się ze mną dzieje ?! Zaczynam nie poznawać samej siebie. Powoli osuwam się na krzesło i próbuje się uspokoić. Jednak kiedy tylko zaczynam myśleć racjonalnie w mojej głowie przewija się slajd obrazów z mieszkania Mike'a i z gali. Czerwone róże, wszędzie czerwone róże, Miranda w Jego koszuli, w koszuli mojego męża, oboje zadowoleni, uśmiechnięci, całujący się na gali, Ona u Jego boku, to Ją teraz kocha, nie mnie, na grillu u Chester'a, przytulali się, kochają się, Oni, teraz są tylko Oni, nie ma już mnie, wyrzucili mnie z życia jak jakąś brudną, niepotrzebną szmatę. Emocje znów zaczynają we mnie buzować. Pod ich wpływem biorę dość duży łyk wysokoprocentowej whiskey. Krzywię się czując jej smak, jednak tym razem, z trudem, ale ją połykam. Po chwili czuję nawet przyjemne ciepło, rozgrzewające mnie od środka. Biorę kolejny łyk i kolejny i kolejny. Nim się spostrzegam nie ma już pół butelki.
- Co ty robisz ?! - mówię pod nosem. 
- Przecież masz dzieci, najwspanialsze dzieci pod słońcem, kochasz Je, musisz się Nimi opiekować, a nie załamywać się i pić - mówię sama do siebie - zazdrość nie może mnie zniszczyć, nie, nie mogę na to pozwolić - powtarzam sobie - musisz się podnieść z tego bagna, podnieść siebie i swoją psychikę, nie możesz się załamać, nie teraz. Ale, Ja, Ja tak bardzo Go kocham - mówię do siebie, czując jak do oczu napływają mi łzy.
- Dlaczego Mike ? Dlaczego On...dlaczego muszę tak Go kochać ?! - mówię przez płacz - straciłam Go, straciłam Go na zawsze...dlaczego nie umiałam uratować naszego małżeństwa, skoro tak bardzo Go kocham ? - zadaje pytania sama sobie, jednak nie słyszę odpowiedzi. Jedyne co słyszę to ciszę, błogą ciszę. Nie, nie mogę, musze się ogarnąć...Wstaję szybko, jednak zaraz tego żałuję, czując potężne zawroty głowy. Nogi mam jak z waty, nie mogę na nich ustać. Walczę z całych sił, ale nie mogę. Z trudem podtrzymując się jedną ręką blatu, biorę butelkę z alkoholem i wylewam całą pozostałą zawartość do zlewu. Butelkę wyrzucam. Zaczynam czuć silne mdłości, które jeszcze pogarszają mój stan. Jednak mimo to walczę sama ze sobą. Sama nie mam pojęcia w jaki sposób doczołguję się do kanapy i opadam na nią z ulgą. Przestaje kontaktować, wszystko wokół się kręci, nie czuję nóg. Po chwili wszystkie te uczucia ustępują uczuciu błogiej senności, zasypiam.

***

Siedząc na after party po gali cały czas czuję na sobie spojrzenie młodszego Leto. Mimo wszystko nie zwracam na to uwagi. Jestem dumna z Linkinów, jakby co najmniej byli moimi dziećmi. Mam ochotę skakać z radości. Co jakiś czas Mike i reszta przedstawiają mnie osobom, których jeszcze nie miałam okazji poznać. Beyonce ewidentnie jest w swoim żywiole. Kiedy tylko odrywamy się od siebie na chwilę z Mike'iem, wraz z Jay'em zaciąga mnie na bardzo miłą rozmowę z Rihanną i Kanye West'em, którzy z resztą okazują się bardzo mili, normalni i w ogóle nie wykazują choćby krzty omamienia pieniądzem i światową karierą. Co do poznawania nowych ludzi, prawie całkowicie powołuję się na Linkinów, Jay'a i Beyonce. Dlaczego ? W końcu są Oni normalnymi ludźmi, nie zepsutymi przez pieniądze, ani sławę. Skoro sami tacy są to muszą też zadawać się z ludźmi którzy tacy są, którzy prosto mówiąc nie mają nierówno pod sufitem. Z tego założenia wychodzę poznając na dzisiejszej gali bardzo wiele sławnych ludzi.
- Czekaj, czekaj, Beyonce mówiła, że masz talent i że pracujesz nad debiutem? - pyta Rihanna.
- Tak i mówiła jeszcze, że podobno jesteś na dobrej drodze i masz zadatki na gwiazdę światowego formatu - dopowiada West, uśmiechając się.
- Wiecie, nie wiem czy mam zadatki na światowa karierę, ale tak, pracuję nad płytą - uśmiecham się - dzięki Beyonce.
- A proszę Ciebie bardzo - kobieta odwzajemnia uśmiech.
- Bo wiesz, tak sobie pomyślałam, że gdybyś chciała może nagrać jakiś featuring - zaczyna Riri - to mogłabyś wpaść do Roc Nation do mnie do studia z jakimś zarysem, pomysłem czy czymkolwiek innym, pomyślałybyśmy, pogadały, coś popróbowały, jeślibyś chciała to mogłabym zaprosić kogoś znajomego, wiesz Eminema, Drake'a czy Nicki Minaj - uśmiecha się - z resztą ja też mogę wpaść w razie czego do Was do Warnera, jeśli oczywiście Linkini nie będą mieli nic przeciwko.
- Nie, nie mamy nic przeciwko - odpowiada Mike, witając się z Rihanną.
- No to jesteśmy umówione - odpowiada, puszczając mi oczko.
- Ej, ej, czy mogłabyś proszę nie rządzić się moją kochaną wytwórnią ? - pyta Jay sarkastycznie, udając niby wkurzonego.
- No i mogłabyś pamiętać o mnie - dopowiada Kanye.
- Oczywiście, że nie - Rihanna uśmiecha się, wystawiając im język.
- Jay, przecież Robyn zawsze rządzi się Twoją wytwórnią - odpowiada Mike, uśmiechając się złośliwie.
- Dzięki, wiesz ? Bardzo mi pomogłeś, na prawdę, kocham Cię, wiesz, nie ma to jak przyjacielska pomoc, na prawdę - odpowiada mężczyzna, dąsając się, a my zaczynamy się śmiać - tak nabijajcie się ze starego Shawn'a - zaczyna się śmiać sam z siebie.
- Powiedz, jaką muzykę konkretnie chcesz grać - pyta West, wyraźnie zainteresowany dalszą rozmową.
- Wiecie, chciałabym grać muzykę, która będzie połączeniem wielu bardzo różnych elementów, muzykę która będzie mogła być słuchana przez fanów rapu, R&B, rocka, popu, house, jazzu czy nawet metalu. Nie chce trzymać się jednego stylu, chce łączyć przeróżne muzyczne gatunki, tworząc mieszankę która będzie przyciągała ludzi swoją różnorodnością, innością.
- Rozumiem, chcesz być takim freak'iem, kimś kogo muzyka będzie zapamiętywana na lata, dzięki inności i połączeniu czasami bardzo różnych, a czasami prawie w ogóle się nie różniących elementów, dających spójną, różnorodną, wyróżniającą się z tłumu całość - dokańcza Rihanna, zupełnie jakby czytała w moich myślach.
- Dokładnie, wyjęłaś mi to z ust - uśmiecham się w odpowiedzi. Rozmawialiśmy jeszcze przez dość długi czas. Tego wieczoru miałam okazję rozmawiać jeszcze z wieloma, przeróżnymi sławami zajmującymi się muzyką. Wszystkie przeze mnie poznane okazały się bardzo miłe i normalne, co bardzo mnie cieszy. Po zakończonym after party, wszyscy razem wyszliśmy i żegnając się, każdy pojechał do domu. Ja z Mike'iem zostałam jeszcze chwilę na parkingu.
- I jak Ci się podobało ? Chyba nie było aż tak źle, co ? - pyta Mike, obejmując mnie i całując.
- Było świetnie - uśmiecham się - dawno tak dobrze się nie bawiłam.
- Bardzo cieszy mnie ten fakt - odpowiada ukochany. Całujemy się przez dłuższą chwilę, po czym nagle słyszymy:
- No, no, nie ładnie tak na parkingu! - krzyczy Rihanna, wychodząc wraz ze swoim szoferem.
- Oj tam, kto to widzi - odpowiada Mike.
- No w sumie, przypuśćmy, że nikt - śmieje się Robyn - ja się zmywam, na razie, do zobaczenia! - żegna się z nami wsiadając do samochodu.
- Pa! - odkrzykujemy jednocześnie się śmiejąc.
- Może faktycznie Riri ma rację - zaczynam - nie powinniśmy tak tutaj stać.
- Nikomu chwila stania na parkingu z ukochaną osobą nie zaszkodziła - całuje mnie.
- Oj, chodź, nie powinniśmy tutaj stać, chodź - daję mu buziaka, po czym wsiadam do samochodu.
- No ale...
- Chodź no!
- O jeju, no dobrze, już dobrze, Pani Agresywna - odpowiada śmiejąc się.
- Nie agresywna tylko stanowcza, kotku - odpowiadam kiedy ruszamy.
Mike nakłania mnie abym dzisiaj znów u Niego nocowała, jednak dziś nie wiem czemu ale czuję, że muszę wrócić do domu. Nie chodzi o to, że nie chcę być z Mike'iem czy coś w tym stylu, ale po prostu sama nie wiem dlaczego coś mówi mi, że mam wrócić do domu. 
- A może to ty dzisiaj u mnie przenocujesz? - pytam z całkowicie niewinną minką.
- Hmm...no wiesz, nie wiem czy Viki, Ann i Gabriel nie będą mieli nic przeciwko - patrzy na mnie pytająco i zarazem kokieteryjnie.
- Tak, wiesz! Jak tylko rano Cię zobaczą to wywalą Cię za drzwi w samych gaciach - w tym momencie śmiejemy się oboje.
- Ok, skoro mówisz, że mnie nie wywalą to ok - śmieje się nadal - tylko skoczymy na chwilę do mnie po rzeczy, ok?
- A czy ja przypadkiem nie mam u siebie wystarczającej ilości Twoich rzeczy? - patrzę na Niego pytająco zarazem delikatnie się uśmiechając.
- W sumie - zastanawia się - w sumie to ostatnio u siebie w mieszkaniu znajduje więcej Twoich niż swoich rzeczy - patrzy na mnie niby to pytająco.
- No, a ja u siebie więcej Twoich niż swoich - oboje zaczynamy się śmiać - ostatnio Ann przy sprzątaniu stwierdziła, że chyba się do nas przeprowadzasz, bo musiała zrobić w szafie osobną półkę na Twoje ubrania i rzeczy.
- Hmm...czyli co? Definitywnie już prawie u Was mieszkam?
- Oczywiście, nasze mieszkanie jest Twoim drugim domem - śmiejemy się oboje.
- No cóż, czyli nie mam wyboru co do nocy u Ciebie - uśmiecha się do mnie kiedy staje pod moim blokiem.
- Znaczy się, no wiesz, wybór masz zawsze, a skoro nie chcesz...
- Oczywiście, że chce - Mike zamyka mi usta pocałunkiem. Jak zawsze całuje mnie tak, że aż brakuje mi tchu. Atmosfera w samochodzie zagęszcza się, a my bez niczego oddajemy się przyjemności. Po kilku minutach oboje stwierdzamy że w domu będzie nam zdecydowanie wygodniej i szybko udajemy się do mieszkania. Po drodze jednak zatrzymuje Nas coś, a raczej ktoś na kogo widok zupełnie nie mam pojęcia jak zareagować. Niby powinnam się ucieszyć bo Ginny to moja dobra koleżanka, jednak biorąc pod uwagę ostatnie wybryki Jej brata, sama nie wiem dlaczego jakoś nie wiem jak zareagować.
- Hej! - to jedyne co udaje mi się wydusić na Jej widok. Po chwili zauważam ze Ginny jest przygnębiona i smutna.
- Hej Mirando! Przepraszam, że jestem tutaj tak późno i znienacka ale musimy poważnie porozmawiać - mówi z pełną powagą - dobrze że jest z Tobą twój chłopak - mówi spoglądając na Mike'a.
- To nic, że jesteś tutaj tak późno, wchodź, napijemy się kawy, pogadamy. A tak w ogóle, Mike to jest Ginny, siostra Dominika - robie najmilszy uśmiech jaki tylko potrafię zrobić mówiąc o Nim i otwieram drzwi do mieszkania. Ginny i Mike witają się po czym oboje wchodzą do mieszkania najciszej jak potrafią, zważając na to że Viki, Gabi i Anna już śpią. Zamykam drzwi i ściągając obcasy, prowadzę ich do kuchni. Oboje z Mike'iem przepraszamy Ginny na chwilę i szybko idziemy się przebrać. Po około 15 minutach wszyscy w trójkę siedzimy już w kuchni z kubkami gorącego napoju i rozmawiamy.
- No więc, może zacznę od przeprosin - zaczyna Ginny.
- Za co chcesz mnie przepraszać? - pytam zdezorientowana.
- Hmm...więc wymienię swoją listę grzechów. Po pierwsze nie odzywałam się do Ciebie przez dobre pół roku tylko dlatego, że wyjechałam do pracy do głupiego Chicago. Po drugie pojawiam się tutaj tak nagle, bez żadnego ostrzeżenia czy telefonu i w pełni jestem pewna że jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie bo ja na Twoim miejscu bym samą siebie stąd wywaliła na zbity pysk - mówi ze skupieniem patrząc mi w oczy - no i w końcu trzeci grzech główny to fakt, że mam brata złamasa który nie dość że Cię skrzywdził to jeszcze nie chce dać Ci spokoju i cały czas knuje co tu by nie zrobić żeby zapobiec Waszemu szczęściu - kończy patrząc na Nas z powagą.
- Boże, Ginny nie gniewam się na Ciebie za nic. To nie Twoja wina, że praca i życie w Chicago całą Cię pochłonęły, znam Cię na tyle, że wiem, że żeby się nie odzywać musisz na prawdę mieć poważny powód, bo nigdy nie olałabyś kogoś bez słowa wyjaśnienia czy chociażby krótkiej rozmowy wyjaśniającej. Poza tym to, że Dominik jest jaki jest to nie Twoja wina, On straszliwie, diametralnie się zmienił i nie może to być Twoją winą bo Ciebie nawet tutaj nie było, nie mogłaś nic zrobić, nie miałaś na to wpływu.
- No niby tak ale to nie zmienia faktu, że Chicago i tak nie przyniosło mi niczego dobrego, a gdybym zamiast wyjeżdżać była tutaj w Los Angeles to miałabym nad nim w pewnym sensie kontrolę i mogłabym zapobiec czemuś, a raczej komuś kim teraz jest - odpowiada z żalem - ale nie w tym rzecz, nie o tym przyszłam tutaj rozmawiać, chodzi o coś poważnego, związanego właśnie z Dominikiem - kontynuuje pełna powagi.
- Tak? - mówi Mike.
- Więc, chciałam Wam powiedzieć żebyście uważali, na prawdę, żebyście uważali na Siebie oboje. Dominikowi ostatnio odwala, na serio, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zaczął pić, prawie cały czas spędza w swoim pokoju albo z kolegami z czego z kolegami pije, a w pokoju obmyśla na okrągło jakieś dzikie plany, nie da się z Nim porozumieć, na okrągło na Wszystkich naskakuje - mówi przygnębiona, a ja i Mike słuchamy jej z przejęciem - kiedy przyjechałam, zamiast zachować się jak normalny człowiek, wiecie przywitać się, pogadać tak jak zawsze to robił, On naskoczył na mnie... - tutaj przerywa na chwilę.
- Ale jak to naskoczył? - dopytuje Mike.
- Wyskoczył do mnie z pretensjami, że to moja wina, że Miranda zostawiła Go dla Ciebie i że to ja Ją do tego nakłaniałam bo przecież lubię Linkin Park - w tym momencie zatrzymuje się na chwilę aby się zastanowić – powiedział, że wszyscy za to zapłacimy i że nie pozwoli na to żeby ktoś, ktoś taki jak Ty odebrał mu miłość życia - kontynuuje – powiedział, że rozdzieli Was za wszelką cenę, że zrobi to choćby sam miał ponieść szkody - urywa - nie wiem co to miało oznaczać, ale kiedy to usłyszałam to pierwszą rzeczą jaka wpadła mi do głowy to przyjście tutaj i ostrzeżenie Was.
- Bardzo dobrze, że to zrobiłaś - zaczyna Mike - wiemy przynajmniej, że musimy się mieć na baczności i uważać na Jego głupie numery. Powiedz mi tylko - kontynuuję - jak go znasz to sądzisz, że będzie w stanie zrobić coś na prawdę głupiego, czy opanuje się w czas?
- Mike - przerywa - mogę Ci tak mówić, prawda? - pyta trochę zażenowana.
- Tak, pewnie - odpowiada Mike, kiedy ja nadal siedzę jak zamurowana pod napływem informacji.
- Wiesz, zupełnie szczerze powiem Ci, że nie mam pojęcia. Dominik nigdy nie robił głupich rzeczy, owszem czasami najpierw coś robił, a potem myślał, ale nigdy nie zrobił czegoś poważnego w skutkach, wiesz o co mi chodzi.
- Tyle, że teraz... - zaczynam i nagle urywam, a Mike łapie mnie za rękę. Jego wspierający dotyk pomaga mi w tej chwili jak morfina człowiekowi cierpiącemu przez okropny ból. Daje mi pewność tego że nie musze się bać bo mam Go.
- Przepraszam że nie na temat, ale wiecie co? - zaczyna Ginny z uśmiechem - na prawdę widać, że bardzo się kochacie. Widać, że jesteście przy sobie szczęśliwi obojętnie co się dzieje - nagle wszyscy się uśmiechamy, nie wiem jak to możliwe, ale Ginny zawsze umiała w sytuacji kryzysowej wtrącić w rozmowę temat - odskocznię który burzył całą złą atmosferę.
- Wiec, sami wiecie, że Dominik strasznie się zmienił - dokańczam to co zaczęłam.
- Tak, w tej chwili jest nieprzewidywalny, nie wiadomo co mu strzeli do głowy - kwituje Ginny - proszę Was tylko o to żebyście na prawdę uważali na Niego i Jego wybryki. Ja postaram się nad Nim zapanować ale nic Wam nie obiecuję bo najpierw muszę od nowa pojąć to jak teraz rozumuje. Zawsze potrafiłam przewidzieć co zrobi lub co chce zrobić, a w tej chwili nie mam zielonego pojęcia co może mu do tej Jego głupiej głowy wpaść.
- Będziemy uważać - mówi Mike z powagą - nie pozwolę na to żeby Jego wybryki zniszczyły Nasz związek, nie ma mowy - odpowiada patrząc na mnie czule, a ja odwzajemniam Jego spojrzenie.
- Dobrze, nie będę Wam już więcej przeszkadzać zwłaszcza o tej godzinie - wskazuje na zegar wybijający właśnie godzinę drugą w nocy - w razie czego będę Was o wszystkim powiadamiała, wiecie nie sądzę, że Dominik jest zdolny zrobić coś na prawdę poważnego, bo nie jest na tyle głupi, ale zawsze nie zaszkodzi Go przypilnować - mówi w celu zakończenia rozmowy.
- Ok, za wszystko będziemy Ci wdzięczni. W ogóle dziękujemy Ci, że się tu tłoczyłaś o tej godzinie po to żeby Nas ostrzec - mówię, uśmiechając się blado.
- Heh, ja dziękuję Wam za to, że w ogóle chcieliście ze mną rozmawiać - odpowiada również się uśmiechając - no i odchodząc od tematu to miło mi poznać jednego z sześciu masterów z Linkin Park - w tym momencie Wszyscy zaczynamy się śmiać.
Po wyjściu Ginny oboje z Mike'iem poszliśmy się położyć. Rozmawiając razem doszliśmy do wniosku, że jeśli tylko będziemy ze sobą to nic nie przeszkodzi Nam w byciu szczęśliwymi. Bo na tym polega prawdziwa miłość, na pokonaniu wszelkich przeszkód po to aby być razem.

***
"Chce zobaczyć Cię dławiącą się swoimi kłamstwami,
pochłaniającą swoją chciwość, 
cierpiącą samotnie w swej własnej niedoli..."

"No, no wczorajsza gala rozdania American Music Awards już za nami, a my nadal nie możemy ochłonąć po tym co działo się na czerwonym dywanie i nie tylko. Piękne kreacje i plejada gwiazd były wprost idealnie skomponowane z przepychem, którego końca nie było widać. Jednak to nie kreacje czy przepych doprowadziły reporterów do prawdziwych zawrotów głowy, a miłość rozkwitająca wprost na naszych oczach. O kim mowa? Oczywiście o parze która na gali była najczęściej i najchętniej namierzana przez wszystkich. Trudno nie wiedzieć o kogo chodzi...Oczywiście o jednego z frontman'ów Linkin Park - Mike'a Shinodę oraz Jego wybrankę serca niejaką Mirandę Cosgrove. Ich wielkie uczucie wprost wylewało się prosto na czujne flesze reporterów, a trzeba przyznać, że para nie żałowała sobie czułości nie tylko na czerwonym dywanie, ale również na samej gali, jak i na after party. Do tego Linkini specjalnie dla Mirandy zagrali po raz pierwszy na żywo piosenkę Castle Of Glass. Jak powiedział nam jeden z organizatorów: "Do końca nie było wiadomo jaką piosenkę podczas swojego występu zagra Linkin Park. W setliście festiwalowej oficjalnie podano utwór Burn It Down, jednak zespół w ostatniej chwili przed wejściem na scenę definitywnie postanowił zagrać Castle Of Glass." Słodkości i pochwał nie tylko ze strony Shinody jak i reszty zespołu nie brakowało podczas wykonu jak i przed nim. Po wejściu na scenę zespół nie rozpoczął od razu grania, tylko pozwolił sobie na oficjalną dedykację. Cytuję: "Mieliśmy na dzisiejszej gali zagrać po raz kolejny Burn It Down, jednak z pewnych powodów zdecydowaliśmy się na zrobienie małej niespodzianki nie tylko naszym fanom. Zagramy piosenkę której jeszcze nikt nie miał okazji usłyszeć na żywo, a zagramy ją specjalnie z podziękowaniem dla pewnej wyjątkowej osoby, która ostatnio bardzo nam pomaga w naszej pracy, która jest naszą wierną fanką, asystentką, przyjaciółką i bardzo dobrą doradczynią." Po tych jakże słodkich słowach wokalisty LP Chester'a Benningtona przyszedł i czas na Shinodę: "Ta osoba jest tutaj dzisiaj z nami i jak ją znam, w tej chwili za pewne bardzo się niecierpliwi, tak więc bez zbędnego przedłużania. Z dedykacją dla Mirandy, jedna z jej ulubionych piosenek - Castle Of Glass." Ohh...czyż to nie piękne? Nie dość, że kocha ją Shinoda to i reszta LP nie szczędzi jej uwagi, oczywiście wliczając w to świtę kobiet Linkinów oraz inne gwiazdy zaprzyjaźnione. Kogo mamy na myśli? Sami zobaczcie jak ukochana Pana Shinody wymienia na after party przyjacielskie czułości m.in z Beyonce, Rihanną, Alicią Keys, Katy Perry, Jay'em-Z, Kanye West'em, Eminemem, Adamem Levinem czy zespołami 30 Seconds To Mars i Green Day. A któżby inny mógł jej wtedy towarzyszyć jak nie ukochany oczywiście... "


"Gala American Music Awards za nami. Wczoraj wieczorem w Nokia Theatre w Los Angeles zgromadziło się multum gwiazd muzyki i filmu. Nie zabrakło Rihanny, Beyonce, Linkin Park, Jay'a-Z, Kanye'go West'a, Nicki Minaj i innych sławnych i bogatych. Jednak to na jednej parze gali skupiła się największa uwaga. Na temat innych poleciały komentarze dobre i złe, jednak nie zmienia to faktu, że na ich temat mówi się w samych superlatywach. Pomijając skandal z pobiciem byłego narzeczonego i tak największą furorę na gali zrobili Linkin Park, a dokładniej jego 1/6 wraz ze swoją drugą połówką. Chyba każdy wie o kim mowa. Mianowicie o Mike'u Shinodzie i jego dziewczynie Mirandzie Cosgrove. Dotychczas ich krytykowano, to za skandal z pobiciem, to za rozwód Shinody z żoną, jednak wczoraj fale krytyki ustały i ustąpiły miejsca samym pochwałom. A co na to owa para zakochanych? Na gali czuli się swobodnie, jakby nigdy nic okazywali sobie uczucia jednak w umiarkowany i nie przesadzony sposób, a fotoreporterzy zebrali potężne żniwo ich wspólnych fotografii, z których największą furorę robi oczywiście ta na której ukochana gratuluje Mike'owi i reszcie LP wygranej w kategorii Ulubiony Artysta Alternatywny. Nie zabrakło też fotografii Mirandy w towarzystwie innych gwiazd takich jak Beyonce, Jay-Z, Rihanna, Kanye West czy 30 Seconds To Mars, z którymi kobieta ma wyraźnie bardzo dobry kontakt co widać chociażby po jej wyraźnie bardzo bliskich stosunkach z Beyonce, która prawie tak samo jak Shinoda, towarzyszyła jej przez całe after party. Cóż, szczęśliwym zakochanym życzymy szczęścia i więcej pochlebnych opinii."

Pfff...tak szczęśliwym zakochanym! Bardzo śmieszne. Ten palant zabrał mi dziewczynę, a teraz wszyscy wychwalają jaka to nich zajebista para. A Ona?! Ona jest zwykłą, kłamliwą suką. Ale ja nie pozwolę się krzywdzić. Jeszcze oboje zobaczą co potrafię. Rozdzielę ichchoćby nie wiem co. Miranda jest moja i obojętnie czy będzie chciała czy nie, będzie ze mną. Już nigdy więcej mnie nie oszuka ani nie skrzywdzi. W końcu poczuje mój ból, ból który trawie w sobie od bardzo dawnaprzez to że  kocham. Te pieprzone gazety najchętniej bym spalił, ale nie po prostu je schowam. Jeśli mój plan się powiedzie to będę miał z czego się nabijać...

***

Trzy dni po gali wręczenia American Music Awards odbył się ślub Joe'go i Heidi. Muszę powiedzieć, że byłam w swoim życiu na kilku ślubach, ale zdecydowanie ten był najpiękniejszy. Cały urząd został przyozdobiony pięknymi białymi różami, w środku zostały ustawione ławki dla gości, a pomiędzy Nimi rozwinięto czerwony dywan dla pary młodej. Dwa dni przed ślubem na wieczorze panieńskim który Heidi urządziła w domu Jej i Joe'go, Talinda pokazywała mi zdjęcia ze ślubu Jej i Chaz'a. Był prawie idealny, tak jak uroczystość Joe'go I Heidi. Może to dziwne bo nigdy nie myślałam o ślubie, ale patrząc na ten pomyślałam, że kiedy będę wychodziła za Mike'a, to chce mieć dokładnie tak idealną ceremonię jak ich, bez spiny, normalną, na luzie. Ten urząd nadaje się do niego świetnie, lepszego nie mogli wybrać ani Chester i Talinda, ani Joe i Heidi. Dzień przed ślubem Heidi podarowała mi, Jennette i Annie (tej mojej Annie) sukienki druhen i oznajmiła że mianuje nas swoimi druhnami. Nasze reakcje były dość dziwne uwzględniając zapewne miny jakie wszystkie zrobiłyśmy, ale zgodziłyśmy się w ramach paczki. Właśnie, nie wspomniałam o tym, że wciągnęłam do paczki Viki, Ann i Gabiego (tak, tak cała ja), no więc oświadczam oficjalnie, że nie od dziś, a już od kilku ładnych tygodni należą Oni do Naszego (jakby to powiedziała Talinda i Beyonce) gangu. Co prawda na początku bałam się o wrodzone szaleństwo Viki i homoseksualne zwierze siedzące w Gabim, ale okazało się, że moi przyjaciele świetnie odnaleźli się w nowym towarzystwie, a i dziewczyny były zadowolone z wciągnięcia do paczki nowych osób. Wracając do ślubu, jak już powiedziałam był piękny. Heidi była ubrana w delikatną biało-kremową, troszkę rozkloszowaną od pasa w dół suknię bez ramiączek i miała włosy upięte w zgrabny koczek, który niechcący dwa razy rozwaliła tak więc razem z Sam i Linsey upięłyśmy go po raz trzeci większą ilością wsuwek niż inne koki. Joe w czarnym garniaku z krawatem prezentował się jak mistrz gangsterów z czego Mike, Chester i reszta chłopaków miała ubaw przez pół ślubu. Ja, Ann i Jennette ubrane w trzy jasnoniebieskie identyczne proste sukienki prezentowałyśmy się prawie jak bliźniaczki, a gdyby nie farbowane na blond włosy Jennette to sądzę, że szło by nas nawet pomylić. Ślub odbył się szybko, bez zbędnych formalności, tak aby nie denerwować i tak już zdenerwowanych Państwa Młodych. Na samym końcu Heidi uroniła kilka łez, łez szczęścia które Joe sprawnie otarł z Jej policzków po czym czule Ją pocałował. Po ceremonii wszyscy udaliśmy się na wesele w pięknym odpowiednio przystrojonym ogrodzie, które co prawda nie jest zbyt huczne, ale wszyscy dobrze się bawią, a życzeniom pomyślności dla pary młodej nie ma końca. 
- Kochanie, wiesz co? - nagle zapytał mnie Mike.
- Nom?
- Kiedy my będziemy brali ślub to powiem Ci, że nie wiem co ty na to, ale jak chodzi o mnie to może być taki jak ten - uśmiechnął się zalotnie - co ty na to, hmm?
- Wiesz, zanim My weźmiemy ślub to może Nam się jeszcze tysiąc razy gust zmienić.
- A kto powiedział, że to musi być za tak długi czas? - pyta zdziwiony.
- No wiesz, nikt tak nie powiedział, jednak na razie wolałabym żebyśmy oboje pozostali w takim związku w jakim jesteśmy - z kolei teraz to Ja jestem zalotna.
- No wiesz, ja nie mówię, że teraz mamy brać ślub, ale chyba dwadzieścia lat z tym nie będziemy czekali, co? - udaje niby to przerażoną minę, a ja śmiejąc się odpowiadam mu czułym pocałunkiem. 
- Dwadzieścia lat to raczej nie, ale chociaż z rok, żeby wszystko się ustabilizowało, sam wiesz o co chodzi - puszczam mu oczko.
- Oj wiem, wiem - przytula mnie i delikatnie całuje w ramie - chodźmy zatańczyć, co?
- Ok - odpowiadam z uśmiechem, po czym wchodzimy na parkiet, kiedy Beyonce specjalnie dla Heidi i Joe'go zaczyna śpiewać moją ulubioną piosenkę, If I Were A Boy. Objęci tańczymy w rytm muzyki i pięknego, mocnego głosu Beyonce. Nagle przypominam sobie o Annie, podnoszę głowę i widzę ją. Patrzy się na mnie i Mike'a, nie wiem jakie to spojrzenie, czy zazdrosne, czy przyjacielskie, a może jeszcze inne...Ale wiem jedno, spoglądając i myśląc o Annie, sama nie wiem dlaczego ale mam złe przeczucia. Nie wiem o co mi chodzi, może tylko mi się wydaje, a może coś w tym jest. W głębi duszy na prawdę chce, żeby mi się tylko wydawało i żeby na serio udało mi się z Nią zaprzyjaźnić. Mam nadzieję, że mi się uda, oby. Przestaje rozmyślać podczas refrenu, wsłuchuję się w muzykę i oddaję przyjemności tańczenia z ukochanym.

Cytaty: Beyonce - Halo, Queen - We Are The Champions, Linkin Park - One Step Closer, Lies Greed Misery.