niedziela, 23 września 2012

Leave Out All The Rest Part 4.


Witam. W końcu po 2 tygodniach przerwy daję wam kolejną cześć LOATR :) Mam nadzieję że się wam spodoba ;D Co do następnego rozdziału to powiem wam że nic nie obiecuję, bo szkoła mnie jak na razie przerasta troszkę, ale za tydzień wyjeżdżam na szkolny wyjazd, przed którym postaram, się wstawić 5 rozdział, a jeśli nawet nie to pożyczę tam lapka od koleżanki i spróbuję napisać coś sensownego, pracując nad remixem LITE ;p Standardowo proszę o komentarze tutaj jak i na moim Twitterze CassandraLP789 i przypominam że blogger mnie nie lubi więc odpisuję na Twitterze :) 

Chciałabym wam również polecić na prośbę mojej koleżanki która otwiera sklep internetowy, jej stronę na Facebook'u - https://www.facebook.com/pages/Dream-Clothes/253724718082320 Zapraszam do lajkowania ;) Pozdrawiam, Cassandra ;p

Piątek, 17 sierpnia 2012, godzina 9:00. Stoję przed halą koncertową Susquehanna Bank Center w Camden w stanie New Jersey. Stoję i nie mogę uwierzyć w to że tu jestem. Jeszcze raz sprawdzam nerwowo czy wszystko ze sobą wziełam. Potwierdzenie jest, bilet też, płyta, telefon, klucze są, aparat jest, koszulkę mam na sobie więc nie mam co sprawdzać. Nerwowo przygładzam włosy, po czym udaję się do wejścia. Wchodzę i staję w kolejce z około dwustoma innymi fanami Linkin Park. No to sobie poczekam, myślę śmiejąc się w duchu.

                                                              ***

Trochę przed godziną 11:00 wszyscy, w tym ja, wchodzimy do środka. Trzeba przyznać, że czas w kolejce minął mi miło i zarazem bardzo szybko. Poznałam kilku ciekawych ludzi, w tym bardzo fajną dziewczynę Scarlett i jej chłopaka Jared'a. Rozmawiałam z nimi przez prawie cały czas oczekiwania, żartowaliśmy, śmialiśmy się, rozmawialiśmy o muzyce (o Linkin Park oczywiście) i ogólnie o wszystkim. Na końcu wymieniliśmy się numerami telefonu (tak na wszelki wypadek, gdybyśmy się potem nie wyłapali w tłumie) i wchodząc po kolei pokazaliśmy ochroniarzom swoje potwierdzenia uczestnictwa w LPU Summit. Po wejściu przez chwilę myślałam o wydarzeniach jakie miały miejsce kilka dni wstecz, jednak szybko wymazałam wszystko z głowy i stwierdziłam, że muszę się nacieszyć tą jedyną w swoim rodzaju chwilą.

Na dobry początek czeka na nas wszystkich emocjonująca atrakcja - a mianowicie loteria. Na stole stoi sześć papierowych toreb. Na każdej napisana jej wartość: zdjęcie z zespołem, miejsce na scenie podczas koncertu, specjalny laptop z limitowanej edycji (zaprojektowany przez Linkin Park), wycieczka za kulisy z dwoma członkami zespołu - Mike'm i Phoenix'em, akredytacja foto na koncert oraz wspólny wypad do wybranego miejsca z całym zespołem. Trzeba kupić los za dolara i wrzucić do wybranej torby. Ludzie kupują po kilka, bądź kilkadziesiąt losów i wrzucają je do różnych toreb. Osobiście twierdzę że w takich sytuacjach albo ktoś ma szczęście, albo go nie ma. Nie raz próbowałam w przeróżnych loteriach, jednak nigdy nic oprócz kuponu na kawę w McDonalds'ie nie wygrałam. Biorąc pod uwagę moje poprzednie doświadczenia, nie mam wielkiej nadziei na to, że teraz coś wygram. Kupuję sześć losów. Po jednym do każdej torby. Wyciągnięcie z którejś torby losu z moim numerkiem graniczy z cudem, no ale cóż. Z całej siły wierzę w swoje marzenia. Marzenia, które chcę spełnić z całych sił. Nie tylko dlatego żeby dopiec wszystkim ludziom (zwłaszcza Dominikowi), którzy we mnie nie wierzą, ale dlatego że z całej siły kocham LP i Mike'a. Po chwili spoglądam po kolei na każdy ze swoich szarych kuponów, a potem na tablicę z numerami osób wylosowanych. Zamieram w bezruchu i jeszcze raz czytam po kolei numer na jednym z moich kuponów po czym porównuję go z numerem widniejącym na tablicy pod napisem "meeting with Linkin Park". O cholera...wygrałam... - szepczę pod nosem, tak że nikt oprócz mnie nie słyszy mojego szeptu. Nie ma to jak spontaniczne okazanie prawdziwej radości, w obliczu wydarzenia które spełni jedno z twoich życiowych marzeń. Otrząsam się dopiero kiedy słyszę krzyk wydawany znajomym głosem. To Scarlett, wygrała akredytację. Została akredytowanym fotografem na koncert LP. Nie dziwie się jej radości. W końcu czego ona w tej chwili mogła chcieć więcej ze swoim wspaniałym, profesjonalnym aparatem. Kiedy już emocje trochę opadają, zaczynają się gratulajce i inne.
- Wygrałaś coś ?! - krzyczą Scarlett i Jared podbiegając do mnie z uśmiechami od ucha do ucha.
Moja mina chyba w tej chwili musi być dość dziwna, bo Scarlett wyciąga mi z ręki los i porównując go z numerem na tablicy rzuca się na mnie, sciskając z całej siły.
- Boże, nie mogę uwierzyć ! Wygrałaś osobiste spotkanie z LP ! Jeju, gratuluję Ci ! - krzyczy ściskając mnie jakgdyby próbowała wycisnąć ze mnie całą krew przez oczy.
- Nnno... - to jedyne co udaje mi się z siebie wycisnąć, pod napływem szoku i naciskającej na mnie Scarlett.
Kiedy w końcu dziewczyna mnie puszcza, zaczynam zdawać sobie sprawę z tego co właśnie się stało. Czuję nagły, niekontrolowany przypływ radości i nie mogę się powstrzymać od wykrzyczenia całemu światu jaka to ja jestem przeszczęśliwa. Zaczynam się drzeć. Nawet nie wiem co krzyczę. Wiem że coś w stylu: "Boże, wygrałam, rozumiecie ?! Ja wygrałam !! WY-GRA-ŁAM !!!!". Po niekontrolowanej euforii, natychmiast wraca mi świadomość. Scarlett i Jared patrzą się na mnie zarazem z ogromnym zdziwieniem jak i zrozumieniem. Musimy iść dalej. Wszyscy czekają najbardziej na pojawienie się chłopaków, którzy wyluzowani i w dobrym humorze witają wszystkich, po czym my ustawiamy się w kolejce, a oni przechodzą obok każdego, składając autografy i ucinając sobie krótkie pogawędki. Stoję w szeregu i czekam na moją kolej - o dziwo nie płacząc, a mając tylko delikatnie załzawione oczy. Za mną Scarlett i Jared też już nie mogą się doczekać. Pierwszy podchodzi do mnie Brad, który znów mnie poznaje i wita się ze mną jak ze starą dobrą kumpelą:
- Hej, pamiętam Cię, jesteś Miranda, tak ? - pyta z uśmiechem na twarzy, przybijając mi piątkę.
- Tak, Miranda, ta która męczy was i za wami chodzi od koncertu do koncertu, nie dając wam spokoju - mówię śmiejąc się szeroko.
- No pewnie, kto by za nami nie chodził ? Przecież wszyscy nas kochają - mówi sarkastycznie, z uśmiechem nie schodzącym z twarzy.
Żartujemy tak jeszcze przez krótką chwilę, podczas której Brad składa podpis na moim egzemplarzu Living Things, plakacie oraz koszulce, po czym odchodzi dalej żegnając się ze mną kolejną piątką. Widzę już zbliżającego się do mnie Mr. Hahn'a i Rob'a, którzy również mnie poznali i z którymi również chwilę żartuję. Dalej podchodzą do mnie Phoenix i Chaz, którzy rozpoznają mnie po tatuażu, na przedramieniu. Rozmawiając z nimi krótką chwilę, myślę sobie jakie ja mam szczęście, że wszyscy mnie rozpoznali. Pytanie czy Mike też mnie pozna. Chaz odszedł już kawałek dalej, a z Phoenix'em rozmawiałam jeszcze króciutką chwilę o jego pasji, piłce nożnej i o koncercie jaki odbył się w Polsce 9 czerwca. W końcu Phoenix chciał zostać w Polsce na Euro 2012, jednak trasa koncertowa mu na to nie pozwoliła. Ja sama mam sentyment do tego kraju. W końcu jestem pół-polką, urodzoną co prawda w Stanach, ale tak czy inaczej, mój tata jest Polakiem, a moi dziadkowie wyemigrowali z Polski podczas II Wojny Światowej. Phoenix powiedział, że ubolewa nad tym, że nie mógł zostać w Polsce choć na jeden mecz, ale i tak koncert w tym kraju był jednym z najlepszych jakie miały miejsce w ich karierze. Ucieszyłam się gdy to usłyszałam, a Phoenix dziękując za miłą pogawędkę, poszedł dalej. Teraz pozostało mi tylko czekać na podjeście Mike'a. Czekam i czekam, a czas, mimo iż mineły dopiero 2 minuty, dłuży mi się jakgdyby mineło pół godziny. W końcu Mike podchodzi. Najpierw zamieram, kiedy się do mnie uśmiecha i patrzy na mnie tymi jak zawsze pięknymi brązowymi oczami, potem jednak powtarzam sobie w duchu że muszę się ogarnąć i być twarda. No bo przecież taka jestem. Jedyne co jest w stanie mnie zmiękczyć to właśnie Mike i Linkin Park. Dobra, nieważne. Mimo targających mną emocji, powstrzymuję wredne, prące mi na powieki łzy szczęścia i uśmiecham się do Mike'a, który też mnie poznaje. Teraz to już naprawdę, ani ja, ani ludzie wokół nie mogą uwierzyć w moje szczęście. Co więcej, dzieje się coś czego nigdy bym się ani ja, ani chyba nikt nie spodziewał, a co więcej coś o czym podejrzewam - wiele fanek LP by marzyło. Zaczyna się od rozmowy. Mike podpisuje mi tak jak inni członkowie zespołu - płytę, koszulkę i plakat oraz ucina sobie ze mną nie taką już znowu krótką pogawędkę. Rozmawiamy o mojej radości na wieść o dostaniu się na LPU Summit, o poprzednich dwóch razach kiedy mieliśmy okazję ze sobą rozmawiać (dwa Meet & Greet'y) oraz o tym, że to właśnie ja mam się z nimi spotkać na osobistą rozmowę, wyjście lub cokolwiek w tym stylu. W pewnym momencie Mike mówi zdanie, które wprawia mnie w lekkie zdziwienie, a zarazem szczęście.
- Cieszę się, że to ty wylosowałaś spotkanie z nami. Będziemy mogli więcej porozmawiać i więcej się dowiesz o nas, a my o tobie jako fance - powiedział z nieustępującym uśmiechem na twarzy.
Na początku mnie zatkało, jednak potem wydusiłam z siebie:
- Serio ? Naprawdę się z tego cieszysz ?
- Tak. Dlaczego miałbym się nie cieszyć ? W końcu kontakt z fanami to podstawa, a takie osobiste spotkanie nie dość że pozwala nawiązać więcej niż tylko muzyczne stosunki, to jeszcze zbliża zespół do fanów i na odwrót. Zresztą, a ty się nie cieszysz ?
- Tak, tak oczywiście że się bardzo cieszę ! Jak mogłabym się z takiego czegoś nie cieszyć ? To spełnienie moich marzeń, najśmielszych oczekiwań i do tego udowodnienie że marzenia mogą być realne - mówię z wielkim sentymentem i wyraźnie słyszalnym w moim głosie wzruszeniem
- Rozumiem. Cieszę się twoim szcześciem - mówi, znów promiennie się uśmiechając i obejmuje mnie przyjacielskim uściskiem.
Wymiękam. Ja osobiście w tym momencie wymiękam i jestem tak szczęśliwa, że mam już gdzieś czy łzy szczęścia płyną po moich policzkach, czy nie. Wszystko mam już gdzieś. Kątem oka zauważam Scarlett i Jared'a którzy patrzą się na mnie jakby zobaczyli diabła. Nie dalej jak wczoraj myślałam, że nawet na LPU Summit nie spotka mnie nic nadzwyczaj dobrego, po tym co miało miejsce podczas ostatnich dwóch tygodni. A tutaj proszę. Osobiste spotkanie z Linkin Park, rozmowa ze wszystkimi, rozpoznanie przez nich, a na końcu uścisk Mike. Tak pokrzepiający i tak ciepły. Trudno nazwać go nawet przyjacielskim, ale dla mnie znaczy on więcej niż dwadzieścia tysięcy innych, dużo bardziej przyjacielskich, czy uczuciowych uścisków. Jest jak słońce wyłaniające się zza chmur w burzowy dzień, jak poranna bryza która nas delikatnie budzi, jak letnia woda w upalny dzień, w końcu jak najlepszy prezent jaki mogę dostać. Owszem, ktoś powie że zaledwie kilka miesięcy temu, na M&G dostałam identyczny prezent, jednak ten obecny był inny. Nie chodzi tu o okoliczności czy coś w tym stylu, a o jego znaczenie. W tamtym uścisku czuć było tylko i wyłącznie sympatię idola do jego fana i chęć pomocy oraz uspokojenia moich emocji. W tym poczułam coś jeszcze, coś czego brakowało w tamtym uścisku, coś wyjątkowego co dało mi nadzieję i siłę. To coś było jakby ciepłem. Nie takim zwykłym, ciała czy charakteru. To było ciepło płynące z serca, z duszy, z uczuć. Nie wiem, może mi się zdaje - w końcu nie należę przecież do ludzi normalnych, jednak tak właśnie odczuwam uczucie, jakie towarzyszyło mi podczas uścisku z moim prawdziwie ukochanym mężczyzną, prawdziwą miłością mojego życia.

                                                             ***

Potem było jeszcze wiele atrakcji. Wszyscy siedzieli i słuchali tego co chłopaki mieli do powiedzenia. Najpierw rozmawiali ze wszystkimi, potem graliśmy w dość dziwną ale śmieszną grę z Mr. Hahn'em, następnie Linkini zagrali kilka akustyków w tym In My Remains, na które tak czekałam i jak zawsze zresztą się nie zawiodłam. Na zakończenie był koncert, na którym wyszalałam się jak zawsze i standardowo mam zdarte gardło od krzyku i płaczu (nie wiem jak można mieć je zdarte od płaczu, ale ok). Muszę powiedzieć, że ten dzień pozostanie jednym z najlepszych w moim życiu. Jestem tylko ciekawa co będzie dalej i co będzie na moim spotkaniu z Linkinami, które ma odbyć się dokładnie 29 sierpnia w Los Angeles. Leżę teraz w hotelowym łóżku, rozmyślając nad tym wszystkim i popijając zaparzoną przez Gabriela gorącą czekoladę. Nie mam siły nawet ruszyć palcem. Czuję się jak najbardziej zmęczony człowiek świata. Nawet jeśli takim jestem to spokojnie mogę powiedzieć, że jestem też najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i nikt nie odbierze mi tej pięknej świadomości, z którą właśnie zasypiam.

Jakby ktoś nie znał niektórych pojęć, to daję tutaj objaśnienia :D

LPU Summit - organizowane od 6 lat oficjalne spotkanie członków oficjalnego fanklubu Linkin Park - LP Underground z członkami zespołu. Spotkanie co roku odbywa się w innym mieście na świecie. Odbywało się już w Tokio, Chicago, Londynie, Sydney i Hamburgu, a w tym roku odbyło się 17 sierpnia w Camden w stanie New Jersey ;)

LPU - Linkin Park Underground to oficjalny, prowadzony przez członków zespołu fan klub. Za uczestnictwo w nim płaci się opłatę roczną, a członkowie mają wiele atrakcji takich jak przedpremierowe odsłuchania płyt, koszulki, gadżety, spotkania z zespołem, Meet & Greet'y na które mogą się dostać przed każdym koncertem oraz wspomniane już co roczne LPU Summit.