niedziela, 17 lutego 2013

Leave Out All The Rest Part 14.

Baaadumtssss...no i jest Part 14. Wiem że bardzo, bardzo długo czekaliście i bardzo Was Wszystkich za to przepraszam oraz bardzo Wam dziękuję za wytrwałość i pamięć. Brak czasu, weny, nauka i wszystko inne złożyło się na to że tak długo nie napisałam rozdziału i tak długo musieliście czekać. Oczywiście nie zawieszam bloga, bo dla mnie osobiście zawieszenie go byłoby jak odcięcie sobie kawałka mózgu w którym na okrągło piszę nowe scenariusze i planuje sobie co ma być dalej, ale mówię od razu że niestety mogę trochę rzadziej dodawać rozdziały. Wiecie że kocham pisać, kocham mojego bloga i Was, ale niestety aktualnie ważniejsza jest szkoła, nauka, dobre oceny, dobry wynik z egzaminów końcowych no i to żebym dostała się do liceum do którego chce się dostać. Z resztą, myślę że sami doświadczacie tego co ja i mnie zrozumiecie :) Co do rozdziału...jest trochę jak ja to mówie "bezpłciowy", ale uważam osobiście że na takie rozdział też musi być miejsce w kreowaniu całej historii itd. Mam nadzieję że Was nie zawiodłam i czekam na komentarze tutaj, na Twitterze i Facebook'u ;) Pozdrawiam, Cassandra ;p

"Wiesz, że jesteś moim wybawieniem.
Jesteś wszystkim, czego potrzebuje i czymś więcej."

Spędzając czas z dziećmi Mike'a zauważyłam, że coraz lepiej poznaję nie tylko je, ale i samą siebie. Rysując i bawiąc się z Nimi i Mike'iem straciłam poczucie czasu. Nie zauważyłam nawet, że na mój telefon bez przerwy dzwoni Gabi, Anna i Viki. O cholera ! No tak, nie powiedziałam im, że nocuję u Mike'a i teraz pewnie wyrywają włosy z głowy zastanawiając się gdzie ja jestem.
- Halo, Miranda ! Boże, gdzie ty dziewczyno jesteś do jasnej cholery ?! Martwimy się o Ciebie no ! - wydobywa z siebie jednym ciągiem Victoria odbierając telefon.
- Spokojnie, nic mi nie jest. Przepraszam, że nie zadzwoniłam ale...głupio to brzmi ale tak jakoś wyszło no... - mówię spoglądając się na Mike'a, który jakby nigdy nic zaczyna się śmiać - Boże, Mike przestań ! - mówię ciszej, tak aby przyjaciele nie usłyszeli mojego śmiechu.
- Ejj, co, co, ja dobrze słyszałam ?! - mówi trochę spokojniejszym i zaciekawionym głosem przyjaciółka - jesteś z Mike'iem, tak ? - pyta już zupełnie spokojnie.
- No tak, no bo nocowałam u Niego - odpowiadam czekając na reakcje Vici która nagle jakby nigdy nic zaczyna piszczeć mi do słuchawki.
- Jezu, dziewczyno co się stało, dawaj ten telefon ! – opanowanym, aczkolwiek podniesionym głosem Anna wkracza do akcji - co się stało, że ta tak się wydarła ? W ogóle gdzie ty jesteś ?
- Miranda spała u Mike'a, Miranda spała u Mike'a ! - słyszę okrzyki radości wydobywające się z ust Victorii która zapewne w tym momencie pląsa po pokoju jak opętana.
- Aaaa...to ja już chyba wiem co tu się kroi - mówi Gabriel wyrywając Ann słuchawkę - no i nic nam o tym nie powiedziałaś ? - pyta Gabi oburzony.
- Jezu, z kim ja żyję - mówię sarkastycznie i mimo woli zaczynam się śmiać.
- To wiesz kochana, my Ci nie przeszkadzamy, dalej sobie bądź z Mike'iem, tylko proszę jakbyś jeszcze dzisiaj u Niego nocowała to do nas zadzwoń - mówi Gabriel.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, kochanie moje, tylko jak coś to przyjedź jutro i nam wszystko opowiesz. Baw się dobrze, kochamy Cię pamiętaj o tym. Pa, pa, buziaki, pa - kontynuuje Gabi nie dając mi dojść do słowa po czym rozłącza się, a jedyne słowa jakie udaje mi się wydusić na koniec to - Tak, tak, też Was kocham.
- I jak tam ? - pyta Mike, nadal trochę się śmiejąc.
- Normalnie...znaczy, wiesz trudno określić moich przyjaciół razem za normalnych, ale sądzę, że chyba jest dobrze i nie kwalifikują się jeszcze do psychiatry - uśmiecham się.
Anna przyjeżdża po dzieci około 15. Jakoś tak głupio się czuję, kiedy Otis i Megan żegnają się ze mną jak z najlepszą przyjaciółką nazywając mnie ciocią, ale nie daję tego po sobie poznać. Za nim Anna wychodzi prosi Mike'a aby na chwilę wziął dzieci i zostawił Nas same. Dziwi mnie trochę Jej prośba, ale nadal siedzę cicho. Kiedy Mike wychodzi z pokoju, Anna zaczyna:
- Mirando, nie miałyśmy jak dotąd okazji by porozmawiać na osobności. Wiem, że może teraz nie jest na to najodpowiedniejsza chwila, ale...
- Tak ?
- Jeśli oczywiście chciałabyś, to czy mogłybyśmy się spotkać, porozmawiać...wiem, że moja prośba może Cię zdziwić ale, na prawdę chciałabym żeby nasze kontakty były jak najlepsze - uśmiecha się trochę niepewnie.
- Oczywiście, że chciałabym się spotkać i porozmawiać. Możesz w to nie wierzyć, ale ja też chciałabym żeby nasze kontakty były...no wiesz - uśmiecham się.
- To dobrze, że chcemy tego samego - podchodzi i ściska moją rękę, podając mi kartkę ze swoim numerem - odezwij się jak tylko będziesz mogła się spotkać. Adres zapewne znasz.
- Tak, tak, dziękuję - uśmiecham się. Anna ma dobre zamiary, widać to po Niej, jednak i tak coś mnie niepokoi. Nie daję tego po sobie poznać, a kiedy Mike wychodzi z pokoju, Anna bierze dzieci i żegnając się wychodzi.
- mmm...o czym rozmawiałyście ? - pyta Mike trochę niepewnie.
- Wiesz, Anna zaprosiła mnie do siebie. W sensie, no wiesz...chce ze mną porozmawiać i w ogóle, poprawić nasze kontakty - mówię, zastanawiając się nad tym wszystkim.
- To chyba dobrze, prawda ? - pyta Mike, przytulając mnie - zobaczysz, jeszcze będziecie się przyjaźnić - uśmiecha się i całuje mnie czule w czoło.
- Mam taką nadzieję, mam taką nadzieję...

***

Ubrana w zwiewną, ciemno niebieską, długą suknię bez ramiączek, którą kupiłam kilka dni temu za poradą Beyonce, z upiętymi w luźny kok z grzywką włosami, na czarnych, wysokich obcasach, które z resztą uwielbiam, z delikatnym makijażem, pomalowanymi na czarno paznokciami i czarną kopertówką w ręku, czekam na Mike'a który dzwoni właśnie dzwonkiem u drzwi. Jestem bardzo nerwowa. Nigdy jakoś nie przepadałam za imprezami, na których była tona ludzi, a wszyscy musieli być ubrani elegancko i zachowywać się kompletnie nienagannie. Biorąc pod uwagę, że gala American Music Awards to nie impreza a zbiór ludzi, ba nie normalnych ludzi, a gwiazd muzyki i niekiedy filmu, zaczynam się jeszcze bardziej denerwować. Jednak te wszystkie rzeczy nie działają na mnie tak denerwująco jak fakt tego, że zapewne całe LP, a zwłaszcza ja i Mike będziemy na celowniku fotoreporterów. Dlaczego ? Logiczne przecież, że każdy szanujący siebie i swoją robotę fotoreporter będzie chciał uchwycić chociaż kawałeczek nowej dziewczyny Pana Shinody. Przecież prasa nie może odpuścić sobie wtrącania się w każdy zakątek życia prywatnego, kogoś kto ostatnio jest na językach nie tylko przez rozwód i nowy związek ale i przez bójkę z byłym chłopakiem swojej obecnej dziewczyny. Fani zapewne też nie odpuszczą pyknięcia choć jednej fotki. Z resztą...sama wiem jak to jest i im się osobiście nie dziwię. W końcu sama byłam na koncertach i innych takich wydarzeniach i nie miałam serca żeby nie walnąć pięknej fotki Linkin Park przechodzącemu akurat przez czerwony dywan. Pomyśleć, że dwa lata temu przepychałam się z pokaźną ilością fanów, którzy dostali wejściówki na tą oto samą galę w celu zrobienia zwykłego zdjęcia, a dzisiaj idę na tą samą galę w roli...no właśnie...w roli dziewczyny jednego z liderów Linkin Park i w roli obiektu do fotografowania. Boże...gdybym wiedziała, że nastanie kiedyś w moim życiu tak szczęśliwy okres, jaki ma miejsce w tej chwili to chyba nigdy bym się nad sobą nie użalała jakie to ja mam popaprane życie. Takowe przemyślenia przerywa mi wpuszczony przez Annę Mike, który wchodząc do pokoju staje jak wryty i się uśmiecha. Kiedy Viki kończy grzebać coś koło mojego koka, Mike podchodzi i podając mi rękę pomaga wstać.
- Piękna jesteś - mówi uśmiechnięty oglądając mnie naokoło, a ja sama nie mogę powstrzymać uśmiechu.
- Muszę Ci powiedzieć, że to wszystko to robota tych tutaj oto moich wspaniałych, kochanych przyjaciół.
- Wiecie co...nie myślałem, że Miranda może być bardziej piękna niż jest, a wy udowodniliście mi, że jednak może - uśmiecha się nadal patrząc na mnie z tym wspaniałym błyskiem w oczach.
- eee tam...my tylko pomogliśmy się jej umalować i w ogóle - mówi Viki.
- No właśnie, całe piękno tkwi w Niej samej, my je tylko wyeksponowaliśmy jeszcze bardziej, niż Miranda robi to zwykle - dopowiada Gabriel, a reszta mu przytakuje.
- Przepraszam, że się wtrącam ale czy nie powinniśmy już iść no bo...trochę późno już, a chłopaki na Nas czekają - mówię nieśmiało.
- No właśnie ! Lećcie już bo czekają na Was i w ogóle - mówi Ann, a ja słysząc jej słowa szybko ściskam wszystkich po kolei w geście ogromnej wdzięczności.
- Dobrze, już dobrze, nie dziękujcie Nam tylko idźcie - śmieje się Gabi pospieszając Nas. Żegnając się Mike bierze mnie za rękę i razem wychodzimy.
- Wiesz, jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie i żadna biżuteria ani inne rzeczy nie opiszą tego co do Ciebie czuję, ale chciałem Ci to dać - mówi Mike, kiedy stoimy już obok samochodu, wyciągając z kieszeni marynarki ozdobne pudełeczko i podając mi je.
- Mike, ale na prawdę nie musisz... - Mike ucisza moją standardową gadaninę całując mnie czule w usta.
- Po prostu otwórz - uśmiecha się. Otwieram, a moim oczom ukazuje się piękny, srebrny naszyjnik. Nie jest on duży, jest to drobny, mały, naszyjnik. Mike trafia w mój gust idealnie, bo uwielbiam taką drobną, nie rzucającą się w oczy biżuterię. Na delikatnym łańcuszku, zawieszone jest małe srebrne serduszko.
- Podoba Ci się ?
- Mike...bardzo, bardzo mi się podoba - uśmiecham się, a On nic nie mówiąc bierze naszyjnik i zapina mi go na szyi.
- To nie oddaje tego co do Ciebie czuję, ale przynajmniej... - teraz ja uciszam Go pocałunkiem.
- Mike, kocham Cię, bardzo Cię kocham i nie musisz nic mówić - całujemy się przez krótką chwilę, po czym Mike otwiera mi drzwi do samochodu i zaprasza abym wsiadła.
Jadąc ulicami Los Angeles, które jak zawsze są zakorkowane, mówię Mike'owi o swoich nerwach związanych z tak dużą galą.
- Spokojnie, nie ma się czym denerwować. Obstrykają nas z każdej możliwej strony, trochę się pouśmiechamy, my walniemy występ, a potem to już tylko after party nam zostanie do odhaczenia - uśmiecha się puszczając mi oczko.
- No tak, ale...nie wiem sama i tak się boję, nie wiem o co mi chodzi - mówię niepewnie - tam będzie tylu ludzi, tylu nieznajomych ludzi, tylu reporterów.
- Spokojnie. Pamiętaj, że cały czas będę z Tobą i będę Cię wspierać. Poza tym oprócz nas będzie jeszcze Jay i Beyonce, więc nie do końca jest prawdą stwierdzenie, że nikogo nie znasz - kontynuuję - a z okazji gali muszę Ci powiedzieć ze mamy zamiar poznać Cię z kilkoma znajomymi osobami. Beyonce pewnie zaciągnie Cię na pogaduszki z Rihanną i innymi - w tym momencie wytrzeszczam oczy, a Mike widząc moją minę zaczyna się śmiać.
- Pfff...bardzo śmieszne wiesz - mówię po otrząśnięciu się z wrażenia jakie wywarły na mnie słowa Mike'a. Nie żebym się nie spodziewała, że będzie tam multum gwiazd, ale...dobra, mniejsza z tym. Wolę o tym nie myśleć, może będę choć trochę mniej nerwowa.
- No co ? Mówię tak jak jest - mówi Mike, nadal śmiejąc się z mojej dość nieogarniętej reakcji. Od rozmowy na temat gali odrywa nas dzwonek mojego telefonu, który pośpiesznie wyjmuję z torebki i odbieram.
- Halo ?
- Hej, gdzie wy jesteście ? Zgubiliście się czy jak ? - pyta minimalnie wkurzonym, aczkolwiek nadal opanowanym głosem Chester - aaa i powiedz Mike'owi żeby czasami odbierał telefon bo kiedyś mu nakopie do tego Jego pół-japońskiego zadka za to, że nie odbiera.
- Spokojnie. Za chwile będziemy. Nie musisz mu skopywać tyłka, ja to zrobię - odpowiadam, uśmiechając się do Mike'a, który spogląda podejrzliwie w stronę telefonu przyłożonego do mojego ucha.
- Ok, ok. Jak coś to czekamy tam gdzie co roku. Mike wie gdzie.
- Ok. - odkładam telefon.
- O czym rozmawialiście ? - pyta nadal zaabsorbowany rozmową Mike.
- W dużym skrócie o Twoim tyłku - uśmiecham się - Chaz powiedział, że czekają na nas tam gdzie zawsze.
- Dobrze, dobrze.
Po chwili wjeżdżamy na parking przed Nokia Theatre. Mike pokazuje zaproszenie, po czym parkujemy na wskazanym miejscu, tuż obok samochodu Brad'a. Mike wysiada a potem szybko otwiera drzwi abym ja też mogła wysiąść. Ciepłe, wieczorne powietrze Los Angeles przyjemnie owiewa moją skórę, co delikatnie odrywa mnie od zdenerwowania, które z każdym momentem jakby trochę maleje. Maleje dzięki Michael'owi który przytula mnie i całuje.
- Wszystko będzie ok ? To tylko gala, nie masz się czym przejmować. Jesteś piękna i na prawdę nie masz powodu do nerwów - mówi patrząc mi głęboko w oczy.
- Wiem - uśmiecham się – wiesz, że dzięki Tobie jakoś...te nerwy mi przeszły.
- Widzisz ? Mówiłem, że nie ma co się niepotrzebnie denerwować - całuje mnie jeszcze raz - poza tym jesteś najpiękniejszą kobietą na tej gali i chcę wszystkim to udowodnić.
- Mike ? Jesteś pewien, że musisz to udowadniać ? - pytam, patrząc podejrzliwie w oczy ukochanego.
- Nie, nie musze bo jak tylko wszyscy Cię zobaczą to...a z resztą. Nie chce wyjść na samoluba czy coś, ale tak Cię kocham że musze się Tobą choć trochę pochwalić przed światem - znów mnie całuje.
- Hmm...a nie sądzisz, że przesadzasz ? - uśmiecham się kokieteryjnie.
- Nie. Ale widzę, że Ty sądzisz, że przesadzam, tak więc muszę Cię jakoś przekonać - znów mnie całuje.
- Jak chcesz to zrobić, jeśli mogę wiedzieć ?
- Hmm, na przykład całując Cię tak przekonująco, że aż zmiękną Ci kolana - znów się całujemy. Tym razem dłużej.
- Wiesz, nie jestem jeszcze do końca pewna czy mnie przekonałeś - mówię po chwili, a kiedy znów mnie całuje mówię:
- No dobrze no, jeszcze się zastanowię, ale chyba mnie przekonałeś - nadal delikatnie kokietuje ukochanego. Podczas kolejnego pocałunku słyszymy dość donośny głos Brad'a:
- Ej, Romeo i Julia ! Może byście tak się pospieszyli i nie obściskiwali się na parkingu !
- Ach, ta młodzież. W ogóle nie zna zasad kultury społecznej - mówi Hahn, udając staruszka - za naszych czasów dostalibyście po tyłku i byłby spokój - kontynuuje, a reszta stoi śmiejąc się z Jego wygłupów. 
- Ahaha...ale jesteście zabawni - ripostuje Mike, kiedy jesteśmy już obok przyjaciół. Po szybkim przywitaniu ze wszystkimi wchodzimy tylnym wejściem na hol, a następnie schodami na kolejny hol, w którym co chwila mijamy sławnych ludzi oraz drzwi garderob, opatrzone nazwami zespołów, imionami i nazwiskami bądź pseudonimami gwiazd. Po drodze moi towarzysze wykorzystują każdą okazję na przywitanie się ze znajomymi i przedstawienie mnie, dzięki czemu już na wejściu mam okazję poznać Rihannę, Alicie Keys i kilka innych, na pierwszy rzut oka miłych osób. Kiedy wszyscy łącznie z Jay'em i Beyonce pakujemy się do garderoby opatrzonej napisem Linkin Park, siadamy i czekamy na to aż ktoś z obsługi gali przyjdzie powiedzieć, że mamy przyjść na czerwony dywan. Po chwili zastanowienia pytam:
- Tak w sumie to...nie powinniście mieć próby przed występem ?
- No niby powinniśmy, ale stwierdziliśmy że tyle razy graliśmy już Burn It Down na żywo, że nie ma sensu bo i tak nie będzie w naszym występie nic nowego - uśmiecha się Dave.
- W sumie - uśmiecham się. W tym momencie do drzwi garderoby ktoś puka. Chester otwiera drzwi, a moim oczom ukazuje się zespół na którego widok trochę mnie muruje. Mimo widocznego zdziwienia jakie czuje, zachowuje pełen spokój i wstaje razem z Mike'iem.
- Ludzie, ile czasu my się nie widzieliśmy - mówi uśmiechnięty Chester witając kumpli.
- Co ty nie powiesz ? - pyta perkusista ściskając się przyjacielsko z Mike'iem, który zaraz po powitaniu gości, obejmując mnie w pasie mówi:
- No więc Mirando oto Jared, Shannon i Tomo - tutaj robi małą przerwę - chłopaki to jest Miranda - uśmiecha się miło.
- Hej ! Miło Cię poznać - uśmiecha się Shannon podając mi rękę.
- Tak, trochę już o Tobie słyszeliśmy dobrego - uśmiecha się Tomo, również witając się uściskiem ręki.
- Dokładnie. Wiesz, nie wiem czy ktoś z Nich - tutaj pokazuje na całe LP - Ci o tym wspominał, ale powiem Ci w tajemnicy, że dumni to Oni chyba nigdy z nikogo tak jak z Ciebie nie byli - uśmiecha się Jared, witając mnie i zarazem puszczając oczko.
- Miło mi to słyszeć - uśmiecham się - no i miło mi Was poznać.
- Cała przyjemność po naszej stronie - odpowiada Jared kiedy wszyscy siadają.
Wkrótce po krótkiej rozmowie do garderoby puka technik, który oznajmia nam, że za 10 minut rozpoczyna się tak zwany czerwony dywan. Słysząc to razem z Beyonce i Talindą udaję się do toalety w celu poprawienia makijażu. W toalecie Tal zaczyna:
- Dziewczyny, nie macie takiego wrażenia...a z resztą - przerywa.
- Jakiego wrażenia ? - dopytujemy jednocześnie patrząc w stronę kobiety.
- Wiecie...nie mówcie nic chłopakom ale mam jakieś dziwne wrażenie że...inaczej... Znam Jared'a trochę czasu i nie wiem dlaczego, ale jakoś wydaje mi się że dziwnie zareagował. Nie chodzi mi tu o reakcje na poznanie Ciebie - zwraca się do mnie - ale o Jego hmm...nie tyle może gesty co spojrzenie... - w tym momencie urywa.
- Czekaj, czekaj...myślisz o tym samym co ja ? - pyta Beyonce, trochę niepewnie.
- No właśnie chyba tak - odpowiada wymieniając spojrzenie z ciemnoskórą kobietą.
- Dziewczyny, mogę wiedzieć o co chodzi ? - pytam, jednak w tym momencie do łazienki wchodzi Jennette która pośpiesza nas, abyśmy jak najszybciej wyszły. Kiedy wychodzę nadal nie jestem pewna o co mogło chodzić Beyonce i Talindzie jednak zauważam coś co daje mi do myślenia. Dopiero poznałam Jared'a, jednak moją uwagę przykuwa Jego spojrzenie skierowane w moją stronę. Uważnie obserwuje każdy mój ruch, jakbym zaraz miała zrobić coś od czego zależy Jego życie. Nie mam pojęcia co to może znaczyć, jednak podświadomie trochę mnie to denerwuje. Nie dając nic po sobie poznać, uśmiecham się do Mike'a i razem z Nim wychodzę z garderoby. Wszyscy razem idziemy w głąb korytarza prowadzącego do drzwi, a kiedy znajdujemy się przed nimi, Mike ujmuje moją rękę w swoją i uśmiecha się do mnie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki przestaje myśleć o Leto i nerwach. Uśmiech człowieka którego kocham, daje mi siłę i pozwala na pewnego rodzaju luz. Nadal przejmuje się tymi reporterami i tłumem ludzi, jednak wiem, że mam obok siebie osobę która mnie wspiera i nie pozwoli na to abym popełniła coś czego będę żałowała. Pierwsze co uderza we mnie po wejściu na czerwony dywan to przeróżne okrzyki radości, dobiegające ze strony tłumów za barierkami. Z czasem przyzwyczajam się do okrzyków, a reporterzy robiący zdjęcia mimo, iż są natarczywi, jakoś nie przerażają mnie tak jak sądziłam. Po około pół godziny mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że nie czuję się tak jak myślałam, że będę się czuła. Mimo obecności wielu gwiazd muzyki, nie jestem w żaden sposób skrępowana, a dzięki Mike'owi, który nie odstępuje mnie na krok czuję się pewniejsza siebie. Kiedy Mike i Chester udzielają krótkiego wywiadu prowadzącej, staję z boku, jak na towarzyszkę przystało i po prostu czekam aż skończą rozmowę. Brązowowłosa, wysoka kobieta prowadząca wywiad jest wyraźnie zaintrygowana moją obecnością i widać, że chętnie wypytałaby i mnie i Mike'a o szczegóły całej "medialnej afery" którą tak na prawdę media same stworzyły i wykreowały od A do Z, jednak osobiście sądzę, że etyka zawodowa Jej na taki czyn nie pozwala. Po wywiadzie przystajemy na chwilę z Mike'iem, a fotoreporterzy wręcz obrzucają Nas fleszami.
- Już widzę jutrzejsze tytułu w stylu: "To musi być miłość ! Shinoda i Jego nowa wybranka serca, nierozłączni na gali American Music Awards !" - szepcze mi na ucho, lekko uśmiechając się.
- Mówisz, że aż tak ? - pytam cicho.
- Pewnie, Oni nie odpuszczą żadnej okazji na to aby strzelić fotkę i napisać o nowym związku jakiegokolwiek człowieka, choćby minimalnie powiązanego ze światem muzyki i showbiznesu - odpowiada Mike, równie cicho - z resztą...co z tego, niech sobie piszą. W końcu będą mieli racje, bo na prawdę się kochamy - uśmiecha się do mnie puszczając zalotnie oczko, a ja odwzajemniam uśmiech, dając mu tym samym do zrozumienia że zgadzam się z Nim.
Kiedy już wszyscy, łącznie ze mną zostają obfotografowani z każdej możliwej strony, udajemy się na aulę Nokia Theatre i zajmujemy wyznaczone miejsca. Tuż za nami siadają Jay i Beyonce, oraz mimo, iż nie są nominowani w żadnej kategorii - Marsi. Ogarniam swój wewnętrzny szok jakiego doznałam już widząc multum gwiazd na czerwonym dywanie i czekam na dalsze wydarzenia, które zapewne dadzą mi jeszcze więcej wrażeń, bo mimo, iż nie lubię wszystkich artystów zgromadzonych na gali AMA, to i tak czuję się jakby przytłoczona natłokiem sławnych i bogatych tworzących muzykę. W końcu muzyka to moja pasja. Szczerze rzecz ujmując gdyby nie LP, Jay i Beyonce to pewnie nie dałabym rady. Co innego jest być na takiej gali jako fan, za barierką z aparatem w ręku i transparentem ponad sobą, a zupełnie co innego znaleźć się tutaj jako jeden z obiektów na których między innymi skupia się uwaga.

***
"Jesteśmy mistrzami - moi przyjaciele, 
i będziemy walczyć dalej, aż do końca!"

Po kilku nawet fajnych występach, wręczeniu około połowy nagród które otrzymują między innymi Jay i Beyonce, przychodzi czas na kategorie Ulubiony Artysta Alternatywny.
- Witamy wszystkich zgromadzonych na gali American Music Awards 2012. Dziś będziemy mieli przyjemność oznajmić Wam kto wygrywa w kategorii Ulubiony Artysta Alternatywny - mówi świetna aktorka Kerry Washington która wręcza nagrodę razem z łyżwiarzem Apolem Ohno. Wręcza nagrodę w kategorii w której nominowany jest Linkin Park. Mój uścisk na ręce Mike'a wzmacnia się, a ja sama jakby chwilowo zamieram. Mike widząc moją reakcje tylko cicho się uśmiecha i ze stoickim spokojem wszystkiego dokładnie słucha.
- Nominowani w kategorii Ulubiony Artysta Alternatywny to - zaczyna Ohno budując napięcie - The Black Keys - chwila przerwy - Gotye - wymawia Washington, jeszcze bardziej budując napięcie - oraz Linkin Park - dokańcza łyżwiarz, a ja osobiście mam ochotę wydać z siebie okrzyk emocji, który zawsze miałam w zwyczaju wydawać oglądając jakąkolwiek galę w której LP było nominowane do jakiejkolwiek kategorii. Zachowuję jednak spokój, upominając siebie samą, że jestem na eleganckiej gali, a nie u siebie w domu. Jedyne czego nie mogę powstrzymać w tych straszliwych i przyprawiających mnie o dreszcze chwilach oczekiwania przed wyczytaniem zwycięzcy, to trzęsienie się nóg. Próbuję postawić je w spokoju na ziemi jednak one odmawiają posłuszeństwa.
- Zwycięzcą w kategorii Ulubiony Artysta Alternatywny zostaje - zaczyna Washington, powoli otwierając kopertę, w której widnieje werdykt. W tym momencie mój osobisty wskaźnik emocji ma ochotę wybuchnąć, a ja sama zamieram w bezruchu, trzymając Mike'a za rękę tak mocno, że dziwie się dlaczego jeszcze nie zajęczał z bólu.
- Zostaje - dopowiada łyżwiarz, by podbudować jeszcze bardziej napięcie, które we mnie buzuje jak...sama już nie mam pojęcia co. I teraz, właśnie w tym momencie z ust obu osób na scenie pada głośne:
- LINKIN PARK !
Wszyscy wokół zaczynają klaskać. Wstaje razem ze wszystkimi i z trudem panując nad emocjami obejmuję Mike'a, który całuje mnie czule. Przytulam się do Niego, a On całuje mnie w szyje, po czym składa kolejny czuły pocałunek na moich ustach, równocześnie ścierając spływającą po moim policzku łzę szczęścia. Uśmiechamy się do siebie po czym reszta Linkinów również przytula mnie przyjacielsko. Kiedy wchodzą na scenę i odbierają nagrodę, prawie że standardowo Mike przejmuje inicjatywę mówniczą i zabiera się za przemówienie którego treść chłopaki ustalili przed galą:
- Dziękujemy Wszystkim, którzy pomagają nam w naszej pracy, Wszystkim, którzy nas słuchają i którzy zawsze nas wspierają, naszym rodzinom, przyjaciołom, znajomym, żonom i dziewczynom, naszej ekipie i wszystkim naszym fanom, zarówno tym z oficjalnego fanklubu LP Underground, jak i tym spoza niego. Wszyscy jesteście wspaniali i zasługujecie na specjalne podziękowania - mówi Mike, skupiając uwagę na widowni i na mnie. Słysząc Jego słowa nie mogę przestać się uśmiechać. W końcu Mike dziękuje też i mi, bo jestem jednym z tysięcy fanów, z tysięcy Żołnierzy Linkin Park. Czuję, że moje serce ma ochotę z radości wyskoczyć z piersi i zatańczyć kankana. Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Przecież równie dobrze mogłabym teraz siedzieć przed telewizorem z Viki, Ann i Gabim i skakać ze szczęścia widząc, że mój ukochany zespół wygrał. Tymczasem ja siedzę na gali American Music Awards. Ba, nie siedzę tutaj jako zwykła osoba, siedzę tutaj jako dziewczyna Michael'a Shinody i przyjaciółka najwspanialszego zespołu na świecie, mojego ukochanego, jedynego w swoim rodzaju Linkin Park. Lepiej nie może być...pomyśleć, że kilka miesięcy temu bałam się swoich marzeń, myślałam, że nie da się ich spełnić, że są nieosiągalne, że są tylko moim osobistym, chorym wymysłem, wytworem mojej głowy, nie wierzyłam w siebie, nie wierzyłam w nie, nie wierzyłam w to, że kiedykolwiek zaprzyjaźnię się z Linkinami, że kiedykolwiek będę miała szansę na to aby pod ich okiem wydać płytę, że kiedykolwiek będę miała szansę pomagać im w pracy nad ich płytą, a co dopiero w to, że kiedykolwiek będę z miłością mojego życia, Mike'iem Shinodą, tak Mike'iem Shinodą, tym Mike'iem Shinodą. Nie wierzyłam w spełnienie swoich marzeń, a jednak życie mnie zaskoczyło i spełniło je wszystkie...to takie piękne, takie wspaniałe, że nie umiem nawet ująć tego w słowach.
Zaraz po ogłoszeniu następnej kategorii, przychodzi czas na występ Linkinów. Czekam na ten moment z zapartym tchem. Kiedy już wychodzą na scenę i mają zacząć grać, nagle przerywają:
- Mieliśmy na dzisiejszej gali zagrać po raz kolejny Burn It Down - zaczyna Chester - jednak z pewnych powodów zdecydowaliśmy się na zrobienie małej niespodzianki nie tylko naszym fanom. Zagramy piosenkę której jeszcze nikt nie miał okazji usłyszeć na żywo, a zagramy ją specjalnie z podziękowaniem dla pewnej wyjątkowej osoby, która ostatnio bardzo nam pomaga w naszej pracy, która jest naszą wierną fanką, asystentką, przyjaciółką i bardzo dobrą doradczynią - uśmiechając się, przekazuje głos Mike'owi.
- Ta osoba jest tutaj dzisiaj z nami i jak ją znam, w tej chwili zapewne bardzo się niecierpliwi - uśmiecha się Mike - tak więc bez zbędnego przedłużania. Z dedykacją dla Mirandy, jedna z jej ulubionych piosenek - Castle Of Glass.
Zaczynają do mnie dochodzić pierwsze odgłosy dedykowanej mi piosenki. Dedykowanej mi przez... przez Linkin Park. Nie wiem co powiedzieć, co zrobić, siedzę tylko jak wmurowana w fotel, a łzy szczęścia zaczynają spływać po moich policzkach. Siedząca obok mnie Talinda obejmuje mnie, a jedyne co jestem w stanie zrobić to oprzeć głowę o jej ramie. Dzięki przyjaznemu uściskowi powoli otrząsam się z zaskoczenia i jedyne co jestem w stanie zrobić to śmiać się cicho nadal płacząc ze szczęścia. Tak jest już do końca piosenki.
- Dziękujemy! - mówi na koniec występu Mike, a wokół słychać gromkie brawa.

***
"Wszystko to, co do mnie mówisz,
zabiera mnie o jeden krok bliżej krawędzi
i mam zamiar się przełamać..."

W tym samym czasie.

Siedzę sama w pustym i cichym domu. Dzieci już śpią, a ja popijając czerwone wino, powoli przeglądam kanały telewizyjne w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Włączając MTV natrafiam na transmisję na żywo, gala American Music Awards. No tak, przecież to dzisiaj. Ehh...ostatnio nawet moja niegdyś niezawodna pamięć szwankuje. Nie zastanawiając się dłużej, oglądam galę. Kiedy przychodzi czas na kategorię w której nominowane jest Linkin Park, odstawiam kieliszek z winem na stolik i słucham z zapartym tchem.
- LINKIN PARK ! - wypowiadają po standardowej chwili ciszy, prowadzący, wspólnie wręczający nagrodę.
- TAK ! - mówię cicho. Cieszy mnie fakt, że odnoszą kolejny sukces, wiem jak cieszy to Mike'a. Po chwili cała moja radość uchodzi, uchodzi ze mnie jak powietrze z przekłutego materaca. Wszyscy są szczęśliwi, Mike bierze w swoje objęcia Mirandę, całują się, przytulają, znów całują, potem reszta zespołu ściska się z Nią, jak z najlepszą przyjaciółką, zupełnie jak jeszcze całkiem niedawno ze mną. Patrząc na ten szczęśliwy obrazek mam szczerą ochotę wziąć kieliszek z winem i rzucić nim z całej siły w ekran.
- Anna, panuj nad sobą - powtarzam sobie w myślach, uspokajam się i ze stoickim wręcz spokojem oglądam dalej. Wchodząc na scenę Mike jak zawsze przejmuje inicjatywę mówiącego:
- Dziękujemy Wszystkim, którzy pomagają nam w naszej pracy, Wszystkim którzy nas słuchają i którzy zawsze nas wspierają, naszym rodzinom, przyjaciołom, znajomym, żonom i dziewczynom, naszej ekipie i wszystkim naszym fanom, zarówno tym z oficjalnego fanklubu LP Underground, jak i tym spoza niego. Wszyscy jesteście wspaniali i zasługujecie na specjalne podziękowania - mówi skupiony.
Słysząc Jego słowa sama nie wiem co myśleć. Zapewne dziękuje też mi, jednak ja, ja zupełnie nie czuję tych podziękowań, nie trafiają do mnie, odbijają się ode mnie jak echo od ścian jaskini. Po podziękowaniach, zostaje wręczona jeszcze jedna nagroda, a następnie prowadząca zapowiada występ Linkin Park. Po chwili wchodzą na scenę, jednak zamiast zacząć grać, Chester mówi:
- Mieliśmy na dzisiejszej gali zagrać po raz kolejny Burn It Down, jednak z pewnych powodów zdecydowaliśmy się na zrobienie małej niespodzianki nie tylko naszym fanom. Zagramy piosenkę której jeszcze nikt nie miał okazji usłyszeć na żywo, a zagramy ją specjalnie z podziękowaniem dla pewnej wyjątkowej osoby, która ostatnio bardzo nam pomaga w naszej pracy, która jest naszą wierną fanką, asystentką, przyjaciółką i bardzo dobrą doradczynią - w tym momencie sama nie wiem co myśleć. Mike przejmuje głos:
- Ta osoba jest tutaj dzisiaj z nami i jak ją znam, w tej chwili na pewno bardzo się niecierpliwi. Tak więc bez zbędnego przedłużania. Z dedykacją dla Mirandy, jedna z jej ulubionych piosenek - Castle Of Glass.
Słysząc słowa Michael'a, sama nie wiem co się ze mną dzieje. Zaczynam trząść się ze złości. Nie jest to zwykła złość, to złość przeładowana zazdrością.
- Boże, On, Oni, On dedykuje Jej, Mirandzie...Jezu ! - nie wytrzymuję. Wstając, wykrzykuje z siebie całą tą złość. Nie, co ja robie ?
- Spokojnie Anno, spokojnie - łzy zaczynają powoli spływać po moich policzkach. Ocieram je i szybkim krokiem zmierzam w stronę kuchni. Z barku wyjmuję butelkę whiskey. Nie zastanawiając się nad swoimi poczynaniami, szybkim ruchem odkręcam butelkę i pociągam dość duży łyk. Szybko żałuję tej decyzji i wypluwam wszystko do zlewu. Co ja robie ?! Do cholery co ja robię ?! Przecież nigdy nie piłam, tylko okazjonalnie piłam lampkę, góra dwie wina bądź szampana. Co się ze mną dzieje ?! Zaczynam nie poznawać samej siebie. Powoli osuwam się na krzesło i próbuje się uspokoić. Jednak kiedy tylko zaczynam myśleć racjonalnie w mojej głowie przewija się slajd obrazów z mieszkania Mike'a i z gali. Czerwone róże, wszędzie czerwone róże, Miranda w Jego koszuli, w koszuli mojego męża, oboje zadowoleni, uśmiechnięci, całujący się na gali, Ona u Jego boku, to Ją teraz kocha, nie mnie, na grillu u Chester'a, przytulali się, kochają się, Oni, teraz są tylko Oni, nie ma już mnie, wyrzucili mnie z życia jak jakąś brudną, niepotrzebną szmatę. Emocje znów zaczynają we mnie buzować. Pod ich wpływem biorę dość duży łyk wysokoprocentowej whiskey. Krzywię się czując jej smak, jednak tym razem, z trudem, ale ją połykam. Po chwili czuję nawet przyjemne ciepło, rozgrzewające mnie od środka. Biorę kolejny łyk i kolejny i kolejny. Nim się spostrzegam nie ma już pół butelki.
- Co ty robisz ?! - mówię pod nosem. 
- Przecież masz dzieci, najwspanialsze dzieci pod słońcem, kochasz Je, musisz się Nimi opiekować, a nie załamywać się i pić - mówię sama do siebie - zazdrość nie może mnie zniszczyć, nie, nie mogę na to pozwolić - powtarzam sobie - musisz się podnieść z tego bagna, podnieść siebie i swoją psychikę, nie możesz się załamać, nie teraz. Ale, Ja, Ja tak bardzo Go kocham - mówię do siebie, czując jak do oczu napływają mi łzy.
- Dlaczego Mike ? Dlaczego On...dlaczego muszę tak Go kochać ?! - mówię przez płacz - straciłam Go, straciłam Go na zawsze...dlaczego nie umiałam uratować naszego małżeństwa, skoro tak bardzo Go kocham ? - zadaje pytania sama sobie, jednak nie słyszę odpowiedzi. Jedyne co słyszę to ciszę, błogą ciszę. Nie, nie mogę, musze się ogarnąć...Wstaję szybko, jednak zaraz tego żałuję, czując potężne zawroty głowy. Nogi mam jak z waty, nie mogę na nich ustać. Walczę z całych sił, ale nie mogę. Z trudem podtrzymując się jedną ręką blatu, biorę butelkę z alkoholem i wylewam całą pozostałą zawartość do zlewu. Butelkę wyrzucam. Zaczynam czuć silne mdłości, które jeszcze pogarszają mój stan. Jednak mimo to walczę sama ze sobą. Sama nie mam pojęcia w jaki sposób doczołguję się do kanapy i opadam na nią z ulgą. Przestaje kontaktować, wszystko wokół się kręci, nie czuję nóg. Po chwili wszystkie te uczucia ustępują uczuciu błogiej senności, zasypiam.

***

Siedząc na after party po gali cały czas czuję na sobie spojrzenie młodszego Leto. Mimo wszystko nie zwracam na to uwagi. Jestem dumna z Linkinów, jakby co najmniej byli moimi dziećmi. Mam ochotę skakać z radości. Co jakiś czas Mike i reszta przedstawiają mnie osobom, których jeszcze nie miałam okazji poznać. Beyonce ewidentnie jest w swoim żywiole. Kiedy tylko odrywamy się od siebie na chwilę z Mike'iem, wraz z Jay'em zaciąga mnie na bardzo miłą rozmowę z Rihanną i Kanye West'em, którzy z resztą okazują się bardzo mili, normalni i w ogóle nie wykazują choćby krzty omamienia pieniądzem i światową karierą. Co do poznawania nowych ludzi, prawie całkowicie powołuję się na Linkinów, Jay'a i Beyonce. Dlaczego ? W końcu są Oni normalnymi ludźmi, nie zepsutymi przez pieniądze, ani sławę. Skoro sami tacy są to muszą też zadawać się z ludźmi którzy tacy są, którzy prosto mówiąc nie mają nierówno pod sufitem. Z tego założenia wychodzę poznając na dzisiejszej gali bardzo wiele sławnych ludzi.
- Czekaj, czekaj, Beyonce mówiła, że masz talent i że pracujesz nad debiutem? - pyta Rihanna.
- Tak i mówiła jeszcze, że podobno jesteś na dobrej drodze i masz zadatki na gwiazdę światowego formatu - dopowiada West, uśmiechając się.
- Wiecie, nie wiem czy mam zadatki na światowa karierę, ale tak, pracuję nad płytą - uśmiecham się - dzięki Beyonce.
- A proszę Ciebie bardzo - kobieta odwzajemnia uśmiech.
- Bo wiesz, tak sobie pomyślałam, że gdybyś chciała może nagrać jakiś featuring - zaczyna Riri - to mogłabyś wpaść do Roc Nation do mnie do studia z jakimś zarysem, pomysłem czy czymkolwiek innym, pomyślałybyśmy, pogadały, coś popróbowały, jeślibyś chciała to mogłabym zaprosić kogoś znajomego, wiesz Eminema, Drake'a czy Nicki Minaj - uśmiecha się - z resztą ja też mogę wpaść w razie czego do Was do Warnera, jeśli oczywiście Linkini nie będą mieli nic przeciwko.
- Nie, nie mamy nic przeciwko - odpowiada Mike, witając się z Rihanną.
- No to jesteśmy umówione - odpowiada, puszczając mi oczko.
- Ej, ej, czy mogłabyś proszę nie rządzić się moją kochaną wytwórnią ? - pyta Jay sarkastycznie, udając niby wkurzonego.
- No i mogłabyś pamiętać o mnie - dopowiada Kanye.
- Oczywiście, że nie - Rihanna uśmiecha się, wystawiając im język.
- Jay, przecież Robyn zawsze rządzi się Twoją wytwórnią - odpowiada Mike, uśmiechając się złośliwie.
- Dzięki, wiesz ? Bardzo mi pomogłeś, na prawdę, kocham Cię, wiesz, nie ma to jak przyjacielska pomoc, na prawdę - odpowiada mężczyzna, dąsając się, a my zaczynamy się śmiać - tak nabijajcie się ze starego Shawn'a - zaczyna się śmiać sam z siebie.
- Powiedz, jaką muzykę konkretnie chcesz grać - pyta West, wyraźnie zainteresowany dalszą rozmową.
- Wiecie, chciałabym grać muzykę, która będzie połączeniem wielu bardzo różnych elementów, muzykę która będzie mogła być słuchana przez fanów rapu, R&B, rocka, popu, house, jazzu czy nawet metalu. Nie chce trzymać się jednego stylu, chce łączyć przeróżne muzyczne gatunki, tworząc mieszankę która będzie przyciągała ludzi swoją różnorodnością, innością.
- Rozumiem, chcesz być takim freak'iem, kimś kogo muzyka będzie zapamiętywana na lata, dzięki inności i połączeniu czasami bardzo różnych, a czasami prawie w ogóle się nie różniących elementów, dających spójną, różnorodną, wyróżniającą się z tłumu całość - dokańcza Rihanna, zupełnie jakby czytała w moich myślach.
- Dokładnie, wyjęłaś mi to z ust - uśmiecham się w odpowiedzi. Rozmawialiśmy jeszcze przez dość długi czas. Tego wieczoru miałam okazję rozmawiać jeszcze z wieloma, przeróżnymi sławami zajmującymi się muzyką. Wszystkie przeze mnie poznane okazały się bardzo miłe i normalne, co bardzo mnie cieszy. Po zakończonym after party, wszyscy razem wyszliśmy i żegnając się, każdy pojechał do domu. Ja z Mike'iem zostałam jeszcze chwilę na parkingu.
- I jak Ci się podobało ? Chyba nie było aż tak źle, co ? - pyta Mike, obejmując mnie i całując.
- Było świetnie - uśmiecham się - dawno tak dobrze się nie bawiłam.
- Bardzo cieszy mnie ten fakt - odpowiada ukochany. Całujemy się przez dłuższą chwilę, po czym nagle słyszymy:
- No, no, nie ładnie tak na parkingu! - krzyczy Rihanna, wychodząc wraz ze swoim szoferem.
- Oj tam, kto to widzi - odpowiada Mike.
- No w sumie, przypuśćmy, że nikt - śmieje się Robyn - ja się zmywam, na razie, do zobaczenia! - żegna się z nami wsiadając do samochodu.
- Pa! - odkrzykujemy jednocześnie się śmiejąc.
- Może faktycznie Riri ma rację - zaczynam - nie powinniśmy tak tutaj stać.
- Nikomu chwila stania na parkingu z ukochaną osobą nie zaszkodziła - całuje mnie.
- Oj, chodź, nie powinniśmy tutaj stać, chodź - daję mu buziaka, po czym wsiadam do samochodu.
- No ale...
- Chodź no!
- O jeju, no dobrze, już dobrze, Pani Agresywna - odpowiada śmiejąc się.
- Nie agresywna tylko stanowcza, kotku - odpowiadam kiedy ruszamy.
Mike nakłania mnie abym dzisiaj znów u Niego nocowała, jednak dziś nie wiem czemu ale czuję, że muszę wrócić do domu. Nie chodzi o to, że nie chcę być z Mike'iem czy coś w tym stylu, ale po prostu sama nie wiem dlaczego coś mówi mi, że mam wrócić do domu. 
- A może to ty dzisiaj u mnie przenocujesz? - pytam z całkowicie niewinną minką.
- Hmm...no wiesz, nie wiem czy Viki, Ann i Gabriel nie będą mieli nic przeciwko - patrzy na mnie pytająco i zarazem kokieteryjnie.
- Tak, wiesz! Jak tylko rano Cię zobaczą to wywalą Cię za drzwi w samych gaciach - w tym momencie śmiejemy się oboje.
- Ok, skoro mówisz, że mnie nie wywalą to ok - śmieje się nadal - tylko skoczymy na chwilę do mnie po rzeczy, ok?
- A czy ja przypadkiem nie mam u siebie wystarczającej ilości Twoich rzeczy? - patrzę na Niego pytająco zarazem delikatnie się uśmiechając.
- W sumie - zastanawia się - w sumie to ostatnio u siebie w mieszkaniu znajduje więcej Twoich niż swoich rzeczy - patrzy na mnie niby to pytająco.
- No, a ja u siebie więcej Twoich niż swoich - oboje zaczynamy się śmiać - ostatnio Ann przy sprzątaniu stwierdziła, że chyba się do nas przeprowadzasz, bo musiała zrobić w szafie osobną półkę na Twoje ubrania i rzeczy.
- Hmm...czyli co? Definitywnie już prawie u Was mieszkam?
- Oczywiście, nasze mieszkanie jest Twoim drugim domem - śmiejemy się oboje.
- No cóż, czyli nie mam wyboru co do nocy u Ciebie - uśmiecha się do mnie kiedy staje pod moim blokiem.
- Znaczy się, no wiesz, wybór masz zawsze, a skoro nie chcesz...
- Oczywiście, że chce - Mike zamyka mi usta pocałunkiem. Jak zawsze całuje mnie tak, że aż brakuje mi tchu. Atmosfera w samochodzie zagęszcza się, a my bez niczego oddajemy się przyjemności. Po kilku minutach oboje stwierdzamy że w domu będzie nam zdecydowanie wygodniej i szybko udajemy się do mieszkania. Po drodze jednak zatrzymuje Nas coś, a raczej ktoś na kogo widok zupełnie nie mam pojęcia jak zareagować. Niby powinnam się ucieszyć bo Ginny to moja dobra koleżanka, jednak biorąc pod uwagę ostatnie wybryki Jej brata, sama nie wiem dlaczego jakoś nie wiem jak zareagować.
- Hej! - to jedyne co udaje mi się wydusić na Jej widok. Po chwili zauważam ze Ginny jest przygnębiona i smutna.
- Hej Mirando! Przepraszam, że jestem tutaj tak późno i znienacka ale musimy poważnie porozmawiać - mówi z pełną powagą - dobrze że jest z Tobą twój chłopak - mówi spoglądając na Mike'a.
- To nic, że jesteś tutaj tak późno, wchodź, napijemy się kawy, pogadamy. A tak w ogóle, Mike to jest Ginny, siostra Dominika - robie najmilszy uśmiech jaki tylko potrafię zrobić mówiąc o Nim i otwieram drzwi do mieszkania. Ginny i Mike witają się po czym oboje wchodzą do mieszkania najciszej jak potrafią, zważając na to że Viki, Gabi i Anna już śpią. Zamykam drzwi i ściągając obcasy, prowadzę ich do kuchni. Oboje z Mike'iem przepraszamy Ginny na chwilę i szybko idziemy się przebrać. Po około 15 minutach wszyscy w trójkę siedzimy już w kuchni z kubkami gorącego napoju i rozmawiamy.
- No więc, może zacznę od przeprosin - zaczyna Ginny.
- Za co chcesz mnie przepraszać? - pytam zdezorientowana.
- Hmm...więc wymienię swoją listę grzechów. Po pierwsze nie odzywałam się do Ciebie przez dobre pół roku tylko dlatego, że wyjechałam do pracy do głupiego Chicago. Po drugie pojawiam się tutaj tak nagle, bez żadnego ostrzeżenia czy telefonu i w pełni jestem pewna że jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie bo ja na Twoim miejscu bym samą siebie stąd wywaliła na zbity pysk - mówi ze skupieniem patrząc mi w oczy - no i w końcu trzeci grzech główny to fakt, że mam brata złamasa który nie dość że Cię skrzywdził to jeszcze nie chce dać Ci spokoju i cały czas knuje co tu by nie zrobić żeby zapobiec Waszemu szczęściu - kończy patrząc na Nas z powagą.
- Boże, Ginny nie gniewam się na Ciebie za nic. To nie Twoja wina, że praca i życie w Chicago całą Cię pochłonęły, znam Cię na tyle, że wiem, że żeby się nie odzywać musisz na prawdę mieć poważny powód, bo nigdy nie olałabyś kogoś bez słowa wyjaśnienia czy chociażby krótkiej rozmowy wyjaśniającej. Poza tym to, że Dominik jest jaki jest to nie Twoja wina, On straszliwie, diametralnie się zmienił i nie może to być Twoją winą bo Ciebie nawet tutaj nie było, nie mogłaś nic zrobić, nie miałaś na to wpływu.
- No niby tak ale to nie zmienia faktu, że Chicago i tak nie przyniosło mi niczego dobrego, a gdybym zamiast wyjeżdżać była tutaj w Los Angeles to miałabym nad nim w pewnym sensie kontrolę i mogłabym zapobiec czemuś, a raczej komuś kim teraz jest - odpowiada z żalem - ale nie w tym rzecz, nie o tym przyszłam tutaj rozmawiać, chodzi o coś poważnego, związanego właśnie z Dominikiem - kontynuuje pełna powagi.
- Tak? - mówi Mike.
- Więc, chciałam Wam powiedzieć żebyście uważali, na prawdę, żebyście uważali na Siebie oboje. Dominikowi ostatnio odwala, na serio, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zaczął pić, prawie cały czas spędza w swoim pokoju albo z kolegami z czego z kolegami pije, a w pokoju obmyśla na okrągło jakieś dzikie plany, nie da się z Nim porozumieć, na okrągło na Wszystkich naskakuje - mówi przygnębiona, a ja i Mike słuchamy jej z przejęciem - kiedy przyjechałam, zamiast zachować się jak normalny człowiek, wiecie przywitać się, pogadać tak jak zawsze to robił, On naskoczył na mnie... - tutaj przerywa na chwilę.
- Ale jak to naskoczył? - dopytuje Mike.
- Wyskoczył do mnie z pretensjami, że to moja wina, że Miranda zostawiła Go dla Ciebie i że to ja Ją do tego nakłaniałam bo przecież lubię Linkin Park - w tym momencie zatrzymuje się na chwilę aby się zastanowić – powiedział, że wszyscy za to zapłacimy i że nie pozwoli na to żeby ktoś, ktoś taki jak Ty odebrał mu miłość życia - kontynuuje – powiedział, że rozdzieli Was za wszelką cenę, że zrobi to choćby sam miał ponieść szkody - urywa - nie wiem co to miało oznaczać, ale kiedy to usłyszałam to pierwszą rzeczą jaka wpadła mi do głowy to przyjście tutaj i ostrzeżenie Was.
- Bardzo dobrze, że to zrobiłaś - zaczyna Mike - wiemy przynajmniej, że musimy się mieć na baczności i uważać na Jego głupie numery. Powiedz mi tylko - kontynuuję - jak go znasz to sądzisz, że będzie w stanie zrobić coś na prawdę głupiego, czy opanuje się w czas?
- Mike - przerywa - mogę Ci tak mówić, prawda? - pyta trochę zażenowana.
- Tak, pewnie - odpowiada Mike, kiedy ja nadal siedzę jak zamurowana pod napływem informacji.
- Wiesz, zupełnie szczerze powiem Ci, że nie mam pojęcia. Dominik nigdy nie robił głupich rzeczy, owszem czasami najpierw coś robił, a potem myślał, ale nigdy nie zrobił czegoś poważnego w skutkach, wiesz o co mi chodzi.
- Tyle, że teraz... - zaczynam i nagle urywam, a Mike łapie mnie za rękę. Jego wspierający dotyk pomaga mi w tej chwili jak morfina człowiekowi cierpiącemu przez okropny ból. Daje mi pewność tego że nie musze się bać bo mam Go.
- Przepraszam że nie na temat, ale wiecie co? - zaczyna Ginny z uśmiechem - na prawdę widać, że bardzo się kochacie. Widać, że jesteście przy sobie szczęśliwi obojętnie co się dzieje - nagle wszyscy się uśmiechamy, nie wiem jak to możliwe, ale Ginny zawsze umiała w sytuacji kryzysowej wtrącić w rozmowę temat - odskocznię który burzył całą złą atmosferę.
- Wiec, sami wiecie, że Dominik strasznie się zmienił - dokańczam to co zaczęłam.
- Tak, w tej chwili jest nieprzewidywalny, nie wiadomo co mu strzeli do głowy - kwituje Ginny - proszę Was tylko o to żebyście na prawdę uważali na Niego i Jego wybryki. Ja postaram się nad Nim zapanować ale nic Wam nie obiecuję bo najpierw muszę od nowa pojąć to jak teraz rozumuje. Zawsze potrafiłam przewidzieć co zrobi lub co chce zrobić, a w tej chwili nie mam zielonego pojęcia co może mu do tej Jego głupiej głowy wpaść.
- Będziemy uważać - mówi Mike z powagą - nie pozwolę na to żeby Jego wybryki zniszczyły Nasz związek, nie ma mowy - odpowiada patrząc na mnie czule, a ja odwzajemniam Jego spojrzenie.
- Dobrze, nie będę Wam już więcej przeszkadzać zwłaszcza o tej godzinie - wskazuje na zegar wybijający właśnie godzinę drugą w nocy - w razie czego będę Was o wszystkim powiadamiała, wiecie nie sądzę, że Dominik jest zdolny zrobić coś na prawdę poważnego, bo nie jest na tyle głupi, ale zawsze nie zaszkodzi Go przypilnować - mówi w celu zakończenia rozmowy.
- Ok, za wszystko będziemy Ci wdzięczni. W ogóle dziękujemy Ci, że się tu tłoczyłaś o tej godzinie po to żeby Nas ostrzec - mówię, uśmiechając się blado.
- Heh, ja dziękuję Wam za to, że w ogóle chcieliście ze mną rozmawiać - odpowiada również się uśmiechając - no i odchodząc od tematu to miło mi poznać jednego z sześciu masterów z Linkin Park - w tym momencie Wszyscy zaczynamy się śmiać.
Po wyjściu Ginny oboje z Mike'iem poszliśmy się położyć. Rozmawiając razem doszliśmy do wniosku, że jeśli tylko będziemy ze sobą to nic nie przeszkodzi Nam w byciu szczęśliwymi. Bo na tym polega prawdziwa miłość, na pokonaniu wszelkich przeszkód po to aby być razem.

***
"Chce zobaczyć Cię dławiącą się swoimi kłamstwami,
pochłaniającą swoją chciwość, 
cierpiącą samotnie w swej własnej niedoli..."

"No, no wczorajsza gala rozdania American Music Awards już za nami, a my nadal nie możemy ochłonąć po tym co działo się na czerwonym dywanie i nie tylko. Piękne kreacje i plejada gwiazd były wprost idealnie skomponowane z przepychem, którego końca nie było widać. Jednak to nie kreacje czy przepych doprowadziły reporterów do prawdziwych zawrotów głowy, a miłość rozkwitająca wprost na naszych oczach. O kim mowa? Oczywiście o parze która na gali była najczęściej i najchętniej namierzana przez wszystkich. Trudno nie wiedzieć o kogo chodzi...Oczywiście o jednego z frontman'ów Linkin Park - Mike'a Shinodę oraz Jego wybrankę serca niejaką Mirandę Cosgrove. Ich wielkie uczucie wprost wylewało się prosto na czujne flesze reporterów, a trzeba przyznać, że para nie żałowała sobie czułości nie tylko na czerwonym dywanie, ale również na samej gali, jak i na after party. Do tego Linkini specjalnie dla Mirandy zagrali po raz pierwszy na żywo piosenkę Castle Of Glass. Jak powiedział nam jeden z organizatorów: "Do końca nie było wiadomo jaką piosenkę podczas swojego występu zagra Linkin Park. W setliście festiwalowej oficjalnie podano utwór Burn It Down, jednak zespół w ostatniej chwili przed wejściem na scenę definitywnie postanowił zagrać Castle Of Glass." Słodkości i pochwał nie tylko ze strony Shinody jak i reszty zespołu nie brakowało podczas wykonu jak i przed nim. Po wejściu na scenę zespół nie rozpoczął od razu grania, tylko pozwolił sobie na oficjalną dedykację. Cytuję: "Mieliśmy na dzisiejszej gali zagrać po raz kolejny Burn It Down, jednak z pewnych powodów zdecydowaliśmy się na zrobienie małej niespodzianki nie tylko naszym fanom. Zagramy piosenkę której jeszcze nikt nie miał okazji usłyszeć na żywo, a zagramy ją specjalnie z podziękowaniem dla pewnej wyjątkowej osoby, która ostatnio bardzo nam pomaga w naszej pracy, która jest naszą wierną fanką, asystentką, przyjaciółką i bardzo dobrą doradczynią." Po tych jakże słodkich słowach wokalisty LP Chester'a Benningtona przyszedł i czas na Shinodę: "Ta osoba jest tutaj dzisiaj z nami i jak ją znam, w tej chwili za pewne bardzo się niecierpliwi, tak więc bez zbędnego przedłużania. Z dedykacją dla Mirandy, jedna z jej ulubionych piosenek - Castle Of Glass." Ohh...czyż to nie piękne? Nie dość, że kocha ją Shinoda to i reszta LP nie szczędzi jej uwagi, oczywiście wliczając w to świtę kobiet Linkinów oraz inne gwiazdy zaprzyjaźnione. Kogo mamy na myśli? Sami zobaczcie jak ukochana Pana Shinody wymienia na after party przyjacielskie czułości m.in z Beyonce, Rihanną, Alicią Keys, Katy Perry, Jay'em-Z, Kanye West'em, Eminemem, Adamem Levinem czy zespołami 30 Seconds To Mars i Green Day. A któżby inny mógł jej wtedy towarzyszyć jak nie ukochany oczywiście... "


"Gala American Music Awards za nami. Wczoraj wieczorem w Nokia Theatre w Los Angeles zgromadziło się multum gwiazd muzyki i filmu. Nie zabrakło Rihanny, Beyonce, Linkin Park, Jay'a-Z, Kanye'go West'a, Nicki Minaj i innych sławnych i bogatych. Jednak to na jednej parze gali skupiła się największa uwaga. Na temat innych poleciały komentarze dobre i złe, jednak nie zmienia to faktu, że na ich temat mówi się w samych superlatywach. Pomijając skandal z pobiciem byłego narzeczonego i tak największą furorę na gali zrobili Linkin Park, a dokładniej jego 1/6 wraz ze swoją drugą połówką. Chyba każdy wie o kim mowa. Mianowicie o Mike'u Shinodzie i jego dziewczynie Mirandzie Cosgrove. Dotychczas ich krytykowano, to za skandal z pobiciem, to za rozwód Shinody z żoną, jednak wczoraj fale krytyki ustały i ustąpiły miejsca samym pochwałom. A co na to owa para zakochanych? Na gali czuli się swobodnie, jakby nigdy nic okazywali sobie uczucia jednak w umiarkowany i nie przesadzony sposób, a fotoreporterzy zebrali potężne żniwo ich wspólnych fotografii, z których największą furorę robi oczywiście ta na której ukochana gratuluje Mike'owi i reszcie LP wygranej w kategorii Ulubiony Artysta Alternatywny. Nie zabrakło też fotografii Mirandy w towarzystwie innych gwiazd takich jak Beyonce, Jay-Z, Rihanna, Kanye West czy 30 Seconds To Mars, z którymi kobieta ma wyraźnie bardzo dobry kontakt co widać chociażby po jej wyraźnie bardzo bliskich stosunkach z Beyonce, która prawie tak samo jak Shinoda, towarzyszyła jej przez całe after party. Cóż, szczęśliwym zakochanym życzymy szczęścia i więcej pochlebnych opinii."

Pfff...tak szczęśliwym zakochanym! Bardzo śmieszne. Ten palant zabrał mi dziewczynę, a teraz wszyscy wychwalają jaka to nich zajebista para. A Ona?! Ona jest zwykłą, kłamliwą suką. Ale ja nie pozwolę się krzywdzić. Jeszcze oboje zobaczą co potrafię. Rozdzielę ichchoćby nie wiem co. Miranda jest moja i obojętnie czy będzie chciała czy nie, będzie ze mną. Już nigdy więcej mnie nie oszuka ani nie skrzywdzi. W końcu poczuje mój ból, ból który trawie w sobie od bardzo dawnaprzez to że  kocham. Te pieprzone gazety najchętniej bym spalił, ale nie po prostu je schowam. Jeśli mój plan się powiedzie to będę miał z czego się nabijać...

***

Trzy dni po gali wręczenia American Music Awards odbył się ślub Joe'go i Heidi. Muszę powiedzieć, że byłam w swoim życiu na kilku ślubach, ale zdecydowanie ten był najpiękniejszy. Cały urząd został przyozdobiony pięknymi białymi różami, w środku zostały ustawione ławki dla gości, a pomiędzy Nimi rozwinięto czerwony dywan dla pary młodej. Dwa dni przed ślubem na wieczorze panieńskim który Heidi urządziła w domu Jej i Joe'go, Talinda pokazywała mi zdjęcia ze ślubu Jej i Chaz'a. Był prawie idealny, tak jak uroczystość Joe'go I Heidi. Może to dziwne bo nigdy nie myślałam o ślubie, ale patrząc na ten pomyślałam, że kiedy będę wychodziła za Mike'a, to chce mieć dokładnie tak idealną ceremonię jak ich, bez spiny, normalną, na luzie. Ten urząd nadaje się do niego świetnie, lepszego nie mogli wybrać ani Chester i Talinda, ani Joe i Heidi. Dzień przed ślubem Heidi podarowała mi, Jennette i Annie (tej mojej Annie) sukienki druhen i oznajmiła że mianuje nas swoimi druhnami. Nasze reakcje były dość dziwne uwzględniając zapewne miny jakie wszystkie zrobiłyśmy, ale zgodziłyśmy się w ramach paczki. Właśnie, nie wspomniałam o tym, że wciągnęłam do paczki Viki, Ann i Gabiego (tak, tak cała ja), no więc oświadczam oficjalnie, że nie od dziś, a już od kilku ładnych tygodni należą Oni do Naszego (jakby to powiedziała Talinda i Beyonce) gangu. Co prawda na początku bałam się o wrodzone szaleństwo Viki i homoseksualne zwierze siedzące w Gabim, ale okazało się, że moi przyjaciele świetnie odnaleźli się w nowym towarzystwie, a i dziewczyny były zadowolone z wciągnięcia do paczki nowych osób. Wracając do ślubu, jak już powiedziałam był piękny. Heidi była ubrana w delikatną biało-kremową, troszkę rozkloszowaną od pasa w dół suknię bez ramiączek i miała włosy upięte w zgrabny koczek, który niechcący dwa razy rozwaliła tak więc razem z Sam i Linsey upięłyśmy go po raz trzeci większą ilością wsuwek niż inne koki. Joe w czarnym garniaku z krawatem prezentował się jak mistrz gangsterów z czego Mike, Chester i reszta chłopaków miała ubaw przez pół ślubu. Ja, Ann i Jennette ubrane w trzy jasnoniebieskie identyczne proste sukienki prezentowałyśmy się prawie jak bliźniaczki, a gdyby nie farbowane na blond włosy Jennette to sądzę, że szło by nas nawet pomylić. Ślub odbył się szybko, bez zbędnych formalności, tak aby nie denerwować i tak już zdenerwowanych Państwa Młodych. Na samym końcu Heidi uroniła kilka łez, łez szczęścia które Joe sprawnie otarł z Jej policzków po czym czule Ją pocałował. Po ceremonii wszyscy udaliśmy się na wesele w pięknym odpowiednio przystrojonym ogrodzie, które co prawda nie jest zbyt huczne, ale wszyscy dobrze się bawią, a życzeniom pomyślności dla pary młodej nie ma końca. 
- Kochanie, wiesz co? - nagle zapytał mnie Mike.
- Nom?
- Kiedy my będziemy brali ślub to powiem Ci, że nie wiem co ty na to, ale jak chodzi o mnie to może być taki jak ten - uśmiechnął się zalotnie - co ty na to, hmm?
- Wiesz, zanim My weźmiemy ślub to może Nam się jeszcze tysiąc razy gust zmienić.
- A kto powiedział, że to musi być za tak długi czas? - pyta zdziwiony.
- No wiesz, nikt tak nie powiedział, jednak na razie wolałabym żebyśmy oboje pozostali w takim związku w jakim jesteśmy - z kolei teraz to Ja jestem zalotna.
- No wiesz, ja nie mówię, że teraz mamy brać ślub, ale chyba dwadzieścia lat z tym nie będziemy czekali, co? - udaje niby to przerażoną minę, a ja śmiejąc się odpowiadam mu czułym pocałunkiem. 
- Dwadzieścia lat to raczej nie, ale chociaż z rok, żeby wszystko się ustabilizowało, sam wiesz o co chodzi - puszczam mu oczko.
- Oj wiem, wiem - przytula mnie i delikatnie całuje w ramie - chodźmy zatańczyć, co?
- Ok - odpowiadam z uśmiechem, po czym wchodzimy na parkiet, kiedy Beyonce specjalnie dla Heidi i Joe'go zaczyna śpiewać moją ulubioną piosenkę, If I Were A Boy. Objęci tańczymy w rytm muzyki i pięknego, mocnego głosu Beyonce. Nagle przypominam sobie o Annie, podnoszę głowę i widzę ją. Patrzy się na mnie i Mike'a, nie wiem jakie to spojrzenie, czy zazdrosne, czy przyjacielskie, a może jeszcze inne...Ale wiem jedno, spoglądając i myśląc o Annie, sama nie wiem dlaczego ale mam złe przeczucia. Nie wiem o co mi chodzi, może tylko mi się wydaje, a może coś w tym jest. W głębi duszy na prawdę chce, żeby mi się tylko wydawało i żeby na serio udało mi się z Nią zaprzyjaźnić. Mam nadzieję, że mi się uda, oby. Przestaje rozmyślać podczas refrenu, wsłuchuję się w muzykę i oddaję przyjemności tańczenia z ukochanym.

Cytaty: Beyonce - Halo, Queen - We Are The Champions, Linkin Park - One Step Closer, Lies Greed Misery.