poniedziałek, 19 listopada 2012

Leave Out All The Rest Part 11.

Duumdururum, dumdururum...:D No to wstawiam Part 11 i od razu przepraszam za trochę dłuższy niż zawsze czas oczekiwania, jednak ostatnio na prawdę mam mało czasu (szkoła). Następne części wiadomo że postaram się wstawiać już punktualnie, jednak nic nie mogę Wam obiecać. Dziękuję Wam Wszystkim za wspaniałe i dające mi wenę komentarze tutaj, na Twitterze i Facebook'u :) Przy okazji przepraszam że nie odpisuję na komentarze na bloggerze, ale niestety nie akceptuje On moich komentarzy nigdzie i w związku z tym się nie lubimy :( Staram się odpisywać Wszystkim na Twitterze, Fb i Google+ ale niestety nie wszystkim też da się odpisać na Google, tak więc (jeśli oczywiście mogę) proszę takich czytelników jak Ninde czy witness o kontakt po za Google i bloggerem bo nie mam Wam jak odpisać :| Z góry dziękuję i znowu się rozgadałam, także kończę już ;p Zapraszam do czytania i komentowania. Rozdział jest trochę dłuższy niż zawsze i ma więcej cytatów (wiecie, tak aby zrekompensować Wam czas oczekiwania i wgl.). Pozdrawiam, Cassandra ;p



To takie łatwe teraz, bo masz przyjaciół, którym możesz ufać.
Przyjaciele pozostaną przyjaciółmi.
Kiedy potrzebujesz miłości poświęcają ci troskę i uwagę.
Przyjaciele pozostaną przyjaciółmi.



Siedzę i nieobecnym wzrokiem wpatruję się w obraz Profesora Alvina który już chyba trzeci kwadrans z rzędu gada nam o padaniu światła na kontur cieniowanego obrazu. Jezu, ten człowiek na prawdę ma ciekawą pracę. Co roku nawija to samo przez hmm...3 lekcje w tygodniu ? No dobrze, nieraz wprowadzi coś nowego, ale najlepsze jest to, że i tak wszyscy wiedzą już o tym od dawna, a w dodatku wiedzą niedługo więcej niż On. W sumie cała uczelnia chodziła i chodzi na Jego wykłady tylko po to, żeby posłuchać Jego na prawdę inteligentnego poczucia humoru. No i popatrzeć na jego nieogarnięte, choleryczne ruchy, które nie raz przyprawiały człowieka o napad śmiechu. To fakt, że na wykładach z Nim na prawdę szło wzbogacić się umysłowo, ale mi w tej chwili po głowie chodziła tylko myśl: kiedy zadzwoni ten cholerny, czerwony, głupi, głośny, metalowy palant wiszący na ścianie nad wejściem. "Dalej, dalej, dzwoń no..." - myślałam siedząc i w ogóle nie zwracając uwagi na chichoczące z żartów Psora osoby wokół. Czułam się trochę jak ta dziewczyna z teledysku do Numb, tyle że Ona miała z 10 razy bardziej ode mnie przesrane, no i nie była w ogóle rozumiana przez otoczenie, które mnie jednak często rozumie. Oczywiście nie w tej chwili. Nagle z zamyślenia wyrwały mnie wibracje w kieszeni obcisłych, czerwonych rurek. Wyjęłam telefon i sprawdzając czy Alvin nie patrzy odczytałam treść sms-a: Czekam przed wejściem głównym - nadawca: Braciszek Marnotrawny. Odpisałam krótkim "Ok" i słysząc w końcu upragniony dzwonek, wrzuciłam do torby zeszyt, długopis i małego, przenośnego netbook'a. Wyszłam z auli jako jedna z pierwszych i szybkim krokiem ruszyłam w stronę głównego wejścia. Po drodze spotkałam oczywiście wrogi, zazdrosny i wściekły wzrok Dominika, który wraz z Conorem siedział na ławkach w holu. Conor to jeden z jego i zarazem moich najlepszych kumpli. Ostatnio ostro się wkurwił na Domiego po akcji, w której obronił mnie Joe i Chaz, jednak i tak musi z nim gadać bo mają razem projekt realizowany przez każdego, kto jest na ostatnim roku. Conor pomachał mi po czym specjalnie walnął Dominika z pięści w ramię, aby ten odwrócił swoją uwagę ode mnie i dał mi swobodę ruchu. Szybko dotarłam do rozsuwanych szklanych drzwi i wychodząc zobaczyłam swojego kochanego braciszka.
- Hej, bałwanie ! - przywitałam się nie grzesząc kulturą.
- Też Cię kocham, siostrzyczko - uśmiechnął się do mnie głupkowato, po czym przytulił mnie.
- Byś się odezwał, a nie tylko patrzysz na mnie ! - mówię z wyrzutem.
- Co ? Że ja niby się do Ciebie nie odzywam ? Ja ? Jaja sobie robisz ? Dzwoniłem do Ciebie w samym ostatnim tygodniu jakieś 30 razy i za każdym razem albo abonent tymczasowo niedostępny, albo telefon jest wyłączony lub poza zasięgiem albo "Hej ! Tu Miranda, niestety nie mogę teraz z Tobą rozmawiać, zostaw wiadomość, a jeśli będziesz wart mojej uwagi i czasu to oddzwonię" - to ostatnie zacytował jakby przesadzonym, cieniutkim i damskim głosem. Tak, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Pff...ciekawe, że jakoś miałam tylko 3 nieodebrane połączenia od Ciebie - po chwili robię groźną minę.
- Tak, tak oszukuj się dalej. Pan Shinoda i inni Panowie Linkini odwrócili ode mnie Twoją uwagę i tyle - mówi patrząc na mnie zalotnym wzrokiem i ruszając przy tym znacząco brwiami.
- Ahaha...a żebyś wiedział... - mówię prześmiewczo, a zarazem na poważnie.
- No widzisz ? Ja znalazłem sobie robotę, ty faceta i idoli no i olaliśmy się nawzajem - mówi Andrew, a ja zastanawiam się czy przypadkiem mój zmysł wyczuwania braciszkowego sarkazmu ostatnio trochę się nie osłabił.
- O co Ci biega ? Nie mam faceta...a tak po za tym eee...czekaj, ty i praca ? Ahahahahahahahahahahahahaha - udaję śmiech – sorcia, kochany ale to się nie klei.
- No co ? Musiałem! Potrzebuję nowego wiosła, pieców i garów do perkusji - mówi śmiertelnie poważnym tonem.
- Aaaa...no tak, to wszystko wyjaśnia. A jak tam kapela ?
- A dobrze. Czekaj...ty mi tu oczu nie zamydlaj moją kapelą. Jak tam z LP ? Opowiadaj.
- Wiesz co ? Momentami jesteś gorszy niż babcia Jane i dziadek Steven razem wzięci i podparci ciocią Heleną - posyłam mu prześmiewcze spojrzenie i chytry uśmieszek, kiedy On patrzy się na mnie z miną ze stylu "Are you fucking kidding me ?!" - No dobrze, dobrze...opowiem Ci wszystko - mówię uśmiechając się na widok miny starszego brata.

***

- To ładnie. Czekaj, ale...jeśli On się rozwiedzie z żoną to...będziesz Shinodówą ? - uśmiecha się tępo mój brat, patrząc na mnie jeszcze bardziej tępym wzrokiem.
- Boże ! Ciebie chyba na serio adoptowali, albo mama Cię upuściła jak byłeś mały ! - załamuje mnie jego reakcja i walę z całej siły głową w stół.
- No co ?!
- Jajco ! - odpowiadam pokazując mu środkowy palec i nadal nie podnosząc się z twardego i zimnego blatu stolika, który jest tak znajomo brązowy (jak oczy Mike’a), przez co też spokojny, że daje ukojenie mojemu załamaniu głupotą brata.
- Dobra, teraz tak zupełnie poważnie. Jeśli faktycznie jest w stanie rozwieść się z żoną dla Ciebie i zaburzać Swoje życie po to aby z Tobą być to ty też z Nim bądź ! W końcu Go kochasz nie od wczoraj, a raptem od prawie 13 lat - mówi już zupełnie poważnie Andrew, a ja zadziwiona jego powagą podnoszę się ze stołu, rozmasowując czoło. Co jak co...może mój braciszek do najpoważniejszych nie należy, ale mądry jest i na sprawach damsko-męskich zna się jak rzadko kto.
- Serio tak sądzisz ? - teraz ja nie wykazuje zbyt dużego ogarnięcia no ale już dobrze.
- Tak, serio tak sądzę. No pomyśl...masz taką szansę. Cierpiałaś i usychałaś z miłości przez ponad 12 lat i teraz masz sobie odpuścić kiedy On wyznał Ci miłość i chce się rozwieść dla Ciebie z żoną ?
- Nie dla mnie. On powiedział, że to małżeństwo i tak już dawno się rozsypało, przez ich kłótnie i w ogóle - mówię trochę smutnym tonem.
- Tym bardziej powinnaś Go wspierać jeśli wiesz że Cię kocha ! Pytanie tylko jak zareaguje na ten fakt jego żona i dzieci.
- Jesteś już chyba 12 bliską mi osobą jaka to mówi, wliczając oczywiście mamę, tatę, Cornelię i Ashley.
- To chyba dobrze no nie ? Widzisz ? Wszyscy utwierdzają Cię w przekonaniu że masz walczyć o marzenia i o miłość faceta którego kochasz.
- Wiesz za co Cię kocham braciszku ? Za to, że jesteś facetem a potrafisz doradzić jak najbardziej doświadczona kobieta - uśmiecham się szeroko do brata.
- Dziękuję. Też Cię kocham siostra - uśmiecha się brat pokazując mi serduszko zrobione dłońmi. Nagle z mojej kieszeni dobiega dzwonek telefonu, a głośne: *"One minute you're on top, the next you're not, watch it drop. Making your heart stop, just before you hit the floor." odrywa mnie od jakże słodziutkiej konwersacji z bratem. Wyciągając telefon widzę na wyświetlaczu napis Mike i zdjęcie zrobione jakieś 2 tygodnie temu Jemu i mi przez Phoenix'a. Szybko odbieram:
- Tak ?
- Hej, możemy się spotkać ?
- Pewnie. Kiedy, o której i gdzie ?
- Hmm...gdzie jesteś teraz ?
- W tej malutkiej kawiarni obok parku na Baker Street.
- Ok, będę tam za 10 minut.
Chowam telefon i delikatnie zdezorientowana mówię do Andrew - Mike będzie tutaj po mnie za 10 minut.
- Mam sobie iść ?
- Nie, no co ty ?! Masz tutaj zostać i Go poznać.
- Ok, z chęcią to zrobię - uśmiecha się do mnie.
Dalej rozmawiamy, aż w końcu nie zauważam nawet kiedy przy naszym stoliku staje Shinoda.
- O hej - mówię zaskoczona i wstaję by przywitać się z Mike'iem buziakiem w policzek - ten bliżej nie określony gostek siedzący ze mną przy stoliku to mój starszy brat Andrew, zresztą...pamiętasz mówiłam Wam o Nim. Andrew to Mike.
- Tak opowiadałaś Nam o Nim bardzo dużo - mówi Mike i z uśmiechem na ustach wita mojego braciszka.
- Nam o Tobie też dużo mówiła - uśmiecha się Andrew podając mu rękę, a ja mam cichą ochotę go pobić - a tak w ogóle to Linkin Park wymiata. Na prawdę, gracie zajebistą muzykę - dalej mówi Andrew.
- Dzięki - uśmiecha się szeroko Mike, po czym tak jak my siada na krześle.
Rozmawiamy jeszcze dosyć długo, po czym około godziny 19 mój kochany, rozwalony braciszek uświadamia sobie, że za pół godziny zaczyna się jego zmiana i żegnając się z nami wychodzi dość szybko z kawiarni. Po chwili Ja i Mike również wychodzimy.
- Gdzie jedziemy ? - pytam Mike'a.
- W pewne świetne miejsce. Na pewno Ci się spodoba - uśmiecha się do mnie.
- Ok. Apropo...Chciałeś o czymś rozmawiać - przypominam.
- Spokojnie, porozmawiamy o tym na miejscu.
Po około 1,5 godziny jazdy zajeżdżamy na miejsce. Jest to dość duży pagórek, a z samego jego wierzchołka jest świetny widok na zachodzące słońce.
- Gdzie jesteśmy ?
- W Agoura Hill - odpowiada uśmiechając się do mnie promiennie - przyjeżdżałem tu za młodu i do dzisiaj lubię to robić. Tutaj najlepiej z całej Agoury widać zachód słońca.
- Mike, tu jest pięknie - odpowiadam - widok aż zapiera dech w piersiach.
- To wyjątkowe miejsce, na prawdę. 
Nadal siedzimy w samochodzie i tylko wpatrujemy się w zachodzące słońce. Nagle Mike zaczyna:
- Mirando, chciałem Ci coś powiedzieć...
- Tak ?
- No więc - zaczyna z delikatną nie pewnością, jednak widzę w jego twarzy nutę szczęścia - powiedziałem Annie o rozwodzie.
- I jak Ona na to zareagowała ? - w tej chwili zamieram, jakby z obawy o to co zrobiła Anna.
- Nie wiem czy można powiedzieć że dobrze, ale w każdym razie stwierdziliśmy oboje że mamy zamiar być w dobrych kontaktach.
- To chyba dobrze, prawda ? - trochę niepewnie pytam.
- Tak, tylko...nie masz nic przeciwko temu ?
- Nie, dlaczego miałabym mieć. Mike, to Twoja żona, matka Twoich dzieci i kobieta która była przy Tobie i się Tobą opiekowała przez prawie 14 lat. Dlaczego mam mieć coś przeciwko. To raczej ja powinnam zapytać czy Anna nie będzie miała nic przeciwko mnie ? Chociaż to głupie pytanie bo logiczne, że będzie miała...ale...
- Nie, Mirando ! - przerywa mi Mike - nie będzie miała nic do Ciebie, Ona taka nie jest, na prawdę. Ona jest w stanie nawet poświęcić swoje szczęście żeby uszczęśliwić drugiego człowieka...
- Ehh...no właśnie Mike. Dlaczego Ona ma być nieszczęśliwa, kiedy my będziemy szczęśliwi hmm ? - patrzę na Niego pytająco.
- Ejj... - obejmuje mnie - Ona sama tak zadecydowała, na prawdę. Poza tym...powiedziała mi, że chce abym był szczęśliwy z Tobą.
- Ale Mike...ja na prawdę...Boże no... - mówię z wyrzutem.
- Wiem jak się czujesz, na prawdę i rozumiem to. Ale nie musisz się tak czuć, to jej wybór. Poza tym i tak wszyscy wiemy, że nasze małżeństwo już nie istnieje, nawet bez rozwodu. Nie myśl o tym, że Ty je rozbiłaś, bo to nie Twoja wina. Ty tylko pomogłaś mi w końcu zebrać się na odpowiednią decyzję.
- Tak, ale... - mówię z niepewnością.
- Będzie dobrze...zobaczysz ! Jak dwoje ludzi się kocha to wszystko inne powoli z upływem czasu układa się po ich myśli. U Nas też tak będzie, zobaczysz - delikatnie całuje mnie w czoło.
- Ehh...mam nadzieję Mike, mam nadzieję...

***

Tak dowcipne i niewinne są te plotki, bo zawsze jest znak zapytania zamiast kropki.
A delikwent niech się tłumaczy, a jeśli to nieprawda to niech nam wybaczy.


"Niestety mamy złą wiadomość dla wszystkich fanów Linkin Park, zwłaszcza tych podziwiających jakże idealne małżeństwo rapera zespołu Mike'a Shinody (l.35) i jego prawie już byłej żony, Anny (l.34). Ich małżeństwo jednak nie było tak idealne i sielankowe jak wszystkim się zdawało. Otóż jak udało się dowiedzieć naszemu informatorowi - raper wraz ze swoją żoną wniósł do sądu pozew o rozwód. Jako powód podobno podali ciągłe kłótnie i dzielące ich różnice niemożliwe do pogodzenia. Nie wiadomo kiedy para definitywnie przestanie być małżeństwem ani komu zostanie przyznana opieka nad dwójką ich dzieci, jednak już teraz daje się zauważyć która ze stron jest mniej zadowolona z zaistniałej sytuacji. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt iż Shinoda jest ostatnio przez paparazzich coraz częściej widywany z pewną czarnowłosą, młodą pięknością, która podobno jest przyjaciółką i współpracowniczką Linkin Park. Czy aby na pewno małżeństwo jednego z najbardziej pożądanych, rapujących rockmanów rozpadło się przez spory, czy może w rodzinny spokój wkradła się zazdrość, a może nawet zdrada ? Tego dowiemy się już wkrótce i jak najszybciej was o tym poinformujemy."


Kurwa mać ! Kurwa...kurwa, kurwa, kurwa, kurwa...mam ochotę coś rozwalić, rozpieprzyć na drobne, malutkie kawałeczki. O Boże, co za jebany pokurw wypisuje te głupoty ?! Boże, skąd Oni w ogóle wiedzą o tym, że Mike się rozwodzi ?! Japierdole...aaaaaa ! Mam ochotę wykrzyczeć całe swoje wkurzenie, całą złość buzującą we mnie w chwili po przeczytaniu artykułu, na pierwszej stronie jakiegoś pieprzonego plotkarskiego magazynu, który Victoria kupiła po to, aby pokazać mi właśnie ten oto artykuł. Dreptam po pokoju i nie mogę opanować wkurzenia. Zaraz w coś przywalę, na prawdę, nie wytrzymam. Viki, Anna i Gabi patrzą na to co robię z taką dokładnością, że czuję się jakby namierzali mnie lufą od pistoletu.
- Uspokój się, Mirando! To nic takiego, nic się nie stało rozumiesz ?! Nie możesz wybuchać przez jakiś tępy artykuł w plotkarskim gównie, rozumiesz ? - uspokaja mnie Gabriel.
- Tak, pewnie, kurwa, nie przejmuj się, nie w ogóle nie mam się czym przejmować, co ty ?! Tylko to, że media robią ze mnie dziwkę, a nawet jeszcze Mike się nie rozwiódł ! Ba, walić mnie i moją reputację. Oni robią gościa bez serca z człowieka którego kocham rozumiesz ?! Mike nigdy nie zdradził Anny ! Nigdy ! Nigdy nawet nie pomyślał aby to zrobić, ani On ani ja o tym nie pomyśleliśmy, a te chuje teraz śmią pisać że Mike Shinoda prowadza się ze mną po ulicach LA i że jestem jego kochanką ! Rozumiesz, ogarniasz to ?! Kurwa...w ogóle, co za pojeb to pisze, kurwa no... - wybucham nagle ale całkiem oczekiwanie, wyżywając się na Gabim, który robi minę jak zbity, mały piesek.

A jeśli potrzebujesz przyjaciela,
Jest miejsce, tutaj u mojego boku...


- Boże ! Przepraszam Was... - opadam ciężko na łóżko i zakrywam twarz rękami - Przepraszam.
- Nic się nie stało, na serio. Rozumiemy Twój wybuch, ale Mirando, na prawdę nie możesz się przejmować każdym tępym wpisem na każdym tępym portalu plotkarskim, czy w każdym tępym pisemku tego typu. Nie możesz tak wybuchać, bo to tylko plotki, rozumiesz ? Głupie, nic nie warte plotki - mówiąc te słowa, Anna przytula mnie, a ja z nadal zasłoniętą twarzą siedzę oparta o jej ramię.
- Wiem, jejku, wiem, na prawdę. Ale...na serio wkurzyłam się tym głupim artykułem. Jeszcze na głównej stronie...super - ciężko oddycham - chyba zadzwonię do Mike'a - wstaję i zdecydowanym krokiem idę do swojego pokoju i sięgam po komórkę. Wykręcam numer Mike'a i już po chwili słyszę jego głos:
- Tak ?
- Hej, słuchaj...możesz do mnie przyjechać, proszę.
- Widziałaś pewnie ten popaprany artykuł ? - pyta z pewnością w głosie.
- Tak...tak, Mike proszę przyjedź...
- Dobrze, będę jak najszybciej się da.
- Dziękuję - odpowiadam smutnym głosem.
- Pamiętaj tylko, że Cię kocham, rozumiesz, kocham Cię ! Nie przejmuj się tymi głupkami z gazety, nie warto.
- Wiem, Mike, ja Ciebie też. Tylko proszę przyjedź.
Odkładam słuchawkę i idąc do pokoju mówię przyjaciołom aby się ogarnęli, bo zaraz Mike tu będzie. Sama idę się trochę odświeżyć, a następnie rozkładam się wygodnie na swoim łóżku i mimo iż jestem w ciuchach codziennych, nakrywam się kołdrą aż po sam czubek nosa. Nie zauważam nawet kiedy mija spora ilość czasu, a do mojego ciemnego pokoju wchodzi Mike, wpuszczony przez Annę, która uśmiechając się do mnie, daje znak że zostawia Nas samych.
- Ejj, kochanie, co z Tobą ? Nie przejmuj się tym aż tak, co Ci jest ? - przejmuje się Shinoda, czule patrząc i siadając na krawędzi mojego łóżka. 
- Oj, nic, po prostu się wkurzyłam tak jak chyba dawno się nie wkurzałam. Wybuchłam jak tykająca bomba zegarowa i poczułam, że Cię potrzebuje, bardziej niż pocieszania i czegokolwiek innego potrzebuje Ciebie, teraz, tutaj, w tym momencie...
- Rozumiem. Na prawdę Mirando, nie ma się czym przejmować. Musimy przetrwać teraz ten okres przejściowy, kiedy będą huczeć o moim rozwodzie. Potem będzie już tylko lepiej, zobaczysz - mówiąc te słowa wtula się we mnie jak wielki pluszowy miś, co na prawdę poprawia mi humor i pozwala mi się nawet uśmiechnąć. 
- Mogę, prawda ? - pyta jakby trochę niepewny Mike.
- Nie pytaj się, tylko chodź tu i mnie przytul - odpowiadam przesuwając się delikatnie, aby zrobić Mike'owi miejsce, a ten kładzie się obok mnie obejmując mnie ramieniem i otaczając swoją ciepłą i miłą aurą. Od razu poprawia mi się humor. Układam się wygodnie na jego torsie i zamykam oczy. Czuję się jakby wszystko co złe odeszło, odpłynęło w jednej chwili. Czuję się jak w niebie...tak to jest moje niebo, a Mike to mój Bóg.


***

Szykując się do wyjścia Mike pyta:
- Hmm...skoro już prawie jestem rozwiedziony i w ogóle to...
- No ? - pytam z zaciekawieniem.
- No to...mogę Cię chociaż pocałować na pożegnanie ? Przecież jesteśmy u Ciebie w domu i w ogóle no wiesz...
- Mike, tłumaczysz się jak skrępowany nastolatek, ale ok - mówię, uśmiechając się trochę głupkowato.
- No tak, no wiem... - odpowiada Mike z zażenowaniem, po czym zdecydowanie podchodzi i obejmując mnie w pasie, patrząc mi w oczy pyta:
- Czy mogę pocałować najpiękniejszą, najwspanialszą i najszczerszą kobietę na świecie, którą kocham tak, że nie umiem o Niej nie myśleć ani przez chwilę; nie umiem nie myśleć o jej ustach, oczach, pięknym uśmiechu, włosach i o tym, że Ona też mnie kocha i też tego chce, tyle, że musi mi o tym powiedzieć żebym wiedział, że na pewno tego chce ? - wypowiadając ostatnie słowa zaciska uścisk, a Nasze ciała praktycznie stykają się tak że nie mogę oddychać. Serce bije mi jak szalone, a wszystko co mogę zrobić to po prostu patrzeć w Jego oczy i zatapiać się w nich, jak w najpiękniejszym oceanie. Widząc, że Mike powoli nie wytrzymuje czekając na moją odpowiedź, czuję wielką satysfakcje. Wiem, jestem zła i okrutna, ale na prawdę czuję ogromną satysfakcję kiedy wiem że Shinoda nie wytrzymuje z pragnienia mnie. Sama powoli zaczynam nie wytrzymywać, tak więc jeszcze przez chwilę męczę ukochanego, po czym sama wpijam się w jego miękkie usta, które napierają na mnie jakby chciały odpowiedzieć: No w końcu ! Uśmiecham się w duszy, po czym oddaję się przyjemności. Całujemy się przez dłuższą chwilę, po czym nagle, nawet nie wiem kiedy znajdujemy się na łóżku. Nie mamy zamiaru się kochać, czuję to, jednak wiem że Mike drży z podniecenia, ja z resztą też i wiem, że gdyby nie pewne bariery zrobilibyśmy to oboje, bez żadnego wahania. Całujemy się namiętnie przez kilka minut. Nagle oboje słyszymy pukanie do drzwi i delikatne skrzypienie klamki. Ani ja, ani Mike nie mamy najmniejszej ochoty się od siebie odrywać, jednak robimy to widząc stojącą w drzwiach Victorię, która jakby nigdy nic stoi na progu i patrzy na nas jak na...no właśnie...trudno określić jak na kogo.
- Ymmm...chyba Wam przeszkadzam także pójdę - mówi z zażenowaniem Viki.
- Nie, nie musisz, my i tak...eee...my... - no właśnie i w tym momencie nie wiedziałam co powiedzieć, tylko nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam się szeroko do Mike'a, który też najwyraźniej nie miał zielonego pojęcia co ma powiedzieć.
- Hmm...no to może ja i tak wyjdę, bo w sumie przyszłam tylko zajrzeć czy wszystko u Was w porządku, ale widzę, że tutaj aż za dobrze, więc no wiecie...
- Nie, na prawdę, ja w sumie już wychodzę - odpowiada Mike wstając z łóżka i podając mi rękę, abym też wstała. Po minie Victorii widzę, że chodzi jej coś po głowie i mam jej ochotę osobiście przywalić z plaskacza, ale ok. Odpuszczę, w ramach przyjaźni i dobrego humoru.
Wychodząc Mike jeszcze raz całuje mnie na pożegnanie i uśmiechając się wychodzi.


Wolałabym żyć, zostawiając to w spokoju,
ale to nie daje Ci prawa by wygłaszać groźby,
zmuszać mnie do ustępstw.
Nie, nie możesz mnie zastraszyć,
nie szanować mnie tak po prostu.


Jednak chwilę po jego wyjściu nie wiem sama dlaczego mam dziwne, złe przeczucia...nie mam pojęcia o co mi chodzi. Wyglądam przez wszystkie okna, jednak nie widzę niczego niepokojącego. Szybko ubieram koszulę, buty i zbiegam na dół. Schodząc na parter słyszę jakieś dziwne odgłosy i widzę dwa cienie za drzwiami wyjściowymi. Wybiegam jak najszybciej i moim oczom ukazuje się obraz żywej bijatyki. Wszystko wygląda jak pobojowisko zaczynając od małych drewnianych słupków wbitych w ziemie ogródka, a kończąc na porozwalanych na około rzeczach to Mike'a to osoby przeciwnej. Podbiegam do nich i usiłuję ich rozdzielić. Po chwili wytężonych starań, ledwo, ale udaje mi się. Staję plecami do Mike'a, trochę jakbym go broniła:
- Co wy robicie do jasnej cholery ?!
- Odejdź Mirando, to sprawa między nami - mówi Mike.
- Nie, nie odejdę ! Co ty w ogóle tu robisz co ?! Masz jeszcze czelność tu przychodzić i prowokować Mike'a do bijatyki ?! Powaliło Cię do reszty ?!
- Co ? To chyba On nie powinien tu być ! W końcu to ja jestem Twoim facetem, nie On ! - Dominik z podbitym okiem, krwawiącą wargą i ledwo trzymając się na nogach drze się głośniej niż myślałam. Gabriel, Anna i Victoria wybiegają z klatki i widząc całą sytuację nie wierzą własnym oczom. Gabriel chce mi pomóc, jednak ja zabraniam mu podchodzić.
- Nie jesteś już żadnym moim facetem, rozumiesz ?! W przeciwieństwie do Mike'a, nie masz najmniejszego prawa tu być !
- Pewnie ! Jeszcze zobaczymy ! Ja nie mam prawa tu być ?! Nie bądź śmieszna...nie dość, że mnie zdradzasz jak jakaś dziwka to jeszcze do tego bronisz tego swojego sławnego kochasia ! - teraz zauważam jeszcze, że Dominik jest pijany. Bardzo rzadko pił, co tym bardziej mnie dziwi. Nagle widzę, że sytuacja wymyka się spod mojej kontroli, a Mike z ogromną wściekłością podbiega do Dominika i daje mu z pięści w twarz:
- Anna, Victoria biegnijcie po ochronę ! Gabriel pomóż mi zawlec tego palanta do bramy - mówi ewidentnie zmęczony Mike. A ja stoję tylko patrząc jak osłupiała, kiedy razem z Gabrielem biorą pod rękę zakrwawionego lekko Dominika i wloką go w stronę bramy. Nie wiem co mam robić, jednak wiem, że muszę im pomóc. Idę za Nimi po czym widząc że Pan Volter, Miller i Rowson pakują Dominika na fotel w swojej budce i cucą go aby był przytomny na przyjazd już wezwanej policji. Sama nie mogę uwierzyć w to co się stało i nadal dzieje. Dominik jest bezczelnym chamem i tyle. Boże, jak ja mogłam z Nim być tyle czasu ? Jezu, jaka ja byłam głupia. Widzę zakrwawione ręce Mike'a i jego rozciętą brew.
- Mike, krwawisz ! Boże...
- Spokojnie, to tylko rozcięta brew, a ręce są w większości od Jego krwi. 
- Jezu...Mike, przepraszam Cię... - łzy stają mi w oczach, a Mike przytula mnie mocno.
- Za co mnie przepraszasz ? To nie Twoja wina. Ten gość to po prostu nierozumny idiota, a w dodatku powiem Ci, że nie wiem jak na trzeźwo, ale po pijaku to jego zdolność wycelowania i dobrego uderzenia jest tak słaba jak moja zdolność nie wywalenia się na prostej drodze, też po pijaku - mówi Mike trochę prześmiewczo.
- Pff...przestań ! Ja tu płaczę, a Ty jak zawsze z jakimś tekstem - odpowiadam wybuchając śmiechem przez płacz i łzy zalewające mi twarz.
- No widzisz ? Od razu lepiej jak się śmiejesz. To nic poważnego, na prawdę. Gorzej oberwał On niż ja. A tym, że tu przyszedł się nie przejmuj. Jeśli odważy się to zrobić jeszcze raz, będzie miał znowu ze mną do czynienia.
- Mike, ale ?
- Nie ma żadnego ale - mówi stanowczo - czekamy na policję, szybko mówimy im o co chodzi i idziemy do domu, ok ?
- Dobrze Mike, już dobrze no - odpowiadam, po cichu się dziwiąc jak taki kochany i z pozoru delikatny człowiek, może być momentami aż tak stanowczy.


Fragmenty tekstów pochodzą z piosenek: Friends Will Be Friends - Queen, Opluj.pl - Mezo feat. Kasia Skrzynecka oraz Roads Untraveled i Lies Greed Misery - Linkin Park.

* - fragment piosenki Hit The Floor - Linkin Park.

piątek, 9 listopada 2012

Leave Out All The Rest Part 10.


Cześć Wam Wszystkim ! No więc mamy już 10 Part Leave Out All The Rest :) Ahh...jak ten czas szybko leci. Dopiero co zakładałam bloga i myślałam czy ktoś w ogóle będzie czytał te moje wypociny, a teraz proszę :) Bardzo Wam Wszystkim dziękuję za wszystkie komentarze, komplementy, za porady, wskazywanie mi błędów no i przede wszystkim za to że w ogóle to czytacie :) Na prawdę...bez Was ten blog jak i moje opowiadanie pewnie by nie istniały :) Wierzcie mi że na serio to Wszystko bardzo wiele dla mnie znaczy i mam nadzieję że nigdy Was niczym nie zawiodę :) Kurde no...na sentymenty mi się zebrało xD Ale nic, już taka jestem że lubię wspominać dobre rzeczy ;) Kończę już bo Was zanudzę to swoją sentymentalną paplaniną. Mam nadzieję że Wam się spodoba :D Pozdrawiam, Cassandra ;p


Mógłbym nie spać tylko po to by słuchać jak oddychasz, 
Patrzeć jak uśmiechasz się, gdy śpisz,
Gdy jesteś daleko i śnisz.


Budzę się i czuję Jego wzrok na sobie. W pierwszym momencie nie mam pojęcia gdzie jestem, która jest godzina ani co się dzieje. Po chwili orientuję się że oboje jesteśmy w studiu. No tak...pewnie zasnęłam w objęciach Mike'a, a On nie chciał mnie budzić. Ciekawy jest tylko fakt po co chłopakom w studiu rozkładane kanapy, no ale ok...nie wnikam. Otwierając oczy widzę Mike'a leżącego na boku i wpatrującego się we mnie z uśmiechem na ustach. Widząc piękne, błyszczące z radości oczy automatycznie się uśmiecham. W tej chwili nie myślę już nawet o tym która jest godzina, ani od ilu godzin powinnam być w domu. Nie obchodzi mnie to. Ważne, że jestem tutaj, teraz, z Mike'iem, sama i patrzę się w jego piękne oczy, a On wpatruje się w moje z takimi samymi emocjami przemawiającymi przez mimikę twarzy.
- I jak się spało ? - pyta z uśmiechem.
- Dobrze. A Tobie ?
- Wiesz, spokojnie mogę powiedzieć, że dawno nie spało mi się tak dobrze - uśmiecha się do mnie jeszcze bardziej promiennie i całuje mnie w czoło.
- Mike, ja...ja przepraszam że Cię o to zapytam, ale...skąd wiedziałeś ? - pytam z delikatną niepewnością, jednak coś silnie popycha mnie w stronę tego pytania.
- Po prostu wiedziałem. Sam nie wiem skąd, ale coś, coś w Twoich gestach, spojrzeniu, uśmiechu dało mi o tym znać. Dało mi znać o tym, że coś do mnie czujesz. Najpierw miałem jeszcze wiele wątpliwości, jednak kiedy wczoraj przypatrywałem się Tobie przez te nieszczęsne minuty podczas których siedziałaś tutaj zamyślona, te wątpliwości zniknęły. Wiesz, tak zupełnie nieoczekiwanie nabrałem pewności, że to musi być to uczucie...no i mam nadzieję że się nie myliłem ? - odpowiada Mike i patrzy na mnie z delikatnie pytającym spojrzeniem.
- Nie, Mike, nie myliłeś się - odpowiadam - ale, poczekaj...co popchnęło Cię do tego ?
- Heh...zawsze wszystko musisz wiedzieć. No więc, jakby to najprościej ująć...może hmm...wczorajsze słowa Chaz'a i Joe'go no i może to że...sam się w Tobie zakochałem - kwituje Mike, a ja sama nie mogę uwierzyć w to co dzieje się w tej chwili. Jeszcze jakiś czas temu nigdy w życiu nie pomyślałabym, że zostanę przyjaciółką Linkin Park, a do tego...człowiek którego kocham od lat (mimo, że moja nadzieja co do związku z nim od zawsze była marna) teraz...wyznaje mi że On też mnie kocha !
- Mike ale...jak to...jeju, jak to mnie kochasz ? Skąd wiesz, że to miłość ? Przecież znasz mnie tak krótko ! Do tego masz żonę, dzieci ? Ja, ja kocham Ciebie od samego początku, od Waszej pierwszej płyty...wiem, może to dziwne, ale kocham Cię od zawsze, od samego początku Waszej kariery...
- Ciii... - mówi Mike przykładając palec do moich ust - po prostu wiem. Miranda, to tak już jest, że jak kogoś kochasz to wiesz to. Po prostu, Boże...jak Ci to wytłumaczyć. Kiedy widzę Ciebie serce wali mi jak szalone, zaczynam zachowywać się jak jakiś szesnastoletni szczeniak idący na pierwszą randkę, zachowuje się jak szaleniec, rozumiesz ? Kiedy wychodzimy ze studia, a ja Cię odwożę to...nie mam kompletnie ochoty się z Tobą rozstawać. A kiedy już się rozstaniemy czuję pustkę, cholerną, ogromną pustkę wypełniającą mnie od środka. Cały czas o Tobie myślę, nie wychodzisz z mojej głowy nawet na kilka sekund ! Nawet kiedy usypiam dzieci, tulę je, bawię się z nimi...nawet wtedy gdzieś w kącie mojego rozumu jest myśl o Tobie, rozumiesz ? Po prostu...po prostu Cię kocham... - teraz to ja przykładam mu delikatnie palec do ust - dobrze Mike, rozumiem, teraz już rozumiem - uśmiecham się, a On delikatnie mnie całuje.
- Mike ?
- Tak ?
- Jest jeszcze jedno...w nocy mówiłeś, że wyjaśnisz mi wszystko co do Anny. Dlaczego w ogóle o Niej nie mówisz i tak dalej. Rozmawiasz i opowiadasz o Wszystkich tylko nie o Niej. O co chodzi ? Po za tym...przecież Ona jest Twoją żoną ?
- Ehh...to nie jest takie proste. Prawda jest taka że wszyscy ludzie, fani, wszystkie media zawsze uważały mnie i Annę za wzorowe małżeństwo. Znają się od młodości, mają dwójkę dzieci, są ze sobą tyle lat, a ich wielka miłość nie gaśnie. Tymczasem hmm...to wszystko to pozory, które razem tworzymy. Jeszcze ponad dwa lata temu nie musieliśmy ich stwarzać... Ale teraz ? Teraz to konieczne. Na okrągło się kłócimy, praktycznie nieprzerwanie od dwóch lat. Kto na tym najbardziej cierpi ? Dzieci oczywiście - mówi Mike ze smutkiem - chodziliśmy już nawet na terapie i inne takie rzeczy. Nic nie pomaga. Praktycznie każda nasza rozmowa kończy się wielką kłótnią i zazwyczaj skutkuje tym, że albo śpię u Jay'a, albo u chłopaków, albo u kogokolwiek innego z moich przyjaciół.
- Mike...ja...wiesz dobrze, że nie mogę rozbić rodziny, nie mogę rozbić małżeństwa...
- Wiem Mirando, wiem, ale...sęk tkwi w tym, że tutaj nie ma już czego rozbijać. To małżeństwo już dawno jest rozbite na kawałeczki, bardzo drobne kawałeczki.
- Tak Mike ja rozumiem, ale i tak...nie chcę zaszkodzić dzieciom, Tobie, Annie i w ogóle.
- Miranda, nikomu nie zaszkodzisz. Jeśli już to pomożesz. A dzieci i tak nie mogą żyć w domu gdzie dwoje ukochanych rodziców na okrągło się kłóci, a jeden praktycznie i tak żyje jakby w tym domu nie mieszkał. Lepiej żeby już mieszkały ze mną i Anną na zmianę niż żeby były świadkami ciągłych kłótni, sprzeczek, trzaskania drzwiami i krzyku, nie mam racji ?
- Mike, wiem, ale i tak...i tak czuję się podle. Wiesz o co mi chodzi... W końcu z Anną jesteście małżeństwem od lat. Ona jest przyjaciółką chłopaków, ich żon, przyjaciółką Wszystkich Twoich przyjaciół. A ja ? Co ja tutaj robię ? Jestem jak pęknięcie przez które nagle rozwala się cały porządek, wszystko! Rozumiesz mnie Mike ? Wiesz o co mi chodzi ? Dla Anny jestem jak intruz, który przyszedł nagle ni stąd ni zowąd i wprowadza zamęt...
- Tak Mirando, wiem. Ale i tak to nie zmienia faktu, że uświadomiłem sobie, że Cię kocham. Kocham Cię nad życie, rozumiesz ? Kocham, jak nigdy nie kochałem żadnej kobiety. Nawet Anny, naprawdę.
- Tak Mike, ja, ja Ciebie też, ja Ciebie też kocham jak nigdy nie kochałam żadnego mężczyzny. Wiesz, tyle lat czekałam na tą chwilę, tyle lat myślałam, że to wszystko to złudzenie, i że po prostu jestem nienormalna. Że to nigdy się nie spełni. A teraz ? Teraz moje największe, najskrytsze marzenie się spełnia...naprawdę. Ale, ja... Ja na razie nie mogę, Mike... Naprawdę nie mogę z Tobą być. Kocham Cię, ale...nie mogę. Sam rozumiesz. Anna, dzieci i to wszystko.
- Rozumiem, rozumiem, ale za bardzo Cię kocham żeby czekać. Jeszcze dzisiaj porozmawiam z Anną o rozwodzie.
- Mike, nie..
- Ciii...- po raz kolejny ucisza mnie ukochany - wiem o co Ci chodzi. Wiem jak się czujesz ale...nie pozwolę na to, aby ta noc, te słowa, te reakcje, odruchy, gesty, pocałunki, to wszystko... nie pozwolę żeby to pozostało tylko wspomnieniem. Na prawdę chcesz aby te wspaniałe chwile odeszły i żebyśmy co dzień się widując, cierpieli po cichu dusząc się w swoim świecie...świecie bez siebie ?
- Mike, Boże, Mike, nie, nie chcę tego ! Ale co poradzę na to, że czuję się jak zwykła dziwka rozbijająca rodzinę ? Co poradzę na to, że Anna i pewnie tysiące innych ludzi, tysiące Waszych wielbicieli mnie znienawidzi ? Znienawidzi mnie za to, że rozbiłam idealną rodzinę. I nie będzie ich obchodziło to, że tego nie zrobiłam i to, że dałam Ci szczęście. Ich będzie obchodzić tylko Wasze rozbite małżeństwo, rozbite przeze mnie, jak zamek ze szkła obrzucony kamieniami.
- Boże Miranda, błagam Cię, nie myśl tak ! Co z tego ? Nikt Cię nie znienawidzi, rozumiesz ? Ja już o to zadbam. A co do tych wszystkich ludzi, naszych wielbicieli...w końcu się z tym pogodzą. Zawsze tak jest ! Mirando, nie możesz się ich obawiać. Nie możesz obawiać się tego co napiszą o Tobie w tępym tabloidzie...bo jeśli będziesz się tym przejmowała to te tępaki Cię zniszczą! Zniszczą Ciebie i Nas ! Na prawdę...nie myśl już o tym... Myśl tylko o Nas...o Naszym wspólnym szczęściu, proszę... - Mike patrzy na mnie błagalnym wręcz wzrokiem.
- Ehh...dobrze, Mike. Ale proszę, nie oczekuj ode mnie wiele...jeśli oczywiście wiesz o co mi chodzi. Nie oczekuj ode mnie, przynajmniej dopóki nie rozwiedziesz się z Anną - ostatnie zdanie przechodzi mi przez usta z takim trudem, że ledwo je wymawiam.
- Dobrze kochanie. Dziękuję Ci, naprawdę dziękuję Ci za wszystko co powiedziałaś przed chwilą i w ogóle, za to, że znalazłaś się w moim życiu.
- Nie dziękuj mi Mike. Dziękuj losowi. Chociaż ja też dziękuję Tobie, za to, że jesteś teraz, tutaj i spełniasz moje marzenia. Kocham Cię - uśmiecham się do Mike'a, który zbliżając się do mnie delikatnie mnie całuje. W tym momencie oboje słyszymy zgrzyt klamki i otwierające się drzwi. Odrywamy się od siebie delikatnie i oboje patrzymy trochę zdezorientowani w stronę drzwi zza których wyłania się Chester, Brad i Phoenix. W pierwszym momencie jedyne o czym myślę to kamień, jaki właśnie spadł mi z serca po ujrzeniu chłopaków. W drugim czuję delikatne zażenowanie i wstyd, który daję mi się zauważyć również na twarzy Mike'a.
- To ładnie ! - mówi jakby zupełnie nie zdziwiony Chester, a Dave i Brad mu przytakują.
- No to my chyba delikatnie przeszkadzamy, także udamy się do pokoju obok.. to jest za drzwi, w celu dalszego nie przerywania Wam jakże miłej konwersacji - mówi jakby wyuczoną formułkę Brad, po czym uśmiecha się głupkowato waląc w ramie Phoenix'a, który ma oczy jak gdyby wjechał mu na stopę trzystutonowy walec.
- Ykhym..ten no..właśnie - ledwo wydusza z siebie Dave, po czym wzorem Chaz'a i Brad'a uśmiecha się hmm...nie chcę go obrażać, ale jak...pedofil... Chester chcąc zakończyć niezręczną sytuację zamyka drzwi z miną mówiącą jakby "If you know what I mean ?". Mi się tylko wydaje, albo Ci faceci nigdy nie dorosną...


***

Pozwól mi przeprosić na początek.
Pozwól mi przeprosić za to, co mam do powiedzenia.
Lecz próbowanie być szczerym, jest trudniejsze niż mi się wydawało.
Ale jakoś zostałem złapany między.


Mimo tego co muszę za chwilę zrobić wracam do domu w dobrym humorze. I mimo, iż wiem że muszę dzisiaj porozmawiać z Anną o tym czego unikałem przez ponad 2 lata, to mam cichą nadzieję, że uda nam się dojść do jakiegoś porozumienia. Nagle, kiedy wchodzę do domu uświadamiam sobie, że to wszystko wcale nie jest takie łatwe jak się wydaje. Owszem, już przedtem wiedziałem, że prędzej czy później i tak do tego dojdzie, ale nie myślałem że w takich okolicznościach. Nie myślałem, że wcześniej uświadomię sobie że kocham inną. Że kocham Mirandę. Teraz i tak nie ma już odwrotu. Kocham ją i chcę się rozwieść. Oprócz tego nie chcę żeby Anna dalej męczyła się przy mnie, nie chcę żeby dzieci dalej były świadkami kłótni, nie chcę żebyśmy wszyscy dalej żyli w toksycznym, pozornie udanym, rodzinnym świecie w którym tak naprawdę od dawna nie jest dobrze ani kolorowo. Tak będzie lepiej...lepiej dla kogo ? Dla Wszystkich. Wiem, może wyjdę na samoluba, ale ja sam wiem, że nie robię tego tylko dla siebie. Robię to dla wszystkich. I mimo, że zostanie mi przywiązanie do Anny...w końcu była i nadal jest moją żoną od 9 lat, to twierdzę, że dobrze zrobię jak z nią o tym porozmawiam. Przemyślałem to podczas dzisiejszego dnia jakiś tysiąc razy i nie mam już żadnych wątpliwości. Omówiłem to z chłopakami, byłem u rodziców...z Nimi tez o tym rozmawiałem, byłem nawet u Shawn'a i Bey. Muszę tylko zebrać się na odwagę. Mike, dasz radę...musisz to zrobić ! Ona doceni kiedy porozmawiasz z nią szczerze i bez ogródek...zawsze doceniała szczerość. Pytanie, czy teraz też będzie w stanie ją docenić. Mam nadzieję że tak. Wchodzę do kuchni i widzę swoją żonę siedzącą przy stole z kubkiem kawy i książką. Zbieram się do kupy i pełnym opanowania głosem zaczynam:
- Hej Anna. Możemy porozmawiać ?
Anna odkłada książkę na stół i ciężko wypuszczając powietrze odpowiada:
- Tak, pewnie że możemy. O czym ?
- Na początek przepraszam, że nawet nie zadzwoniłem że nie będzie mnie na noc, ale pracowaliśmy z chłopakami do późna w studiu i w końcu zasnąłem... - chcę jak najmniej ją zranić. Wiem, że i tak moja prośba będzie dla niej ciosem...tylko dlatego kłamię.
- Wiem Mike, rozmawiałam z Talindą i mówiła, że Chester też zostaję do późna w studiu.
No tak...Chester i Talinda znów teoretycznie ratują mi tyłek. Od dłuższego czasu robią to dość często, ale mniejsza o to.
- O czym chcesz rozmawiać ? - zagaduje po chwili Anna.
- No więc - mówię spokojnym i opanowanym głosem - Anna ja...wiem że to trudne, ale przemyślałem to dokładnie i wiem dobrze, że ty też pewnie myślałaś nad tym nie raz. Tylko proszę Cię, nie myśl sobie że robię to z jakiś innych powodów niż dobro dzieci i nasze. Ja...Anna ja sądzę że powinniśmy się rozwieść - patrzę na jej jakby nieobecny wyraz twarzy i zimne, prawie bezuczuciowe oczy. Ona spuszcza głowę w dół. Widzę, że trudno jest jej się pogodzić z tym co właśnie powiedziałem. Dostrzegam łzę spływającą po jej policzku i czuję się jak drań. Ale wiem, że robię dobrze...mimo tego bólu jaki czuje Anna.
- Mike...powiedz mi tylko jedną, bardzo, bardzo dla mnie ważną rzecz. Ale odpowiedz szczerze, proszę Cię...choćby nie wiem ile bólu miało mi to sprawić, odpowiedz szczerze, dobrze ? - zdławionym i smutnym głosem prosi Anna.
- Dobrze, odpowiem szczerze, choćby nie wiem co to było...
- Mike, wiesz dobrze, że nie jestem ślepa. Widzę jaki ostatnio jesteś i wiem, że nie jest to spowodowane pracą czy czymkolwiek innym. Za dobrze Cię znam żeby nie zauważyć. Mike...dobrze wiem, że już mnie nie kochasz. Za to ostatnio zakochałeś się w kimś innym, prawda ? - pyta patrząc mi prosto w oczy, przepełnionym smutkiem spojrzeniem.


Kiedy odejdziesz
Czy będziesz miał odwagę, by powiedzieć:
Nie kocham cię tak, jak kochałem wczoraj ?


Biorę głęboki oddech:
- Tak Anno...zakochałem się... - patrzę prosto w jej oczy.
- To dobrze, Mike – widać, że wymawia te słowa z ogromnym trudem - z naszego małżeństwa i tak już nic by nie wyszło, oprócz odbijających się gromkim echem na dzieciach i nas kłótni. Dobrze, że się zakochałeś. Wiem, że mnie nie zdradziłeś, znam Cię na wylot i wiem, że nie Jesteś do tego zdolny. Co prawda, nadal Cię kocham... - tutaj robi znaczącą przerwę - ale mimo to z całego serca chcę, abyś był z nią szczęśliwy. Ona musi być na prawdę dobra. Nie zakochałbyś się w niej, gdyby taka nie była - uśmiecha się do mnie blado - na prawdę Mike, nie mam do Ciebie, czy do niej urazy. Jeśli się kochacie to bądźcie razem, będę szczęśliwa jeśli Ty będziesz szczęśliwy.
W tym momencie czuję się jakby Anna czytała w moich myślach i odczytała moje nadzieje co do naszej rozmowy.
- Anna ja...dziękuję Ci, dziękuję Ci za Wszystkie te lata razem, za Otis'a i Megan, za zrozumienie, dobroć, miłość...
- Mike ! Nie dziękuj mi, naprawdę...nie masz za co. Wszystko co mam - mam dzięki Tobie. Na prawdę to ja Ci dziękuję.
Tak właśnie wyglądała nasza pierwsza od ponad dwóch lat normalna rozmowa. Mimo bólu, który ciskał Anną, oboje na zakończenie się przytuliliśmy. Ustaliliśmy, że złożymy wspólnie pozew o rozwód za porozumieniem stron, po to by przebiegł on szybko i aby dzieci nie odczuły go za bardzo. Potem jak gdyby nigdy nic poszedłem sprawdzić co u nich, a następnie zabrałem pościel z sypialni i położyłem się w pokoju dla gości. Nie myślałem o niczym konkretnym, nie mogłem się skupić. Na samo wspomnienie pocałunków Mirandy drżałem. Uśmiechnąłem się sam do siebie po czym szybko zasnąłem.


Fragmenty tekstów pochodzą z piosenek: I Don't Wanna Miss A Thing - Aerosmith, In Between - Linkin Park oraz I Don't Love You - My Chemical Romance.

czwartek, 1 listopada 2012

Leave Out All The Rest Part 9.


Kabuuumtsss...no i jestem z Part'em numer operacyjny 9 :D Hmm...co tu dużo mówić...chyba nie ma co się rozpisywać. Mam wrażenie że pierwsza część jest trochę taka...hmm...dziwna ? Ale po za tym myślę że chyba jest ok i mam ogromną nadzieję że Wam się spodoba, bo powiem szczerze że denerwuję się bardzo tym co będziecie myśleć ;p Dziękuję bardzo Wam Wszystkim za komentarze tutaj, na fejsie i na Twitterze :) Na prawdę wiele One dla mnie znaczą i przepraszam niektóre osoby np. witness za to że nie odpisuję na nie, ale niestety nie mam jak oprócz Twittera, fejsa i Google+ na którym nie zawsze Wszystkim da się wstawić komentarz czy coś :) Ojj no...znowu się rozpisałam xD No nic...zapraszam Was do czytania i mam nadzieję że Wam się spodoba :D Pozdrawiam, Cassandra ;p

Szukam zaufania i znajduję je w Tobie
Każdego dnia w czymś innym
Otwarty umysł na inny pogląd
I nic innego się nie liczy
Nigdy nie zależało mi na tym co inni robią
Nigdy nie zależało mi na tym co inni wiedzą
Ale ja wiem...

- Zamknij oczy - prosi Mike z resztą chłopaków szeroko się do mnie uśmiechając, a ja mimo lekkiego zdziwienia ich prośbą, robie to o co mnie proszą.
- Tylko nie podglądaj ! - prosi Phoenix.
- Dobrze. Obiecuję, że nie będę – przytakuję, mimo iż ciekawość mnie zżera.
- Teraz chodź i nie otwieraj oczu - mówi Mike biorąc mnie za rękę i prowadząc tak abym na coś nie wpadła. Nie protestuję i idę zgodnie z tym jak mnie prowadzi mój ukochany. Czuję jego dotyk - tak delikatny, jak gdybym była bardzo kruchą, porcelanową filiżanką bądź czymś w tym rodzaju. Cały czas przechodzą mnie dreszcze spowodowane dotykiem Shinody, ciekawością, podnieceniem i Bóg jeden wie czym jeszcze. Po przejściu kilku metrów słyszę zgrzyt kluczyka w zamku, jednak nadal panuję nad sobą i mimo wielkiej chęci ujrzenia co się dzieje - nie otwieram oczu. Dalej idę za wskazówkami Mike'a i cały czas pilnującego kierunku moich zmierzań Chester'a. Nie wiem co mam o tym myśleć. Z jednej strony jestem tak strasznie ciekawa tego co ujrzę, a z drugiej zastanawiam się o co może im chodzić. No przecież...raczej nie mają dla mnie jakiejś super świetnej niespodzianki, bo znają mnie w miarę dobrze dopiero od wczoraj i raczej wątpię by tak od razu z kopyta uznali mnie za wielką przyjaciółkę zespołu. No ok, jestem ich fanką, ale przecież to nie jest powód do tego by samo LP robiło mi wielkie niespodzianki i w ogóle. Hmm..sama już nie wiem...Nagle zostaję zatrzymana przez Mike'a:
- No więc, chyba możesz otworzyć już oczy - mówi Mike. Nie wiem dlaczego ale mam dziwne wrażenie, że w jego głosie słychać delikatne zdenerwowanie i spięcie... Mimo to podnoszę powoli powieki, a moja ciekawość i podniecenie nagle zamieniają się w nieodpartą radość. Słysząc słowa Mike'a nie mogę opanować zdziwienia i radości które wspólnie prą na mnie z taką siłą, że nie mam zielonego pojęcia co powiedzieć czy zrobić.
- To dla Ciebie. Twój taki kącik, a w zasadzie miejsce do komponowania, rozwijania swoich pasji, pisania, współpracy z nami no i w ogóle - Mike uśmiecha się do mnie szeroko, a na jego twarzy delikatnie maluje się niepewność zmieszana z radością. Po chwili milczenia, z oczami wywalonymi jakby zaraz miały mi wylecieć,  zbieram się do kupy i mimo iż nadal nie mam pojęcia co zrobić, daję się ponieść emocjom:
- Boże...ja, ja nie wiem co powiedzieć...naprawdę to dla mnie ? - pytam z niedowierzaniem, czując jak do moich oczu napływają łzy szczęścia.
- Tak - odpowiada cały zespół.
- Wiesz, tak żebyś była blisko nas i mogła rozwijać swoje pasje razem z zespołem który jak sama mówisz - kochasz - uśmiecha się szeroko Rob.
- Tak - uśmiecha się Brad - w sumie to Mike wpadł na ten pomysł, a my z chłopakami bez wahania się na niego zgodziliśmy.
- O jeju... - musisz się ogarnąć Cosgrove, musisz się ogarnąć - Boże, nawet nie wiecie ile to dla mnie... - nie mogę nic dalej z siebie wydusić, tak więc nie robię nic tylko rzucam się na stojącego obok mnie Mike'a i przytulam go z całej siły. Potem robię to samo z resztą zespołu. Płaczę ze szczęścia jak małe dziecko. Nie mogę nic z siebie wydusić...tylko płacz i płacz. Po dobrych 20 minutach, chłopakom udaje się mnie uspokoić, a ja w końcu odzyskuję zdolność mówienia.
- Boże, dziękuję Wam, naprawdę bardzo Wam dziękuję ! Jesteście...kochani...o Jezu no, kocham Was po prostu, jesteście najlepsi i w ogóle... - uśmiecham się do nich, wycierając jeszcze raz oczy chusteczką i ścierając przy tym resztę rozmazanego pod okiem tuszu.
- Dziękujemy, ale naprawdę nie musisz nam dziękować - mówi Phoenix.
- Prawda jest taka, że gdyby nie ty to pewnie byśmy tego w ogóle nie zrobili - uśmiecha się Joe.
- Tak, to fakt... Zainspirowałaś nas i zrobiliśmy to dla Ciebie bo jesteś wyjątkową fanką o której nie sposób zapomnieć i z którą nie sposób nie utrzymać dalszego kontaktu - mówi Chester uśmiechając się do mnie i wymieniając spojrzenia z chłopakami, którzy również uśmiechnięci mu przytakują.
- Dziękuję za komplement, ale naprawdę...nawet jeśli, to nie musieliście tego dla mnie robić...przecież to wasze studio, będę Wam zajmowała miejsce i w ogóle - zaczynam z niepewnością w głosie.
- Naprawdę nie będziesz nam przeszkadzała - z uśmiechem mówi Mike
- Wręcz przeciwnie ! Będziesz nam potrzebna i będziesz zawsze obok nas...wiesz, my dla naszej fanki, nasza fanka dla nas - uśmiecha się Rob.
- Ej, ej...ty tutaj nie wyrywaj ! Pamiętaj że Miranda to dobra dziewczyna, a ty takie zwodzisz. Także się przymknij kochasiu ! - prześmiewczo mówi Joe.
- Pff...czy ja coś robię ?! - z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy i miną ze stylu "Are you fucking kidding me ?!" pyta Rob.
- No oczywiście że nic... - odpowiada Brad, uśmiechając się zalotnie i znacząco poruszając brwiami. Wszyscy zaczynamy się śmiać. Dalej rozmawiamy i rozmawiamy oraz robimy tysiące rzeczy w moim - jak powiedział Mike - studiu. Po około 4 godzinach rozmowy, śmiechu i pobrzękiwania na różnych instrumentach, Rob stwierdza że czas coś zjeść i wraz z Bradem, Phoenix'em i Mike'iem wychodzi by przynieść jedzenie do studia. Ja nadal siedzę i rozmyślam o tym fantastycznym pomieszczeniu. Ehh...jakie to dziwne, że jeden z pozoru normalny pokój może sprawić człowiekowi tyle radości. Naprawdę, to aż niepojęte jak kilka ważnych dla człowieka osób może zrobić coś, co tak go ucieszy że nie może wydusić z siebie słowa, a jedyne co udaje mu się zrobić to popłakać się z radości i wszystkie te osoby przytulić. Na prawdę, Linkin Park i jego członkowie to jedne z najważniejszych osób w moim życiu. Mike jest dla mnie bardzo ważny...w końcu go kocham. Jednak Chaz, Rob, Brad, Phoenix i Joe też są dla mnie ważni do granic możliwości. Heh...z jednej strony to dziwne, jednak sądzę, że są Oni tak samo jak dla mnie ważni, jak dla każdego fana. Dla każdego, kto kocha ich muzykę, dla każdego,  kogo właśnie ta wspaniała muzyka doprowadza niejednokrotnie do płaczu, wzruszenia, bądź zupełnie odwrotnie - polepsza jego nastrój tak, że aż chce mu się skakać, śpiewać wraz z Chester'em, rapować z Mike'iem i w ogóle...w tym momencie moje rozmyślania przerywa Chester.
- Miranda ? Hmm..tak w sumie to...chciałem się Ciebie z Joe'm o coś zapytać, ale nie za bardzo wiedzieliśmy jak to zrobić i no wiesz.. - pyta z lekkim zakłopotaniem.
- Tak ? Pytajcie o co chcecie. Obojętnie o co się zapytacie i tak Wam odpowiem - mówię, delikatnie się uśmiechając.
- No bo, dzisiaj rano kiedy zauważyliśmy, że kłócisz się z tym gościem i w ogóle, to oczywiście przypadkowo słyszeliśmy też Waszą rozmowę o...no o Mike'u - patrzy na mnie z powagą i zarazem wsparciem. - Boże...Cosgrove, ale jesteś tępa !
- Ehh...mogę zapytać ile słyszeliście ?
- No...tak się akurat składa, że prawie wszystko - mówi Joe.
- Taa... - odpowiadam, spuszczając głowę w dół. Nie wiem co mam powiedzieć...czuję się strasznie zakłopotana.
- Mirando, jeśli nie chcesz nam nic mówić to ok, nie musisz, ale równie dobrze jeśli coś Cię męczy to też spokojnie możesz nam o tym powiedzieć...nawet jeśli dotyczy to Mike'a to jeśli nie będziesz tego chciała to On się nie dowie, naprawdę... - mówi Chester chwytając mnie za ramie.
- Tak...ehh, skoro i tak już słyszeliście to dlaczego mam Wam tego nie wytłumaczyć - mówię podnosząc głowę i uśmiechając się smutno - no więc...od czego tu zacząć. Dobra, powiem wprost. Więc, praktycznie od początku kiedy zaczęłam Was słuchać, czyli od 2000 roku, od czasu Waszego debiutu...no, od tamtego czasu jestem zakochana w Mike'u - sama nie wierzę w to co właśnie wyjawiłam najlepszym przyjaciołom mężczyzny którego kocham. Sama nie mogę uwierzyć w to, że powiedziałam o tym swoim idolom...
- Domyśliliśmy się - odpowiada Joe, uśmiechając się wspierająco.
- No i...dlatego umówmy się szczerze - nie miałam nigdy jakiegoś prężnie działającego życia miłosnego. Miałam kilku chłopaków, z dwoma co prawda, w tym z Dominikiem byłam w poważnym związku, ale...i tak kocham Mike'a.
- To dlatego ten cały Dominik tak Cię traktuje ? - pyta Chester.
- Tak...On, On po prostu jest zazdrosny, chorobliwie, cholernie, do maksimum... Zawsze myślał, że prędzej czy później go pokocham. Bo Wy, jako ludzie sławni nie jesteście dla mnie hmm...osiągalni, tak...to chyba dobre słowo. Przez tą całą zazdrość strasznie się zmienił. No i skutki tej zmiany sami widzieliście dzisiaj rano - dalej opowiadam ze smutkiem.
- Spokojnie - mówi Joe - nie przejmuj się tym baranem. To zwykły palant, który uważa, że Jesteś jego własnością i że może Tobą pomiatać. Dobrze zrobiłaś pokazując mu dzisiaj, że tak nie jest. Na prawdę, Miranda, nie przejmuj się. Zaraz przyjdą chłopaki z żarciem, pogadamy i od razu się rozweselisz. Jak chcesz to Chaz weźmie gitarę i zagra Ci głupią piosenkę. Chester dawaj ! - Chester słysząc to uśmiechnął się i zaczął śpiewać:


 I like lollipops, and you like unicorns, 
oh yeahh...unicorns and lollipops, 
unicorns and lollipops oh yeah, 
unicorns and lollipops, 
unicorns and lollipops oh yeah...
I like unicorns, and you like lollipops, oh yeah...
I like unicorns, and you like lollipops, oh yeaahhh..


Chester skończył grać i uśmiechnął się szeroko. Widząc że się rozweseliłam, a na moją twarz wstąpił delikatny uśmiech, Joe już bez gitary dalej kontynuował:

Unicorns and lollipops 
oh yeah oh yeah.

A Chaz razem z nim:

Unicorns and lollipops ohh yeah ohh yeah...
unicorns and lollipops oh yeah oh yeah...
oh yeah oh yeah oh yeah oh yeah...


W tym momencie do studia weszli Mike, Rob, Brad i Phoenix, którzy również przyłączyli się do nich. Teraz nie mogłam już zachować powagi. Zachowanie jej graniczyło z cudem, tak więc roześmiałam się widząc jak Mike i reszta śmiesznie gestykulują udając raperów i robiąc dziwne miny. Po jakiś względnych 5 minutach wygłupów, wszyscy się uspokoili, a Hahn dał znać o swoim głodzie pytając:
- Ejj, to co z tym żarciem ?
Dalej rozmawialiśmy, śmialiśmy się i tak aż do wieczora. Mike znów odwiózł mnie do domu. Po drodze mówiliśmy o różnych rzeczach. Mike opowiadał mi o swoich dzieciach i w ogóle, a na koniec standardowo uściskaliśmy się, a kiedy On odjechał, wróciłam do domu. Zastanawia mnie tylko jedno. Mike Ciągle mówił o swojej rodzinie, dzieciach, przyjaciołach, żonach Brad'a, Chester'a i reszty. Zdziwiło mnie trochę, że mówił o wszystkich, ale nie wspomniał o swojej. Ehh...może to głupota, a ja jak zawsze się nią przejęłam. A może nie ? Sama już nie wiem...

***

Minęło już kilka tygodni od czasu kiedy poznałam osobiście Linkin Park. Od momentu kiedy dostałam od nich studio, praktycznie codziennie po wykładach siedzę z nimi i jak nie gram to śpiewam, jak nie śpiewam to piszę i tak w kółko. Nie stworzyłam na razie nic konkretnego. Napisałam kilka nawet dobrych tekstów, kilka linii melodycznych, przypomniałam sobie nawet stare, dobre czasy The Enemy's Gate kiedy trochę poscreamowałam z Chaz'em. Fakt faktem, lubię śpiewać i komponować sama, jednak jeszcze bardziej uwielbiam robić to z kimś, a najlepiej takim, z kim się rozumiem. Tak właśnie było w The Enemy's Gate. Tak też jest pomiędzy mną a chłopakami. Rozumiemy się praktycznie bez słów. Czasami na myśl wpada mi pomysł aby zmienić jakieś zdanie w tekście, a przykładowo Brad już je zmienia. To jest piękne. Na prawdę, czuję że jestem w zespole, chociaż logiczne, że przecież nie jestem. Aktualnie siedzę w studiu i coś bazgrolę. Nie wiem nawet sama co. Nagle zauważam Mike'a. Stoi w drzwiach i bacznie mnie obserwuje. Ma w oczach ten sam błysk co zawsze. Nadal nie wiem czym jest on spowodowany i nadal męczę się rozważaniami na temat tego skąd on się bierze.
- Hej - uśmiecham się do Mike'a, który podchodzi i siada na fotelu na przeciwko mnie.
- Co tam rysujesz ? - patrzy zaciekawiony.
- Ahh...wiesz, że sama nie wiem ? hmm...pomyślmy, panda z hipopotamem, podciągnięta lamą i krokodylem oraz delikatnie zalatująca koniem i eee...żyrafą ? Sama nie wiem... - zastanawiam się, ale widząc rozbawienie w oczach mężczyzny sama delikatnie się uśmiecham - wiesz, w sumie to bardziej rozmyślam niż rysuję. A rysuję chyba to o czym przelotnie sobie pomyślałam. Wiesz, tak w przerwie pomiędzy właściwymi rozmyślaniami - uśmiecham się mocniej.
- Heh...a o czym tak rozmyślasz jeśli można wiedzieć ? - z zaciekawieniem patrzy mi głęboko w oczy, a ja powoli zaczynam się zatapiać, jednak nadal nad sobą panuję.
- O niczym ważnym, na prawdę - nadal się delikatnie uśmiecham - a tak w ogóle, gdzie reszta ?
- Poszli już do domu. Przecież się z Tobą żegnali ! - śmieje się Mike, nadal bardzo głęboko patrząc mi w oczy. Wymiękam, naprawdę wymiękam, ale nadal dzielnie się trzymam...tak przynajmniej sądzę...
- Serio ? Jezu, ale musiałam się zamyślić, że nawet tego nie zauważyłam - śmieje się sama z siebie.
- Tak. Na prawdę byłaś chyba mocno zaabsorbowana, bo stałem w tych drzwiach dobre 15 minut, a zauważyłaś mnie dopiero przed chwilą - śmieje się mężczyzna, a jego piękne, brązowe oczy, głęboko wpatrzone w moje, błyszczą radośnie. Nie wiem dlaczego, ale czuję się jakby Mike patrząc mi w oczy, zaglądał w najgłębsze czeluście i zakamarki mojej wyobraźni oraz myśli. W sumie, nie mam nic przeciwko temu. Sama wpatruję się w jego oczy tak głęboko, że prawie się w nich rozpływam.

Kiedy patrzę w twoje oczy
Widzę skrępowaną miłość.
Ale kochanie kiedy trzymam Cię
Czy nie wiesz, ze czuję to samo ?

Nagle brunet delikatnie przybliża się do mnie tak blisko, że czuję na szyi jego ciepły oddech. Czuję jego zapach, bliskość, zaczynam cała drżeć, a serce bije mi w piersi jak oszalałe. Mimo wszystko jest mi bardzo przyjemnie, czuję narastające delikatne podniecenie kiedy mężczyzna przybliża się coraz bardziej. Nie mam pojęcia co zrobić, jednak w tej chwili zdaję się tylko i wyłącznie na swoje oszalałe od bliskości ukochanego instynkty. Z każdym oddechem Mike'a płynącym po mojej skórze czuję przyjemne wstrząsy i drżenie nie tylko całego ciała, ale też serca. Nigdy nie czułam się tak jak teraz. Nigdy nie byłam aż tak podniecona, nigdy aż tak nie drżałam w obecności żadnego mężczyzny. Czuję, że jeśli za chwilę ja albo On czegoś nie zrobimy to wybuchnę. Czuję, że On czyta z moich odruchów, gestów, z gęsiej skórki na rękach. Czuję jego usta delikatnie muskające moją szyję, jakby chciał aby przyjemne dreszcze jeszcze bardziej mną manipulowały. Wiem, że delikatnie się uśmiecha czując jak drżę z podniecenia. Kiedy już doprowadza mnie do stanu, w którym praktycznie odpływam, chwyta mnie za podbródek, delikatnie przyciąga i sunie swoimi miękkimi wargami po moich. Jego dłonie spoczywają na moich policzkach i szyi. Manipuluje mną i moimi instynktami z ogromną łatwością. Kiedy czuję już, że dłużej nie wytrzymam, że pragnę by w końcu to zrobił, namiętnie, a zarazem z ogromną delikatnością wpija się w moje wargi. Wpija się jak gdyby sam pragnął ich od dawna. Jak gdyby sam czekał aż nadejdzie odpowiedni moment by to zrobić. Zaczynamy się całować. Najpierw delikatnie, potem coraz namiętniej. Dreszcze i drżenie ustępują miejsca walącemu jak młot sercu i nierównemu, płytkiemu oddechowi. Robimy to coraz mocniej, jak gdyby żadne z nas nie chciało ustąpić drugiemu, jak gdyby każde chciało pokazać drugiemu jak bardzo, oraz od jak dawna tego pragnęło. Nasze języki łączą się w coraz szybszym tańcu, w którym żaden nie chce zakończyć pieszczot. W końcu po około 10 minutach odrywamy się od siebie. Żadne z nas nic nie mówi. Po prostu nadal trzymając się za policzki i nie oddalając się od siebie, patrzymy sobie głęboko w oczy. Po chwili Mike znów wpija się w moje usta. Tym razem nasze języki tylko delikatnie się drażnią. Kolejny taniec odbywa się za kolejnym i kolejnym i kolejnym i kolejnym razem. Mija kolejna godzina, nie wiem już nawet która jest. Mam to gdzieś. Liczy się tylko ta chwila, tylko Mike, tylko ja i Mike. Siedzimy w ciszy wtuleni w siebie, nic nie mówiąc. Czuję się bezpieczna, czuję bicie jego serca, jego ramowy oddech, ciepło. To najpiękniejsza chwila jaką przeżywam w życiu. W końcu nie dzieje się ona na jawie, tylko w rzeczywistości. W głębi duszy nie mogę uwierzyć w to co się stało. Spełniły się moje marzenia, te najbardziej skrywane, o których miało okazję wiedzieć tylko nieliczne grono osób. Nagle przypominam sobie o czymś ważnym, czymś, co niszczy wszystko o czym dotychczas myślę. Cicho mówię:
- Mike ?
- Tak - delikatnie wyszeptuje mój ukochany.
- Co, co z Anną ? Przecież to Twoja żona - pytam szeptem z niepewnością w głosie.
- Nie myśl teraz o tym. Nie myśl o Niej, proszę... Mirando, wszystko Ci wyjaśnię, ale nie teraz, proszę.
Odpowiadam mu pocałunkiem, po czym znów wtulam się w jego miękki tors.
- Dobrze kochany, dobrze...


Fragmenty tekstów pochodzą z piosenek: Nothing Else Matters, Metallica oraz November Rain, Guns n' Roses.