poniedziałek, 22 grudnia 2014

Leave Out All The Rest Part 19.

Dzień Dobry, cześć i czołem. Czekaliście na nowy rozdział? Właśnie tak skromnie myślałam że tak xD A tak serio, to strasznie was przepraszam za tak długi okres oczekiwania, ale szkoła wycisnęła ze mnie wszystko i na koniec jeszcze wyrzuciła mnie na ulicę, prosto pod pięć czołgów ;-; Liceum pod względem naukowym, to najgorszy czas w życiu, zapamiętajcie to do końca życia, serio... Ok, jak zawsze przepraszam za wszelkie błędy, które pewnie się wkradły i mam nadzieję że będzie się podobać. Zapraszam do komentowania i liczę na waszą kreatywność i wszelkie wskazówki. Najważniejsze! Bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem i z chęcią przy chwili wolnego czasu zajrzę na wasze blogi ;) Tak w ogóle to chciałabym wszystkim życzyć Wesołych Świąt! Dużo szczęścia, zdrowia, dobrych ocen (tym co się uczą), udanego Sylwestra, a na ten nowy rok przede wszystkim spełnienia, żeby był przynajmniej tak samo udany jak 2014, albo bardziej, dużo wspaniałych koncertów (Linkin Park, Linkin Park, no może jeszcze inni, no i Linkin Park), pieniędzy (pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to...brak koncertów ;-;) oraz czego sobie wymarzycie, no i żeby moje opowiadanie dalej wam się podobało :D Pozdrawiam, Cassandra :)

6 czerwca - rano.

"Dosłownie kilka chwil temu na oficjalnej stronie Project Revolution, pojawiły się informacje odnośnie zastępstw i niespodzianek na tym najbardziej wyczekiwanym w Europie muzycznym wydarzeniu 2014 roku. Trzeba przyznać że organizatorzy - zespół Linkin Park - nigdy nie zawodzą i nawet z najgorszej opresji wychodzą z twarzą i widocznym zadowoleniem fanów nie tylko ciężkich brzmień. No właśnie, kogo Linkini zagarneli na swoją trasę? Mianowicie całą śmietankę stosunkowo młodych, zdolnych, popularnych, docenianych brytyjskich wykonawców i nie tylko! Jesteście ciekawi o kogo chodzi? Nie mamy zamiaru trzymać was dalej w niepewności. Mianowicie z dniem 8 czerwca (koncert w Manchesterze) do trasy dołącza zespół Bring Me The Horizon, The 1975 oraz Hurts. Na temat tych drugich zgromadzeni na wczorajszym koncercie Maroon 5, mieli okazje się dowiedzieć od wokalisty zespołu Adam'a Levine'a, który wychwalając siedzących na trybunach Mirandę Cosgrove i The Enemy's Gate oraz Matthew Healy'iego z The 1975, oznajmił fanom że to właśnie ekipa Healy'iego zastąpi ich na trasie. Co do dość niespodziewanych niespodzianek o których wspomniał wczoraj w oświadczeniu Mike Shinoda, zaskoczenie fanów będzie chyba równe ich zadowoleniu. Z dniem dzisiejszym do i tak już długiej listy wykonawców Projectu dołączają: Jack White, Of Mice & Men, Tokio Hotel, Steve Aoki, Calvin Harris oraz Ellie Goulding. Zaskoczeni?! Uwierzcie nam że nie mniej niż my! Wygląda na to że Project Revolution 2014 zostanie na długo zapamiętany jako najhuczniejsze i chyba najlepsze wydarzenie muzyczne w Europie, a Linkin Park po raz kolejny udowodni nie tylko swoim fanom, na co ich stać oraz za co trzeba ich kochać, uwielbiać i szanować. Pod naszym artykułem znajdziecie podsumowującą listę wszystkich wykonawców festiwalu, a dokładną listę uwzględniającą podzielenie wykonawców pomiędzy trzy festiwalowe sceny oraz dni koncertowe zapewniające zagranie wszystkich artystów we wszystkich krajach, znajdziecie na oficjalnej stronie Projectu.

Wykonawcy Project Revolution 2014:

Linkin Park
30 Seconds To Mars
My Chemical Romance
Korn
Green Day
Rise Against
Billy Talent
Papa Roach
Maroon 5 (4 - 6 czerwca)
Slash (4 - 6 czerwca)
Chris Cornell (4 - 6 czerwca)
Fall Out Boy
Flyleaf
Eminem
Jay-Z
Beyonce
Kanye West
Rihanna
Miranda Cosgrove & The Enemy's Gate
Avicii
David Guetta
Jennette McCurdy
Jack White (od 6 czerwca)
Of Mice & Men (od 6 czerwca)
Tokio Hotel (od 6 czerwca)
Steve Aoki (od 6 czerwca)
Calvin Harris (od 6 czerwca)
Ellie Goulding (od 6 czerwca)
Bring Me The Horizon (od 8 czerwca)
The 1975 (od 8 czerwca)
Hurts (od 8 czerwca)

Nie pozostaje nic innego, jak życzyć wszystkim wybierającym się na Project wyśmienitej zabawy!"


Stoję jak wryta pomiędzy Gerard'em z My Chemical Romance i Beyonce i nie mogę uwierzyć temu co właśnie wyczytuje Mike. Nie mogę uwierzyć temu że dzisiaj i za dwa dni do naszej trasy dołączą akurat te osoby i akurat te zespoły. Mam wrażenie że zaraz umrę - Cosgrove opanuj się! Kochasz Bring Me The Horizon i Jack'a White'a i Hurts, uwielbiasz Calvina i Ellie i Tokio Hotel i resztę, ale panuj nad sobą do ciężkiej cholery! - krzyczy na mnie mój własny rozsądek i resztki powagi, jednak z drugiej strony strzępki moich rozsypanych emocji krzyczą - Cosgrove skacz z radości! Skacz mówię! - i bądź tu człowieku spokojny. Stojący za mną Guetta widząc że zaraz wyskoczę z siebie i stanę obok, delikatnie przytrzymuje moje ramiona żebym przypadkiem nie skoczyła nagle na Mike i go nie uszkodziła z radości. Fakt jest taki że blondyn ma przy tym duży ubaw, a kiedy sarkastycznie ostrzegam go żeby się nie śmiał, specjalnie potrząsa mną lekko na prawo i lewo, tak dla udowodnienia mi że z radości miota mną jak szatan. Uwielbiam wujcia David'a za całokształt i za to że jego poczucie humoru czasami przysparza mnie o facepalm życia, serio.
- Większość z nas w miarę dobrze zna dołączające do trasy osoby, a kto kogoś nie zna - w tym momencie Mike uśmiecha się i patrzy na mnie - ten będzie miał okazje poznać się dzisiaj na krótkim after party zapoznawczym po festiwalu, które jednocześnie będzie pożegnaniem z Maroon 5, Slash'em no i Chris'em.
- Tak, tylko nie pić mi za dużo bo jutro wyjeżdżamy około południa do Manchesteru i kto za późno wstanie przez kaca, tego nie wpuścimy do samochodu, będzie musiał iść pieszo - z szatańską miną kończy Chester, a wszyscy zaczynają się śmiać. W tym momencie słyszę rozbawiony głos stojącego obok mnie Gerard'a.
- Kochanie, ale spokojnie, na prawdę nie musisz mi miażdżyć ręki z radości, wystarczy że się przyjacielsko przytulisz - śmieje się jakby nigdy nic, a ja dopiero teraz zauważam że zupełnie niekontrolowanie objęłam ramie Gerda i tak je sobie bezprecedensowo miażdżyłam w kurczowym uścisku.
- O mój Boże, Gee przepraszam! Nic ci nie zrobiłam?! - wypalam zdając sobie sprawę ze swojego nie ogarnięcia.
- Na prawdę nic mi nie zrobiłaś - śmieje się Gerard, wtórując David'owi, Bey i Mike'owi - następnym razem służę ramieniem - w tym momencie robi najgłupszą i najzabawniejszą minę jaką potrafi, a ja jakby nigdy nic wybucham śmiechem. Kiedy wszyscy zaczynają się rozchodzić, mocno przytulam Mike'a i dziękuję mu.
- Wiem że starałeś się o nich specjalnie - mówię z uśmiechem - znam cię, wiem że to dla mnie - mówię nieskromnie, spoglądając niewinnie w sufit.
- Wiem że wiesz kochanie, ale to nie tylko moja zasługa - śmieje się Mike.
- Wiem. Dlatego właśnie teraz pójdę ściskać resztę Linkinów - całuję go, po czym rzucam się jak dziecko na pozostałą piątkę no i na Ruehmer'a, który jak zawsze uśmiechnięty i zdystansowany do siebie, sarkastycznie wychwala się czego to on nie załatwił i czego to on nie zrobił.


***


Zaraz po zakończeniu festiwalu i koncercie Calvin'a Harris'a, zostawiam moje kochane rodzeństwo, pragnące po dniu nie tylko festiwalowych wrażeń iść do klubu na drinka i biegnę szybko się ogarnąć przed after party. Prysznic, nowy makijaż, szybka zmiana ciuchów i już jestem gotowa. Mike jak zawsze śmieje się ze mnie kiedy denerwuje się nie mogąc dobrać nic na wierzch.
- Może po prostu ubierzesz koszulę? - wskazuje na dżinsową koszulę, które leży bezwładnie pozostawiona na oparciu kremowego fotela.
- No tak! Zapomniałam o niej! - wykrzykuję z triumfem - jesteś genialny! - unoszę aktorsko ręce ku górze, aby oddać genialność czynu pół japończyka.
- Wiem że mnie kochasz, ale może już chodźmy kochanie - bierze ową koszulę i ubiera mnie w nią, po czym obejmując mnie w pasie od tyłu, popycha mnie lekko w stronę drzwi.
- Tak, ale jeszcze muszę... - urywam w tym momencie, bo drogi Shinoda z szybkością światła doprowadza mnie do pobliskiej ściany, przyciska do niej i całuje tak obezwładniająco że praktycznie sama sobie mentalnie odbieram prawo głosu. Całujemy się kilka dobrych minut, podczas których cały czas jestem przyciśnięta plecami do zimnej ściany, jednak nie przeszkadza mi to w najmniejszym nawet stopniu. Gdy w końcu Mike odrywa się ode mnie, wydaje z siebie wyraźny pomruk nie zadowolenia, który przez chwilę bardzo go bawi.
- Nic już nie musisz. Wyglądasz pięknie, teraz, zawsze i w każdej chwili i gdyby nie to że powinniśmy oboje tam być od ponad godziny to wziąłbym cię tu i teraz, mając gdzieś to że się spóźnimy i to czy w ogóle tam dzisiaj trafimy, ale kochanie musimy tam trafić więc proszę chodź i nie mów że musisz coś jeszcze zrobić bo ewoluuję - mówiąc to patrzy mi głęboko w oczy w których ewidentnie widać pożądanie, które i ja czuję.
- Kotku dobrze, ale żebyśmy mogli tam teraz pójść musimy się od siebie oderwać, a sam wiesz że to będzie trudne.
- Wyobraź sobie że wiem - oboje zaczynamy się głośno śmiać i powoli zwalniamy swoje uściski, prawie tak wolno jakbyśmy rozbrajali bombę. Oboje poprawiamy się trochę i jakby nigdy nic wychodzimy z pokoju. Od samego wejścia na after party Mike trzymając mnie za rękę, przedstawia mnie to temu to tamtemu, dzięki czemu udaje mi się poznać kolejne osoby o których poznaniu zawsze marzyłam. Po około godzinie rozmawiam i znam się już z całą nową ekipą dołączającą do trasy, a mój wewnętrzny wskaźnik rozemocjonowania jest tak wysoki że mam ochotę wybuchnąć. Mimo tego trzymam się w miarę możliwości na wodzy i nie zachowuje się jak dzika psycho fanka żądna kontaktu i uwagi idola. Co prawda od początku imprezy czuje się troszkę nieswojo. Sama nie wiem o co mi chodzi, ale czuje się dziwnie obserwowana i mimo prób zorientowania się kto mógłby nie spuszczać ze mnie wzroku, nie wiem. Oczywiście z racji pewnego doświadczenia od razu dyskretnie sprawdziłam młodego Leto, jednak nie zauważyłam żadnych ogromnych obserwacji z jego strony, dlatego zaniechałam i zajęłam się dyskusją. Po długiej i wciągającej rozmowie z Beyonce, Jay'em i człowiekiem którego wprost uwielbiam za charyzmę i całą twórczość, czyli Jack'iem White'em, udaje się do baru po coś do picia. Przysiadam na chwilę na wysokim krześle barowym, gdy nagle ktoś zasłania mi oczy. Już pomyślałabym że to Rihanna, bo to ona ma w zwyczaju robić mi takie niespodzianki, ale fakt jest taki że ją poznałabym od razu po specyficznym zapachu perfum, których używa. Zastanawiam się chwilę, kto to może być. Moja intuicja mówi mi że to Matty.
- Healy to ty? - pytam nie pewnie, jednak kiedy tylko pytanie wychodzi z moich ust wiem że się nie mylę.
- Ee no, myślałem że mnie nie poznasz - odkrywa mi oczy i staje przede mną z miną pobitego psa.
- Phi cwaniak - śmieje się - jestem w stanie rozpoznać po jakimś minimalnym szczególe co najmniej 90 procent ludzi znanych mi krócej niż tydzień, uwierz mi - puszczam mu oczko i robię minę niczym biznesmen.
- Tak, tak - siada na krześle obok mnie - zaraz mi powiesz że jesteś wieszczem - śmieje się, a jego uśmiech jak zawsze lekko mnie rozprasza. Mam nadzieję że zdołam do tego przywyknąć bo jakoś nie czuje się do końca komfortowo z tym faktem.
- Oczywiście że tak powiem - żartuje - czyżbyś wątpił w moje możliwości przewidywania? - celowo trochę się z nim drażnię.
- Nie, nie wątpię, aczkolwiek taka istota jak ty raczej słabo kojarzy się z jakimś pustelnikiem czy innym jasnowidzem, myślicielem czy filozofem, który zamyka się w swojej dzikiej pustelni żeby rozmyślać - mówiąc to patrzy mi głęboko w oczy, a ja czuje leciutkie ciarki biegnące po moich plecach. Zaraz jednak otrząsam się z jego uroku, widząc na horyzoncie Mike'a, który wyraźnie zaznaczając swój "teren" - Boże jak to głupio brzmi - całuje mnie tak samo, albo nawet bardziej obezwładniająco - o ile się da bardziej - niż w pokoju. Kątem oka zauważam że Healy odwraca głowę, jakby nie chciał na nas patrzeć. Czy on...nie, nic, nie ważne.
- Cześć - mówi do niego Mike, gdy już się od siebie odrywamy i jakby nigdy nic podaje mu dłoń. Matty jest wyraźnie zdziwiony tym jaki Mike jest miły, jednak odwzajemnia uścisk dłoni.
- No i jak się wam podoba trasa i w ogóle cały projekt? - pyta Mike, obejmując mnie kurczowo w pasie.
- Bardzo się nam podoba - odpowiada Matty nadal najwyraźniej nie mogący wyjść z podziwu dla tego jaki Mike jest dla niego miły - na razie poznajemy ją od środka - w tym momencie spogląda na mnie z dziwnym uśmiechem, a cała jego codzienna pewność siebie wraca - ale już za dwa dni zagramy i sądzę że będzie zajebiście - uśmiecha się z zadowoleniem - już nie mogę się szczerze powiedziawszy doczekać naszego pierwszego występu.
- To bardzo dobrze - Mike uśmiecha się dziwnie, aczkolwiek nadal jest bardzo miły. O dziwo, jego sympatyczne podejście do Matthew nie jest wymuszone ani sztuczne. Czyżby Pan Zazdrosny Shinoda przyjął do wiadomości że w moim świecie mimo zauroczenia osobą Healy'iego istnieje tylko on? W końcu! Jak dobrze poczuć że sytuacja po dwóch kłótniach o Matthew, choć trochę wraca do normy. W tym momencie rozmowę przerywa Ellie Goulding, która podchodzi i wita się ze wszystkimi zupełnie jakby znała się z nami sto lat.
- Boże, Ellie uwielbiam cię! - mówię podekscytowana, a Ellie przytula mnie.
- Sęk tkwi w tym że ja ciebie też - odpowiada z uśmiechem - twoja płyta jest genialna. Słucham jej na okrągło i nie mogę się oderwać, nie mogę przestać - chwali mnie blondynka, a ja prawie umieram z dumy i z tego że moja twórczość podoba się jej - z resztą zaraz pewnie gdzieś tutaj na horyzoncie pojawi się Calvin - w tym momencie Ellie odwraca się i przeszukuje wzrokiem salę - on potwierdzi że słucham twoich piosenek na okrągło i pewnie sam cię pochwali, bo sam cię słucha - puszcza do mnie oczko.
- Jeju, dziękuje - odpowiadam podekscytowana - naprawdę nie wiem co powiedzieć - nabieram głęboko powietrza - bardzo się cieszę że podoba ci się moja muzyka i Calvin'owi też - Mike głaszcze mnie delikatnie po ramieniu dla uspokojenia.
- Nie mów nic. Nie dziękuj kochana bo nie masz za co, a jeśli masz już dziękować to podziękuj sobie i swojemu talentowi - blondynka puszcza mi oczko, a Matty i Mike zgodnie potwierdzają jej słowa. Dosłownie chwilę później podchodzi do nas Calvin Harris, wita się i oczywiście potwierdza słowa Ellie, przy okazji okazując się bardzo miłym i przyjaznym gościem. Oczywiście Matty dość dobrze zna Calvin'a i Ellie, jednak ja i Mike mimo iż dopiero ich poznaliśmy - ja w ogóle, a Mike ze strony prywatnej - to bardzo dobrze się z nimi rozumiemy.
- Mike! Mike! Mike! - nagle słychać biegnącego w naszą stronę Tomo z 30 Seconds To Mars - Chaz cię woła - kończy stając obok nas - przyszli dziennikarze i chcą zrobić krótki wywiad z wami, nami i ten teges chodź tam teraz - kończąc zdanie Tomo uśmiecha się, robiąc głupkowatą minę z której oczywiście wszyscy się śmiejemy.
- Ok, już idę - odpowiada Mike przez śmiech - to może chwilę potrwać, także zobaczymy się później - daje mi czułego buziaka i kiwając reszcie, odchodzi razem z Tomo w stronę drzwi na korytarz dla reporterów.


***


"Nigdy nie byłem doskonały, lecz Ty też nie byłaś."


Wkurzam się na tych reporterów. Chciałem trochę pobyć z Mirandą w towarzystwie to oni w najmniej odpowiednim momencie wyskakują z wywiadem. Swoją drogą nie wiem jak oni uprosili Ruehmer'a żebyśmy udzielili jeszcze jednego, ostatniego wywiadu. Adam wyznaczył czas dla reporterów no więc o co chodzi no? Spóźnialscy niech spadają na drzewo. Dobra, prawdopodobnie przesadzam, ale fakt jest taki że wolałbym w tej chwili być przy Mirandzie. Matthew to Matthew, głównie chodzi mi o niego mimo iż trochę udało mi się zmienić do niego stosunek, ale jest jeszcze Calvin. Jest spoko i nic do niego nie mam, ale z tego co mówiła Rihanna jest cholernym kobieciarzem i podobno nie ma skrupułów co do tego czy kobieta jest zajęta czy też nie, żonata czy panna i tym podobne. Co prawda zdążyłem zauważyć że gość sprawnie oddziela przyjaźń damsko-męską od kobiet które podrywa, ale nie zmienia to faktu że różnie bywa. Healy też niby traktuje Mirandę jak koleżankę z którą dobrze się mu rozmawia o muzyce i tak dalej. Przynajmniej tak twierdzi Miranda, ja nie do końca w to wierzę, dlatego pilnuje jej jak oka w głowie. Mam oczywiście nadzieję że się ogarnę i nie będę wybuchać taką złością jak wczoraj i przedwczoraj. Moje zachowanie centralnie przekroczyło wszelkie granice i myśląc teraz o tym mam ochotę uderzyć się czymś ciężkim i twardym, mocno w ten swój głupi łeb. Przeginam i to mocno. Miranda nie zasługuje na takie zachowanie z mojej strony, zwłaszcza że moje zachowanie wynika z zazdrości o nią. Musze się ogarnąć na prawdę, tyle że są pewne momenty w których nie panuje nad tym, nie panuje nad zazdrością o Mirandę. Wybucham zamiast porozmawiać jak człowiek, nie kontroluje tego po prostu. Pierwszy raz w życiu mam taki objaw. Po prostu bardzo, panicznie wręcz boje się że ją stracę, bo zbyt mocno ją kocham. Gdyby broń Boże Miranda teraz odeszła to nie wiem co bym ze sobą zrobił, ale byłoby ze mną źle, bardzo źle. Pewnie zapadłbym się w dołek, zajął się pracą do tego stopnia że chyba musielibyśmy z chłopakami wydawać płyty co trzy miesiące, żeby nadążyć za moim tempem. Robiłem tak po kłótniach i problemach z Anną, tylko że teraz to byłoby tysiąc razy gorsze i tysiąc razy bardziej spotęgowane. Dlatego właśnie muszę się ogarnąć, bo kłótnie i moje wybuchy nic nie pomogą, a jeszcze pogorszą sprawę. A bez Mirandy, bez niej jestem zwykłym zerem. Tak jak bez chłopaków, LP i muzyki byłbym zerem, tak bez niej też. Zerem jako człowiek, osoba, artysta. Nawet jako ojciec. Jako wszystko. Po prostu nikim i niczym. Zimnym i wyzutym z uczuć wyrzutkiem. Dlatego właśnie zrobię dzisiaj coś czego nikt się nie spodziewa, Miranda już tym bardziej się tego nie spodziewa. Chcę tego, bardzo i wiem że ona też, mimo różnych obiekcji będzie tego chciała. Nie obchodzi mnie zdanie innych, ważne co czuję ja i Miranda. Ważne żeby nikt tego nie zniszczył, ani nie naruszył. Ważne żebyśmy byli ze sobą, na dobre i na złe.


***


Dopytuję Adam'a i upewniając się że Mike i Chaz jeszcze udzielają wywiadu, udaje się na chwilę do mojego pokoju, by poszukać mojego telefonu, który musiałam tam zostawić w roztrzepaniu. Mimo wspaniałej atmosfery i towarzystwa, czuje się dziwnie. Sama nie rozumiem o co mi chodzi, ale czuję się tak samo nieswojo jak wtedy. Wtedy, mam na myśli okres kiedy Jared wręcz napastował mnie wzrokiem na każdym możliwym kroku i przy każdym możliwym spotkaniu. Idąc korytarzem zamyślona i wyłączona z rzeczywistości, cholera wie dlaczego nie mogę wyzbyć się dziwnego uczucia że ktoś mnie obserwuje. Sama nie wiem o co mi chodzi. Do tego muszę przyznać że jestem strasznie napalona na Shinode, co jakoś nie ułatwia mi trzeźwego myślenia. Najchętniej wykorzystałabym jakiś moment nie uwagi ludzi z otoczenia, zagarnęła go szybko do pokoju i wykorzystała na wiele różnych sposobów, ale muszę zachować spokój jeszcze chociaż przez godzinę, dwie. To będzie trudne, ale nie niewykonalne. Kiedy wchodzę do pokoju, zapalam tylko małe światło na korytarzyku, będąc prawie pewna że moja zguba znajduje się w szafce obok łóżka i że nie będę nawet potrzebować światła do jej znalezienia. Praktycznie po omacku docieram do owej szafki i przeszukuje ją dokładnie, przez co nie słyszę nawet kiedy ktoś cichaczem wmyka się do pokoju i zachodzi mnie od tyłu. Będąc przekonana że to Mike, odwracam się z impetem i całuje go namiętnie. Oczywiście nie upewniam się czy to na pewno on i zaraz tego żałuję. Cosgrove ty skończona idiotko! Kiedy zaczynam kapować że coś nie pasuje, do pokoju jak oparzony wlatuje Matty:
- Mirando, znalazłem twój tele... - w tym momencie Healy urywa i staje jak wryty, a z jego ust chyba mimowolnie wypada krótkie - o kurwa.
Otwieram oczy i ku mojemu przerażeniu widzę błękitne oczy Jared'a. Tak, jestem debilką i zamiast spojrzeć czy Mike to na pewno Mike, nie spojrzałam i bum. Masz babo placek, całuje Leto zamiast mojego faceta. Faktycznie kurwa. Nawet więcej niż kurwa. Odrywam się od jego ust i szybko cofam się w tył co powoduje że upadam na łóżko i miotam się. On też sądząc po minie jest co najmniej bardzo zdziwiony.
- Co ty tu kurwa robisz?! - wybucham jak popieprzona, kiedy już udaje mi się usiąść jak człowiekowi.
- Szukałem cię bo chciałem ci dać ten tekst o którym rozmawialiśmy - ewidentnie sam nie może się otrząsnąć po całej sytuacji.
- Ja pierdole Jared... - przerywam żeby odetchnąć głęboko i opanować trochę ton - nie mogłeś wchodząc zapukać i powiedzieć czegoś kiedy już tutaj wszedłeś? - nadal mówię podniesionym i zdenerwowanym tonem, ale już nie krzyczę.
- Przepraszam - przeciera twarz rękami - wszedłem bo drzwi były uchylone więc pomyślałem że skoro Mike jest na wywiadzie to na pewno ty tutaj jesteś. Dlatego nie zapukałem - urywa, siada na fotelu pod ścianą i kontynuuje - a kiedy już chciałem coś powiedzieć to akurat zerwałaś się znad tej szafki jak oparzona i zatkałaś mi usta - mówiąc to ostatnie, zaczyna mimowolnie się śmiać.
- Zaraz cię pierdolnę no - rzucam w niego z całej siły poduszką - to wcale nie jest śmieszne! - opieprzam go mimo iż z chwilą obecną sposób w jaki to ujął, mnie również lekko śmieszy.
- No co? Taka prawda no! Przepraszam cię, serio - śmieje się lekko odbijając mój cios poduszką.
- Dobrze już - mówię poważnym tonem - ja też przepraszam. Spieprzyłam sprawę bo myślałam że to Mike.
- Wow, awansowałeś na Shinodę - dopiero teraz Matthew zaczyna się lekko śmiać, jednak zdążyłam już go poznać na tyle w ciągu tych raptem dwóch dni, że zauważam że jego śmiech jest wymuszony, a mina wcale nie skłania się ku niczemu dobremu. Czy on...tak, właśnie tak. Healy jest zazdrosny. Dopiero teraz zaczynam kapować. Te wszystkie jego teksty i w ogóle. Myślałam że to wynika z jego pewności siebie do osób które lubi, a tu nagle zauważam to. Składam sobie wszystkie sytuacje w mózgu, niczym puzzle i widzę to co mam widzieć. Ja traktuje go jak kumpla, może potem przyjaciela...no dobra, jestem nim zauroczona...ale to nic poważnego. Przejdzie mi bo kocham Mike'a. Koniec, bardzo stanowcza kropka.
- Tak - śmieje się Jared, jednak jego mina ulega dziwnej zmianie, kiedy słyszy to stwierdzenie, brzmiące trochę jak zgryźliwa uwaga, którą Matthew obraca w żart, poprzez uderzenie głową w ścianę i dodanie niby żartobliwym tonem - ja padnę z wami na zawał na tej trasie.
- Nie masz za co przepraszać - mówi już całkiem poważnym tonem Jared - to moja wina że nie zapukałem i wcześniej się nie odezwałem.
- Tak, ale to moja wina że jestem głupia - stwierdzam żałośnie.
- Nie jesteś głupia, każdemu może się zdarzyć mała wpadka no - kwituje Leto - zapomnijmy o całej sytuacji i już.
- Ok, zapomnijmy - dopowiadam zgadzając się z jego stwierdzeniem - i ty też Matty zapomnij o tym co widziałeś - patrzę na niego miną pobitego psa.
- Ja coś widziałem? Ja nic nie widziałem? O czym ty w ogóle do mnie kochana mówisz? - Matt robi zdziwioną minę, która ma mnie zapewnić o tym że całe zajście już "wyparowało" z jego głowy. Jared zostawia mi owy nieszczęsny tekst przez który miało miejsce całe zdarzenie i wychodzi, a ja i Matthew razem z nim w celu udania się z powrotem na salę. Mam zamiar powiedzieć Mike'owi o całej sprawie. Szczerość to podstawa, zwłaszcza kiedy jest zazdrosny tak jak ostatnio, więc nie mam zamiaru tego ukrywać. On to zrozumie, wkurzy się, straszliwie się wkurzy...ale zrozumie. W drodze na salę, przelotnie zauważam tylko dalsze, mniejsze już, ale dalsze wkurzenie na twarzy Healy'iego, które sprawnie ukrywa, ale ja jestem w stanie je wyczuć i zobaczyć.


"Zaryzykuję to, jeśli dasz temu szansę. 
Bo chcę być jedynym, który trzyma cię tak blisko i tak mocno."


Idąc korytarzem wszyscy zauważamy Rob'a stojącego przed drzwiami, który dziwnie się zachowuje. Widząc nas od razu szybko wchodzi do sali i wyraźnie kogoś woła. Kiedy tylko przekraczamy próg sali, zauważamy że albo coś się stało, albo ktoś coś ogłasza. Wszyscy zgromadzeni od wejścia z zaciekawieniem i uśmiechami spoglądają w pewną część sali w której najwyraźniej ma miejsce jakaś sytuacja. Chester podlatuje do mnie z prędkością światła i razem z Beyonce wręcz błaga mnie żebym poszła z nimi.
- Ale o co chodzi? - pytam zdezorientowana, kiedy oboje łapią mnie pod ramię i zmuszają do pójścia. Chester gestem pokazuje Jared'owi i Matty'iemu żeby szli za nami, a sam prowadzi mnie jakbym była dzieckiem.
- Nie nic takiego - Chester i Bey mówią to prawie jednocześnie, spoglądając na siebie znacząco i śmiejąc się od ucha do ucha.
- Tak, tak. Czuje że coś się kroi - odpowiadam, jednak oni puszczają moją uwagę mimo uszu i dalej zachowują się co najmniej jakby oboje napalili się porządnie trawy. Kiedy doprowadzają mnie do miejsca na które wszyscy teraz zwracają uwagę, okazuje się że w ogarniętym teraz powszechną uwagą miejscu stoi i czeka Mike. Uśmiecham się kiedy tylko z powrotem go widzę. Boże, jest taki przystojny. Tego się nie da opisać słowami, serio. To trzeba widzieć, widzieć na żywo. Kiedy praktycznie zostaję odstawona przez Bey i Chaz'a obok Mike'a, nie za bardzo wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale stoję niewzruszona i czekam na rozwój sytuacji. Chester i Bey wycofują się do tyłu i stają obok Matthew i Jared'a, którzy też najwyraźniej nie czają co się dzieje. Mike patrzy mi głęboko w oczy i uśmiecha się z tym czułym błyskiem w oku, który ma zawsze, tylko i wyłącznie wtedy kiedy patrzy na mnie. Nawet kiedy się kłócimy, ten błysk zawsze jest obecny.
- Przepraszam cię za to że to tak wygląda, ale ze względu na trasę nie miałem lepszego pomysłu, zwłaszcza że są tutaj nasi przyjaciele, znajomi, rodzina - urywa i spogląda na Andrew, Cornelię i Ashley stojących z boku - nie pełna co prawda, ale jest - oddycha głęboko - obiecuje że zrobię to w lepszy sposób kiedy wrócimy - śmieje się, a część chyba już wtajemniczonych w całą sprawę osób śmieje się razem z nim. Nadal nie pewna do końca o co chodzi, czekam na dalszy rozwój sytuacji. Sztywnieje kiedy okazuje się o co chodzi. Mike nabiera powietrza, wyciąga małe czarne pudełko z kieszeni spodni i klęka. Co ty robisz Shinoda? Otwiera pudełko, a moim oczom ukazuje się piękny, prosty pierścionek, chyba z białego złota z małym, białym kamieniem po środku.
- Wyjdziesz za mnie?


***


"To po prostu dziewczyny, łamiące serca."


Wchodząc do pokoju Mirandy i Mike'a staję jak wryty. Nie wiem co mam zrobić. Stać i się patrzeć, odciągnąć młodego Leto od Mirandy, wyjść czy może wziąć i pierdolnąć się czymś twardym w głowę żeby sprawdzić czy nie mam przypadkiem schizy. Co to w ogóle ma być do cholery?! Dlaczego on ją całuje?! Dlaczego oni się całują?! Tysiąc myśli wpada mi do głowy z szybkością huraganu i mam wrażenie że moja głowa zaraz wybuchnie albo odpadnie. Dosłownie sekundę po moim wejściu Miranda otwiera oczy i odrywa się od niego w amoku upadając na łóżko. Najpierw krzyczy, potem opanowywuję swój ton i wszystko zaczyna się wyjaśniać. To pomyłka, zwykła pomyłka. O kurwa, jak dobrze że to jest pomyłka. Nigdy chyba nie czułem takiej ulgi, jak w tym momencie. Mimo to jestem strasznie wkurwiony. Wkurwiony, nie wkurzony, jaki wkurzony?! Mam ochotę uderzyć Jared'a w twarz, ale wiem że ani zdrowy rozsądek, ani mój osobisty mechanizm samozachowawczy na to nie pozwolą. I dobrze, jeszcze bym coś spieprzył. Coś czego nie mam zamiaru spieprzyć. Skoro Miranda jest zajęta - jak na tą chwilę - i raczej nie zapowiada się żeby szybko była wolna to przynajmniej chcę być jej przyjacielem. Czy to nie logiczne? To bardzo logiczne. Kiedy cała sytuacja się wyjaśnia i zostaje obrócona w żartobliwą, nie mogę się opanować od lekko uszczypliwej uwagi w kierunku Leto. Mam nadzieję że ani ona ani on nie wyczuli mojego zamiaru, ale prawdopodobnie sądząc po minie Mirandy się mylę. Tak samo jak mylę się co do związku Mirandy i Mike'a, o czym mam okazje się upewnić chwilę później na sali. Próbuje ukryć swoje emocje. Zdziwienie, złość i wszystko inne co czuje w tym momencie. Dech zapiera mi w piersi, kiedy Shinoda wypowiada głośno swoje pytanie. Przez chwilę mam wrażenie jakbym miał zaraz upaść na podłogę, zemdleć czy coś, ale nie. Nadal stoję twardo na nogach i patrzę na całą sytuacje z szeroko otwartymi oczami. Nie wierzę w to, po prostu nie wierzę. Dobrze że wszyscy są skupieni na nich bo w tym momencie chyba wyglądam jak ściana, albo gorzej. Kątem oka zauważam wyraz twarzy Leto, który też wyraźne nie jest zadowolony zaistniałą sytuacją. Kiedy tylko kapuje się że zwracam uwagę na jego reakcje, jak na zawołanie nakłada na twarz maskę z uśmiechem. Zręczność oscarowego aktora w końcu. Przez bardzo krótką chwilę w mojej świadomości przebiega drobna, mała nadzieja, cień nadziei że Miranda się nie zgodzi, ale dobrze wiem że mogę sobie wyrzucić do kosza tą nadzieje. Oczywiście że się zgodzi Healy, ona kocha go do szaleństwa. Ale jesteś głupi Matt. Znów nabiłeś się na ten sam numer. Ty zaczynasz coś do niej czuć, ale ona do ciebie już nie koniecznie. Świetnie kurwa, doprawdy epicko. Miranda wyraźnie jest bardzo zszokowana oświadczynami, ale po opadnięciu emocji, praktycznie bez wahania się zgadza. Odruchowo odwracam dyskretnie głowę kiedy całuje się z Shinodą. Tak jakoś po prostu, podświadomie nabrałem takiego odruchu. Gdy podnoszę wzrok wszyscy zaczynają im gratulować. Chcąc zachować twarz, nie dać po sobie poznać czegokolwiek no i mimo wszystko chcąc dalej pogłębiać moje koleżeństwo, potem przyjaźń z Mirandą, jakby nigdy nic podchodzę i przytulam ją po przyjacielsku. Patrzy się na mnie szklistymi ze wzruszenia oczami, które mają w sobie to takie ciepłe światełko. Gratulując Mike'owi czuje się jakbym sam sobie wbijał nóż gdzieś w okolicy płuc, ale mimo to zachowuje się całkiem normalnie, podaje mu dłoń i odchodzę na bok tak aby inni mogli im gratulować w spokoju.


***


"Chcę, by miłość powoli mnie przetoczyła,
wbiła we mnie nóż i obróciła nim wokoło."


Nie mogę w to uwierzyć. Nigdy w życiu nie myślałem że Shinoda...że Mike będzie chciał tak szybko wziąć ślub z Mirandą. Nie brałem pod uwagę żadnych zaręczyn czy czegokolwiek takiego. No ale nic, prędzej czy później to musiało się stać i nic nie mogę na to poradzić. Obiecałem sobie i Chester'owi po części też, że nie rozbiję związku Mirandy i Mike'a, choćbym miał przez to cierpieć. Dotrzymam słowa, choć będzie to trudne nie ukrywam. Zwłaszcza po tej dzisiejszej akcji w pokoju. W pewnym sensie muszę przyznać że poza świadomością miałem cichą nadzieję że Miranda pomyśli że jestem Mike'iem i mnie pocałuje. No i tak też się stało. Teraz mam do siebie żal, ale z drugiej strony sytuacja przeszła żartobliwie i obeszło się bez kłótni czy czegokolwiek takiego. Największy problem tkwi w moim osobistym odczuciu i reakcji. Nie sądziłem że pocałunek Mirandy tak na mnie zadziała. Teraz kiedy siedzę spokojnie w cichym pokoju i się nad tym zastanawiam, stwierdzam że zachowałem się jak kompletnie niedojrzały chłystek i teraz dostane za swoje. Oczekiwałem że nic mnie nie ruszy, a tutaj proszę, pocałowała mnie delikatnie i już jestem jakiś inny. Mam problemy z blokowaniem się, nie wytrzymuje momentami. Miałem tak samo na początku i przeszło, więc teraz też przejdzie. Mam taką nadzieję. Nie pozwolę na to aby uczucie do Mirandy mną zawładnęło, bo to będzie oznaczać że będę zdolny zrobić wszystko żeby ją mieć. Nie, nie chcę tego, nie kosztem moich przyjaciół, nie ma mowy. Jestem silnym facetem i poradzę sobie z tym, ale muszę bardzo, bardzo uważać na to co robię. Taka sytuacja jak ta nie może się powtórzyć, nie ma mowy. Nie mogę przez głupie złudzenie robić takich popapranych rzeczy. Jeszcze wyjdzie z tego coś czego bym nie chciał, coś czego prawdopodobnie bym sobie nie wybaczył. Wiem że będę cierpieć, już cierpię, bo sam tego chcę. Może jestem dziwny, ale tak postanowiłem i koniec.


***


"Być kochanym, być zakochanym. 
Wszystko, co mogę zrobić, to powiedzieć, że te ramiona zostały stworzone do trzymania cię."


Cała impreza przedłuża się trochę z racji naszych zaręczyn. Wszyscy nam gratulują, wznoszą toast i tak dalej. Jestem tak szczęśliwa i zszokowana zarazem że nie wiem co mam ze sobą zrobić. Zachowuje się trochę dziwnie, tak sądzę, ale nikt nie zwraca na to uwagi, bo wszyscy wiedzą że nie miałam nawet prawa czegokolwiek podejrzewać. Moje roztrzepanie opanowywuję bliskość Mike'a. Tylko to jest w stanie mnie opanować w tej chwili. Kiedy wszystko dobiega końca, wracamy do pokoju i oboje siadamy na łóżku i jakby nigdy nic patrzymy się na siebie jakbyśmy się nie widzieli przez sto lat. Patrzę na niego i wiem że jest wszystkim czego mi potrzeba. Nie ma czegoś na tym świecie bez czego mogłabym nie przeżyć, bez czego mogłabym nie móc oddychać, oprócz niego. Na prawdę, czuje że bez niego nie mogłabym istnieć, bo moja egzystencja nie miałaby sensu. To on jest tym wszystkim czego pragnę, czego potrzebuje i czego mi potrzeba. Przytulam go mocno i wdycham głęboko jego zapach. Nie mówię nic bo słowa nie są tutaj potrzebne. Mike unosi delikatnie mój podbródek i zaczyna mnie całować. Siadam mu na kolanach okrakiem, aby było nam łatwiej i aby zmniejszyć dystans między naszymi ciałami. Z czasem pocałunki postępują dalej. Rozbieramy siebie nawzajem, powoli, bez pośpiechu, jak zawsze badając swoje ciała, mimo że oboje już ledwo dajemy radę z pożądania.


"Patrzę i głęboko zaglądam Ci w oczy
z każdym razem mój dotyk sięga coraz dalej.
[...]
Sprawiasz, że wyglądam teraz jak szalona.
Przez Twoją miłość wychodzę na szaloną."


Kochamy się tak jak zawsze, namiętnie, intensywnie, bez ograniczeń. Płonę i wiję się w spazmach rozkoszy, a z każdym kolejnym ruchem, dotykiem, jękiem i krzykiem, czuje co raz większe spełnienie i chcę więcej. Jak zawsze ogromną satysfakcję sprawia mi fakt że Mike czuje takie samo spełnienie jak ja. Nie bez powodu zawsze bardzo się staram i robię wszystko żeby go również zaspokoić w stu procentach. Po każdym kolejnym orgaźmie i chwili odpoczynku, oboje chcemy więcej i nie potrzebujemy żadnych słów aby to okazać. Znowu zaczyna się cała ta piękna i nad wyraz wspaniała, nie powstrzymana machina przyjemności, którą oboje tak uwielbiamy. Z każdym razem intensywność przeżyć rośnie, a my sami zamykamy się w swoich osobistych, wzajemnych objęciach zniewolenia. Oboje działamy na siebie jak narkotyk, co pozwala nam na tak mocne, wspólne przeżycia. Po nie wiadomo już którym razie, ustajemy i ciężko dysząc, przytulamy się do siebie.
- Nie mam już siły - kwituje Mike, śmiejąc się i próbując uspokoić swój oddech.
- Ja też - śmieje się razem z nim.
- Jesteś wspaniała, wiesz?
- Wiem - odpowiadam z pewnością - ty też - patrzę mu w oczy i go całuje - jako dowód przyjmij fakt że prawdopodobnie jutro - urywam z zastanowieniem - a w sumie to już dzisiaj nie będę mogła chodzić, a moje umiejętności ruchowe będą znacznie ograniczone tak czuje - oboje wybuchamy śmiechem.
- Co że niby to przeze mnie? - robi niewinną minę.
- Nie wiesz co, przeze mnie - patrzę na niego z udawaną irytacją i za chwilę znów oboje się śmiejemy.
- No ja nie wiem no - urywa - to ty tutaj insynuujesz że ze mnie taki straszny ogier - nie mogę być poważna, bo patrzy na mnie z tym swoim słodkim uśmiechem i tą jego miną niewinnego złoczyńcy i zboczeńca. Aż twarz się sama uśmiecha.
- Już nie zgrywaj takiego świętego, dobrze? To że nabierasz większość społeczeństwa na swoją anielskość, nie znaczy że mnie też - przymrużam ironicznie oczy, a Mike przekręca, w sumie to przerzuca mnie na plecy i zamyka mi usta pocałunkiem.
- Przepraszam, ale czasami nie mogę znieść twojego gadania kochanie - mówi z sarkazmem i śmieje się, bo wie że nawet jeśli mówi coś w tym stylu z sarkazmem to zawsze da radę mnie wkurzyć.
- Jesteś najprzystojniejszą, sarkastyczną, szowinistyczną, męską, kochaną świnią jaka żyje na tym świecie, Shinoda - kwituję, niby obrażona.
- Jak ja uwielbiam, kiedy się denerwujesz - mówi w przerwach całując mnie po szyi - jesteś wtedy taka strasznie seksowna, aż nabieram siły na kolejny raz.
- Nienawidzę cię - mówię sarkastycznie, śmiejąc się z satysfakcją.
- No wiem że mnie kochasz, ja ciebie też - kwituje, kontynuując dalszą zabawę.


***


Nie mogąc usiedzieć na miejscu i chodząc w tę i z powrotem po moim pokoju, decyduje że pójdę się przewietrzyć na taras widokowy do sali konferencyjnej. Co z tego że jest około 5 rano. Kogo to obchodzi. Moje myśli są tak skondensowane i skupione wokół zaręczyn Shinody i Mirandy że zasadniczo od czasu kiedy mój mózg przestało obchodzić spanie, mnie nie obchodzi już nic. Zgarniam z fotela skórzaną kurtkę do której wkładam wcześniej papierosy i zapalniczkę i po cichu wychodzę z mojego pokoju. Po drodze przez długi korytarz, instynktownie przystaje przy drzwiach do pokoju Mirandy i Mike'a. Po cichych, ledwo słyszalnych, przytłumionych przez wygłuszone drzwi dźwiękach, domyślam się co oni tam robią i jakoś nie poprawia mi to humoru. Idę dalej, przyspieszając kroku i zaciskając mocno powieki w celu stłumienia gniewu. Kurwa Matty ogarnij się, co ty odwalasz człowieku, znasz dziewczynę dwa dni i już coś do niej? No błagam cię ogarnij się. Dobra, fakt jest taki że Miranda jest...Miranda jest wspaniała, kurwa, dobrze, stop. Kiedy docieram do drzwi sali, zauważam siedzącego w niej młodego Leto. Najwyraźniej nie tylko mnie męczy coś, a raczej ktoś.
- Widzę że nie tylko ja mam ten problem - zaczynam, podchodząc do stolika przy którym siedzi.
- Co? - pyta wyrwany z zamyślenia.
- Możemy wyjść na taras?
- Nie, dzięki, ale chce być sam - odmawia zdecydowanie.
- Ok. Nie to nie, ja idę zapalić - kończę i wychodzę na taras. Siadam na krześle, a kiedy odpalam papierosa i zaciągam się około trzech razy, Jared pojawia się obok mnie i siada na krześle.
- Ciebie też męczy, co? - pyta, tym razem wyrywając mnie z zamyślenia.
- Męczy, męczy... - urywam, zaciągając się - i to nawet to samo co ciebie.
- Pff, tak...a myślałem że tylko ja jestem takim idiotą.
- Najwyraźniej nie tylko ty - zaciągam się - ale fakt, biorąc pod uwagę że ty masz 42 lata, a ja 25 to faktycznie tobie przysługuje przywilej idiotyzmu, chociaż ja też nie grzeszę mądrością.
- Całe życie się nie zakochałem, to teraz przyszła pora - urywa - szkoda tylko że trochę słabo wybrałem.
- Nie wybrałeś słabo - przerywam - oboje nie wybraliśmy słabo.
- No nie wiem - spogląda na mnie kątem oka - mogę? - pyta wskazując na paczkę papierosów na stole.
- Tak.
- Dziękuję.
- Miranda jest wspaniała - kontynuuję - piękna, mądra, utalentowana, słodka, seksowna zarazem. Jest wspaniała i zupełnie nie dziwie się Shinodzie że chce się z nią żenić, bo znaleźć taką kobietę, która odwzajemnia twoje uczucia to najlepsza rzecz jaka się może zdarzyć każdemu facetowi i Mike byłby dopiero patentowanym idiotą, gdyby się w niej nie zakochał i w ogóle.
 - Masz rację - przytakuje poirytowany.
- Niech zgadnę - gaszę niedopałek i zapalam następnego papierosa - jesteś rozerwany bo uważasz swoje uczucie za głupotę, ale i tak nie możesz przestać jej kochać i gadasz głupoty, a dopiero potem się zastanowisz?
- Powinieneś zostać psychologiem, czuje to po 2 minutach rozmowy - Leto zaciąga się głęboko i kontynuuje - a tak serio to masz rację, stuprocentową rację. A my nie jesteśmy idiotami, tylko mądrymi facetami, którzy zakochali się w odpowiedniej kobiecie, ale się spóźnili bo ta znalazła już swojego idealnego księcia - mówiąc księcia, robi palcami zajączki.
- I w końcu dziadek wyrównał poziom rozmowy z gówniarzem - śmieje się pod nosem z własnych słów. Nadal nie przeszło mi to co czułem po zobaczeniu Leto całującego Mirandę, dlatego jestem trochę opryskliwy. On sam zaczyna się śmiać.
- Osiemnaście lat różnicy i już dziadek - dalej się śmieje.
- No co no? Na upartego mógłbyś być moim ojcem - sam się śmieje.
- No w sumie - kwituje dziadek...od dzisiaj chyba będę tak do niego mówić, serio.
- Sądząc po dzisiejszym zajściu, te zaręczyny męczą cię tym bardziej - drążę, sam nawet nie wiem po co.
- Może trochę - wyczuwam w jego głosie zawahanie.
- Tak, tak - kończę i wstaje z krzesła - idę się przespać chociaż trochę.
- Ok, tylko jedna rzecz - zatrzymuje mnie, kiedy chcę mu podać rękę - to co było tutaj nie wychodzi poza nas, ok? Ja wiem o tobie, ty wiesz o mnie, nikt poza nami się nie dowiaduje, jesteśmy kwita?
- Jesteśmy kwita - powtarzam, podaję mu rękę na znak zgody i już chcę wyjść, jednak się cofam - a i tak w razie czego...nie będę próbował nic z tym robić - zaczynam, a po spojrzeniu Leto widzę że wie o co mi chodzi - nie mam zamiaru rozbijać ich związku, wolę być przynajmniej jej przyjacielem, niż złym kolesiem który rozbił jej związek z ukochanym facetem, a i tak w rezultacie z nią nie będzie.
- Rozumiem, ja uważam tak samo - wbija wzrok w stół.
- Czyli na pewno się rozumiemy - kiwam głową i chcę wyjść.
- A co jeśli kiedyś się coś popsuje, hm? - pyta nagle - niekoniecznie w ich związku, ale w nas i w naszych postanowieniach?
- Nie jesteśmy robotami dziadku, zawsze się może zdarzyć - odpowiadam, przystając na chwilę - a w ich związku raczej się na to nie zapowiada, chociaż różnie bywa - kończę.
- Czyli co ma być to będzie? - dopytuje, a ja pozostawiając go bez odpowiedzi wychodzę. Cisza z mojej strony daje mu do zrozumenia że tak właśnie uważam.


Cytaty: Linkin Park - Leave Out All The Rest, Frnkiero Andthe Cellabration - She's the Prettiest girl at the Party, and She Can Prove It with a Solid Right Hook, The 1975 - Girls, Jack White - Love Interruption, One Direction - 18, Beyonce feat. Jay-Z - Crazy In Love.