wtorek, 25 grudnia 2012

Leave Out All The Rest Part 13.


Dzień dobry, cześć i czołem ;p Wstawiam Part 13 i od razu Wam mówię że denerwuję się jak diabli. Przy tym rozdziale na prawdę boję się o to że Wam się coś nie spodoba i mam nadzieję że spełniłam oczekiwania Wszystkich, a jeśli nie to bardzo przepraszam :) Dziękuję za wszystkie komentarze tutaj, na Fb i na Twitterze C: Od razu Wam mówię (żeby potem nie było) że piosenki które w moim opowiadaniu będą piosenkami Mirandy, w rzeczywistości są piosenkami bardzo różnymi stylowo, gatunkowo i bardzo różnych wykonawczyń że tak to ujmę ;p Tak więc nie dziwcie się jeśli np. Miranda jako singiel wyda piosenkę pod tytułem jakimś tam która w rzeczywistości jest piosenką np. Pani Rihanny ;p W ogóle ten rozdział jest bardzo muzyczny i mam nadzieję że nie rozczaruję Was doborem cytatów, bo jest ich na prawdę dużo :D Dobrze, znowu się rozgadałam i zdradziłam Wam chyba za dużo ;p Jeszcze tylko życzę Wam Wszystkim zdrowych, pogodnych, wesołych i radosnych świąt, w gronie rodziny i przyjaciół. Dziewczynom życzę również żeby całe świąteczne obżarstwo poszło w cycki, a chłopakom w klatę ;) Pozdrawiam, Cassandra ;p


Kolejne kłamstwa, za którymi trudno nadążyć, podążają za tobą do domu.


"Wow, drodzy państwo, nikt nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Znany dotychczas z bycia wspaniałym mężem, ojcem i muzykiem Mike Shinoda (l.35) z Linkin Park, ostatnio coraz bardziej zaskakuje nie tylko swoich fanów, ale i wszystkich swoim dotychczas niespodziewanym zachowaniem. Jak dowiedział się nasz informator kilka dni temu Spike Minoda pobił się z bliżej nieznanym, wysokim blondynem, który jak powiedziała nam jedna z sąsiadek Shinody najpierw czekał na niego przed drzwiami jego mieszkania, a następnie sam wszczął bójkę i sprowokował Shinodę, podobno obrażając jego obecną dziewczynę. Jeśli sąsiadka muzyka mówi nam prawdę to faktem ratującym sytuację jest to, że jest on dżentelmenem. Ciekawostką dodającą pikanterii sprawie, która i tak już jest ostra jak papryczki chili jest to, że podobno młody mężczyzna ma na imię Dominik i jest byłym chłopakiem czarnowłosej piękności, która od pewnego czasu widywana jest prawie na okrągło z Shinodą i resztą składu Linkin Park. Jak udało się dowiedzieć naszym informatorom piękność ma na imię Miranda, ma około 24 lat i pracuje z zespołem nad nie tylko ich, ale i swoim nowym materiałem. Czyżbyśmy mieli do czynienia z miłością w pracy? Może już niedługo obecna dziewczyna jednego z frontman’ów Linkin Park stanie się divą sceny muzycznej i dołączy do kobiet tworzących jej kanon? Aż w końcu, co na to była żona pana Shinody? Mamy nadzieję, że wkrótce dowiemy się o co chodzi w tej całej pogmatwanej historii."


- Ja pierdolę...widziałeś to, widziałeś ? Zaraz mnie szlag trafi - mówię nie mogąc opanować swoich buzujących emocji - najchętniej poszłabym do redakcji tego porąbanego miesięcznika czy co to tam jest i nawaliła po pysku temu całemu redaktorowi od siedmiu boleści.
- Uspokój się Miranda. Nic się nie stało. Wpieprzają się co prawda w waszą prywatność, ale to minie. Kiedyś musi im się znudzić. Zresztą...na pewno pamiętasz jak wpieprzali się po rozwodzie z Samanthą w życie moje i Talindy - mówi pełnym opanowania głosem Chester, próbując mnie uspokoić.
- Uhhrr...no wiem, wiem no, pamiętam, ale no kurczę...nie trafił by Cię szlag jasny ?!
- Wiesz, przynajmniej napisali że Spike jest dżentelmenem - dopowiada Brad uśmiechając się tępawo.
- Wiesz? Bardzo mi pomogłeś! - mówię pełnym ironii głosem.
- O jeju no, próbuję Cię jakoś pocieszyć no. Nikt nie mówił, że jestem w tym dobry.
- Oj, Brad przymknij się już - ucisza go Rob, a Brad robi minę jak hiena której zabrano świeżą zdobycz.
- Pffff... - zaczynam się śmiać, a wszyscy patrzą na mnie z dziwnymi minami - wiesz Brad, to akurat na serio było śmieszne - wycedzam przez śmiech.
- No widzisz Robercik, mądralo, mówiłem, że dam rade ją rozśmieszyć - mówi Brad do Rob'a pokazując mu język.
- Tyle że wiesz, Brad, nie wiem czy to dobrze jak Miranda śmieje się z twojej gęby wyglądającej jak gęba pantery połączonej z hieną i delikatnie podciągniętej rozwałkowanym kozłem - dopowiada Chester zaczynając się śmiać, a ja nagle poważnieje.
- Ej, ale tak zupełnie serio...chyba na prawdę za bardzo się tym wszystkim przejmuje. Muszę przestać zwracać na to tak ogromną uwagę i skupić się na rzeczywistości, a nie bredniach które piszą w brukowcach..
- O właśnie i to jest prawidłowe podejście - uśmiecha się pocieszająco Rob, a Brad i Chester mu przytakują.
Nagle do studia wchodzi Phoenix, Joe i Mike targając ze sobą furę żarcia zapakowanego w białe pudełka.
- Jezu, czy Was pogięło z tą ilością ? Przecież my tego nie przejemy - mówi Brad ruszając by im pomóc.
- No właśnie! To samo im mówiłem, ale Joe stwierdził, że jest głodny, a Mike, że będziemy mieli gości - mówi Phoenix ze zmęczeniem opadając na kanapę, po odłożeniu na stół pudełek.
- Jakich gości będziemy mieli ? - pytam z ciekawością.
- A zobaczysz, zobaczysz - odpowiada Mike, całując mnie w czoło.
- Wiecie co? Jesteście źli! - mówię sarkastycznie – naprawdę! - udaję obrażoną minę.
- Niby to dlaczego? - pyta Mike siadając obok mnie na kanapie i łaskocząc mnie tak, że po chwili nie mogę wytrzymać.
- No dobra, już dobrze, jezu, dobrze już, tylko przestań, proszę - mówię dysząc jakbym co najmniej odbyła przed chwilą walkę z niewiadomo kim.
- No, to teraz nam powiedz dlaczego jesteśmy źli - mówi Rob, delikatnie rzecz ujmując zmiażdżony przez moją walkę z Mike'iem.
- No bo nigdy mi nic nie mówicie i w ogóle żal mi Was - mówię prześmiewczo.
- Aaaa..nam też Ciebie żal eeee - odpowiada Joe udając ćwoka i robiąc przy tym tak komiczną minę, że wszyscy wybuchają dzikim śmiechem.
- Tak, tak, też Was kocham, dziękuję - śmieje się Joe.
- Ale my Ciebie nie - odpowiada Phoenix, akurat, gdy słyszymy dzwonek do drzwi studia. Kiedy próbuję szybko wstać i wydostać się aby odebrać, Mike chwyta mnie za biodra i przyciąga do siebie, co uniemożliwia mi powstanie. Chester, który jest najbliżej dzwoniącego urządzenia wstaje i odbierając wpuszcza kogoś. Zastanawiając się kto to może być, uświadamiam sobie, że chyba wiem. Po chwili okazuje się, że mój niezawodny instynkt znów mnie nie zawiódł, a w studiu pojawili się Jay i Beyonce. Ucieszyłam się na ich widok, a po przywitaniu para dosiadła się do nas. Po tym jak wszyscy zjedli tonę jedzenia, którą przytargali Dave, Joe i Mike, chciałam zająć się wyrzuceniem tony śmieci, które po nas zostały, jednak Mike i reszta nie pozwolili mi na to i zaciągnęli mnie do tej części studia, gdzie nagrywane są wokale.
- Hmm...nie wiem tak szczerze o co Wam chodzi i chyba nie zbyt chce wiedzieć - mówię siadając na krzesło obok Mike'a włączającego cały sprzęt.
- Wiesz chyba dobrze, że nakłanialiśmy Cię do tego żebyś zajęła się muzyką na poważnie, bo Ci to na prawdę idzie, ale ty jesteś niezłomna, więc zaplanowaliśmy sobie wspólnie, że przyjdzie tu Jay i Beyonce i pomogą nam Cię przekonać - mówi zadowolony z siebie Chester a reszta mu przytakuje. W tej chwili czuję się jak mała, niewidoczna gołym okiem gąbeczka wrzucona do pudełka ze szpilkami, jednak mimo wszystko ich kocham.
- Emm...i niby co ja mam zrobić w związku z tym ? - pytam zupełnie od czapy - przecież dobrze wiecie, że nie ma mowy o reaktywacji The Enemy's Gate czy czymkolwiek takim, także no...
- Kotek, a czy my mówimy o reaktywacji zespołu? My mówimy o Twojej solowej karierze! - mówi Mike robiąc swoją najsłodszą i najpiękniejszą minę ever. Ahh...mój własny chłopak załatwił mnie właśnie moją własną bronią...do czego to doszło?!
- eee, czyli że mam coś zaśpiewać tak? Teraz, tutaj, w tej chwili?
- Nie, wiesz? najlepiej to będzie jak zaczniesz tańczyć na środku Gangnam Style - mówi prześmiewczo Brad po czym uchyla zapraszająco drzwi do kabiny nagraniowej.
- O jeju...no dobrze no. A może tak dalibyście dojść do głosu Beyonce i Jay'owi? Może Oni wcale nie chcą mnie usłyszeć, hę ?
- Chcemy - odpowiadają równocześnie, po czym Beyonce podnosi mnie z krzesła i prowadzi przez otwarte drzwi do kabiny.
- No dobrze już dobrze...ale robie to tylko dlatego, że prosicie.
- A czy my prosimy ? - pyta Rob po czym w geście uciszenia, zostaje walnięty z plaskacza w ramie przez siadającą obok niego Beyonce.
- No co, no!? Chciałem tylko powiedzieć, że my żądamy, nie prosimy - odpowiada jak zawsze udając urażonego Rob.
- No to co mam śpiewać? - pytam przez mikrofon zakładając słuchawki na uszy.
- Co chcesz - odpowiada Mike, więc przygotowuję się i zaczynam śpiewać...

I remembered black skies
The lighting all around me
I remembered each flash
As time began to blur
Like a startling sign
That fate had finally found me...

Najpierw delikatnie...

And your voice was all I heard
That I get what I deserve ...

Potem mocno i wyraziście, staram się zrobić to najlepiej jak umiem...

So give me reason
To prove me wrong
To wash this memory clean
Let the floods cross
The distance in your eyes
Give me reason
To fill this hole
Connect the space between
Let it be enough to reach the truth that lies
Across this new divide...

Po odśpiewaniu refrenu otwieram dotychczas zamknięte oczy i widzę uśmiech na twarzach wszystkich zgromadzonych w studiu. Ich uśmiechy pokrzepiają mnie i dają chęć do dalszego śpiewania.
- Miranda, Miranda, Miranda! - szybko woła mnie Chester - może zaśpiewasz nam coś ze swojego repertuaru? - pyta. Ach, ten Chester to żmija, muszę powiedzieć. Jak już chłopak złapał mnie za palec to od razu ciągnie za całą rękę - o wiem, zaśpiewaj na przykład tą piosenkę której tekst ostatnio nam pokazywałaś, no wiesz, tą o jedynej dziewczynie i tak dalej. I nie kłam że jeszcze nie zrobiłaś do niej podkładu bo dobrze wiem, że Hahn dorabiał tam razem z Tobą podkład, a Phoenix pogrywał coś na basie !
- Wiesz co ? Świnia z Ciebie Chester ! Na prawdę, wredna świnia ! - pokrzykuje śmiejąc się pod nosem.
- Tak, tak, też Cię kocham ! - krzyczy po czym podaje Mike'owi płytę z...moimi podkładami?!
- Ej, ej, Ty! Grzebałeś mi w komputerze?!
- Oczywiście, że tak, kochanie - krzyczy Brad, a Phoenix głupawo się uśmiecha co daje mi jeszcze większy dowód na to, że to wszystko to zaplanowany od A do Z spisek.
- Nienawidzę i kocham Was zarazem, wiecie o tym?! – odpowiadam, kiedy zaczyna lecieć stworzony przeze mnie na razie tylko próbnie podkład do piosenki, którą nieprzypadkowo nazwałam "Only".
Po chwili zaczynam śpiewać delikatnym, dziewczęcym wręcz głosem...

I want you to love me, like I'm a hot ride
Keep thinkin' of me, doin' what you like
So boy forget about the world cuz it's gon' be me and you tonight
I'm wanna make you beg for it, then imma make you swallow your pride
Oooohhh...

Refren natomiast śpiewam mocniejszym, można powiedzieć głosem, podobnym w niektórych momentach do Rihanny...

Want you to make me feel like I'm the only girl in the world
Like I'm the only one that you'll ever love
Like I'm the only one who knows your heart
Only girl in the world...
Like I'm the only one that's in command
Cuz I'm the only one who understands how to make you feel like a man, yeah
Want you to make me feel like I'm the only girl in the world
Like I'm the only one that you'll ever love
Like I'm the only one who knows your heart
Only one...

Po zaśpiewaniu całej piosenki, słyszę gromkie brawa i krzyki radości. Uśmiecham się mimowolnie kiedy do kabiny wchodzi Mike i podnosząc mnie do góry, daje mi buziaka. Czuję się wtedy naprawdę jak jedyna dziewczyna na świecie, ta najważniejsza, tylko Jego. W tym właśnie momencie do głowy wpada mi chyba najlepszy pomysł świata. Razem z Mike'iem wychodzę z kabiny i oznajmiam:
- Powiem Wam, że właśnie postanowiłam jak ta piosenka będzie się nazywać, tak nie próbnie, tylko już na stówę - uśmiecham się.
- No mów, mów, bo ja już wiem jakbym ją nazwała na Twoim miejscu - uśmiecha się Beyonce.
- Co powiecie na "Only Girl In The World"?
- Mi się podoba - uśmiecha się Phoenix po czym reszta mu przytakuje, a Brad dodaje - wiesz, ja bym tylko z tym tytułem zrobił taki mały trick, no wiesz, taki żeby lepiej wyglądał.
- Nom ?
- In The World bym dał w nawias - uśmiecha się z zadowoleniem.
- Ok - uśmiecham się.
- Czekaj, czekaj, ty też rapujesz czasami prawda? - pyta z błyskiem w oku Jay.
- Hmm, no tak, znaczy rapowałam w The Enemy's Gate czasami, a teraz to... napisałam kilka tekstów rapowych, ale czy nadają się na światło dzienne to szczerze nie wiem - zastanawiam się głośno.
- A zarapowała byś nam coś? Wiesz, nie musi być Twoje, możesz cokolwiek chcesz - pyta zadowolony.
- No mogę zarapować - uśmiecham się, wchodząc do kabiny i zakładam słuchawki - Jay? Nie obrazisz się chyba jak zarapuję coś Twojego?
- Nie no, pewnie, że nie - uśmiecha się.
- Ok, Mike daj najpierw podkład z Niggas in Paris bo wiem, że masz, a potem daj z There They Go - uśmiecham się.
- Jaka władcza - żartuje Joe.
- Ok - uśmiecha się Mike.
Zaczyna lecieć jeden z najlepszych bitów jaki znam, rytm jednej z najlepszych rapowych piosenek jakie znam...

So I ball so hard mothafuckas wanna fine me, first niggas gotta find me
What's 50 grand to a mothafucka like me, can you please remind me
(Ball so hard) This shit crazy, y'all don't know that don't shit faze me
The Nets could go 0 for 82 and I'd look at you like this shit gravy
(Ball so hard) This shit weird, we ain't even supposed to be here
(Ball so hard) Since we here, it's only right that we'd be fair
Psycho: I'm liable to go Michael, take your pick
Jackson, Tyson, Jordan, Game 6
(Ball so hard) Got a broken clock, Rolleys that don't tick tock
Audemars that's losing time, hidden behind all these big rocks
(Ball so hard) I'm shocked too, I'm supposed to be locked up too
If you escaped what I've escaped, you'd be in Paris getting fucked up too
(Ball so hard) Let’s get faded, Le Meurice for like 6 days
Gold bottles, scold models, spillin’ Ace on my sick J’s
(Ball so hard) Bitch, behave, just might let you meet 'Ye
Chi town's D. Rose, I’m moving the Nets to BK..

Po zarapowaniu zwrotki Jay'a, pokazuje Mike'owi żeby włączył There They Go. Kiedy leci już owa nuta, znów zaczynam i wpadam w swój osobisty, stworzony przeze mnie samą trans, w który wpadam zawsze kiedy rapuje...

Armed and dangerous bitch, 
mya'll can't really hang with us in this
Everybody's so afraid of us, shit
Makes me wanna hang it up and quit
Forget about all the things you heard before
'Bout time that we're kicking down your door
Everybody's gonna hit the fuckin' floor
Please, Mike, don't hurt me anymore
I don't gotta have a secret lie or an alibi
Everybody knows why I'm here
Not just for some crack, get a bottle
Let's crack you over the head with a bottle of beer
So just listen up there powder-puff
Better believe that I'm not playing
You can love it, you can hate
But don't mistake it, everybody's saying

Oh no, close the door
Shut the lights and start the show
Better let everybody know
Get on the mic and there they go..

- I jak, jak tam ? - pytam wychodząc z kabiny.
- No zajebiście moja droga, jeśli się zgodzisz to biorę Cię na featuring na moją następną płytę, bo jak już zrobisz karierę to coś czuję, że Eminem, Lil, Dre, Snoop i kilku innych przyczepi się do Ciebie jak lep do psiego ogona i nie będziesz miała czasu na biednego, starego Jay'a - uśmiecha się.
- Ahahaha...tak, tak, już wierzę - śmieję się sama z siebie - poza tym pamiętaj drogi Shawn'ie, że dla kumpli, przyjaciół i rodziny zawsze znajdę czas - uśmiecham się, a Jay zgadza się ze mną gestem.
- No więc nie przerywając konwersacji, zgadzasz się droga Mirando na nasz układ? - pyta Chaz, a ja znów zaczynam czuć, że łapiąc mnie za palec, ciągnie jeszcze rękę, a nawet całą mnie.
- Jakiż to znowu układ?
- No więc tak. Pod naszym bacznym i czujnym okiem oraz z naszą jakże wspaniałą pomocą nagrywasz najpierw swój materiał i wydajesz płytę pod okiem Rick'a, który zresztą stoi za drzwiami i wszystko, kochanie, słyszał - w tym momencie do studia wchodzi uśmiechnięty Rick Rubin, a ja wytrzeszczam oczy na Jego widok - a potem pomagasz nam z nową płytą, nagrywasz z nami featuring plus zostajesz razem z Rick'iem i Mike'iem producentem naszej płyty oczywiście. Po tak zakończonym procesie nagrywania jedziesz kotku razem z nami w trasę, ale nie bój się, przedtem też pojedziesz z nami w trasę oczywiście na Living Things World Tour - kontynuując, uśmiecha się dziko, a ja pod naporem jego słów, z jednej strony czuję się jak zmiażdżona wielkim kamieniem, a z drugiej czuję się jakbym miała zaraz wstać i napaść na nich wszystkich, ściskając ich z radości tak długo, aż wszyscy nie będą mogli oddychać. Zapomniałam wspomnieć jeszcze, że już poznałam Rubina. Bywa u chłopaków w studiu co mniej więcej tydzień, tak z ciekawości, żeby sprawdzić co u Nich i jak im idzie z nowym materiałem.

Muzyka sprawia że świat się kręci, a dla mnie, gdyby teraz nie było jej wokół nas, 
nie było by niczego wokół. Muzyka jest dla mnie wszystkim. 
To wszystko co mogę powiedzieć.

- Jezu ! - to jedyne słowo jakie udaje mi się wycisnąć z ust, jestem tak podekscytowana i maksymalnie zdziwiona, że prawie nie mogę oddychać.
- To znaczy, że się zgadzasz? - pyta Rob z chytrym uśmieszkiem i tak jak reszta patrzy na mnie wzrokiem nie mogącym się doczekać odpowiedzi.
- Ale, ale... - dalej nie mogę nic powiedzieć. W tym momencie Mike chwyta mnie za rękę. Nie wiem czy bliskość ukochanej osoby może pomóc w takiej sytuacji, ale mi właśnie pomaga.
- Boże, wiecie, że...że właśnie proponujecie mi spełnienie moich największych marzeń i to w dodatku z...o jeju, z Wami, z zespołem, który kocham, z Linkin Park i z całą inną plejadą największych gwiazd przemysłu muzycznego ?
- Oczywiście, że wiemy - uśmiecha się Joe, a reszta mu przytakuje.
- O Jezu...przepraszam Was, ale po prostu...muszę Was wszystkich przytulić, kocham Was ludzie, kocham Was normalnie! Jesteście najlepsi - wstaje i przytulam wszystkich po kolei. Po tak wykonanej czynności ściśnięcia do utraty tchu wszystkich zaczynając od Mike'a, a kończąc na Jay'u, siadam i dopiero teraz zaczynam myśleć logicznie.
- Czekaj, czekaj...te przytulańce miały oznaczać zgodę tak ? - dalej drąży temat Brad.
- Boże, no tak! No zgadzam się, cholera jasna i Was wszystkich kocham ludzie!
Tak właśnie dzięki uporowi i determinacji chłopaków, zgodziłam się na coś, czego od zawsze pragnęłam. Na spełnienie jednego z moich największych marzeń. Pomyśleć, że kilka miesięcy temu nie miałam pojęcia o tym co się będzie dzisiaj dziać w moim życiu. Stałam przed wytwórnią, skrępowana i nerwowa czekając na spotkanie z marzeniami, z Linkin Park, z najlepszym zespołem na świecie, no i z tym jedynym, moim ukochanym, Mike'iem Shinodą. Boże, na prawdę jestem wielką szczęściarą.

***

Tydzień później.

Siedząc z Mirandą, Phoenix'em i Rob'em w swoim niedawno urządzonym studiu w moim mieszkaniu, słucham po raz piąty wokalu jaki Miranda nagrała wczoraj do jednej z piosenek, która jako demo otrzymała nazwę "Gwóźdź do trumny". Ową nazwę wymyślił wczoraj Brad po około 3 godzinach ciągłych prób odzyskania weny i wypiciu około ośmiu puszek Red Bull'a. Najlepsze jest to, że po wymyśleniu tej nazwy wena nagle wróciła i zaczął chrzanić takie głupoty, jakby wypił co najmniej litr wódki i podparł się pokaźną ilością piwa. Z resztą aktualnie Brad wyruszył do sklepu w poszukiwaniu wody kokosowej, którą pijemy zawsze albo przed koncertami albo tak po prostu, bo lubimy. Biorąc pod uwagę, że Miranda dała mu a przy okazji i mi szlaban na picie energetyków, bo pieprzymy po nich oboje takie brednie, że szkoda słuchać, to dobrze, że Brad poszedł po tą wodę. Akurat kiedy kończę słuchać - do studia, a w zasadzie pokoju ze sprzętem wchodzi Brad z torbą pełną owego napoju i rozdaje wszystkim po puszce.
- Ej, Mike, ty czasem w ogóle wyjmujesz pocztę ze skrzynki? - pyta podając mi plik listów.
- No ostatnio tak w sumie to...nie - odpowiadam biorąc plik do ręki i przeglądając jego zawartość. Po chwili stwierdzam, że nie ma w nim nic ciekawego oprócz zaproszenia na American Music Awards.
- No kochani, pamiętacie że pojutrze jest AMA ? - zagaduje do reszty, a Oni przytakują - Mirandooo... - zagaduję specjalnie przedłużając ostatnią literę.
- Nom?
- Tak nie, że coś, ale pamiętasz naszą rozmowę ?
- Oczywiście że pamiętam, kochanie - mówi podnosząc głowę ze stołu - na prawdę mam z Wami iść? - pyta, patrząc na mnie.
- TAK!! - mówię chórem razem z resztą.
- W końcu zaproszenia na takie gale zawsze są z osobami towarzyszącymi, a co jak co, ale Ty jesteś osobą towarzyszącą nie tylko dla Mike'a, ale i dla nas - uśmiecha się Phoenix.
- Oj tam, filozofujesz - uśmiecha się Miranda - Ok, powiedzmy, że mnie przekonaliście. Pójdę z Wami, bo Was kocham - uśmiecha się, a ja jakby odruchowo chrząkam znacząco.
- Ciii...nie mów tak, bo nas powybija i nadzieje na pal - szepcze Brad, wskazując na mnie. Specjalnie robię niby to maksymalnie wkurzoną minę. Miranda spogląda na mnie i się uśmiecha.
- Boże, Mike, no... - podjeżdża do mnie na krześle i przytula, śmiejąc się najpiękniej jak tylko można się śmiać. Pod wpływem przytulenia wymiękam, ale nadal utrzymuję, że jestem trochę wkurzony – Mike, no, przecież wiesz, że tylko Ciebie kocham, no - całuje mnie delikatnie - no nie wkurzaj się, no... - powtarza z powrotem się do mnie przytulając, a ja odruchowo zaczynam się śmiać.
- Wiesz co? Kocham Cię, ale jesteś wredny czasami - mówi Miranda przysuwając się do komputera i zaczyna modyfikować coś w dźwięku kolejnego dema.
- Nie jestem wredny. Po prostu lubię się z Tobą czasami podrażnić - uśmiecham się i całuję ją w policzek. Miranda odwzajemnia uśmiech i dalej robi coś w dźwięku. Nagle do pokoju wchodzi Chester i Joe.
- Mogę kurde wiedzieć jak wy się dostaliście do mojego mieszkania - pytam zdezorientowany.
- Normalnie...zapomniałeś, że Brad nie umie zamykać drzwi? - odpowiada Joe śmiejąc się.
- Poza tym nawet gdyby były zamknięte to i tak przecież dawałeś nam wszystkim zapasowe klucze - dopowiada Chester, siadając na kanapie z puszką Mountain Dew.
- A no tak - odpowiadam zamyślony, a Chester jak to ma w zwyczaju, strzela facepalm'a.
- Apropo, chcę Wam coś ogłosić - Hahn wstaje i robi śmieszną minę.
- Eee...przecież ty nie mówisz... - dopowiada Rob.
- No właśnie...ty tylko szczekasz - śmieje się David.
- Ahaha...ale jesteście śmieszni, serio mówię - odpowiada Joe, śmiejąc się, a zarazem irytując.
- Wow, Joe jest poważny. Może faktycznie go posłuchajmy - uśmiecha się Brad.
- No dobra, więc...mam przyjemność razem z Heidi zaprosić Was na nasz ślub - uśmiecha się Joe – wiem, że późno Wam mówię, ale chciałem do końca wszystkich trzymać w niepewności. Będzie 21 listopada w tym urzędzie gdzie brali ślub Chaz i Tal - podczas ostatnich słów Chester robi dumną z siebie minę i macha ręką niczym Królowa Angielska witająca się z wiernymi poddanymi.
- Heidi i tak już pewnie obdzwania dziewczyny. Ślub będzie kameralny, wiecie, tylko Wy, reszta przyjaciół, rodzina - uśmiecha się Joe.
- No to stary, gratulacje - mówi Phoenix i wstaje uściskać Joe'go, a cała reszta wstaje za nim aby zrobić to samo. Po uściskach, gratulacjach i wszystkim innym, siadamy i dalej robimy to co robiliśmy. Nagle Miranda wstaje, włącza mikrofon i puszczając podkład, skupiona zaczyna śpiewać:

I used to think that we’d run away
Whenever, pretty summer day
I remember when you would say
“Would be ok, come what may”
I never knew you would lie to me
Took everything from inside of me
Your silhouette in the doorway
But before you walk away

Just say goodbye, look in my eyes
So that I always will remember
Frozen in time, always be mine
Baby boy you’ll be young forever
I’ll be over here, you’ll be over there
I’ma shed a tear but I really don’t care
Frozen in time, always be mine
Baby boy you’ll be young forever...

Kończąc zdejmuje słuchawki i pyta:
- No i jak? Co sądzicie?
- Hmm...wiesz co - zaczyna Chester - jak dla mnie jest zajebiście - uśmiecha się szeroko, a reszta mu przytakuje. Ja natomiast zamiast coś powiedzieć, po prostu wstaje i czule ją całuję.

***

Kiedy zostajemy sami, rozmyślam nad ślubem Joe'go, muzyką Mirandy i Nami.
- Mirando? - zaczynam.
- Tak?
- Zostałabyś dzisiaj u mnie na noc ? - pytam niepewnie - posiedzimy, pogadamy, jeśli będziesz chciała obejrzymy jakiś film. Zamiast odpowiedzi dostaję czułego buziaka.
- Znaczy, że tak ? - pytam.
- Tak - uśmiecha się i przytula do mnie - to może weźmy już skończmy na dzisiaj i chodźmy gdzieś gdzie jest wygodniej ?
- Ok - uśmiecham się. Wyłączam komputer i cały sprzęt uprzednio zapisując wszystkie dane. Biorę Mirandę za rękę i kieruję się do salonu, a następnie do sypialni w której przygotowałem niespodziankę dla Niej. Prawda jest taka, że gdyby nie chłopaki to nie dałbym rady z przygotowaniem. Co prawda Oni tylko mnie kryli i pilnowali Mirandy żeby nie wychodziła ze studia, ale w tej sytuacji to była większa pomoc niż gdyby zrobili cokolwiek innego. Zasłaniam Mirandzie oczy i powoli prowadzę ją do salonu, w którym wszystko jest gotowe i czeka tylko na Jej obecność. Wchodząc ogarniam ostatni raz wzrokiem czy wszystko jest ok, a następnie odsłaniam Jej oczy. Na początku nic nie mówi, tylko rozgląda się po wszystkim i uśmiecha cicho. Po chwili odwraca się do mnie, a ja podaje Jej czerwoną różę i całuję delikatnie.
- Bardzo Cię kocham, na prawdę bardzo, nigdy nie kochałem żadnej kobiety tak jak Ciebie - mówię cicho.
- Ja też Mike...kocham Cię od tak dawna, tak mocno, tak bardzo... - odpowiada równie cicho - ...wiesz, jesteś największym szczęściem jakie mnie kiedykolwiek spotkało.
Zaczynamy się całować, coraz czulej, namiętniej. Nasze języki tańczą razem, są nierozłączne. Nagle czuję, że napotkałem za sobą zimną ścianę, a obok Nas znajduje się komoda. Przejmuję inicjatywę, podnoszę ukochaną i sadzam na meblu.

***

Skóra przy skórze, niech się zacznie miłość.

Mike podnosi mnie delikatnie i sadza na brązowej komodzie stojącej pod ścianą. Całujemy się coraz namiętniej, jednak mimo wzrastającego pożądania nie przyspieszamy tempa. Mike jest delikatny, a zarazem stanowczy. Nie wiem nawet co zrobiłam z różą, którą dostałam od ukochanego, liczy się tylko ta chwila, teraz, tutaj, nie wiem czy robimy dobrze, za bardzo Go kocham żeby o tym myśleć. Nasze ciała są tak blisko siebie, jakby były nierozłączne. Mike podnosi mnie delikatnie, powoli i uważnie zanosi mnie gdzieś. Zostawiamy za sobą pięknie udekorowany różami salon i idziemy drogą którą Mike również usypał z płatków róż. Znajdujemy się w sypialni. Mike stawia mnie na ziemię, na chwilę przestajemy się całować, odwracam się a moim oczom ukazuje się pięknie ozdobiony świecami i płatkami róż pokój. Pomieszczenie przypomina mi ten pokój z mojego snu, tak, to ten sam pokój. Ściany w kolorze ciepłego beżu, ciemne, drewniane półki, komoda, kremowy dywan, wszystko ozdobione płatkami czerwonych róż, a na środku pościelone w szarą pościel łóżko na którym z tych samych płatków Mike usypał wielkie serce. W tle słychać moją ukochaną piosenkę, mojego ukochanego zespołu. Może to dziwne, że Mike włączył w tle piosenki, które sam stworzył razem z chłopakami, ale co z tego. Moje ukochane The Little Things Give You Away leci cicho z wieży ustawionej po prawej stronie pokoju. Co z tego, że jej tekst nie jest szczęśliwy ale i tak ją kocham. Obracam się z powrotem do ukochanego, a kiedy spotykam jego piękne, orzechowo-brązowe spojrzenie uśmiecham się. Słyszę jego cichy szept:
- Kocham Cię.
Znów zaczynamy się całować.

***

Jestem taki napalony;
W porządku, mam dobrą wolę.

W Jej pięknych oczach widzę wielką radość, co mnie cieszy równie mocno. Z powrotem się całujemy. Teraz oboje robimy to pewniej, jakbyśmy oboje dawali sobie co raz mocniejsze dowody na to jak się kochamy. Wszelkie opory zniknęły już dawno. Oboje zbyt mocno się kochamy i pragniemy, żeby skończyć to w tym momencie. Miranda pociąga mnie delikatnie w swoją stronę aż w końcu lądujemy na łóżku. Tak bardzo Ją kocham, mam do Niej tak wielki szacunek, jest jedyna w swoim rodzaju, tak piękna i dobra, a zarazem, tak szczera i silna, tak delikatna i seksowna, że nie mogę się Jej oprzeć. Powoli zaczynamy się rozbierać. Oboje robimy to tak, jak byśmy chcieli uchwycić każdy, nawet najmniejszy moment, gest, cal siebie, swojego ciała, wszystko.

***

Moje ciało potrzebuje bohatera,
chodź i ocal mnie.

Rozbieramy się powoli nawzajem. Nie spieszymy się, oboje robimy to powoli chcąc uchwycić każdy moment, każdą tak ulotną chwilę. Zdejmuję z Niego koszulkę, kiedy On rozpina do końca moją bluzkę. Nasze ciała są blisko siebie, czuję Jego ciepło, każdy cal Jego pięknie wyrzeźbionego ciała. Obejmuję Go, chcę poczuć, że jest cały mój. On zjeżdża ustami i zaczyna całować moją szyję, dekolt. Jego czułe pocałunki doprowadzają mnie powoli do szału. Akurat kiedy zabieram się za pasek od Jego spodni, On bierze się za mój. Po chwili oboje jesteśmy już w samej bieliźnie. Powoli przestajemy kontrolować to co robimy. Po drodze gdzieś przelotnie spotykają się nasze spojrzenia, jednak nie są One wstydliwe, oboje jesteśmy przed sobą otwarci, widzę pożądanie w Jego oczach, które narasta we mnie równie mocno jak w Nim.

***

I niech utonę w gorących wodach mórz.
Cichych westchnień, wyssanych z Twoich ust.

Składam czułe pocałunki na każdym calu Jej ciała. Od szyi, przez piersi do brzucha, aż po uda. Jej ciało jest tak piękne, tak idealne, skóra tak gładka i miękka. Jest tak piękna, że nawet nie zauważam kiedy jesteśmy zupełnie nadzy. Teraz to Ona całuje moją szyję i klatkę piersiową. Po doprowadzających nas oboje do szału pieszczotach, ujmujemy się w swoje objęcia i robimy to oboje najlepiej jak potrafimy. Wchodzę w Nią, najpierw powoli. Kiedy widzę, że Mirandzie daje to satysfakcję i chce więcej, oboje zaczynamy wykonywać coraz szybsze, pełne pożądania ruchy.

***

Sposób w jaki sprawiasz, że robi mi się gorąco
Nie przerywaj, trafiłeś w czułe miejsce.

Kochamy się najlepiej jak tylko umiemy. Oboje chcemy dać sobie dowód na to, jak bardzo siebie pragniemy, jak bardzo się kochamy. Czuję Go w sobie, najpierw delikatnie, potem coraz mocniej i wyraźniej. Czuję każdy Jego zamaszysty ruch. Sama nie pozostaję dłużna i robię wszystko by było nam obu coraz milej, byśmy oboje z coraz większą pasją dawali sobie więcej przyjemności. Robimy to szybciej i  szybciej, pełni żaru, pożądania. Nigdy nie było mi tak dobrze. Czuję kolejne fale gorąca rozlewające się po moim ciele z każdym ruchem. Cicho jęczę z rozkoszy, moje dłonie zaciskają się mocniej na plecach ukochanego, pozostawiając na nich czerwone ślady. Pragnienie dania sobie i ukochanej osobie pełnej rozkoszy jest z każdą chwilą większe i bliższe. Z każdym Jego ruchem czuję, że jest nam coraz lepiej. Wydaję już z siebie głośniejsze krzyki i jęki. Mike też nie siedzi cicho. Nie tylko czuję, ale i słyszę jak daje z siebie wszystko. Oboje tracimy kontrolę.

***

To jak gorączka, płonie szybciej, rozniecasz ogień we mnie.
Szalone uczucia sprawiają, że się chwieję.
Sprawiają, że się gotuję.

Nasze ciała są w tej chwili nierozłączne...czuję każdy Jej oddech, słyszę każdy głośny krzyk wydobywający się z Jej piersi, każdy nawet najmniejszy ruch. Sam wydaję z siebie głośne odgłosy rozkoszy. W tej chwili jesteśmy jednością. Oboje wykonujemy płynne ruchy. Pozwalam Mirandzie przejąć inicjatywę. Trzeba przyznać, że oboje jesteśmy dobrzy w te klocki. Nie dajemy sobie za wygraną. Pełni pasji, w rozkoszy i poprzez pożądanie walczymy ze sobą o to, kto da drugiemu więcej. Kiedy ja chcę przejąć inicjatywę, Ona jest szybsza, kiedy Ona zaś myśli, że już ją ma, ja przechwycam ją jak porywacz ofiarę. Nie jesteśmy agresywni. Po prostu każdy chce dać z siebie wszystko i pokazać drugiemu, że oddaje mu się w pełni. Jesteśmy coraz bliżej osiągnięcia pełnej rozkoszy. Będąc w Niej wykonuję pełne emocji ruchy. Oboje czerpiemy z tego pełną satysfakcję. Razem łączymy się w rozkoszy, płynącej z naszej miłości. Podczas szczytowania, oboje krzyczymy, doprowadzając się równocześnie do ekstazy. Nie kontrolujemy już nic. Osiągając orgazm, myślimy tylko o wspólnej satysfakcji jaką sobie dajemy.

***

Miłość jest wspaniała, miłość jest w porządku.
Bez zamknięcia, bez granic.
Dotkliwość tego uczucia,
Sprawia, że chcę więcej.

Opadam delikatnie na Mike'a. Przytulamy się, oddychamy ciężko, czujemy jak szybko biją nasze serca. Akcent z którym Mike trafił w dziesiątkę to dwie piosenki które zostawił jakby to powiedzieć...na deser. Akurat w tym momencie z wieży zaczynają dobiegać pierwsze dźwięki You Shook Me All Night Long.
- Tak bardzo Cię kocham - mówi po chwili Mike, a ja w odpowiedzi zaczynam Go całować. Cały cykl znów się zaczyna. Oboje pragniemy siebie tak bardzo, pragniemy swojej miłości, bliskości, że nie możemy się od siebie oderwać. Kochamy się, pożądając siebie bardziej z każdym kolejnym orgazmem. Rozkosz trwa przez całą noc, aż do rana. W tle słychać już tylko: "Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec, muszę mieć, muszę ją mieć".

***

Tylko na Tobie naprawdę mi zależy,
tylko Ciebie naprawdę potrzebuję.

Od razu kiedy się budzę mój wzrok spoczywa na Niej. Jest tak piękna, tak delikatna, tak zmysłowa. Uwielbiam Ją, tak bardzo ją kocham, nie umiem nawet tego ująć w słowa. Śpi tak spokojnie, Jej oddech jest miarowy i płynny, twarz i oczy okalane wachlarzem ciemnych rzęs tak spokojne, nie mogę się na nią napatrzeć. Kiedy spotykam Jej piękne brązowe spojrzenie, uśmiecham się i całuje ukochaną delikatnie w czoło.
- Jak Ci się spało? - uśmiecham się nadal obserwując każdy Jej ruch i gest. Miranda przytula się do mnie i odpowiada:
- To była najlepsza noc w moim życiu - uśmiecha się.
- Wiesz, w moim też - odpowiadam, a Miranda śmiejąc się pyta - jesteś pewien ?
- Oczywiście, że jestem pewien - odpowiadam, zaczynając Ją delikatnie łaskotać - masz co do tego jakieś wątpliwości ? - pytam nasilając łaskotki.
- Nie, nie, dobrze już, nie, dobrze, nie mam, nie mam! - krzyczy Miranda, śmiejąc się i zarazem błagając abym przestał.
- Teraz już mi wierzysz? - pytam przytulając ukochaną.
- Tak - odpowiada całując mnie czule.
Leżymy tak rozmawiając o wszystkim, o Naszych planach, marzeniach. Nie wiem ile czasu mija kiedy trwamy w swoich ramionach. Wiem tylko, że liczy się ta piękna chwila. Po długiej rozmowie, bierzemy wspólny prysznic. Całując się, obmywamy nawzajem swoje ciała, a ciepła woda delikatnie orzeźwia nasze zaabsorbowane sobą umysły.

***

Ubieram się w kraciastą, szaro-czarną koszulę, którą daje mi Mike, oraz w swoje szorty, które nie mam pojęcia jakim cudem znalazły się w Jego mieszkaniu. Po wspólnej kąpieli przychodzi czas na wspólne śniadanie. Przygotowujemy je razem, działamy płynnie, razem, jakbyśmy byli zgrani co do każdego kroku i ruchu. Kiedy jemy Mike zaczyna:
- Mirando...mam do Ciebie pytanie.
- Tak ?
- Wiesz, nie wiem co na to Twoi przyjaciele i nie wiem czy Ty tego chcesz, ale...czy zechciałabyś razem ze mną zamieszkać ? - pyta niepewnie. Uśmiecham się szeroko, lubię patrzeć na Mike'a kiedy jest taki hmm...niepewny, zupełnie jak nastolatek proszący ukochaną dziewczynę o chodzenie.
- Mike, chciałabym z Tobą zamieszkać ale...czy to nie za szybko? - pytam przyglądając się Jego reakcji.
- Tak, wiem, że to szybko ale...skoro oboje się kochamy ?
- Wiem kotku ale...nie chodzi o to, że nie chce. Bardzo tego chce, ale po prostu poczekajmy jeszcze trochę, dobrze ?
- Rozumiem Cię - uśmiecha się - nie musisz się tłumaczyć bo wiem o co Ci chodzi - całuje mnie.
- Kiedy tylko będę gotowa do tego żebyśmy zamieszkali razem - powiem Ci o tym, dobrze ?
- Oczywiście, a jeśli nie to sam z Ciebie to wyduszę - uśmiecha się. W końcu wiem skąd pochodzi ten wspaniały błysk w Jego oku. Teraz jego oczy wyglądają jakby były dosłownie rozświetlone diamentami, są tak piękne, On jest tak wspaniały, Boże...jak ja Go kocham.
- A tak w ogóle...wiesz, że jakimś dziwnym trafem plecy mnie bolą? - mówi Mike patrząc się na mnie znacząco.
- Hmm...no wiesz, ja też nie wyszłam z naszej nocy cała - mówię zalotnie.
- Czyżby dobry seks? - pyta Mike, uśmiechając się.
- Najlepszy - odpowiadam, a Mike bierze mnie na kolana i zaczyna całować.
Nagle oboje słyszymy dzwonek do drzwi. Mike idzie je otworzyć, a ja zabieram się za sprzątanie kuchni. Z korytarza słyszę głos Anny:
- Mike, nie obudziłam Cię ?
- Nie, nie, wchodź.
- Przepraszam, że nie zadzwoniłam, ale nagle wypadło mi coś bardzo ważnego, muszę szybko jechać do... - Anna widząc mnie i salon w płatkach, czerwonych róż nagle urywa.
- Hej - mówię uśmiechając się, a Otis podchodzi do mnie i jak na małego dżentelmena przystało wita się ze mną podając mi rękę i mówiąc:
- Dzień Dobry - po czym uśmiecha się szeroko.
- Dzień Dobry - odpowiadam również się uśmiechając.
- Nasza mama musi gdzieś jechać i nie może wziąć nas ze sobą - kontynuuje chłopiec - zostaniesz z nami i razem z tatusiem się z nami pobawisz? - pyta chłopiec, uśmiechając się.
- Wiesz, jeśli Twoja mama się zgodzi to oczywiście że zostanę - odpowiadam przykucając przed chłopcem. Mały odwraca się i pyta:
- Mamusiu, zgadzasz się żeby Pani Miranda została z Nami i tatusiem? - Anna jakby wybudzona z transu odpowiada:
- Tak, tak, kochanie, oczywiście, że się zgadzam - odpowiada z wymuszonym uśmiechem. Niepokoi mnie Jej zachowanie. Nie wiem dlaczego, ale mam złe przeczucia. Znowu z drugiej strony...co złego może chcieć zrobić Anna? Mike cały czas przekonuje, że nie chowa do Nas urazy, jednak ja mimo wszystko czuję się nieswojo, dziwnie. Anna podaje jeszcze zaspaną Megan Mike'owi.
- Powinnam być za jakieś 2, góra 3 godziny, ok?
- Pewnie, nie przejmuj się - odpowiada Mike, a Anna żegna się z dziećmi, a potem z Nami miłym, jednak trochę przybitym głosem. Ostatnie co słychać to delikatny trzask drzwi.

***

Obwiniałam Cię za rzeczy które myślałam, że mówiłeś,
więc teraz nie mogę cię winić za to, że odszedłeś.

Wsiadam do samochodu i nie mogę uwierzyć. Czyżby Miranda mieszkała już z Mike'iem? Nie wiem sama...natomiast mam pewność że razem spali. Kobieta nie nosi koszuli mężczyzny bez powodu. Zwłaszcza Jego ulubionej koszuli. Do tego salon pełen róż, czerwonych róż. Mężczyzna nie obsypuje całego swojego domu czerwonymi różami i nie zapala czerwonych świec bez powodu. Musieli spędzić razem upojną noc. Boże, Anno dlaczego jesteś taka głupia? Przecież to logiczne że Oni się kochają, prędzej czy później zamieszkają razem, będą ze sobą spali, kochali się, razem spędzali czas. Boże, dlaczego ty Go nadal kochasz!? Opieram głowę o fotel, a pojedyncza łza spływa po moim policzku. Szybko ją ścieram i mimo iż mam ochotę się rozryczeć, rozpłakać jak małe dziecko, w głębi mówię sobie "Bądź silna, Anno, musisz być silna!". Po chwili uspokajam się i zaczynam myśleć trzeźwo. Muszę dać sobie z tym jakoś radę, nie mogę zrobić nic głupiego, nic, czego będę potem żałować. Nie mogę ich skrzywdzić, nie mogę skrzywdzić ani Mike'a ani Mirandy a tym bardziej dzieci przez swoją zazdrość. Nie mogę! "Anno, panuj nad sobą" - te słowa ciążą mi w głowie i to dzięki nim przestaje myśleć o całej tej sytuacji. Muszę być silna, dam radę i przezwyciężę to w sobie. Muszę, dla dobra wszystkich, zwłaszcza dzieci, swojego, Mike'a, a w końcu też i Mirandy. Pff...może to dziwne, ale...ja nawet lubię tę dziewczynę. Widać, że jest dobra, nie kieruje nią chęć wzbogacenia się czy cokolwiek innego. Kieruje nią miłość do Michael'a, bezgraniczna miłość do Niego i dobroć. Nie mogę nikogo skrzywdzić, muszę zachować się jak dorosła, odpowiedzialna i silna kobieta. Skoro Ona daje mu szczęście, a On daje je Jej, to muszę się z tym pogodzić i uporać, po drodze sama znajdując szczęście. To śmieszne jak miłość zmienia człowieka. Nigdy nie byłam zbytnio wierząca, ale w tej chwili mam ochotę złożyć ręce w geście modlitwy i powiedzieć "Boże, daj mi siłę, proszę". Sama nie wiem dlaczego, ale właśnie teraz wykonuję ten oto gest. Nie wiem czy to coś da, ale na pewno nie zaszkodzi. Z tą myślą odpalam silnik i odjeżdżam.


Wykorzystane fragmenty: Linkin Park - New Divide, Rihanna - Only Girl (In The World), Jay-Z feat. Kanye West - Niggas In Paris, Fort Minor - There They Go, Nicki Minaj - Young Forever, Dżem - Czerwony Jak Cegła.

Cytaty: Linkin Park - Qwerty, 30 Seconds To Mars - Closer To The Edge (Video), Def Leppard - Women, Nirvana - Lithium, David Guetta feat. Nicki Minaj - Turn Me On, happysad - Mów mi dobrze, Chris Crocker - I Want Your Bite, ACDC - Let Me Put My Love Into You, Rihanna - S&M, T.Love - I Love You, Linkin Park - Debris.

piątek, 14 grudnia 2012

Leave Out All The Rest Part 12.

Kaaabuumtsss...no i jest nowy rozdział. Od razu przepraszam za tak długą przerwę, ale niestety wena nie dopisywała, czasu było mało, a nauki zdecydowanie za dużo :( Szczerze powiem że według mnie nie jest on najlepszy, ale opinie zostawiam Wam. Przepraszam też za błędy które na pewno wkradły się w ten rozdział, ale niestety mam małe problemy techniczne (jestem chora, a co za tym idzie mózg nie pracuje mi zbyt skutecznie), ale kiedy tylko będę wstanie poprawię błędy ;) Na następny rozdział mam nadzieję że nie będziecie musieli już tyle czekać bo powiem Wam w tajemnicy że wena mi wróciła i 13-nastka będzie niedługo gotowa :D Jak zawsze dziękuję Wszystkim za komentarze tutaj, na Fb i Twitterze, zapraszam do czytania i pozdrawiam. Cassandra ;p

PS. Zapomniałam jeszcze wspomnieć że w tym rozdziale pojawia się perspektywa kogoś innego niż Mike i Miranda. Wgl. w kilku następnych rozdziałach zrobię kilka takich numerów, także jak coś to bądźcie gotowi ;p


Zamykam okno na oba zamki,
zasłaniam obie zasłony i odwracam się.
Czasami rozwiązania nie są takie proste, 
czasami pożegnanie jest jedynym sposobem...



- Czy któraś ze stron ma coś dodatkowego do zakomunikowania, przed ogłoszeniem werdyktu ? Jakąś prośbę, problem, niejasność ?
- Nie - odpowiadam po chwili, bez zastanowienia. Werdykt i sposób załatwienia całej sprawy mi odpowiadają. Nie chodzi o pieniądze, dom, majątek i tak dalej. Chodzi o dobro...
- A może Pani chce coś dodać ? - pyta wysoki, szczupły, delikatnie posiwiały mężczyzna około pięćdziesiątki, ubrany w czarny, sądowy ubiór sędziowski.
- Nie - z trudem odpowiada kobieta. Jest smutna, blada, ma worki pod oczami. Na pierwszy rzut oka widać, że to słowo przeszło jej przez gardło z trudem.
- Tak więc ogłaszam werdykt. W imieniu Sądu Rodzinnego w Los Angeles oraz na mocy prawa udzielonego mi przez stan California ogłaszam decyzję w sprawie rozwodowej Pana Michael'a Kenji Shinody oraz Pani Anny Alexis Shinody z domu Hillinger. Decyzją sądu, pozew o rozwód za porozumieniem stron, z powodu niemożliwych do pogodzenia różnic został rozpatrzony pomyślnie. Zgodnie z decyzją obu stron Pani Anna otrzymuje połowę majątku rodzinnego w tym dom i inne kosztowności jej należne mieszczące się w mieście Los Angeles. Małoletni Otis Akio Shinoda oraz Megan Eri Shinoda również zgodnie z decyzją stron na stałe mieszkać będą z Panią Anną, natomiast Pan Michael ma niczym nie ograniczone prawo do kontaktu z nimi przez 24 godziny, 7 dni w tygodniu. Z własnej, niczym nie przymuszonej woli Pan Shinoda zobowiązuje się wspomagać finansowo Panią Annę oraz zapewnić byt ich dzieciom. Zamykam rozprawę. Dziękuję.
Słysząc ostatnie słowa werdyktu, ciężko przełykam ślinę i spoglądam na Annę. Zauważam pojedynczą łzę spływającą powoli po jej policzku. Widząc mój wzrok, szybko ociera łzę. Po wyjściu z sali rozpraw mówi:
- Mike ?
- Tak ?
- Dobrze, że tak to rozwiązaliśmy. Nic nie mamy sobie za złe, nic nie możemy sobie zarzucić. Dobrze, że tak zrobiliśmy.
- Też tak sądzę - mówię z lekkim trudem.
- Do dzieci możesz przychodzić, kiedy tylko zechcesz. Wiesz dobrze o tym, że nie mam zamiaru utrudniać naszego kontaktu, a już tym bardziej Twojego kontaktu z Nimi. Jeśli chcesz to możesz przyjść z Mirandą...nie będę miała Ci tego za złe. Chcę poznać kobietę, która teraz da Ci szczęście - uśmiecha się blado.
- Dziękuję Anno, na prawdę Ci dziękuję...za wszystko - przytulam ją po przyjacielsku.
- Nie ma za co, Mike. Zresztą, co ja będę mówiła. Dobrze wiesz co mam na myśli, bo już o tym rozmawialiśmy.
- Tak, wiem, ale i tak Ci dziękuję. Jesteś chyba najlepszą przyjaciółką i jedną z najbardziej wyrozumiałych kobiet jakie spotkałem w życiu.
- Dziękuję Mike, dziękuję.
Po rozmowie przeprowadzonej po rozprawie, pierwszy raz od ponad 9 lat rozstajemy się już nie jako małżeństwo, ale jako para przyjaciół.

***

Dobre momenty, jak fotografie:
zbieram w swej głowie jak w starej szafie.

Tydzień później.

- Ummm...Chester ?
- No ? - pyta nie odrywając wzroku od kartki z tekstem, który przed chwilą skończyłam pisać.
- Korzystając z okazji...chce Tobie i Joe'mu podziękować - uśmiecham się, a rysujący wielkiego, zielonego, ziejącego ogniem smoka Joe odrywa się na chwilę od wykonywanej czynności.
- Za co ? - pyta zdezorientowany.
- No, za Mike'a... - mówię niepewnie, a Chester podnosi głowę znad kartki i uśmiechając się znacząco rusza brwiami.
- Widzisz jak nieraz za długi jęzor Chaz'a się przydaje ? - teraz Joe się uśmiecha.
- Taa...za długi, nigdy się z niczym nie wygadałem. A to, że powiedziałem, a w zasadzie powiedzieliśmy Mike'owi to, co powiedzieliśmy, wcale nie było przypadkiem.
- Ymm...czekaj, że...że zrobiliście to specjalnie tak ?! - pytam z niedowierzaniem.
- Eeee..a co jak powiem, że powiedzieliśmy mu to, bo On nam powiedział coś, co nam kazało mu powiedzieć to, co powiedzieliśmy ? - Joe patrzy się na mnie trochę głupkowatym wzrokiem.
- Poza tym, kochanie, tak czy inaczej nie jesteśmy ślepi. Nawet gdybyście ani ty, ani Mike nic nam nie powiedzieli, to i tak byśmy się wszyscy domyślili. Widać jak na siebie oboje patrzycie - mówi Chester.
- No właśnie. Chłopaki i tak już chyba po dwóch tygodniach kapnęli się, że jest między Wami chemia - mówi, nadal zaabsorbowany swoim dziełem Joe.
- Czekaj, czyli że to był spisek ?
- Oczywiście, że to był spisek nasza droga Mirando ! - Chester uśmiecha się do mnie szeroko.
- Wiecie co !? Gdyby w całej tej sprawie nie chodziło o to o co chodzi, to bym Was obu zlała, na serio. Ale tak to...wiecie co ? Kocham Was ! - uśmiecham się szeroko, po czym przytulam Chaz'a i Joe'go, którzy robią dumne z siebie miny. Potem wracam na swoje miejsce.
- Tak odchodząc od tematu, to ten tekst jest wyjebany w kosmos, serio - całkiem poważnie mówi Chester, jeszcze raz dokładnie przyglądając się kartce z moimi bazgrołami.
- Na prawdę tak sądzisz ?
- No, lepszego dawno nie widziałem...Joe obczaj ! - mówi podając kartkę Joe'mu, który rzuca na stół ołówek i zagłębia się w lekturę. Po chwili podnosi wzrok i pełny zadowolenia mówi:
- No, no... Mamy tutaj artystkę przez duże A! - uśmiecha się do mnie, po czym jeszcze raz przygląda się zapisanym wersom.
- Jeju, dziękuję ! - uśmiecham się ze szczęścia - byłam pewna, że Wam się nie spodoba.
- Jaja sobie kurwa robisz ?! - pyta Chaz zupełnie poważnie -, to jest chyba najlepszy tekst, jaki widziałem od czasu kiedy Mike dał mi tekst do Powerless. Proszę Cię, nawet nie śmiej wątpić w to, że masz talent bo masz i to kurwa ogromny ! - krzyczy mi prawie prosto do ucha Chester, po czym siada oburzony z powrotem na krzesło i patrzy na mnie z miną psychopaty chcącego zaraz mnie zarżnąć jakimś pierwszym lepszym tasakiem złapanym w dłoń.
- Dobrze, już dobrze. Bez nerwów. Ja tylko mówię co sądzę o swojej amatorskiej twórczości.
- Wiesz co ?! Ty kurna wiesz co ?! Bym Ci coś powiedział, ale chyba sobie odpuszczę - jeszcze raz zbulwersowanym głosem mówi Chester, po czym uśmiecha się jakby nigdy nic i patrzy na obiekt za mną. Obracam się aby zobaczyć co, lub kto to jest, a moim oczom ukazuje się uśmiechnięty obrazek Mike'a, Brad'a, Phoenix'a i Rob'a, którzy przysłuchują się z ciekawością naszej konwersacji. Chyba stoją tu od dłuższej chwili, bo kiedy ich zauważam Wszyscy wbijają wzrok w kartkę leżącą na stole, obok Chester'a. Pierwszy po kawałek papieru sięga Mike. Przygląda się uważnie i z powagą czyta tekst. Po dłuższej chwili ciszy podaje kartkę Bradowi i reszcie, a sam siada na krześle obok, całuje mnie i odpowiada:
- No, to mam piękną i zajebiście utalentowaną dziewczynę - uśmiecha się.
- Oj tam, od razu utalentowaną - nadal nie dowierzam.
- Wiesz co ?! Ty to się lepiej zamknij, bo trudno mi to mówić, zważając na ten tekst, ale kurwa...ty to się nie znasz ! - odpowiada poirytowany na maksa Chaz robiąc minę malutkiego labradora, któremu ktoś zabrał właśnie kość bądź zabawkę. Mimo woli uśmiecham się.
- Wiesz co ? Ty, ty wiesz co ?! To ty mnie wkurzasz ! - odpowiadam opanowując śmiech.
- No właśnie kurde, wiem no ! - odpowiada Chester zaczynając się śmiać, a ja walę go w ramie.
- Ołł, aaała...to bolało ! - wykrzykuje Chaz, udając oburzenie.
- Pff...bo miało !!! - odkrzykuję.
- Chcesz się bić mała ? Chcesz ?! - mówi dla jaj, robiąc gest nakłaniający mnie do (jak ja to nazywam) walki po "męsku".
- A co, co myślisz że nie dam rady Panu Benningtonowi ?! Ja, ja niby nie dam rady ?! - mówię, zaczynając się "bić", a raczej klepać po rękach z Chesterem, a chłopaki widząc to robią miny jakby myśleli z kim Oni żyją. Po chwili podchodzi Rob i z pełną aprobatą mówi:
- Ej ej...przepraszam bardzo, ale czy ty ośmielasz się bić mojego drogiego Chester'a, a ty - nadal mówi dość hmm...kobiecym głosem - ośmielasz się bić naszą kochaną...o przepraszam, bo jeszcze ktoś mnie zagryzie - przedrzeźnia Mike'a - a raczej Mike'a kochaną Mirandę ?! - wypowiadając ostatnie słowa robi pozę niczym dziunia czekająca na swojego alfonsa.
- Boże...dobra, jak Rob ma przechodzić takie zmiany osobowościowe, to wolę chyba nie bić się z Chester'em - odpowiadam z udawanym przerażeniem, opierając się o oparcie krzesła.
- eee tam...osobowościowe. Jakie tam zmiany ?! On zawsze taki jest tylko się kryje - mówi Joe.
- A ty to niby się nie kryjesz ? - z oburzeniem odwraca się Rob - no wiesz, z Remim.
- Ja ? Ja się kryje...pff...chyba trochę przeginasz przyjacielu.
- Ej dobra ogarnijcie się oboje - mówi Brad, siadając na krześle obok mnie i wychwalając mój tekst, który przedtem był tysiąc razy czytany, to przez niego, to przez Phoenix'a.
- Pff...odezwał się ogarnięty - oburza się Rob, po czym śmiejąc się siada na kanapie, na której przed chwilą usadził się Phoenix.
- Tak zupełnie serio, to ten tekst jest zajebisty - uśmiecha się tępawo Rob.
- Wiesz Rob ? Czasami przypominasz mi mojego brata - mówię przyglądając się mu uważnie.
- Taa ? Czemu ? Też jest taki seksowny jak ja ? - odpowiada wygłupiając się, a chłopaki po kolei jak upadające na siebie kostki domina, walą takiego facepalm'a jakiego chyba dawno świat nie widział.
- Nie. Po prostu jest tak samo inteligentny, a zachowuje się jak czop, palant, debil, popapraniec, ciota i tak dalej i tak dalej. Jednak nie zmienia to co prawda faktu, że i tak go kocham, ale no wiesz - zaczynam się śmiać razem z resztą, a Rob robi minę jak gdyby ktoś przed chwilą przywalił mu w twarz patelnią.
- Ahahaha, bardzo śmieszne - opiera się na łokciu o kanapę i sam się uśmiecha.

***

- Ej ludzie. Wpadniecie do mnie w sobotę na przyjacielskiego grill'a ? - pyta Chaz zakładając swoją skórzaną kurtkę i szykując się do wyjścia ze studia - oczywiście z dziewczynami - uśmiecha się.
- Ok - odpowiadają wszyscy jednogłośnie.
- Jak coś to będzie nasza stała ekipa, no wiecie Sam, Elka, ich faceci, dzieciaki, Shawn, Beyonce no i reszta. Aaa...no i Miranda, poznasz w końcu moją żonę i resztę naszej "świty" - uśmiecha się Chaz.
- ymmm..no ok - uśmiecham się - czyli, że też mam się czuć zaproszona ?
- Nie, wiesz? Wyrzucimy Cię z Tal na bruk... Pewnie że jesteś ! - odpowiada Chester.
- No ok - uśmiecham się, puszczając do Chester'a oczko.
- A no i...jest jedna rzecz i nie wiem czy dobrze robię, że Wam o tym mówię, ale sądzę, że powinienem... - Chaz zwraca się do mnie i Mike'a.
- No, o co chodzi ? - odwraca się Mike.
- No, bo wiecie, nie wiem do końca jakie są kontakty Mirandy z Anną, no i nie wiem jak to..
- Spokojnie. Anna nie ma nic do Mirandy, nawet chce ją poznać, także wiesz - odpowiada Mike uśmiechając się do mnie.
- A ok. Wiecie, stwierdziłem że powinienem Wam powiedzieć. W końcu Anna to też moja przyjaciółka no i przyjaciółka Talindy, więc...
- Ok, Chaz, nie masz się z czego tłumaczyć - odpowiadam - jest ok - mówię, myśląc czy przypadkiem nie kłamię, wbrew sobie.
- No, to ok. Dobra, to wpadnijcie koło 18, na razie - kiwa nam Chaz, po czym wychodzi.
Po chwili zbiera się Phoenix, potem Rob, Brad, Joe, aż w końcu zostaję sama z Mike'iem. Po chwili niepewnie zaczynam rozmowę.
- Mike ?
- Tak ?
- No bo, wiesz, nie wiem czy powinnam iść do Chester'a...
- Dlaczego nie ? - pyta Mike odwracając się do mnie przodem.
- No bo...ehh, boję się reakcji wszystkich. Nie zrozum mnie źle, ale...boję się, że będą na mnie krzywo patrzeć przez to że, no wiesz...
- Mirando - mówi Mike, siadając na kanapie, obok mnie - nikt nie będzie na Ciebie krzywo patrzeć, a już na pewno nie Anna, czy nasi przyjaciele. Oni nie są tacy. Sama dobrze wiesz, że Anna sama chce Cię poznać. Sam, Elka i cała reszta to nasi przyjaciele i na pewno Cię polubią. Oni nie są ludźmi ze stylu tych co linczują za byle co. Poza tym nawet jeśli by tacy byli, to Ciebie nie mieliby za co zlinczować - obejmuje mnie, a ja wtulam się w niego. -Będzie dobrze, zobaczysz.
- Mike, ile razy jeszcze mi to powiesz ?
- Tyle razy, ile będzie trzeba, żebyś wreszcie w to uwierzyła - odpowiada, unosząc mój podbródek i całując.

***

- Mirando ! - krzyczy Ann, wpadając do mojego pokoju.
- Nom ?
- Mike już przyszedł.
- O cholera ! Mike już jest, a ja jeszcze jestem w rozsypce.
- Może Ci pomóc ?
- Nie , nie musisz, sama sobie poradzę.
- Ok. Jak coś, to jesteśmy w salonie - uśmiecha się Ann i zamyka drzwi.
Szybko zbieram rzeczy, układam do końca włosy, ubieram się tak jak lubię, to jest na luzie, ale elegancko - rurki, koszulka na ramiączkach, marynarka, robię makijaż, zakładam dodatki i robię ostatnie, jak ja to mówię, czynności poprawkowe. W końcu po około 20 minutach jestem gotowa do wyjścia. Wchodzę do pokoju, a kiedy tylko Mike mnie widzi, wstaje i obejmując mnie w pasie, całuje na przywitanie. Wychodząc, oboje żegnamy się szybko z Ann, Viki i Gabim. Po około godzinie jazdy stajemy przed pięknym, kremowo-żółtym, dwupiętrowym domem z ładnym, ciemno-brązowym dachem. Mike wysiada i zaraz znajduje się obok drzwi pasażera otwierając je abym wysiadła. Zamyka samochód i chwyta mnie za rękę, widząc, że jestem nerwowa.

Nie ma czasu na przemyślenia, nadchodzi moja kolej.
[...]
Powiedziałam "Jestem przerażona", ale nie odchodzę 
Wiem, że muszę zdać ten test.


- Ej, kochanie, wszystko będzie dobrze, nie denerwuj się, kocham Cię - mówi obejmując mnie i całując delikatnie. Mike ma w sobie coś wspaniałego. Ba, ma w sobie ogrom wspaniałości. Ale w tej całej wspaniałości ma coś, czego nie mają nawet inni wspaniali. Mike posiada pewną pozytywną energię, która nie pozwala człowiekowi na nerwy, stres czy wkurzenie. Po prostu, jesteś wkurzony bądź coś z tych rzeczy, spojrzysz na Niego i od razu masz lepszy humor. Tak już jest. Uśmiecham się do Niego i nabieram nadziei na to, że faktycznie będzie dobrze. Trzymając mnie za rękę Mike prowadzi do białych, drewnianych drzwi, znajdujących się pod altaną z boku domu. Obejmuje mnie mocniej i dzwoni na dzwonek. Chwilę później otwiera nam uśmiechnięty od ucha do ucha Chester.
- Hej, hej, hej ! Wchodźcie, wszyscy już są - wita się z Nami, po czym zamyka drzwi i prowadzi Nas przez przyjemne i ciepłe wnętrze swojego domu, aż na taras z tyłu domu, gdzie wszyscy goście siedzą i rozmawiają.
- No, więc tak. Moi drodzy oto jest Mike, którego znacie, a oto jest droga Miranda którą jeszcze nie wszyscy znacie, ale właśnie poznajecie - uśmiecha się Chester – Mirando, no wiec to jest moja żona Talinda - mówi Chaz wskazując na miło wyglądającą, czarnowłosą, szczupłą kobietę o ciemnej karnacji, którą tyle razy widziałam na przeróżnych zdjęciach. Talinda uśmiecha się i podaje mi rękę stając u boku Chester'a, który kontynuuje:
- a reszta, którą pewnie znasz ze zdjęć to Sam, Elka, moi synowie Isaiah, Jamie i Draven, tam przy trampolinie jest Tyler, a reszta dzieci bawi się o tam - mówi Chester pokazując mi wszystko i wszystkich po kolei i wskazując na kojec, w którym bawią się wszystkie dzieciaki - dalej jest Heidi, to jest dziewczyna Joe'go, żona Dave'a - Linsey, żona Brad'a - Elisa, tam na końcu koło Rob'a siedzi Jennette, czyli jego dziewczyna - widać, że Chaz nie lubi przedstawiać kogoś komuś, bo robi to dość nieudolnie, ale ja nie zwracam na to uwagi i dalej słucham z powagą Chaz'a, który po kolei przedstawia mi gości, których tak na prawdę znam jako fanka LP. Jednak w tym momencie zamieram. Chester wskazuje na Annę, która jakby nigdy nic wstaje i podchodząc do mnie podaje mi rękę oraz wita najmilej jak tylko potrafi. Wygląda na przemęczoną, trochę poddenerwowaną. Wygląda inaczej niż na zdjęciach.. Może jest to spowodowane rozwodem z Mike'iem, a może po prostu wydaje się taka, bo nigdy nie widziałam jej na żywo. W tym momencie muszę otwarcie przyznać, że kamień spada mi z serca. Bałam się tej chwili jak chyba dawno czegokolwiek innego. Obawiałam się kłótni, awantury, jakiegoś lamentu ze strony Anny. Tymczasem Ona jakby nigdy nic wstała i miło się ze mną przywitała uśmiechając się , jak gdyby żaden rozwód czy cokolwiek innego nie miało w jej życiu miejsca. Ucieszyłam się kiedy Anna po prostu się ze mną przywitała. Sama mile odwzajemniłam uścisk i postarałam się jak najlepiej zachować. Widząc to Mike, Chester i cała reszta uśmiechnęli się, a sama Anna wróciła na swoje miejsce, co prawda nie z szerokim uśmiechem, ale z delikatnym, miłym uśmiechem mówiącym o tym, że mimo wszystko jest zadowolona z przebiegu spotkania. Na sam koniec Chester przedstawił mi ludzi, którzy od początku zwrócili na siebie moją największą uwagę nie licząc oczywiście Anny. Początkowo doznałam szoku, jednak potem przypomniałam sobie zapowiedź Chaz'a, kiedy Nas zapraszał.
- Pewnie ich znasz, ale co tam - uśmiechnął się Chaz, wskazując na ciemnoskórą, ładną kobietę o miłym wyrazie twarzy i jasnych, brązowych włosach. Obok niej siedział również ciemnoskóry mężczyzna o przyjaznym wyrazie twarzy. W tym momencie dopiero uświadomiłam sobie o kogo Chesterowi tak na prawdę chodziło i trochę mnie zatkało. Nie ze względu na sam fakt, bo przecież wiedziałam że przyjaźnią się z Nimi, ale...ze względu na to, że mam właśnie okazję ich poznać. Poznać jednego z najlepszych raperów na świecie, do którego od zawsze mam duży szacunek, no i jego żonę, piosenkarkę której muzyka co prawda nie zawsze mi odpowiadała, ale nie raz podobały mi się jej piosenki.
- Oto Beyonce no i Jay-Z, ale mów mu Shawn - przedstawił mi ich Chester, a Oni przywitali się ze mną nie jak z obcą osobą, ale wręcz przeciwnie, jakby znali mnie od lat. Jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Tym bardziej mnie zatkało. Kiedy już wszyscy usiedliśmy, Chester jak na pana domu przystało zaczął przygotowywać wszystko co było potrzebne do grillowania, a goście kontynuowali rozmowę. Od przekomarzań z Brad'em, przeszłam do ciekawej konwersacji z Elisą, a dalej rozmawiałam już ze wszystkimi po trochu. Beyonce i Jay, obok których siedziałam, tak jak sądziłam okazali się bardzo fajnymi, normalnymi ludźmi, z którymi można pożartować, pośmiać się oraz pogadać na poważne tematy. Zdziwieniem był dla mnie fakt zachowania Anny. Najpierw przywitała się z mną, potem przedstawiła mi dzieci. No właśnie...dzieci jej i Mike'a. Nawet nie wyobrażałam sobie, że poznam kiedykolwiek tak fajną gromadę dzieciaków, a w tej gromadzie, dzieci człowieka, którego kocham, Michaela Shinody i jego byłej już w tej chwili żony. Nagle poczułam się podle. Poczułam tak straszne, tak kłujące poczucie winy, które nie dawało mi nawet cienia nadziei na to, że jestem dobra. Mimo to przywitałam się, jak należy z Otis'em, który bez ogródek, przytulając się do mnie stwierdził że ładnie pachnę oraz z trochę bardziej wstydliwą Megan, która podając mi rączkę uśmiechnęła się najpiękniej jak tylko dziecko może się uśmiechnąć. Uśmiech i dobre przyjęcie przez dzieci minimalnie ukoiły moje poczucie winy, które mimo iż nadal miałam, dało mi dalej funkcjonować. Nawet się nie spostrzegłam gdy minęła dobra godzina, a ja już znałam wszystkich i bawiłam się ze wszystkimi dziećmi. W końcu kiedy Chester z pomocą wszystkich po kolei, a zwłaszcza Talindy rozprawił się z przygotowaniem jedzenia, usiedliśmy przy stole i rozpoczęła się zbiorowa rozmowa. Kiedy już wszyscy zjedli, a ja pomogłam Talindzie i Samancie pozbierać brudne naczynia, te wykorzystały okazję i razem z większością damskiego towarzystwa zaciągnęły mnie na "papierosa", za którym tak na prawdę kryła się chęć rozmowy w babskim gronie. Talinda zaprowadziła nas na dalszą część tarasu, mieszczącą się z boku domu. Siadając na ławce wiedziałam już, że nie obędzie się bez rozmowy jak to tam miewają się sprawy z Mike'iem. Dopiero co poznałam te kobiety, a już widziałam, że chyba znajdę z Nimi wspólny język i zrozumiemy się bez słów.
- Wiesz Mirando, przepraszam, że tak się zapytam prosto z mostu - powiedziała Samantha odpalając papierosa - ale...
- Dobra już dobra, nie ukrywajmy się... - wtrąciła Beyonce – wiadomo, że wszystkie jesteśmy wścibskimi, wrednymi babami, które tylko czekają aż powiesz im jak tam z Mike'iem, także wszystkie z góry Cię przepraszamy - uśmiechnęła się szeroko, po czym reszta dziewczyn zrobiła wyraźnie wdzięczne miny za dobre wyjście z sytuacji.
- ymm...no więc...wiecie, nie za bardzo wiem, co mam Wam powiedzieć - powiedziałam trochę bezradnie.
- Spokojnie, jeśli nie chcesz, to nie musisz Nam mówić - zaczęła Elka.
- Pewnie, wiesz, to Wasze sprawy i nie powinnyśmy się w to wtrącać - kontynuuję Talinda.
- Zwłaszcza, że dopiero co się poznałyśmy - zakończyła Jennette - apropo, palisz ?
- Nie , nie dzięki - uśmiechnęłam się - nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi o to, że nie chce Wam powiedzieć, ale po prostu...jeszcze jakby nie oswoiłam się do końca ze wszystkim co ostatnio miało miejsce w moim życiu i po prostu...nie mam pojęcia jak to ująć.
- Tak, chodzi Ci pewnie o rozwód i w ogóle całe te okoliczności - dopowiada Heidi, jakby czytała mi w myślach.
- No tak...
- Nie przejmuj się tym. Przyzwyczaisz się z czasem. Anna to na prawdę bardzo dobra kobieta i biorąc pod uwagę, że życzy Tobie i Mike'owi jak najlepiej, nie masz się chyba czym przejmować - mówi pocieszająco Talinda.
- Wiesz, nie odbierz źle tego, że pytamy się Ciebie i chcemy z Tobą o tym pogadać, ale po prostu wszyscy, ale to na prawdę wszyscy, zauważyli jak Mike rozkwitł od czasu rozwodu z Anną i od czasu kiedy jest z Tobą - mówi Linsey.
- Dokładnie. Mike stał się zupełnie inny. Przedtem, mimo że Wszyscy wiedzieli, że nie jest dobrze pomiędzy Nim i Anną, stwarzał pozory, chciał żeby wszystko wyglądało dobrze i żeby dzieci nie kapnęły się o tym, że jest coś nie tak. Od kiedy poznał Ciebie jest bardziej spontaniczny, nie udaje już, bo nie musi...zresztą, kiedy tylko na Ciebie patrzy albo kiedy jesteś obok Niego, czy nawet kiedy Ciebie nie ma a wspomni się o Tobie to oczy od razu błyszczą mu się ze szczęścia jak chyba nigdy - z pełnym przekonaniem dopowiada Beyonce.
- Uwierz nam, że nawet w latach świetności Jego związku z Anną nie był aż tak szczęśliwy - kontynuuje Linsey, dopalając papierosa i wrzucając niedopałek do popielniczki.
- Zresztą, powiem Ci szczerze, że Ty też nie musisz nam nic mówić. Widać po Tobie, że szalejesz za Nim, tak jak On za Tobą - kwituje Samantha, a reszta jej przytakuje.
- No właśnie, więc nie ukrywaj przed nami, że jesteś szczęśliwa, bo i tak jesteśmy tak skonstruowanym gangiem, że rozgryziemy wszystko i wszystkich - mówi Elka, a jej słowa wywołują uśmiech na twarzach wszystkich.
- Hmm...wiecie dobrze, że jestem zarąbiście szczęśliwa, ale powiem Wam szczerze, że nie chce się z tym obnosić. Przynajmniej na razie, dopóki nie minie trochę czasu od rozwodu.
- Nie no, spoko, rozumiemy Cię - uśmiecha się Talinda - a no właśnie tak jeszcze apropo gangu, to wiesz, że z dniem dzisiejszym jesteś oficjalnie przyjęta i przeszłaś procedurę powitalną jak najbardziej pozytywnie - dalej się uśmiecha.
- Jezu, Talinda nie strasz Jej - śmieje się Heidi.
- No dobrze, dobrze, a tak na poważnie to nie wiem jak do reszty, ale do mnie możesz dzwonić po poradę, pytanie, czy cokolwiek innego o każdej porze dnia i nocy - mówi Talinda puszczając mi oczko.
- Do nas oczywiście też - dopowiada Beyonce, po czym reszta Jej przytakuje.
- Dziękuję, na prawdę dziękuję. Tylko wiecie, mogę zadać Wam jedno pytanie ?
- Wal śmiało - mówi Elisa.
- No, może to głupio zabrzmi, ale skąd u Was tak dobre podejście do mnie ? Przecież równie dobrze mogłabym się okazać głupią małolatą bez wyobraźni, która nie ma za grosz kultury, jest niemiła i leci na kasę.
- Uwierz Nam, Mirando, że gdybyś z tylu zaufanych ust słyszała tyle dobrych rzeczy o kimś, ile my usłyszałyśmy o Tobie to też nie miałabyś wątpliwości co do tego na kogo trafiłaś - uśmiecha się miło Linsey, a reszta przytakuje Jej. I pomyśleć, że bałam się tego całego spotkania.

***

I chciałabym tylko nie poczuć,
że było coś co straciłam.


Boże, o Boże...myślałam, że jestem taka twarda, ale chyba się przeliczyłam. Chciałam dobrze dla Mike'a i dla Mirandy, dla dzieci, chciałam zrobić to nie myśląc o sobie, o tym ile mnie będzie to kosztowało wyrzeczeń. Dotychczas radziłam sobie świetnie z uczuciami, nawet udało mi się je przyćmić i myślałam, że wszystko jest na dobrej drodze. Ja przestane kochać Mike'a, On będzie szczęśliwy z kobietą, którą kocha, dzieci będziemy wychowywali wspólnie, razem, po przyjacielsku. Owszem, nadal tego chce, chce przestać kochać mojego byłego męża i zaprzyjaźnić się z Mirandą. Dzisiejsze spotkanie jednak zrujnowało wszystkie moje bariery, jakie sobie w środku postawiłam. Zrujnowało, to może zbyt ostre słowo, ale na pewno je naruszyło i to w mocnym stopniu. Dlaczego ? Zauważyłam pewne ważne dla mnie rzeczy. Widzę jak Mike na Nią patrzy, widzę jak wodzi za Nią wzrokiem, jak patrzy na każdy jej delikatny ruch, podziwia ją, jakby była najdroższym i najcenniejszym eksponatem muzealnym, jakby nic innego na świecie się nie liczyło poza Nią. On podziwia jej piękno w każdej chwili, kiedy tylko Ona odchodzi, jakby miał w oczach detektor reagujący tylko na Nią i na Jej urodę, a kiedy Ona wraca, Jego oczy błyszczą się, jak...nawet nie umiem dokładnie opisać tego jak. Widać po Nim, że za Nią szaleje, Ona zresztą też kocha go na zabój. Gdyby mogła, nie odchodziłaby od Niego na krok, nie opuszczała ani na sekundę. Mike nigdy nie patrzył na mnie tak jak na Nią, ani tak jak Ona na Niego. Nie mówię, że mnie nie kochał, ale...Ona, Ona zdecydowanie jest czymś innym, ważniejszym, z boku ma się wrażenie jakby miłość Jego do Niej i Jej do Niego była niezniszczalna, nierozelwalna i nierozłączna. Mike nigdy nie kochał żadnej kobiety tak mocno jak Mirandę, jestem tego pewna. Co ja mam zrobić ? Przecież nie zatruje im życia z czystej zazdrości. Zbyt mocno kocham Mike'a, aby to zrobić. Znowu, kiedy tylko pomyślę o tym, że On jest szczęśliwy u Jej boku, a Ona u Jego to krew się we mnie gotuje. Anno panuj nad sobą, zachowaj spokój i myśl trzeźwo. Zazdrość nie może wziąć góry nad rozsądkiem i dobrocią, nie może ! Nie wiem jak, ale dam radę, muszę być silna...

***

Wracając do swojego mieszkania zastanawiam się nad przebiegiem dzisiejszego spotkania. Nie chodzi mi rzecz jasna o nasze spotkanie przyjacielskie, ale o spotkanie Mirandy i Anny. Szczerze rzecz ujmując sam bałem się tego momentu, ale wydaje mi się, że Anna dobrze przyjęła Mirandę i na odwrót. Dzieci też nie miały nic przeciwko mojej ukochanej. Na prawdę cieszę się z tego faktu. Jedyna rzecz, która daje mi trochę złego do myślenia, to fakt późniejszego zachowania Anny. Nie sądzę, by chciała zrobić coś głupiego i nie sądzę, że była zła, ale i tak jej baczny wzrok i podejrzliwa obserwacja trochę mnie dziwi. A może po prostu jestem przewrażliwiony. Nie wiem...nie dbam o to, zależy mi tylko na tym aby było dobrze. Anna na pewno też chce aby wszystko dobrze się ułożyło, więc dlaczego miałaby być wkurzona, czy cokolwiek w tym stylu ? Sam już nie wiem. Dojeżdżam na miejsce i parkuje samochód na strzeżonym parkingu. Wchodząc na górę rozmyślam tylko i wyłącznie o moich planach na nie daleką przyszłość. Planach związanych z Mirandą. Kiedy wchodzę na półpiętro, rozmyślania przerywa mi jeden mały i bardzo wkurzający fakt, który właśnie stoi sobie pod moimi drzwiami, uśmiechając się cynicznie na mój widok. Co On tu do kurwy nędzy w ogóle robi ?!


Fragmenty tekstów pochodzą z piosenek: Shadow Of The Day i My December - Linkin Park, Otwieram Wino - Sidney Polak feat. Pezet oraz Russian Roulette - Rihanna.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Leave Out All The Rest Part 11.

Duumdururum, dumdururum...:D No to wstawiam Part 11 i od razu przepraszam za trochę dłuższy niż zawsze czas oczekiwania, jednak ostatnio na prawdę mam mało czasu (szkoła). Następne części wiadomo że postaram się wstawiać już punktualnie, jednak nic nie mogę Wam obiecać. Dziękuję Wam Wszystkim za wspaniałe i dające mi wenę komentarze tutaj, na Twitterze i Facebook'u :) Przy okazji przepraszam że nie odpisuję na komentarze na bloggerze, ale niestety nie akceptuje On moich komentarzy nigdzie i w związku z tym się nie lubimy :( Staram się odpisywać Wszystkim na Twitterze, Fb i Google+ ale niestety nie wszystkim też da się odpisać na Google, tak więc (jeśli oczywiście mogę) proszę takich czytelników jak Ninde czy witness o kontakt po za Google i bloggerem bo nie mam Wam jak odpisać :| Z góry dziękuję i znowu się rozgadałam, także kończę już ;p Zapraszam do czytania i komentowania. Rozdział jest trochę dłuższy niż zawsze i ma więcej cytatów (wiecie, tak aby zrekompensować Wam czas oczekiwania i wgl.). Pozdrawiam, Cassandra ;p



To takie łatwe teraz, bo masz przyjaciół, którym możesz ufać.
Przyjaciele pozostaną przyjaciółmi.
Kiedy potrzebujesz miłości poświęcają ci troskę i uwagę.
Przyjaciele pozostaną przyjaciółmi.



Siedzę i nieobecnym wzrokiem wpatruję się w obraz Profesora Alvina który już chyba trzeci kwadrans z rzędu gada nam o padaniu światła na kontur cieniowanego obrazu. Jezu, ten człowiek na prawdę ma ciekawą pracę. Co roku nawija to samo przez hmm...3 lekcje w tygodniu ? No dobrze, nieraz wprowadzi coś nowego, ale najlepsze jest to, że i tak wszyscy wiedzą już o tym od dawna, a w dodatku wiedzą niedługo więcej niż On. W sumie cała uczelnia chodziła i chodzi na Jego wykłady tylko po to, żeby posłuchać Jego na prawdę inteligentnego poczucia humoru. No i popatrzeć na jego nieogarnięte, choleryczne ruchy, które nie raz przyprawiały człowieka o napad śmiechu. To fakt, że na wykładach z Nim na prawdę szło wzbogacić się umysłowo, ale mi w tej chwili po głowie chodziła tylko myśl: kiedy zadzwoni ten cholerny, czerwony, głupi, głośny, metalowy palant wiszący na ścianie nad wejściem. "Dalej, dalej, dzwoń no..." - myślałam siedząc i w ogóle nie zwracając uwagi na chichoczące z żartów Psora osoby wokół. Czułam się trochę jak ta dziewczyna z teledysku do Numb, tyle że Ona miała z 10 razy bardziej ode mnie przesrane, no i nie była w ogóle rozumiana przez otoczenie, które mnie jednak często rozumie. Oczywiście nie w tej chwili. Nagle z zamyślenia wyrwały mnie wibracje w kieszeni obcisłych, czerwonych rurek. Wyjęłam telefon i sprawdzając czy Alvin nie patrzy odczytałam treść sms-a: Czekam przed wejściem głównym - nadawca: Braciszek Marnotrawny. Odpisałam krótkim "Ok" i słysząc w końcu upragniony dzwonek, wrzuciłam do torby zeszyt, długopis i małego, przenośnego netbook'a. Wyszłam z auli jako jedna z pierwszych i szybkim krokiem ruszyłam w stronę głównego wejścia. Po drodze spotkałam oczywiście wrogi, zazdrosny i wściekły wzrok Dominika, który wraz z Conorem siedział na ławkach w holu. Conor to jeden z jego i zarazem moich najlepszych kumpli. Ostatnio ostro się wkurwił na Domiego po akcji, w której obronił mnie Joe i Chaz, jednak i tak musi z nim gadać bo mają razem projekt realizowany przez każdego, kto jest na ostatnim roku. Conor pomachał mi po czym specjalnie walnął Dominika z pięści w ramię, aby ten odwrócił swoją uwagę ode mnie i dał mi swobodę ruchu. Szybko dotarłam do rozsuwanych szklanych drzwi i wychodząc zobaczyłam swojego kochanego braciszka.
- Hej, bałwanie ! - przywitałam się nie grzesząc kulturą.
- Też Cię kocham, siostrzyczko - uśmiechnął się do mnie głupkowato, po czym przytulił mnie.
- Byś się odezwał, a nie tylko patrzysz na mnie ! - mówię z wyrzutem.
- Co ? Że ja niby się do Ciebie nie odzywam ? Ja ? Jaja sobie robisz ? Dzwoniłem do Ciebie w samym ostatnim tygodniu jakieś 30 razy i za każdym razem albo abonent tymczasowo niedostępny, albo telefon jest wyłączony lub poza zasięgiem albo "Hej ! Tu Miranda, niestety nie mogę teraz z Tobą rozmawiać, zostaw wiadomość, a jeśli będziesz wart mojej uwagi i czasu to oddzwonię" - to ostatnie zacytował jakby przesadzonym, cieniutkim i damskim głosem. Tak, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Pff...ciekawe, że jakoś miałam tylko 3 nieodebrane połączenia od Ciebie - po chwili robię groźną minę.
- Tak, tak oszukuj się dalej. Pan Shinoda i inni Panowie Linkini odwrócili ode mnie Twoją uwagę i tyle - mówi patrząc na mnie zalotnym wzrokiem i ruszając przy tym znacząco brwiami.
- Ahaha...a żebyś wiedział... - mówię prześmiewczo, a zarazem na poważnie.
- No widzisz ? Ja znalazłem sobie robotę, ty faceta i idoli no i olaliśmy się nawzajem - mówi Andrew, a ja zastanawiam się czy przypadkiem mój zmysł wyczuwania braciszkowego sarkazmu ostatnio trochę się nie osłabił.
- O co Ci biega ? Nie mam faceta...a tak po za tym eee...czekaj, ty i praca ? Ahahahahahahahahahahahahaha - udaję śmiech – sorcia, kochany ale to się nie klei.
- No co ? Musiałem! Potrzebuję nowego wiosła, pieców i garów do perkusji - mówi śmiertelnie poważnym tonem.
- Aaaa...no tak, to wszystko wyjaśnia. A jak tam kapela ?
- A dobrze. Czekaj...ty mi tu oczu nie zamydlaj moją kapelą. Jak tam z LP ? Opowiadaj.
- Wiesz co ? Momentami jesteś gorszy niż babcia Jane i dziadek Steven razem wzięci i podparci ciocią Heleną - posyłam mu prześmiewcze spojrzenie i chytry uśmieszek, kiedy On patrzy się na mnie z miną ze stylu "Are you fucking kidding me ?!" - No dobrze, dobrze...opowiem Ci wszystko - mówię uśmiechając się na widok miny starszego brata.

***

- To ładnie. Czekaj, ale...jeśli On się rozwiedzie z żoną to...będziesz Shinodówą ? - uśmiecha się tępo mój brat, patrząc na mnie jeszcze bardziej tępym wzrokiem.
- Boże ! Ciebie chyba na serio adoptowali, albo mama Cię upuściła jak byłeś mały ! - załamuje mnie jego reakcja i walę z całej siły głową w stół.
- No co ?!
- Jajco ! - odpowiadam pokazując mu środkowy palec i nadal nie podnosząc się z twardego i zimnego blatu stolika, który jest tak znajomo brązowy (jak oczy Mike’a), przez co też spokojny, że daje ukojenie mojemu załamaniu głupotą brata.
- Dobra, teraz tak zupełnie poważnie. Jeśli faktycznie jest w stanie rozwieść się z żoną dla Ciebie i zaburzać Swoje życie po to aby z Tobą być to ty też z Nim bądź ! W końcu Go kochasz nie od wczoraj, a raptem od prawie 13 lat - mówi już zupełnie poważnie Andrew, a ja zadziwiona jego powagą podnoszę się ze stołu, rozmasowując czoło. Co jak co...może mój braciszek do najpoważniejszych nie należy, ale mądry jest i na sprawach damsko-męskich zna się jak rzadko kto.
- Serio tak sądzisz ? - teraz ja nie wykazuje zbyt dużego ogarnięcia no ale już dobrze.
- Tak, serio tak sądzę. No pomyśl...masz taką szansę. Cierpiałaś i usychałaś z miłości przez ponad 12 lat i teraz masz sobie odpuścić kiedy On wyznał Ci miłość i chce się rozwieść dla Ciebie z żoną ?
- Nie dla mnie. On powiedział, że to małżeństwo i tak już dawno się rozsypało, przez ich kłótnie i w ogóle - mówię trochę smutnym tonem.
- Tym bardziej powinnaś Go wspierać jeśli wiesz że Cię kocha ! Pytanie tylko jak zareaguje na ten fakt jego żona i dzieci.
- Jesteś już chyba 12 bliską mi osobą jaka to mówi, wliczając oczywiście mamę, tatę, Cornelię i Ashley.
- To chyba dobrze no nie ? Widzisz ? Wszyscy utwierdzają Cię w przekonaniu że masz walczyć o marzenia i o miłość faceta którego kochasz.
- Wiesz za co Cię kocham braciszku ? Za to, że jesteś facetem a potrafisz doradzić jak najbardziej doświadczona kobieta - uśmiecham się szeroko do brata.
- Dziękuję. Też Cię kocham siostra - uśmiecha się brat pokazując mi serduszko zrobione dłońmi. Nagle z mojej kieszeni dobiega dzwonek telefonu, a głośne: *"One minute you're on top, the next you're not, watch it drop. Making your heart stop, just before you hit the floor." odrywa mnie od jakże słodziutkiej konwersacji z bratem. Wyciągając telefon widzę na wyświetlaczu napis Mike i zdjęcie zrobione jakieś 2 tygodnie temu Jemu i mi przez Phoenix'a. Szybko odbieram:
- Tak ?
- Hej, możemy się spotkać ?
- Pewnie. Kiedy, o której i gdzie ?
- Hmm...gdzie jesteś teraz ?
- W tej malutkiej kawiarni obok parku na Baker Street.
- Ok, będę tam za 10 minut.
Chowam telefon i delikatnie zdezorientowana mówię do Andrew - Mike będzie tutaj po mnie za 10 minut.
- Mam sobie iść ?
- Nie, no co ty ?! Masz tutaj zostać i Go poznać.
- Ok, z chęcią to zrobię - uśmiecha się do mnie.
Dalej rozmawiamy, aż w końcu nie zauważam nawet kiedy przy naszym stoliku staje Shinoda.
- O hej - mówię zaskoczona i wstaję by przywitać się z Mike'iem buziakiem w policzek - ten bliżej nie określony gostek siedzący ze mną przy stoliku to mój starszy brat Andrew, zresztą...pamiętasz mówiłam Wam o Nim. Andrew to Mike.
- Tak opowiadałaś Nam o Nim bardzo dużo - mówi Mike i z uśmiechem na ustach wita mojego braciszka.
- Nam o Tobie też dużo mówiła - uśmiecha się Andrew podając mu rękę, a ja mam cichą ochotę go pobić - a tak w ogóle to Linkin Park wymiata. Na prawdę, gracie zajebistą muzykę - dalej mówi Andrew.
- Dzięki - uśmiecha się szeroko Mike, po czym tak jak my siada na krześle.
Rozmawiamy jeszcze dosyć długo, po czym około godziny 19 mój kochany, rozwalony braciszek uświadamia sobie, że za pół godziny zaczyna się jego zmiana i żegnając się z nami wychodzi dość szybko z kawiarni. Po chwili Ja i Mike również wychodzimy.
- Gdzie jedziemy ? - pytam Mike'a.
- W pewne świetne miejsce. Na pewno Ci się spodoba - uśmiecha się do mnie.
- Ok. Apropo...Chciałeś o czymś rozmawiać - przypominam.
- Spokojnie, porozmawiamy o tym na miejscu.
Po około 1,5 godziny jazdy zajeżdżamy na miejsce. Jest to dość duży pagórek, a z samego jego wierzchołka jest świetny widok na zachodzące słońce.
- Gdzie jesteśmy ?
- W Agoura Hill - odpowiada uśmiechając się do mnie promiennie - przyjeżdżałem tu za młodu i do dzisiaj lubię to robić. Tutaj najlepiej z całej Agoury widać zachód słońca.
- Mike, tu jest pięknie - odpowiadam - widok aż zapiera dech w piersiach.
- To wyjątkowe miejsce, na prawdę. 
Nadal siedzimy w samochodzie i tylko wpatrujemy się w zachodzące słońce. Nagle Mike zaczyna:
- Mirando, chciałem Ci coś powiedzieć...
- Tak ?
- No więc - zaczyna z delikatną nie pewnością, jednak widzę w jego twarzy nutę szczęścia - powiedziałem Annie o rozwodzie.
- I jak Ona na to zareagowała ? - w tej chwili zamieram, jakby z obawy o to co zrobiła Anna.
- Nie wiem czy można powiedzieć że dobrze, ale w każdym razie stwierdziliśmy oboje że mamy zamiar być w dobrych kontaktach.
- To chyba dobrze, prawda ? - trochę niepewnie pytam.
- Tak, tylko...nie masz nic przeciwko temu ?
- Nie, dlaczego miałabym mieć. Mike, to Twoja żona, matka Twoich dzieci i kobieta która była przy Tobie i się Tobą opiekowała przez prawie 14 lat. Dlaczego mam mieć coś przeciwko. To raczej ja powinnam zapytać czy Anna nie będzie miała nic przeciwko mnie ? Chociaż to głupie pytanie bo logiczne, że będzie miała...ale...
- Nie, Mirando ! - przerywa mi Mike - nie będzie miała nic do Ciebie, Ona taka nie jest, na prawdę. Ona jest w stanie nawet poświęcić swoje szczęście żeby uszczęśliwić drugiego człowieka...
- Ehh...no właśnie Mike. Dlaczego Ona ma być nieszczęśliwa, kiedy my będziemy szczęśliwi hmm ? - patrzę na Niego pytająco.
- Ejj... - obejmuje mnie - Ona sama tak zadecydowała, na prawdę. Poza tym...powiedziała mi, że chce abym był szczęśliwy z Tobą.
- Ale Mike...ja na prawdę...Boże no... - mówię z wyrzutem.
- Wiem jak się czujesz, na prawdę i rozumiem to. Ale nie musisz się tak czuć, to jej wybór. Poza tym i tak wszyscy wiemy, że nasze małżeństwo już nie istnieje, nawet bez rozwodu. Nie myśl o tym, że Ty je rozbiłaś, bo to nie Twoja wina. Ty tylko pomogłaś mi w końcu zebrać się na odpowiednią decyzję.
- Tak, ale... - mówię z niepewnością.
- Będzie dobrze...zobaczysz ! Jak dwoje ludzi się kocha to wszystko inne powoli z upływem czasu układa się po ich myśli. U Nas też tak będzie, zobaczysz - delikatnie całuje mnie w czoło.
- Ehh...mam nadzieję Mike, mam nadzieję...

***

Tak dowcipne i niewinne są te plotki, bo zawsze jest znak zapytania zamiast kropki.
A delikwent niech się tłumaczy, a jeśli to nieprawda to niech nam wybaczy.


"Niestety mamy złą wiadomość dla wszystkich fanów Linkin Park, zwłaszcza tych podziwiających jakże idealne małżeństwo rapera zespołu Mike'a Shinody (l.35) i jego prawie już byłej żony, Anny (l.34). Ich małżeństwo jednak nie było tak idealne i sielankowe jak wszystkim się zdawało. Otóż jak udało się dowiedzieć naszemu informatorowi - raper wraz ze swoją żoną wniósł do sądu pozew o rozwód. Jako powód podobno podali ciągłe kłótnie i dzielące ich różnice niemożliwe do pogodzenia. Nie wiadomo kiedy para definitywnie przestanie być małżeństwem ani komu zostanie przyznana opieka nad dwójką ich dzieci, jednak już teraz daje się zauważyć która ze stron jest mniej zadowolona z zaistniałej sytuacji. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt iż Shinoda jest ostatnio przez paparazzich coraz częściej widywany z pewną czarnowłosą, młodą pięknością, która podobno jest przyjaciółką i współpracowniczką Linkin Park. Czy aby na pewno małżeństwo jednego z najbardziej pożądanych, rapujących rockmanów rozpadło się przez spory, czy może w rodzinny spokój wkradła się zazdrość, a może nawet zdrada ? Tego dowiemy się już wkrótce i jak najszybciej was o tym poinformujemy."


Kurwa mać ! Kurwa...kurwa, kurwa, kurwa, kurwa...mam ochotę coś rozwalić, rozpieprzyć na drobne, malutkie kawałeczki. O Boże, co za jebany pokurw wypisuje te głupoty ?! Boże, skąd Oni w ogóle wiedzą o tym, że Mike się rozwodzi ?! Japierdole...aaaaaa ! Mam ochotę wykrzyczeć całe swoje wkurzenie, całą złość buzującą we mnie w chwili po przeczytaniu artykułu, na pierwszej stronie jakiegoś pieprzonego plotkarskiego magazynu, który Victoria kupiła po to, aby pokazać mi właśnie ten oto artykuł. Dreptam po pokoju i nie mogę opanować wkurzenia. Zaraz w coś przywalę, na prawdę, nie wytrzymam. Viki, Anna i Gabi patrzą na to co robię z taką dokładnością, że czuję się jakby namierzali mnie lufą od pistoletu.
- Uspokój się, Mirando! To nic takiego, nic się nie stało rozumiesz ?! Nie możesz wybuchać przez jakiś tępy artykuł w plotkarskim gównie, rozumiesz ? - uspokaja mnie Gabriel.
- Tak, pewnie, kurwa, nie przejmuj się, nie w ogóle nie mam się czym przejmować, co ty ?! Tylko to, że media robią ze mnie dziwkę, a nawet jeszcze Mike się nie rozwiódł ! Ba, walić mnie i moją reputację. Oni robią gościa bez serca z człowieka którego kocham rozumiesz ?! Mike nigdy nie zdradził Anny ! Nigdy ! Nigdy nawet nie pomyślał aby to zrobić, ani On ani ja o tym nie pomyśleliśmy, a te chuje teraz śmią pisać że Mike Shinoda prowadza się ze mną po ulicach LA i że jestem jego kochanką ! Rozumiesz, ogarniasz to ?! Kurwa...w ogóle, co za pojeb to pisze, kurwa no... - wybucham nagle ale całkiem oczekiwanie, wyżywając się na Gabim, który robi minę jak zbity, mały piesek.

A jeśli potrzebujesz przyjaciela,
Jest miejsce, tutaj u mojego boku...


- Boże ! Przepraszam Was... - opadam ciężko na łóżko i zakrywam twarz rękami - Przepraszam.
- Nic się nie stało, na serio. Rozumiemy Twój wybuch, ale Mirando, na prawdę nie możesz się przejmować każdym tępym wpisem na każdym tępym portalu plotkarskim, czy w każdym tępym pisemku tego typu. Nie możesz tak wybuchać, bo to tylko plotki, rozumiesz ? Głupie, nic nie warte plotki - mówiąc te słowa, Anna przytula mnie, a ja z nadal zasłoniętą twarzą siedzę oparta o jej ramię.
- Wiem, jejku, wiem, na prawdę. Ale...na serio wkurzyłam się tym głupim artykułem. Jeszcze na głównej stronie...super - ciężko oddycham - chyba zadzwonię do Mike'a - wstaję i zdecydowanym krokiem idę do swojego pokoju i sięgam po komórkę. Wykręcam numer Mike'a i już po chwili słyszę jego głos:
- Tak ?
- Hej, słuchaj...możesz do mnie przyjechać, proszę.
- Widziałaś pewnie ten popaprany artykuł ? - pyta z pewnością w głosie.
- Tak...tak, Mike proszę przyjedź...
- Dobrze, będę jak najszybciej się da.
- Dziękuję - odpowiadam smutnym głosem.
- Pamiętaj tylko, że Cię kocham, rozumiesz, kocham Cię ! Nie przejmuj się tymi głupkami z gazety, nie warto.
- Wiem, Mike, ja Ciebie też. Tylko proszę przyjedź.
Odkładam słuchawkę i idąc do pokoju mówię przyjaciołom aby się ogarnęli, bo zaraz Mike tu będzie. Sama idę się trochę odświeżyć, a następnie rozkładam się wygodnie na swoim łóżku i mimo iż jestem w ciuchach codziennych, nakrywam się kołdrą aż po sam czubek nosa. Nie zauważam nawet kiedy mija spora ilość czasu, a do mojego ciemnego pokoju wchodzi Mike, wpuszczony przez Annę, która uśmiechając się do mnie, daje znak że zostawia Nas samych.
- Ejj, kochanie, co z Tobą ? Nie przejmuj się tym aż tak, co Ci jest ? - przejmuje się Shinoda, czule patrząc i siadając na krawędzi mojego łóżka. 
- Oj, nic, po prostu się wkurzyłam tak jak chyba dawno się nie wkurzałam. Wybuchłam jak tykająca bomba zegarowa i poczułam, że Cię potrzebuje, bardziej niż pocieszania i czegokolwiek innego potrzebuje Ciebie, teraz, tutaj, w tym momencie...
- Rozumiem. Na prawdę Mirando, nie ma się czym przejmować. Musimy przetrwać teraz ten okres przejściowy, kiedy będą huczeć o moim rozwodzie. Potem będzie już tylko lepiej, zobaczysz - mówiąc te słowa wtula się we mnie jak wielki pluszowy miś, co na prawdę poprawia mi humor i pozwala mi się nawet uśmiechnąć. 
- Mogę, prawda ? - pyta jakby trochę niepewny Mike.
- Nie pytaj się, tylko chodź tu i mnie przytul - odpowiadam przesuwając się delikatnie, aby zrobić Mike'owi miejsce, a ten kładzie się obok mnie obejmując mnie ramieniem i otaczając swoją ciepłą i miłą aurą. Od razu poprawia mi się humor. Układam się wygodnie na jego torsie i zamykam oczy. Czuję się jakby wszystko co złe odeszło, odpłynęło w jednej chwili. Czuję się jak w niebie...tak to jest moje niebo, a Mike to mój Bóg.


***

Szykując się do wyjścia Mike pyta:
- Hmm...skoro już prawie jestem rozwiedziony i w ogóle to...
- No ? - pytam z zaciekawieniem.
- No to...mogę Cię chociaż pocałować na pożegnanie ? Przecież jesteśmy u Ciebie w domu i w ogóle no wiesz...
- Mike, tłumaczysz się jak skrępowany nastolatek, ale ok - mówię, uśmiechając się trochę głupkowato.
- No tak, no wiem... - odpowiada Mike z zażenowaniem, po czym zdecydowanie podchodzi i obejmując mnie w pasie, patrząc mi w oczy pyta:
- Czy mogę pocałować najpiękniejszą, najwspanialszą i najszczerszą kobietę na świecie, którą kocham tak, że nie umiem o Niej nie myśleć ani przez chwilę; nie umiem nie myśleć o jej ustach, oczach, pięknym uśmiechu, włosach i o tym, że Ona też mnie kocha i też tego chce, tyle, że musi mi o tym powiedzieć żebym wiedział, że na pewno tego chce ? - wypowiadając ostatnie słowa zaciska uścisk, a Nasze ciała praktycznie stykają się tak że nie mogę oddychać. Serce bije mi jak szalone, a wszystko co mogę zrobić to po prostu patrzeć w Jego oczy i zatapiać się w nich, jak w najpiękniejszym oceanie. Widząc, że Mike powoli nie wytrzymuje czekając na moją odpowiedź, czuję wielką satysfakcje. Wiem, jestem zła i okrutna, ale na prawdę czuję ogromną satysfakcję kiedy wiem że Shinoda nie wytrzymuje z pragnienia mnie. Sama powoli zaczynam nie wytrzymywać, tak więc jeszcze przez chwilę męczę ukochanego, po czym sama wpijam się w jego miękkie usta, które napierają na mnie jakby chciały odpowiedzieć: No w końcu ! Uśmiecham się w duszy, po czym oddaję się przyjemności. Całujemy się przez dłuższą chwilę, po czym nagle, nawet nie wiem kiedy znajdujemy się na łóżku. Nie mamy zamiaru się kochać, czuję to, jednak wiem że Mike drży z podniecenia, ja z resztą też i wiem, że gdyby nie pewne bariery zrobilibyśmy to oboje, bez żadnego wahania. Całujemy się namiętnie przez kilka minut. Nagle oboje słyszymy pukanie do drzwi i delikatne skrzypienie klamki. Ani ja, ani Mike nie mamy najmniejszej ochoty się od siebie odrywać, jednak robimy to widząc stojącą w drzwiach Victorię, która jakby nigdy nic stoi na progu i patrzy na nas jak na...no właśnie...trudno określić jak na kogo.
- Ymmm...chyba Wam przeszkadzam także pójdę - mówi z zażenowaniem Viki.
- Nie, nie musisz, my i tak...eee...my... - no właśnie i w tym momencie nie wiedziałam co powiedzieć, tylko nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam się szeroko do Mike'a, który też najwyraźniej nie miał zielonego pojęcia co ma powiedzieć.
- Hmm...no to może ja i tak wyjdę, bo w sumie przyszłam tylko zajrzeć czy wszystko u Was w porządku, ale widzę, że tutaj aż za dobrze, więc no wiecie...
- Nie, na prawdę, ja w sumie już wychodzę - odpowiada Mike wstając z łóżka i podając mi rękę, abym też wstała. Po minie Victorii widzę, że chodzi jej coś po głowie i mam jej ochotę osobiście przywalić z plaskacza, ale ok. Odpuszczę, w ramach przyjaźni i dobrego humoru.
Wychodząc Mike jeszcze raz całuje mnie na pożegnanie i uśmiechając się wychodzi.


Wolałabym żyć, zostawiając to w spokoju,
ale to nie daje Ci prawa by wygłaszać groźby,
zmuszać mnie do ustępstw.
Nie, nie możesz mnie zastraszyć,
nie szanować mnie tak po prostu.


Jednak chwilę po jego wyjściu nie wiem sama dlaczego mam dziwne, złe przeczucia...nie mam pojęcia o co mi chodzi. Wyglądam przez wszystkie okna, jednak nie widzę niczego niepokojącego. Szybko ubieram koszulę, buty i zbiegam na dół. Schodząc na parter słyszę jakieś dziwne odgłosy i widzę dwa cienie za drzwiami wyjściowymi. Wybiegam jak najszybciej i moim oczom ukazuje się obraz żywej bijatyki. Wszystko wygląda jak pobojowisko zaczynając od małych drewnianych słupków wbitych w ziemie ogródka, a kończąc na porozwalanych na około rzeczach to Mike'a to osoby przeciwnej. Podbiegam do nich i usiłuję ich rozdzielić. Po chwili wytężonych starań, ledwo, ale udaje mi się. Staję plecami do Mike'a, trochę jakbym go broniła:
- Co wy robicie do jasnej cholery ?!
- Odejdź Mirando, to sprawa między nami - mówi Mike.
- Nie, nie odejdę ! Co ty w ogóle tu robisz co ?! Masz jeszcze czelność tu przychodzić i prowokować Mike'a do bijatyki ?! Powaliło Cię do reszty ?!
- Co ? To chyba On nie powinien tu być ! W końcu to ja jestem Twoim facetem, nie On ! - Dominik z podbitym okiem, krwawiącą wargą i ledwo trzymając się na nogach drze się głośniej niż myślałam. Gabriel, Anna i Victoria wybiegają z klatki i widząc całą sytuację nie wierzą własnym oczom. Gabriel chce mi pomóc, jednak ja zabraniam mu podchodzić.
- Nie jesteś już żadnym moim facetem, rozumiesz ?! W przeciwieństwie do Mike'a, nie masz najmniejszego prawa tu być !
- Pewnie ! Jeszcze zobaczymy ! Ja nie mam prawa tu być ?! Nie bądź śmieszna...nie dość, że mnie zdradzasz jak jakaś dziwka to jeszcze do tego bronisz tego swojego sławnego kochasia ! - teraz zauważam jeszcze, że Dominik jest pijany. Bardzo rzadko pił, co tym bardziej mnie dziwi. Nagle widzę, że sytuacja wymyka się spod mojej kontroli, a Mike z ogromną wściekłością podbiega do Dominika i daje mu z pięści w twarz:
- Anna, Victoria biegnijcie po ochronę ! Gabriel pomóż mi zawlec tego palanta do bramy - mówi ewidentnie zmęczony Mike. A ja stoję tylko patrząc jak osłupiała, kiedy razem z Gabrielem biorą pod rękę zakrwawionego lekko Dominika i wloką go w stronę bramy. Nie wiem co mam robić, jednak wiem, że muszę im pomóc. Idę za Nimi po czym widząc że Pan Volter, Miller i Rowson pakują Dominika na fotel w swojej budce i cucą go aby był przytomny na przyjazd już wezwanej policji. Sama nie mogę uwierzyć w to co się stało i nadal dzieje. Dominik jest bezczelnym chamem i tyle. Boże, jak ja mogłam z Nim być tyle czasu ? Jezu, jaka ja byłam głupia. Widzę zakrwawione ręce Mike'a i jego rozciętą brew.
- Mike, krwawisz ! Boże...
- Spokojnie, to tylko rozcięta brew, a ręce są w większości od Jego krwi. 
- Jezu...Mike, przepraszam Cię... - łzy stają mi w oczach, a Mike przytula mnie mocno.
- Za co mnie przepraszasz ? To nie Twoja wina. Ten gość to po prostu nierozumny idiota, a w dodatku powiem Ci, że nie wiem jak na trzeźwo, ale po pijaku to jego zdolność wycelowania i dobrego uderzenia jest tak słaba jak moja zdolność nie wywalenia się na prostej drodze, też po pijaku - mówi Mike trochę prześmiewczo.
- Pff...przestań ! Ja tu płaczę, a Ty jak zawsze z jakimś tekstem - odpowiadam wybuchając śmiechem przez płacz i łzy zalewające mi twarz.
- No widzisz ? Od razu lepiej jak się śmiejesz. To nic poważnego, na prawdę. Gorzej oberwał On niż ja. A tym, że tu przyszedł się nie przejmuj. Jeśli odważy się to zrobić jeszcze raz, będzie miał znowu ze mną do czynienia.
- Mike, ale ?
- Nie ma żadnego ale - mówi stanowczo - czekamy na policję, szybko mówimy im o co chodzi i idziemy do domu, ok ?
- Dobrze Mike, już dobrze no - odpowiadam, po cichu się dziwiąc jak taki kochany i z pozoru delikatny człowiek, może być momentami aż tak stanowczy.


Fragmenty tekstów pochodzą z piosenek: Friends Will Be Friends - Queen, Opluj.pl - Mezo feat. Kasia Skrzynecka oraz Roads Untraveled i Lies Greed Misery - Linkin Park.

* - fragment piosenki Hit The Floor - Linkin Park.