piątek, 14 grudnia 2012

Leave Out All The Rest Part 12.

Kaaabuumtsss...no i jest nowy rozdział. Od razu przepraszam za tak długą przerwę, ale niestety wena nie dopisywała, czasu było mało, a nauki zdecydowanie za dużo :( Szczerze powiem że według mnie nie jest on najlepszy, ale opinie zostawiam Wam. Przepraszam też za błędy które na pewno wkradły się w ten rozdział, ale niestety mam małe problemy techniczne (jestem chora, a co za tym idzie mózg nie pracuje mi zbyt skutecznie), ale kiedy tylko będę wstanie poprawię błędy ;) Na następny rozdział mam nadzieję że nie będziecie musieli już tyle czekać bo powiem Wam w tajemnicy że wena mi wróciła i 13-nastka będzie niedługo gotowa :D Jak zawsze dziękuję Wszystkim za komentarze tutaj, na Fb i Twitterze, zapraszam do czytania i pozdrawiam. Cassandra ;p

PS. Zapomniałam jeszcze wspomnieć że w tym rozdziale pojawia się perspektywa kogoś innego niż Mike i Miranda. Wgl. w kilku następnych rozdziałach zrobię kilka takich numerów, także jak coś to bądźcie gotowi ;p


Zamykam okno na oba zamki,
zasłaniam obie zasłony i odwracam się.
Czasami rozwiązania nie są takie proste, 
czasami pożegnanie jest jedynym sposobem...



- Czy któraś ze stron ma coś dodatkowego do zakomunikowania, przed ogłoszeniem werdyktu ? Jakąś prośbę, problem, niejasność ?
- Nie - odpowiadam po chwili, bez zastanowienia. Werdykt i sposób załatwienia całej sprawy mi odpowiadają. Nie chodzi o pieniądze, dom, majątek i tak dalej. Chodzi o dobro...
- A może Pani chce coś dodać ? - pyta wysoki, szczupły, delikatnie posiwiały mężczyzna około pięćdziesiątki, ubrany w czarny, sądowy ubiór sędziowski.
- Nie - z trudem odpowiada kobieta. Jest smutna, blada, ma worki pod oczami. Na pierwszy rzut oka widać, że to słowo przeszło jej przez gardło z trudem.
- Tak więc ogłaszam werdykt. W imieniu Sądu Rodzinnego w Los Angeles oraz na mocy prawa udzielonego mi przez stan California ogłaszam decyzję w sprawie rozwodowej Pana Michael'a Kenji Shinody oraz Pani Anny Alexis Shinody z domu Hillinger. Decyzją sądu, pozew o rozwód za porozumieniem stron, z powodu niemożliwych do pogodzenia różnic został rozpatrzony pomyślnie. Zgodnie z decyzją obu stron Pani Anna otrzymuje połowę majątku rodzinnego w tym dom i inne kosztowności jej należne mieszczące się w mieście Los Angeles. Małoletni Otis Akio Shinoda oraz Megan Eri Shinoda również zgodnie z decyzją stron na stałe mieszkać będą z Panią Anną, natomiast Pan Michael ma niczym nie ograniczone prawo do kontaktu z nimi przez 24 godziny, 7 dni w tygodniu. Z własnej, niczym nie przymuszonej woli Pan Shinoda zobowiązuje się wspomagać finansowo Panią Annę oraz zapewnić byt ich dzieciom. Zamykam rozprawę. Dziękuję.
Słysząc ostatnie słowa werdyktu, ciężko przełykam ślinę i spoglądam na Annę. Zauważam pojedynczą łzę spływającą powoli po jej policzku. Widząc mój wzrok, szybko ociera łzę. Po wyjściu z sali rozpraw mówi:
- Mike ?
- Tak ?
- Dobrze, że tak to rozwiązaliśmy. Nic nie mamy sobie za złe, nic nie możemy sobie zarzucić. Dobrze, że tak zrobiliśmy.
- Też tak sądzę - mówię z lekkim trudem.
- Do dzieci możesz przychodzić, kiedy tylko zechcesz. Wiesz dobrze o tym, że nie mam zamiaru utrudniać naszego kontaktu, a już tym bardziej Twojego kontaktu z Nimi. Jeśli chcesz to możesz przyjść z Mirandą...nie będę miała Ci tego za złe. Chcę poznać kobietę, która teraz da Ci szczęście - uśmiecha się blado.
- Dziękuję Anno, na prawdę Ci dziękuję...za wszystko - przytulam ją po przyjacielsku.
- Nie ma za co, Mike. Zresztą, co ja będę mówiła. Dobrze wiesz co mam na myśli, bo już o tym rozmawialiśmy.
- Tak, wiem, ale i tak Ci dziękuję. Jesteś chyba najlepszą przyjaciółką i jedną z najbardziej wyrozumiałych kobiet jakie spotkałem w życiu.
- Dziękuję Mike, dziękuję.
Po rozmowie przeprowadzonej po rozprawie, pierwszy raz od ponad 9 lat rozstajemy się już nie jako małżeństwo, ale jako para przyjaciół.

***

Dobre momenty, jak fotografie:
zbieram w swej głowie jak w starej szafie.

Tydzień później.

- Ummm...Chester ?
- No ? - pyta nie odrywając wzroku od kartki z tekstem, który przed chwilą skończyłam pisać.
- Korzystając z okazji...chce Tobie i Joe'mu podziękować - uśmiecham się, a rysujący wielkiego, zielonego, ziejącego ogniem smoka Joe odrywa się na chwilę od wykonywanej czynności.
- Za co ? - pyta zdezorientowany.
- No, za Mike'a... - mówię niepewnie, a Chester podnosi głowę znad kartki i uśmiechając się znacząco rusza brwiami.
- Widzisz jak nieraz za długi jęzor Chaz'a się przydaje ? - teraz Joe się uśmiecha.
- Taa...za długi, nigdy się z niczym nie wygadałem. A to, że powiedziałem, a w zasadzie powiedzieliśmy Mike'owi to, co powiedzieliśmy, wcale nie było przypadkiem.
- Ymm...czekaj, że...że zrobiliście to specjalnie tak ?! - pytam z niedowierzaniem.
- Eeee..a co jak powiem, że powiedzieliśmy mu to, bo On nam powiedział coś, co nam kazało mu powiedzieć to, co powiedzieliśmy ? - Joe patrzy się na mnie trochę głupkowatym wzrokiem.
- Poza tym, kochanie, tak czy inaczej nie jesteśmy ślepi. Nawet gdybyście ani ty, ani Mike nic nam nie powiedzieli, to i tak byśmy się wszyscy domyślili. Widać jak na siebie oboje patrzycie - mówi Chester.
- No właśnie. Chłopaki i tak już chyba po dwóch tygodniach kapnęli się, że jest między Wami chemia - mówi, nadal zaabsorbowany swoim dziełem Joe.
- Czekaj, czyli że to był spisek ?
- Oczywiście, że to był spisek nasza droga Mirando ! - Chester uśmiecha się do mnie szeroko.
- Wiecie co !? Gdyby w całej tej sprawie nie chodziło o to o co chodzi, to bym Was obu zlała, na serio. Ale tak to...wiecie co ? Kocham Was ! - uśmiecham się szeroko, po czym przytulam Chaz'a i Joe'go, którzy robią dumne z siebie miny. Potem wracam na swoje miejsce.
- Tak odchodząc od tematu, to ten tekst jest wyjebany w kosmos, serio - całkiem poważnie mówi Chester, jeszcze raz dokładnie przyglądając się kartce z moimi bazgrołami.
- Na prawdę tak sądzisz ?
- No, lepszego dawno nie widziałem...Joe obczaj ! - mówi podając kartkę Joe'mu, który rzuca na stół ołówek i zagłębia się w lekturę. Po chwili podnosi wzrok i pełny zadowolenia mówi:
- No, no... Mamy tutaj artystkę przez duże A! - uśmiecha się do mnie, po czym jeszcze raz przygląda się zapisanym wersom.
- Jeju, dziękuję ! - uśmiecham się ze szczęścia - byłam pewna, że Wam się nie spodoba.
- Jaja sobie kurwa robisz ?! - pyta Chaz zupełnie poważnie -, to jest chyba najlepszy tekst, jaki widziałem od czasu kiedy Mike dał mi tekst do Powerless. Proszę Cię, nawet nie śmiej wątpić w to, że masz talent bo masz i to kurwa ogromny ! - krzyczy mi prawie prosto do ucha Chester, po czym siada oburzony z powrotem na krzesło i patrzy na mnie z miną psychopaty chcącego zaraz mnie zarżnąć jakimś pierwszym lepszym tasakiem złapanym w dłoń.
- Dobrze, już dobrze. Bez nerwów. Ja tylko mówię co sądzę o swojej amatorskiej twórczości.
- Wiesz co ?! Ty kurna wiesz co ?! Bym Ci coś powiedział, ale chyba sobie odpuszczę - jeszcze raz zbulwersowanym głosem mówi Chester, po czym uśmiecha się jakby nigdy nic i patrzy na obiekt za mną. Obracam się aby zobaczyć co, lub kto to jest, a moim oczom ukazuje się uśmiechnięty obrazek Mike'a, Brad'a, Phoenix'a i Rob'a, którzy przysłuchują się z ciekawością naszej konwersacji. Chyba stoją tu od dłuższej chwili, bo kiedy ich zauważam Wszyscy wbijają wzrok w kartkę leżącą na stole, obok Chester'a. Pierwszy po kawałek papieru sięga Mike. Przygląda się uważnie i z powagą czyta tekst. Po dłuższej chwili ciszy podaje kartkę Bradowi i reszcie, a sam siada na krześle obok, całuje mnie i odpowiada:
- No, to mam piękną i zajebiście utalentowaną dziewczynę - uśmiecha się.
- Oj tam, od razu utalentowaną - nadal nie dowierzam.
- Wiesz co ?! Ty to się lepiej zamknij, bo trudno mi to mówić, zważając na ten tekst, ale kurwa...ty to się nie znasz ! - odpowiada poirytowany na maksa Chaz robiąc minę malutkiego labradora, któremu ktoś zabrał właśnie kość bądź zabawkę. Mimo woli uśmiecham się.
- Wiesz co ? Ty, ty wiesz co ?! To ty mnie wkurzasz ! - odpowiadam opanowując śmiech.
- No właśnie kurde, wiem no ! - odpowiada Chester zaczynając się śmiać, a ja walę go w ramie.
- Ołł, aaała...to bolało ! - wykrzykuje Chaz, udając oburzenie.
- Pff...bo miało !!! - odkrzykuję.
- Chcesz się bić mała ? Chcesz ?! - mówi dla jaj, robiąc gest nakłaniający mnie do (jak ja to nazywam) walki po "męsku".
- A co, co myślisz że nie dam rady Panu Benningtonowi ?! Ja, ja niby nie dam rady ?! - mówię, zaczynając się "bić", a raczej klepać po rękach z Chesterem, a chłopaki widząc to robią miny jakby myśleli z kim Oni żyją. Po chwili podchodzi Rob i z pełną aprobatą mówi:
- Ej ej...przepraszam bardzo, ale czy ty ośmielasz się bić mojego drogiego Chester'a, a ty - nadal mówi dość hmm...kobiecym głosem - ośmielasz się bić naszą kochaną...o przepraszam, bo jeszcze ktoś mnie zagryzie - przedrzeźnia Mike'a - a raczej Mike'a kochaną Mirandę ?! - wypowiadając ostatnie słowa robi pozę niczym dziunia czekająca na swojego alfonsa.
- Boże...dobra, jak Rob ma przechodzić takie zmiany osobowościowe, to wolę chyba nie bić się z Chester'em - odpowiadam z udawanym przerażeniem, opierając się o oparcie krzesła.
- eee tam...osobowościowe. Jakie tam zmiany ?! On zawsze taki jest tylko się kryje - mówi Joe.
- A ty to niby się nie kryjesz ? - z oburzeniem odwraca się Rob - no wiesz, z Remim.
- Ja ? Ja się kryje...pff...chyba trochę przeginasz przyjacielu.
- Ej dobra ogarnijcie się oboje - mówi Brad, siadając na krześle obok mnie i wychwalając mój tekst, który przedtem był tysiąc razy czytany, to przez niego, to przez Phoenix'a.
- Pff...odezwał się ogarnięty - oburza się Rob, po czym śmiejąc się siada na kanapie, na której przed chwilą usadził się Phoenix.
- Tak zupełnie serio, to ten tekst jest zajebisty - uśmiecha się tępawo Rob.
- Wiesz Rob ? Czasami przypominasz mi mojego brata - mówię przyglądając się mu uważnie.
- Taa ? Czemu ? Też jest taki seksowny jak ja ? - odpowiada wygłupiając się, a chłopaki po kolei jak upadające na siebie kostki domina, walą takiego facepalm'a jakiego chyba dawno świat nie widział.
- Nie. Po prostu jest tak samo inteligentny, a zachowuje się jak czop, palant, debil, popapraniec, ciota i tak dalej i tak dalej. Jednak nie zmienia to co prawda faktu, że i tak go kocham, ale no wiesz - zaczynam się śmiać razem z resztą, a Rob robi minę jak gdyby ktoś przed chwilą przywalił mu w twarz patelnią.
- Ahahaha, bardzo śmieszne - opiera się na łokciu o kanapę i sam się uśmiecha.

***

- Ej ludzie. Wpadniecie do mnie w sobotę na przyjacielskiego grill'a ? - pyta Chaz zakładając swoją skórzaną kurtkę i szykując się do wyjścia ze studia - oczywiście z dziewczynami - uśmiecha się.
- Ok - odpowiadają wszyscy jednogłośnie.
- Jak coś to będzie nasza stała ekipa, no wiecie Sam, Elka, ich faceci, dzieciaki, Shawn, Beyonce no i reszta. Aaa...no i Miranda, poznasz w końcu moją żonę i resztę naszej "świty" - uśmiecha się Chaz.
- ymmm..no ok - uśmiecham się - czyli, że też mam się czuć zaproszona ?
- Nie, wiesz? Wyrzucimy Cię z Tal na bruk... Pewnie że jesteś ! - odpowiada Chester.
- No ok - uśmiecham się, puszczając do Chester'a oczko.
- A no i...jest jedna rzecz i nie wiem czy dobrze robię, że Wam o tym mówię, ale sądzę, że powinienem... - Chaz zwraca się do mnie i Mike'a.
- No, o co chodzi ? - odwraca się Mike.
- No, bo wiecie, nie wiem do końca jakie są kontakty Mirandy z Anną, no i nie wiem jak to..
- Spokojnie. Anna nie ma nic do Mirandy, nawet chce ją poznać, także wiesz - odpowiada Mike uśmiechając się do mnie.
- A ok. Wiecie, stwierdziłem że powinienem Wam powiedzieć. W końcu Anna to też moja przyjaciółka no i przyjaciółka Talindy, więc...
- Ok, Chaz, nie masz się z czego tłumaczyć - odpowiadam - jest ok - mówię, myśląc czy przypadkiem nie kłamię, wbrew sobie.
- No, to ok. Dobra, to wpadnijcie koło 18, na razie - kiwa nam Chaz, po czym wychodzi.
Po chwili zbiera się Phoenix, potem Rob, Brad, Joe, aż w końcu zostaję sama z Mike'iem. Po chwili niepewnie zaczynam rozmowę.
- Mike ?
- Tak ?
- No bo, wiesz, nie wiem czy powinnam iść do Chester'a...
- Dlaczego nie ? - pyta Mike odwracając się do mnie przodem.
- No bo...ehh, boję się reakcji wszystkich. Nie zrozum mnie źle, ale...boję się, że będą na mnie krzywo patrzeć przez to że, no wiesz...
- Mirando - mówi Mike, siadając na kanapie, obok mnie - nikt nie będzie na Ciebie krzywo patrzeć, a już na pewno nie Anna, czy nasi przyjaciele. Oni nie są tacy. Sama dobrze wiesz, że Anna sama chce Cię poznać. Sam, Elka i cała reszta to nasi przyjaciele i na pewno Cię polubią. Oni nie są ludźmi ze stylu tych co linczują za byle co. Poza tym nawet jeśli by tacy byli, to Ciebie nie mieliby za co zlinczować - obejmuje mnie, a ja wtulam się w niego. -Będzie dobrze, zobaczysz.
- Mike, ile razy jeszcze mi to powiesz ?
- Tyle razy, ile będzie trzeba, żebyś wreszcie w to uwierzyła - odpowiada, unosząc mój podbródek i całując.

***

- Mirando ! - krzyczy Ann, wpadając do mojego pokoju.
- Nom ?
- Mike już przyszedł.
- O cholera ! Mike już jest, a ja jeszcze jestem w rozsypce.
- Może Ci pomóc ?
- Nie , nie musisz, sama sobie poradzę.
- Ok. Jak coś, to jesteśmy w salonie - uśmiecha się Ann i zamyka drzwi.
Szybko zbieram rzeczy, układam do końca włosy, ubieram się tak jak lubię, to jest na luzie, ale elegancko - rurki, koszulka na ramiączkach, marynarka, robię makijaż, zakładam dodatki i robię ostatnie, jak ja to mówię, czynności poprawkowe. W końcu po około 20 minutach jestem gotowa do wyjścia. Wchodzę do pokoju, a kiedy tylko Mike mnie widzi, wstaje i obejmując mnie w pasie, całuje na przywitanie. Wychodząc, oboje żegnamy się szybko z Ann, Viki i Gabim. Po około godzinie jazdy stajemy przed pięknym, kremowo-żółtym, dwupiętrowym domem z ładnym, ciemno-brązowym dachem. Mike wysiada i zaraz znajduje się obok drzwi pasażera otwierając je abym wysiadła. Zamyka samochód i chwyta mnie za rękę, widząc, że jestem nerwowa.

Nie ma czasu na przemyślenia, nadchodzi moja kolej.
[...]
Powiedziałam "Jestem przerażona", ale nie odchodzę 
Wiem, że muszę zdać ten test.


- Ej, kochanie, wszystko będzie dobrze, nie denerwuj się, kocham Cię - mówi obejmując mnie i całując delikatnie. Mike ma w sobie coś wspaniałego. Ba, ma w sobie ogrom wspaniałości. Ale w tej całej wspaniałości ma coś, czego nie mają nawet inni wspaniali. Mike posiada pewną pozytywną energię, która nie pozwala człowiekowi na nerwy, stres czy wkurzenie. Po prostu, jesteś wkurzony bądź coś z tych rzeczy, spojrzysz na Niego i od razu masz lepszy humor. Tak już jest. Uśmiecham się do Niego i nabieram nadziei na to, że faktycznie będzie dobrze. Trzymając mnie za rękę Mike prowadzi do białych, drewnianych drzwi, znajdujących się pod altaną z boku domu. Obejmuje mnie mocniej i dzwoni na dzwonek. Chwilę później otwiera nam uśmiechnięty od ucha do ucha Chester.
- Hej, hej, hej ! Wchodźcie, wszyscy już są - wita się z Nami, po czym zamyka drzwi i prowadzi Nas przez przyjemne i ciepłe wnętrze swojego domu, aż na taras z tyłu domu, gdzie wszyscy goście siedzą i rozmawiają.
- No, więc tak. Moi drodzy oto jest Mike, którego znacie, a oto jest droga Miranda którą jeszcze nie wszyscy znacie, ale właśnie poznajecie - uśmiecha się Chester – Mirando, no wiec to jest moja żona Talinda - mówi Chaz wskazując na miło wyglądającą, czarnowłosą, szczupłą kobietę o ciemnej karnacji, którą tyle razy widziałam na przeróżnych zdjęciach. Talinda uśmiecha się i podaje mi rękę stając u boku Chester'a, który kontynuuje:
- a reszta, którą pewnie znasz ze zdjęć to Sam, Elka, moi synowie Isaiah, Jamie i Draven, tam przy trampolinie jest Tyler, a reszta dzieci bawi się o tam - mówi Chester pokazując mi wszystko i wszystkich po kolei i wskazując na kojec, w którym bawią się wszystkie dzieciaki - dalej jest Heidi, to jest dziewczyna Joe'go, żona Dave'a - Linsey, żona Brad'a - Elisa, tam na końcu koło Rob'a siedzi Jennette, czyli jego dziewczyna - widać, że Chaz nie lubi przedstawiać kogoś komuś, bo robi to dość nieudolnie, ale ja nie zwracam na to uwagi i dalej słucham z powagą Chaz'a, który po kolei przedstawia mi gości, których tak na prawdę znam jako fanka LP. Jednak w tym momencie zamieram. Chester wskazuje na Annę, która jakby nigdy nic wstaje i podchodząc do mnie podaje mi rękę oraz wita najmilej jak tylko potrafi. Wygląda na przemęczoną, trochę poddenerwowaną. Wygląda inaczej niż na zdjęciach.. Może jest to spowodowane rozwodem z Mike'iem, a może po prostu wydaje się taka, bo nigdy nie widziałam jej na żywo. W tym momencie muszę otwarcie przyznać, że kamień spada mi z serca. Bałam się tej chwili jak chyba dawno czegokolwiek innego. Obawiałam się kłótni, awantury, jakiegoś lamentu ze strony Anny. Tymczasem Ona jakby nigdy nic wstała i miło się ze mną przywitała uśmiechając się , jak gdyby żaden rozwód czy cokolwiek innego nie miało w jej życiu miejsca. Ucieszyłam się kiedy Anna po prostu się ze mną przywitała. Sama mile odwzajemniłam uścisk i postarałam się jak najlepiej zachować. Widząc to Mike, Chester i cała reszta uśmiechnęli się, a sama Anna wróciła na swoje miejsce, co prawda nie z szerokim uśmiechem, ale z delikatnym, miłym uśmiechem mówiącym o tym, że mimo wszystko jest zadowolona z przebiegu spotkania. Na sam koniec Chester przedstawił mi ludzi, którzy od początku zwrócili na siebie moją największą uwagę nie licząc oczywiście Anny. Początkowo doznałam szoku, jednak potem przypomniałam sobie zapowiedź Chaz'a, kiedy Nas zapraszał.
- Pewnie ich znasz, ale co tam - uśmiechnął się Chaz, wskazując na ciemnoskórą, ładną kobietę o miłym wyrazie twarzy i jasnych, brązowych włosach. Obok niej siedział również ciemnoskóry mężczyzna o przyjaznym wyrazie twarzy. W tym momencie dopiero uświadomiłam sobie o kogo Chesterowi tak na prawdę chodziło i trochę mnie zatkało. Nie ze względu na sam fakt, bo przecież wiedziałam że przyjaźnią się z Nimi, ale...ze względu na to, że mam właśnie okazję ich poznać. Poznać jednego z najlepszych raperów na świecie, do którego od zawsze mam duży szacunek, no i jego żonę, piosenkarkę której muzyka co prawda nie zawsze mi odpowiadała, ale nie raz podobały mi się jej piosenki.
- Oto Beyonce no i Jay-Z, ale mów mu Shawn - przedstawił mi ich Chester, a Oni przywitali się ze mną nie jak z obcą osobą, ale wręcz przeciwnie, jakby znali mnie od lat. Jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Tym bardziej mnie zatkało. Kiedy już wszyscy usiedliśmy, Chester jak na pana domu przystało zaczął przygotowywać wszystko co było potrzebne do grillowania, a goście kontynuowali rozmowę. Od przekomarzań z Brad'em, przeszłam do ciekawej konwersacji z Elisą, a dalej rozmawiałam już ze wszystkimi po trochu. Beyonce i Jay, obok których siedziałam, tak jak sądziłam okazali się bardzo fajnymi, normalnymi ludźmi, z którymi można pożartować, pośmiać się oraz pogadać na poważne tematy. Zdziwieniem był dla mnie fakt zachowania Anny. Najpierw przywitała się z mną, potem przedstawiła mi dzieci. No właśnie...dzieci jej i Mike'a. Nawet nie wyobrażałam sobie, że poznam kiedykolwiek tak fajną gromadę dzieciaków, a w tej gromadzie, dzieci człowieka, którego kocham, Michaela Shinody i jego byłej już w tej chwili żony. Nagle poczułam się podle. Poczułam tak straszne, tak kłujące poczucie winy, które nie dawało mi nawet cienia nadziei na to, że jestem dobra. Mimo to przywitałam się, jak należy z Otis'em, który bez ogródek, przytulając się do mnie stwierdził że ładnie pachnę oraz z trochę bardziej wstydliwą Megan, która podając mi rączkę uśmiechnęła się najpiękniej jak tylko dziecko może się uśmiechnąć. Uśmiech i dobre przyjęcie przez dzieci minimalnie ukoiły moje poczucie winy, które mimo iż nadal miałam, dało mi dalej funkcjonować. Nawet się nie spostrzegłam gdy minęła dobra godzina, a ja już znałam wszystkich i bawiłam się ze wszystkimi dziećmi. W końcu kiedy Chester z pomocą wszystkich po kolei, a zwłaszcza Talindy rozprawił się z przygotowaniem jedzenia, usiedliśmy przy stole i rozpoczęła się zbiorowa rozmowa. Kiedy już wszyscy zjedli, a ja pomogłam Talindzie i Samancie pozbierać brudne naczynia, te wykorzystały okazję i razem z większością damskiego towarzystwa zaciągnęły mnie na "papierosa", za którym tak na prawdę kryła się chęć rozmowy w babskim gronie. Talinda zaprowadziła nas na dalszą część tarasu, mieszczącą się z boku domu. Siadając na ławce wiedziałam już, że nie obędzie się bez rozmowy jak to tam miewają się sprawy z Mike'iem. Dopiero co poznałam te kobiety, a już widziałam, że chyba znajdę z Nimi wspólny język i zrozumiemy się bez słów.
- Wiesz Mirando, przepraszam, że tak się zapytam prosto z mostu - powiedziała Samantha odpalając papierosa - ale...
- Dobra już dobra, nie ukrywajmy się... - wtrąciła Beyonce – wiadomo, że wszystkie jesteśmy wścibskimi, wrednymi babami, które tylko czekają aż powiesz im jak tam z Mike'iem, także wszystkie z góry Cię przepraszamy - uśmiechnęła się szeroko, po czym reszta dziewczyn zrobiła wyraźnie wdzięczne miny za dobre wyjście z sytuacji.
- ymm...no więc...wiecie, nie za bardzo wiem, co mam Wam powiedzieć - powiedziałam trochę bezradnie.
- Spokojnie, jeśli nie chcesz, to nie musisz Nam mówić - zaczęła Elka.
- Pewnie, wiesz, to Wasze sprawy i nie powinnyśmy się w to wtrącać - kontynuuję Talinda.
- Zwłaszcza, że dopiero co się poznałyśmy - zakończyła Jennette - apropo, palisz ?
- Nie , nie dzięki - uśmiechnęłam się - nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi o to, że nie chce Wam powiedzieć, ale po prostu...jeszcze jakby nie oswoiłam się do końca ze wszystkim co ostatnio miało miejsce w moim życiu i po prostu...nie mam pojęcia jak to ująć.
- Tak, chodzi Ci pewnie o rozwód i w ogóle całe te okoliczności - dopowiada Heidi, jakby czytała mi w myślach.
- No tak...
- Nie przejmuj się tym. Przyzwyczaisz się z czasem. Anna to na prawdę bardzo dobra kobieta i biorąc pod uwagę, że życzy Tobie i Mike'owi jak najlepiej, nie masz się chyba czym przejmować - mówi pocieszająco Talinda.
- Wiesz, nie odbierz źle tego, że pytamy się Ciebie i chcemy z Tobą o tym pogadać, ale po prostu wszyscy, ale to na prawdę wszyscy, zauważyli jak Mike rozkwitł od czasu rozwodu z Anną i od czasu kiedy jest z Tobą - mówi Linsey.
- Dokładnie. Mike stał się zupełnie inny. Przedtem, mimo że Wszyscy wiedzieli, że nie jest dobrze pomiędzy Nim i Anną, stwarzał pozory, chciał żeby wszystko wyglądało dobrze i żeby dzieci nie kapnęły się o tym, że jest coś nie tak. Od kiedy poznał Ciebie jest bardziej spontaniczny, nie udaje już, bo nie musi...zresztą, kiedy tylko na Ciebie patrzy albo kiedy jesteś obok Niego, czy nawet kiedy Ciebie nie ma a wspomni się o Tobie to oczy od razu błyszczą mu się ze szczęścia jak chyba nigdy - z pełnym przekonaniem dopowiada Beyonce.
- Uwierz nam, że nawet w latach świetności Jego związku z Anną nie był aż tak szczęśliwy - kontynuuje Linsey, dopalając papierosa i wrzucając niedopałek do popielniczki.
- Zresztą, powiem Ci szczerze, że Ty też nie musisz nam nic mówić. Widać po Tobie, że szalejesz za Nim, tak jak On za Tobą - kwituje Samantha, a reszta jej przytakuje.
- No właśnie, więc nie ukrywaj przed nami, że jesteś szczęśliwa, bo i tak jesteśmy tak skonstruowanym gangiem, że rozgryziemy wszystko i wszystkich - mówi Elka, a jej słowa wywołują uśmiech na twarzach wszystkich.
- Hmm...wiecie dobrze, że jestem zarąbiście szczęśliwa, ale powiem Wam szczerze, że nie chce się z tym obnosić. Przynajmniej na razie, dopóki nie minie trochę czasu od rozwodu.
- Nie no, spoko, rozumiemy Cię - uśmiecha się Talinda - a no właśnie tak jeszcze apropo gangu, to wiesz, że z dniem dzisiejszym jesteś oficjalnie przyjęta i przeszłaś procedurę powitalną jak najbardziej pozytywnie - dalej się uśmiecha.
- Jezu, Talinda nie strasz Jej - śmieje się Heidi.
- No dobrze, dobrze, a tak na poważnie to nie wiem jak do reszty, ale do mnie możesz dzwonić po poradę, pytanie, czy cokolwiek innego o każdej porze dnia i nocy - mówi Talinda puszczając mi oczko.
- Do nas oczywiście też - dopowiada Beyonce, po czym reszta Jej przytakuje.
- Dziękuję, na prawdę dziękuję. Tylko wiecie, mogę zadać Wam jedno pytanie ?
- Wal śmiało - mówi Elisa.
- No, może to głupio zabrzmi, ale skąd u Was tak dobre podejście do mnie ? Przecież równie dobrze mogłabym się okazać głupią małolatą bez wyobraźni, która nie ma za grosz kultury, jest niemiła i leci na kasę.
- Uwierz Nam, Mirando, że gdybyś z tylu zaufanych ust słyszała tyle dobrych rzeczy o kimś, ile my usłyszałyśmy o Tobie to też nie miałabyś wątpliwości co do tego na kogo trafiłaś - uśmiecha się miło Linsey, a reszta przytakuje Jej. I pomyśleć, że bałam się tego całego spotkania.

***

I chciałabym tylko nie poczuć,
że było coś co straciłam.


Boże, o Boże...myślałam, że jestem taka twarda, ale chyba się przeliczyłam. Chciałam dobrze dla Mike'a i dla Mirandy, dla dzieci, chciałam zrobić to nie myśląc o sobie, o tym ile mnie będzie to kosztowało wyrzeczeń. Dotychczas radziłam sobie świetnie z uczuciami, nawet udało mi się je przyćmić i myślałam, że wszystko jest na dobrej drodze. Ja przestane kochać Mike'a, On będzie szczęśliwy z kobietą, którą kocha, dzieci będziemy wychowywali wspólnie, razem, po przyjacielsku. Owszem, nadal tego chce, chce przestać kochać mojego byłego męża i zaprzyjaźnić się z Mirandą. Dzisiejsze spotkanie jednak zrujnowało wszystkie moje bariery, jakie sobie w środku postawiłam. Zrujnowało, to może zbyt ostre słowo, ale na pewno je naruszyło i to w mocnym stopniu. Dlaczego ? Zauważyłam pewne ważne dla mnie rzeczy. Widzę jak Mike na Nią patrzy, widzę jak wodzi za Nią wzrokiem, jak patrzy na każdy jej delikatny ruch, podziwia ją, jakby była najdroższym i najcenniejszym eksponatem muzealnym, jakby nic innego na świecie się nie liczyło poza Nią. On podziwia jej piękno w każdej chwili, kiedy tylko Ona odchodzi, jakby miał w oczach detektor reagujący tylko na Nią i na Jej urodę, a kiedy Ona wraca, Jego oczy błyszczą się, jak...nawet nie umiem dokładnie opisać tego jak. Widać po Nim, że za Nią szaleje, Ona zresztą też kocha go na zabój. Gdyby mogła, nie odchodziłaby od Niego na krok, nie opuszczała ani na sekundę. Mike nigdy nie patrzył na mnie tak jak na Nią, ani tak jak Ona na Niego. Nie mówię, że mnie nie kochał, ale...Ona, Ona zdecydowanie jest czymś innym, ważniejszym, z boku ma się wrażenie jakby miłość Jego do Niej i Jej do Niego była niezniszczalna, nierozelwalna i nierozłączna. Mike nigdy nie kochał żadnej kobiety tak mocno jak Mirandę, jestem tego pewna. Co ja mam zrobić ? Przecież nie zatruje im życia z czystej zazdrości. Zbyt mocno kocham Mike'a, aby to zrobić. Znowu, kiedy tylko pomyślę o tym, że On jest szczęśliwy u Jej boku, a Ona u Jego to krew się we mnie gotuje. Anno panuj nad sobą, zachowaj spokój i myśl trzeźwo. Zazdrość nie może wziąć góry nad rozsądkiem i dobrocią, nie może ! Nie wiem jak, ale dam radę, muszę być silna...

***

Wracając do swojego mieszkania zastanawiam się nad przebiegiem dzisiejszego spotkania. Nie chodzi mi rzecz jasna o nasze spotkanie przyjacielskie, ale o spotkanie Mirandy i Anny. Szczerze rzecz ujmując sam bałem się tego momentu, ale wydaje mi się, że Anna dobrze przyjęła Mirandę i na odwrót. Dzieci też nie miały nic przeciwko mojej ukochanej. Na prawdę cieszę się z tego faktu. Jedyna rzecz, która daje mi trochę złego do myślenia, to fakt późniejszego zachowania Anny. Nie sądzę, by chciała zrobić coś głupiego i nie sądzę, że była zła, ale i tak jej baczny wzrok i podejrzliwa obserwacja trochę mnie dziwi. A może po prostu jestem przewrażliwiony. Nie wiem...nie dbam o to, zależy mi tylko na tym aby było dobrze. Anna na pewno też chce aby wszystko dobrze się ułożyło, więc dlaczego miałaby być wkurzona, czy cokolwiek w tym stylu ? Sam już nie wiem. Dojeżdżam na miejsce i parkuje samochód na strzeżonym parkingu. Wchodząc na górę rozmyślam tylko i wyłącznie o moich planach na nie daleką przyszłość. Planach związanych z Mirandą. Kiedy wchodzę na półpiętro, rozmyślania przerywa mi jeden mały i bardzo wkurzający fakt, który właśnie stoi sobie pod moimi drzwiami, uśmiechając się cynicznie na mój widok. Co On tu do kurwy nędzy w ogóle robi ?!


Fragmenty tekstów pochodzą z piosenek: Shadow Of The Day i My December - Linkin Park, Otwieram Wino - Sidney Polak feat. Pezet oraz Russian Roulette - Rihanna.